TWÓJ KOKPIT
0

Szyjka od butelki :: Książki

Czymkolwiek było przedtem, Cladtech wyglądała Tarkinowi na firmę będącą obecnie przeciwieństwem Quelton. Bardziej zaniedbana - i to dotyczyło też jej pracowników. Przynajmniej tych, którzy teraz uwijali się przy pracy. Kilku z nich przeprowadzało teraz strajk chorobowy, zwłaszcza kiedy dowiedzieli się, że przedstawiciele Imperium mają się zjawić. A podczas gdy metody Quelton sprawiały, że jej ludzie pracowali wydajniej, Mawdo Larrth, właściciel Cladthech, traktował swoich bardziej wyrozumiale.

- Pracują lepiej, kiedy zostawię ich w spokoju - tłumaczył Ithorianin, patrząc z rampy na podłogę fabryki. Maszyny pracowały, ale nie każda z nich była w pełni obsadzona. Larrth mówił, że praca jest "zgodna z zasadami", i że pracują tylko tyle ile wymaga od nich kontrakt.

- Poprawcie kontrakty - powiedział moff. - To konieczność militarna.

- Wtedy wszyscy odejdą - odparł Mawdo, a jego elektroniczny komunikator tłumaczący przekazywał w głosie rezygnację. - Nikt nie zmontuje zbroi oprócz żywych pracowników.

- To można zmienić - rzekł Vidian. - A jak wygląda koordynacja protestów? Nie pozwala pan przecież na wykonywanie innych kontraktów.

- Moi ludzie zasiedlili ten świat. Związki między Ithorianami są głębokie. Nie mogę odpowiadać za to, co mówią przy stołach.

- Może pan dodać system zmianowy i kazać pracownikom jeść tutaj - odrzekł hrabia.

Głowa Larrtha kiwała się na boki, kiedy rozważał pomysł.

- Nie sądzę, żeby się na to zgodzili.

- A kto ich pytał o zdanie? - Tarkin poprawił mundur na ramionach. Gorąco panujące w fabryce mogło uszkodzić mu ubranie.

- Przepraszam za niewygody - odezwał się Larrth. Wskazał na maszyny w dole. - Formy wtryskowe są gorące a kazaliście nam pracować podwójnie. Nigdy nie są chłodzone, chyba że na koniec pracy. Ja też się "wyłączam" - energia, wymagana do ich uruchomienia wykańcza mnie.

Vidian skupił wzrok na pracownikach.

- Przeciętny pracownik jest tu od 18 lat, zgadza się?

- Szefowie załóg od trzydziestu. Są doświadczeni, dlatego praca idzie tak szybko i wydajnie. Ale wyjaśnia to też niepokoje. Ludzie pamiętają... inne czasy.

Tarkin skierował uwagę na znajdujące się dalej drzwi.

- Wkrótce zapomną. - Drzwi otworzyły się wszedł oddział szturmowców. Towarzyszyło im kilku odzianych na czarno oficerów. Moff powitał ich. - Sekcja personelu znajduje się na prawo. Informacje powinniście znaleźć właśnie tam.

Larrth nie krył zaskoczenia.

- Kim oni są?

- Oficerami Biura Bezpieczeństwa - rzekł Vidian. Zwrócił się do Tarkina. - Sprowadził pan tutaj IBB?

- Wspierają ich szturmowcy z "Egzekutorki". Znajdziemy wszystkich obijających się pracowników i ich tu przyprowadzimy. Nie opuszczą fabryki i będą pracować, dopóki nie odrobią strat.

- Bardzo to wygodne, podróżować ze swoją armią - powiedział hrabia cierpko. - Musiał ich pan wezwać zanim zaczął się nasz obchód.

- Quelton powiedziała, że zdarzają się tu konflikty między pracownikami. To wystarczający powód.

- Mój raport jeszcze nie jest skończony. Wezwę agentów, ale wtedy, kiedy uznam to za stosowne.

- Och, są potrzebni, niezależnie od pańskiej opinii - odparł spokojnie Tarkin. On i Denetrius nie zgadzali się często co do sposobu postępowania podczas ich pierwszego spotkania. Nie zamierzał dłużej czekać. Skinął na agentów. Larrth, trzęsąc się, poszedł za nimi.

W fabryce powstało zamieszanie. Szturmowcy weszli, podnieśli broń i lustrowali wzrokiem każdego Ithorianina, który nie stał przy maszynie. Przestraszeni, wrócili do pracy. Vidian uderzył metalową dłonią o rampę, wyginając ją, po czym spojrzał na Wilhuffa. - To nie jest właściwa forma postępowania.

- Musieliśmy zniszczyć zalążki gildii w tej fabryce, hrabio. Imperator nie może pozwolić, żeby pod jego bokiem wyrastały dysydenckie komórki.

- Zgadzam się - rzekł Vidian. - Ale brakuje temu finezji.

- Finezji? Może nie jest to zbyt dokładne, ale...

- Trzeba robić to precyzyjnie. Akty karania muszą być skierowane przeciwko złym pracownikom. Na przykład temu szefowi zmiany. Musimy zerwać tkankę bliznowatą i zostawić odsłonięty mięsień.

Tarkin zdziwił się, że takie porównanie wychodzi z ust człowieka, który był właściwie maszyną. Ale nie odpowiedział. Udał się za agentami.

***

- Tarkin! Głos dochodzący z holu spowodował, że wielki moff uniósł wzrok znad papierów, ale nie odpowiedział. Zarówno biurko jak i gabinet należały tego ranka do jednego z wiceprezesów Quelton Fabrications. Kobieta usunęła go, dzięki czemu moff przekonał się, że jest gotowa współpracować.

- Tarkin! - odezwał się ponownie Vidian, stając w drzwiach.

- Nie życzę sobie, żeby zwracać się do mnie w taki sposób. - Wrócił do pracy. - Nie obchodzi mnie kim pan jesteś.

- Otrzymałem właśnie wiadomość od mojej przybocznej na Calcoraan, Everi Chalis. Twierdzi, że mnie pan sprawdzał.

- Podobnie jak Imperator, jestem zainteresowany tym co się dzieje w Imperium. - Vidian działał mu na nerwy przez cały tydzień, usiłując chronić tych pracowników Cladtech, których uważał za wartościowych. Tarkin twierdził, że to niepotrzebne, a nawet podejrzane. - Po pańskich wystąpieniach w obronie strajkujących Ithorian chciałem się przekonać, z jakiego rodzaju człowiekiem mam do czynienia.

- Powinien pan kupić moje hologramy. Zaoszczędziłoby to panu czasu.

- Już je widziałem. - Podniósł datapad. - Otrzymałem też informację od jednego z pańskich podwładnych. Uważa, że moja ciekawość jest usprawiedliwiona.

Vidian spojrzał na niego.

- Od barona Danthe?

- Owszem.

Cyborg roześmiał się.

- Baron jest kłamcą, nielojalnym hipokrytą, który jest zazdrosny o moją pozycję, zarówno w biznesie jak i w Imperium.

- Dziwne wobec tego, że pozwala mu pan pracować dla siebie.

- Jak pan wie, nie zawsze mamy wybór, z kim będziemy pracować.

- A tak. - Tarkin uśmiechnął się. Też uważał Danthego za osobę, którą opisał Vidian. Wyrobił sobie tą opinię podczas holograficznej rozmowy dzisiejszego popołudnia.

- Nie mam czasu na polityczne gierki - rzekł Vidian grzmiącym głosem. - Staram się znajdować najbardziej efektywny sposób, żeby zadowolić Imperatora. - Wymierzył palec w drugiego mężczyznę. - Przeszkadzał mi pan cały czas. Jest pan poza swoim departamentem i nie ma pan tu kompetencji. Proszę wyjść.

Tarkin patrzył tylko na hrabiego.

- Czy taka taktyka działa na pracowników? - zapytał. - Bo zapewniam pana, że na mnie nie.

- Proszę się wycofać. Sam poradzę sobie z tą planetą! - Denetrius odwrócił się i wyszedł.

Moff zaplótł ręce na piersi i odczekał aż jego kroki ucichną. Wiedział, gdzie znajduje się jego jurysdykcja, ale często orientował się, że inni tego nie wiedzą. Zarówno arystokracja, jak i przemysłowcy zyskali trochę władzy w swoich kręgach a to gmatwało sprawy. Vidian należał do obu klas i miał upoważnienia od Imperatora. Wilhuff nie miał wątpliwości, po której stronie stanie Palpatine w ewentualnym konflikcie. Być może hrabia myślał tak samo. Jeśli chciał potwierdzić swoje przypuszczenia, niech tak będzie.

Rozległo się pukanie, które zakłóciło bieg jego myśli.

- Proszę o wybaczenie, wielki moffie - odezwała się Quelton.

- O co chodzi?

- Chodzą słuchy, że coś się dzieje niedaleko fabryki. Coś, co... hmm, pachnie zdradą. Powinien pan to sprawdzić.


1 2 3 (4) 5 6 7

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 7,00
Liczba: 2

Użytkownik Ocena Data
Bao Dak-Arr 7 2016-05-02 18:16:09
Slavek_8 7 2016-04-05 20:07:59


TAGI: John Jackson Miller (68) Opowiadanie (oficjalne) (73)

KOMENTARZE (0)

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..