Khedryn pokiwał głową, uspokojony i wystawił głowę. W korytarzu leżało ciało człowieka, z dziurą w klatce piersiowej. Khedryn widział go już wcześniej w kantynach Fhost, ale nie mógł sobie przypomnieć jego imiena.
- Niech to, niech to, niech to – powiedział, odpinając hełm.
- Co się stało? – zapytał Marr, kiedy podniósł się na nogi.
- Zabiłem go.
Marr położył dłoń na ramieniu Khedryna.
Khedryn potrzasnął głową.
- Idziemy. Bądź czujny. Może ich być więcej.
Odebrał zabitemu komunikator i skierowali się do kokpitu. Skanowanie nie wykazało obecności innych osób. Komlink martwego bandyty zabrzęczał.
- Verra – rozległ się głos Reegasa. – Verra, raport.
Verra. Tak się nazywał zabity.
- Verra nie żyje, Reegas – powiedział Khedryn. – A ja siedzę w twoim kokpicie.
Chętnie zapłaciłby 10.000 kredytów, żeby ujrzeć w tym momencie minę Reegasa.
Nastąpiła krótka przerwa, a po chwili znów rozległ się głos Reegasa.
- Możemy się targować, Faal. Nie rób nic pochopnie.
Khedryn wyobraził sobie Reegasa i jego ludzi biegnących do wahadłowca.
- Jeśli masz tam jakichś ludzi, niech wyjdą – Khedryn policzył do dziesięciu. – Marr, zestrzel go.
Działa „Ciemnej Gwiazdy” oświetliły kosmos i zmieniły wahadłowiec w szczątki. Eksplozja przechyliła „Poszukiwacza” na bok. Khedryn poczuł ból na myśl, że musi uszkodzić własny statek, ale było to warte usłyszenia przekleństw Reegasa i dźwięków alarmów wydobywających się przez otwarty kanał komunikacyjny.
- Jesteś tam uwięziony, Reegas. „Poszukiwacz” jest martwy. Zniszczyliśmy jego silniki. – Spojrzał przez szybę na wrak, zauważając ogień płonący w sekcji silnikowej. – Dzięki tobie tak samo jest z wrakiem. Założę się, że długo sobie tam posiedzicie.
Przekleństwa Reegasa wypełniły komunikator.
- Pamiętaj, że mogłem was wystrzelić w kosmos – powiedział Khedryn.
- O, niczego nie zapominam.
- Jak będziesz grzeczny, może wyślemy kogoś z Fhost, żeby was znalazł. – Jego ton stał się twardy. – Wyjaśnijmy coś sobie: jeszcze raz mnie wykołujesz, nie zawaham się ciebie zabić. I nie próbuj odzyskać tego statku. Jest teraz mów. Myślę, że to uczciwy układ po tym co zrobiłeś, prawda?
Odpowiedziała mu cisza.
- Prawda? – powtórzył.
- Taa, to uczciwy układ. Wyślij kogoś po nas, Faal. Wyślij kogoś.
- Zostało trochę kafu. Jeśli to was nie rozgrzeje, zawsze możecie się nawzajem poprzytulać.
Reegas znowu zaczął przeklinać, a Marr zaprogramował nawikomputer na Fhost.
- To całkiem przyjemny statek – odezwał się Marr, przesuwając dłonią po przyrządach.
- To prawda – powiedział Khedryn, rozglądając się. – Nazwijmy go „Gruchotem”, co ty na to?
Marr uśmiechnął się.
- Pasuje tobie i mnie, ale nie wiem czy statkowi. Nie jest gruchotem. Chyba, że to było ironiczne?
Khedryn wyciągnął się w fotelu pilota, uśmiechnął się i udał głupiego.
- Nie wiem o czym cały czas gadasz, Marr. Włącz hipernapęd i zobaczmy, co ten nasz statek potrafi.
- Niech to, niech to, niech to – powiedział, odpinając hełm.
- Co się stało? – zapytał Marr, kiedy podniósł się na nogi.
- Zabiłem go.
Marr położył dłoń na ramieniu Khedryna.
Khedryn potrzasnął głową.
- Idziemy. Bądź czujny. Może ich być więcej.
Odebrał zabitemu komunikator i skierowali się do kokpitu. Skanowanie nie wykazało obecności innych osób. Komlink martwego bandyty zabrzęczał.
- Verra – rozległ się głos Reegasa. – Verra, raport.
Verra. Tak się nazywał zabity.
- Verra nie żyje, Reegas – powiedział Khedryn. – A ja siedzę w twoim kokpicie.
Chętnie zapłaciłby 10.000 kredytów, żeby ujrzeć w tym momencie minę Reegasa.
Nastąpiła krótka przerwa, a po chwili znów rozległ się głos Reegasa.
- Możemy się targować, Faal. Nie rób nic pochopnie.
Khedryn wyobraził sobie Reegasa i jego ludzi biegnących do wahadłowca.
- Jeśli masz tam jakichś ludzi, niech wyjdą – Khedryn policzył do dziesięciu. – Marr, zestrzel go.
Działa „Ciemnej Gwiazdy” oświetliły kosmos i zmieniły wahadłowiec w szczątki. Eksplozja przechyliła „Poszukiwacza” na bok. Khedryn poczuł ból na myśl, że musi uszkodzić własny statek, ale było to warte usłyszenia przekleństw Reegasa i dźwięków alarmów wydobywających się przez otwarty kanał komunikacyjny.
- Jesteś tam uwięziony, Reegas. „Poszukiwacz” jest martwy. Zniszczyliśmy jego silniki. – Spojrzał przez szybę na wrak, zauważając ogień płonący w sekcji silnikowej. – Dzięki tobie tak samo jest z wrakiem. Założę się, że długo sobie tam posiedzicie.
Przekleństwa Reegasa wypełniły komunikator.
- Pamiętaj, że mogłem was wystrzelić w kosmos – powiedział Khedryn.
- O, niczego nie zapominam.
- Jak będziesz grzeczny, może wyślemy kogoś z Fhost, żeby was znalazł. – Jego ton stał się twardy. – Wyjaśnijmy coś sobie: jeszcze raz mnie wykołujesz, nie zawaham się ciebie zabić. I nie próbuj odzyskać tego statku. Jest teraz mów. Myślę, że to uczciwy układ po tym co zrobiłeś, prawda?
Odpowiedziała mu cisza.
- Prawda? – powtórzył.
- Taa, to uczciwy układ. Wyślij kogoś po nas, Faal. Wyślij kogoś.
- Zostało trochę kafu. Jeśli to was nie rozgrzeje, zawsze możecie się nawzajem poprzytulać.
Reegas znowu zaczął przeklinać, a Marr zaprogramował nawikomputer na Fhost.
- To całkiem przyjemny statek – odezwał się Marr, przesuwając dłonią po przyrządach.
- To prawda – powiedział Khedryn, rozglądając się. – Nazwijmy go „Gruchotem”, co ty na to?
Marr uśmiechnął się.
- Pasuje tobie i mnie, ale nie wiem czy statkowi. Nie jest gruchotem. Chyba, że to było ironiczne?
Khedryn wyciągnął się w fotelu pilota, uśmiechnął się i udał głupiego.
- Nie wiem o czym cały czas gadasz, Marr. Włącz hipernapęd i zobaczmy, co ten nasz statek potrafi.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,25 Liczba: 4 |
|
Lord Jabba2012-01-24 16:00:05
Sympatyczne opowiadanie o przygodach Khedryna i Marra zanim spotkali Jadena. 9/10