"…Gwiezdne wojny są filmem głupim, ale wspaniale zrobionym…"
Harrisom Ford (Han Solo)
Początek
Już na samym początku przyznam się, że nie będzie to porywająca lektura. Jest to po prostu próba spisania moich wspomnień w celu podzielenia się nimi z innymi fanami, którzy możliwe, że tak jak ja, mieli podobne przeżycia związane z Gwiezdnymi Wojnami. W zamyśle miała to być średniej długości notka, która pierwotnie miała wylądować na bastionowym blogu, jednak z czasem zaczęła się rozrastać i stwierdziłem, że warto trochę ją pozmieniać, tak aby ze zwykłej "kartki z pamiętnika" stworzyć tekst, który choć minimalnie będzie można podciągnąć pod miano publicystyki. Myślę, że forma wspominkowo-publicystyczna będzie najodpowiedniejsza dla tego tekstu.
Niezwykle trudno jest mi określić konkretny punkt w swoim życiu, który mogę nazwać po prostu "początkiem" swojej największej życiowej przygody związanej z odległą galaktyką. Na pewno był to rok 1997 a ja byłem jeszcze w zerówce gdy na ekrany polskich kin wchodziła właśnie Edycja Specjalna Oryginalnej Trylogii. Całemu temu wydarzeniu towarzyszyła kampania reklamowa zakrojona na szeroka skalę – Gwiezdne Wojny były praktycznie wszędzie! To właśnie wtedy, pewnego dnia, oglądając telewizję zauważyłem reklamę, w której były statki kosmiczne, planety, roboty... Jakimś dziwnym trafem był to wtedy czas gdy niezwykle interesowałem się właśnie kosmosem. Może właśnie dzięki temu, że lubiłem poznawać Układ Słoneczny, oglądać filmy związane ze wszechświatem, planetami i wszystkim co z tym związane owa reklama została mi w pamięci. Jednak z drugiej strony byłem także w wieku, w którym dziecku dopiero co kształtują się zainteresowania, które potrafią zmieniać się niezwykle szybko, praktycznie z dnia na dzień.
Rok 1997 śmiało można nazwać rokiem Tazosów. Małe, plastikowe "krążki", które można było znaleźć w paczkach jednych z trzech rodzajów chipsów: Laysów, Cheetosów oraz Ruffelsów (swoją drogą szkoda, że już w sklepach nie można uświadczyć tych ostatnich bo były najlepsze, z resztą wam też się wydaje, że kiedyś chipsy smakowały lepiej?). Dzieci lubią słodycze, dzieci lubią chipsy. Nic więc dziwnego, że w przedszkolu wszyscy po jakimś czasie zaczęli je zbierać. Nie minęło sporo czasu a siedmiolatkowie zaczęli przeprowadzać między sobą swoje pierwsze w życiu interesy, gdyż każdy chciał mieć wszystkie Trzosy a jak później się okazało jedne "krążki" można było częściej znaleźć a inne występowały rzadziej. Wtedy poznałem co to znaczy handel wymienny i muszę przyznać, że właśnie dzięki kilku takim wymianom szybko stałem się posiadaczem kompletu, który składał się z 50 plastikowych "krążków". Zabawny jest fakt, że jak przywołuję wspomnienia związane właśnie ze zbieraniem Tazosów przypominają się mi nasze próby wypowiedzenia niektórych nazw, które można było znaleźć na odwrocie, do dziś wspomnienie o tym jak nazywaliśmy C-3PO wywołuje u mnie olbrzymi uśmiech na twarzy (a były to dość specyficzne określenia jak "CeTrziPu" czy "CeTrzyPeło"). Kolejnym nieodłącznym symbolem tamtych czasów były zabawki z zestawów dziecięcych z KFC. Cały komplet składał się z sześciu różnych zabawek a moją pierwszą była głowa Dartha Vadera, która po energicznym naciskaniu w guzik odsłaniała ludzką głową (co w tamtym okresie nie znając jeszcze filmów było dla mnie sporym zdziwieniem bo nie wiedziałem przecież skąd ona się tam wzięła). Oprócz Vadera można było "zdobyć" piaskoczołg Jawów z malutkim R2-D2 w środku, karuzele z myśliwcem TIE i X-Wingiem, Gwiazdę Śmierci, która potrafiła wystrzeliwać małe tekturowe myśliwce, AT-AT oraz AT-ST. Niestety nie udało mi się skompletować wszystkich sześciu zabaweczek a jedynie cztery z nich (Vadera, piaskoczołg, Gwiazdę Śmierci, i AT-AT), z których do obecnych czasów przetrwały tylko dwie pierwsze oraz.. tekturowe myśliwce.
Z biegiem czasu zacząłem zadawać swoim rodzicom coraz więcej pytań dotyczących odległej galaktyki aż w końcu postanowili, że pokażą mi w końcu owe filmy (pewnie dla własnego spokoju, sam będąc dzisiaj na ich miejscu tak właśnie bym zrobił). Pewnego dnia wybrałem się wraz z tatą do wypożyczalnie kaset video aby wypożyczyć wszystkie trzy filmy do domu. Tak, właśnie TRZY filmy. Jakże było moje zdziwienie gdy się dowiedziałem, że jest ich aż trzy i za kilkanaście minut będę już wkładał do swojego magnetowidu pierwszą kasetę. Niestety wraz z przekroczeniem progu wypożyczalni o wdzięcznej nazwie "Piracik" zniknął uśmiech z mojej twarzy. Jak się później okazało ktoś je dawno wypożyczył i przetrzymywał długo po terminie. Pierwsze podejście spalone. Patrząc na tą sytuację z perspektywy czasu sam zastanawiam się skąd wziął się mój upór w tym aby obejrzeć Gwiezdne Wojny, przecież znając sam siebie powinienem być zrezygnować, jednak ja twardo stałem przy swoim i po prostu... czekałem. A chyba każdy z nas wie, że czekanie potrafi być męczące, szczególnie gdy czekamy na coś ważnego dla nas (to tak jakby czekać na bardzo ważnego smsa cały dzień i dostać jedną jedyną wiadomość.. która i tak później okazuje się informacją o tym, że wygrało się kolejny samochód w dziwnej loterii). Nie zostawało mi nic innego jak tylko czekać.. zatem czekałem. I czekałem. I jeszcze dłużej czekałem. Aż pewnego dnia gdy tata wrócił wieczorem z pracy trzymał w ręku pewne pudełko i z uśmiechem oznajmił mi, że ma pierwszą część i mogę ją sobie obejrzeć wieczorem. Dobrze wszyscy wiemy, że mówiąc "pierwsza część" miał na myśli właśnie "Nową nadzieję", przecież to był PIERWSZY film, który został nakręcony a rok 1997 był rokiem gdy jeszcze nie było prequeli i były właśnie tylko trzy filmy.
Pamiętam to wspaniałe uczucie gdy włożyłem do magnetowidu kasetę z "Gwiezdnymi wojnami" i nacisnąłem po prostu PLAY. Niestety szczyt mojej euforii szybko minął gdy zobaczyłem, że obraz skacze, miga a po ekranie chodzą same "mrówki". Od razu z pomocą pośpieszył mi tata, który wytłumaczył mi, że niektóre kasety ze starszymi filmami są często zniszczone i trzeba czasem regulować głowice aby usunąć wszystkie szumy i zniszczenia aby móc oglądać film w spokoju. Po kilku minutach razem dostroiliśmy głowicę i po raz pierwszy w życiu usłyszałem charakterystyczne fanfary i zobaczyłem olbrzymi napis "Star Wars", który majestatycznie przesuwał się po ekranie telewizora a tuż za nim pojawiły się żółte napisy. Film był z lektorem, więc rodzice nie musieli mi czytać napisów i mogli tylko wyczekiwać aż zacznę ich zasypywać świeżą porcja kolejnych pytań. Ale tak się nie stało, przynajmniej podczas oglądania siedziałem cicho z oczami wlepionymi w telewizor. Po skończonym seansie nic już nie było takie jak przedtem. Rodzicie chyba nieświadomie zasiali we mnie małe ziarenko fanowstwa, które tej nocy zaczęło kiełkować. Nic więc dziwnego, że nie mogłem się doczekać gdy obejrzę kolejną część, znów biedne dziecko musiało uzbroić się w cierpliwość, gdyż powtórzyła się podobna sytuacja jak wcześniej. Nikt nie oddawał kasety z drugim filmem przez długi czas. Musieliśmy działać, przecież musiałem zobaczyć za wszelką cenę KOLEJNY film.
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,60 Liczba: 10 |
|
Matek2012-05-17 15:40:56
Człowiek robi dziwne rzeczy gdy musi pisać licencjata ... np czyta wypociny Marcina XD Podobało mi się, może kiedyś opiszę swoje początki z SW ;]
Mistrz Seller2011-06-08 18:00:06
Zapominałem napisać o samym felietonie. Bardzo fajny. Szczerze mówiąc to sam planowałem coś takiego napisać (ale jakoś nie miałem czasu -Studia).
Jedi19952011-06-08 15:40:54
Ciekawa notka, naprawdę. U mnie była w przedszkolu i zerówce moda na zbieranie kapsli z Pokemonów :D, może dlatego, że jestem młodszy rocznik.
No ale trzeba przyznać, że pewnie wielu twoich kolegów z dzieciństwa, którzy też to zbierali, teraz pewnie sądzą, że to strasznie dziecinne, że Gwiezdne Wojny są dziecinne, a oni są już dorośli :]
kuba_starwarsy2011-06-08 15:21:32
Ja miałem trochę gorzej, bo na każdą kolejną część musiałem czekać kilka lat :) Przyznam, że i mnie Imperium Kontratakuje nie przypadło do gustu gdy byłem malcem - dopiero jako starzec uznałem, że jest najlepszą częścią sagi. Wtedy myślałem, że nie ma to jak ROTJ i wesołe ewoki ;-D
Ephant Mon2011-06-08 14:28:56
ja miałem pierwsze vhs-y nagrane, nowa nadzieje pl i powrót jedi z sat1 po niemiecku, jakoś w okolicy wczesnej podstawówki, jeszcze przed special edition... to były czasy
X-Yuri2011-06-08 13:51:12
Bardzo fajny tekst, zdecydowanie najbardziej skłaniający do refleksji ze wszystkich dotychczas opublikowanych w "Czas na publicystyke" : D
Lubie czytac takie rzeczy.
Wspomnienia, wspaniała sprawa.
Stele2011-06-08 10:35:52
Mam właśnie przed sobą ten katalog z '99. To od niego zaczęła się moja znajomość z SW. :D Edycja specjalna jakoś mnie minęła, pewnie głownie przez niechęć rodziny do czegokolwiek SF-podobnego. Te cudowne chwile, gdy nie widząc filmów na oczy, próbowałem je sobie wyobrazić mając tylko zdjęcie kilkuset klocków i napis "W swym uskrzydlonym ścigaczu "Red Five X-wing" Luke Skywalker i R2-D2 prowadzą atak na Imperium". ;) Mimo, że była to przedprequelowa reklama, to jakby nie patrzeć, zestawy pochodziły z ST. :D
Mistrz Seller2011-06-08 09:04:24
Co do katalogu lego- to musiałeś mieć jakiś angielskojęzyczny, bo w 1999 był w Polsce katalog przetłumaczony (ów napis jednak był po angielsku). Co ciekawe w 1999 roku były dwie wersje katalogu Lego (pierwsza miała ten napis, druga miała kilka stron zastąpiąne zestawami z TPM i zestawami Slizer. Pamiętam zdziwienie, gdy to odkryłem.