- Kapitanie - powiedział admirał, w jego głosie jak zwykle był spokój. - Proszę meldować.
- Oba TIE powróciły bezpiecznie - rzekł Niriz, patrząc na obce statki. Nawet przez ten krótki czas kiedy go nie było, odleciały na wyraźnie większą odległość. - Co z Creysisem?
- Nic się nie zmieniło - powiedział Thrawn. - Obcy przyspieszyli do jednego-siedem-dwóch. Ścigamy ich na jeden-sześć-trzy.
Było to mniej niż ćwierć prędkości, jaką mogło wyciągnąć "Ostrzeżenie".
- Creysis prawdopodobnie zabiera teraz wahadłowiec i myśliwiec TIE dużo dalej. Podejrzewam, że pan o tym wie - powiedział Niriz.
- Tak.
- I prawdopodobnie komandora Parcka i jego załogę.
Thrawn potrząsnął głową, prawie niezauważalnie. - Nie, nic im nie zrobi, na razie. Dyktuje to ostrożność. Nie zabierze ich też daleko od wahadłowca.
Niriz zmarszczył czoło. Myślał, że natychmiastowa wyprawa do więzienia Creysisa będzie następnym krokiem, który wykona obcy. - Czemu pan tak mówi?
- Bo jeden albo kilku z nich będzie miało kamery transmisyjne. Dopóki nie będzie miał lepszego pojęcia o naszym poziomie technologicznym, nie będzie ryzykował pokazywania im całego statku.
- Może - powiedział Niriz. - Ale z drugiej strony, patrząc na wahadłowiec i myśliwiec, zdoła dowiedzieć się wszystkiego o nas i naszej technologii.
Thrawn pokiwał głową. - Prawdopodobnie.
Niriz spoglądał na twarz obcego, czując narastającą frustrację. Próbował wzbudzić w admirale wątpliwości. A admirał przyznawał się bezwstydnie, jak źle poprowadził całą operację.
Czy chciał, żeby zwolnić go ze służby?
- Wszystko sprowadza się do zaufania - powiedział cicho Thrawn. - Do tego, czy ufa mi pan; czy ufa pan oficerom, którzy zaaprobowali mój awans na admirała; czy ufa pan Imperatorowi i jego decyzji, dzięki której jestem tu dowódcą.
Niriz skrzywił się. - Byłoby łatwiej, gdyby nie wymieniał pan tego ostatniego.
Thrawn odwrócił się by spojrzeć na niego; ku jego zdumieniu, admirał się uśmiechał. Był to lekki, enigmatyczny, ale zawsze uśmiech.
- Proszę nigdy nie sądzić, że rzeczy są takimi na jakie wyglądają, kapitanie - powiedział. - Zwłaszcza jeśli chodzi o Imperatora. - Jego oczy zalśniły. - Albo o mnie.
Niriz spuścił wzrok. Wątpliwości Haverela co do lojalności Thrawna przemknęły przez jego umysł, tak samo jego własne pytania o sekretną agendę. Albo problem był innego rodzaju, ale równie niebezpieczny: Thrawn mógł przekonać siebie, że misja "Ostrzeżenia" była tylko skomplikowaną i marnotrawną formą wygnania.
Albo może Imperator i ci oficerowie wiedzieli dobrze, co robili.
Ale teraz to było bez znaczenia. Dzięki czterem pokoleniom służby, pozostawała jedna decyzja.
Spojrzał ponownie na Thrawna.
- Admirale, proponuję, żeby pan wezwał szturmowców na mostek. Będą kłopoty.
- Wiem - Thrawn spojrzał przez ramię. - Wydaje mi się, że już tu są.
Niriz odwrócił się. Generał Haverel wrócił i maszerował pewnie w ich stronę z sześcioma ubranymi na czarno szturmowcami.
W połowie drogi generał nakazał szturmowcom się zatrzymać i podszedł do obu mężczyzn.
- Admirale Thrawn - powiedział bez wstępów. - W imieniu Imperium proszę aby przekazał pan dowodzenie "Ostrzeżeniem" kapitanowi Nirizowi, i pozwolił się zaprowadzić do kwatery.
Niriz spojrzał ponad ramieniem Haverela na szturmowców. Na ich twarzach malował się wyraz ludzi, którzy dostali rozkaz, z którym się zgadzali, ale uważali go jednocześnie za nieprzyjemny. Za nimi oficerowie i załoga zajmowali się swoimi obowiązkami, nieświadomi tego, co się działo.
- Rozumiem - powiedział chłodno Thrawn. - Ufam, generale, że dobrze pan to przemyślał.
- Tam są ludzie - powiedział twardo Haverel. - Moi ludzie. Nie zostawię ich.
- Pańska lojalność jest godna podziwu. Jaką ma pan propozycję, żeby ich uwolnić?
- Możemy zaatakować - powiedział Haverel, jego głos ociekał sarkazmem. - Imperialny niszczyciel jest w tym dobry.
- Wystarczy, generale - odezwał się Niriz.
- Nie, niech mówi. W porządku, generale, cała naprzód i atakujemy. Jak pan myśli, ile czasu zajmie Creysisowi zabicie ich wszystkich kiedy zobaczy jak się zbliżamy? Albo jak długo zajmie mu obliczenie skoku do nadprzestrzeni i zostawienie nas tutaj?
Mięsień Haverela poruszył się znowu. - To mogłoby być ryzyko. Ale siedzenie tutaj i nie robienie niczego gwarantuje, że umrą.
- A zatem nic nie robię - powiedział Thrawn. - Ale zostawmy to na chwilę. Czy proponuje pan, że sam z sześcioma szturmowcami będzie pan dowodził "Ostrzeżeniem" ? A może przepytał pan czterdziestosiedmiotysięczną załogę czy się z panem zgadza?
- Nie podoba im się to co się dzieje tak samo jak mi - rzekł Haverel. - Wystarczająca liczba do mnie dołączy.
- Naprawdę? - Thrawn spojrzał na Niriza. - Czy pan się z tym zgadza, kapitanie?
Niriz wziął się w garść.
- Nie, admirale - powiedział. - Nie wierzę, że moi oficerowie zbuntują się. - Zmusił się, żeby popatrzeć na Haverela. - Ani ja.
Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał.
- Przykro mi - powiedział w końcu Haverel. - Jest jedna rzecz, którą muszę zrobić. - Zaczął podnosić dłoń...
- Admirale! - zawołał oficer. - Osiem myśliwców wyłamało się z formacji i lecą po różnych wektorach.
Niriz spojrzał w przestrzeń kosmiczną. Dostrzegł ślady statków oddalających się od floty Creysisa zanim osiem statków wskoczyło w nadprzestrzeń.
- Czy mamy wektory wszystkich? - zapytał Thrawn.
- Tak, sir - odparł oficer. - Zjawa Dwa sygnalizuje, że główny cel to wektor 71,5.
Niriz zamrugał. Nie spodziewał się, że Thrawn wypuści niewidoczne wahadłowce przeznaczone do walki.
- Co tam robią Zjawy? - zapytał.
- Uważają na dokładnie ten moment - w głosie Thrawna dało się wyczuć ponurą satysfakcję. - Oficerze łącznościowy, proszę wysłać sygnał na częstotliwości 46. Wiadomość brzmi: teraz".
Niriz spojrzał na Haverela, który wyglądał na tak samo zagubionego jak on.
- Admirale, jeśli to spóźniona próba podjęcia decyzji...
- Wcale nie jest spóźniona, generale - przerwał mu Chiss. - To dokładnie ten moment. Niech trzy plutony pańskich ludzi zameldują się w hangarze za trzy minuty. Tam są dwa oddziały szturmowców - muszą ich wydostać.
Mięsień na policzku Haverela drgnął. - Tak jest, sir.
Odwrócił się i polecił swoim ludziom udać się naprzód, po czym skierował się na rufę.
- Pańska kolej, kapitanie - kontynuował Thrawn. - Proszę nakazać sternikowi dać całą moc i ustawić się na stanowiskach bojowych. - Jego oczy zalśniły. - Szarada skończona. Czas pokazać im kim i czym naprawdę jesteśmy.
Niriz stanął na baczność.
- Zrozumiano, admirale. - Podniósł głos. - Sternik: cała naprzód. Alarm bojowy.
- Oba TIE powróciły bezpiecznie - rzekł Niriz, patrząc na obce statki. Nawet przez ten krótki czas kiedy go nie było, odleciały na wyraźnie większą odległość. - Co z Creysisem?
- Nic się nie zmieniło - powiedział Thrawn. - Obcy przyspieszyli do jednego-siedem-dwóch. Ścigamy ich na jeden-sześć-trzy.
Było to mniej niż ćwierć prędkości, jaką mogło wyciągnąć "Ostrzeżenie".
- Creysis prawdopodobnie zabiera teraz wahadłowiec i myśliwiec TIE dużo dalej. Podejrzewam, że pan o tym wie - powiedział Niriz.
- Tak.
- I prawdopodobnie komandora Parcka i jego załogę.
Thrawn potrząsnął głową, prawie niezauważalnie. - Nie, nic im nie zrobi, na razie. Dyktuje to ostrożność. Nie zabierze ich też daleko od wahadłowca.
Niriz zmarszczył czoło. Myślał, że natychmiastowa wyprawa do więzienia Creysisa będzie następnym krokiem, który wykona obcy. - Czemu pan tak mówi?
- Bo jeden albo kilku z nich będzie miało kamery transmisyjne. Dopóki nie będzie miał lepszego pojęcia o naszym poziomie technologicznym, nie będzie ryzykował pokazywania im całego statku.
- Może - powiedział Niriz. - Ale z drugiej strony, patrząc na wahadłowiec i myśliwiec, zdoła dowiedzieć się wszystkiego o nas i naszej technologii.
Thrawn pokiwał głową. - Prawdopodobnie.
Niriz spoglądał na twarz obcego, czując narastającą frustrację. Próbował wzbudzić w admirale wątpliwości. A admirał przyznawał się bezwstydnie, jak źle poprowadził całą operację.
Czy chciał, żeby zwolnić go ze służby?
- Wszystko sprowadza się do zaufania - powiedział cicho Thrawn. - Do tego, czy ufa mi pan; czy ufa pan oficerom, którzy zaaprobowali mój awans na admirała; czy ufa pan Imperatorowi i jego decyzji, dzięki której jestem tu dowódcą.
Niriz skrzywił się. - Byłoby łatwiej, gdyby nie wymieniał pan tego ostatniego.
Thrawn odwrócił się by spojrzeć na niego; ku jego zdumieniu, admirał się uśmiechał. Był to lekki, enigmatyczny, ale zawsze uśmiech.
- Proszę nigdy nie sądzić, że rzeczy są takimi na jakie wyglądają, kapitanie - powiedział. - Zwłaszcza jeśli chodzi o Imperatora. - Jego oczy zalśniły. - Albo o mnie.
Niriz spuścił wzrok. Wątpliwości Haverela co do lojalności Thrawna przemknęły przez jego umysł, tak samo jego własne pytania o sekretną agendę. Albo problem był innego rodzaju, ale równie niebezpieczny: Thrawn mógł przekonać siebie, że misja "Ostrzeżenia" była tylko skomplikowaną i marnotrawną formą wygnania.
Albo może Imperator i ci oficerowie wiedzieli dobrze, co robili.
Ale teraz to było bez znaczenia. Dzięki czterem pokoleniom służby, pozostawała jedna decyzja.
Spojrzał ponownie na Thrawna.
- Admirale, proponuję, żeby pan wezwał szturmowców na mostek. Będą kłopoty.
- Wiem - Thrawn spojrzał przez ramię. - Wydaje mi się, że już tu są.
Niriz odwrócił się. Generał Haverel wrócił i maszerował pewnie w ich stronę z sześcioma ubranymi na czarno szturmowcami.
W połowie drogi generał nakazał szturmowcom się zatrzymać i podszedł do obu mężczyzn.
- Admirale Thrawn - powiedział bez wstępów. - W imieniu Imperium proszę aby przekazał pan dowodzenie "Ostrzeżeniem" kapitanowi Nirizowi, i pozwolił się zaprowadzić do kwatery.
Niriz spojrzał ponad ramieniem Haverela na szturmowców. Na ich twarzach malował się wyraz ludzi, którzy dostali rozkaz, z którym się zgadzali, ale uważali go jednocześnie za nieprzyjemny. Za nimi oficerowie i załoga zajmowali się swoimi obowiązkami, nieświadomi tego, co się działo.
- Rozumiem - powiedział chłodno Thrawn. - Ufam, generale, że dobrze pan to przemyślał.
- Tam są ludzie - powiedział twardo Haverel. - Moi ludzie. Nie zostawię ich.
- Pańska lojalność jest godna podziwu. Jaką ma pan propozycję, żeby ich uwolnić?
- Możemy zaatakować - powiedział Haverel, jego głos ociekał sarkazmem. - Imperialny niszczyciel jest w tym dobry.
- Wystarczy, generale - odezwał się Niriz.
- Nie, niech mówi. W porządku, generale, cała naprzód i atakujemy. Jak pan myśli, ile czasu zajmie Creysisowi zabicie ich wszystkich kiedy zobaczy jak się zbliżamy? Albo jak długo zajmie mu obliczenie skoku do nadprzestrzeni i zostawienie nas tutaj?
Mięsień Haverela poruszył się znowu. - To mogłoby być ryzyko. Ale siedzenie tutaj i nie robienie niczego gwarantuje, że umrą.
- A zatem nic nie robię - powiedział Thrawn. - Ale zostawmy to na chwilę. Czy proponuje pan, że sam z sześcioma szturmowcami będzie pan dowodził "Ostrzeżeniem" ? A może przepytał pan czterdziestosiedmiotysięczną załogę czy się z panem zgadza?
- Nie podoba im się to co się dzieje tak samo jak mi - rzekł Haverel. - Wystarczająca liczba do mnie dołączy.
- Naprawdę? - Thrawn spojrzał na Niriza. - Czy pan się z tym zgadza, kapitanie?
Niriz wziął się w garść.
- Nie, admirale - powiedział. - Nie wierzę, że moi oficerowie zbuntują się. - Zmusił się, żeby popatrzeć na Haverela. - Ani ja.
Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał.
- Przykro mi - powiedział w końcu Haverel. - Jest jedna rzecz, którą muszę zrobić. - Zaczął podnosić dłoń...
- Admirale! - zawołał oficer. - Osiem myśliwców wyłamało się z formacji i lecą po różnych wektorach.
Niriz spojrzał w przestrzeń kosmiczną. Dostrzegł ślady statków oddalających się od floty Creysisa zanim osiem statków wskoczyło w nadprzestrzeń.
- Czy mamy wektory wszystkich? - zapytał Thrawn.
- Tak, sir - odparł oficer. - Zjawa Dwa sygnalizuje, że główny cel to wektor 71,5.
Niriz zamrugał. Nie spodziewał się, że Thrawn wypuści niewidoczne wahadłowce przeznaczone do walki.
- Co tam robią Zjawy? - zapytał.
- Uważają na dokładnie ten moment - w głosie Thrawna dało się wyczuć ponurą satysfakcję. - Oficerze łącznościowy, proszę wysłać sygnał na częstotliwości 46. Wiadomość brzmi: teraz".
Niriz spojrzał na Haverela, który wyglądał na tak samo zagubionego jak on.
- Admirale, jeśli to spóźniona próba podjęcia decyzji...
- Wcale nie jest spóźniona, generale - przerwał mu Chiss. - To dokładnie ten moment. Niech trzy plutony pańskich ludzi zameldują się w hangarze za trzy minuty. Tam są dwa oddziały szturmowców - muszą ich wydostać.
Mięsień na policzku Haverela drgnął. - Tak jest, sir.
Odwrócił się i polecił swoim ludziom udać się naprzód, po czym skierował się na rufę.
- Pańska kolej, kapitanie - kontynuował Thrawn. - Proszę nakazać sternikowi dać całą moc i ustawić się na stanowiskach bojowych. - Jego oczy zalśniły. - Szarada skończona. Czas pokazać im kim i czym naprawdę jesteśmy.
Niriz stanął na baczność.
- Zrozumiano, admirale. - Podniósł głos. - Sternik: cała naprzód. Alarm bojowy.
Proxima2011-09-28 17:54:17
Dzięki za tłumaczenie. Pozdrawiam.
Kassila2011-09-08 11:57:44
Zahna nie trzeba lubić. Trzeba lubić Thrawna:D a ten chciał wiedzieć, na kogo może liczyć na bądź co bądź ryzykownej i długiej wyprawie. A ja intryg nie lubię: prosty wojak jestem:P
Stele2011-09-08 08:20:58
Oj tam marudzę zaraz. Po prostu nie jestem wielkim fanem Zahna, zwłaszcza w krótkiej formie, gdzie nie ma miejsca na intrygę. No ale pochwalmy: nie ma klonów. :D
Kassila2011-09-08 07:39:38
Mniam:D Nareszcie ktoś się zlitował i to przetłumaczył:) Dzięki:)
Stele--> zamiast się cieszyć, to jeszcze marudzisz:P
Hego Damask2011-09-08 00:34:28
Dobra, postaram się, dzięki za uwagi :D
Stele2011-09-08 00:17:31
Cały Zahn ze swoimi średnimi opowiadankami. Zahn jak zwykle olewa inne pozycje EU (tu chyba jedynie zawyżony stopień naszego Chissa, który chociaż w opisach nie powinien być tytułowany pełnym admirałem, bo z treści wynika, że dzieje się ono podczas pierwszej wyprawy Thrawna w Nieznane Regiony). Thrawn jak zwykle robi za jasnowidza i nie wtajemnicza załogi w swoje plany. Przynajmniej akcja była całkiem fajna i pozbawiona jakichkolwiek absurdów.
Urthona, widzę że czasu masz ciągle w nadmiarze, przepuściłeś jednak kilka literówek. Mógłbyś również podszkolić się w polskojęzycznej terminologii marynistycznej i nie powielać błędów tłumoczy Amberu. (okręt=/=statek; klasa=/=typ)