Od strony domu dał się słyszeć huk eksplozji. Doriana obrócił się, w sam raz, żeby zobaczyć jak jeden z robotów-niszczycieli wzbija się ponad głowy jego zaskoczonych towarzyszy. Za nim, ze sczerniałej dziury w ziemi wydobywały się obłoki dymu.
- Dziesiątka: teraz.
Dokładnie pod stopami jednego z droidów szturmowych rozległa się kolejna eksplozja. Wielka maszyna straciła równowagę i uderzyła głucho o ziemię.
- Skąd oni strzelają? – spytał Doriana, rozglądając się w zdumieniu. Nie widział żadnych żołnierzy, nie mówiąc już o miejscach, w których mogliby się kryć.
- Później – uciął Roshton. – Piątka i ósemka, teraz!
Dwie następne eksplozje rozdarły linie obronne, każda posyłając po dwa droidy bojowe na drugą stronę starannie przystrzyżonego trawnika.
- Zbliżają się ci delikatni – dodał Roshton, kiedy jasnokolorowe szaty Neimoidian pojawiły się w drzwiach. – To powinno być zabawne.
- Wstrzymaj się – powiedział Doriana, przymrużywszy oczy. Dostrzegał coś między fałdami ich szat… – Wstrzymaj ogień, Roshton – powtórzył tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Mają syna Binalie`go.
Roshton wymamrotał coś pod nosem.
- Parszywe tchórze – wycedził z pogardą. – Nie mogą tak po prostu…
Nagle przerwał i nieznaczny uśmiech wykrzywił mu usta.
- No proszę. Nie tylko tchórze, ale i głupcy.
- Co takiego? – zdziwił się Doriana, marszcząc brwi.
- Mają Corfa Binalie’go – wskazał Roshton. – Ale mają też Jafera Toriesa.
Uniósł pytająco brwi.
- Tak jak mówiłem. Powinno być zabawnie.
***
Jeszcze dwa wybuchy, trzeci i czwarty jak policzył Tories, wstrząsnęły domem, gdy Ashel i Gehad prowadzili ich holem wejściowym, w kierunku głównych drzwi rezydencji.
- Nie rozumiem – powiedział nerwowo Gehad, kiedy wyglądali na zewnątrz. – Skąd oni strzelają?
- Czy to ważne? – wybuchnął Ashel, dając znak droidom. – Utworzyć kordon wokół transportowca!
Droidy posłusznie opuściły swoje stanowiska i, zależnie od swoich możliwości biegnąc, tocząc się albo tratując, ruszyły w kierunku pojazdu znajdującego się kilkanaście metrów dalej. Uformowały dwa szeregi, celując bronią na zewnątrz, gdy kolejna eksplozja uderzyła w prawy róg transportera, wyrzucając pojazd na metr w powietrze i niszcząc kawał jego osłony.
- To niemożliwe – krzyknął Gehad. – Jak oni to robią?
- Potem będziesz pytał! – zawarczał Ashel, wskazując na fabrykę Spaarti. – Spójrz, nasze wsparcie powietrzne.
Widząc je, Tories musiał przyznać, że było imponujące. Setka STAP-ów pojawiła się na niebie, a ich rozciągnięta od wschodu do zachodu formacja zaczęła zbliżać się do posiadłości.
Ale STAP-y były ciągle za daleko, droidy w kordonie nadal szukały niewidzialnych przeciwników, a Neimoidiane byli zbyt pochłonięci dbaniem o własne bezpieczeństwo, aby uważać na więźniów. Czas się zabrać do roboty.
- Teraz – rzucił Ashel, odrywając się od częściowej osłony jaką dawały drzwi i biegnąc pomiędzy szeregami droidów w stronę transportowca. Łapiąc ramię Corfa, Gehad również zaczął biec ciągnąc chłopca ze sobą. Nie dobiegli daleko. Tories złapał drugie ramię chłopca i zaparł się stopami o ziemię, tuż za drzwiami rezydencji. Przez chwilę Corf był rozciągnięty między nimi niczym kawałek gumy. Gehad zatrzymał się i obrócił.
- Co ty… – warknął.
Nigdy nie dokończył pytania. W tej samej chwili, dwa droidy, które maszerowały za nimi, pojawiły się po obu stronach rycerza Jedi. Jednym płynnym ruchem Tories sięgnął pod płaszcz i aktywował wyciągnięty stamtąd miecz świetlny.
Gehad wydał z siebie krótki, gardłowy krzyk i puściwszy ramię Corfa, jakby go parzyło, zaczął uciekać. Tories popchnął chłopca z powrotem w stronę drzwi i ciął mieczem w klatkę piersiową droida po lewej. Lśniące zielone ostrze przecięło z łatwością grubą acertronową zbroję i górna część robota uderzyła z hukiem w ziemię. Resztki maszyny, zachowując równowagę, stały nadal wyprostowane, a ich bezgłowy korpus zdawał się spokojnie oczekiwać na dalsze rozkazy. Toriesa już nie interesowało, czy się przewróci się, czy nie.
Droid szturmowy po jego prawej już reagował na nieoczekiwane zagrożenie, skręcając biodra by wycelować broń. Tories obrócił się w prawo, odcinając mu przedramiona powyżej przymocowanych blasterów. Drugie cięcie pozbawiło droida nóg. Zanim resztki upadły na ziemię, Jedi był już w drzwiach rezydencji.
- Jazda stąd! – rozkazał Neimoidianom, unosząc miecz świetlny w pozycji obronnej. Jakby dla potwierdzenia jego słów, kolejna eksplozja wzbiła w powietrze tumany kurzu. Dwaj obcy nie potrzebowali dalszej zachęty. Zawrócili i, poprzez szpaler droidów, wbiegli na pokład. Ocalałe roboty podążyły za nimi. Chwilę później transportowiec, w asyście trzech innych pojazdów, odleciał z dużą prędkością na wschód.
- Nieźle – wydyszał Corf.
Tories obrócił się i zobaczył wpatrującego się weń z zachwytem chłopca.
- Wszystko w porządku? – zapytał.
Corf odruchowo skinął głową.
- Nigdy czegoś takiego nie widziałem – powiedział.
- Kwestia wyszkolenia – odrzekł Tories. Jeszcze raz wyjrzał na zewnątrz, a potem wyłączył miecz. – Chodźmy powiedzieć twojemu ojcu, że nic ci nie jest – powiedział. – A potem – dodał ponuro – może zechcecie udać się do schronu. Tu się robi nieprzyjemnie.
***
- Odlatują – oznajmił Roshton, gdy ostatni z droidów wspiął się do transportowca. Pierwszy pojazd, z Neimoidianami na pokładzie, opuścił już lądowisko, oddalając się pod eskortą STAP`ów. – Przez jakiś czas nie będą znów tego próbować.
- Możliwe – zgodził się Doriana, wciąż wpatrując się w resztki D-60, którego Tories w ciągu sekundy przemienił w kupę złomu. Przebywał wśród Jedi przez większość swojego życia, ale nigdy nie widział żadnego z nich w walce.
I po raz pierwszy zrozumiał, dlaczego Sidious chciał się ich wszystkich pozbyć.
- Jednostki z posiadłości: zabezpieczać – mówił Roshton do komlinku. – Jednostki z lasu i miasta: przygotować się.
Z wysiłkiem Doriana wrócił do rzeczywistości.
- Co to znaczy „przygotować się”? – spytał. – I jak kierowałeś tymi strzałami?
- Nie udawaj głupca – zganił go Roshton. – To było tylko kilka właściwie umiejscowionych, zdalnie sterowanych min. Czyżbyś przegapił to całe zamieszanie, które tu robiliśmy przez ostatnie dwa dni?
- Miałem inne rzeczy na głowie – odciął się Doriana, patrząc na uciekające transportowce. Zamiast podążać najprostszą drogą fabryki, zataczali głęboki łuk ku wschodowi. Ale cze…
I nagle się zorientował.
- Unikają południowego trawnika – powiedział. – Nie chcą ryzykować, że coś jeszcze się tam rozbije i zirytuje Cranscoców
- Dokładnie tak, jak przewidziałem – oznajmił z ponurą satysfakcją Roshton. – Jednostki z lasu: ubezpieczać. Jednostki z miasta: strzelać bez rozkazu.
Nagle kilkanaście blasterowych strzałów wyskoczyło z północnego krańca miasta Foulahn, niszcząc STAP-y i odłupując kawały pancerza z transportowców.
- Co robisz? - zapytał Doriana. – Już ich przegoniłeś. To nie wystarczy?
- Nie – zapewnił go Roshton. – Jednostki z miasta: wykończyć ich.
STAP-y zaczęły się tymczasem odgryzać i niebo wypełniło się wielobarwnymi smugami blasterowego ognia. Doriana zauważył, że wstrzymuje oddech, gdy patrzy na lawirujące transportowce, desperacko usiłujące dolecieć do bezpiecznej fabryki. Jeśli zapalczywość Roshtona zabije Neimoidian lub, co gorsza, sprawi, że zabiorą droidy z fabryki i zechcą kontratakować...
- Dziesiątka: teraz.
Dokładnie pod stopami jednego z droidów szturmowych rozległa się kolejna eksplozja. Wielka maszyna straciła równowagę i uderzyła głucho o ziemię.
- Skąd oni strzelają? – spytał Doriana, rozglądając się w zdumieniu. Nie widział żadnych żołnierzy, nie mówiąc już o miejscach, w których mogliby się kryć.
- Później – uciął Roshton. – Piątka i ósemka, teraz!
Dwie następne eksplozje rozdarły linie obronne, każda posyłając po dwa droidy bojowe na drugą stronę starannie przystrzyżonego trawnika.
- Zbliżają się ci delikatni – dodał Roshton, kiedy jasnokolorowe szaty Neimoidian pojawiły się w drzwiach. – To powinno być zabawne.
- Wstrzymaj się – powiedział Doriana, przymrużywszy oczy. Dostrzegał coś między fałdami ich szat… – Wstrzymaj ogień, Roshton – powtórzył tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Mają syna Binalie`go.
Roshton wymamrotał coś pod nosem.
- Parszywe tchórze – wycedził z pogardą. – Nie mogą tak po prostu…
Nagle przerwał i nieznaczny uśmiech wykrzywił mu usta.
- No proszę. Nie tylko tchórze, ale i głupcy.
- Co takiego? – zdziwił się Doriana, marszcząc brwi.
- Mają Corfa Binalie’go – wskazał Roshton. – Ale mają też Jafera Toriesa.
Uniósł pytająco brwi.
- Tak jak mówiłem. Powinno być zabawnie.
Jeszcze dwa wybuchy, trzeci i czwarty jak policzył Tories, wstrząsnęły domem, gdy Ashel i Gehad prowadzili ich holem wejściowym, w kierunku głównych drzwi rezydencji.
- Nie rozumiem – powiedział nerwowo Gehad, kiedy wyglądali na zewnątrz. – Skąd oni strzelają?
- Czy to ważne? – wybuchnął Ashel, dając znak droidom. – Utworzyć kordon wokół transportowca!
Droidy posłusznie opuściły swoje stanowiska i, zależnie od swoich możliwości biegnąc, tocząc się albo tratując, ruszyły w kierunku pojazdu znajdującego się kilkanaście metrów dalej. Uformowały dwa szeregi, celując bronią na zewnątrz, gdy kolejna eksplozja uderzyła w prawy róg transportera, wyrzucając pojazd na metr w powietrze i niszcząc kawał jego osłony.
- To niemożliwe – krzyknął Gehad. – Jak oni to robią?
- Potem będziesz pytał! – zawarczał Ashel, wskazując na fabrykę Spaarti. – Spójrz, nasze wsparcie powietrzne.
Widząc je, Tories musiał przyznać, że było imponujące. Setka STAP-ów pojawiła się na niebie, a ich rozciągnięta od wschodu do zachodu formacja zaczęła zbliżać się do posiadłości.
Ale STAP-y były ciągle za daleko, droidy w kordonie nadal szukały niewidzialnych przeciwników, a Neimoidiane byli zbyt pochłonięci dbaniem o własne bezpieczeństwo, aby uważać na więźniów. Czas się zabrać do roboty.
- Teraz – rzucił Ashel, odrywając się od częściowej osłony jaką dawały drzwi i biegnąc pomiędzy szeregami droidów w stronę transportowca. Łapiąc ramię Corfa, Gehad również zaczął biec ciągnąc chłopca ze sobą. Nie dobiegli daleko. Tories złapał drugie ramię chłopca i zaparł się stopami o ziemię, tuż za drzwiami rezydencji. Przez chwilę Corf był rozciągnięty między nimi niczym kawałek gumy. Gehad zatrzymał się i obrócił.
- Co ty… – warknął.
Nigdy nie dokończył pytania. W tej samej chwili, dwa droidy, które maszerowały za nimi, pojawiły się po obu stronach rycerza Jedi. Jednym płynnym ruchem Tories sięgnął pod płaszcz i aktywował wyciągnięty stamtąd miecz świetlny.
Gehad wydał z siebie krótki, gardłowy krzyk i puściwszy ramię Corfa, jakby go parzyło, zaczął uciekać. Tories popchnął chłopca z powrotem w stronę drzwi i ciął mieczem w klatkę piersiową droida po lewej. Lśniące zielone ostrze przecięło z łatwością grubą acertronową zbroję i górna część robota uderzyła z hukiem w ziemię. Resztki maszyny, zachowując równowagę, stały nadal wyprostowane, a ich bezgłowy korpus zdawał się spokojnie oczekiwać na dalsze rozkazy. Toriesa już nie interesowało, czy się przewróci się, czy nie.
Droid szturmowy po jego prawej już reagował na nieoczekiwane zagrożenie, skręcając biodra by wycelować broń. Tories obrócił się w prawo, odcinając mu przedramiona powyżej przymocowanych blasterów. Drugie cięcie pozbawiło droida nóg. Zanim resztki upadły na ziemię, Jedi był już w drzwiach rezydencji.
- Jazda stąd! – rozkazał Neimoidianom, unosząc miecz świetlny w pozycji obronnej. Jakby dla potwierdzenia jego słów, kolejna eksplozja wzbiła w powietrze tumany kurzu. Dwaj obcy nie potrzebowali dalszej zachęty. Zawrócili i, poprzez szpaler droidów, wbiegli na pokład. Ocalałe roboty podążyły za nimi. Chwilę później transportowiec, w asyście trzech innych pojazdów, odleciał z dużą prędkością na wschód.
- Nieźle – wydyszał Corf.
Tories obrócił się i zobaczył wpatrującego się weń z zachwytem chłopca.
- Wszystko w porządku? – zapytał.
Corf odruchowo skinął głową.
- Nigdy czegoś takiego nie widziałem – powiedział.
- Kwestia wyszkolenia – odrzekł Tories. Jeszcze raz wyjrzał na zewnątrz, a potem wyłączył miecz. – Chodźmy powiedzieć twojemu ojcu, że nic ci nie jest – powiedział. – A potem – dodał ponuro – może zechcecie udać się do schronu. Tu się robi nieprzyjemnie.
- Odlatują – oznajmił Roshton, gdy ostatni z droidów wspiął się do transportowca. Pierwszy pojazd, z Neimoidianami na pokładzie, opuścił już lądowisko, oddalając się pod eskortą STAP`ów. – Przez jakiś czas nie będą znów tego próbować.
- Możliwe – zgodził się Doriana, wciąż wpatrując się w resztki D-60, którego Tories w ciągu sekundy przemienił w kupę złomu. Przebywał wśród Jedi przez większość swojego życia, ale nigdy nie widział żadnego z nich w walce.
I po raz pierwszy zrozumiał, dlaczego Sidious chciał się ich wszystkich pozbyć.
- Jednostki z posiadłości: zabezpieczać – mówił Roshton do komlinku. – Jednostki z lasu i miasta: przygotować się.
Z wysiłkiem Doriana wrócił do rzeczywistości.
- Co to znaczy „przygotować się”? – spytał. – I jak kierowałeś tymi strzałami?
- Nie udawaj głupca – zganił go Roshton. – To było tylko kilka właściwie umiejscowionych, zdalnie sterowanych min. Czyżbyś przegapił to całe zamieszanie, które tu robiliśmy przez ostatnie dwa dni?
- Miałem inne rzeczy na głowie – odciął się Doriana, patrząc na uciekające transportowce. Zamiast podążać najprostszą drogą fabryki, zataczali głęboki łuk ku wschodowi. Ale cze…
I nagle się zorientował.
- Unikają południowego trawnika – powiedział. – Nie chcą ryzykować, że coś jeszcze się tam rozbije i zirytuje Cranscoców
- Dokładnie tak, jak przewidziałem – oznajmił z ponurą satysfakcją Roshton. – Jednostki z lasu: ubezpieczać. Jednostki z miasta: strzelać bez rozkazu.
Nagle kilkanaście blasterowych strzałów wyskoczyło z północnego krańca miasta Foulahn, niszcząc STAP-y i odłupując kawały pancerza z transportowców.
- Co robisz? - zapytał Doriana. – Już ich przegoniłeś. To nie wystarczy?
- Nie – zapewnił go Roshton. – Jednostki z miasta: wykończyć ich.
STAP-y zaczęły się tymczasem odgryzać i niebo wypełniło się wielobarwnymi smugami blasterowego ognia. Doriana zauważył, że wstrzymuje oddech, gdy patrzy na lawirujące transportowce, desperacko usiłujące dolecieć do bezpiecznej fabryki. Jeśli zapalczywość Roshtona zabije Neimoidian lub, co gorsza, sprawi, że zabiorą droidy z fabryki i zechcą kontratakować...
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,40 Liczba: 10 |
|
Jamboleo2014-10-02 20:20:26
Opowiadanie 10/10
Tłumaczenie 10/10
Bakuś2009-01-09 16:51:01
Całkiem , całkiem ;) gratuluję tłumaczenia :D
Jabba the best2008-08-07 14:46:39
Fajne opowiadanie i wspaniałe tłumaczenie.
Edi2005-10-24 23:30:07
Bohater Cartao 2 jest wyśmienitym opowiadaniem.Tym razem Zahn pokazał klasę.Dobrze wkomponowana akcja i dobre dialogi.9/10
Aquenral2005-01-03 08:34:14
Dałem drugi wpis...Do.ść ciekawe lecz długawe
ooryl2004-11-18 19:53:14
nie tak wspaniałe, jak w pierwszej części, ale i tak bardzo dobre (opovidanko i przekład)