Pomiędzy 2002 a 2005 rokiem trwał chyba okres największej ekscytacji Gwiezdnymi Wojnami w moim życiu. Oprócz częstego oglądania filmów na video oraz czytaniu komiksów i książek, które miałem, zacząłem także zbierać gwiezdnowojenną karciankę SW CCG. Pierwszy kontakt z nią miałem już w 2000 roku, gdy w "Gwiezdne Wojny Komiks Komiks 2/2000" pojawił artykuł właśnie o tej grze karcianej, jednak po przeczytaniu i obejrzeniu ilustracji jakoś po prostu o niej zapomniałem aż do dnia gdy w mniej więcej w 2004 roku przez przypadek w pewnym sklepie komputerowym natrafiłem na gablotę z zestawami różnych karcianek. Poszedłem do sklepu aby kupić kilka czystych płyt i jak to miałem w zwyczaju będąc w takim sklepie zacząłem się rozglądać, a to zobaczyłem nową drukarkę, a to nowy szybszy komputer aż zauważyłem pewną przeszkloną gablotę, w której były ułożone boostery i zestawy z takich karcianek jak Pokemon, Harry Potter, Magic the Gathering oraz oczywiście SW CCG. Brązowe boostery dodatku "Jabba’s Palace" od razu przykuły moją uwagę, a że dodatkowo były tanie ( bo kosztowały 9 złotych), kupiłem tyle ile tylko mogłem, czyli aż całe trzy sztuki. Całą drogę powrotną od sklepu do domu przeglądałem karty, podziwiając praktycznie każdy szczegół ciesząc się jak głupi na widok karty "Jabba the Hutt". To chyba był jeden z kluczowych momentów, o którym napiszę trochę później, ale kto wie jakby się potoczyły niektóre sprawy gdybym tego dnia nie trafił właśnie na karty SW CCG.
Przeglądając zasoby Internetu oprócz samego Bastionu i innych stron gwiezdnowojennych zacząłem "eksplorować" inne obszary ogólnoświatowej pajęczyny. Tak trafiłem na serwis Onetu, gdzie założyłem sobie pierwszą skrzynkę pocztową, do której loginem był... obiwan04. Obi-Wan to jeden z moich ulubionych bohaterów a zero-cztery to od dnia i miesiąca moich urodzin, czyli 04.04. jakbyście chcieli wiedzieć. W 2004 roku założyłem sobie swój numer Gadu-Gadu, który mam po dzień dzisiejszy, zalogowałem się na Bastionie oraz w serwisie aukcyjnym Allegro, na którym moim pierwszym zakupem, mimo iż nie miałem jeszcze skończonych 18 lat, były oczywiście karty SW CCG. Mały zestaw 200 commonów i uncommonów ze starszych dodatków, kupiony za około 20 zł, ale się wtedy namęczyłem aby wysłać pieniądze za "towar" nie mając jeszcze wtedy konta bankowego, to całe wypełnianie druczku na przelew pieniężny był istnym koszmarem. Ale mimo wszystkich problemów i przeciwności udało się i po kilku dniach otrzymałem swoją pierwszą gwiezdnowojenną paczkę. Jeśli chodzi o moje konto na Bastionie to iż wchodziłem na niego praktycznie zawsze gdy korzystałem z Internetu to rzadko się logowałem na swoje konto. Tak pewnie byłoby jeszcze przez długi okres czasu aż do momentu gdy w szkole na lekcjach informatyki zaczęliśmy poznawać podstawy tworzenia stron internetowych. Wtedy to właśnie w mojej głowie narodził się pomysł aby stworzyć swoją własną stronę www, która byłaby poświęcona właśnie Gwiezdnym Wojnom. Jednym z moich pierwszych postów na forum była próba znalezienia osób, która byłaby chętna do pomocy przy tworzeniu właśnie takiej strony, którą już tworzyłem od pewnego czasu. Początkowo próbowałem sam napisać szkielet strony, ale znalazłem darmowy szablon i na jego podstawie, wraz z kilkoma przeróbkami i "ulepszeniami", zacząłem tworzyć swój własny, mały serwis.
Każdą wolną chwilę przed komputerem spędzałem na pisaniu kodu posiłkując się przy tym kursem HTML oraz popularnym programem Pajączek. Po 2-3 miesiącach miałem już praktycznie gotową stronę, którą nazwałem "Geonosis.pl – Moc jest z nami". Można ją znaleźć w Internecie po dzień dzisiejszy pod adresem www.geonosis.republika.pl i podziwiać efekt mojej miłości go Gwiezdnych Wojen. Przyznaję się bez bicia, że w głównej mierze wzorowałem się na Bastionie, praktycznie te same działy, z których każdy miał własne logo. Cała grafika dostępna na stronie od logosów aż po banery została zrobiona przeze mnie, choć w tamtych czasach nie miałem praktycznie pojęcia o tworzeniu grafiki komputerowej (teraz też nie mam zbyt dużej wiedzy na ten temat, ale obecnie na pewno zrobiłbym lepszą grafikę). Tworząc swoją pierwszą stronę internetową pomyślałem sobie, że fajnie byłoby kiedyś samemu dołożyć swoją cegiełkę w budowę Bastionu a bycie w redakcji było by praktycznie spełnieniem marzeń, ale w tamtych czasach było to niezwykle odległe marzenie. Jednak marzenia mają to do siebie, że się spełniają. Prędzej czy później.
Nie samym komputerem i Internetem żyję człowiek, czasem trzeba się też oderwać od wirtualnej rzeczywistości. Jednym z najlepszych sposobów oczywiście jest czytanie książek (!), oczywiście spod znaku Gwiezdnych Wojen. Miałem to szczęście, że w bibliotece miejskiej w dziale dziecięcym był cały regał, na którym stały książki Star Wars. Pomijając albumy, które kiedyś tam dostałem na urodziny miałem zaledwie kilka książek: trzy pierwsze tomy "Ucznia Jedi" oraz "Pamiętnik Królowej Amidali". Pogłębiając swoja wiedzę dotyczącą SW zacząłem czytać książki, gdyż po prostu filmy przestały mi już wystarczać, po prostu chciałem więcej Gwiezdnych Wojen, więcej i więcej. Jedną z pierwszych książek, którą wypożyczyłem był "Przewodnik encyklopedyczny", który z czasem stał się moją osobistą skarbnicą wiedzy a był przeze mnie niekiedy przetrzymywany długo, długo po terminie oddania książki. Oprócz przewodnika to już potem było standardowo Trylogia Thrawna, albumy o pojazdach, postaciach. I tak sobie żyłem aż do 2005 roku, do dnia, w którym to miała się odbyć premiera ostatniej części gwiezdnej sagi.
Im bliżej było do premiery "Zemsty Sithów" tym napięcie towarzyszące temu wydarzeniu było coraz większe. Oprócz samego oczekiwania na "dzień zero" żyłem także faktem, że postanowiłem poszukać innych fanów ze swojego miasta. Jakie było moje zdziwienie gdy okazało się, że nie jestem jedynym fanem u siebie. Po kilku dniach na mojej liście kontaktów Gadu-Gadu pojawiły się nowe kontakty do fanów z mojego miasta i okolic. Nie znając mnie osobiście od razu przywitali mnie ciepło zapraszając na spotkanie fanowskie. Pierwszy kontakt z fanami miał się odbyć przed uroczystą premierą, czyli 19 maja o północy, ale po prostu nie dotarłem na miejsce o tej porze i na film udałem się po południu po szkole.
Czytając spoilery z Bastionu oraz przeróżnych czasopism "filmowych", które nałogowo kupowałem przed samą premierą, miałem mniej więcej wyspoilerowaną większość fabuły filmu (taa... Mace Windu zjedzony przez olbrzymią rybę ;p ). Jednak to nie było najważniejsze, gdyż nie przykładałem większej uwagi do spoilerów, przede wszystkim czekałem na moment, w którym na ekranie pojawi się Darth Vader a z głośników na sali wydobędzie się charakterystyczny dźwięk jego oddechu. Sam seans, w przeciwieństwie do "Ataku klonów", odbył się bez większych trudności. Dziś oglądając "Zemstę Sithów" nie czuję już tego napięcia, które towarzyszyło mi podczas pierwszego oglądania trzeciego epizodu w kinie, wtedy byłem tak naelektryzowany, że praktycznie nie mogłem usiedzieć w miejscu podczas seansu. Wychodząc z kina ogarnęło mnie dziwne uczucie, poczułem się jakby zakończył się pewien etap w moim życiu. Historia Gwiezdnych Wojen zakończona, wszystkie części nakręcone. To koniec, teraz tylko czekać aż film wyjdzie na video, kupić i oglądać wraz z rodzicami w domowym zaciszu. Jednak przyszłość nie rysowała się wcale tylko w czarnych barwach, czekało mnie przecież moje pierwsze fanowskie spotkanie, które odbyło się 25 maja 2005 roku.
Nie powiem żebym nie był zestresowany, ale to nie był taki zwyczajny stres jak chociażby ten przed ważnym sprawdzianem, był to stres połączony z ekscytacją, gdyż miałem poznać innych fanów, ludzi, którzy tak jak ja stracili głowę dla pewnego filmu rozgrywającego się dawno temu w odległej galaktyce. Mimo wszystko z ręką na sercu muszę przyznać, że początkowo byłem trochę rozczarowany spotkaniami, gdyż chciałem rozmawiać tylko i wyłącznie o Gwiezdnych Wojnach. Jednak z czasem przekonałem się, że SW jest przede wszystkim pretekstem aby się spotkać i po prostu porozmawiać. A tematów do rozmów było naprawdę wiele jak się później okazało: ulubione filmy, książki, komiksy, zespoły muzyczne. "Odkrywanie" wspólnych zamiłowań między fanami było naprawdę świetną zabawą. Nasze spotkania trwały mniej więcej do 2006 roku, później jakoś wszystko ucichło a wraz z tym Gwiezdne Wojny zeszły na dalszy plan. Aż do premiery pilota kinowego animowanego serialu "Wojny klonów" mój kontakt z SW ograniczał się praktycznie do obejrzenia, którejś z części na video tak "od święta". Nawet moja kolekcja nie rozrastała się już tak jak wcześniej, jak kupiłem jeden komiks czy książkę na allegro to już było naprawdę wielkie święto.
Dopiero w okolicach 2008 roku, gdy pojawiało się coraz więcej informacji o "Wojnach klonów", coś się na nowo ruszyło w mojej sferze kolekcjonera. Fanem byłem cały czas, ale cały ten entuzjazm i fanatyzm, który towarzyszył mi gdy miałem te 10-12 lat zmalał, jeśli nie zniknął. Nawet nie wiem czy słowo "fan" będzie tutaj na miejscu, prędzej użyłbym słowa "sympatyk". Szczerze mówiąc to chyba po prostu nie chciało mi się inwestować w Gwiezdne Wojny. Dopiero dzięki "The Clone Wars" coś się ruszyło zarówno w sferze fanowstwa jak i kolekcjonerstwa. Zaczynając swoją pierwszą legalną pracę w życiu pierwsze zarobione pieniądze w większości zainwestowałem właśnie w Gwiezdne Wojny, kupując wszelkiej maści "stuff" od moich ukochanych kart CCG aż po książki, albumy i komiksy. To właśnie wtedy też zaopatrzyłem się we wszystkie sześć filmów na płytach DVD, a nie byłbym sobą, gdyby to nie były wersje ze wszelkiej maści materiałami dodatkowymi, które po prostu kocham. Coś we mnie "pękło" i utwierdziłem się w przekonaniu, że prawdziwej pasji nie tak się tak po prostu wyrzucić z siebie, można ją przysypać pięciometrową warstwą mułu czy tam piachu, ale po jakimś czasie ona wróci, możliwe nawet, że ze zdwojoną siłą.
Na pilocie kinowym "Wojen klonów" byłem w dniu premiery tylko i wyłącznie dlatego, że zostaliśmy zwolnieni z kilku ostatnich lekcji. Mimo, że do kina mam jakieś piętnaście minut idąc normalnym krokiem, nie mogłem wytrzymać i poszedłem na miejsce zaraz po szkole i siedziałem w oczekiwaniu na seans prawie półtora godziny. Jakiś poziom ekscytacji premierą na pewno był, ale to już nie ta sama ekscytacja, która towarzyszyła mi gdy byłem młodszy i czekałem na "Atak klonów" i "Zemstę Sithów". Teraz po prostu cieszyłem się, że obejrzę sobie bajkę z Gwiezdnych Wojen w kinie, która wbrew powszechnej opinii bardzo mi się podobała i dostarczyła mi naprawdę dużej dozy czystej rozrywki. Po premierze wszystko zaczęło się na nowo. Zaczęto wydawać na nowo komiksy, książki zaczęto wydawać częściej, sklepowe półki uginały się od wszelkiej maści gadżetów a strona główna Bastionu zaczęła przeżywać prawdziwy renesans, jeśli chodzi o najświeższe informacje. Wtedy także podczas pewnego dnia, gdy przeglądałem główną stronę, przyszła mi do głowy myśl, że fajnie byłoby być odpowiedzialnym za tworzenie tej właśnie strony. Mijały dni a ja po raz kolejny "wpadłem" i na nowo zacząłem odkrywać piękno Gwiezdnych Wojen. Tym razem miałem także pewien plan – zostać redaktorem, albo przynajmniej postarać się o to.
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,60 Liczba: 10 |
|
Matek2012-05-17 15:40:56
Człowiek robi dziwne rzeczy gdy musi pisać licencjata ... np czyta wypociny Marcina XD Podobało mi się, może kiedyś opiszę swoje początki z SW ;]
Mistrz Seller2011-06-08 18:00:06
Zapominałem napisać o samym felietonie. Bardzo fajny. Szczerze mówiąc to sam planowałem coś takiego napisać (ale jakoś nie miałem czasu -Studia).
Jedi19952011-06-08 15:40:54
Ciekawa notka, naprawdę. U mnie była w przedszkolu i zerówce moda na zbieranie kapsli z Pokemonów :D, może dlatego, że jestem młodszy rocznik.
No ale trzeba przyznać, że pewnie wielu twoich kolegów z dzieciństwa, którzy też to zbierali, teraz pewnie sądzą, że to strasznie dziecinne, że Gwiezdne Wojny są dziecinne, a oni są już dorośli :]
kuba_starwarsy2011-06-08 15:21:32
Ja miałem trochę gorzej, bo na każdą kolejną część musiałem czekać kilka lat :) Przyznam, że i mnie Imperium Kontratakuje nie przypadło do gustu gdy byłem malcem - dopiero jako starzec uznałem, że jest najlepszą częścią sagi. Wtedy myślałem, że nie ma to jak ROTJ i wesołe ewoki ;-D
Ephant Mon2011-06-08 14:28:56
ja miałem pierwsze vhs-y nagrane, nowa nadzieje pl i powrót jedi z sat1 po niemiecku, jakoś w okolicy wczesnej podstawówki, jeszcze przed special edition... to były czasy
X-Yuri2011-06-08 13:51:12
Bardzo fajny tekst, zdecydowanie najbardziej skłaniający do refleksji ze wszystkich dotychczas opublikowanych w "Czas na publicystyke" : D
Lubie czytac takie rzeczy.
Wspomnienia, wspaniała sprawa.
Stele2011-06-08 10:35:52
Mam właśnie przed sobą ten katalog z '99. To od niego zaczęła się moja znajomość z SW. :D Edycja specjalna jakoś mnie minęła, pewnie głownie przez niechęć rodziny do czegokolwiek SF-podobnego. Te cudowne chwile, gdy nie widząc filmów na oczy, próbowałem je sobie wyobrazić mając tylko zdjęcie kilkuset klocków i napis "W swym uskrzydlonym ścigaczu "Red Five X-wing" Luke Skywalker i R2-D2 prowadzą atak na Imperium". ;) Mimo, że była to przedprequelowa reklama, to jakby nie patrzeć, zestawy pochodziły z ST. :D
Mistrz Seller2011-06-08 09:04:24
Co do katalogu lego- to musiałeś mieć jakiś angielskojęzyczny, bo w 1999 był w Polsce katalog przetłumaczony (ów napis jednak był po angielsku). Co ciekawe w 1999 roku były dwie wersje katalogu Lego (pierwsza miała ten napis, druga miała kilka stron zastąpiąne zestawami z TPM i zestawami Slizer. Pamiętam zdziwienie, gdy to odkryłem.