Co prawda George Lucas został wychowany jako metodysta, ale teraz sam twierdzi, że jest buddystą, przynajmniej teraz. Lucas jest także swego rodzaju autorytetem/guru w świecie New Age, choć nie chce się do tego przyznać. Zresztą cała Moc ma więcej wspólnego z tymi religiami, niż z chrześcijaństwem. I tu jest chyba najważniejsza różnica pomiędzy Georgem a Tolkienem. "Władca Pierścieni" to bardzo katolickie dzieło, tam nawet złych się nie zabija. Saruman Mądry dostaje szansę poprawienia się. U Lucasa jest inaczej, Ci którzy wybrali Ciemną Stronę Mocy, są już straceni na zawsze, poza wyjątkami. W jawnej sprzecznością z chrześcijańską doktryną jest też, możliwość odkupienia grzechów przez kogoś innego. Anakin stając się Vaderem jest chodzącym złem. Po śmierci, zostaje przyjęty ponownie w poczet dobrych Jedi, choć za swoje grzech nie odpłacił, ba nawracając się na dobrą stroną, dokonuje jeszcze morderstwa.
Yoda |
Właśnie takie podejście powoduje, że z jednej strony, "Gwiezdne Wojny" są znacznie szersze niż "Władca Pierścieni", z drugiej jednak jest tam wiele typowo New Age`owskiego pomieszania. Tolkien tworząc swe dzieło, odwoływał się nie tylko do religii, Pisma Świętego, ale także historii, czy żywotów świętych. Wnikliwi badacze na pewno widzą o co chodzi. U Lucasa jest to bardziej spłaszczone, lecz na o wiele większej płaszczyźnie. To właśnie powoduje, że źródła obu dzieł są tak naprawdę mimo, iż podobne, nieporównywalne.