TWÓJ KOKPIT
0

Zapomniana przeszłość :: Twórczość fanów

ROZDZIAŁ IX

Nadzieja jedyne wspólne uczucie każdej istoty w beznadziejnej sytuacji...
Jest nieodłącznym elementem życia...Umiera ostatnia...
Jedna radosna nadzieja jest więcej warta niż dziesięć suchych rzeczywistości...
Niektórzy nazywają nadzieję matką głupich...
Jeśli to prawda to życie mądrych jest beznadziejne...
Co to za życie bez nadziej na lepsze jutro?

Mężczyzna klęczał w swojej kajucie z luźno położonymi rękoma na kolanach. Oddychał powoli licząc dokładnie sekundy miedzy wydechem, a wdechem. Czas leciał, a on skupiał się na żywej mocy. Jego mistrz zawsze mawiał: „Skup się na Tu i Teraz, ale nie zapominaj o przyszłości, która cały czas pędzi. Czasem możesz przewidzieć to co się stanie i to zmienić bo przyszłość jest w ciągłym ruchu”. Odciął się od otaczającego otoczenia. Znajdował się w małej kajucie na wielkim okręcie klasy Acclamator. Skromnie urządzona z niewielkim stolikiem, szafką i pryczą z poduchą z pierza jakiegoś biednego zwierzęcia. Jego myśli oddalały się od ciała. Przenikały kadłub wielkiego niszczyciela, oddalały się od systemu Bibliringi, w którym się znajdował. Mknęły dalej prowadzone przez wszechpotężną Moc. Dla myśli prowadzonych przez galaktykę nie było barier nie do pokonania. Chwilę później znalazły się na bliźniaczym okręcie tej samej klasy w zupełnie innym systemie. Czuł obecność wielu istot odzianych w czarne mundury, a także szlachetnie urodzonej kobiety zażywającej zasłużonego odpoczynku podczas kąpieli. Leciał dalej tam gdzie Moc mu kazała. Dotarł do części więziennej. Moc zasłoniła wszystko pozwalającej jedynie odczuwać emocje. Poczuł dwie postacie zgoła odmienne wewnątrz od siebie tak jak dzień i noc. Jedna pełna gniewu i nienawiści gotowa na wszystko, aby spełnić to co postanowiła. Druga natomiast trochę niepewne, spokojna, ale z całą pewnością pełna wewnętrznej dobroci. Wtedy chłopaka olśniło. Myśli zaczęły cofać się z powrotem do niego z szybkością sto razy szybszą niż podróż przez nadprzestrzeń. Otworzył raptownie oczy czując, że oddycha bardzo szybko pochylił się do przodu. Słyszał bardzo szybko bijące serce. Dzwoniło mu w uszach tak głośno, że zagłuszało wszystko inne. Minęło kilka minut zanim się uspokoił. Wziął chustę i wytarł pot, który rozlał się mu po twarzy. Powoli wstał czując ścisk w gardle. Był pewien co widział i przede wszystkim kogo. Nie wahając się narzucił na siebie ubranie wziął co potrzebne na podróż i wybiegł w kierunku hangaru, gdzie stał jego myśliwiec. Po drodze zdziwieni ludzie patrzyli na niego pytając się gdzie tak się spieszył, lecz nie odpowiadał. Wiedział, że czas to w tej chwili najważniejsza rzecz. Adi Kier trzymaj się, lecę... - Szepnął po cichu.
Xer podniósł się słysząc odgłosy walki. Ból w klatce piersiowej promieniujący na całe ciało trochę zmalał. Rozejrzał się dostrzegając, że znajdował się w małej dwu osobowej celi. Leżał z nim nieobecny kompan Akinomy Kid, patrzący w jeden punkt pokoju i myślący Bogowie jedni wiedzieli tylko o czym. Nie wiedział czy ktoś znajdował się w innych celach, ponieważ dzieliło go od nich wielkie metalowe drzwi z małą kratką przez, którą usilnie starał się zobaczyć co się działo. Po chwili dostrzegł Akinomę, która podchodziła próbując uwolnić go. Cichy syk i drzwi otworzyły się. Zobaczył, że była trochę poobijana. Policzek pod niesprawnym okiem lekko napuchł, a opatrunek na nodze został zerwany ukazując nie zagojoną do końca ranę. Wyraźnie kulała ukazując na twarzy grymas bólu. Uśmiechnęła się widząc, że nic mu nie było.
- Niezła ucieczka co nie? - Zaczęła. - Jest mały problem... Musimy uciekać i to szybko. Jakaś kobieta próbuje zatrzymać Adi Kiera. Nas chyba przeoczy bo zależy jej na nim. Nie wiem czemu nie pytaj. Pomóż mi zabrać tego idiotę! - Wskazała na mężczyznę.
- Dobra - zrobił trochę udręczony wyraz twarzy - A co z innymi jeńcami?
- A co oni nas obchodzą? Zawsze sobie powtarzałam najpierw ratuj siebie i bliskich, a o resztę się nie martw.
- Chodźmy! - Krzyknął.
Wyszli na zewnątrz. Xer spojrzał na lewo i aż się wzdrygnął. Jego oczom ukazały się dwie postacie. Łysa kobieta o trupiobladej cerze odziana w obcisły czarny strój. Trzymała w dłoniach dwa miecze świetlne o ostrzu błękitnym i zielonym. Adi Kier trzymając oburącz swój oręż o żółtym ostrzu mocno stał na nogach czekając na atak.

Adi Kier najpierw nas zdradziłeś, a teraz walczysz z obcą kobietą poniekąd też w naszej obronie. Jak można mieć w sobie tyleż z łotra co z bohatera? Głupcze robisz się sentymentalny na starość. Obróć się i biegnij póki nie ma strażników. Może jakoś się uda wydostać. Powodzenia Adi. Niech Moc będzie z Tobą...

Akinoma udała się do terminalu nadzorcy poziomu więziennego coś przy nim robiąc. Xer wpatrywał się w walkę.
Mężczyzna stał na szeroko rozstawionych nogach. Był gotowy do wykonania bloku lub uniku. Ubrany w beżowe luźne spodnie, granatową tunikę okrytą czarną kurtką nie wyglądał jak ktoś kto mógłby bez wahania zabić czy też bez najmniejszego poczucia winy. Patrzył uważnie na kobietę wywijającą dwoma ostrzami różne kombinacje. Umiejętności szermiercze na pierwszy rzut oka miała wysokie, co do tego nie miał wątpliwości. Postanowił pierwszy zaatakować, sprawdzając na co ją stać. Wiedział także, że to będzie najlepsza obrona z jego strony. Podbiegł i zadał ostry cios z prawej celując w ramię. Pozbawić ją jednego z mieczy. To musze zrobić - postanowił. Kobieta zablokowała jednym mieczem jednocześnie celując drugą klingą w nogę. Z trudem w ostatniej sekundzie cofnął ją zadając gwałtownie cięcie z lewej. Okładał ją ciosami z góry celując cały czas w jej prawy miecz. Ta spokojnie z sprawnością wytrawnego szermierza parowała jego ciosy czekając na odpowiedni czas do wyprowadzenia kontry. Zamarkował kolejny atak z lewej i pchnął celując w brzuch. Kobieta lekko zaskoczona, odskoczyła do tyłu robiąc salto, upadła na jednym kolanie. Uśmiechnęła się szyderczo patrząc na niego wzrokiem pełnym gniewu i nienawiści, a także pogardy. Wyciągnęła rękę zaciśniętą w pieść i niespodziewanie ją otworzyła. Adi Kier został odrzucony na ścianę odległą o kilka metrów. Dziewczyna nie czekała jak wstanie i skoczyła do przodu z szybkością śnieżnej pantery. Każdy jej ruch wspomagany przez Moc był pełny finezji i siły. W ostatniej chwili jak dwa ostrza miały zagłębić się w klatce piersiowej Kier odskoczył na prawo i szybko wstał. Poczuł nasilający się gniew. Wiedział, że zawsze Moc nie była w nim słaba. Kiedy wychowywał się w Świątyni Jedi zastanawiał się dlaczego go wzięli skoro był tak słaby. Pamiętał jak dzieci śmiały się z niego bo z największym trudem poruszał przedmioty siłą Mocy. Nie czas na wspomnienia głupcze - skarcił się w myśli. Szedł powoli okrążając łysą kobietę i bacznie ją obserwując. Ona czyniła to samo. Każdy analizował język ciała przeciwnika próbując odczytać jeden mały ruch zwątpienia, który wystarczył do przeprowadzenia skutecznego ataku.

- Może przestaniemy się bawić? - Zaczął tonem towarzyskiej rozmowy - Po co walczyć? Przecież nic ci nie zrobiłem...
- Jesteś Jedi! To wystarczy. Giń! - Syknęła i rzuciła się do ataku.

Czasem gniew zaślepia podczas pojedynku. Te słowa często słyszał od nauczyciela fechtunku Mistrza Quell Perra. Pamiętał, że jego lekcje lubił najbardziej i na nich starał się trzykrotnie więcej niż na innych. Wszędzie musiał przykładać się lepiej do nauk z uwagi na braki w postrzeganiu Mocy, ale szermierka to zdecydowanie jego ulubiona dziedzina. Mógł spędzać w sali treningowej całe godziny walcząc z własnym cieniem, trenując cięcia i parady. Przypomniał sobie pewną technikę jaką nauczył się trenując raz z mistrzem Yodą. Ten rzadko pokazywał uczniom na macie sztuczki szermiercze, ale tego dnia, wiele lat temu zrobił wyjątek. Teraz dostrzegł punkt w jej ciele. Ruch zwątpienia w napięciach mięsni lewej ręki. Wiedział co musiał zrobić. Wezwał na pomoc Moc, aby wypełniła jego ciało ożywczym światłem. Czuł ją jak nigdy chociaż rzadko z niej korzystał. Skoczył do przodu zadając cięcia raz z lewej raz z prawej. Markując pchnięcia, atakował z góry. Każdy jego cios był blokowany, ale kobieta cofała się powoli pod wielkim naporem Adi Kiera. Chłopak dostrzegł Xera i Akinomę, którzy pracowali przy terminalu głównego nadzorcy poziomu więziennego. Zdecydował się zepchnąć ją w kierunku cel, aby umożliwić kompanom czystą drogę ucieczki. Mogę tak jakoś im odpłacić za to co uczyniłem - pomyślał. Zaczął napierać z większą werwą spychając przeciwniczkę w kierunku lewego korytarza. Zadał cios z lewej chcąc, aby zablokowała go obydwoma ostrzami. Wtedy w tej sekundzie kopnął ją z całej siły nogą w twarz. Odrzuciło ją na kilka metrów.
Xer stał z Akinomą przy terminalu. Wiedzieli, że nie mają dużo czasu zanim nie przybędą strażnicy. Jednak mała dywersja wyciągając innych jeńców bardzo im pomogłaby. Odciągnęłoby to uwagę od nich i dałoby im cenny czas do ucieczki skradzionym myśliwcem z hangaru. Plan wymyśliła Akinoma, Xer nie mając nic lepszego do zaproponowania przyjął jej pomysł. Patrzył na Adi Kiera walczącego w heroicznym boju z łysą kobietą w czerni. Pojedynek na miecze taki jaki mógł jedynie wcześniej oglądać w holofilmach. Nigdy wcześniej nie widział miecza świetlnego na żywo, a teraz mógł oglądać walkę dwojga ludzi na śmierć i życie.
- Udało się - krzyknęła uradowana dziewczyna.
- Dobra to teraz uciekajmy! Weź ich blastery! - Zwrócił się do Kid’a - Możesz iść sam?
- Mogę - odparł trochę bardziej obecnym tonem niż zazwyczaj.
Biegli mijając walczących. Xer ostatni raz rzucił okiem na Adi Kiera, który cały czas spychał przeciwniczkę w stronę przeciwległego korytarza obok zamkniętych więźniów. Cios za ciosem, odgłos miecza świetlnego stykającego się z drugim, genialne parady widok, którego Xer nigdy nie zapomni. Usłyszał syk otwieranych cel. Obrócił się i spojrzał w tamtą stronę dostrzegając dziesięć postaci najrozmaitszych ras wybiegających i wydających głośne bojowe okrzyki.

To powinno wystarczyć! Oby nam się udało uciec! Adi Kier powodzenia dasz radę! Musze się stąd wydostać... Każda sekunda może być zgubna dla Tahiri i dla mnie... Każda sekunda może być moją ostatnią... Nadzieja... Tylko to mi pozostaje.

Wybiegli w troje korytarzem w kierunku turbowindy. Wiedzieli, że muszą jak najszybciej znaleźć dostęp do hangaru i jeśli to możliwe uniknąć starcia z żołnierzami w czarnych mundurach.
Adi Kier czuł, że robił się zmęczony. Oddech był szybki, serce uderzało z wielką prędkością. Odniósł wrażenie, że kropelki potu spływały mu po policzku. Patrzył na kobietę lekko zdziwiony wzrokiem. Nie chciał tego pokazać, ale zrobił to mimowolnie. Na twarzy kobiety nie malowało się nawet najmniejsze zmęczenie. Kim ona jest? Maszyną? - Zastanawiał się. Przestraszył się trochę kondycją przeciwniczki bo jak tempo walki będzie nadal tak duże to w końcu popełni śmiertelny błąd. Po chwili przerwy i analizowaniu kolejnych poczynań przeciwnika znowu zaatakował zadając wiele cieć. Zamarkował pchnięcie klingą kierowane w uda i gdy próbowała tak jak przewidział dwoma mieczami je zablokować z pół obrotu zadał cios w prawe ramię. Skapnęła się w jego poczynaniach, ale ku jego zadowoleniu nie dostatecznie szybko. Ostrze przecięło lekko ramię zostawiając dymiącą szramę. Kobieta zaklęła siarczyście, odskakując do tyłu. Nie mogę się wahać, musze ją przygwoździć póki jest zdezorientowana - powiedział sobie w duchu. Podskoczył chcąc przeciąć jej głowę na pół. Ku jego zdumieniu kobieta wyciągnęła jedna dłonią i znów odepchnęła go mocą. Podniósł się szybko trzymając gardę wysoko. Łysa przeciwniczka stała i wpatrywała się w niego zabójczym wzrokiem. Nic by w tym dziwnego nie było gdyby nie ten chłód i pewność siebie bijące od niej jak światło z księżyca w mroczną noc. Znienacka zaczęła głośno się śmiać. Spojrzała na niego z politowaniem i wyrazem twarzy mówiącym : „Jesteś słaby, zawiodłeś moje oczekiwania”. Był lekko zdezorientowany i powoli mimowolnie zaczął się cofać. Twarz dziewczyny zmieniła wyraz tworząc maskę nieposkromionej furii. Krzyknęła głośno i rzuciła się na niego atakując wszystkimi umiejętnościami jakie znała. Cięcia z lewej, z prawej, pojedyncze, dwoma ostrzami naraz to zaserwowała na początek. Mężczyzna z coraz większym trudem parował jej ciosy. Czuł, iż bardzo dyszy mając wrażenie, że zaraz wypluję płuca ze zmęczenia. Nieprzyjaciółka chciała go zabić szybko i boleśnie. Zadawała coraz mocniejsze i bardziej skomplikowane ciosy. Co jakiś czas podskakiwała kierując ostrze klingi w głowę. Czuł jak go opuszczały siły. Miał ich coraz mniej. Jednocześnie dotarła do niego świadomość jak ten pojedynek się zakończy. Ona jest lepsza. Ona jest po prostu lepsza - stwierdził w myślach. Doszło do pierwszego zwarcia. Syk trzech ostrzy stykających się ze sobą rozlegał w pustym korytarzu. Niespodziewanie przesunęła jedno ostrze trochę wyżej, ruch nadgarstkiem i okrzyk bólu. Ręką mężczyzny wraz z mieczem świetlnym upadła na ziemie. Kobieta kopnęła go mocno rzucając nim o ścianę. Adi dostrzegł, że nie była to ściana, lecz przezroczyste okno z transpalistali wzmocnione durastalą przystosowaną do podróży między gwiezdnych. Spojrzał przez ten iluminator i ujrzał planetę o brązowych lądach i wielu kłębiących się chmurach. Patrzył na czerń kosmosu pełną gwiazd. Nagle poczuł gorąco narastające w klatce piersiowej. Spojrzał w dół widząc dwa ostrza przebijające go na wylot. Po chwili już ich nie było, a on opadł na ziemie.
Łysa kobieta schowała swoją broń i podeszła do niego patrząc pogardliwie.
- Jedi to maszyny bez emocji... Wkrótce wymrą... Wszyscy... - Wysyczała lodowatym tonem.
Adi Kier przypomniał sobie swój dziwny sen, którego doznał w świątyni. W którym to Jedi zabijali Jedi, aż w końcu został jeden. Czuł, że to o czym mówiła zgadzało się z tym o czym śnił. Pozostała w nim nadzieja, że to nie będzie miało miejsca. Nadzieja, że dobro zwycięży. Spojrzał raz jeszcze na gwiazdy pragnąc już tylko spokoju. Chcąc zostać ich częścią.
Xer wraz z Akinomą i Kid’em znaleźli się na poziomie na którym powinien znajdować się hangar. Biegli krętymi korytarzami uważając, aby nie natknąć się na grupę żołnierzy. Akinomie przeszło przez myśl, że coś było nie tak. Tutaj nie powinno być tak pusto. Dotarli do mesy z której dobiegał hałas. Była to przestronna, wielka sala z kilkoma dużymi stołami i ustawionymi blisko siedzeniami. Po prawej od wejścia znajdowała się kuchnia w której robili jedzenie dla żołnierzy wyglądające jak odchody Hutta. Czasem równie pachnące, lecz chodziło o wartość odżywczą i smak, który miało przystępny. Spoglądając do mesy Xer dostrzegł z dwadzieścia osób szamoczących się wokół rosłego Wookiego i dwóch Twi’Leków. Dwaj błękitno-skórzy z lekku wokół szyi skryci za stołem ostrzeliwali wojskowych próbujących wejść i ich unieszkodliwić. W kuchni szalał Wookie walcząc z trzema mężczyznami. Dostrzegł jak jednemu z nich w bojowym szale wyrwał ręką i rzucił nim jak kukłą. Następnie trafiony wieloma strzałami z blastera upadał na ziemię doniośle wyjąc. Xer i jego kompani wiedzieli, że jedyna droga do hangaru wiedzie przez mesę. Nagle poczuł zimną kolbę blastera na plecach. Skarcił się w duchu, że dał się tak łatwo podejść. Spojrzał na napastnika, który wraz trzema innymi rozbrajali Akinome i Kida. Wszyscy byli ubrani w czarne mundury. Przyjrzał się uważniej Akinomie, która nie wyglądała już tak strasznie jak wówczas, gdy ją znalazł na planecie nieznanej nazwy. Rana na ramieniu wyraźnie się goiła, białe oko dodawało jej urody, tylko martwiła go kontuzja na nodze, która z daleka wyglądała źle. Ubrana była w czarne obcisłe spodnie bez butów toteż mógł uważnie przyjrzeć się poranionym stopom. Na górze nosiła białą luźną bluzę z fałdami pokrytymi błękitnymi falbanami. Jego drugi kompan natomiast wyglądał jak wrak człowieka. Nad wyraz chudy, z zapadniętymi oczyma i brudną twarzą pełną czerwonych krost, stał tam jak zjawa czekająca na śmierć. Nadal nosił na sobie więzienny strój koloru brązowego w jakim wyruszył wraz z nimi z tamtej planety.

Jak mogłem tak dać się podejść? Czemu on jest tak nie obecny? Rozumiem, że błyszczostym i inne używki powodują zniszczenia, ale aż takie? Co mu się stało? Co mu jest, że stał się widmem człowieka, którym był? Muszą to być posiłki, które mają unieszkodliwić więźniów. Co robić? Co Robić?! Walczyć... Walczyć i zabijać...

Momentalnie Xer obrócił się i chwycił najbliższą osobę za nadgarstek. Drugą rękę uderzył z całej siły rozbrajając go. Kopniakiem powalił na ziemie. Przeturlał się po plecach i strzelił do napastnika trzymającego Akinome. Trafił go w nogę. To wystarczyło, aby dziewczyna wykorzystała tą sytuację uderzając kilkakrotnie łokciem w brzuch i kończąc mocnym ciosem z głowy w nos. Jeden z nieprzyjaciół rzucił się na Xera pozbawiając go równowagi. Szamotali się chwilę na ziemi. Czuł jak pięści odbijają się od jego twarzy tworząc zawrót głowy i ból. Napastnik był rosły i młody, więc jego ciosy mocne i celne docierały do celu mimo bloków chłopaka. Na twarzy przeciwnika malowała się determinacja i uśmiech. Czuł narastające uczucie. Na początku myślał, że to strach przed śmiercią, ale chwilę później odrzucił tą alternatywę. To było zgoła coś odmiennego.
Chęć mordu...
Chęć zadawania bólu....
Potworny gniew przeradzający się w furie...
Gniew to krótkie szaleństwo...
Ból zadawany przez już trzech okładających go ludzi był duży, lecz nie zwracał na niego uwagi. Zwolnił oddech skupiając się na biciu swojego serca. Uczucie cierpienia oddalało się z każdą sekundą. Zguba jego oprawców przybliżała się z każdym oddechem.

Śmierć... Gniew... Nienawiść.. Cierpienie... Tyle uczuć... Tak odmiennych, a zarazem tak bliskich... Powinienem mieć nadzieje na dobre wyjście, lecz co mi da nadzieja w tak beznadziejnej sytuacji? Nadzieja bez działania jest jak ryba w próżni... Działaj Xer! Działaj abyś mógł żyć na tyle długo, aby uratować Tahiri i dziecko! Wstań! Weź się w garść i zabij ich... Zabij ich tak, że piekło do którego udadzą się za swe grzechy będzie rajem w porównaniu do tego co im sprawie!

Otworzył oczy dostrzegając, że mężczyźni nie biją go i cofają się z przerażeniem malującym się na twarzy. Mrugnął kilkakrotnie ślepiami. Spojrzał na Akinomę, która leżała nieprzytomna. Nie widział nigdzie Kid’a. Przeszukał kieszenie i wyjął wibroostrze. Krzyknął jak ranne zwierze. Strach z ich oblicza zniknął zastępując miejsca determinacji. Patrzyli na niego małymi, czarnymi oczami chcąc zabić. Widać, że bawiło ich nagła chęć walki jeńca. Wyjęli białą broń i ruszyli ostrożnie w kierunku Xera.
- Nie stawiaj więcej oporu to zginiesz szybko - wycedził jeden.
- Uważaj Garn! Zobacz jego oczy! O Bogowie ja stąd idę! - Uciekł trzeci.
Xer nie widział co się działo z jego oczyma, lecz wojskowych szczerze to wystraszyło. Mianowicie mrugał nimi dwa razy szybciej. Raz pionowo, raz w poziomie. Źrenica zrobiła się długa i wąska. Biel oka zastąpił brąz. Zostało trzech żołnierzy. Chłopak zaatakował wydając okrzyk bojowy. Z szybkością łowcy rozprawiającej się z zwierzyną zamachnął się z góry na pierwszego jednocześnie kopiąc drugiego w brzuch. Złapał chudego rosłego stojącego najbliższej za rękę i lekkim ruchem dłońmi wykręcił mu nadgarstek boleśnie go łamiąc. Reszta jego działań z punktu widzenia trzeciego żołnierza, którego strach sparaliżował na tyle, aby nie uciec, wyglądała jakby trwała ułamek sekundy. Xer podniósł jego rękę wysoko i cięciem z prawej rozorał mu bok. Ruch jego ręki był szybki i nieprzerwany. Kiedy wibroostrze dotarło do górnej części ciała przeciął mu tętnice szyjną kończąc wbiciem mu broni w oko. Ułamek sekundy... Takie odniósł wrażenie sam Xer. Jednak na czas nie zwracał uwagi. Czuł głód rzezi... Głód zabijania z wielkim okrucieństwem...
Minęła chwila, może mniej gdy drugi z ludzi złapał go oburącz za szyje próbując dusić. Chłopak nie dał się zaskoczyć. Precyzyjnym ciosem w kolano pozbawił go równowagi. Gdy usłyszał trzask pękającej kości i zobaczył jak noga wykręciła mu się pod nienaturalnym kątem poczuł uniesienie...
Euforie...
Przerzucił go przez ramię na ziemie. Zacisnął z całej siły pieść czując jak paznokcie wbijają mu się w dłoń. Zaczął bić leżącego przeciwnika w twarz. Raz za razem, coraz szybciej, coraz mocniej. Krew lała się pochwili z rozbitej głowy człowieka, która kilka minut później nie przypominała już ludzkiej. Przestał dopiero kiedy jego serce przestało bić. Obejrzał się na ostatniego z nieprzyjaciół, który wiedząc, że nie ucieknie klęknął na kolana zaczynając płakać i błagać o litość. Xer patrzył na niego zdziwiony przerażającymi nie ludzkimi oczyma. Sprawiał wrażenie jakby nie rozumiał słów w basicu tylko czuł jego strach. Pociągnął nozdrzami kilkakrotnie ten zapach. Piękna, wspaniała woń panicznego strachu. Wziął wibroostrze i spojrzał na płaszczącego się człowieka. Widział w nim odrażającą kreaturę, której dusze trzeba uwolnić od tej nędznej powłoki. Klęknął przed nim udając, iż się uśmiecha wbił mu oręż w brzuch. Patrzył uważnie w jego oczy i powoli przesuwał ostrze do góry otwierając go. Dostrzegał uczucia malujące się na jego twarzy.
Ból... Cierpienie... Strach przed śmiercią... Strach przed nicością...
Gdy już dotarł do szyi, życie opuściło jego ofiarę. Wstał gwałtownie szukając wrogów, lecz nie dostrzegł żywej duszy prócz leżącej nieprzytomnie Akinomy. Podbiegł do niej sprawdzając czy nic się nie stało. Ucieszył się, że żyła. Niespodziewanie poczuł ból w plecach. Obrócił się i zobaczył kolejną grupę żołnierzy strzelającą do niego z blasterów nastawionych na ogłuszanie. Wytrzymał pięć strzałów zanim padł na ziemie nieprzytomny. Gniew to krótkie szaleństwo...
Kobieta o długich blond włosach wyszła z kąpieli, wzięła ręcznik i zaczęła się wycierać. Po jakiś kilku minutach obwinęła się nim i udała do swojego pokoju, aby wyszukać odpowiedniego stroju na spotkanie z Kapłanem. W pomieszczeniu było ciemno, z jedynym lekkim blaskiem rzucanym przez słońce systemu w którym znajdował się jej okręt. Ucieszyła się, że już dotarła na miejsce. W duchu pośpieszyła się, żeby jak najszybciej wybrać odpowiedni strój. Wybrała najładniejszą suknie jaką wedle jej mniemania pasowała i zaczęła ją ubierać. Była długa, purpurowa, ozdobiona rzadkimi kryształami z Antara IV. Nagłe usłyszała trzask. Podbiegła i zapaliła światło. Wzdrygnęła się jak zobaczyła brudnego mężczyznę z blasterem wycelowanym w nią. Ku jej zdumieniu pod maską pokrytej dziwnymi krostami twarzą dostrzegała znajomą postać.
- Jak długo tu stoisz? - Zaczęła kończąc się ubierać.
- Tak długo, aby zobaczyć, że wszędzie nic się nie zmieniłaś - odparł z dziwnym uśmiechem.
- Ty... Jesteś bezczelny! Tak się nie traktuje damy! - Krzyknęła.
- Będę traktował jak damę jak mi takową pokażesz tak? Nie krzycz tak bo nie będę tak miłosierny jak ostatnio... - Skrzywił się - Ładnie wyglądasz Mira.
- Ty Rutra’Dik natomiast wyglądasz jakby Wampa cię zjadła i wypluła - parsknęła.
- No... No... - Ruszył w jej stronę - Taki język nie przystoi Damie prawda? Idziemy - rozkazał.
- Gdzie? Dokąd mamy iść? - Spytała
- Na mostek. I nie próbuj żadnych sztuczek. Mogę cię zabić zanim najlepszy twój strzelec mnie powali.
Udali się spokojnie bez żadnych problemów w kierunku mostku. Mijani pracownicy i żołnierzami posępnie patrzyli na prowadzoną blisko mężczyzny przywódczynie. Niektórzy w myślach mieli wielki plany ratunku, a potem jeszcze większej nagrody za to, lecz było zbyt duże ryzyko śmierci ich władczyni. Dotarli do mostku, gdzie Kid rozkazał wszystkim wyjść.
- Każ swoim ludziom przyprowadzić wszystkich jeńców
- Po co? - Zaczęła gdy wbił jej w plecy zimną lufę blastera - Rozumiem, Już wzywam.
Po wydaniu rozkazu minęło kilkanaście minut, gdy grupa żołnierzy przyprowadziła pięć osób, które przeżyły małe powstanie jeńców. Byli wśród nich Xer oraz Akinoma. Wszyscy oprócz chłopaka z Villad stali i przytomnie patrzyli na zaistniałą sytuację.
- Jesteś jakoś bardziej obecny niż wcześniej ? - Spojrzała na niego Akinoma o wiele uważniej - Co się stało?
- Nie czas... Ja nadal... - Załapał się lekko za głowę. Chwilę później ocknął się z krótkiego zamyślenia - Nie czas na to... Weź broń - rozkazał.
- Możesz mi powiedzieć co zamierzasz? Przecież nie będziesz mnie trzymać cały czas tutaj - wycedziła przez zaciśnięte zęby Mira.
Nagle okrętem zatrzęsło. Wszyscy nie wiedzieli co się działo. Jeden z ludzi wskazał na iluminator. Widać było planetę. Znajdowali się niedaleko jej orbity. Pełno okrętów zaczęło się pojawiać. Setki statków wyłaniających się z nadprzestrzeni. Olbrzymie okręty o dużych błoniastych skrzydłach kierowały się na orbitę zajmując odpowiednie wyznaczone, zapewne wcześniej pozycję. Akinoma, aż otworzyła usta z wrażenia, bo widok zapierał dech w piersiach. W tym samym momencie Xer ocknął się i powoli wstał rozglądając się wokoło. Gdy spojrzał na widok planety i okrętów serce podskoczyło mu do gardła. Czuł narastający niepokój, a zarazem coś czego nie potrafił nazwać.

- Gdzie jesteśmy? Co tu się dzieje? - Pytał chłopak z Villad.
- Odpowiedz mu - ponaglił Kid.
- Planeta nazywa się Bysp - odparła niechętnie Mira.

Bysp! Planeta będąca początkiem moich problemów! A może to nie ona jest winna? Może to moja przeszłość? Tam jest Tahiri... Tam jest moja przyszłość! Statki... Jakże piękne... Jakże bliskie mojemu sercu... Ale czemu? Przecież widzę je drugi raz, a wcześniej tego uczucie nie zaznałem? Co tu się Bogowie dzieje?! Kim ja jestem? Czym ja jestem?!

Wszyscy patrzyli z zdziwionymi minami na widok zza iluminatora. Nawet Mira, która wiedząc po co tu przybyła wydawała się zaskoczona. Akinoma czuła wielki niepokój. Czy galaktykę ogarnie pierwsza od wielu lat wojna? - Pomyślała. Wiedziała, że w takiej sytuacji nie może się bać ani denerwować.
Pozostaje tylko nadzieja...



1 2 3 4 5 6 7 8 9 (10) 11 12

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 9,50
Liczba: 6

Użytkownik Ocena Data
Alexis 10 2007-04-06 11:09:45
Calista 10 2006-11-17 21:06:34
Spina 10 2006-06-02 09:11:28
DARTH VADER 10 2006-05-31 16:47:37
rexio8 10 2006-05-31 16:42:52
Ziame 7 2007-03-01 21:45:08


TAGI: Fanfik / opowiadanie (255)

KOMENTARZE (11)

  • Alexis2007-04-06 11:09:12

    Podoba mi się. Ciedawa akcja i jakie takie dialogi.
    Jest trochę błędów logicznych, ale ogulnie niezłe. 10/10

  • Ziame2007-03-01 21:45:02

    Prolog genialny. Reszta średnia. 7/10

    (błędy ortograficzne)

  • seishiro2006-12-06 18:03:10

    Heh, przeklęte chochliki:) Kontynuując poprzedni wątek: chłopcze, chocbyś nie wiadomo jak się starał, i tak nie jesteś w stanie dobrze nawet pobrobic stylu Qentina T.

  • seishiro2006-12-06 18:01:16

    Genialny to był Einstein. Genialnym może byc dzieło przełomowe, a nie wypociny mentalnego onanisty, który zachwyca się ćwiartowaniem ludzkiego ciała. Makabra i czarny humor to jedno, zje**** łeb to drugie. Do autora tego tekstu: chłopcze, cho

  • Darth gruun2006-07-06 21:18:04

    Genitalne!!!

  • JediAdam2006-06-02 17:14:18

    Jaki nosem ????:]

  • helios2006-06-02 13:53:51

    Zajefajne ale z tym nosem to przesada hihi :)

  • Spina2006-06-02 09:09:57

    Książka jest naprawdę dobra. Nie spodziewałem się przeczytać takiej perełki. Polecam z calego serca, chlopak naprawde ma talent, az zal ze nie mozna bedzie jej zobaczyc na półce sklepowej... Koniecznie przeczytajcie...

  • JediAdam2006-05-31 22:18:49

    A gdzie jest napisane, ze skoro jest prolog to i epilog musi byc? Nie ma epilogu, tak mi pasowalo i tyle.

  • Baca2006-05-31 17:42:35

    Może się czepiam, jak zawsze zresztą, et cetera, ale skoro jest PROLOG, to gdzie, do c...a wafla, jest EPILOG ?!?

  • rexio82006-05-31 16:42:39

    Mam ten zaszczyt być pierwszy. To już drugie opowiadanie czy właściwie książka JediAdama i muszę przyznać, że z każdą nową publikacją jego styl pisania staje się coraz to lepszy. Pozycja niewatpliwie ciekawa, utrzymana w aurze tajemniczości i z wartką akcją. Osobiście bardzo mi się podobała i polecam każdemu...

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..