Dzień Czwarty – niedziela 27 maja 2007
Creating New WorldMając w pamięci kolejkę z poprzedniego dnia, wolałem tym razem już grzecznie czekać na swoją kolej i stać od 9 rano, byleby tylko zdążyć na swój panel. To miał być dzień „The Clone Wars”, które było powtarzane trzy razy pod rząd, ale postanowiłem sobie pójść na środkowy panel (by w razie czego być jedną z pierwszych osób czekających na ostatni). Zacząłem od tworzenia światów – z Philem Tippettem, Normanem Reynoldsem, Jonem Bergiem, Lornem Petersonem, Donem Biesem i Dennisem Murenem. Odbyło się to w Sali Petree u Scotta Chernoffa, acz tym razem był on jakoś mniej śmieszny. Pytań było wiele, oto kilka z najciekawszych odpowiedzi. Jedną z rzeczy dość ciekawych był fakt, że sam panel miał trochę inną nazwę na monitorach niż tę w programie – bo tam ewidentnie nazywał się „Star Wars Model Shop Legacy”, jednak to tylko nazwa, reszta pozostała bez zmian.
Dennis Muren twierdzi, że dla niego najciekawsze do zrobienia było TESB. Don Bies przyznał się, że zanim zatrudniono go w ILM, zbudował wpierw im model R2-D2. Norman Reynolds wspomniał, że największą scenografię jaką zbudował była baza Echo – którą określił mianem lodowej jaskini Rebeliantów.
Peterson stwierdził, że przy ANH pracowało siedem osób tworzących modele, podczas gdy przy ROTS tych osób było już siedemset. Sam Lorne Peterson najbardziej dumny jest właśnie z TESB. Przyznał też, że pojawia się w ANH, a dokładniej na Yavinie jako rebeliant na dachu świątyni. Opowiadał, że kazali mu się ubrać i tam stanąć, bał się, że spadnie, ale stwierdzili, że to tylko testy. I skończyło się na testach, bo okazało się, że „wyszły tak dobrze”, że nie potrzeba tam wysyłać statysty.
Wspominano także kręcenie scen podwodnych z Mrocznego Widma (opisanych w Gwiezdne Wojny Część I Mroczne Widmo: Jak powstawał film), gdzie dym udawał wodę.
Inni twórcy także pojawili się w filmach. Np. Don Bies zagrał Bobę Fetta w wersji specjalnej ROTJ, a dokładniej w scenie gdy Fett podrywa tancerki. Tippet i Berg grali po kilka stworów w kantynie w Mos Eisley. Pozostali się nie przyznali, choć Dennis Muren pojawia się przecież w Zemście Sithów.
Norman Reynolds przyznał, że nakręcono scenę jak Luke w ROTJ budował swój miecz w chatce Bena, ale nie pamiętał szczegółów. Sceny nigdy nie wykorzystano w filmie.
Na koniec Dennis Muren przyznał, że obecnie pracuje nad książką o efektach specjalnych i będzie tam mnóstwo przykładów z Gwiezdnych Wojen.
Widok ogólny na salę
Prawdziwa nazwa panelu
Scott Chernoff
Phil Tippett
Jon Berg i Phil Tippett
Lorne Peterson
Scott po raz kolejny
Dennis Muren
Scena
Norman Reynolds
Dennis Muren i Scott Chernoff
I kolejnie zdjęcie z miejsca, gdzie siedziałem
Phil Tippett
Jon Berg
Dennis Muren
Norman Reynolds
I jeszcze jedno wspólne zdjęcie
Lorne Peterson w ANH
W końcu przyszedł czas na główną atrakcję Celebration IV czyli panel o nowych Wojnach Klonów. Byłem niemal pewien, że zobaczymy tu jakieś preview, pewnie pod sam koniec, ale tu wszystko musi mieć swoje miejsce i emocje należy stopniować. Pierwsza z nich to oczywiście kolejka, gdzie stałem prawie godzinę, ale w końcu warto było i byłem gotowy na to. Niestety to była sala Davida Collinsa, którą już wcześniej wspominałem nie najlepiej, ze względu na ciekawość paneli, ale nie żałowałem. W końcu zaczęli nas wpuszczać do środka, zająłem sobie miejsce. Na ekranie zaczęły się pojawiać zdjęcia z książki „The Making of Star Wars” J.W. Rinzlera, trochę się zdziwiłem, no bo jak, to chyba nie ten panel. Ale na szczęście była to tylko zwykła reklama. Przed samym wejściem widniała tabliczka informująca, że nie robi się zdjęć, nie nagrywa filmów ani dźwięków (pisać pozwolono, choć powiedzmy sobie szczerze, na takim panelu trudno się robi notatki, więc by muc lepiej oddać, co się działo pomagałem sobie nagrywając ów panel. Kopia koszmarna, ale pozwoliła sobie przypomnieć atmosferę i słowa, które padały, już zniszczona, więc wszystko jest w jak najlepszym porządku). Było też bardzo dużo osób pilnujących, które wyprowadzały osoby łamiące reguły – zdjęcia czy filmy. To tu właśnie widziałem podobną sytuację, więc na przyszłość trzeba mieć dobry sprzęt szpiegowski i tyle. W końcu przyszli Catherine Winder i Dave Filoni, on oczywiście w kapeluszu, taki ma chłopak styl. I zaczęła się gadka, na początku jak to u Davida niemrawo, ale tym razem było widać, że Catherine nie jest w jego typie, więc nie było jak na panelu o „The Force Unleashed”, gdzie aktorka przyćmiła grę. No ale rozpoczęło się niemrawo, bo David zaczął pytać, czy pokażą jakiś odcinek, a tu padła odpowiedź nie. To potem była próba przekonania ich, żeby cokolwiek pokazali, skończyło się na filmie dokumentalnym, który przede wszystkim przedstawia ekipę pracującą nad „The Clone Wars”. Tyle, że wyglądało to tak, że Dave chodził po ranczu i zaglądał do różnych miejsc i mówił, ten nazywa się tak i robi to. Wszystko, co mogło sugerować w jakikolwiek sposób serial było starannie zamazane, w tym modele na biurku ich twórcy, monitory u grafików i tak dalej. Co ciekawe w filmiku pojawił się George Lucas, który akurat coś załatwiał z Catherine. Potem David pytał, czy są fanami Gwiezdnych Wojen, tu Dave powiedział, że tak, a Catherine migała się z odpowiedzią. I to co jest tu najważniejsze, że oboje są skrajnie różnymi osobowościami. Catherine Winder jako producentka potrafiła zachować dystans i nie miała żadnych problemów z rozgraniczeniem, co może powiedzieć, a co nie. Dave Filoni natomiast podchodził do wszystkiego bardzo emocjonalnie i entuzjastycznie, chcąc się podzielić szczegółami z produkcji, ale tu Catherine kilka razy go przyhamowała. Pewnie gdyby był on sam, poznalibyśmy jakieś spoilery. A tak, przyjdzie jeszcze poczekać.
Pytań na samym panelu było bardzo mało, ale było bardzo dużo omawiania, co zresztą wyszło wszystkim na dobre, bo całość miała bardzo płynny charakter. A rozpoczęło się od rozmów na temat początków. Otóż podobnie jak w przypadku „The Force Unleashed” decyzja o serialu zapadła jeszcze przed premierą Zemsty Sithów. George Lucas był mocno zaangażowany w kończenie swojego filmu, a już wtedy Catherine Winder dostała rolę głównego producenta i musiała zabrać się za kompletowanie ekipy. Owszem miała pewne doświadczenia zarówno w branży animacji, jak i pracy na dalekim wschodzie, ale dla niej to bez wątpienia największe dzieło. Przede wszystkim musiała znaleźć dwie kluczowe osoby – głównego reżysera serii oraz głównego scenarzystę. Tym pierwszym został Dave, drugim Henry Gilroy (nieobecny na panelu). Sam Dave również nie był nowicjuszem w branży animacji, ale trudno go uznać za eksperta. Mało tego, co tu dużo mówić, ale nie był on w stanie wyżyć z branży filmowej, dorabiał sobie jako aktor w kostiumie. Ma kostium Plo Koona w którym był obecny na poprzednim Celebration i gdzieś tam przy jakiejś okazji nawet mu jako fanowi udało się uścisnąć rękę komuś z Lucasfilmu. Przy premierze Epizodu III ponownie dorabiał sobie jako aktor, przede wszystkim roznosząc upominki dzieciom w kolejce. Kolega, który z nim był, ale nie był fanem Gwiezdnych Wojen żartował sobie, że powinni Dave’a zatrudnić w Lucasfilm, bo poza pokazywaniem się w stroju potrafił opowiadać o postaciach, mało tego sam zbiera figurki. Dwa tygodnie później zadzwonił telefon, dokładniej Catherine i powiedziała, że interesuje ich spotkanie z nim w Lucasfilm, bo szukają reżysera, a Dave’a polecił George. Filoni się roześmiał uznał, że ktoś sobie robi z niego jaja, w końcu jak George z Lucasfilmu miałby go polecić. Ale to oczywiście była kwestia nie zauważenia pewnych rzeczy, bo gdzieś tam CV Dave’a trafiło do Lucasfilmu, ale okazało się, że on i Catherine mieli wspólnego znajomego – George’a, ale bynajmniej nie Lucasa i on jej go polecił. Filoni stwierdził, że nie dość że nie ma nic do stracenia, to jeszcze nie ma specjalnie roboty, więc pojechał bez wahania. Wspominał, że niezbyt liczył na ten angaż, bo pomimo zapewnień pani Winder miał wrażenie, że to jakieś żarty, a już tym bardziej nie liczył, że go zaangażują, ale wpierw porozmawiał z Catherine, a potem poszli porozmawiać z Georgem Lucasem, który właściwie prawie cały czas mówił, co by chciał uzyskać. Dave raczej słuchał, co najwyżej nieśmiało zadając pytania, okazało się to być strzałem w dziesiątkę, bo taka taktyka spodobała się George’owi. Choć osobiście mam ku temu pewne obawy – próbowałem zadać pytanie, czy jeśli oni wiedzą, że w EU jest inaczej niż Lucas mówi przedstawiając nową koncepcję, to czy go o tym informują. Niestety zostało ono odrzucone, ale obawiam się, że wiele rzeczy i niezgodności właśnie wynika z tego, że nikt nie chce reżyserowi powiedzieć, że coś zostało już ustalone. Powiedziała o tym także sama Catherine, która stwierdziła, że Lucasa przede wszystkim słuchają i starają się realizować w pierwszej kolejności jego wizję, a dopiero potem dopasować ją do reszty. Owszem wśród scenarzystów są też ludzie, którzy pisali już coś do EU – jak choćby Randy Stradley, ale to nie wszystko. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że George ich tylko zachęcał, by sięgali do EU i w miarę możliwości rozbudowywali wszechświat, bo filmy to jedno, ale jest tyle postaci i tyle miejsca by stworzyć nowe, że szkoda tego marnować. Catherine mówiła też, że ona sama siedzi najczęściej w Singapurze, ale dużo podróżuje, z Georgem komunikują się głównie faksem. Studia Lucasfilm Animations są w Singapurze i w USA, praca jest podzielona, tak, że kiedy w Azji kończą pracę wysyłają swoje rzeczy do Stanów, a tam robią wszystko dalej (albo swoje części), natomiast jak skończą to znów odsyłają przez to praca wre praktycznie cały czas. Natomiast Lucas jest potrzebny głównie jako źródło konsultacji, czy ma być tak, czy inaczej.
I tu pałeczkę przejął trochę Filoni, który zaczął opowiadać, ale także i wyświetlać na ekranie pewne kulisy produkcji. Wspomniał o kaszlu Grievousa, który jest dlatego, że George (pewnie nie znając historii z EU) opowiedział im skąd się wziął i jaka jest smutna historia generała. Niestety wszystko wskazuje na to, że wzięli to za pewnik. Potem Dave tłumaczył się z animacji. Owszem nie jest tak jakby chcieli, super realistycznie, ale to nie ten budżet, jednak postanowiono po pierwsze wypośrodkować między filmem, a poprzednim serialem – „Clone Wars”. Pokazano kilka slajdów, w tym szturmowca jak wygląda w Epizodzie II i jak wyglądał w serialu Tartakovsky’ego. Po środku pojawił się ten, którego dopiero dane będzie nam oglądać, tak by wszyscy widzieli pewną ciągłość, ale i ewolucję. Tu a propos ewolucji Filoni stwierdził, że to, co go najbardziej bolało w krótkometrażowym serialu Cartoon Network, to fakt, że najpierw wszystko wyglądało jak w AOTC, a potem już jak w ROTS, bez żadnego spokojnego przejścia. Obiecał, że właśnie tym się zajmą, chcą pokazać powolne zmiany w sprzęcie, pokazać jak klony stają się szturmowcami. Potem znów wrócił trochę do grafiki, mówiąc także, że właśnie zachowanie koncepcji Tartakovsky’ego jest widoczne chyba najlepiej na przykładzie hrabiego Dooku. Tam miał taką spłaszczoną księżycowatą głowę i tu postanowiono ukazać go w sposób bardzo podobny, by nawiązać zarówno do serialu, jak i wciąż popularnych komiksów na nim bazujących (Clone Wars Adventures).
Potem przyszła pora pytań tu niestety dopuszczeni do głosu fani się niezbyt popisali. Bo za wcześnie pytać o wydania DVD, czy na jakim kanale będzie serial. Jedyne, co wiadomo to fakt, że ma się pojawić jesienią 2008, ale to już powiedziano na panelu trochę wcześniej. Na razie nie ma jeszcze ruszonych kwestii marketingowych i licencyjnych, głównie dlatego, że LFL głównie szykuje się na razie na „The Force Unleashed”, dopiero potem przyjdzie pora na nowy serial. Padło również pytanie o „Tales of the New Republic” (więcej), ale tu stanowczo zdementowano, jakoby było to ich dzieło. Potem podziękowano fanom za pytania i … Zaczęło się najlepsze. Catherine powiedziała jeszcze raz, że bardzo prosiła Lucasa by pokazać zwiastun serialu, ale doszli do wniosku, że on powinien się pojawić dopiero na 9 miesięcy przed premierą, a nie półtorej roku. I Lucas był bardzo stanowczy, ale ponoć zadzwonił do nich w piątek późnym wieczorem i dał im zielone światło (taa, mogła jeszcze powiedzieć, że zmontowali w ciągu godziny i oto jest). A skoro pozwolił, zgasło światło. Na ekranie pojawił się zwiastun i powiem tyle w przeciwieństwie do tego, co było w sieci, on w całości był zrobiony w technologii HD i wyglądał naprawdę rewelacyjnie. Komputer nie jest w stanie oddać ekranu kinowego na którym widać mnóstwo szczegółów. Skończyło się owacją na stojąco. Catherine kazała wszystkim usiąść i podziękowała, oraz właśnie wtedy powiedziała, że jak było można zauważyć całość jest zrobiona w technologii HD, a jeśli ktoś tego nie zauważył, to ma jeszcze jedną szansę. I znów zgasło światło i powtórka. Tym razem ostatnia, ale było miło to zobaczyć, po raz wtóry, wpatrując się w szczegóły i widząc, choćby Dooku takiego jakim malował go w naszej wyobraźni Dave. Potem już po kolejnych owacjach i wiwatach podziękowano za obecność i poproszono o opuszczenie Celebration Theater, ale dla każdego wychodzącego była niespodzianka – plakat The Clone Wars. Sam zwiastun można sobie obejrzeć tutaj. Ja tylko nie mogę zrozumieć jednej rzeczy, skoro w sali mieściło się 900 osób (tak mówił David Collins) i panel był trzy razy, a fanów było 35 tysięcy, to czemu były tam wolne miejsca? Ale nie narzekam, tylko czekam na serial.
Plakat w wersji oficjalnej
I już zdjęcie mojego egzemplarza
Logo panelu (zdj. OB)
Dave Filoni (zdj. OB)
Dave i Catherine (zdj. OB)
Myślałem, że to właśnie TCW było największą rewelacją konwentu, ale następny panel to przebił. TCW to miód na serce fana, który wie, że ma na co dalej czekać, że coś będzie. Ale godzina z Danielsem to bez wątpienia najbardziej rozrywkowy panel na jakim byłem. Merytorycznie pozostawia może wiele do życzenia, ale jak tylko będzie możliwość to chętnie powtórzyłbym coś takiego (może na Celebration Europe?). Wszystko odbyło się w sali Jaya Laga’aia. Tym razem odbyło się bez śpiewania, ale w podobnym stylu jak poprzednio. Wpierw wyszedł Jay i zapowiedział gościa, Daniels wszedł na scenę witany oklaskami. Aktor stwierdził, że ponieważ normalnie przeszkadzają im flashe, i zdjęcia to ma propozycję, że popozuje chwilę, a potem damy mu spokój. Tyle, że to pozowanie to był kolejny żart, bo nie dość, że stroił miny to nagle i szybko zmieniał pozycję. A następnie zwrócił się do Jaya. I co, otóż poskarżył się prowadzącemu, że Ewoki przywitały go lepiej. Laga’aia wziął jednego chłopaka z publiczności i poprosił go na scenę, żeby zademonstrował jak Ewoki przywitały C-3PO. Chodziło oczywiście o kłanianie się przed nim jak przed bóstwem. Gdy już wszyscy to widzieli, Daniels opuścił scenę, a Jay kazał wszystkim wstać i ćwiczyć przywitanie. Chwilę się pouczyliśmy kłaniać, a potem Anthony został już przyjęty jak należy. Przy tym było oczywiście dużo śmiechu. Potem rozpoczęła się normalna rozmowa, acz prowadzona w sposób mocno żartobliwy. Pokazywano przede wszystkim filmiki z lat 70. i 80. Z C-3PO i R2-D2, włącznie z tym, żeby nie palić. I pytano Anthony’ego o różne śmieszne rzeczy. Problem w tym, że niestety nie wiadomo kiedy aktor mówił prawdę, a kiedy zmyślał. Bo o ile to, że w odcinku Muppetów taniec C-3PO to było tylko 6 ujęć, brzmi całkiem prawdopodobnie o tyle fakt, że Kellog’s sklejał okrągłe płatki by zrobić z nich te w kształcie ósemek, pomimo zapewnień Danielsa, że widział jak to robiono i próbował jeść klej absolutnie nie brzmią wiarygodnie.
W pewnym momencie Jay zapytał, czy Daniels pamięta jak śpiewał. I się zaczęło, Anthony zaczął krzyczeć „nie”, zatkał sobie uszy i wybiegł ze sceny. A w tym czasie puszczono Christmas In the Stars. Potem oczywiście wrócił i prosił Jaya by nigdy więcej tego nie puszczać, bo to najgorszy horror jaki w życiu zaliczył i już woli oglądać Holiday Special. By go pocieszyć, Jay pokazał mu alternatywne tytuły spotkania – w tym jeden, który brzmiał „Człowiek, Mit, Płatki owsiane”. Potem znów wrócono do Kellogsów i płatków C-3PO.
Następnie rozpoczęły się pytania z sali. Oto kilka z nich. Okazuje się, że Daniels nie ma żalu do Ewana McGregora i Natalie Portman, pomimo, że jak kręcili scenę w ROTS – rozmowy Obi-Wana z Padme, C-3PO się wywalił. Szedł po niebieskich albo zielonych podwyższeniach i nie zauważył że ma coś pod nogami i się przewrócił, a w tym kostiumie bardzo ciężko wstać. Portman nawet nie zauważyła, a McGregor zamiast pomóc zaczął się śmiać i potem śmiał się jeszcze przez jakiś czas jak tylko zobaczył Danielsa.
Stwierdził też, że osobiście nie widzi żadnej różnicy w reżyserii George’a Lucasa między ANH a ROTS. Przyznał się też tajemnicy, że nigdy nie umiał mówić sześcioma milionami języków. Opowiedział też historię jak zniszczył kostium C-3PO. W oryginalnym nie dało się w ogóle chodzić, więc pociął go trochę pod spodem by móc się w ogóle ruszać.
Wspomniał też, że nie miał zamiaru grać w jakimś tam filmie SF, nie chciał sobie zrujnować kariery, ale agent przekonał go, aby zobaczył pracę Ralpha McQuarrie’ego i to go przekonało. Przyznał, że obecnie pracuje nad „The Clone Wars”.
Opowiedział też historyjkę o rozpoznawaniu go. On w filmie mówi trochę innym głosem i akcentem, więc trudno go rozpoznać, a wiele dzieci nawet nie chciało wierzyć, że to on grał C-3PO, ale prawie zawsze gdy się przełączy na sposób mówienia droida, dzieciom sprawia to radość. Wspominał, że zawsze tak robi gdy odwiedzał choćby szpitale.
Na koniec wspomniał też, że historia z aresztowaniem go i Harrisona Forda to były jakieś żarty i nie miało to miejsca. Na koniec można było podobnie jak u Irvina Kershnera dostać autograf, pod warunkiem, że zgadło się numer do agenta aktora. Dokładnie tak samo, ale inny numer.
Godzina z Anthonym Danielsem
Prowadzący Jay Laga’aia
Pierwsze wejście Danielsa
Anthony pozuje do zdjęć
Kolejna poza
I jeszcze jedna
Pozowanie widziane z oddali
Anthony Daniels
Daniels
I jeszcze raz Daniels