Hologram Imperatora zamigotał w biurze Quelton.
- Mówcie.
Hrabia nie tracił czasu.
- Nie zgadzam się z planem wielkiego moffa, Wasza Wysokość. Gilvaanen nie powinien być częścią Imperium.
- Wcześniej się pan z tym nie godził. Zmienił pan zdanie? - zdziwił się Imperator.
- Tak. Wszystko związane z produkcją zbroi powinno być przekazane pod nadzór Imperialnego Departamentu Badań Wojskowych. - Siedział bez ruchu. - To będzie długofalowy proces. Nadzorować go będzie Everi Chalis.
Palpatine rozważał to przez chwilę.
- Pańskie plany nie będą kolidować już z innymi.
Vidian szybko zasugerował:
- Wykryłem kilka niedociągnięć w produkcji gwiezdnych niszczycieli. Mogę je naprawić, podróżując do kopalni i fabryk.
- Niezbyt ciekawa praca.
- Ale potrzebna. - Vidian przerwał, po czym kontynuował: - Będę miał pod swoją władzą różne sektory. A także poparcie wojska dla moich postanowień.
Imperator spojrzał na Tarkina.
- Zgadza się pan, wielki moffie?
- Tak - Tarkin wyprostował się. - Proszę aby oddano jeden z gwiezdnych niszczycieli hrabiemu. Sam mogę mu jeden odstąpić.
Nastąpiła cisza. Potem Imperator zachichotał. Był to dźwięk, który mroził nawet tych, którzy byli do niego przyzwyczajeni.
- Wyczuwam tu jakiś układ, panowie.
Moff i arystokrata spojrzeli na siebie.
- Wszyscy pożądamy wyników - odrzekł Tarkin.
***
Owszem, zawarli układ. Tarkin zdecydował, że nie było sensu robić sobie wroga z Vidiana, kiedy istniało lepsze wyjście: należało się upewnić, że ich strefy wpływów się nie przetną. Denetrius doszedł do tego samego wniosku, oferując nadzór nad Gilvaanem za kilka przedsięwzięć, które Tarkina niewiele obchodziły. Jeśli produkcja gwiezdnych niszczycieli miała się zwiększyć w Zewnętrznych Rubieżach, to chyba warto było odstąpić jeden hrabiemu.
Tarkin zaoferował mu też kilku kapitanów-weteranów, w tym takich, którzy mieli doświadczenie w eskortowaniu przemysłowców w czasach Republiki. Wtedy Vidian zaskoczył go, prosząc o listę najbardziej niedoświadczonych.
- Proszę pamiętać o moim motto - powiedział. - Wolę mieć przy sobie kogoś nowego, kto nie przywiązał się do dawnych tradycji.
Innymi słowy, pomyślał Tarkin, chcesz kogoś, kim będziesz mógł pomiatać. W porządku.
Na pokładzie "Egzekutorki" oczekiwał przydziału. A jego odbiorca nie mógł być bardziej zaskoczony.
- Ale "Ultimatum" należy przecież do Yale Karlsena - powiedziała Rae Sloane. - Jest nie tylko kapitanem, ale i jest starszy.
- Przeniosłem kapitana Karlsena do komitetu nadzorującego konstrukcje, co bardziej wymaga jego doświadczenia. - Wymagało to tylko minuty. - Karlsen wróci na "Ultimatum" w swoim czasie. Ale misja statku musi przebiegać bez przeszkód.
Sloane, która siedziała wyprostowana w krześle naprzeciw Tarkina, odkąd weszła, siadła wygodniej, kiedy zrozumiała zadania, które otrzymała. Tarkin powiedział krótko:
- Będzie pani miała ręce pełne roboty, zanim przygotuje pani statek do lotu. Odpowiada pani za niego, jak długo będzie pani własnością. Tak samo za pasażera, który przybędzie na pokład.
- Hrabia Vidian - prawie szepnęła. - Będę eskortować jednego ze specjalnych wysłanników Imperatora.
- Mówiono mi, że latała pani wcześniej z Imperatorem i Lordem Vaderem.
- Byłam tam tylko obecna - przerwała, zanim się wyprostowała. - Podejrzewam jednak, że Lord Vader aprobował moje zdolności.
- To dopiero - pomyślał Tarkin. - Było to tak odważne oświadczenie, że musiało być prawdą, co znaczyło, że Sloane może nie będzie popychadłem Vidiana. Nawet lepiej. Nawet jeśli teraz hrabia nie stanowił dla niego zagrożenia, zawsze nie zaszkodzi mieć na niego haka w przyszłości.
- Na stanowisko, kapitan Sloane - wstali a Wilhuff zaoferował na koniec poradę:
- Oczy hrabiego Vidiana nigdy się nie zamykają. Pani oczy także nie powinny.
- Mówcie.
Hrabia nie tracił czasu.
- Nie zgadzam się z planem wielkiego moffa, Wasza Wysokość. Gilvaanen nie powinien być częścią Imperium.
- Wcześniej się pan z tym nie godził. Zmienił pan zdanie? - zdziwił się Imperator.
- Tak. Wszystko związane z produkcją zbroi powinno być przekazane pod nadzór Imperialnego Departamentu Badań Wojskowych. - Siedział bez ruchu. - To będzie długofalowy proces. Nadzorować go będzie Everi Chalis.
Palpatine rozważał to przez chwilę.
- Pańskie plany nie będą kolidować już z innymi.
Vidian szybko zasugerował:
- Wykryłem kilka niedociągnięć w produkcji gwiezdnych niszczycieli. Mogę je naprawić, podróżując do kopalni i fabryk.
- Niezbyt ciekawa praca.
- Ale potrzebna. - Vidian przerwał, po czym kontynuował: - Będę miał pod swoją władzą różne sektory. A także poparcie wojska dla moich postanowień.
Imperator spojrzał na Tarkina.
- Zgadza się pan, wielki moffie?
- Tak - Tarkin wyprostował się. - Proszę aby oddano jeden z gwiezdnych niszczycieli hrabiemu. Sam mogę mu jeden odstąpić.
Nastąpiła cisza. Potem Imperator zachichotał. Był to dźwięk, który mroził nawet tych, którzy byli do niego przyzwyczajeni.
- Wyczuwam tu jakiś układ, panowie.
Moff i arystokrata spojrzeli na siebie.
- Wszyscy pożądamy wyników - odrzekł Tarkin.
***
Owszem, zawarli układ. Tarkin zdecydował, że nie było sensu robić sobie wroga z Vidiana, kiedy istniało lepsze wyjście: należało się upewnić, że ich strefy wpływów się nie przetną. Denetrius doszedł do tego samego wniosku, oferując nadzór nad Gilvaanem za kilka przedsięwzięć, które Tarkina niewiele obchodziły. Jeśli produkcja gwiezdnych niszczycieli miała się zwiększyć w Zewnętrznych Rubieżach, to chyba warto było odstąpić jeden hrabiemu.
Tarkin zaoferował mu też kilku kapitanów-weteranów, w tym takich, którzy mieli doświadczenie w eskortowaniu przemysłowców w czasach Republiki. Wtedy Vidian zaskoczył go, prosząc o listę najbardziej niedoświadczonych.
- Proszę pamiętać o moim motto - powiedział. - Wolę mieć przy sobie kogoś nowego, kto nie przywiązał się do dawnych tradycji.
Innymi słowy, pomyślał Tarkin, chcesz kogoś, kim będziesz mógł pomiatać. W porządku.
Na pokładzie "Egzekutorki" oczekiwał przydziału. A jego odbiorca nie mógł być bardziej zaskoczony.
- Ale "Ultimatum" należy przecież do Yale Karlsena - powiedziała Rae Sloane. - Jest nie tylko kapitanem, ale i jest starszy.
- Przeniosłem kapitana Karlsena do komitetu nadzorującego konstrukcje, co bardziej wymaga jego doświadczenia. - Wymagało to tylko minuty. - Karlsen wróci na "Ultimatum" w swoim czasie. Ale misja statku musi przebiegać bez przeszkód.
Sloane, która siedziała wyprostowana w krześle naprzeciw Tarkina, odkąd weszła, siadła wygodniej, kiedy zrozumiała zadania, które otrzymała. Tarkin powiedział krótko:
- Będzie pani miała ręce pełne roboty, zanim przygotuje pani statek do lotu. Odpowiada pani za niego, jak długo będzie pani własnością. Tak samo za pasażera, który przybędzie na pokład.
- Hrabia Vidian - prawie szepnęła. - Będę eskortować jednego ze specjalnych wysłanników Imperatora.
- Mówiono mi, że latała pani wcześniej z Imperatorem i Lordem Vaderem.
- Byłam tam tylko obecna - przerwała, zanim się wyprostowała. - Podejrzewam jednak, że Lord Vader aprobował moje zdolności.
- To dopiero - pomyślał Tarkin. - Było to tak odważne oświadczenie, że musiało być prawdą, co znaczyło, że Sloane może nie będzie popychadłem Vidiana. Nawet lepiej. Nawet jeśli teraz hrabia nie stanowił dla niego zagrożenia, zawsze nie zaszkodzi mieć na niego haka w przyszłości.
- Na stanowisko, kapitan Sloane - wstali a Wilhuff zaoferował na koniec poradę:
- Oczy hrabiego Vidiana nigdy się nie zamykają. Pani oczy także nie powinny.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 7,00 Liczba: 2 |
|