TWÓJ KOKPIT
0

Upadek Jedi, upadek człowieka :: Twórczość fanów

ROZDZIAŁ 7


Ślepiec z opaską na oczach wraz z swym nieodłącznym towarzyszem stali na wzgórzu i patrzyli. Przyglądali się uciekającemu Krethowi Malwilowi i goniących go trzem postaciom.
- On może nam zaszkodzić w planach... - zaczął ślepiec.
- Tak...
- Jedi już prawie pojął swoje znaczenie... Choć patrzy, jeszcze nie widzi, ale ujrzy...
- Czas na żniwa...
- Tak przyjacielu... czas zebrać plony zasadzonych ziaren... krwawe plony...
- Od czego zacząć?
- Ciemny Jedi już zrobił na Korriban, tak jak napisano... reszta ustawiona... niedługo czas na kolejne rozdanie w grze...
- Uda nam się zapobiec temu?
- Nie wiem przyjacielu... Chociaż jesteśmy kim jesteśmy... nie jesteśmy aż tak wszechmocni jak się przeciętnym istotom wydaje...
- Jednak w naszej grze jest nowy gracz...
- Czy to jest nasza gra przyjacielu?
- A nie?
- Gra jak każda gra ma wielu graczy, ale czy może ona należeć do kogoś? Nie przyjacielu... Jesteśmy tylko jednymi z graczy, którzy chcą odnieść zwycięstwo w tej grze
- Przechodzę do dalszej części planu...
- Ja zajmę się Jedi... Sprawa z nim jest już prawie zakończona...
- Czas wziąć plony... Dla mnie czas odbierania... Nikt nie zna dnia ani godziny...
- Idź pełnij to co jest ci pisane...
Sześciooki thrill znikł rozpłynąwszy się kompletnie w powietrzu. Ślepiec patrzył na dwie kobiety i ciemny Jedi gonili Kretha. Przeczuwał jak to się skończy, lecz wolał obserwować. Nie znał dokładnie tej nowej postaci, która pojawiła się w grze jaka była prowadzona, lecz chciał ją poznać i zrozumieć jej intencję. W końcu zapędzili go w kąt bez wyjścia, więc nie miał wyboru i musiał stawić czoła napastnikom. Wziął miecz, zapalił go, wzmocnił uścisk na rękojeści i oczekiwał.
- Kim jesteś? Czego chcesz? - zapytał zdyszany Kreth
- Śmierci... Twojej... Kim jestem? czy to ważne kim jest twoja śmierć?
- Tak... Co zrobiłeś z Lekodem i Devem?
- Kim oni są?? aa to ci dwa Jedi... Zasmucę Cię... niedługo do nich dołączysz...
- Czemu? Dlaczego ich zabiłeś? Tyle możesz mi powiedzieć zanim ja Ciebie zabije...- lekko drżący głos Malwila, wydawał się przesączony pewnością.
- Me imię tylko ci zdradzę... Jam jest Anuid’kel....
- Anuid’Kel??? - zdziwił się Jedi, ponieważ kiedyś słyszał to imię... Dawno, dawno temu....
- Walcz...
Anuid’kel włączył jedno ostrze i zaatakował jedi z furią i dzikością, lecz także zwinnością wytrawnego drapieżnika. Każdy jego cios przyjmowany był na miecz świetlny rywala, każde jego kopniecie czy uderzenie pięścią było blokowane. Jedi z wolna przechodził do kontr ataków zadając cięcia z lewej i z góry. Niestety każdy jego cios także był parowany i nie mógł nawet pozbawić orężu swojego przeciwnika. Kiedyś ktoś mądry powiedział, że zawsze najprostsze błędy są przyczyna porażki i tak też teraz błąd Jedi mógł być przyczyną jego klęski. Otóż cofając się jednocześnie parując ciosy cała uwagę poświecił właśnie temu i nie dostrzegł małego kamienia o który potknął się. Przewrócił się i rękojeść wyleciała mu z dłoni. Myślał, że już zginie, lecz nagłe zamieszanie odwróciło uwagę jego oprawcy który odszedł kilka kroków zobaczyć co się dzieje. Otóż jakiś Wookie w towarzystwie kilkoro ludzi wdał się w walkę z dwoma kobietami. Ta ciekawa rasa pochodziła z planety Kashyyyk. Nie wszyscy dokładnie wiedzieli jak ona wygląda, ponieważ była to jedna z planet posiadająca jeden najniezwyklejszych i równocześnie najgroźniejszych ekosystemów w galaktyce. Jej powierzchnię bowiem porastały gęste lasy olbrzymich wroshyrów - drzew, które osiągały parę kilometrów wysokości i w niektórych miejscach sięgały aż do podstawy chmur. Ponieważ puszcza zawsze sprzyjała rozwojowi różnorodnych form życia toteż konkurencja i walka o byt zaczęły się na planecie o wiele wcześniej niż wykształciła się tam inteligencja. Na rozsądny pomysł, że im wyżej tym bezpieczniej pierwsi wpadli przodkowie Wookiech i dlatego zwyciężyli. Stworzenia, które pozostały na niższych partiach, albo wyginęły albo stały się niezwykle groźne, gdyż w tym pionowym środowisku zajęte zostały dokładnie wszystkie nisze ekologiczne. Miliony lat ewolucji utworzyły, jak to niektórzy określają “wielopoziomową pułapkę” na powierzchni planety. Odwiedzający ją byli bezpieczniejsi dopóki pozostawali na najwyższym poziomie splecionych ze sobą gałęzi, tam gdzie żyją Wookiee, a im niżej tym niebezpieczniej. W dolnych partiach czyhały nader urozmaicone zagrożenia od mięsożernych kwiatów, przez drapieżne katarny czy trujące webwaery, aż po protoplazmatyczne ślimaki duszące. A to tylko kilka najbardziej znanych. Poniżej pewnego poziomu w ogóle nie docierało światło słoneczne, które było zatrzymane przez pokrywę liści. Jednak ciekawe było to, iż niewielu śmiałków zdołało dotrzeć do powierzchni planet, a jeszcze mniej wróciło, żeby cokolwiek o tym opowiedzieć. Wookie utworzyły zorganizowane społeczeństwo na dość wysokim poziomie rozwoju. Zamieszkują w miastach zbudowanych w gałęziach lub na pniach woshyrów o kilometry nad powierzchnią. Powstały tam fabryki, lądowiska, windy i inne zdobycze techniki, choć jako materiały często wykorzystywane były rodzime, to znaczy organiczne surowce na przykład windy poruszały się na linach z hohyy, wytrzymalszych od standartowych kabli używanych w innych częściach galaktyki. W tych miastach za zwierzęta juczne służyły importowane banthy i wielonogie suregginy.
Nie wiadomo było kto zaczął walkę, kobiety czy ich przeciwnicy, lecz walczyli zawzięcie. Kobiety wytrenowane w sztukach walki dawały radę wdać się w pojedynek z rosłych Wookiem i jego kompanami. Był to zaiste imponujący widok i godny zapamiętania. Ciemny Jedi widząc przeważającą liczbę przeciwników zaczął się zastanawiać czy był sens podejmować walkę. W tym czasie Kreth nie czekał na decyzje swojego wroga i sięgnął po rękojeść atakując go od razu. Zaskoczony Anuid’Kel sparował jego cios, ale nie dość skutecznie. Broń wyleciała mu z ręki, a jedi przytknął ostrze do jego gardła.
- Każ swoim towarzyszkom rzucić bron - rozkazał.
- Nie
- Jak nie? Zabije cię i uwierz, ze humoru na żarty dziś nie posiadam.
- Nie byłem dość dobry. Nie byłem dostatecznie silny. Porażka... - mówiąc jakby do siebie spojrzał na Kretha spojrzeniem przeszywającym na wskroś, że aż żołądek Jedi podszedł mu do gardła.
Zaczął cos mamrotać w nieznanym języku. Malwil nie wiedział czemu, ale powoli opuszczał miecz świetlny jednocześnie zgaszając go. Zastanawiał się dlaczego nie może oprzeć się i trzymać dłoni tak jak trzymał. Uśmiech pojawił się na złowieszczej twarzy, z której ust wychodziły cały czas dziwne słowa. W tej samej chwili kobiety kontynuowały walkę z Wookiem, którego kompanie żeby nie dostać jakimś zabłąkanym ciosem zostawili go samego, żeby walczył, ponieważ sadzili, że sobie bez problemu poradzi. Mocnym ciosem w głowę kobiety prawie jej oderwał ją od reszty ciała. Legła na ziemi ze skręconym karkiem. Druga w tej samej sekundzie wbiła swoją bron wprost w serce Wookiego, która głośno i donośnie zawył z bólu. Machnął jeszcze kilka razy, lecz zwinna niewiasta unikała jego ciosów, które były lekko spowolnione. Jego towarzysze widząc co się dzieje podbiegli i rzucili się na kobietę, która z tyloma przeciwnikami na raz nie miała dużych szans. Gdy biegli na nią, ona odsunęła się od Wookiego i przygotowała do zadawania śmiertelnych ciosów, lecz spośród nich nagle wyleciał strzał z miotacza, którego kompletnie nie spodziewała się i to był jej błąd. Nie doceniła przeciwników i to zakończyło się jej śmiercią. Wookie padł na ziemie krwawiąc bardzo mocno. Towarzysze podbiegli do niego, lecz nic nie mogli poradzić, ponieważ rana była śmiertelna. Wookie po jakimś czasie umarł. Towarzysze podjęli decyzje, że zabiorą go na Kashyyk, gdzie odbędzie się uroczysty pogrzeb.
Tymczasem Anuid’Kel zakończył wypowiadanie tajemniczych słów. Kreth Malwil już nie panował nad swoim ciałem. Padł na kolana jak na rozkaz swojego pana. Jego oczy niegdyś brązowe pełne życia teraz znikły, a mianowicie widać było tylko pustą biel. Oprawca włączył swój miecz świetlny i się zamachnął, lecz na szczęście na Malwila zaczęły w ich stronę lecieć śmiercionośne strzały z blasterów. Napastnik szybkimi ruchami odbił i odszedł zerkając na Jedi pogrążonego w transie. “Większa to kara niźli śmierć” - pomyślał i uciekł. Ludzie podeszli do niego, patrząc z zaciekawieniem.
- Co mu jest? - spytał jeden z ludzi.
- Nie wiem - odparł - Jednak weźmy go. To jest Jedi, i możemy z tego zawsze jakiś zysk uzyskać.
- Prawda odparł, lecz co z Lelobacciem?
- Niestety zginął, lecimy na Kashyyk. Jakoś trzeba się skontaktować z Akinomą i ją powiadomić.
- Zajmę się tym - odparł wysoki mężczyzna
- Cieszę się. Leć na Coruscant Risk ona tam powinna być. Zabierzesz ze sobą tego Jedi. Spotkamy się jutro na Kashyyk.
- Dobra.
Zabrali nieprzytomnego Jedi i udali się do portu.

Arnit siedział z Anelim w jej statku, który dostała od Garna. Jedi rozmyślał nad sobą, nad swoim życiem a praktycznie nad wszystkim. “Czas twoim wrogiem... Czas przecieka przez palce” - pomyślał i zasmucił się bardzo tym stwierdzeniem. Nie wiedział dokładnie czemu, lecz w środku niego coś się znajdywało co nie pozwoliło mu długo cieszyć się szczęściem. Chciał spędzić resztę życia z tą kobieta, nawet kosztem Zakonu Jedi, który pragnąłby opuścić. Zastanawiał się także, gdzie znajduje się tajemnicza planeta Salatan, do której to pragnął się dostać. Planeta z jego snów, gdzie miał poznać to czego szukał. Głos mu mówił “Salatan... Tam poznasz prawdę o Władcach Mocy”. Anelim podeszła do niego uważnie mu się przyglądając z nieukrywanym niepokojem. Pocałowała go czule patrząc mu prosto w oczy. Jego serce zaczęło bić szybciej gdy i on spojrzał w jej czarodziejskie piękne zielone oczy. Poprzez Moc wysłał do niej radość i szczęście jakim dla niego była ona, lecz wyczuł on niej lekki niepokój, co znowu go zmartwiło. Usiadła naprzeciwko niego uśmiechając się bardzo ciepło. Głos znów przemówił w jego umyśle : “Zabij... Zabij... Zabij...”. Jedi wstał i krzyknął:
- Nie!!!!!!
- Co się dzieje Arnit? - spytała zaniepokojona.
- Ja... Nie... Anelim... - popatrzył na nią i dostrzegł za nią postać ślepca złowieszczo się uśmiechającego. - Odejdź - krzyknął ponownie.
- Czemu mam odejść? - zdziwiła się kobieta.
- Nie... To nie było do Ciebie...
- A do kogo? Tu nikogo innego nie ma.... - patrzyła na niego z coraz większym zdziwieniem.
- Jest czy nie ma... Jaki to sens... - zrezygnowały wyszeptał. - Czy ja wariuje? - spytał.
- Nie.. - rzekła czule podchodząc do niego i spojrzała mu znowu w głęboko oczy łapiąc go za dłoń. Jedi poczuł jak ogarnia go dziwne ciepło. Poczuł dotyk jej jedwabistych dłoni. Nagle ciemne plamy zaczęły mu jak myśliwce latać przed oczyma i zemdlał prosto w jej ramiona. Na szczęście złapała go, więc nie padł na ziemie. Pociągnęła go do koi i położyła próbując ocucić. “Co mu jest?” - zastanawiała się.
Świat młodego Jedi pogrążył się w ciemności, która ogarnęła wszystko wokoło. Czuł, że stoi po środku jakiejś pustki i rozgląda się w poszukiwaniu światła. Przemówił głos kobiety:
“Salatan... Leć tam i poznaj prawdę o władcach Mocy. Przeznaczenie Cię oczekuję... Narodziłeś się, żeby umrzeć by Oni się narodzili... Powstrzymasz ich przed zdobyciem Tego... Być musi jak powinno... To co długo stoi upadnie... Wszystko co stoi upadnie... a z gruzów powstanie coś nowego... Norcloh Idej... Powstrzymasz to co nieuniknione...”
Chłopak padł na ziemie łapiąc się za głowę i krzycząc w niebogłosy. Nagle otoczenie się zmieniło i stanęła przed nim postać. Spodziewał się ujrzeć dobrze mu znaną postać ślepca, lecz tym razem to nie był on. “Kim on jest?” - zastanawiał się. Był to niski starzec zarośnięty siwą brodą z żółtymi oczyma. Kiedy młody Jedi spojrzał na niego ten odpowiedział mu uśmiechem ukazującym szereg brązowych zębów.
- Witaj Witaj! - zaczął starzec.
- Kim jesteś? Kolejną postacią stworzoną przez mój chory umysł?
- Nie, Nie... Ty nie jesteś Chory... Nie, nie. Tak nie znasz mnie, ale ja znam Ciebie. Tak. Tak. - krzyczał.
- Przestań krzyczeć starcze. Kim jesteś???? Co mi chcesz powiedzieć?
- Ja? Ja jestem Nikt a ty?
- Co to za pytanie?
- Pytanie jak pytanie a na pytanie trzeba dać odpowiedz żeby wszystko się stało jak stać powinno. Czyż nie? - bredził.
- Co ty mamroczesz?? O co ci chodzi? - zdenerwował się Arnit.
- O nic mój drogi Arnicie...
- Skąd znasz moje imię? Po co ja w ogóle z tobą gadam. Przecież to moja wyobraźnia Cię stworzyła! Zniknij! Teraz! - krzyczał
- Nie masz nad mną władzy. Oj nie, nie. Myślisz że masz, ale nie masz. Jesteś pewny ze Moc ci daje władze tak?
- Nie daje mi władzy, lecz możliwości - odparł.
- Jesteś tego pewien? Jesteś maszyna zwana Jedi niczym więcej wiec wykonujesz tylko rozkazy Senatorów i całej Republiki.
- Nieprawda. Kłamiesz!!! - denerwował się.
- Jesteś tego pewien? - doszło do niego pytanie zza jego pleców. Był to ślepiec powoli idący w jego stronę.
- O i jesteś ty! Wspaniale! - westchnął.
- Czy wyczuwam sarkazm w twoim głosie Anrit? Czy to może nutka wrogości? - zaciekawił się ślepiec.
- Wrogość mój przyjacielu zdecydowanie wrogość. Tak, Tak, Jedi wrogością pała i rządzą zemsty, lecz czemu do Ciebie? - starzec zwrócił się do ślepca.
- Nie do mnie prawda Arnicie? Ty chcesz zemsty na jednej istocie w tej galaktyce prawda? Tej która pozbawiła Cię szczęścia zadając ból czyż nie?
- Tak... - odparł wiedząc, że ślepiec mówi prawdę.
- Musisz poddać się swojemu przeznaczeniu. Nie możesz się bronić przed tym co napisano...
- Czas jest to tylko bariera nałożona na świadomość... Wszystko co się dzieje było, jest i będzie... Nie ma teraz - dokończył starzec.
- Co wy mówicie?
- Jeśli ty się nie poddasz temu co jest napisane. - uśmiechnął się - to może twoja urocza towarzyszka Anelim Cię zastąpi hmm? Nie ręczę, że przeżyje
- Nie!! - krzyknął i rzucił się na ślepca, przez którego przeleciał jak przez powietrza upadając na ziemie. Rozległ się donośny śmiech.
- Myślisz, że możesz coś mi zrobić w tym niematerialnym świecie? Wybór należy do Ciebie... Pamiętaj zawsze istnieje inna droga mój młody Jedi.
- Twoje słowa są jadem który sączy truciznę do mojego serca. Odejdź! - odpowiedział mu z gniewem.
- Jesteś tego pewien, ze moje słowa nie maja ziarna prawdy?
- Nie...
- Pomogę ci odnaleźć cel twojej zemsty, pomogę ci odnaleźć Salatan, a ty w zamian pomożesz mnie co ty na to?
- A co bym musiał dla Ciebie zrobić? - zaciekawił się.
- Umrzeć mój Arnicie... Umrzeć tak jak napisano...
- I tak kiedyś musimy umrzeć. Zgadzam się.
- Obudź się - rzekł starzec.
Arnit otworzył oczy i obrócił głowę, gdzie ujrzał zmartwioną Anelim. Uśmiechnęła się do niego widząc, że odzyskał przytomność.
- Jak się czujesz? Zemdlałeś nagle.
- Wiem Anelim. Wiem wszystko.
- Co ty mówisz? Co wiesz?
- Wiem dokąd mamy lecieć.
- Jak? Skąd? - zdziwiła się dziewczyna.
- Zaufaj mi - rzekł z Mocą w głosie i się podniósł.
Podszedł do niej i pocałował ją. Poczuła ten pocałunek jakoś inaczej, nie tak samo jak zwykle. Czuła, że całuję ją szczerze z wielką miłością, jakby ten pocałunek był ostatni jakim mógł ją obdarzyć. Jednak takiego pocałunku jeszcze nie przeżyła... Był to pocałunek jedyny w swoim rodzaju jaki poczuć można bardzo rzadko podczas wędrówki przez życie. W końcu rozłączył trwający długą chwile namiętny pocałunek i spojrzał w jej oczy. Ona dostrzegła w jego natomiast determinacje, prawdziwą i szczerą. Uśmiechnął się do niej i pobiegł wprowadzić koordynaty skoku na Salatan.

Akinoma Ikiv zdążała w dolne rejony Coruscant. Wiedział, że było tu strasznie niebezpiecznie, lecz była ona twardą kobietą w dodatku uzbrojoną i potrafiącą się obronić, wiec tak bardzo się tym nie przejmowała. Miała iść spotkać się z Niubem Shinxem - biznesmen z którym chciała dobić pewien interes. “Po co on chciał się spotkać w tych rejonach?” - zastanawiała się. Dostała wiadomość, że będzie na nią czekał w lokalu “Truheli Odór” cieszącego się w tych rejonach bardzo złą sławą i zwany potocznie “Mordownią”. W końcu jej oczom ukazał się lokal do którego czym prędzej weszła. Stanąwszy w wejściu przykuła uwagę wszystkich znajdujących się w środku. Wiadomo było, że nie lubili tutaj obcych, a ona do takich na pewno należała. Dostrzegła przy drzwiach wychodzących dwóch przedstawicieli rasy z planety Kyryll zwanej Pui-Ui. Jej przedstawiciele mierzyli około stu dwudziestu pięciu centymetrów wzrostu i wyglądali jak dwie kule połączone krótką szyją. Ich środkiem napędowym były rzęski wyrastające z dolnej kuli, a porozumiewali się zaś szeroką gamą przeraźliwych ni to pisków ni to gwizdów. Następnie dostrzegła kilku Twi’leków, którzy byli bardzo ciekawą inteligentną rasą humanoidalną. Mieli charakterystyczne zmysłowo-chwytne narośle na głowie zwane warkoczami lub ogonami. Pochodzili z planety Ryloth, znajdującej się w systemie położonym w Zewnętrznych Odległych Rubieżach. Dziewczyna dostrzegła, że prawie nic nie mówili i się zastanawiała czemu bo tej nie znała dobrze tej rasy. Mianowicie język Twi’Leków był kombinacją dźwięków i ruchów warkoczy, dzięki czemu mogli oni toczyć prywatne rozmowy w największym nawet gwarze, w dużej gromadzie istot ze swojego gatunku. Byli wszystkożerni i na ojczystej planecie uprawiali jadalny mech, grzyby oraz hodowali zwierzęta w wielkości banth o nazwie rycrity. Woleli raczej spryt i intrygi od siły fizycznej chociaż zdarzały się od tej reguły wyjątki. Na swej planecie mieszkali w podziemnych miastach na ciemnej stronie planety. Każde z nich było samowystarczalne i rządzone przez radę pięciu, podejmującą decyzję o produkcji, handlu i sprawach codziennych. Przywódcy byli od urodzenia przygotowywani do tej roli i pełnili ją od chwili śmierci jednego z piątki. Ciekawe było, że kiedy jeden umierał to pozostali czterej udawali się na jasną stronę planety by umrzeć i zwolnić miejsce następnemu pokoleniu.
Niedaleko dostrzegła także grupę ludzi palących jakiś narkotyk. Czując jego zapach wiedziała, że była to nowość sprzedawana ostatnio przez Huttów zwana Holame. Powodował on typowe dla tego rodzaju używek odurzenie. Zażywało się go poprzez włożenie małej niby kuli do dróg oddechowych i wciągniecie go do płuc. Powodowało to chwilową ekstazę a potem taki delikwent odpływał w swój świat. Wiązało się to z różnego rodzaju halucynacjami które czasami kończyły się albo śmiercią albo zapadnięciem w śpiączkę. Przechodząc obok nich usłyszała rozmowę:
- Miałem dziwny sen wczoraj... Ten towar sprzedawany przez Huttów jest coraz lepszy - rzekł jeden mężczyzna.
- Jaki? -zaciekawił się jego towarzysz.
- Widziałem księżyc pożerający moją ojczystą planetę Aldeeran. Zabawne nie?
- Tak - odparł mu śmiejąc się.
Z innej strony dostrzegła grupkę mężczyzn bacznie przyglądających się jej osobie i coś do siebie szepczących. Trzeba przyznać, że Akinoma grzeszyła urodą toteż wzbudzała często niezdrowe fascynacji płci przeciwnej. W końcu dostrzegła postać Niuba Shinxa w towarzystwie licznej ochrony, która siedziała w pobliskich stolikach. Znała Niuba średnio, ale jego ochroniarzy wszędzie by rozpoznała. Podeszła, dwaj ochroniarza z nie ukrywaną przyjemnością ją obszukali i zezwolili na dołączenie przy stole do ich szefa. Niub Shinx należał do rasy Sullustian.
- Witaj Akinomo. W końcu się spotykamy. Przykro mi z powodu Pollusa, dowiedziałem się ze zginał.
- Takie jest życie, wszyscy kiedyś musimy umrzeć czyż nie?
- Tak rzeczą myśliciele, jednak ja wole o tym nie myśleć. Przejdźmy do interesów Dobra?
- Oczywiście, więc Czy będziesz miał dla mnie to?
- Jasne, a i mam coś dodatkowego moja droga.
- Co takiego? - zdziwiła się kobieta.
- Informacje o twoi pochodzeniu... - uśmiechnął się Niub.
- Nie wierze. To możliwe. - odparła.
- Możliwe moja droga i nawet całkiem prawdopodobne. Chociaż już znam twoje pochodzenie nie powiem ci nic, żeby niespodzianka była większa. Jednak wróćmy do interesów, to jest tylko przecież dodatek do nich czyż nie?
- Ile będzie mnie to kosztowało?
- No sporo. Wiesz o tym dobrze jak ja ze dziś nic ani nikt nie jest za darmo czyż nie? Najśmieszniejsi są politycy, ich najłatwiej kupić. Wiesz dobrze ze każdy jest do kupienia jest to kwestia ceny. Tak tez zdobyłem informacje których ty nie mogłaś, lecz oczywiście znajomości których mam kilka tez się liczą. Ile? hmm dwieście tysięcy kredytów dla takiej pięknej kobiety jak ty - uśmiechnął się złowieszczo.
- Niub ty stary podrywaczu. Dam ci mój stary statek i sto tysięcy kredytów co ty na to?
- No niech strącę, będziesz mi dłużna przysługę i wierz mi na pewno o tym nie zapomnę.
- Kiedy mogę odebrać ten cudowny towar?
- Wkrótce. Myślę ze za dzień bądź dwa. Na pewno dostaniesz wiadomość od któregoś z moich ludzi. A teraz niestety musze zakończyć to spotkanie, interesy wzywają. - rzekł wstając
Akinoma pożegnała się z nim i udała z powrotem do swojego statku. Miała lekki mętlik w głowie z powodu nowiny jaką dostała od Niuba Shinxa. “Poznać swoja rodzinę... Ciekawe, tylko po co?” - zastanawiała się.


Kid ocknął się w jakimś mokrym i cuchnącym pomieszczeniu. Czuł jakby wdał się w zabójczy taniec z Wampą. Otworzył oczy i dostrzegł, że był sam. Wstał i podszedł do lustra, które go przestraszyło jak zobaczył swoje oblicze. Miał twarz tak obitą, że przypominał Gamoreana. Czuł, że chyba miał z jedno żebro złamane i brakuje mu kilka zębów. Zastanawiał się chwile jak tu się znalazł jednak oprócz tego ze cierpiał na amnezje to jeszcze nie pamiętał co się z nim działo przez ostatnie godziny, a może dni. Nagle obskurne drewniane drzwi otworzyły się i do środka wbiegł mężczyzna, a tuż zanim urodziwa kobieta o blond włosach. Rosły człowiek widząc, że jego jeniec wstał uderzył go kilkakrotnie mocno w twarz, aż ten zemdlał.
- Wystarczy! - powiedziała stanowczo kobieta.
- Jesteś pewna? Może powinniśmy od razu go zabić?
- Nie możemy, wbrew temu co ci mówiono on nam jeszcze jest potrzebny.
- Zabieramy go?
- Tak podaj mu środek i zapakuj na statek, lecimy do stolicy.
- Dobrze...
Wzięli nieprzytomnego Kida i zapakowali do skrzyni, która załadowali na statek. Zabrali go w podróż, której cel nie był świadom.

Przestrzeń kosmiczna pomiędzy Nal Hutta a Nar Shaada. Wyłania się mały frachtowiec koreliański YT-1200, lekko starszy model, lecz po zmodyfikowaniu bardzo zwrotny i szybki. Kierował się na Nar Shaada księżyc przemytników, gdzie pasażerowie pragnęli się dowiedzieć coś o zaginionym Rutra’Dik Yrub. Na statku znajdowała się trójka Jedi Quell Perr, Oruun i jego uczeń Rex. Wylądowali spokojnie w wyznaczonym miejscu i w codziennych strojach z blasterami przypiętymi do pasa ruszyli na poszukiwania. Oczywiście nie zapomnieli o swoim najważniejszym orężu, a mianowicie o mieczach świetlnych. Wiedzieli, że było to bardzo niebezpieczne szukanie informacji w tym rejonie jeśli się było obcym. Jednak oni potrafili o siebie zadbać temu też nie zwracali tak wielkiej uwagi na proste niebezpieczeństwa. Kiedyś wielki myśliciel zwany Nuz’tes napisał : “Nie docenianie przeciwnika okazuje się podstawowym i największym błędem, który przeważnie jest przypłacony życiem”. Skoro więc oni nie doceniali niebezpieczeństw to czy popełniali błąd?
Szli spokojnie w poszukiwaniu jakiegoś miejsca, gdzie będą mogli zasięgnąć informacji. Odwiedzili sporo takich miejsc, lecz niczego jak na razie się nie dowiedzieli. W takich przypadkach były to różnorakie lokale, gdzie przy piwie aldeeriańskim lub też innym alkoholu języku wszystkich istot wszechświata rozwiązywały się. Weszli do lokalu o nazwie “Pod rozbrykaną Banthą”.
- O czego zaczniemy? - spytał zniecierpliwiony Rex.
- Od napicia się czegoś dobrego mój uczniu - odrzekł mu Oruun.
- No właśnie. Chodźmy coś zamówić. - wtórował mu Quell Perr.
Podeszli do barmana, który był także właścicielem tego lokalu. Miał na imię Rogi’Nel i pochodził z tego co wiadomo z Dantooine. Był niskim człowiekiem lubującym się we wszelkiego rodzaju zabawach, a także istotach płci przeciwnej. Ku zapewne jego radości cieszył się wśród nich nie lada powodzeniem. Powiadali, że był zbyt pewny siebie i to go kiedyś zgubi, lecz jak na razie prowadził interes bez najmniejszych problemów. Nic nie wróżyło, że kiedyś coś miałoby go zgubić. Rex wraz z Oruunem poszli usiąść przy jednym z wolnych stolików, gdy tymczasem Quell Perr udał się na małą pogawędkę z barmanem.
- Co macie dobrego? - zaczął.
- U mnie wszystko jest dobre, osobiście polecam whisky sprowadzoną prosto z Iralun II. Jest jedną z najlepszych jakie można w takiej okolicy zakupić i przyznam, że nawet nie drogo - odparł uważnie przyglądając się swojemu rozmówcy.
- Przekonałeś mnie. Trzy razy wezmę.
- Oczywiście już podaje.
- Szukam informacji - rozpoczął chytrze - możesz mi powiedzieć do kogo mam się zwrócić?
- Hmm... W tych stronach najlepsze informacje mam ja, ale będzie to kosztować. W ogóle kim jesteś? nie znam Cię. Jesteś z tych stron?
- No rozszyfrowałeś mnie, akurat nie jestem. Ja i moi towarzysze przybyliśmy tutaj prosto z Sluisu. Poszukujemy kogoś. - zakończył zniżając głos.
- Za chwilę podejdę do waszego stolika i porozmawiamy. Lepiej przygotuj dużo kredytów jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć - barman odwrócił się i poszedł nalać alkohol.
Mistrz Quell Perr odszedł do stolika do swoich kompanów, odnajmując im, że chyba w końcu znaleźli kogoś kto będzie mógł im pomóc. Po krótkiej chwili barman z zamówionymi napojami zbliżył się do stołu. Dosiadł się do nich i zaczął rozmowę.
- Jestem bardzo zapracowanym człowiekiem i czas mój kosztuje krocie, więc przejdźmy od razu do rzeczy.
- Dobra, wiec poszukujemy tego człowieka - wyjaśnił wyjmując holoprojekcje ukazującą poszukiwanego.
- Hmm. Kim on jest? Czy jest naznaczony śmiercią? - zaciekawił się.
- Co oznacza naznaczony śmiercią? - wtrącił się młody Rex.
- Rex cicho bądź - zganił go Oruun.
- Nie jesteście stąd, od razu to widać. Tak się nazywa ludzi za których głowę jest wyznaczona wysoka nagroda i to przeważnie za martwych. Temu są naznaczeni śmiercią.
- Z tego co wiem to raczej nie jest, lecz to ty mi powiedz - kontynuował Quell Perr.
- Wiem kto to jest i wiem też czemu go szukacie - uśmiechnął się barman. - Wiem także co się z nim stało mniej więcej i na pewno ta informacja wam się przyda, lecz będzie to was drogo kosztować.
- Ile?
- Suma z co najmniej pięcioma zerami.
- Zgoda - odparł bez namysłu Mistrz Jedi - Mów!
- Osoba, którą szukacie była niedawno na tej planecie, jest to ktoś ważny. Jak się nazywa mnie nie interesowało, jednak dowiedziałem się kilku jeszcze ciekawych rzeczy. Otóż zapłacono mojemu znajomemu doktorowi za wymazanie pamięci pewnemu człowiekowi, właśnie temu którego szukacie. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że chwile potem dostał od innej osoby drugą ofertę, że nie ma całkowicie wymazywać pamięci, lecz tylko ją zamglić. Po co? zastanawiałem się nad tym długo i mnie olśniło kiedy mój drogi przyjaciel wytłumaczył mnie więcej na czym to polega. Chodzi o to, że można całkowicie wymazać pamięć i nic nie da się z tym potem zrobić. Jednak jak się ją zamgli, pamięć z czasem może wrócić. Jednak po co ktoś składał mu w tym czasie dwie różne oferty w stosunku do jednego towaru? - uśmiechnął się. - Potem widziałem tego człowieka błąkał się po okolicy nie wiedząc nic. Miał, ze sobą tylko kilka kredytów i mały blaster. Potem zniknął na pewien okres pojawiając się znów kilka dni później. Co się z nim działo przez ten czas to chyba pozostanie jego słodką tajemnicą. Potem nieopodal uratował jakąś kobietę, której niestety nie znam, lecz ten błąd naprawie, ponieważ należała do jednej z bardziej pięknych jakich widziałem. Chyba z nią odleciał szczęściarz, ponieważ zniknął i od tego czasu go nie było widać.
- Gdzie mogli odlecieć? - zaciekawił się Jedi.
- Gdzie? hmm tego niestety nie wiem. Pomóc wam może postać kobiety, ponieważ poszperałem trochę w holonecie i znalazłem, że za jej piękną głowę została wyznaczona spora nagroda. Jeden z młodszych i zdolniejszych łowców głów należących do Gildii nie jaki Lotap Kerr podobno ją złapał, a co dalej się działo to już poza moją wiedzą.
- Gdzie możemy go znaleźć?
- Lotapa? - uśmiechnął się - Z tego co wiem znajduję się teraz na Nar Shaada. Lubi przesiadywać u mojego konkurenta Drozeda, nędznego i obślizgłego Elosta - Idźcie tam, a na pewno go znajdziecie. Ostrzegam, że tam nie będą tak skorzy, do współpracy jak ja. Proszę o zapłatę.
- Dzięki. My już pójdziemy.
Wręczył Rogi’Nelowi sumę kredytów na widok której tamten się bardzo ucieszył. Dopili szybko swoje whisky i wyruszyli na rozmowę z łowcą głów. Tymczasem Rogi’Nel jak oni już wyszli zawołał swojego zaufanego człowieka imieniem Lopets.
- Idź i powiadom ją, że pytali o niego! Tylko szybko...
- Ale jej nie ma na planecie...
- Weź najszybszy statek i leć i powiadom mnie jak tylko dolecisz. Musisz jej to osobiście przekazać rozumiesz?
- Tak
Lopets poszedł przygotować się do podróży a jego szef tymczasem spokojnie sobie popijał whisky idąc do baru, żeby wrócić do pracy.
Trójka Jedi spory kawałek czasu szukała miejsca, gdzie stacjonuje Drozed. Był to jeden z najbardziej obskurnych lokali jaki udało im się ujrzeć. W samym wejściu zaatakował ich straszliwy odór zmieszanych potów wielu różnych istot z galaktyki, pomieszane jeszcze z wymiotami kogoś kto już za dużo wypił. “Czemu łowca nagród tu przesiadywał?” - zastanawiali się. Dostrzegli chodzącego opasłego i odrażającego Elosta. Rasa ta należała do chyba jednej z najbrzydszych. Byli duzi, opaśli i cały czas się pocili. Na ciele włosów prawie nie mieli a na ich twarzy można było dostrzec różnorakie wyrostki co dla ludzi i większości ras było odrażające. Jednak te wyrostki u samców tej rasy oznaczały, że był on bardzo atrakcyjnym rodzicielem dzieci. Ciekawe było to, że tutaj rządziły przeważnie samice, ale potomstwo rodziły samce. Nikt dokładnie ich fizjologii nie zgłębił i nikt chyba nie chciał wiedzieć na czym to polega. Dostrzegli ku ich zdziwieniu wielu klientów w tym barze, który miał większą popularność niż to się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Zastanawiali się który to był Lotap Kerr, więc podeszli do Elosta, który się kręcił po lokalu
- Tyś jest drozed? - zaczął Oruun.
- Może, a zależy kto pyta - odburknął.
- Ja pytam - ponowił Quell Perr wyciągając blaster - Mam dziś bardzo zły humor, wiec może usiądziemy hmm?
- Dobrze, dobrze tylko spokojnie. Proszę za mną - idąc Drozed dał znak barmanowi, żeby wezwał ochronę.
Zaprowadził ich do stolika za barem, gdzie usiedli.
- Czego chcecie? pieniędzy? błyszczostymu?
- Nic z tych rzeczy. Chcemy dostać Lotapa Kerra.
- Nie znam go - skłamał - po co on wam?
- Nie kłam kowakańska małpojaszczurko - rzucił niemile Oruun.
- Nikt nigdy mnie tak nie obraził!!! - krzyknął.
Kowakańskie małpo jaszczurki były to bardzo rzadkie zwierzęta z planety Kowak, które były ucieleśnieniem głupoty. Określenie kogokolwiek w ten sposób było uważane za najbardziej obraźliwe w całej galaktyce.
Gdy Drozed krzyknął do sali wbiegli jego ochroniarze, których było z dziesięciu. Z blasterami w dłoniach mierzyli do trójki Jedi. Drozed tymczasem chwycił za blaster trzymany przez Quell Perra, który wystrzelił przypadkiem pozbawiając go życia. Rozwścieczeni strażnicy rzucili się do ataku. Jedi przewrócili stół zasłaniając się nim przed strzałami. Był to stół z pewnego stopu metali, które bez problemu odbijały strzały z miotacza. Rozległa się strzelanina. Młody Ex dostrzegł mężczyznę, który wychodzi tylnimi drzwiami. “To pewnie ten łowca” - pomyślał. Dał znak mistrzowi, że idzie w pogoń, gdy tymczasem oni zajęli się napastnikami. Kilku położyli trupem kilkoma celnymi trafieniami. Pozostało ich sześciu, którzy nieustannie okładali ogniem stół za którym kryli się.
- Kończy mi się zapas energii w miotaczu - rzucił do Oruuna.
- Mi też...
- Miecze świetlne - wyszeptał.
Wyjęli miecze świetlne i włączając je wstali. Zdezorientowani ochroniarze przez kilka sekund patrzyli jak w obraz na to co trzymali ich przeciwnicy w dłoniach. W tym czasie nie wystrzelili nawet jednego strzału. Na to liczyli Jedi i przystąpili do ataku. Tamci zaczęli strzelać, lecz ich strzały powracały do nich odbijane przez miecze świetlne. Dwóch kolejnych padło nie żywych na ziemie. Rycerze władający Mocą wyczuli emanujący z coraz większa siłą od nich strach. Podeszli na tyle blisko, żeby zadać szybkie cięcia mieczem, lecz nie śmiertelne. Nie chcieli ich zabijać, bo przecież oni wykonywali tylko swoją pracę. Dwa szybkie cięcia odcięły dłonie trzymające broń, które brocząc krwią upadły na ziemie. Pozostali ochroniarze pouciekali, a Jedi udali się w pogoń za Lotapem Kerrem i Rex, który już powinien go doganiać.
Rex tymczasem gonił Lotapa, który ku jego zdziwieniu daleko nie uciekał. Zatrzymał się i odwrócił wyzywająco patrząc na Rexa.
- Co chcesz dziecko?
- Nie jestem dzieckiem! Jestem Jedi! Poddaj się! - rzucił do niego biorąc w dłoń swój miecz świetlny.
- Jedi? no i co? mam się przestraszyć? - zaśmiał się szyderczo.
- Rzuć broń - ponowił Rex.
- Nie!
Gdy Lotap wypowiedział te słowa wystrzelił z blastera w kierunku całkiem zaskoczonego młodego padawana. Nie był on na tyle wyszkolony, żeby zatrzymać strzał toteż go trafił w pierś. Upadł na ziemie tracąc przytomność. Na jego szczęście mistrzowie Quell Perr i Oruun dobiegli na czas, żeby powstrzymać łowcą od wykończenia młodego jedi.
- Chcemy tylko informacji Łowco. Nic więcej - zaczął dyplomatycznie Quell Perr widząc, że Oruun klęczy przy swoim uczniu z trudem powstrzymując się od chwycenia za rękojeść miecza świetlnego i rzucenia się na wroga.
- A niby po co miałbym jej wam udzielać hę? - warknął.
- A po co mamy walczyć skoro i tak przegrasz?! - krzyknął Oruun wstając i zapalając miecz świetlny.
- A czemu miałbym przegrać? - zaśmiał się.
Oruun rzucił się na niego odbijać precyzyjnie strzały jakie leciały z jego strony. Łowca był pod dużym wrażeniem, ale widać było, że nigdy dotąd nie toczył boju z Rycerzem Jedi w pełni wyszkolonym. Mógł sobie bez problemu poradzić z padawanem, lecz z mistrzem to już nie to samo. Nie docenił swojego przeciwnika i to okazał się jego błąd. Gdy Oruun podbiegł do Kerr’a ten uchylił się przed cięciem kopiąc mocno Jedi w brzuch. Mistrz rzucił ostre przekleństwo i odskoczył do tyłu przewracając się na ziemie. W tym czasie Quell Perr używając mocy popchnął Lotapa, który także upadł. Mistrz Jedi podszedł do niego przykładając mu ostrza do gardła.
- To może teraz z nami porozmawiasz hmm?
- Wyboru nie mam co nie? - burknął.
- Dużo czasu ci nie zajmiemy. Do ciebie nic nie mamy. Chcemy wiedzieć tylko co zrobiłeś z swoim ostatnim towarem.
- Po co wam informacja co zrobiłem z Nacirem Quen?
- Kim?? - zdziwił się Oruun.
- Nacirem Quen oszustem i szulerem za którego była wyznaczona nagroda, no i musze was zasmucić, ponieważ za martwego.
- Nie chodzi nam o niego. Chodzi nam o kobietę.
- Akinoma Ikiv. To pewnie o nią wam chodzi.
- Tak - domyślił się ze to o nią chodzi Quell Perr - Gdzie ja zawiozłeś?
- Na Detos, planetę niewolników - odparł.
- Detos mówisz... - zamyślił się
- Tylko, że Detos już nie istnieje i z tego co wiem wszyscy tam obecni pouciekali bądź też zginęli.
- Jak to?
- Nie wiem. Jednak wiem tylko tyle, tylko dwa statki stamtąd uciekły i udały się na Coruscant.
- Dzięki za informacje Łowco. Mam nadzieje ze nigdy się nie zobaczymy.
- Ja też mam taką nadzieję - mówił wstając - bo jak następnym razem was spotkam to nie będzie już takie przyjacielskie spotkanie - warknął.
Łowca odszedł, a Jedi zabrali młodego Rexa na statek i go opatrzyli. Udali się z powrotem na Coruscant, gdzie ku ich wielkiemu zdziwieniu ma znajdować się ich zguba. Wystartowali i od razu skierowali się do stolicy Republiki.
Tymczasem Lotap Kerr udał się do swojego statku, na którym ktoś na niego czekał. Była to starsza kobieta, o nie zbyt przyjemnej urodzie, chyba rasy ludzkiej, lecz do końca nie było to wiadome.
- Powiedziałem im to co chcieliście - zaczął łowca na widok kobiety.
- To znakomicie, zapłatę jaką zażądałeś za tą przysługę przelałam na twoje konto.
- Dzięki a teraz idź już. Jestem zajęty.
- Książe nie zapomni tego co zrobiłeś. Zegnaj łowco.
Kobieta wyszła i zostawiła Lotapa Kerra samego w swoim statku. “Książe się ucieszy” - pomyślała kobieta.

Generał Haln wylatywał z nadprzestrzeni nieopodal Coruscant w małym stateczku. Resztę grupy statków zostawił nad Bestine pod opieką Admirała Wrahna. Sam chciał jak najpilniej złożyć raport senatowi i Kanclerzowi Palpatinowi. Przeleciał przez przestworza i spokojnie wylądował. Prawie biegnąc udał się do Kanclerza na prywatną audiencje. Doszedł do prywatnej komnaty Kanclerza, w której dostrzegł palpatine wychodzącego zza swego biurka wprost do niego. Zawsze mu się tu podobało, a szczególnie piękny widok z okna.
- Witaj drogi senatorze Haln. Jakie wieści przynosisz? Proszę siadaj.
- Dziękuje Kanclerzu. Niestety dobrych wieści nie przynoszę - zasmucił się.
- Jak to? CO się stało?
- Byliśmy nad Bestine... Cała planeta wraz z stacjonującymi nad nią statkami zostały zniszczone. Wszyscy zabici.
- Kto to zrobił? Piraci? Separatyści? Kto?
- Żadne z powyższych Kanclerzu. Natknęliśmy się chyba na tych co to zrobili. Nie znałem takiego typu statków... Jednak wdaliśmy się z nimi w walkę, która z stratami niewielkimi wygraliśmy.
- To dobrze, ze odkryłeś kim są. Niestety niepokoi mnie to bardzo, ze nie wiemy dokładnie skąd się wzięli ani jakie są ich zamiary.
- Tak Kanclerzu. Na szczęście znaleźliśmy jednego ocalałego.
- Kogo? -zaciekawił się Palpatine.
- Chłopca z Bestine. Jest jak na razie w lekkim szoku i bredził cos niezrozumiałego.
- Opowiesz o tym później, Mam zaraz ważne spotkanie na które nie mogę niestety się spóźnić toteż musze pożegnać się z tobą. Zrób tak, leć z powrotem, jeśli trzeba ściągnij z kuat więcej statków, Dowiedz się jakie maja zamiary lecz powtarzam nie angażuj się w walkę nie sprowokowany. Może wtedy dojść do konfliktu którego Republika by nie chciała. Proszę uważaj! Ja niedługo pojawię się w stoczniach Sluis Van i jak będziesz potrzebował to stamtąd okręty też wezwij. Tylko załatw to cicho nie chcemy wzbudzać paniki teraz kiedy mamy wewnętrzne problemy z separatystami. Do tego jeszcze ten Hrabia Dooku... Ech... Musze porozmawiać z Mistrzem Windu o nim, może oni jakoś na niego wpłyną. Czekam na wiadomości od Ciebie Senatorze.
- Dziękuje Kanclerzu. Nie omieszkam Ciebie powiadomić.
Pożegnał się z kanclerzem i wyszedł. “Ciekawe z kim kanclerz ma się spotkać, że to jest ważniejsze od takiej sprawy” - pomyślał. Udał się jeszcze do swojego domu i czym prędzej chciał wracać na Bestine.
Mężczyzna w czerwono-białej zbroi siedział w swoim statku jeszcze znajdującym się na Korriban. Głowa bolała go wręcz potwornie, że nie mógł skupić myśli. Głosy krzyczały w jego głowie różnymi językami i dialektami. Były one przepełnione niewiarygodnym bólem i cierpieniem który rozdzierało umysł mężczyzny na strzępy. Krzyczały : “Nie... Zabij, Nie leć, Leć, walcz, Zgiń, nie leć” i tak w kółko. Słowa nie miały większego sensu i znaczenia, ani też nie układały się w jakieś sensowniejsze zdania.
- Przestańcie! - krzyknął zdesperowany mężczyzna.
- Czemu mają przestać? - przemówił do niego jeden głos.
- Bo dłużej tego nie wytrzymam
- Czy tego nie chciałeś? Przecież od dawna pragnąłeś zgłębić Ciemną Stronę Mocy. Nawet kiedy byłeś jeszcze w Zakonie.
- Skąd to wiesz? - spojrzał do tytułu, lecz nikogo nie było. Był to jeden z głosów w jego umyśle.
- Ja wiem. Ja wiedziałem, o tym zawsze. Ty wiedziałeś od innych drogach. Nie tak jak inni Jedi z klapkami na oczach, widząc jedną drogę. Wiedziałeś, że nie ma sensu całe życie robić sobie pod górę, bo po co się przemęczać czyż nie?
- Prawdę mówisz... Jednak teraz kiedy głosy przytłaczają mi głowę - złapał się za nią z grymasem bólu na twarzy. - To nie wydaję mi się, że był to tak dobry pomysł.
- Masz Moc... Masz władze... masz potęgę... Powiedz tylko cisza a wszystko ucichnie.
Tak też zrobił i głosy ucichły. Nawet ten, który mu mówił ciekawe rzeczy i radził dobrze. Wiedział teraz jedno, musiał lecieć na Salatan, lecz zastanawiał się tylko po co akurat na tą tajemniczą planetę. Glos, który mu w umyśle mówił rozpoznał od razu. Był to chuderlawy człowiek, którego spotkał w grobowcu Sihra na Korriban... Tajemniczy człowiek w czarnym płaszczu, którego imienia nie znał. Czemu słyszał jego głos w umyśle tego nie wiedział, lecz mówił mu rzeczy które pragnął usłyszeć. Stwierdził z radością w sercu, że mu się to nawet podoba...













1 2 3 4 5 6 (7) 8 9 10 11

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 7,75
Liczba: 8

Użytkownik Ocena Data
Wim San-Taal 10 2004-07-15 23:53:34
Taag Bha Den Fell 10 2004-07-13 10:11:44
JediAdam 10 2004-06-23 22:47:48
Jagd Fell 10 2004-06-16 17:43:55
Louie 10 2004-05-16 15:35:03
Didek 6 2010-02-08 14:16:52
Darth Edziaszka 5 2017-07-03 00:59:48
Aina Nan Kumari 1 2004-06-02 17:47:20


TAGI: Fanfik / opowiadanie (255)

KOMENTARZE (18)

  • jedi_marhefka2006-01-27 23:58:13

    Sorrki nie ten tekst. pomylilam sie. ale też całkiem całkiem...

  • jedi_marhefka2006-01-27 23:56:56

    Michał jesteś wielki!!!!!!! świetny tekst!!!! Przeczytalam wszystkie trzy części. No po prostu boskie...

  • Gemini2005-02-15 15:51:19

    Niestety w odróżnieniu od poprzednich opinii mnie się ta książka / trudno to nazwac opowiadaniem/ nie podobała. Duże błędy stylistyczne, gramatyczne a nawet ortograficzne /tu moze coś przekłamał komputer/. Np. w 3 zdaniach pod koniec / nie podam str ,bo mam wydruk, a tam jest inna numeracja/ jest 3 x słowo straszliwie /straszliwe cierpienie. krzyczec straszliwie i straszliwe błyskawice mocy/; naduzywane jest słowo postać np "postać kobiety" zamiast kobietę itd. Z otograficznych: "Uderzyła go potwarzy /razem/, Hutt raz pisany z dużej a raz z małej litery, istoty humanoidalne z duzej litery, 'śmiać się w niebogłosy" itp Za dużo różnych postaci o trudnych do zapamietania imionach. Lepiej juz trzeba było zostac przy Monika ,a nie Akinoma, Melisa , Artur, Wafel itd. Co prawda nazwa Hitler raczej by nie przeszła ;)) Zresztą raz występuje jako Relitih.Tekst zaczyna się ciekawie i wciagająco , ale potem "siada" aż do całkiem banalnego zakończenia. Miałm wrazenie że to piszą 2 osoby , a z opinii wyszło że niewielee sie pomyliłm , bo w częsci to różne opisy z encyklopedii. Niestety to widac, bo jest brak spójności stylu. I szczerze mówiac dalej nie wiem "o co tu chodziło". O możliwosc zdobycia holocronów, o umożliwienie narodzin Luka i Lei ? Czyli za wysiłek włożony w ten tekst 4. I koniecznie postaraj się o dobrego korektora. Nie załamuj się tą krytyką myślę, że następne tekty będą lepsze .

  • obisk2004-10-10 19:11:13

    niezle
    tylko troche za dlugie

  • dooku2004-07-25 16:02:47

    daję 9 więcej nie

  • Darth Jerrod2004-07-18 20:04:12

    z czystym sumieniem mogę dać 9

  • Wim San-Taal2004-07-15 23:52:48

    Świetne opowiadanie!!wciąga niesamowicie i nie można się od TEGO oderwać!!daję 10 bo jest tego warte...:D

  • Taag Bha Den Fell2004-07-13 10:11:10

    Świetne opowiadanie, naprawde idealne. NMic dodać nic ująć

  • Jagd Fell2004-06-16 17:41:34

    Genialne!!! Dużo stron ciekawa fabuła i wszystko genialne. masz to czego nie ma mój klolega. Umiesz uśmiercać postacie pozytywne. Mój kolega z którym pracyje przy FF nie chce słyszeć o uśmierceniu kogokolwiek. CZy to bochater czy po prostu przechodzeń nikt.

  • Admirał Raiana Sivron2004-06-13 21:22:06

    Bardzo dobre, jak dla mnie 9

  • Calsann2004-03-21 11:26:24

    Hej, mówicie o tym "książka" - to znaczy że to zostanie wydane "na papierze" ?????

  • spider2004-03-19 20:33:40

    jak na pierwsze opowiadanie całkiem niezłe, czekamy na kolejne Adam!!

  • Mistrz Fett2004-03-16 17:03:42

    Shed: To już będzie elitarna szóstka :P

  • rexio82004-03-15 16:16:16

    A odemnie dostajesz 9.. dlaczego? a dlatego ze jesio nie ma kolejnej ksiazeczki na ktora czekam z niecierpliwoscia. Ale co do tego dziela.. mialem zaszczyt byc jednym z recenzentow i naprawde polecam.. swietna ksiazka warta przeczytania. Autor chcial aby kazdy znalazl w niej cos dla siebie.. i moim skromnym zdaniem udalo mu sie to. Fabula jest naprawde genialna...

  • kidzior2004-03-15 15:43:08

    trudno mi jest zamieszczac tu swoja ocene tej powiesci - gdyz w preciwienstwie do wiekszosci osob odwiedzjacych te strone nie jestem gorliwym znawca swiata SW - ale momo wszystko chcialbym dolozyc swoja garsc dziekciu. Sama ksiazke uwazam za bardzo udany debiut literacki jej najmocniejsza jak dla mnie strona jest fabula i dosc zaskakujace zwroty akcji - ksiazka naprawde wciaga i chce sie poznac dalsze losy bohaterow - to napewno duzy plus. Niestety nie ma rzeczy doskonalych kuleje troszeczke warsztat i odpowiednie wywarzenie proporcji poszczegolnych opisow /byc moze dla wiekszosci znawcow SW niektore rzeczy sa oczywiste.../ czasem jedi za bardzo skupia sie lub zupelnei pomija dosc wazne watki... ale warsztat jak wiadomo mozna zawsze podszkolic co i tak autor udowodnil duzym postepem pomiedzy pierwsza wersja jaka mialem okazjie przeczytac a obecnym ksztaltem ksiazki :) Duzym minusem jest dla mnei tez zakonczenei ksiazki ktore wciaz kojarzy mi sie z wielka produkcja filmowa ktorej pod koniec zdjec konczy sie budzet :( - ksiazka konczy sie dla mnie zbyt dynamicznie zbyt szybko zbyt prosto... mam wrazenie ze na kilku stronach autor zamyka/konczy watki wszystkich bohaterow i kwituje ich przygody kilkoma zdaniami podsumowania - to zdecydowanie za malo - nie do tego nas przyzwyczail w trakcie calej kasiazki by teraz powiedziec: "on umiera ona tez a ten bedzie zyl - koniec gasze swiatlo" - ja chce misternego zakonczenia z zaskakujaca finalowa scena konczaca wielka kosmiczna przygode jediego !! wierze gleboko ze nastepna powiesc nad jaka pracuje Adam wiele 'wyniesie' z doswaidczen autora jakie zdobyl piszac "Upadek..." i bede mogl juz bez przeszkod ocenic ja na 10/10 tyumczasem obecna ksiazke oceniam na 8/10

  • Shedao Shai2004-03-15 14:27:42

    Przeczytałem początek, i muszę powiedzieć, że zapowiada się nieźle......niedługo przeczytam całość.

    Fett - niedługo dołączę do tej elitarnej piątki.....zobaczysz:D

  • Anor2004-03-15 12:30:28

    Nie wpisywałem się tutaj ponieważ byłem jednym z "doradców" i recenzentów na żywo tejże książki Adama. Pamiętam jak mi podsyłał kolejne rozdziały a ja po kazdym wysyłałem mu jakies uwagi. Niestety nie miałem czasu przeczytac tego co jest tutaj i tym samym nie wiem na ile Adam zweryfikował treść o moje uwagi. Mimo to bardzo sobie ceniłem prace Adama przede wszystkim za duza oginalność, której niekórym innym fanficom brakuje. Całości sprawy smaczku dodaje pewne ogłoszenie na Allegro jakoby jakiś znajomek Adama chciał sprzedac jego książkę w aukcji...było zabawnie acz nie wiedziałem co sobie o tym mysleć. Adam pisząc tę książke wykazał się wręcz encyklopedyczną dokładnościa w prezentacji postaci, ras, czy planet. Jest to z jednej strony plus, ale i lekki minusik, gdyż w dużej mierze opisy wzięte są prosto z encyklopedii... jednak to tylko taka mała dywersja. generlanie daje 9/10

  • Mistrz Fett2004-03-13 16:41:20

    Muszę pogratulować ci... Tekst świetny, a zwarzając, że to twój pierwszy, to stawiam bez najmniejszych przeciwskazań 10. Tym samy dołączyłeś do grona fanów-pisarzy-amatorów :) Zasilasz grono Miśka, Rickiego, jedI'ego i moje :D Teraz jest nas pięciu :P

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..