W wielkim boomie produktowym, jaki wywołała premiera "Zemsty Sithów" nie zabrakło czegoś konkretnego dla graczy bitewniakowych. Firma Wizards of the Coast przygotowała na tę piękną okazję masę atrakcji dla miłosników Star Wars Miniatures. Przy okazji świadomie stworzyli nowy precedens dla tej raczkującej wówczas gry – wprowadzając w dodatku postacie, które miały wcześniej swoje odpowiedniki. Warto wspomnieć, że Star Wars Miniatures ma to do siebie, że każdy dodatek wprowadzający coś nowego, jest swego rodzaju rewolucją dla gry. Ale dodatek "Revenge of the Sith" ma ten zaszczyt, że będąc trzecim w chronologii wydawania wprowadził zmiany trwałe i wpływające na kolejne produkty Wizardsów. Taki urok rozwoju i ewolucji – ci z brzegu wyznaczają trendy.
Na cały projekt "Revenge of the Sith" złożyły się trzy elementy: dodatek - wprowadzający 60 figurek, starter - ze sztywną mapą i stałą listą figurek oraz Ultimate Missions - zestaw map i scenariuszy. Miniaturki podobnie jak figurki Hasbro były swoistymi spoilerami do filmu, bowiem swoją premierę miały niemal miesiąc przed premierą filmu i zawierały praktycznie kompletny spis postaci, jakie miały się w "Zemście Sithów" pojawić.
Boostery zawierały głównych bohaterów finalnych scen filmu – zabrakło tylko Obi-Wana Kenobiego. W czasach dodatku "Revenge of the Sith" najważniejszym elementem grafik boosterowych było logo frakcji.
Najciekawszym aspektem Star Wars Miniatures są rzecz jasna miniaturki. Mimo tego, że są tylko znacznikiem na mapie, a ich rola nie umywa się do roli kart, to właśnie dla nich wiele osób inwestuje w grę. Bo w końcu figurka to figurka, na półce wygląda dobrze. A te z "Revenge of the Sith" jakościowo wyglądały całkiem nieźle. W skład dodatku wchodziły wszystkie filmowe NPC a także kilka dodatkowych "łebków" z komiksów i źródeł około filmowych. Pierwsze skrzypce grają oczywiście mistrzowie z Rady Jedi i lordowie Sithów. Ale liczebnie przebił wszystkich generał Grievous, który dostał aż trzy wcielenia: Jedi Hunter (z czterema mieczami), Supreme Commander (z efektami dowodzenia; był także w starterze) oraz Grievous's Wheel Bike (ciekawostka: z siodełkiem po drugiej stronie pojazdu względem tego, co widzieliśmy w "Zemście Sithów).
Ale tych grywalnych rodzynków było znacznie więcej, fani zabijali się i wymieniali wszystko co mogli by zwiększyć siłę bitewną swojej Republiki, bo minisy z RotS w połączeniu z tymi z "Clone Strike" dawały niezłe możliwości ilościowo-bojowe w starciach na 150 lub 200 punktów budowy. Hordy Jedi i ich pomagierów były w stanie wyrządzić przeciwnikom wielkie zniszczenia – oczywiście przy wykorzystaniu wszystkich atrybutów i odpowiedniej taktyki natarcia, bo wiadomo, że miniaturka z dobrą statystyką nic nie znaczy, jeżeli nie będzie miała odpowiedniego wsparcia. Ale najwięcej zyskali chyba Separatyści, bowiem dzieki zdolnościom General Grievous, Supreme Commander byli w stanie zalać przeciwnika masą droidów bojowych z sensownymi dodatkami bojowymi. I ten układ we frakcji separatystów utrzymał się praktycznie do końca gry, bowiem składy oparte na robociej masie można było rozwijać i ulepszać z każdym nowym dodatkiem, a doświadczenie pokazało, ze były one bardzo skuteczne, nawet wobec nowoczesnych formacji z ulepszonymi statystykami.
Jeżeli macie ochotę przeglądnąć listę figurek wraz ze zdjęciami, to odsyłamy was do tego newsa. Zaś poniżej prezentujemy wszystkie minisy zbiorowo.
Premiera trzeciego Epizodu musiała zostać stosownie uhonorowana, wydano zatem starter z fantastyczną sztywną mapą. Produkt ten zawierał dwie figurki klasy R: General Grievous, Supreme Commander oraz Obi-Wan Kenobi, Jedi Master wraz z pomagierami nizszej kategorii. Dobór był o tyle przemyślany, że te mini składy mimo nierówności punktów budowy, bardzo dobrze ze sobą rywalizowały. Każdy miał punkty przewagi, ale także i minusy, które mogła wykorzystać strona przeciwna. I dzięki temu starter rzeczywiście zasługiwał w pełni na swoje miano, a w połączeniu na przykład z 5 boosterami można było ukulać niezłe formacje.
Fani "Zemsty Sithów" mogli dzięki "Ultimate Missions: Revenge of the Sith" katować do końca świata wszystkie filmowe sceny a także doatkowe batalie z ery Wojen Klonów i czasów wczesnego Imperium Galaktycznego. I tutaj największym problemem bywały zazwyczaj wymogi, co do tego jakie miniaturki są potrzebne, by móc odegrać dany scenariusz. Ale po odpowiednim skleceniu gra nabierała rumieńców i dzieki książecce i nowych mapkach można było zanurzyć się w świat Gwiezdnych Wojen na długie zimowe wieczory. Czego szczerze życzymy wszystkim graczom i nie-graczom Star Wars Miniatures!
Wszystkie atrakcje tygodnia „Zemsty Sithów” będą dostępne w tym miejscu.