Ogień blasterowy rozlegał się w korytarzach fabryki. Szturmowcy otaczający Tarkina szybko wysunęli się na czoło, podnosząc broń. Ale Ithorianin siedzący przy biurku wstał i zamachał rękami.
- Tutaj to normalne - powiedział, wskazując podwójne drzwi za sobą. - Jest pan oczekiwany.
Kiedy drzwi otwarły się, strzelanina trwała. Tarkin zobaczył jak trzej Ithorianie strzelali z bliska do dwunożnej postaci stojącej na starodawnym biurku. Była to ludzka kobieta o ile Tarkin mógł się domyślać, ale ubrana w czarny hełm z dwoma dużymi płatami czaszkowymi oraz dużą trójkątną zbroję, która była w stanie zaabsorbować strzały Ithorian.
Pośród rozgardiaszu cel Ithorian dostrzegł Wilhuffa i jego eskortę i podniósł rękę. Przestali strzelać. Zdjęła hełm i ukazała się twarz około 60-letniej, brązowowłosej kobiety. Uśmiechnęła się.
- Witamy, wielki moffie - otarła pot z czoła. - Proszę wybaczyć. W tym hełmie nia ma za dużo powietrza.
- Thetis Quelton? - Tarkin wszedł do biura, a Ithorianie schowali broń do szafki. Rzadko był zdumiony pokazami urządzanymi dla niego - ale z tego co zrozumiał, to był sposób Quelton: wszystko testowała samodzielnie.
Poklepała zbroję.
- Nawet nie draśnięta. To rzadkość - skonfiskowana rasie zwanej Pikaati. Mam w domu komplet. - Hmmm... - Tarkin słyszał, że była ekscentryczną kolekcjonerką rzeczy historycznych, a egzotyczne zbroje wiszące na ścianach biura potwierdzały to. Kiedy Ithorianie pomogli zejść Quelton z biurka i rozbierali ją ze zbroi, podszedł do okna i spojrzał po raz pierwszy na Gilvaanen. Niegdyś bogaty, dżunglowy świat, teraz przekształcono go do roli służącej Imperium. Lasy wykarczowano dla elastycznych polimerów z drzew, a góry zostały wyczyszczone dla ceramicznych kompozytów. Planeta doskonale nadawała się na miejsce wytwarzania zbroi.
Kiedy Quelton pozbyła się zbroi, krzyknęła na asystentów:
- Czego tu stoicie? Wracać do pracy! Ithorianie wyszli, starając się uważać na jej wystawę. Tarkin odprawił swoją eskortę. Quelton odłożyła obcy hełm na półkę.
- Pikaati stworzyli niezłe cacko. Mam już parę pomysłów.
- Na pewno są bardziej konwencjonalne metody na wypróbowanie zbroi - powiedział Tarkin.
- Muszę ją mieć na sobie, żeby w nią uwierzyć. - Podeszła do innego miejsca. Była tam potężna brązowo-czerwona zbroja, która niegdyś chroniła sześcionożną bestię. Przesunęła pokrytą zmarszczkami ręką wzdłuż ornamentowanych części metalowych. - Wspaniała, prawda? Z wykopalisk archeologicznych; kazałam ją odnowić. Pokazuje to, że zbroja jest wspólna dla wszystkich gatunków rozumnych w całej historii. Jest zarówno ochroną przed żywiołami jak i wrogami. Różne istoty stworzyły rzeczy, które mają je chronić.
- Tak, tak - powiedział Tarkin niecierpliwie. - Ale podczas gdy pani sobie to podziwia, oddziały Imperium wyruszają bez niczego na Zewnętrzne Rubieże.
Wzięła szmatkę i zaczęła polerować potężną zbroję.
- Quelton Fabrication to nie pańskie zmartwienie.
- Chyba nie zdaje pani sobie sprawy w jakich opałach się znajduje - Tarkin skrzyżował ramiona. - Niedostatki produkcji...
- Powiedział mi pan o nich w swojej wiadomości. A ten drugi powiedział mi wcześniej niż pan.
- Drugi?
- Mowa o mnie - odezwał się głos z zewnątrz. Moff rozpoznał go - ale minęło kilka chwil, zanim hrabia Vidian wszedł. Wzmocniony słuch cyborga był bystry i tak samo imponujący jak jego właściciel. Odziany był oszczędnie, lecz bogato, w tunikę w kolorze rubinowym, metalowe zaś kończyny Denetriusa lśniły w świetle lamp. Skłonił się lekko.
- Cieszę się, że pan do nas dołączył, wielki moffie.
- Kiedy pan przybył? - spytał Tarkin.
- O północy. Od tej pory tu jestem, sprawdzając fabryki i pracowników. - Skierował płonące oczy na Quelton. - Właśnie wysłałem pani listę siedemnastu różnych pomysłów, które powinny być poprawione aby zwiększyć wydajność.
Quelton podniosła datapad z biurka.
- Owszem.
- Zaś pomieszczenie, w którym pracownicy spędzają przerwy, powinno być przekształcone na magazyn.
Tarkin uniósł brwi.
- Pozwala pani pracownikom na przerwy?
Kobieta roześmiała się.
- Przestali je mieć, kiedy związałam się z Imperium.
- To dawne dzieje - Vidian podszedł do biurka. - Musi pani odkazić pokój, zanim zostanie magazynem. System filtracyjny w moich sztucznych płucach wykrył w nim kilka różnych związków biologicznych.
Quelton nie okazała niepokoju.
- Ithorianie również je wykryli, ale dawno temu. To w końcu jest, lub raczej była, planeta pokryta dźunglą. Widzieliście już obszar fabryczny, na którym znajdują się części zbroi, jest sterylny.
Wilhuff spojrzał cierpko na Vidiana.
- To chyba powinno zadowolić naszego specjalistę do spraw kontroli bezpieczeństwa.
- Nie jestem... - zaczął hrabia rozdrażniony, ale zamilkł. Spojrzał ponownie na listę, odhaczać kolejne rekomendowane pomysły. Tarkin rozpoznał to zachowanie: Vidian próbował zagarnąć terytorium, pokazać, że wie więcej. Wyprowadził Tarkina i Quelton z muzeum, które nazwała swoim biurem, aby pokazać im niedoskonałości, które znalazł.
Tarkin uważał Vidiana za skoncentrowanego na sobie elegancika, ale kobieta była nim zachwycona, opowiadając moffowi o wspaniałej pracy, jaką wykonali robotnicy Denetriusa. Jeśli chodzi o nią, Quelton zdawała się dorównywać mu opryskliwością w stosunku do Ithorian stojących przy stanowiskach fabrycznych. Czy była to tylko poza dla inspekcji? Istota, którą Thetis uderzyła pałką, chyba tak nie myślała. W końcu Tarkinowi znudziła się ta pantomima.
- Są zmiany w rezerwach - powiedział. - Gilvaanen produkuje dużo mniej.
- Bitwy wygrywa się rezerwami - odparł Vidian. - Myślę, że wojskowy powinien to wiedzieć.
Tarkin nie dał się złapać.
- Chcę usłyszeć odpowiedź Quelton.
- To nie my - odrzekła. - Problemem jest Cladtech.
Znał tą nazwę. Rywalizująca z firmą Quelton, Cladtech miała lukratywne kontrakty na ostateczne montowanie wewnętrznych części zbroi.
- Problem z gildią pracowników?
- To wszystko są Ithorianie - rzekła kobieta, nie ukrywając pogardy, kiedy weszła przez duże drzwi. - Opóźniają produkcję jak się da.
- Bzdury - oświadczył Vidian. - Gildia została rozwiązana dawno temu.
- Właściciel Cladtech to toleruje. Jest jednym z nich. Tymczasem warstwy powlekające zbroje, zalegają w dokach załadunkowych. - Dotknęła kontrolki a drzwi uniosły się, pokazując to, o czym mówiła. - Chcę wyposażyć pańską armię, wielki moffie. Potrzebuję przy tym pańskiej pomocy.
- Tutaj to normalne - powiedział, wskazując podwójne drzwi za sobą. - Jest pan oczekiwany.
Kiedy drzwi otwarły się, strzelanina trwała. Tarkin zobaczył jak trzej Ithorianie strzelali z bliska do dwunożnej postaci stojącej na starodawnym biurku. Była to ludzka kobieta o ile Tarkin mógł się domyślać, ale ubrana w czarny hełm z dwoma dużymi płatami czaszkowymi oraz dużą trójkątną zbroję, która była w stanie zaabsorbować strzały Ithorian.
Pośród rozgardiaszu cel Ithorian dostrzegł Wilhuffa i jego eskortę i podniósł rękę. Przestali strzelać. Zdjęła hełm i ukazała się twarz około 60-letniej, brązowowłosej kobiety. Uśmiechnęła się.
- Witamy, wielki moffie - otarła pot z czoła. - Proszę wybaczyć. W tym hełmie nia ma za dużo powietrza.
- Thetis Quelton? - Tarkin wszedł do biura, a Ithorianie schowali broń do szafki. Rzadko był zdumiony pokazami urządzanymi dla niego - ale z tego co zrozumiał, to był sposób Quelton: wszystko testowała samodzielnie.
Poklepała zbroję.
- Nawet nie draśnięta. To rzadkość - skonfiskowana rasie zwanej Pikaati. Mam w domu komplet. - Hmmm... - Tarkin słyszał, że była ekscentryczną kolekcjonerką rzeczy historycznych, a egzotyczne zbroje wiszące na ścianach biura potwierdzały to. Kiedy Ithorianie pomogli zejść Quelton z biurka i rozbierali ją ze zbroi, podszedł do okna i spojrzał po raz pierwszy na Gilvaanen. Niegdyś bogaty, dżunglowy świat, teraz przekształcono go do roli służącej Imperium. Lasy wykarczowano dla elastycznych polimerów z drzew, a góry zostały wyczyszczone dla ceramicznych kompozytów. Planeta doskonale nadawała się na miejsce wytwarzania zbroi.
Kiedy Quelton pozbyła się zbroi, krzyknęła na asystentów:
- Czego tu stoicie? Wracać do pracy! Ithorianie wyszli, starając się uważać na jej wystawę. Tarkin odprawił swoją eskortę. Quelton odłożyła obcy hełm na półkę.
- Pikaati stworzyli niezłe cacko. Mam już parę pomysłów.
- Na pewno są bardziej konwencjonalne metody na wypróbowanie zbroi - powiedział Tarkin.
- Muszę ją mieć na sobie, żeby w nią uwierzyć. - Podeszła do innego miejsca. Była tam potężna brązowo-czerwona zbroja, która niegdyś chroniła sześcionożną bestię. Przesunęła pokrytą zmarszczkami ręką wzdłuż ornamentowanych części metalowych. - Wspaniała, prawda? Z wykopalisk archeologicznych; kazałam ją odnowić. Pokazuje to, że zbroja jest wspólna dla wszystkich gatunków rozumnych w całej historii. Jest zarówno ochroną przed żywiołami jak i wrogami. Różne istoty stworzyły rzeczy, które mają je chronić.
- Tak, tak - powiedział Tarkin niecierpliwie. - Ale podczas gdy pani sobie to podziwia, oddziały Imperium wyruszają bez niczego na Zewnętrzne Rubieże.
Wzięła szmatkę i zaczęła polerować potężną zbroję.
- Quelton Fabrication to nie pańskie zmartwienie.
- Chyba nie zdaje pani sobie sprawy w jakich opałach się znajduje - Tarkin skrzyżował ramiona. - Niedostatki produkcji...
- Powiedział mi pan o nich w swojej wiadomości. A ten drugi powiedział mi wcześniej niż pan.
- Drugi?
- Mowa o mnie - odezwał się głos z zewnątrz. Moff rozpoznał go - ale minęło kilka chwil, zanim hrabia Vidian wszedł. Wzmocniony słuch cyborga był bystry i tak samo imponujący jak jego właściciel. Odziany był oszczędnie, lecz bogato, w tunikę w kolorze rubinowym, metalowe zaś kończyny Denetriusa lśniły w świetle lamp. Skłonił się lekko.
- Cieszę się, że pan do nas dołączył, wielki moffie.
- Kiedy pan przybył? - spytał Tarkin.
- O północy. Od tej pory tu jestem, sprawdzając fabryki i pracowników. - Skierował płonące oczy na Quelton. - Właśnie wysłałem pani listę siedemnastu różnych pomysłów, które powinny być poprawione aby zwiększyć wydajność.
Quelton podniosła datapad z biurka.
- Owszem.
- Zaś pomieszczenie, w którym pracownicy spędzają przerwy, powinno być przekształcone na magazyn.
Tarkin uniósł brwi.
- Pozwala pani pracownikom na przerwy?
Kobieta roześmiała się.
- Przestali je mieć, kiedy związałam się z Imperium.
- To dawne dzieje - Vidian podszedł do biurka. - Musi pani odkazić pokój, zanim zostanie magazynem. System filtracyjny w moich sztucznych płucach wykrył w nim kilka różnych związków biologicznych.
Quelton nie okazała niepokoju.
- Ithorianie również je wykryli, ale dawno temu. To w końcu jest, lub raczej była, planeta pokryta dźunglą. Widzieliście już obszar fabryczny, na którym znajdują się części zbroi, jest sterylny.
Wilhuff spojrzał cierpko na Vidiana.
- To chyba powinno zadowolić naszego specjalistę do spraw kontroli bezpieczeństwa.
- Nie jestem... - zaczął hrabia rozdrażniony, ale zamilkł. Spojrzał ponownie na listę, odhaczać kolejne rekomendowane pomysły. Tarkin rozpoznał to zachowanie: Vidian próbował zagarnąć terytorium, pokazać, że wie więcej. Wyprowadził Tarkina i Quelton z muzeum, które nazwała swoim biurem, aby pokazać im niedoskonałości, które znalazł.
Tarkin uważał Vidiana za skoncentrowanego na sobie elegancika, ale kobieta była nim zachwycona, opowiadając moffowi o wspaniałej pracy, jaką wykonali robotnicy Denetriusa. Jeśli chodzi o nią, Quelton zdawała się dorównywać mu opryskliwością w stosunku do Ithorian stojących przy stanowiskach fabrycznych. Czy była to tylko poza dla inspekcji? Istota, którą Thetis uderzyła pałką, chyba tak nie myślała. W końcu Tarkinowi znudziła się ta pantomima.
- Są zmiany w rezerwach - powiedział. - Gilvaanen produkuje dużo mniej.
- Bitwy wygrywa się rezerwami - odparł Vidian. - Myślę, że wojskowy powinien to wiedzieć.
Tarkin nie dał się złapać.
- Chcę usłyszeć odpowiedź Quelton.
- To nie my - odrzekła. - Problemem jest Cladtech.
Znał tą nazwę. Rywalizująca z firmą Quelton, Cladtech miała lukratywne kontrakty na ostateczne montowanie wewnętrznych części zbroi.
- Problem z gildią pracowników?
- To wszystko są Ithorianie - rzekła kobieta, nie ukrywając pogardy, kiedy weszła przez duże drzwi. - Opóźniają produkcję jak się da.
- Bzdury - oświadczył Vidian. - Gildia została rozwiązana dawno temu.
- Właściciel Cladtech to toleruje. Jest jednym z nich. Tymczasem warstwy powlekające zbroje, zalegają w dokach załadunkowych. - Dotknęła kontrolki a drzwi uniosły się, pokazując to, o czym mówiła. - Chcę wyposażyć pańską armię, wielki moffie. Potrzebuję przy tym pańskiej pomocy.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 7,00 Liczba: 2 |
|