TWÓJ KOKPIT
0

Relacja z Celebration IV :: Fandom

Dzień Trzeci: popołudnie

Billy Dee! The Lando Diaries
Następny panel tym razem u Scotta był również raczej rozrywkowy, niż rzeczowy, ale tym razem humor był bardziej wysublimowany, żeby nie powiedzieć dosadny. Przede wszystkim zaczęło się od tego, że Scott zapytał Williamsa, jak to jest być jedyną postacią która jest bardziej cool niż Han Solo. Na to Billy przyjął pozę, że w sumie nie grał, musiał tylko być sobą i tylko trochę się powstrzymywać, żeby ludzie nie myśleli, że to film o nim. Potem Scott podziękował aktorowi (i malarzowi) za to, że na stronie umieścił poradnik dla początkujących randkowiczów. Jest tam filmik, w którym Billy Dee radzi jak się zachowywać na wykwintnej kolacji i jakich słów używać, by zdobyć serce kobiety, choć Scott się dopytywał, czy na pewno chodzi o serce, bo może chodziło o coś innego. Ale Williams nie chciał nic mówić. Filmik został pokazany, a potem Scott stwierdził, że próbował tak robić i że to nie działa. A potem zapytał, czy w ogóle te sztuczki działają na kobiety, bo może coś przeoczył. A potem pokazał tak zwaną pełną wersję filmiku, której Dee Williams nie umieścił w sieci. Była ona oczywiście przerobiona przez Scotta, w ten sposób, że wyglądało to tak, że Scott i Williams siedzieli sobie przy stole, jedli kolację, a aktor zaczyna do niego rzucać tekstami, że ślicznie dziś wygląda, plus jest kilka scen w których widać jak ręce jakiegoś murzyna lądują na Scotcie i się do niego dobierają. Komik i gość programu jest wystraszony i zażenowany. Potem tylko stwierdził, że chyba wie, dlaczego to nie działa na kobiety.
Następnie aktor opowiadał o swojej obecnej pracy, teraz po raz kolejny pracuje nad operą mydlaną, ale w przeciwieństwie do „Dynastii” czy „Nocnej zmiany” tym razem gra jedną z głównych ról, przez co jest uwiązany w pracę dość mocno i aż sam się dziwi, że udało mu się przyjechać na CIV.
Potem opowiadał o tym, jak go traktowano po premierze TESB, że wiele osób mówiło do niego wprost „Zdrajca”. I tu zaraz potem ktoś krzyknął na sali „zdrajca” i wszyscy zaczęli się śmiać. Billy mówił, że stan ten trwał aż do czasu „Powrotu Jedi”, a za najgorszą rzecz wspomina fakt, że dzieci w szkole (jak tylko obok niej przechodził) wytykały go palcami mówiąc „patrz to ten łotr, co zdradził Hana Solo”.
Potem jeszcze Scott chciał zrobić zdjęcie Williamsowi, ale ten go zaskoczył, bo wyciągnął aparat i zrobił mu zdjęcie, a potem zrobił jeszcze zdjęcie sali, twierdząc, że też jest łowcą zdjęć, i najbardziej to uwielbia robić zdjęcia paparazzim. Wielu z nich w szoku umiera, ale to już inna sprawa. Scott dodał tylko, że woli nie myśleć, co Williams z tymi zdjęciami robi, ale po tym prawdziwym filmiku nie zdziwi go już nic.
Z niecodziennych ciekawostek okazało się, że na panelu był też bratanek Williamsa, który niedawno się ożenił i przedstawił swoją żonę wujkowi. Po tym spotkaniu rodzinnym rozpoczęły się normalne pytania, choć wiele osób starało się właśnie pytać jak to jest być cool, czy musiał sobie coś wszczepiać, czy się z tym urodził. W końcu ktoś zapytał, czy jest coś, czego Williams nie umie. No i ten stwierdził, że owszem. Nie umie latać, oczywiście nie samolotem, tylko tak sam z siebie.
Wspomniano też kwestię, że Lando miał niby umrzeć w Powrocie Jedi, ale tu Williams stwierdził, że niestety nic takiego sobie nie przypomina.
Sam filmik w którym można zobaczyć jak Dee Williams uczy jak się zachować przy kolacji z kobietą można obejrzeć tutaj.


Logo panelu


Billy Dee Williams


Billy Dee


Lando – Zdrajca - Williams

The Star Wars Vault
Licząc, że na kolejnym panelu książkowym (poświęconym dość interesującej pozycji - The Star Wars Vault) nie będzie zbyt wiele osób, pozwoliłem sobie zrobić kurs przez Exhibit Hall i pójść później do sali Behind The Stage. No i się zdziwiłem. Kolejka już wchodziła, więc ja już mogłem jedynie czekać przed wejściem na koniec kolejki i jeszcze musiałem zgłosić chęć dołączenia osobom ją pilnującym. Tu prawdę powiedziawszy bardzo się zdziwiłem, bo owszem za mną stanęło jeszcze kilka osób, ale gdy już mnie wpuszczono do środka miejsca były tylko w ostatnim rzędzie. I to niewiele. Nie wpuszczono wszystkich. Sam aż się zdziwiłem, bo na żadnym innym panelu nie było aż tak pełno. Tu jednak poza zainteresowanymi książką, pojawili się kolekcjonerzy i fani Stevena Sansweeta. W sumie im się nie dziwię, bo ten człowiek ma gadane, mówi czasem bzdury, ale przyjemnie się go słucha. Sansweetowi towarzyszył jeszcze Pete Vilmur, z którym napisali tę książkę. To historia wszelkiego typu materiałów drukowanych i nie tylko związanych z sagą, to rzecz ewidentnie kolekcjonerska i tyleż kosztuje – 50 USD, acz na Amazonie jest taniej. Pojawi się jesienią, ale już teraz Sansweet przeglądał i prezentował na sali jeden egzemplarz. Okazało się, że wiele rzeczy szukano w Lucasfilm i ich archiwach, ale sam pomysł książki przyszedł do głowy, gdy Steve zaczął porządkować swoje archiwa, gdzie miał wiele takich różnych druków, które zaczął katalogować. To zaczęło ewoluować. Owszem na potrzeby Star Wars Vault przetrząśnięto także osobiste biuro George'a Lucasa i zeskanowano jego notatki, nawet te, które nie mają wiele wspólnego z SW, choćby zapis Real 2 Dialogue 2, który gdzieś tam zapadł Lucasowi w pamięć jako R2-D2.
Sam Star Wars Vault ma wyjść w kilku językach – po angielsku, niemiecku, hiszpańsku, francusku i japońsku. A jest drukowany gdzieś w Chinach. Do książki zostanie dołączona płyta, na której jest, jak to określił Sansweet niesamowita rewelacja. Owszem są tacy, którzy woleliby, żeby to nie ujrzało światła dziennego, znaczy aż dwie osoby –George Lucas i Carrie Fisher, ale za późno, na płycie jest. Chodzi oczywiście o piosenkę, którą śpiewała Carrie w Holiday Special. Dodatkowo znajdują się tam wywiady i reklamy radiowe, a także panel z Georgem Lucasem z Celebration III.
A co więcej w samej książce, otóż owszem są zdjęcia koszulek, przedruki artykułów, ale też i rzeczy bardzo unikalne, jak bilet do cyrku w Meksyku, cyrku, który był mocno Gwiezdno-Wojenny. Tego typu rzeczy nie są tylko zdjęciami, ale można je wyjąć i sobie pooglądać, potrzymać w ręce, to reprodukcje. Z innych rzeczy będzie można tam znaleźć zaproszenie na drinki od Aleca Guinnessa. Ten miał zwyczaj, że na koniec zdjęć zapraszał całą ekipę na coś do picia. Nie inaczej było w przypadku Nowej Nadziei.
Przeglądając niektóre strony Steve robił się sentymentalny i wspominał, że Star Wars było reklamowane w 1976 na trzech konwentach, w tym Laconie. Potem już zaczął zmyślać i opowiedział anegdotkę, jak to 25 maja 1977 George Lucas wraz z żoną Marcią pojechali sobie do Hollywood na zakupy i przechodzili obok Chinese Teater i zobaczyli kolejkę. George w ogóle jakoby nie pamiętał o premierze tego filmu, więc chciał zobaczyć, co tam grają. Wszedł, złapał się za głowę i powiedział „Holly Molly Star Wars!”. Wtedy dopiero wpadł na pomysł by zrobić sequel. Owszem ta historyjka się nie zgadza z innymi, ale cóż, w wykonaniu Sansweeta była doprawdy urocza. W końcu ile osób jest w stanie się przebrać za Ewoka.
W środku ponadto znajdziemy także przedruk ręcznie pisanej muzyki do Ataku klonów, a także fragmenty scenariusza do Holiday Special. Tu Sansweet ponownie wspomniał o piosence Carrie i na dodatek zaczął ją podśpiewywać. Wśród innych ciekawostek znalazły się tam także fragmenty ręcznie animowanych Droidów i Ewoków. Oraz oczywiście jest także coś o znaczkach.


Logo panelu


Peter Vilmur i Stephen J. Sansweet


Po sali chodzili ludzie i pokazywali wyjęte z książki plakaty, kartki, bilety itp.


A Sansweet przewracał kolejną stronę i ciągle coś mu się przypominało


Kolejne fragmenty, które można wyjąć z książki


Kolejne fragmenty, które można wyjąć z książki


Kolejne fragmenty, które można wyjąć z książki

Star Wars Coins
Trochę zachęcony Sansweetem postanowiłem się udać na jakiś panel typowo kolekcjonerski . Padło na monety, czy to był najlepszy wybór tego nie wiem, ale z pewnością warto było zobaczyć, jak bawią się kolekcjonerzy. Te panele bardziej przypominały omówienie, co jest na rynku, gdzie można kupić, za jaką cenę i co jest najbardziej wartościowe, a robienie notatek było tu jak najbardziej na miejscu, choć myślę, że moje były nieadekwatne do tego, co robili inni.
Z ciekawostek, które warto wiedzieć otóż jedynymi monetami używanymi w obiegu, mającymi nawiązania do Gwiezdnych Wojen są dolary z Wysp Cooka z roku 2005. W żadnym innym kraju nie było czegoś takiego. Owszem są monety i medaliony (nawet na CIV i będą na CE), ale mają tylko i wyłącznie wartość kolekcjonerską.
Początek tej tradycji sięga roku 1979 kiedy to po raz pierwszy na festiwalu Mardi Gras z 1979 w Nowym Orleanie wybito monety z emblematami z nawiązaniami do Gwiezdnych Wojen, np. R2-D2 w tle. Potem omówiono trochę historię monet i medalionów. Pokazano bardzo ciekawe wydane choćby do poprzednich seriali – jak Droids – z Mon Julpą, admirałem Screedem, czy z Ewoków – jak z Jindą, Dulokiem czy królem Gorneeshem. To świadczy tylko i wyłącznie o ogromie całego przedsięwzięcia.
Potem pokazano także proces wytwarzania takich monet. Dalej głównie było o cenach i występowaniu, względnie ilości istniejących egzemplarzy.


Sala kolekcjonerska


I sami kolekcjonerzy


Monety z płatków Nestle


I z okazji premiery ROTS


Jak przystało na salę dla kolekcjonerów musiały się tu znaleźć gablotki, w których można było znaleźć np. zegarki


Obrazki, płyty


Pamiątkowe medialony


Cardrigde’e do gier


A także pluszaki z ROTJ


Pluaszowy Max Reebo

Star Wars Fan Movie Challenge Award Ceremony
Potem ładnie wróciłem do kolejki, tym razem czekającej na rozdanie nagród za najlepsze fan filmy. Znów było więcej stania niż to było potrzebne, tym razem wszyscy zainteresowani się zmieścili (było ich po prostu mniej). Po samej ceremonii spodziewałem się więcej, może bardziej Hollywoodzkiego stylu. Zasada była prosta. To było rozdanie nagród, nie było nominowanych, tylko zwycięzcy. Owszem niektórym puszczały nerwy, ale po ogłoszeniu nagrody, a przed samym jej wręczeniem następowała projekcja. Z ciekawostek, Jon Berg i Don Bies, zrobili tę nagrodę. Jeden zaprojektował, drugi wyrzeźbił. Całość odbyła się w sali Scotta, który był głównym prowadzącym. No i nie zabrakło powtórki filmiku z Billy Dee Williamsem. Tym razem mówiąc o tym, co można znaleźć w Internecie i jak różnorodna jest twórczość fanów, Scott stwierdził, że niektórzy, nawet nie fani, a sami aktorzy, po prostu nie mają poczucia dobrego smaku i że gdyby nie miał poczucia humoru, to za ten filmik pozwał by Williamsa do sądu. No i go pokazał, owszem był śmiech na sali. Z innych żartów to przed rozdaniem nagrody Berg i Bies na scenie mocowali się, kto ma ją wręczyć no im wypadła i zaraz się połamała. Ale na szczęście na połamaną zgłosił się chętny – Scott, który kupił od nich taką za 50 USD, twierdząc, że teraz wszyscy będą wiedzieć, że jego „fanfilm z Williamsem” jest najlepszy. Wśród rozdających nagrody byli także Sansweet i Pablo Hidalgo z oficjalnej. Niestety wielu fanów, którzy mieli odebrać nagrodę nie było, ma im zostać wysłana pocztą. Na koniec zachęcano wszystkich do odwiedzenia serwisu Atomfilms, gdzie można publikować swoje fanfilmy.
Dalej już wszystko przebiegało dość spokojnie według harmonogramu. O samych nagrodzonych filmach możecie przeczytać tutaj.

Ceremonia rozdania nagród


Widok ogólny na salę


Twórca fanfilmu o Billym Dee Williamsie – Scott Chernoff, a zarazem gospodarz tak sali jak i ceremonii.


Przedstawicielka Lucasfilmu, Mary Franklin, dziękuję fanom za wkład


I pierwszy nagrodzony


Don Bies i John Berg walczą o to, kto ma dać nagrodę


Pablo Hidalgo


Kolejny nagrodzony


Steven J. Sansweet wręcza nagrodę George’a Lucasa.


I jeszcze zbliżenie na same nagrody (zdj. OB)



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 (19) 20 21


TAGI: Celebration (9) Konwent (55) Relacja (301) Zdjęcia (7)
Loading..