6.
Obóz znaleźli zgodnie z mapami Cliftona dwie mile dalej. Był doskonale zamaskowany, a oni tak wyczerpani długim biegiem, że nieomal przeoczyli pierwszy mieszkalny kontener zaczajony pod pniem rozłożystego drzewa. Clifton, nie bawiąc się w rozpoznawanie terenu, pchnął nogą blokadę włazu i gestem nakazał swoim żołnierzom pakować się do środka. Cała okolica roiła się od rebelianckich patroli, zaalarmowanych przez niedobitki ocalałych ze starcia nad rzeką, i kilkakrotnie już szturmowcy byli o krok od wykrycia. Dobrze zamaskowany kontener dawał możliwość wytchnienia i rozważenia sytuacji.
Wnętrze przypominało raczej obszerną, wysoką jaskinię niż sztucznie stworzone pomieszczenie. Ściany zajmowało mnóstwo półek i szafek, w większości pustych , oświetlonych przez wbudowane w strop świetliki, przepuszczające światło dzienne. Podłoga była wyłożona miękką wykładziną, więc większość żołnierzy zaraz po wejściu opadła na nią ciężko dysząc. Clifton wyszedł na środek pomieszczenia i omiótł ich wzrokiem, zapewne liczył ich, bo wcześniej nie bardzo miał na to czas.
Trzynastu, podpowiedział mu w myśli Galvin rozsiadając się wygodniej i usiłując jednocześnie zidentyfikować uczucia, które przemknęły przez twarz kapitana. Uratowali się niemal wyłącznie ci, którzy wzięli udział w walce - i to tylko dlatego, że nie mogli zdezerterować pod okiem Stacy`ego i Cliftona. Ponad połowa kolumny, pozostawiona w lesie bez choćby podoficera słysząc kanonadę straciła nad sobą panowanie i rozpierzchła się we wszystkie strony. Teraz rebelianci bez trudu wyłapywali błądzących bez map i celu przeciwników. Galvin mógłby się założyć, że ich los nie martwił Cliftona nawet w połowie tak, jak los niesionych przez nich zasobników z żywnością. To była prawdziwa klęska.
- Nie będę ukrywał - zaczął Clifton neutralnym tonem - dramatyzmu naszej sytuacji. Udało nam się uratować tylko część zapasów, a przeciwnik w tej chwili intensywnie przeszukuje okolicę. Straciliśmy wielu kolegów - umilkł na chwilę, jakby rzeczywiście mówił o swoich kolegach - Zdołaliśmy jednak dotrzeć do obozu, który może zapewnić nam doskonałe ukrycie, a być może także sposób ratunku. Wiem, że jesteście zmęczeni, ale należy rozejrzeć się tutaj zanim odpoczniemy.
Wśród żołnierzy odezwał się pomruk niezadowolenia.
- Zbadajcie teren dwójkami - dodał Clifton nieznoszącym sprzeciwu tonem - i wróćcie tu jak najszybciej z raportem. Uważajcie na patrole.
Obóz zajmował obszar mniejszy niż pół mili kwadratowej, jego spenetrowanie zajęło jednak szturmowcom prawie dwie godziny. Poszczególne sekcje obozu, kontenery, piwnice i namioty były zamaskowane z drobiazgową dokładnością. W niektórych miejscach pnie prawdziwych drzew wyglądały mniej naturalnie niż zakamuflowane fragmenty sztucznych schronów. Po zbadaniu większości z nich szturmowcy zebrali się zgodnie z poleceniem Cliftona w największym odkrytym kontenerze i przekazali to, czego dowiedzieli się o zawartości obozu. Okazało się, że w jego skład wchodzi co najmniej osiem mieszkalnych kontenerów i tuzin namiotów. W jednym z kontenerów znajdowało się zejście na niższy poziom, ale z powodu braku światła nie wiadomo było co się tam znajduje. Odkryli też płytkie ziemianki wydrążone w korzeniach czterech drzew, które zawierały zabezpieczony sprzęt elektroniczny - głównie sensory, lokalizatory i komunikatory krótkiego zasięgu jeśli wierzyć napisom na pojemnikach. Clifton wysłał trzech ludzi po próbki tego sprzętu, wyznaczył dwóch wartowników i pozwolił zjeść reszcie posiłek.
Galvin właśnie kończył swoją rację popijając wodą z manierki, kiedy Clifton podszedł do niego.
- Pan pozwoli ze mną, Galvin - powiedział skręcając ku wyjściu. Keith podnosząc się zauważył w jego dłoni potężną latarkę. Opuścili pomieszczenie w czwórkę : kapitan, Keith, jeden z żołnierzy i ten sam ciemnowłosy podoficer, niejaki Fuertian. Ostrożnie, uważając na rebelianckie patrole przeszli kilkadziesiąt metrów, do zlokalizowanego na skraju niedużej polanki kontenera.
- To ten - powiedział Clifton porównując otoczenie z trzymaną w dłoni mapą - Wchodzimy.
Wnętrze niczym nie różniło się od wnętrz większości budynków obozu, puste półki i szafki, świetliki w suficie, pomalowane pastelowymi kolorami ściany. Cliftona i Fuertiana zainteresowała jednak duża pokrywa włazu znajdująca się w rogu. Podnieśli ją by odkryć niknące poniżej w mroku stopnie drabinki.
- To powinno prowadzić do hangaru - zdecydował Clifton i wyciągnął rękę z latarką do towarzyszącego im żołnierza - Zejdź na dół. Oświetlisz nam drogę.
- O jakim hangarze pan mówi? - zapytał Galvin, podczas kiedy szturmowiec znikał we włazie - Naprawdę ma pan nadzieję znaleźć statek ewakuacyjny?
- Takie obozy zwykle posiadały na wszelki wypadek własne statki transportowe - odparł Clifton mentorskim tonem - Ta placówka miała być nadal wykorzystywana, dlatego też nie zlikwidowano jej, a jedynie czasowo porzucono. Statek powinien ...
Szum silników przelatujących gravskuterów przerwał mu w pół słowa. Wszyscy zamarli z twarzami odbijającymi niepewność, a w powietrzu zawisło niewypowiedziane pytanie : Zostaniemy odkryci czy nie? Sekundy wlokły się niemiłosiernie, wydawało się, że na jedną przypada kilkanaście uderzeń serca. Wreszcie jednak szum oddalił się, a napięcie opadło. Odetchnęli z ulgą.
- Blisko - mruknął Clifton ocierając pot z czoła - Gdyby nie kamuflaż byłoby po nas.
- Sir, jestem na dole - zameldował z dołu szturmowiec - Tu jest dość głęboko, pięć do siedmiu metrów.
- Schodzimy - oznajmił mu kapitan - Tylko nie świeć po oczach.
Studnia opadała aż do wąskiego pomieszczenia o ścianach podtrzymywanych sprężonym betonem, przechodzącego dalej w surowy, ciemny korytarz. Szturmowiec wyprzedził ich o parę metrów, światło jego latarki błąkało się gdzieś w przodzie. Fuertian wyciągnął drugą i ruszył za nim. Po parunastu metrach i pokonaniu krótkich schodów w dół znaleźli się na wąskiej galerii.
- To musi być spore pomieszczenie - zauważył Galvin wsłuchując się w echo nadbiegające z ciemności wokół nich - Sądząc po opóźnieniu echa.
Clifton nie odpowiedział poszukując w świetle odebranej szturmowcowi latarki czegoś na ścianie.
- Tu gdzieś powinien być włącznik zasilania - mruknął raczej do siebie - O, jest.
Wysoko nad głowami rozbłysły fontanny światła z zamontowanych poczwórnie lamp argonowych wyłuskując z ciemności wielki obiekt znajdujący się przed ,i częściowo poniżej ich galerii. Galvin rozpoznał go natychmiast, podobnie jak pozostali. Był to wahadłowiec ogólnego przeznaczenia typu Lambda. Takich maszyn używano często do transportu drobnych przesyłek lub małych grup żołnierzy. Przeciętny wahadłowiec tego typu mógł zabrać do pięćdziesięciu ludzi lub dziesięć ton ładunku.
- Czy jest zdatny do lotu ? - zapytał Galvin.
- Wkrótce się dowiemy - odparł Fuertian ogarniając spojrzeniem statek i resztę sali - Zewnętrznie nie wygląda na uszkodzony. Gdyby były jakieś kłopoty to tam jest sekcja narzędziowa - wskazał odległy kąt - Damy radę uruchomić go w ciągu jednego dnia. Chyba, że jest poważnie uszkodzony, ale nie sądzę, aby tak było - spojrzał na Cliftona - Potrzebuję pomocy przy przeglądzie. Jeden z tych co przeżyli, Vanth, zna się trochę na elektronice. Niech się tu zgłosi jak najszybciej.
- A kto to będzie pilotował ? - mruknął Galvin.
- Ja oczywiście - odparł Fuertian schodząc z galerii na dno sali.
- Wracamy, Galvin - powiedział Clifton wykonując gest w stronę korytarza, którym się tutaj dostali - Trzeba zawiadomić resztę.
Kiedy dotarli z powrotem do reszty szturmowców większość z nich spała, a w jednym z kątów piętrzyły się przyniesione pojemniki ze sprzętem. Clifton obudził ich wszystkich gromkim okrzykiem i obwieścił swoją dobrą nowinę, powitaną natychmiastowym polepszeniem nastroju. Nikt nie odważył się krzyknąć ani zaklaskać wobec surowego napomknienia Stacy`ego, ale nastrój klęski prysł i zapał na nowo rozgorzał w miejscu zajmowanym dotąd przez apatię. Korzystając z tego Clifton z Vanthem i jeszcze jednym znającym się na sprzęcie szturmowcem, niejakim Paadtem, zaczął przeglądać zawartość przyniesionych pojemników. Do wieczora panował spokój.
Następnego dnia rano, wobec niezmienionej intensywności patrolowania okolic obozu przez rebeliantów Clifton rozkazał rozmieścić sensory wokół obozu, tak aby ostrzegały o zbliżających się przeciwnikach. Paadt tymczasem zmontował z konsoli komputera i paru znalezionych modułów rodzaj polowego analizatora, wyświetlającego dane odebrane z przekaźników sensorów. Po kilku godzinach ryzykownego penetrowania okolicy czujniki zostały rozmieszczone, pozostało tylko wprowadzić je do systemu. Galvin obserwował Paadta pracującego nad konsolą, ale jego umysł pochłonęło coś innego. Odnalezienie wahadłowca w zasadzie było pomyślną okolicznością, było jednak jedno ale. Martine. Stawała się w ten sposób zbędna. Clifton nie wyglądał na kogoś kto tolerowałby rzeczy zbędne. Byłby raczej skłonny je usunąć. Dziś podpisaliśmy na ciebie wyrok śmierci, pomyślał Keith przenosząc wzrok na Martine, Nawet nie jesteś tego świadoma.
Nagły pisk dobiegający z konsoli oderwał go od tych myśli i przyciągnął jego uwagę. Akurat, gdy Paadt ze zdumieniem wpatrzył się w klawiaturę. Zmarszczył na moment brwi wystukując kilka rozkazów, po czym znów zdumiał go pisk sygnalizujący najwyraźniej jakiś błąd.
- Aaa ... Sir - zwrócił się do Cliftona - Mam pewne kłopoty.
Kapitan podszedł do niego, zaraz dołączył też Stacy.
- O co chodzi?
- System jest dobrze zamontowany, nie ma wątpliwości - wyjaśnił nerwowo Paadt - Ale są jakieś wewnętrzne zakłócenia. Jakiś sygnał wewnątrz kręgu sensorów, gdzieś blisko. Modulowany, impulsowy. Mała częstotliwość.
- Czy któryś z was ma aktywny komunikator? - zapytał Stacy szturmowców. Pokręcili głowami. Pozbyli się ich przed atakiem, aby nie dać się namierzyć detektorom rebeliantów.
- Może to Fuertian bawi się łącznością?
- To nie jest przekaz. Raczej powtarzający się w dwusekundowych odstępach sygnał. Zupełnie jak boja nawigacyjna albo radiolatarnia.
Nim dokończył tego zdania wzrok Cliftona spoczął na Martine, a jego twarz wykrzywił leki grymas. Galvin w ułamku sekundy połączył fakty. To musiała być ona. O, kurwa, przemknęło mu przez głowę, O, kurwa. Zerwał się z miejsca, ale Clifton był szybszy. Dopadł dziewczyny w trzech skokach i poderwał do góry szarpnięciem za ramię.
- O co chodzi? - wykrztusiła zaskoczona nagłą napaścią.
Clifton nic nie mówiąc obrócił ją następnym szarpnięciem twarzą do ściany, oparł o nią i zaczął fachowo przeszukiwać, błądząc dłońmi po jej ciele.
- Za kogo się pan uważa? - wrzasnęła kiedy dotarł do jej piersi. Część szturmowców podniosła głowy. Ktoś zaczął gwizdać z aplauzem, ale ten gwizd szybko zamarł mu w gardle, gdy Clifton odwrócił się do nich twarzą rzucając na podłogę niewielki, błyskający kontrolkami walec.
- To jest źródło tych zakłóceń, Paadt - oznajmił dobitnie. W pomieszczeniu zapadła cisza. Galvin zatrzymał się przed Cliftonem czując nieomal jak za plecami wzbiera mu fala nienawiści. Wzrok kapitana spoczął na nim.
- To twoja wina, Galvin. Dlaczego jej nie obszukałeś? - rzucił z tłumioną wściekłością w głosie.
- Nie przyszło mi do głowy, że może mieć lokalizator - odparł Keith najspokojniej jak umiał. Coś złego wisiało w powietrzu.
Paadt podniósł przyrząd.
- Trzeba to jak najszybciej zniszczyć - powiedział sięgając po broń.
- Gdyby odbierali jego sygnał dawno byłoby po nas - mruknął ostro Clifton - Ma pewnie mały zasięg i jest łatwy do zakłócenia. Gdyby korzystała z naszego sprzętu ... - zawiesił głos.
Martine za jego plecami odwróciła się wreszcie i bez strachu zmierzyła ich wzrokiem.
- Biedne osaczone szczury.
Clifton obejrzał się.
- Doprawdy, zastanawiam się czy bardziej podziwiać pani odwagę czy głupotę - rzucił cierpko - Być może to pierwsze bierze się z drugiego.
Pokręciła głową.
- Pan jest równie żałosny - odcięła się - Kapitanie - dodała wyzywająco - Chce pan, aby ci ludzie uwierzyli, że jest pan w stanie przedrzeć się przez blokującą Endor flotę.
- Jeśli próbuje ich pani rozdrażnić to idzie pani świetnie.
- Bestie zawsze łatwo rozdrażnić.
- Ale trudno uspokoić.
Spojrzała na szturmowców z grymasem na twarzy.
- Chyba po raz pierwszy ktoś dał wam powód, aby go zabić - wycedziła - Dlaczego tego po prostu nie wykorzystacie?
Clifton zmierzył ją ciężkim wzrokiem.
- Chce pani być męczennicą, tak? - wydobył z kabury blaster i wycelował w jej czoło - Mogę to pani umożliwić.
Wyprostowała się.
W panującej nadal ciszy szczęk nienaładowanego blastera rozbrzmiał niczym huk startującego statku kosmicznego. Kilku żołnierzy drgnęło, ale nie Martine. Nawet nie mrugnęła.
- Gratuluję opanowania - powiedział Clifton chowając broń i kierując się do konsoli komputerowej - Kehr i Laetch, zaprowadźcie ją w ustronne miejsce i pozbądźcie się jej. Żadnej strzelaniny. Macie noże. Ciało zakopcie.
- Chwileczkę, kapitanie - odezwał się Galvin spokojnym głosem - Czy nie uważa pan tej decyzji za pochopną? Fuertian nie zakończył jeszcze sprawdzania wahadłowca. Jeśli statek nie będzie sprawny ona może być naszą jedyną szansą.
- Statek jest w porządku, Galvin - powiedział Clifton odwracając się do niego - Jest w porządku.
- Kapitanie, czy możemy przedtem trochę z nią ... no, tego ... pofiglować? - zapytał Laetch podnosząc się na nogi.
- Zamknij się - rzucił mu w twarz Keith unosząc ostrzegawczo palec. Potem spojrzał znów na Cliftona - Niech mi pan nie wciska takiego gówna. Zakładając nawet, że jest sprawny to czy Fuertian zdoła wyprowadzić go z hangaru? Tam jest wąsko. Wszystko może się zdarzyć.
- Chcesz powiedzieć, że się nie uda?
- Chcę powiedzieć, że nie należy bez namysłu pozbywać się atutów. Ona może nam się jeszcze przydać.
- O, tak. Może - wtrącił Laetch oblizując wargi.
- Powiedziałem ci, żebyś się zamknął - krzyknął do niego Galvin.
- Zapominasz Galvin, że ja tu dowodzę - złość błysnęła w oczach Cliftona - Może to przez nią dostali nas nad rzeką. To nie może się powtórzyć.
- Może pan mieć rację, sir, ale ...
- Ja mam rację, Galvin.
- ... ale proszę na to spojrzeć z innego punktu widzenia. Jeżeli się stąd wydostaniemy okup za nią pozwoli nam ukryć się gdzieś na rok, czy dłużej.
- Keith, ty podła świnio - wycedziła Martine.
Tylko tak dalej, w myślach mruknął do siebie ignorując tę odzywkę, Mała, jak na razie idzie ci świetnie. Potrafiłabyś wkopać nas oboje do grobu praktycznie w każdych okolicznościach. Kątem oka dostrzegł zdumienie rozkwitające na twarzach kilku szturmowców, Clifton spojrzał na niego z zastanowieniem.
- Jest z toba po imieniu?
- Próbuje pogrążyć tylu złych szturmowców ilu się da - mruknął Galvin rozkładając ręce - Mimo to sądzę...
- Kehr, Laetch. Mam powtórzyć rozkaz? - przerwał mu Clifton odwracając się do Paadta zajmującego miejsce przy konsoli. Dwaj szturmowcy podnieśli się i podeszli do Martine. Galvin starał się zachować spokój, ale coś w nim wciąż fermentowało, jakaś myśl czy wrażenie. Coś dawno temu zapomnianego. Coś odległego i innego. Zupełnie jakby...
Podszedł do swojego śpiwora, podniósł leżący obok karabin i odbezpieczył go.
- Nie ruszać się - powiedział spokojnie pozwalając lufie omieść pomieszczenie - Pierwszy, który dotknie broni zostanie tu na zawsze.
Zaskoczenie odnalezieniem przez Cliftona nadajnika było niczym wobec konsternacji, która teraz zapanowała. Szturmowcy spoglądali to jeden na drugiego, to na Keitha jakby nie dowierzając temu co się działo.
- O co chodzi, Galvin? - odezwał się Clifton wstając. Na twarzy odbijał mu się chłód.
- Laetch i Kehr odsuńcie się od niej - rozkazał Galvin, a po chwili dodał - Próbowałem się z panem dogadać, kapitanie, ale nie zdołałem. Nie pozwolę jej zabić i dlatego zabieram ją ze sobą. Wy możecie sobie lecieć dokąd chcecie.
- Chcesz stąd wyjść? - wykrztusił Stacy z niedowierzaniem - Tam na zewnątrz roi się od rebelianckich patroli. Jeśli was złapią ona wyda naszą kryjówkę!
- Nie złapią nas - stwierdził zimno Galvin, chociaż sam w to nie wierzył - Martine, weź ten zasobnik z jedzeniem i koc.
- Nie zrobisz tego, Galvin - wycedził Clifton ostro - Będziecie ścigani jak psy.
- Zaryzykuję ...
Drzwi otworzyły się i do wnętrza wszedł jeden z wartowników. Znieruchomiał kiedy Galvin skierował na niego broń, ale wówczas ożył Clifton. Błyskawicznie dobył miotacza, wycelował i nacisnął spust. Ale jego broń, wyłączona wcześniej, nie zadziałała. Kiedy zaczął przy niej manipulować zza jego pleców wychylił się Paadt z odbezpieczonym karabinem. Galvin zmiótł ich obu ciągłym strzałem i wymierzył do pozostałych.
- Do drzwi - nakazał Martine, a czując wbity w siebie pełen nienawiści wzrok niedawnych kolegów dodał - Nie chciałem, aby tak się stało. Naprawdę.
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,33 Liczba: 12 |
|
Martis2011-01-26 12:45:18
Bardzo ciekawe odwrócenie ról, rebelianci w miejsce barbarzyńców trakujących wrogów niczym Imperium za czasów świetności i bezsilność małych i niezorganizowanych sił pozostałych po doborowych żołnierzach Imperium.
Wątek "miłosny" też dodaje smaku.
Świetne opowiadanie. 10/10
jedi_marhefka2007-01-07 00:16:45
heh to pierwsze opowiadanie które przeczytałam na bastionie dawno, dawno temu w ogległej galaktyce... :D i mam do niego pewien sentyment... jest bardzo dobre po prostu :) 10/10
Sten2006-11-12 20:11:17
Bardzo fajne opowiadanie, szkoda że tak krótkie. Daje 10/10. Tylko tak dalej. :)
Lady Aragorn2006-04-11 23:03:54
świetne opowiadanko
Adela2006-03-12 16:44:55
Te opowiadanie jest świetne!!!!!!! daje 10/10
Gemini2006-01-22 15:20:51
Świetne opowiadanie. Niebanalna historia i zaskakujące zakończenie. Jedynie trochę fałszywe jest zachowanie Martine w ostatniej akcji. W końcu była porucznikiem , więc jakoś powinna zachowac się rozsądne / uciekanie w bok , a nie na wprost./ No i po drugie mimo ostrzeżenia Keitha wyłażi zza pnia. W takoim wypadku człowiek chowa sie w mysią dziure "bo strzelaja" a nie pokazuje sie. Ale poza tym to opowiadanie zasługuje na DUZĄ pochawałe. A tak a propos. Widzę że juz jakiś czas jest tu umieszczone , ale następnych nie widać ? Gorąco zachęcam autora o rozwijanie swego talentu. A może są inne strony z opowiadaniami ?
Dominik1022006-01-19 21:09:59
Czytałem to z trzy razy i za każdym razem książka ta przypomina mi film "Pluton" opowiadający o wojnie w Wietnamie.....ale tak wogule to zajebiste!!!
Karl2005-01-05 10:07:29
Zajebiste
Najlepsze, jakie tutaj dotąd czytałem. Co prawda jestem świeżym fanem i przeczytałem dopiero 50% tego, co tu jest, ale te jest naprawdę zajebiste.
Edi2004-07-28 23:53:05
Super!!!Śmiało tego fana można nazwać mistrzem.Opowiadanie naprawdę wciaga,ciekawa historia,sceny walk,przekleństwa(ludzkie zachowania) i pokazanie Imperium i Rebelii od innej strony(gdy to czytałem byłem za szturmowcami).Te opowiadanie zasługuje na rozwinięcie jego do powieści.10/10.
Nexus-62004-06-27 11:59:43
Bez watpienia najlepszy polski fanfic jaki kiedykolwiek powstal - 8 lat pracy nie poszlo na marne. Teraz, gdy przeczytalem je po raz drugi dostrzega sporo minusow (odejscie od kanonu w kewstii np. imperialnych mundorow, drewnine dialogi, wpychanie sie narratora z oczywistymi wnioskami, zbyt wiele przyslowkow (kto czytal "Jak pisac" S. Kinga ten wie) i ten patetyczny ton), ale i tak jest to dzielo ze wszechmiar godne uwagi (no i jeszcze nawiazanie do "Procesu" Kafki w zakonczeniu, plus za znajomosc klasykow). Polecam!
Admirał Raiana Sivron2004-05-01 21:06:42
Szczerze mówiąc opowiadanie wywarło na mnie ogromne wrażenie.
Niebo dla honorowycj szturmowców-..Mmm świetne dla mnie 10 i jeszcze więcej. Bezbłędne i dopracowane w każdym calu. Oby tak dalej!
Calsann2003-12-12 21:20:33
hm... ciężko się czyta... ale może być...
Luke Darklighter2003-10-04 21:52:48
Bardzo ciekawe podejście do tematu, moim zdaniem zbyt dużo tych mordobić co akapit :-). I w zasadzie od momentu przesłuchania szkoda mi to było czytać, bo miałem przeczucie że któreś z tych dwojga zabijesz. :-(
Dash Onderon2003-03-01 11:10:54
Dobre i to przez duże "D". Warto było
tyle czasu siedzieć przed kompem.
Wciągające dialogi. Jak dla mnie to bez
namysłu 10.
Anor2003-02-13 14:49:36
No no rzeczywiście super. A tak swoją
drogą zastanawiam się ilu udało się całe
to opowiadanie przeczytać. Muszę
powiedzieć, że czytając je nie widziałem
żadnej różnicy w stosunku do twórczości
autorów piszących SW. Naprawde widać
talent autora. Kawał dobrego opowiadania.
Ciekaw jestem czy przyjdzie nam jeszcze
przeczytać coś napisanego piórem
Grzegorza Wiśniewskiego