Dzień trzeci
Sobota, to najważniejszy dzień konwentu. Z dwóch powodów, po pierwsze główne wydarzenie, a po drugie wtedy było najwięcej odwiedzających i dało się poczuć tłumy.The MAIN EVENT: George Lucas/Jon Stewart
Wstaliśmy koło 5 rano, by przed 6 być przy centrum konwentowym. Od 6 miano rozdawać wejściówki na George'a Lucasa, jednak jak się okazało przyszliśmy za późno. Stanęliśmy w ogromnej kolejce i czekaliśmy aż wpuszczono nas do środka. Niestety dano nam już wejsciówki na Digital Stage, gdzie miała się odbyć retransmija. I tu chyba pojawił się największy minus organizacyjny, nawet nie polegający na tym, że nie udało nam się dostać do środka. Koło godziny 7 rano mieliśmy już bardzo dobre miejsca w sali z retransmisją a do 11:00 nie za bardzo było co robić. Zwłaszcza, że o 10:45 mieli salę zamknąć, a dopiero po 10:00 otwierano właściwie wszystkie sale, gdzie były wystawy, nie mówiąc już o Exhibit Hallu. Niejako na osłodę w trakcie siedzenia w sali pokazywano skany z nowego albumu J.W. Rinzlera o tworzeniu Imperium kontratakuje (swoją drogą to zabrakło panelu o tej książce), a także pokazano pozdrowienia i krótki dokument.
W końcu rozpoczęła się wyczekiwana transmisja. Można mówić dużo o prowadzących, ale Jon Stewart zakasował wszystkich. To facet, który prowadzenie takich wydarzeń ma we krwi, gdy tylko pojawił się na scenie ujął publiczność podziękowaniami dla organizatorów. Ironicznie pogratulował wyboru miejsca i czasu, co spotkało się z dużym aplauzem, a potem niby mimochodem wspomniał o Dagobah, pokazując fanom, że przygotował się do tego spotkania. Obiecał też zadawać tylko pytania, które nadesłali mu fani. Czy to była prawda, śmiemy wątpić. W końcu na scenie pojawił się George Lucas, co wywołało jeszcze większy aplauz publiczości. Następnie już zaczęła się seria pytań i odpowiedzi, w których George tłumaczył się czemu Luke'owi Skywalkerowi nie zmieniono nazwiska. Wpierw mówił, że Skywalker jest bardzo popularne w galaktyce, a potem wspomniał o Tatooine, planecie na którą Vader nie zamierzał wracać. Lucas wspomniał też o twórcach fanowskich R2-D2, powiedział, że jak zobaczył to rano to stwierdził, że to jest tragedia. On przez 9 lat starał się zbudować coś podobnego, a fanom udało się to tak szybko. Wypowiedź tę poprzedził wjazd R2-D2 na scenę, który przywiózł prezent dla prowadzącego. Figurkę Hasbro Jona Stewarta. Następnie wspominał o imionach i ich powstawaniu, część jak pochodzenie Vadera czy Ewoków są w miare znane, natomiast Dexter dostał imię po adoptowanym synu George'a Jetcie. Lucas żartował sobie także, że proces pisania wyglądał mniej więcej tak, że wstawał rano, pisał scenariusz od 5:45 do 6:00 a resztę dnia wymyślał imiona.
Nie zabrakło nawiazań do fanowskiej organizacji jaką jest 501 Legion, George bardzo pochwalił ich działalność zwłaszcza tę polegającą na odwiedzaniu dzieci w szpitalach, sprawiając im radość. Powiedział także, że żałuje trochę biednego Jar Jara, w pierwszym filmie nienawidzono C-3PO, potem swą furię scedowano na Ewoki, a Binks nie miał już komu jej przekazać.
Lucas wspomniał też o nowym serialu komediowym. Żartował sobie z Setha Greena, który myśli, że robi serial dla 21-latków, podczas gdy podstawową widownią mają być 5-latki.
W końcu padło pytanie o planetę z której pochdził Obi-Wan Kenobi. George zaczął myśleć, mówić, ze była w pierwszej wersji scenariusza, ale potem o niej zapomniano, w końcu oznajmił: "Stewjon". Oczywiście to żart na cześć prowadzącego, choć kilka godzin później Lucasfilm już potwierdził obecność takiej planety w uniwersum sagi i będzie o niej w przyszłych edycjach atlasu.
Następnie zrezygnowano już z pytań, a w ich miejsce zaczęto zapowiadać pewne rzeczy. Na pierwszy ogień poszły Wojny Klonów. George przyznał, że zaczęli pisać już piąty sezon, a potem pokazano kilka urywków, z tego co nas czeka w trzecim. Po pierwsze brat Dartha Maula, jak go określił George. Po drugie pojawi się baron Papanoida wraz z rodziną, w dodatku będzie brał udział w akcji i strzelał z dwóch blasterów. Cała rodzina jest wzorowana na prawdziwej rodzinie George'a, a Jett żartował sobie, że tata ma najlepszą scenę akcji. Zresztą przyznano, że Katie Lucas zajęła się pisaniem scenariuszy do serialu.
Następnie zapanowało pewne rozprężenie. Na scenie pojawił się Mark Hamill, a potem zaś zapowiedziano pojawienie się Gwiezdnych Wojen na Blu Ray w przyszłym roku. George żałował, że nie mogą zrobić tego w tym roku, ale jeszcze mają trochę pracy. Chcą przede wszystkim dołączyć nieznane dotychczas materiały, takie jak choćby pokazana potem scena z Powrotu Jedi, w której Luke konstuuje swój miecz świetlny.
Na koniec pojawiła się jeszcze Carrie Fisher, i tak oto główni twórcy byli prawie w komplecie.
Fate of the Jedi: Authors & Series
Chyba najważniejszy panel książkowy, w tym roku zabrakło specjalnego spotkania z wydawcą, więc to było najlepsze miejsce na usłyszenie, co nam zaproponuje Del Rey. Poza przedstawicielem wydawnictwa - Shelly Shapiro obecni byli także autorzy - Troy Denning, Aaron Allston oraz Christie Golden. Całość zaś prowadził Pablo Hidalgo, który już przy prezentacji ujawnił tytuł 9 i finalnego tomu serii Fate of the Jedi - "Apocalpyse". Sama prezentacja serii mówiąc oględnie była bardzo skromna, postawiono raczej na dość długą sesję pytań i odpowiedzi. Autorzy stwierdzili, że w przypadku Fate mocno trzymali się pierwotnego planu, co nie zawsze się zdarza w takich seriach. Jednym z ważnych elementów jest Callista, która pojawia się w tym cyklu. Twórcy przyznali, że to prawdziwa Callista, acz mocno odmieniona. Dodano również, że na razie nie ma planów na kolejną serię. Shelly Shapiro stwierdziła, że są oni już zmęczeni czymś takim i czas odpocząć, może za jakiś czas wrócą z nowym pomysłem. Mając Pabla na sali nie mogło zabraknąć pytań o pytań o "The Essential Reader Companion", który ma zostać wydany w 2012. Autor przyznał, że będą się koncentrować na książkach, ale raczej nie będą ich streszczać. Za to zobaczymy tam ilustracje postaci, których wcześniej nie sportretowano - np. Cal Omas. Nawiązania do komiksów jeśli się znajdą, będą tylko dodatkiem.
Troy Denning wspominał także o tym jak wynajęto go do pisania "Gwiazdy po Gwieździe". Nie przeczytał streszczenia, nie znał zarysów fabuły, podpisał kontrakt i czekał, aż mu zdradzą, co ma pisać. Dostał streszczenie całej serii (już dla autorów), zaczął czytać i w pewnym momencie zadzwonił do swojego przyjaciela R.A. Salvatore'a, by podzielić się swymi uwagami na bieżąco na temat "Wektora pierwszego". RAS kazał mu się uspokoić i od razu przeskoczyć do 9 części NEJ, co Denning zrobił. Dopiero się zdziwił.
Obiecano, że trzy ostatnie książki z cyklu Fate of the Jedi będą wyjątkowe. Zdarzył się też incydent z fanką, która powiedziała, co o tej serii myśli, że czuje się zawiedziona. Choć najbardziej ją bolało skasowanie książki o Jainie, Jagu i Zekku.
Denning wspomniał też o Mandalorianach. Oni w tej serii są, ale się okopują, dlatego ich nie widzimy. W przypadku Jacena i finału "Dziedzictwa" przyznał, że nie ma kanonicznej interpetacji. Wszystko zależy od woli czytelnika.
Aaron Allston zapytany o Wedge'a Antillesa wspomniał, że to postać, która przeszła na emeryturę i pracuje nad swoimi wspomnieniami. Choć za jakiś czas wróci, ale raczej nie w tej serii, dodał tajemniczo autor.
Shelly przeprosiła za zamieszanie z wydaniem całej serii w twardych okładkach. Stwierdziła, że wydawło im się, że to dobry pomysł, ale życie (sprzedaż?) zweryfikowało ich założenie.
30 Years of Lucasfilm Licensing with Howard Roffman
Następny panel nie dotyczył do końca EU, a samych licencji. Przybył tu szef i założyciel LucasLicensing, Howard Roffman. Rozpoczął opowieść od małej historyjki, weryfikującej pewien mit. Otóż faktycznie jest tak, że George Lucas przy zmianie kontraktu na Gwiezdne Wojny podpisał klauzulę, która gwarantowała mu zyski z wszystkich produktów licencjonowanych. Potem właśnie zatrudnił Roffmana, który był prawnikiem w znanej korporacji, ale czuł się tam niespełniony. Wracając do Lucasa, jemu zależało by mieć całkowitą kontrolę nad filmami i produkowanymi zabawkami, by... ograniczyć rynek. Nie chciał, aby z jego filmami kojarzono masę beznadziejnych figurek. Oczywiście nie zdawał sobie sprawy, z tego, że zrobił interes życia. Raczej cieszył się, że zachowa prawa do kontynuacji filmowych i będzie mógł je zrobić w sposób, jaki chce. Kiedy w 1986 Lucas w Time Magazine ogłosił, że nie będzie robił kolejnych części, Roffman myślał, że to już koniec sagi. George wtedy mu powiedział, żeby się nie martwił, że fani teraz zapomną o filmach, ale za jakiś czas pokażą je swoim dzieciom i nadejdzie następne pokolenie. Nie mylił się.
Sam pomysł wskrzeszenia sagi w książkach nie przypadł Lucasowi do gustu, ale Roffman go przekonał do tego, tym samym mieni się ojcem całego EU. Gdyby nie Howard, nie byłoby Dziedzica Imperium, który przez 19 tygodni zajmował pierwsze miejsca na liście bestsellerów. George nawet wtedy pozostał sceptyczny, twierdził, że to dlatego, iż ludzie myślą, że to będzie kolejny film. Z czasem zaczął akceptować pojawianie się kolejnych książek i komiksów. Pokazano też pewne zdjęcie, które przedstawia świętą trójcę Gwiezdnych Wojen, jak to się mawia w Lucasfilm. Z jednej strony jest George Lucas, który niczym bóg ojciec stworzył wszystko. Z drugiej Howard Roffman, ten który stworzył EU i odpowiada za licencje. W środku zaś jest C-3PO, który jest odpowiednikiem ducha świętego i reprezentuje fanów. Bez nich nie byłoby sagi.
W ramach pytań i odpowiedzi, Roffman dostał między innymi figurkę Hasbro przedstawiającą jego samego. Podziękował tej firmie za lata współpracy. Przyznał, że czasem Lucasfilm sam szuka licencjonobiorców, tak było choćby z LEGO. Mieli wtedy dużo szczęścia, że firma akurat chciała się otworzyć na inne marki. Wspomniał też o problemach z serialem aktorskim. Scenariusze są już na ukończeniu, cel znany, tylko jest problem z budżetem. George chce przebić znane produkcje telewizyjne, ale przy tym nie zbankrutować. Muszą więc poczekać parę lat, aż technologia pójdzie na tyle do przodu, by mogli to zrealizować zgodnie z wizją twórcy. Wspomniał też o Blu Ray, tu jeszcze w odpowiednim czasie pojawią się dodatkowe zapowiedzi.
Dark Horse Comics & Del Rey: Knight Errant
Panel o nowej serii Johna Jacksona Millera to niestety chyba dobry przykład jak bardzo zainteresowani są ludzie EU. W sumie na sali nie było 40 osób. Choć nawet piszący te słowa trafił tam raczej przez przypadek niż z wyboru (to był 2 wybór, na pierwszy, panel kolekcjonerski się nie dostałem). Na prezentacji obecni byli John Jackson Miller (autor książki i scenarzysta komiksu), Shelly Shapiro (redaktor, Del Rey), Dave Marshall (redaktor Dark Horse) oraz Jeremy Atkins (człowiek od PR w Dark Horse).
Całość dość mocno powiązano z numerem zerowym komiksu, postawiono na prezentację serii, ale bez zdradzania zbytnio fabuły. Zresztą postaci przedstawiano w pewnym nawiązaniu do KOTORa. Kerra Holt ma być zaprzeczeniem Zayna Carricka. To konkretna kobieta, która wie czego chce i dostaje to. Nie kombinuje, raczej nazywa rzeczy po imieniu i potrafi dokopać. Lubi walkę, ale czystą, bez podstępów. Jest uczennicą i asystentką mistrza Jedi Vannara Treece'a - to ktoś w stylu Revana, ale bez przechodzenia na Ciemną Stronę.
Przedstawiono też dwóch głównych Sithów, braci Lorda Odiona, który wybija wszystko, co spotka na swej drodze oraz Daimana, który uważa się za stwórcę świata. Oczywiście bracia nie muszą działać razem. Swoją drogą powiązania rodzinne Kerry też mogą wyjść w pewnym momencie na światło dzienne. Oficjalnie wiemy tylko, że jej rodzina zaginęła.
Sam pomysł na serię to dzieło Randy'ego Stradleya, który określił czas i chciał mieć za bohaterkę kobietę. W tym czasie Del Rey chciało też powiązać coś z komiksami, a że John Jackson Miller pisał dla nich serię opowiadań - "The Lost Tribe of the Sith", stał się naturalnym wyborem. Książka nie będzie mocno powiązana z komiksem, raczej będzie zawierać smaczki, będzie osobną przygodą, choć powinna się wkomponować w całość. Ale to nie wszystko, przed premierą dostaniemy jeszcze opowiadanie na oficjalnej oraz w sieci będzie pojawiać się altas gazetowy, który ukaże nam miejsca, gdzie toczy się wojna. Mapki i tego typu rzeczy.
John Jackson Miller mówił, że świat który zobaczymy, sprzed czasów Bane'a to inne oblicze galaktyki, bardziej zagubionej. Nie działają łącza międzyplanetarne, więc Kerra nie wie co się dzieje w Republice. Republika zresztą się wycofuje, a Sithowie walczą sami z sobą. Wspomniał też o pomyśle na okręty, które widać na okładce numeru zerowego. Odpowiada za nie syn autora, który rozmontował figurkę TIE Fightera i bawił się częścią jego skrzydła.
Star Wars: The Clone Wars: Behind the Microphone
W sali Jaya odbyło się niesamowite spotkanie z aktorami serialu Wojny Klonów. Merytorycznie nie należało ono do zbyt ciekawych. Zaledwie kilka informacji o tym, że jeden odcinek robią koło 4-5 godzin, no i że praca nad filmem/serialem jest dużo ciekawsza niż nad grą. W grze ma się dużo tekstu i czyta się go samemu, tu jest interaakcja. Zresztą cała ekipa sprawiała wrażenie mocno zgranej i lubiącej żartować. Jednak to, co najważniejsze to zabawy głosem, w końcu oni nim zarabiają. I tu ostawiono niesamowity pokaz, włącznie z dubbingowaniem znanych aktorów (np. Morgan Freeman), czy odpowiadaniem na pytania publiczności głosami postaci filmowych. Zresztą fajnie jest zobaczyć jak jedna osoba prowadzi ze sobą dialog głosami kilku postaci.
Na panelu obecni byli Tom Kane (narrator), Dee Bradley Baker (klony), Ashley Eckstein (Ahsoka), Matt Lanter (Anakin), Jaime King (Aurra Sing), Cat Taber (Padme), i James Arnold Taylor (Obi-Wan Kenobi). To też panel, który dość trudno opisać, nie dlatego, że niewiele się na nim działo, ale raczej, było to show pełne żatów z mnóstwem śmiechu. Wojny Klonów zeszły na bok, może nawet za bardzo, ale zabawa była przednia.
An Hour with Anthony Daniels
Tak jak wspomniałem wcześniej, panel z Anthony Danielsem pod względem kontaktu z publicznością był prawdopodobnie najbardziej imponujący. I nie chodzi tu tylko o kontakt werbalny. Aktor schodził ze sceny, wmieszał się w publiczność i witał się z fanami. Właściwie można stwierdzić, że raptem połowę czasu spędził na scenie jako takiej. Widać było, że cieszy się tym co robi, ba, to mało powiedziane, sprawiało mu to ogromną przyjemność. Choć ciężko uznać to za występ merytoryczny (do tej części można zaliczyć anegdoty związane z Star Wars In Concert), a raczej za show to trzeba przyznać, że Anthony niesamowicie potrafił porwać publiczność i forma panelu wychodzi tu zdecydowanie na plus. Warto też wspomnieć o ciekawej sytuacji jaka miała miejsce na samym początku spotkania z Danielsem. Otóż widząc, że wszyscy sięgają po aparaty zwrócił się do jednej kobiety, która także dzierżyła w ręku urządzenie rejestrujące. Posługując się udawanym sarkazmem powiedział, że gdy kobieta wróci domu opowie swojej rodzinie i znajomym jak to oglądała wspaniały event przez malutki ekran aparatu zamiast cieszyć się chwilą i w pełni skoncentrować na doświadczeniu. Ustawił się do pozowania, a następnie poprosił wszystkich o schowanie aparatów i skupieniu na panelu. Trzeba przyznać, że to inteligentny sposób na zmotywowanie ludzi by nie robili zdjęć w trakcie spotkania i skądinąd było w tym sporo racji.
Pokaz filmów
Na koniec dnia trafiliśmy jeszcze na ważny punkt programu, projekcję Imperium kontratakuję. W końcu to jego 30 lecie, nie można sobie czegoś takiego odpuścić, zwłaszcza w towarzystwie fanów. Potem pokazano ostatnią część sagi, Powrót Jedi.