Premiera "Ataku klonów" odbyła się w tym samym dniu na całym świecie, czyli 16 maja 2002 roku. W dniu premiery miałem do wyboru albo pójść wraz z rodzicami na jakieś nudne spotkanie rodzinne jakich wiele lub iść do kina na premierę... Nie trzeba chyba być Sherlockiem, żeby stwierdzić fakt, że dwunastolatek woli pójść na film, którego wyczekiwał od bardzo dawna niż siedzieć na nudnej rodzinnej imprezie. Po dzień dzisiejszy mam bilet z tamtego seansu, który odbył się o godzinie 16:00. W porównaniu do "Mrocznego widma" część drugą obejrzałem w lepszych warunkach. Trudno jednak mi powiedzieć czy w aby na pewno w lepszych, stare kina powoli znikały gdyż otwarto nowe centrum handlowe wraz z multipleksem z siedmioma klimatyzowanymi salami, wygodne fotele, cyfrowy obraz oraz dźwięk, czyli coś co dzisiaj dla nas wydaje się już standardem wtedy było dla mnie czymś nowym. Z samym seansem wiążę się także ciekawa historia, którą warto w tym miejscu przytoczyć.
W kinie pojawiłem się około pół godziny przed seansem aby na spokojnie kupić sobie bilet, choć im bliżej godziny zero tym czułem coraz to większą ekscytację tym, że za parę chwil siądę na sali i zobaczę film, na który czekałem kilka lat. Po kilku minutach siedziałem już wygodnie w fotelu i czekałem na żółty napis. Napisy przeleciały, Padme wylądowała na Coruscant a po chwili... zapanowały istne egipskie ciemności. Film znikł, światła zgasły a z głośników na sali wydobył się komunikat, który brzmiał mniej więcej "Przepraszamy państwa za problemy, ale elektrownia wyłączyła nam na jakiś czas prąd...". Wszyscy na sali siedzieliśmy pogrążeni w ciemnościach przez blisko 30-40 minut, kilka osób rzucało przekleństwami pod nosem, narzekając na kino a ja... po prostu cierpliwie czekałem. Czekałem kilka lat, więc nic się nie stanie, że poczekam te kilka, kilkanaście minut na film. Teraz zapewne bym wyszedł z seansu i poszedł na jakiś następny, ale wtedy byłem zbyt bardzo podekscytowany aby odpuścić. Nie teraz, nie w dniu premiery. Tego dnia przekonałem się, że cierpliwość popłaca i w końcu udało mi się obejrzeć film do końca. Po ustąpieniu "usterki" jednym z ciekawszych momentów na sali był jęk zawodu gdy Mace Windu pojawił się w scenie, w której zachodzi Dooku od tyłu, to było bezcenne i niezapomniane przeżycie tak samo jak i cały seans z "niespodziankami".
Po skończonym seansie nie wiem czemu ale udałem się od razu do punktu z prasą gdzie za ostatnie pieniądze jakie miałem kupiłem komiks z "Ataku klonów" i tak do mojej skromnej kolekcji trafił kolejny "eksponat" a moje zamiłowanie do Gwiezdnych Wojen powoli przeradzało się w miłość. I znów zaczęło się oczekiwanie na kolejne informacje dotyczące kolejnej części, czytanie najświeższych informacji oraz spoilerów na Bastionie oraz odliczanie dni do 2005 roku, kiedy to miała nastąpić premiera trzeciej a zarazem ostatniej części kosmicznej sagi.
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,60 Liczba: 10 |
|
Matek2012-05-17 15:40:56
Człowiek robi dziwne rzeczy gdy musi pisać licencjata ... np czyta wypociny Marcina XD Podobało mi się, może kiedyś opiszę swoje początki z SW ;]
Mistrz Seller2011-06-08 18:00:06
Zapominałem napisać o samym felietonie. Bardzo fajny. Szczerze mówiąc to sam planowałem coś takiego napisać (ale jakoś nie miałem czasu -Studia).
Jedi19952011-06-08 15:40:54
Ciekawa notka, naprawdę. U mnie była w przedszkolu i zerówce moda na zbieranie kapsli z Pokemonów :D, może dlatego, że jestem młodszy rocznik.
No ale trzeba przyznać, że pewnie wielu twoich kolegów z dzieciństwa, którzy też to zbierali, teraz pewnie sądzą, że to strasznie dziecinne, że Gwiezdne Wojny są dziecinne, a oni są już dorośli :]
kuba_starwarsy2011-06-08 15:21:32
Ja miałem trochę gorzej, bo na każdą kolejną część musiałem czekać kilka lat :) Przyznam, że i mnie Imperium Kontratakuje nie przypadło do gustu gdy byłem malcem - dopiero jako starzec uznałem, że jest najlepszą częścią sagi. Wtedy myślałem, że nie ma to jak ROTJ i wesołe ewoki ;-D
Ephant Mon2011-06-08 14:28:56
ja miałem pierwsze vhs-y nagrane, nowa nadzieje pl i powrót jedi z sat1 po niemiecku, jakoś w okolicy wczesnej podstawówki, jeszcze przed special edition... to były czasy
X-Yuri2011-06-08 13:51:12
Bardzo fajny tekst, zdecydowanie najbardziej skłaniający do refleksji ze wszystkich dotychczas opublikowanych w "Czas na publicystyke" : D
Lubie czytac takie rzeczy.
Wspomnienia, wspaniała sprawa.
Stele2011-06-08 10:35:52
Mam właśnie przed sobą ten katalog z '99. To od niego zaczęła się moja znajomość z SW. :D Edycja specjalna jakoś mnie minęła, pewnie głownie przez niechęć rodziny do czegokolwiek SF-podobnego. Te cudowne chwile, gdy nie widząc filmów na oczy, próbowałem je sobie wyobrazić mając tylko zdjęcie kilkuset klocków i napis "W swym uskrzydlonym ścigaczu "Red Five X-wing" Luke Skywalker i R2-D2 prowadzą atak na Imperium". ;) Mimo, że była to przedprequelowa reklama, to jakby nie patrzeć, zestawy pochodziły z ST. :D
Mistrz Seller2011-06-08 09:04:24
Co do katalogu lego- to musiałeś mieć jakiś angielskojęzyczny, bo w 1999 był w Polsce katalog przetłumaczony (ów napis jednak był po angielsku). Co ciekawe w 1999 roku były dwie wersje katalogu Lego (pierwsza miała ten napis, druga miała kilka stron zastąpiąne zestawami z TPM i zestawami Slizer. Pamiętam zdziwienie, gdy to odkryłem.