Jak oni myślą, zastanowił się nagle. Wiedział co nieco o zachowaniach i reakcjach Jedi, a jako człowiek, który często przekazywał Radzie Jedi wiadomości od Palpatine`a, już wcześniej się nauczył, jak wykorzystywać ich obawy i priorytety na własny użytek.
Ale jaki był tok ich rozumowania? Czy taki jak normalnych ludzi? Czy może coś w ich treningu czyniło z nich gatunek bardziej obcy, niż jakiegokolwiek inny współtworzący Republikę?
Gdzieś z południa doszedł ich słaby odgłos wielokrotnych eksplozji. Gdy po chwili dołączył do niego odgłos blasterowego ognia, Tories wyprostował się:
- Nic nie przychodzi mi do głowy, komandorze – oznajmił, wyciągając spod płaszcza miecz świetlny. – Zaczynajmy.
Ruszył w kierunku fabryki szybkim, stanowczym krokiem. Po chwili aktywował broń i zielone ostrze wystrzeliło w górę, świecąc niczym latarnia, gdy wkraczał w ciemności.
- Cóż, nie stójmy tu tak poruczniku – powiedział Roshton.
- Tak jest – odpowiedział żołnierz, najwidoczniej zaskoczony śmiałością Jedi. – Wszystkie jednostki: naprzód.
Doriana poczuł, że wstrzymuje oddech. Nagle cały obszar wokół nich zaroił się od żołnierzami wyłaniającymi się z cieni, stert liści i kryjówek w ziemi. Ustawili się za Toriesem, formując zgrabny szereg.
Roshton coś mówił.
- Słucham? – Doriana oderwał oczy od milczących żołnierzy.
- Pytałem, czy reprezentant Kanclerza nie zechciałby do nas dołączyć – powtórzył komandor, wkładając na głowę hełm.
- Dziękuję, ale myślę, że zostanę tutaj – odpowiedział Doriana. – Widziałem już w akcji pańskich żołnierzy, ale nie miałem możliwości obserwowania ludzi generała Tiisa – co prawda nie widział w ciemnościach wyrazu twarzy Roshtona, ale nie mógł nie usłyszeć nuty cynizmu w jego głosie.
- Oczywiście – powiedział dowódca. – Czy mam tu zostawić straż?
- To nie będzie potrzebne – zapewnił Doriana. – Ale, jeśli to możliwe, chciałbym pożyczyć pański drugi komlink, żeby być na bieżąco.
- Nie ma sprawy – burknął Roshton, wyciągając zza pasa komlink. – Tam, za tym grubym drzewem, powinien być dobry punkt obserwacyjny.
Doriana uśmiechnął się do siebie. Zadziwiało go, jak łatwo ludziom wydawało się, że mogą go obrazić.
- Dziękuję, komandorze – powiedział spokojnie. – Oczekuje pełnego raportu po pańskim powrocie.
***
Przebyli może połowę drogi, kiedy natknęli się na pierwszą linię posterunków wokół fabryki. Droidy otworzyły ogień i blasterowe błyskawice zaczęły przecinać niebo, przelatując nieszkodliwie miedzy maszerującymi żołnierzami, albo odbijając się od ich zbroi. Parując mieczem nadlatujące strzały, Tories wpatrywał się w mrok, by w świetle wrogiego ognia zorientować się w jego szyku bojowym. Droidy między żołnierzami a wschodnią bramą fabryki nie ruszały się z miejsca, podczas gdy następne spieszyły z północy i południa, by do nich dołączyć.
- Wygląda na to, że wszystkie wysunięte posterunki mają zamiar się z nami spotkać. – mruknął idący obok niego Roshton.
- Najwidoczniej – zgodził się Tories, spoglądając przez ramię, jednak dostrzegał jedynie światła miasta i kosmoportu. – Jakieś oznaki ognia krzyżowego?
- Dwa AAT i jakieś pięćdziesiąt droidów właśnie ruszyło na północny wschód – powiedział Roshton. – Powinniśmy je wkrótce zobaczyć. Ach...
Tories odwrócił się. Wschodnie wejście do fabryki otworzyło się, odsłaniając nowy oddział robotów, spieszących na pomoc pierwszej linii.
- Nadchodzą posiłki – oznajmił Roshton. – Założę się, że już niedługo zobaczymy dwa AAT.
Tories wiedział, że wtedy przyjdzie czas by ruszyć.
- Jak długo będziesz mógł ich powstrzymywać? – zapytał, odbijając jeszcze jeden strzał i gasząc swój miecz. Roshton spojrzał na niego spode łba, zasłaniając ręką mikrofon w hełmie.
- Co masz na myśli?
- Zakładamy, że wysłali już większość droidów na zewnątrz – wyjaśnił mu Tories. – Gdy się tam dostanę, powinienem zdobyć przewagę nad Neimoidianami. Jeśli są tak tchórzliwi, jak mówisz, może zdołam ich przekonać, by się poddali, nawet jeśli Tiisowi nie uda się zniszczyć statku dowodzenia.
- Jak masz zamiar się tam dostać? – chciał wiedzieć Roshton. – Obstawili wszystkie wejścia.
- Zostaw to mnie – odparł Tories, kiwając głową w lewo. – Ale muszę iść, zanim uda im się zamknąć ten wyłom. Więc jeszcze raz: jak długo możesz ich powstrzymywać?
- Tak długo, jak to będzie potrzebne – powiedział Roshton, rozglądając się dookoła i zdejmując rękę z mikrofonu. – Poruczniku, wygląda na to, że przed nami i na prawo jest małe zagłębienie. Okopiemy się tam – spojrzał ponownie na Toriesa. – Powodzenia.
Tories skinął głową i obrócił się, poświęcając chwilę, by zorientować się w sytuacji. Potem, sięgnął po Moc, schylił się i pobiegł.
Jedi potrafili osiągać niewiarygodne prędkości, przynajmniej na krótkie odległości. Tories wykorzystał tą umiejętność do granic możliwości, a jego nogi zmieniły się w rozmytą plamę na tle ziemi, gdy przemykał obok linii wroga, zaczynającej tworzyć półokrąg wokół otoczonych żołnierzy-klonów. Dwa spóźnione droidy wyłoniły się nagle z ciemności przed nim, ale po chwili zmieniły się w kupę złomu, gdy użył Mocy, by pchnąć je do tyłu. Kiedy wreszcie jego energia i szybkość wygasły, stał już przy południowo-wschodnim krańcu fabryki, z dala od zakazanego południowego trawnika, na przeciwko stromej, wysokiej na trzy piętra ściany.
Spojrzał w górę na wyrastający przed nim mur. Trzy piętra – to było za wysoko na skok, nawet dla niego. Ale w połowie wysokości ściany, tam, gdzie mógł jeszcze sięgnąć, znajdowała się linia przykrytych żaluzjami otworów wentylacyjnych, każdy szeroki na jakieś dziesięć centymetrów.
Mógł mieć tylko nadzieję, że ojciec Lorda Binalie`go zbudował te wywietrzniki z taką samą dbałością jak wszystko inne w „Spaarti Creations.” Zaciskając dłonie na mieczu świetlnym i upewniwszy się, że trzyma palec z dala od aktywującego go przycisku, ugiął kolana, otworzył się na Moc i skoczył.
Będąc już w górze, dostrzegł najbliższy otwór, oświetlony jedynie przez błyski laserowego ognia pochodzące z miejsca, gdzie walczył Roshton.
Użył Mocy, aby sięgnąć żaluzji i wygiąć je do poziomu.
Kiedy zatrzymał się w szczytowym punkcie skoku, wepchnął rękojeść miecza między dwie żaluzje. Metal zazgrzytał w proteście, gdy Tories zawisł całym swoim ciężarem na rękojeści, ale ku jego uldze, żaluzje wytrzymały. Sięgając po Moc, oparł się mocno na zaklinowanym mieczu i odbił się znowu w górę. Uchwycił się krawędzi dachu końcami rozczapierzonych palców i podciągnąwszy się, rozpłaszczył na zimnym permabetonie. Obróciwszy się, wychylił się znad krawędzi, wyswobodził miecz z żaluzji i przywołał go z powrotem do ręki. Kanonada na wschodzie najwyraźniej się nasilała, gdy Jedi ześlizgiwał się w ciszy po dachu w kierunku najbliższego świetlika. Kiedy tam dotarł, starł rękawem brud z szyby i zajrzał do środka.
Podłoga fabryki była pusta. Użył Mocy, próbując wyśledzić pobudzone umysły obcych, które wyczuwał poniżej. Może są dalej na zachód? Pewnie tak, zdecydował, trochę dalej na zachód. Zmarszczył brwi próbując wyobrazić sobie plan fabryki... no jasne. Tchórzliwi, albo po prostu bardzo ostrożni Neimoidianie mogli znajdować się gdzieś w Czwartej Strefie Produkcyjnej, gdzie mogli mieć oko na tunel prowadzący do posiadłości Binalie`go.
Ruszył w tym kierunku, rozglądając się nad głową za zabłąkanymi patrolami na STAP-ach. Ale wszystkie, które mógł dostrzec były dość daleko i albo nurkowały w kierunku oddziałów Roshtona, albo zataczały ciasne kręgi wokół okrętu desantowego nieopodal zachodniego wejścia do fabryki. Kakofonia nadchodzących od wojsk Republiki dźwięków wzbierała na sile, gdyż najprawdopodobniej droidy z C-9979 były już wystarczająco blisko, by włączyć się do walki.
Nagle nowy dźwięk wzbił się w powietrze i Tories odwrócił się w samą porę, by dostrzec republikańską kanonierkę, która nurkując zasypywała roboty gwałtownym laserowym ogniem. Potem poderwała się w górę i, gdy przygotowywała się do następnego nalotu, eksplodowała nagle jaskrawą, czerwono-żółtą kulą ognia. Tories był już przy świetliku nad Poziomem Czwartym. Znowu starł trochę kurzu z transpastali i spojrzał w dół.
Byli tam, dokładnie pod nim na platformie kontrolnej: dwóch Neimoidian, którzy wcześniej wtargnęli do gabinetu Lorda Binalie`go i jeszcze kilku innych, w bardziej stonowanych strojach, wszyscy zgromadzeni razem wokół ustawionego przed Cranscocami pulpitu. Główny Kreator, Gehad, wskazywał na coś na wyświetlaczu, najwyraźniej sprzeczając się o to z komandorem Ashelem. Wokół platformy zgromadziło się pół tuzina droidów-strażników z bronią w pogotowiu.
Zasuwka świetlika była po wewnętrznej stronie, dokładnie naprzeciw Toriesa. Użył Mocy, by ją przesunąć i otworzył go. Wziąwszy głęboki oddech, wślizgnął się do środka.
Ale jaki był tok ich rozumowania? Czy taki jak normalnych ludzi? Czy może coś w ich treningu czyniło z nich gatunek bardziej obcy, niż jakiegokolwiek inny współtworzący Republikę?
Gdzieś z południa doszedł ich słaby odgłos wielokrotnych eksplozji. Gdy po chwili dołączył do niego odgłos blasterowego ognia, Tories wyprostował się:
- Nic nie przychodzi mi do głowy, komandorze – oznajmił, wyciągając spod płaszcza miecz świetlny. – Zaczynajmy.
Ruszył w kierunku fabryki szybkim, stanowczym krokiem. Po chwili aktywował broń i zielone ostrze wystrzeliło w górę, świecąc niczym latarnia, gdy wkraczał w ciemności.
- Cóż, nie stójmy tu tak poruczniku – powiedział Roshton.
- Tak jest – odpowiedział żołnierz, najwidoczniej zaskoczony śmiałością Jedi. – Wszystkie jednostki: naprzód.
Doriana poczuł, że wstrzymuje oddech. Nagle cały obszar wokół nich zaroił się od żołnierzami wyłaniającymi się z cieni, stert liści i kryjówek w ziemi. Ustawili się za Toriesem, formując zgrabny szereg.
Roshton coś mówił.
- Słucham? – Doriana oderwał oczy od milczących żołnierzy.
- Pytałem, czy reprezentant Kanclerza nie zechciałby do nas dołączyć – powtórzył komandor, wkładając na głowę hełm.
- Dziękuję, ale myślę, że zostanę tutaj – odpowiedział Doriana. – Widziałem już w akcji pańskich żołnierzy, ale nie miałem możliwości obserwowania ludzi generała Tiisa – co prawda nie widział w ciemnościach wyrazu twarzy Roshtona, ale nie mógł nie usłyszeć nuty cynizmu w jego głosie.
- Oczywiście – powiedział dowódca. – Czy mam tu zostawić straż?
- To nie będzie potrzebne – zapewnił Doriana. – Ale, jeśli to możliwe, chciałbym pożyczyć pański drugi komlink, żeby być na bieżąco.
- Nie ma sprawy – burknął Roshton, wyciągając zza pasa komlink. – Tam, za tym grubym drzewem, powinien być dobry punkt obserwacyjny.
Doriana uśmiechnął się do siebie. Zadziwiało go, jak łatwo ludziom wydawało się, że mogą go obrazić.
- Dziękuję, komandorze – powiedział spokojnie. – Oczekuje pełnego raportu po pańskim powrocie.
Przebyli może połowę drogi, kiedy natknęli się na pierwszą linię posterunków wokół fabryki. Droidy otworzyły ogień i blasterowe błyskawice zaczęły przecinać niebo, przelatując nieszkodliwie miedzy maszerującymi żołnierzami, albo odbijając się od ich zbroi. Parując mieczem nadlatujące strzały, Tories wpatrywał się w mrok, by w świetle wrogiego ognia zorientować się w jego szyku bojowym. Droidy między żołnierzami a wschodnią bramą fabryki nie ruszały się z miejsca, podczas gdy następne spieszyły z północy i południa, by do nich dołączyć.
- Wygląda na to, że wszystkie wysunięte posterunki mają zamiar się z nami spotkać. – mruknął idący obok niego Roshton.
- Najwidoczniej – zgodził się Tories, spoglądając przez ramię, jednak dostrzegał jedynie światła miasta i kosmoportu. – Jakieś oznaki ognia krzyżowego?
- Dwa AAT i jakieś pięćdziesiąt droidów właśnie ruszyło na północny wschód – powiedział Roshton. – Powinniśmy je wkrótce zobaczyć. Ach...
Tories odwrócił się. Wschodnie wejście do fabryki otworzyło się, odsłaniając nowy oddział robotów, spieszących na pomoc pierwszej linii.
- Nadchodzą posiłki – oznajmił Roshton. – Założę się, że już niedługo zobaczymy dwa AAT.
Tories wiedział, że wtedy przyjdzie czas by ruszyć.
- Jak długo będziesz mógł ich powstrzymywać? – zapytał, odbijając jeszcze jeden strzał i gasząc swój miecz. Roshton spojrzał na niego spode łba, zasłaniając ręką mikrofon w hełmie.
- Co masz na myśli?
- Zakładamy, że wysłali już większość droidów na zewnątrz – wyjaśnił mu Tories. – Gdy się tam dostanę, powinienem zdobyć przewagę nad Neimoidianami. Jeśli są tak tchórzliwi, jak mówisz, może zdołam ich przekonać, by się poddali, nawet jeśli Tiisowi nie uda się zniszczyć statku dowodzenia.
- Jak masz zamiar się tam dostać? – chciał wiedzieć Roshton. – Obstawili wszystkie wejścia.
- Zostaw to mnie – odparł Tories, kiwając głową w lewo. – Ale muszę iść, zanim uda im się zamknąć ten wyłom. Więc jeszcze raz: jak długo możesz ich powstrzymywać?
- Tak długo, jak to będzie potrzebne – powiedział Roshton, rozglądając się dookoła i zdejmując rękę z mikrofonu. – Poruczniku, wygląda na to, że przed nami i na prawo jest małe zagłębienie. Okopiemy się tam – spojrzał ponownie na Toriesa. – Powodzenia.
Tories skinął głową i obrócił się, poświęcając chwilę, by zorientować się w sytuacji. Potem, sięgnął po Moc, schylił się i pobiegł.
Jedi potrafili osiągać niewiarygodne prędkości, przynajmniej na krótkie odległości. Tories wykorzystał tą umiejętność do granic możliwości, a jego nogi zmieniły się w rozmytą plamę na tle ziemi, gdy przemykał obok linii wroga, zaczynającej tworzyć półokrąg wokół otoczonych żołnierzy-klonów. Dwa spóźnione droidy wyłoniły się nagle z ciemności przed nim, ale po chwili zmieniły się w kupę złomu, gdy użył Mocy, by pchnąć je do tyłu. Kiedy wreszcie jego energia i szybkość wygasły, stał już przy południowo-wschodnim krańcu fabryki, z dala od zakazanego południowego trawnika, na przeciwko stromej, wysokiej na trzy piętra ściany.
Spojrzał w górę na wyrastający przed nim mur. Trzy piętra – to było za wysoko na skok, nawet dla niego. Ale w połowie wysokości ściany, tam, gdzie mógł jeszcze sięgnąć, znajdowała się linia przykrytych żaluzjami otworów wentylacyjnych, każdy szeroki na jakieś dziesięć centymetrów.
Mógł mieć tylko nadzieję, że ojciec Lorda Binalie`go zbudował te wywietrzniki z taką samą dbałością jak wszystko inne w „Spaarti Creations.” Zaciskając dłonie na mieczu świetlnym i upewniwszy się, że trzyma palec z dala od aktywującego go przycisku, ugiął kolana, otworzył się na Moc i skoczył.
Będąc już w górze, dostrzegł najbliższy otwór, oświetlony jedynie przez błyski laserowego ognia pochodzące z miejsca, gdzie walczył Roshton.
Użył Mocy, aby sięgnąć żaluzji i wygiąć je do poziomu.
Kiedy zatrzymał się w szczytowym punkcie skoku, wepchnął rękojeść miecza między dwie żaluzje. Metal zazgrzytał w proteście, gdy Tories zawisł całym swoim ciężarem na rękojeści, ale ku jego uldze, żaluzje wytrzymały. Sięgając po Moc, oparł się mocno na zaklinowanym mieczu i odbił się znowu w górę. Uchwycił się krawędzi dachu końcami rozczapierzonych palców i podciągnąwszy się, rozpłaszczył na zimnym permabetonie. Obróciwszy się, wychylił się znad krawędzi, wyswobodził miecz z żaluzji i przywołał go z powrotem do ręki. Kanonada na wschodzie najwyraźniej się nasilała, gdy Jedi ześlizgiwał się w ciszy po dachu w kierunku najbliższego świetlika. Kiedy tam dotarł, starł rękawem brud z szyby i zajrzał do środka.
Podłoga fabryki była pusta. Użył Mocy, próbując wyśledzić pobudzone umysły obcych, które wyczuwał poniżej. Może są dalej na zachód? Pewnie tak, zdecydował, trochę dalej na zachód. Zmarszczył brwi próbując wyobrazić sobie plan fabryki... no jasne. Tchórzliwi, albo po prostu bardzo ostrożni Neimoidianie mogli znajdować się gdzieś w Czwartej Strefie Produkcyjnej, gdzie mogli mieć oko na tunel prowadzący do posiadłości Binalie`go.
Ruszył w tym kierunku, rozglądając się nad głową za zabłąkanymi patrolami na STAP-ach. Ale wszystkie, które mógł dostrzec były dość daleko i albo nurkowały w kierunku oddziałów Roshtona, albo zataczały ciasne kręgi wokół okrętu desantowego nieopodal zachodniego wejścia do fabryki. Kakofonia nadchodzących od wojsk Republiki dźwięków wzbierała na sile, gdyż najprawdopodobniej droidy z C-9979 były już wystarczająco blisko, by włączyć się do walki.
Nagle nowy dźwięk wzbił się w powietrze i Tories odwrócił się w samą porę, by dostrzec republikańską kanonierkę, która nurkując zasypywała roboty gwałtownym laserowym ogniem. Potem poderwała się w górę i, gdy przygotowywała się do następnego nalotu, eksplodowała nagle jaskrawą, czerwono-żółtą kulą ognia. Tories był już przy świetliku nad Poziomem Czwartym. Znowu starł trochę kurzu z transpastali i spojrzał w dół.
Byli tam, dokładnie pod nim na platformie kontrolnej: dwóch Neimoidian, którzy wcześniej wtargnęli do gabinetu Lorda Binalie`go i jeszcze kilku innych, w bardziej stonowanych strojach, wszyscy zgromadzeni razem wokół ustawionego przed Cranscocami pulpitu. Główny Kreator, Gehad, wskazywał na coś na wyświetlaczu, najwyraźniej sprzeczając się o to z komandorem Ashelem. Wokół platformy zgromadziło się pół tuzina droidów-strażników z bronią w pogotowiu.
Zasuwka świetlika była po wewnętrznej stronie, dokładnie naprzeciw Toriesa. Użył Mocy, by ją przesunąć i otworzył go. Wziąwszy głęboki oddech, wślizgnął się do środka.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,40 Liczba: 10 |
|
Jamboleo2014-10-02 20:20:26
Opowiadanie 10/10
Tłumaczenie 10/10
Bakuś2009-01-09 16:51:01
Całkiem , całkiem ;) gratuluję tłumaczenia :D
Jabba the best2008-08-07 14:46:39
Fajne opowiadanie i wspaniałe tłumaczenie.
Edi2005-10-24 23:30:07
Bohater Cartao 2 jest wyśmienitym opowiadaniem.Tym razem Zahn pokazał klasę.Dobrze wkomponowana akcja i dobre dialogi.9/10
Aquenral2005-01-03 08:34:14
Dałem drugi wpis...Do.ść ciekawe lecz długawe
ooryl2004-11-18 19:53:14
nie tak wspaniałe, jak w pierwszej części, ale i tak bardzo dobre (opovidanko i przekład)