Proponuję, żebyśmy się rozdzielili. Spróbuj tam i tam - wskazał na północny kraniec kotliny - Spotkamy się za kwadrans przy tym dużym, czarnym drzewie.
Nie tracąc czasu ruszył naprzód chowając broń do kabury. W tym momencie wydarzenia potoczyły się lawinowo. Najpierw do ich uszu dotarł ostry szum, wyprzedzając nieco dwa gravskutery, które przemknęły przez przeciwległy kraniec kotliny. Chwilę później pojawiły się jeszcze dwa, eskortując duży transporter wojskowy i szerokimi łukami penetrując teren. Varini i Galvin w ułamku sekundy padli na ziemię i wczołgali się za osłonę paproci i powalonych pni. Keith pokazał odległemu od niego o kilka metrów Variniemu, żeby odczołgał się wstecz, do płytkiego, zarośniętego krzakami wykrotu. Z niepokojem zauważył u tamtego oznaki paniki. Operator-pilot był przerażony i wydawał się nie reagować na energiczne gesty Keitha. Galvin sklął go w myślach i zaczął samemu ostrożnie się cofać nie spuszczając wzroku z krążących opodal gravskuterów. Kiedy miał już tylko jakieś dwa, trzy metry do upragnionej kryjówki wydarzyła się katastrofa.
Jeden ze skuterów skręcił ostro w ich kierunku, zdecydowany jeszcze raz przeczesać pobojowisko, i przelatując w pobliżu kryjówki Variniego zwolnił nieco, co dla Galvina było zupełnie przypadkowe. Wiedział, że trudno byłoby ich zidentyfikować wobec mrowia ciał w takich samych mundurach leżących wszędzie wokół. Wystarczyło pozostać w bezruchu.
Ale nie okazało się to dostatecznie jasne dla Variniego. W pewnej chwili nie zdołał utrzymać nerwów na wodzy i zerwał się na nogi otwierając ogień do nadlatującego rebelianta. Tamten dokonał płynnego skrętu swoją maszyną, ale najwyraźniej z powodu zaskoczenia nie zdołał go dokładnie wymierzyć i werżnął się wprost w kadłub zamarłego, zniszczonego AT-ST. Eksplozja i słup ognia natychmiast zwrócił uwagę pozostałych rebeliantów. Kiedy Varini obrócił się ruszając biegiem w kierunku zwartej ściany krzewów i poszycia na północnej stronie kotliny, z prawej wyprysnęły jeszcze trzy gravskutery szukając celów. Mogli strzelić mu w plecy nawet nie trudząc się zbytnim celowaniem, pomyślał Galvin. Nie zastanawiając się dłużej wydobył swój miotacz i wygarnął w kierunku nadlatujących. Zaskoczeni ostrzałem z boku przemknęli tylko nad uciekającym operatorem-pilotem i zniknęli w lesie. Keith nie czekał na ich powrót, rzucił się w stronę najbliższych krzaków na skraju kotliny. Biegnąc klął Variniego, rebeliantów i swoją własną głupotę, która kazała mu strzelać. Nim zdołał dotrzeć do zbawczej osłony dostrzegł jak z niewielkiego przesmyku między drzewami wyłania się tyraliera postaci w mundurach koloru khaki, unosząc do ramion karabiny laserowe.
- Varini, na ziemię! - krzyknął ostrzegawczo i wylądował szczupakiem na ziemi oddając kilka strzałów na ślepo w kierunku przeciwnika. Kiedy obejrzał się spostrzegł daremność swoich wysiłków. Nadal biegnący mimo ostrzeżenia, zapewne totalnie przerażony operator-pilot, nagle załamał się po trafieniu w plecy, przetoczył kilka stóp darni i znieruchomiał.
Bezsensowność tego zabójstwa rozczarowała Keitha. Tak nie postępowali zawodowcy, tak postępował ogłupiały tłum opanowany bez reszty chęcią zemsty. Szturmowcy rzadko czynili rzeczy zbędne, jak na przykład dorzynanie niedobitków po zakończeniu walki. Gdy dysponowali przewagą liczebną i techniczną zwykle poprzestawali na ogłuszaniu wroga falą szokową i odstawianiu go do najbliższej placówki wywiadu. Galvin zdawał sobie sprawę, że przesłuchania tam prowadzone bywały częstokroć gorsze od śmierci, ale fakt pozostawał faktem. Rebelianci jednak woleli, aby jeszcze jedno ciało byłego żołnierza byłego Imperium dołączyło do dziesiątków innych, zaściełających pobojowisko.
W pagórek obok jego głowy ugodziła czerwona smuga wzbijając chmurę pyłu, chwilę potem dwie identyczne trafiły w drzewo tuż za nim. Keith wytknął pistolet zza osłony wysyłając kilka strzałów w kierunku domniemanych stanowisk rebeliantów i zręcznie odczołgał się wstecz lawirując po drodze między kępami ciernistych krzewów. Pod osłoną grubego jak dom pnia powstał i rzucił się w kierunku pobliskiego skraju kotliny lądując przewrotem w całkowicie osłoniętym zagłębieniu. Nie tracąc czasu zanurkował naprzód w ścianę zielonych liści mając nadzieję całkowicie zgubić prześladowców.
Po kilku sekundach zmagania z giętkimi gałązkami przedarł się na niewielką polankę wpadając wprost w ramiona biegnących w przeciwną stronę dwóch rebeliantów. Tamci musieli właśnie zeskoczyć z zaparkowanego obok gravskutera i ściągali z pleców karabiny laserowe odblokowując bezpieczniki.
Galvin zwarł się z pierwszym chwytając jego broń za lufę i wyprowadzając cios kolanem w podbrzusze. Przeciwnik sapnął rozluźniając mimowolnie mięśnie co pozwoliło Keithowi na zaskakujący półobrót zakończony silnym skrętem rąk. Rebeliant przewinął się Galvinowi przez biodro pozostawiając mu karabin w dłoniach i padając niezgrabnie na plecy. Nie gubiąc rytmu Keith zatoczył bronią krótki łuk i ugodził drugiego rebelianta kolbą w mostek, poprawiając ciosem lufy w szyję. Kiedy tamten bezwładnie osuwał się na ziemię Keith odblokował już karabin i , obracając się, unosił go do ramienia z zamiarem przybicia poprzedniego wroga serią do poszycia. Mimo jednak, że cała akcja zajęła mu może z sekundę, był zbyt wolny. Pierwszy z przeciwników zdołał już się odwrócić leżąc i wydobyć paralizator. W chwili, gdy Keith wycelował w niego tamten nacisnął spust.
Galvin poczuł jakby niewidzialna ściana pędząca z dużą prędkością wyrżnęła go w czoło. Gwałtownie wygiął się wstecz i padł na plecy z takim impetem, że z ust wyrwał mu się mimowolny jęk, a przed oczami zatańczyły różnokolorowe kręgi. Przez dłuższą chwilę nie mógł zrozumieć co się z nim dzieje. Kiedy wróciło czucie w ramionach zatoczył nimi szerokie łuki usiłując odnaleźć wypuszczony przy upadku karabin, nie powiodło mu się jednak. Przewrócił się na bok i spróbował podnieść na nogi, przypominając sobie jednocześnie o kaburze przy kolanie. Sięgnął tam na ślepo zaciskając dłoń na pistolecie. W tej samej sekundzie odebrał jakieś podświadome ostrzeżenie od swoich zmysłów. Poderwał się do skoku, ale za późno. Ktoś wymierzył mu z lewej silnego kopniaka w żebra ponownie zwalając na ziemię. Pistolet wyśliznął się ze zdrętwiałej dłoni. Galvin wyciągnął rękę w kierunku, w którym broń mogła upaść, ale grad następnych ciosów przekonał go do rezygnacji z zamiaru jej odzyskania. Spróbował chwycić napastnika za nogę otrzymując w zamian energiczne kopnięcie w szyję, które wygięło go w łuk z bólu. Otworzył załzawione oczy spoglądając w górę, na stojącego nad nim rebelianta i koniec lufy karabinu tuż przy swojej twarzy.
- Nawet nie drgnij, ścierwo - wycedził tamten lodowato - Albo jesteś trupem.
***
2.
Żołnierz był młody, mógł mieć najwyżej dwadzieścia parę lat, ale jego twarz, zwieńczona hełmem w maskujących kolorach wydawała się jakaś postarzała. Postarzała wojną, postarzała doświadczeniem, postarzała widokiem rzeczy, które śmiertelnie przeraziłyby zwykłego człowieka.
Zrobił krok w tył nakazując gestem Galvinowi wstać. Poruszał się zgarbiony jedną ręką masując sobie podbrzusze, podczas kiedy druga sztywno trzymała karabin wymierzony wprost w głowę przeciwnika.
Keith wolno podniósł się na nogi masując sobie szyję. Czuł jak z nosa sączy się krew. Rebeliant zerknął na kolegę, który zdążył już usiąść i usiłował otrząsnąć się z szoku.
- Jens - zawołał do niego - Co z tobą?
Odpowiedź nadeszła po dłuższej chwili.
- W porządku. Masz go?
- Spoko, zawiadom bazę i wezwij z powrotem transporter. Mam dla nich kolejnego pasażera.
Zrobił krok w prawo i podniósł pistolet Galvina, podczas kiedy Jens ruszył od gravskutera zmagać się z radiem. Keith obrócił się bokiem do nich przymykając oczy. Miał dość. W gruncie rzeczy nawet cieszył się, że to wszystko nareszcie się skończy. Otarł wierzchem dłoni krew cieknącą z nosa uświadamiając sobie jednocześnie, że rebeliant z karabinem gapi się na niego. Właściwie nie tyle na niego, co na jego ramię. Na tkwiący tam holograficzny totem z wyraźnie widocznymi symbolami Sępa i Węża.
Tamten przez chwilę wyglądał na zdumionego. Tylko otwierał i zamykał usta usiłując coś powiedzieć. Jego oczy rozszerzyły się koncentrując na totemie.
- 6 Legion. Jesteś z 6 Legionu - wykrztusił w końcu przestając się garbić. Chwycił mocniej karabin i podchodząc zdecydowanym krokiem do Galvina uderzeniem w głowę ściął go z nóg - To za Liqur Tanay skurwielu! Pamiętasz Liqur Tanay!? - wrzasnął uderzając ponownie. I jeszcze raz. I znów.
Przez głowę Galvina przemknęły sceny z krwawej, brutalnej masakry kolonii handlowej na Liqur Tanay, gdzie na rozkaz Imperatora trzy kompanie Oddziałów Szturmowych spacyfikowały duże miasto zabijając niemal wszystkich jego mieszkańców. Zrobiono to w odwecie za przemycenie do rebelianckich systemów kilku transportów broni, czego dopuściło się konsorcjum z tej planety.
Keith nie miał pojęcia ile razy rebeliant uderzył go kolbą, pięć, może dziesięć - stracił rachubę po pierwszych trzech. Skulił się po prostu, chowając głowę pod ochraniacze na rękach.
Co chwilę czuł tąpnięcia bólu, po których całe ciało przebiegały dreszcze. Kiedy ciosy ustały, Galvin przez chwilę nie reagował. Dopiero, gdy do jego uszu doszły odgłosy szamotaniny odważył się opuścić blok. Kilka kroków od niego trwała szarpanina, obaj rebelianci byli pogrążeni w bójce. Najwyraźniej Jens stanął w obronie maltretowanego Galvina. Keith nie tracił czasu na przecenianie tego faktu. Podźwignął się na kolana i trzymając dłoń przy rozciętej skroni wystartował, a właściwie spróbował wystartować, do biegu.
- Puść mnie, Jens - dobiegł go krzyk - Ten drań ucieka!
- Nie ucieknie daleko, ma dość - odpowiedział drugi rebeliant - Ale masz przestać znęcać się nad nim. Chcesz, żebym zgłosił raport? Andy, to byłby twój czwarty taki numer. Pójdziesz pod mur!
Galvin przestał się zataczać, ruszył w kierunku najbliższych drzew. Nie dostrzegł jak za jego plecami Andy silnym ciosem powalił swojego towarzysza na ziemię i dobywając z futerału długi, wąski bagnet rzucił się w pogoń. Dopadł uciekiniera po paru skokach i obaj upadli na murawę. Keith na ślepo zdołał jakoś wychwycić zadane przez rebelianta uderzenie unieruchamiając połyskujące ostrze kilka zaledwie centymetrów od swojej twarzy. Przeciwnik jednak zaczął napierać przeginając jego blok, tak, że po chwili klinga skaleczyła Keitha w gardło.
- Idź do piekła, psie - wycedził rebeliant z nienawiścią, a Galvin z rezygnacją skoncentrował wzrok na ostrzu.
- Gerter! - krzyk nadbiegł od strony skraju kotliny, który nagle zaludnił się grupą żołnierzy w mundurach khaki - Rzuć ten nóż, skurwysynu!
Ryzykując rozcięcie aorty Galvin zerknął w lewo. Na czele grupy rebeliantów pojawił się wysoki, rudobrody mężczyzna ze szlifami sierżanta na ramionach. Marsowym wzrokiem mierzył klęczącego na piersi Keitha żołnierza.
- Rzuć ten nóż i wstań, gnido - dodał sierżant i Galvin zrozumiał, że to on krzyknął poprzednio - Tym razem złapałem cię na gorącym uczynku, nie wywiniesz się od trybunału. Podnieś dupę jak mówi do ciebie starszy stopniem!
Gerter powoli wstał. W jego oczach wrzał tłumiony gniew.
- W porządku, sierżancie Baness - powiedział ktoś miękko zza jego pleców - Już wystarczy. Niech się pan opanuje.
Galvin otarł przedramieniem skroń znacząc ochraniacz smugą jasnej krwi i spojrzał w tamtym kierunku.
Nienagannie skrojony, czysty mundur koloru khaki ze starannie odprasowanymi kantami wydawał się czymś niemal niestosownym w tej głuszy, ale leżał na niej doskonale. Należała zresztą do tej nielicznej grupy kobiet, która potrafiłaby nosić z wdziękiem nawet porwaną szmatę zszytą konopnym sznurkiem. Była niższa od barczystego sierżanta i poruszała się z niezaprzeczalną gracją. Kiedy podeszła bliżej, ona i Keith skrzyżowali spojrzenia. Miała ciemne, krótko ścięte nad czołem, a na karku spięte w duży pukiel włosy, które okalały twarz o wielkich, piwnych oczach, drobnym nosku i wąskich, wyraźnie zarysowanych ustach, wydających samorzutnie składać się do uśmiechu. Jej ramię zdobiła kolorowa, oficerska baretka porucznika, kłócąc się z przypuszczalnym wiekiem jej właścicielki.
Dziewczyna odwróciła wzrok na stojącego obok żołnierza, tego, który wcześniej próbował zabić Keitha.
- Kapralu Gerter - wycedziła - Został pan ostrzeżony na odprawie przed praktykami tego rodzaju. Nie widzę innego wyjścia jak oskarżyć pana o próbę zabójstwa z premedytacją. Po powrocie do bazy zgłosi się pan do dowódcy swojej kompanii. To wszystko. Może pan ...
- Akurat! - krzyknął Gerter ostro i zrobił krok wstecz opuszczając ręce. Galvin dostrzegł jak sierżant ścisnął mocniej kolbę swojego karabinu - Wy potraficie tylko dyskutować i dyskutować, w kółko o tym samym! Gdzie byliście dwa lata temu, kiedy on i jego kumple zabili moją rodzinę na Liqur Tanay? Kto ma dochodzić sprawiedliwości?!
- Jeżeli brał udział w masakrze, zostanie wszczęte śledztwo - dziewczyna zachowała zimną krew - Odpowie za to, bądź pewien.
- Ja to załatwię tu i teraz - wskazał na leżącego Keitha.
- Nie - stwierdziła jakby ze zmęczeniem porucznik.
W tej samej sekundzie na Gertera rzuciło się z tyłu dwóch innych kolegów i obezwładniło.
- Zabierzcie mu broń i skujcie - nakazała dziewczyna, a Galvin nareszcie zidentyfikował jej akcent. Co ktoś taki jak ty robi na wojnie?, mruknął do siebie uśmiechając się kwaśno w myślach.
Spotkało go zaszczyt bycia schwytanym przez prawdziwą galaktyczną arystokratkę. Członkinię jednego z wysokich rodów, następczynię długiej linii przodków, której krew była zapewne równie błękitna co przyprawa z Kessel. W początkowej fazie wojny domowej, kiedy Związek Rebeliantów był słabą i praktycznie pozbawioną szerszego wsparcia organizacją, szlachetnie urodzonych wstępujących w jego szeregi uznawano za pariasów, a oni sami kierowali się raczej żądzą przygody niż pragnieniem walki o wolność. Imperator zdołał ugłaskać wysokie rody nadając im traktatem z Inseh immunitety rodowe i swobody polityczne. Dopiero kiedy wybudowano Gwiazdę Śmierci okazało się co te obietnice są warte, niczym stało się uznanie opinii publicznej wobec militarnej potęgi Imperium. To zmusiło seniorów rodów do działania. Zwycięstwo w bitwie o Yavin i zniszczenie pierwszej Gwiazdy Śmierci podniosło prestiż Rebelii, spowodowało też wzrost zaufania do niej. Tu i ówdzie zaczęto nawoływać do wstępowania w szeregi powstania, obdarowywano organizację sprzętem wojskowym i dużymi sumami kredytów. Nagle okazało się, że wysokie rody też mają w Rebelii swój własny interes. Z uwagi na tę wydatną pomoc szlachetnie urodzeni ochotnicy otrzymywali zwykle honorowe stopnie oficerskie i, w miarę możliwości bezpieczne dla nich stanowiska tyłowe. Na przykład oficera śledczego, tak jak dziewczyna stojąca obok Keitha.
Spojrzała na niego ponownie. Musnęła oczami totem na jego ramieniu, ale nie dała po sobie poznać, że wie co on oznacza.
- Podnieście go i opatrzcie - powiedziała spokojnie - Potem niech dołączy do pozostałych.
- Dziękuję - odparł Keith wolno się podnosząc - Jestem pani dłużnikiem.
Cięła go w twarz wzrokiem niby klingą lodowego miecza.
- Może pan sobie zatrzymać tę wdzięczność - wycedziła chłodno - Nie potrzebuję jej i nie sądzę, abym kiedykolwiek potrzebowała.
- Jasne - skwitował spokojnie - Zawsze można tak powiedzieć.
- A czego pan oczekiwał? - dodała ze zmęczeniem - Że oddam honory? Wzniosę okrzyk tryumfu? Pozwolę nosić w niewoli szablę u boku?
Nie odpowiedział. Wpatrywał się tylko w jej oczy. Rebelianci wokół znieruchomieli przysłuchując się tej wymianie zdań.
- To jest wojna, człowieku - mruknęła gorzko - Ciesz się, że żyjesz.
- Przeżycie to nie wszystko - stwierdził cierpko - Czasem może być karą za grzechy, których się nie popełniło.
Uśmiechnęła się okrutnie.
- Spójrz na swoje ramię, żołnierzu - powiedziała lodowato - Na swój totem. Jak możesz mówić o grzechach, których się nie popełniło? Czy znasz w ogóle znaczenie słowa grzech?
Galvin wyprostował się nagle, jakby z dumą.
- Nigdy nie strzeliłem nikomu w plecy.
Jeden z rebeliantów nie wytrzymał.
- Oprócz setki niewinnych ludzi na Liqur Tanay, Daen`khaan i w Podwójnym Systemie Irtrian nikomu! - krzyknął nieopanowanie - Ty psie, jak możesz łgać tak w żywe oczy?
Wzrok Galvina spoczął na nim.
- Byłeś tam i widziałeś. - zauważył Keith spokojnie - Pewnie wiesz najlepiej.
- Jesteś z 6 Legionu, facet - odparł tamten tłumiąc furię - Lepiej się zamknij, bo...
- Spokój ! - krzyknęła dziewczyna czując, że sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli - Nie będziemy bawić się w dyskusje. W ogóle cała ta rozmowa jest zbędna. Wynośmy się stąd. Dalej!
Sanitariusz spryskał ranę na czole Galvina opatrunkiem w sprayu i dwóch żołnierzy chwyciło go pod ręce.
- Pójdę sam - zaprotestował, ale i tak zawlekli go pod sam transporter. To była duża, stara maszyna ze śladami brutalnego usuwania cesarskich godeł. Wewnątrz było duszno, w kącie siedziało trzech innych żołnierzy Imperium. Rebelianci wepchnęli Galvina do środka i sami także wsiedli zajmując pozycje tuż przy rufowych drzwiach. Przez umieszczone w burtach pojazdu okna można było zobaczyć co dzieje się na zewnątrz. Keith usiłował odnaleźć miejsce, gdzie leżał Varini, ale transporter niemal natychmiast po zamknięciu drzwi uniósł się i ruszył naprzód.
***
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,33 Liczba: 12 |
|
Martis2011-01-26 12:45:18
Bardzo ciekawe odwrócenie ról, rebelianci w miejsce barbarzyńców trakujących wrogów niczym Imperium za czasów świetności i bezsilność małych i niezorganizowanych sił pozostałych po doborowych żołnierzach Imperium.
Wątek "miłosny" też dodaje smaku.
Świetne opowiadanie. 10/10
jedi_marhefka2007-01-07 00:16:45
heh to pierwsze opowiadanie które przeczytałam na bastionie dawno, dawno temu w ogległej galaktyce... :D i mam do niego pewien sentyment... jest bardzo dobre po prostu :) 10/10
Sten2006-11-12 20:11:17
Bardzo fajne opowiadanie, szkoda że tak krótkie. Daje 10/10. Tylko tak dalej. :)
Lady Aragorn2006-04-11 23:03:54
świetne opowiadanko
Adela2006-03-12 16:44:55
Te opowiadanie jest świetne!!!!!!! daje 10/10
Gemini2006-01-22 15:20:51
Świetne opowiadanie. Niebanalna historia i zaskakujące zakończenie. Jedynie trochę fałszywe jest zachowanie Martine w ostatniej akcji. W końcu była porucznikiem , więc jakoś powinna zachowac się rozsądne / uciekanie w bok , a nie na wprost./ No i po drugie mimo ostrzeżenia Keitha wyłażi zza pnia. W takoim wypadku człowiek chowa sie w mysią dziure "bo strzelaja" a nie pokazuje sie. Ale poza tym to opowiadanie zasługuje na DUZĄ pochawałe. A tak a propos. Widzę że juz jakiś czas jest tu umieszczone , ale następnych nie widać ? Gorąco zachęcam autora o rozwijanie swego talentu. A może są inne strony z opowiadaniami ?
Dominik1022006-01-19 21:09:59
Czytałem to z trzy razy i za każdym razem książka ta przypomina mi film "Pluton" opowiadający o wojnie w Wietnamie.....ale tak wogule to zajebiste!!!
Karl2005-01-05 10:07:29
Zajebiste
Najlepsze, jakie tutaj dotąd czytałem. Co prawda jestem świeżym fanem i przeczytałem dopiero 50% tego, co tu jest, ale te jest naprawdę zajebiste.
Edi2004-07-28 23:53:05
Super!!!Śmiało tego fana można nazwać mistrzem.Opowiadanie naprawdę wciaga,ciekawa historia,sceny walk,przekleństwa(ludzkie zachowania) i pokazanie Imperium i Rebelii od innej strony(gdy to czytałem byłem za szturmowcami).Te opowiadanie zasługuje na rozwinięcie jego do powieści.10/10.
Nexus-62004-06-27 11:59:43
Bez watpienia najlepszy polski fanfic jaki kiedykolwiek powstal - 8 lat pracy nie poszlo na marne. Teraz, gdy przeczytalem je po raz drugi dostrzega sporo minusow (odejscie od kanonu w kewstii np. imperialnych mundorow, drewnine dialogi, wpychanie sie narratora z oczywistymi wnioskami, zbyt wiele przyslowkow (kto czytal "Jak pisac" S. Kinga ten wie) i ten patetyczny ton), ale i tak jest to dzielo ze wszechmiar godne uwagi (no i jeszcze nawiazanie do "Procesu" Kafki w zakonczeniu, plus za znajomosc klasykow). Polecam!
Admirał Raiana Sivron2004-05-01 21:06:42
Szczerze mówiąc opowiadanie wywarło na mnie ogromne wrażenie.
Niebo dla honorowycj szturmowców-..Mmm świetne dla mnie 10 i jeszcze więcej. Bezbłędne i dopracowane w każdym calu. Oby tak dalej!
Calsann2003-12-12 21:20:33
hm... ciężko się czyta... ale może być...
Luke Darklighter2003-10-04 21:52:48
Bardzo ciekawe podejście do tematu, moim zdaniem zbyt dużo tych mordobić co akapit :-). I w zasadzie od momentu przesłuchania szkoda mi to było czytać, bo miałem przeczucie że któreś z tych dwojga zabijesz. :-(
Dash Onderon2003-03-01 11:10:54
Dobre i to przez duże "D". Warto było
tyle czasu siedzieć przed kompem.
Wciągające dialogi. Jak dla mnie to bez
namysłu 10.
Anor2003-02-13 14:49:36
No no rzeczywiście super. A tak swoją
drogą zastanawiam się ilu udało się całe
to opowiadanie przeczytać. Muszę
powiedzieć, że czytając je nie widziałem
żadnej różnicy w stosunku do twórczości
autorów piszących SW. Naprawde widać
talent autora. Kawał dobrego opowiadania.
Ciekaw jestem czy przyjdzie nam jeszcze
przeczytać coś napisanego piórem
Grzegorza Wiśniewskiego