TWÓJ KOKPIT
0

Dobrzy, źli ludzie :: Twórczość fanów

Nie zaszczycając go już nawet spojrzeniem Galvin wyciągnął do Dillicha dłoń, aby pomóc mu wstać. Oficer chwilę mierzył go wzrokiem nim skorzystał z tej oferty.

- Powinien pan bardziej uważać - mruknął Keith uspokajając oddech - Chciał pan być zbawicielem, nie męczennikiem. A prosi się pan wręcz o ukrzyżowanie. Niech pan skończy z tym kadeckim zapałem i zacznie trzeźwo patrzeć na świat. Czas dorosnąć.

- Pan uważa się za dojrzałego? - Dillich zmrużył oczy.

- Ja nie chcę nikogo zbawiać.

- A może jedno nie istnieje bez drugiego ?

- To taka sama prawda jak honor szturmowców.

Młodzieńcza twarz Dillicha wykrzywiła się w uśmiechu.

- Niech pan nie będzie zbyt cyniczny, sierżancie. Przecież pan też chce do nieba.

- Na pewno się w tam spotkamy, komandorze.

Uśmiech Dillicha poszerzył się.

- Niebo dla honorowych szturmowców? - zapytał spokojnym tonem.

- Taa - dodał Keith odchodząc - Będzie tam pewnie trochę za ciepło i za czerwono.

Przez następne dwa dni krzywił się na wspomnienie tej rozmowy. Obserwując Dillicha uwijającego się między rannymi, zmieniającego opatrunki i częstującego wszystkich wodą miał dziwne uczucie nierealności tego wszystkiego. Ten do niedawna bezwzględny kat przemienił się pod wpływem klęski w coś innego. Lepszego? Wykazał nagle troskę i solidarność, i to wykazał jej więcej niż weterani, którzy niejedną kampanię przewalczyli ramię w ramię. Znikła dyscyplina, a wraz z nią uprzejmość i resztka dobrej woli, która kiedyś tkwiła w tych ludziach. Z armii przemienili się w luźną sforę nieufnych, pełnych nienawiści i obaw wilków. A co zwykle robi się z takimi? Dobija.

Wieczorem drugiego dnia rebelianci zabrali ze sobą Dillicha. Zdążył tylko zostawić swoje manierki jednemu z rannych. Galvin odprowadził go wzrokiem, kiedy spokojnym krokiem zmierzał w stronę otwartych drzwi, gdzie czekała na niego nieznana, prawdopodobnie nienajlepsza przyszłość i dostrzegł w nim mimo wszystko ślad znaczonego goryczą spokoju. Honor szturmowca en face, pomyślał Keith, ale nie wydało mu się to jakoś śmieszne.

Oparł głowę o ścianę i przymknął oczy powracając do pozycji, w której zwykle siedział. Powróciło zwykłe otępienie. Rano udało mu się wprawdzie ugasić pragnienie, ale brak jakiegokolwiek pożywienia dawał się we znaki.

Następnego dnia obudziło go szarpnięcie. Otworzył oczy i półprzytomnie spojrzał na stojącą nad nim postać.

To był rebeliant.

- Wstawaj, idziesz z nami - powiedział nim Keith zdołał o cokolwiek zapytać - Na przesłuchanie.

Strząsając z umysłu resztki sennej mgły posłusznie wyszedł z sali, stając pod ścianą wraz z dwoma innymi szturmowcami. Kazano im z powrotem nałożyć mundury. Dowódcą warty nie był już Kharrane, ale jakiś młody blondyn o długich włosach.

- Teraz eskorta zabierze was do łaźni, gdzie będziecie mogli doprowadzić się do porządku, a potem na stołówkę, gdzie otrzymacie po jednej racji żywnościowej - powiedział głosem nabrzmiałym od rutyny - Nie muszę wam chyba mówić co stanie się w przypadku próby ucieczki - skinął dłonią ku czterem rebeliantom stojącym obok - Dobra, zabierajcie ich.

Żaden z jeńców nie miał ani siły, ani ochoty by dopytywać się o szczegóły. Posłusznie ruszyli w kierunku wskazanym przez dowódcę eskorty, a Galvin pozwolił sobie omieść pożegnalnym spojrzeniem zamykane właśnie drzwi sali rozrywkowej.

Trafili na poziom wyżej, do dużej, jasnej łaźni, dawniej pewnie oficerskiej. Wodoodporna mozaika na ścianie popękała w wielu miejscach, a z pryszniców leciała wyłącznie zimna woda, ale dla jeńców był to i tak szczyt marzeń. Szybko pościągali mundury i bieliznę, po czym wskoczyli w chmury wodnego pyłu namydlając się znalezionymi kawałkami mydła. Po paru minutach rebelianci z eskorty przestali biernie się im przyglądać i zakręcili wodę. Ponaglani niewybrednymi komentarzami jeńcy zaczęli wciągać z powrotem swoje pancerze szturmowe starając się jednocześnie wytrząsnąć z włosów resztki wody. Potem przeszli do pokoju obok, gdzie stały kartony puszek i soków, standardowych racji wojskowych. Posiłek zajął im jakiś kwadrans, niechętnie opuścili zastawiony stół, bowiem zajadle głodzono ich przez ostatnie dni. Kiedy jednak wrócili na korytarz poczuli się syci i pełni energii, gotowi przyjąć to, co nakaże im los. Tak przynajmniej im się wydawało. Koło klatki schodowej przyłączyło się do nich jeszcze dwóch rebeliantów. Cała grupa wspięła się na poziom Dwa.

***

4.

Kiedy Galvin stanął wreszcie na skrzyżowaniu górnego poziomu, miał wrażenie, że powraca do życia po niewyobrażalnie długim przebywaniu w stanie śmierci. Spojrzał w oba kierunki korytarza odgarniając z oczu mokre włosy starając się przybrać wygląd niestrudzonego weterana, jednocześnie jednak zdając sobie sprawę z daremności takich wysiłków. Był wyczerpany, załamany i zrezygnowany. Przybranie dobrej miny do tej ewidentnie złej gry przekraczało jego siły.

Strażnicy rozdzielili się na dwójki, każda z nich zajęła się jednym jeńcem. Towarzyszy Galvina poprowadzono w prawo, a jego samego w lewo, paręnaście metrów dalej, tuż przed zakręt korytarza. Były tam drzwi ze śladem po zerwanej tabliczce identyfikacyjnej, najwyraźniej kiedyś pomieszczenie zajmował jakiś lekarz. Keith sądził, że od razu go wprowadzą do środka, ale eskorta miała inne rozkazy. Zatrzymali się obok wejścia, pod jednym z okien wyraźnie oczekując czegoś. Korzystając z tego Galvin wyjrzał przez grubą szybę.

Na zewnątrz była paskudna pogoda. Wył silny, pewnie jak zwykle północny, wicher gnący bez większego trudu korony niektórych drzew i podnoszący z ziemi tumany pyłu, piasku i gałęzi w wysokie słupy powietrznych zawirowań. W połączeniu z deszczem lejącym z czarnych niemal chmur tworzył za osłoną grubych, panoramicznych okien przejmujący spektakl cieni, często podświetlany jęzorami błyskawic. Było w tym coś jednocześnie złowrogiego i majestatycznego. Burze na Endorze zdarzały się rzadko, ale były naprawdę pięknym zjawiskiem atmosferycznym. Galvin przymknął oczy wsłuchując się w szum kropel deszczu i rytmiczne uderzenia wiatru w masyw bazy. Ta prawdziwa symfonia harmonii i potęgi uspokajała, odprężała nawet nieco. Pozwalała nawet zapomnieć na chwilę o kłopotach...

Drzwi gabinetu z sykiem wsunęły się w ścianę odsłaniając dwójkę rebeliantów szarpiącą się z wysokim, jasnowłosym mężczyzną w mundurze oficera Imperium. Wyraźnie nie mogli sobie z nim poradzić, więc jeden z nich uderzył jeńca kolanem w podbrzusze, aż tamten zwinął się z jękiem.

- Sukinsyny... Wy pierdolone sukinsyny... - charczał kiedy wlekli go w kierunku drugiego końca korytarza.

Galvin nie mógł mu pomóc nawet gdyby chciał, bo sam tkwił w silnym uścisku swoich własnych strażników. Trzymali go tak długo, aż tamten jeniec zniknął z pola widzenia.

Z otwartych drzwi wyłonił się teraz blady jak śmierć młody rebeliant, też oficer, ze skrawkiem materiału przyciśniętym do nosa. Spomiędzy palców wolno skapywała mu na podłogę krew. Oparł się o framugę i z wyraźnym wysiłkiem, żeby nie zemdleć wykrztusił :

- Wprowadźcie go. Tylko tym razem pilnujcie... lepiej. Idę... po nowego oficera śledczego... o matko! - i zataczając się ruszył w kierunku stacji wind.

Eskorta gorliwie, aczkolwiek tłumiąc uśmieszki, rzuciła się wypełnić rozkaz, w wyniku czego Galvin w przeciągu parunastu sekund znalazł się wewnątrz gabinetu, na specjalnie przygotowanym stołku. Poprawił naramienniki munduru i rozejrzał się po pokoju. Pokój przesłuchań,bez wątpienia. I to zaadoptowany do tego celu dość niedbale. Na pomalowanych aseptycznie białą farbą ścianach widoczne były gdzieniegdzie ciemne ślady po szafkach i półkach, a w jednym z kątów spiętrzyło się jakieś żelastwo nakryte płachtą z polimerów. Z całego umeblowania ocalało jedynie biurko i fotel, oraz stołek zajmowany przez Galvina. Na blacie biurka stała końcówka terminala z niewielkim monitorem oraz mały, najwyraźniej przenośny, wykrywacz kłamstw, z którego wychodził długi kabel zakończony elektrodą. Zaraz obok, z podłogi, wyrastał osadzony na trójnogu rejestrator video, którego widok zaskoczył Galvina. Zamierzają dokumentować tę farsę? Skoczył wzrokiem ku wyprężonym po obu stronach drzwi strażnikom, ale oni nie mogli stanowić wiarygodnego źródła informacji.

Oparł głowę na dłoni, spróbował rozluźnić się i stłumić narastający gniew oraz pragnienie ucieczki. Jedno i drugie mogło doprowadzić go tylko do szybszej śmierci. Bał się ? Teraz już nie. Chyba nie.

Minął kwadrans nim z odrętwienia wyrwał go syk otwieranych drzwi. Odwrócił się omiatając wzrokiem wchodzącego, a raczej wchodzącą.

- Witam, poruczniku Daarenis - rzucił z cieniem cynizmu w głosie - Miło panią znowu widzieć.

Nie odpowiedziała. Spokojnie podeszła do biurka i zajęła miejsce przy terminalu przebiegając palcami po klawiaturze.

- Teraz już możemy rozmawiać - zauważył - A nawet musimy.

- Proszę odpowiadać tylko na pytania. W ten sposób pan uniknie kłopotów, a ja bezsensownej straty czasu - spod blatu wydobyła niewielką teczkę zawierającą dyski atomowe oraz pilota. Wsunęła jeden dysk do terminalu i uruchomiła zdalnie rejestrator.

- Niech pan przymocuje tę elektrodę do skroni - powiedziała melodyjnym głosem wskazując wykrywacz kłamstw - To oszczędzi nam powtarzania pytań i nie zmusi do sięgnięcia po wasze metody przesłuchiwania.

Galvin zrobił jak kazała nie odrywając od niej wzroku. Uświadomił sobie coś. Była piękna. Chwilę później powrócił jednak jego stary cynizm.

- Imię, nazwisko, stopień i numer identyfikacyjny? - ciągnęła poważnym tonem.

- Keith Galvin, sierżant, numer SCA 371A3 - D.

- Przydział?

- Druga kompania pierwszego batalionu 6 Legionu Oddziałów Szturmowych Vaertha.

- Staż?

- Sześć lat. W tym trzy w Oddziałach Szturmowych.

Oderwała wzrok od ekranu terminalu.

- Zatem był pan na Liqur Tanay - stwierdziła z pogardą.

- Nigdy nie twierdziłem, że nie byłem.

- Czemu zatem miała służyć ta dyskusja tam w lesie? Cała ta przemowa?

Keith pokręcił głową z rezygnacją.

- Chciałem potępić motywy pani ludzi. Ideologię zemsty na oślep.

Przyjrzała mu się z zastanowieniem.

- Ma pan trochę dziwne poglądy jak na szturmowca. Zwłaszcza jak na szturmowca z 6 Legionu. Jakoś nie przeszkodziły one panu wziąć udział w rzezi na Liqur Tanay - jej wzrok stwardniał, a postać lekko uniosła się na siedzeniu - Ilu bezbronnych pan tam zabił, Galvin?

- Żołnierzy czy cywilów?

Wolno opadła z powrotem do poprzedniej, rozluźnionej pozycji.

- Bydlak - wycedziła lodowato.

- Żadnego. Nie zabiłem żadnego - odparł wpatrując się w jej oczy.

Chwilę potrwało nim zrozumiała, co oznacza brak ostrzegawczego świstu wykrywacza kłamstw. Zdezorientowana spojrzała najpierw na przyrząd, potem na Galvina.

- Jak to?

Keith wykonał nieokreślony ruch ręką.

- Siedziałem wtedy w karcerze, za bójkę z facetem z innej jednostki. Dlatego nie miałem nawet cienia szansy dokonać rzeczy, o których myśli pani, że dokonałem.

W zapadłej nagle ciszy na twarzy dziewczyny zaczął kwitnąć głęboki rumieniec.

- Łże jak pies - wtrącił jeden z wartowników - W przypadku niesubordynacji podczas akcji bojowej nie zamknęliby go w karcerze, tylko wysłali do Straceńców, pierwszego plutonu kompanii karnej. Skończyłby szarżując na bunkry kosmoportu.

- Amen - dodał drugi wartownik.

- Nie łżę jak pies - odpowiedział spokojnie Galvin - Bo facet, z którym się biłem złamał mi rękę.

Martine wbiła w niego wzrok wystukując coś na klawiaturze.

- Chyba mu pani nie wierzy, poruczniku? - zapytał z niepokojem jeden z wartowników.

- Spokój, żołnierzu - ucięła nawet na niego nie patrząc.

Uwierzyła, pomyślał Galvin, ta krucha, słodka i niedoświadczona istotka naprawdę mi uwierzyła. Wbił w nią wzrok ignorując ogarniające go paskudne uczucie i tłumiąc z wprawą wyrzuty sumienia. Gdyby wiedziała co zrobił na Liqur Tanay...

Umiejętność oszukiwania wykrywacza kłamstw wiele razy bardzo mu się przydawała, ale teraz czuł, że przeciągnął strunę. Skazał się na piekło, jeśli tylko ono istniało.

Ale tak naprawdę czy miało to jakieś znaczenie?

- Kontynuujmy - odezwała się Martine miękkim głosem - Pana ostatni przydział przed wstąpieniem do Legionu Vaertha?

- Pierwszy enerwardzki pułk piechoty planetarnej garnizonu na Thall. To było jakieś cztery lata temu.

- Za co został pan awansowany?

- Za Daen`khaan. Dostałem też Wstęgę.

- Jaką Wstęgę?

- Wstęgę Honoru.

Usłyszał jak strażnicy za jego plecami parsknęli śmiechem.

- Honoru? - zapytała Martine ze śladem uśmiechu na ustach.

- Podczas pierwszego nieudanego szturmu północnego fortu byłem w jednym z atakujących transporterów - powiedział Galvin nie zwracając na to uwagi - Trafiono nas w burtę i pocisk detonował wewnątrz. Grupa szturmowa w mgnieniu oka zmieniła się w gromadę rannych, w większości ciężko. Kiedy wreszcie po przerwaniu ataku udało mi się wydostać z przedziału kierowcy, podeszli do nas republikanie. Kiedy zobaczyli rannych wrzucili do wnętrza garść granatów napalmowych i odeszli. Zdołałem wyciągnąć dwóch naszych z płomieni. Ale tylko dwóch.

- Jesteś prawdziwym bohaterem - przyznał ze śmiechem jeden z wartowników - Naprawdę jestem pod wrażeniem.

- Spokój, żołnierzu - odezwała się do niego Martine.

Galvin zerknął na nią. Twarz miała spokojną, już się nie śmiała.

- To nie ma żadnego związku ze sprawą - powiedziała odgarniając włosy z czoła pełnym gracji ruchem ręki - Chociaż być może zostanie to wzięte pod uwagę przy werdykcie.

Galvin powolnym ruchem oderwał sobie elektrodę wykrywacza od skroni i wyciągnął ją ku dziewczynie.

- Byłaby pani tak łaskawa i użyła teraz tego na sobie? - rzucił cierpko - Bez kłamstw, proszę. Wie pani równie dobrze jak ja, że jeżeli komukolwiek zostanie okazana litość - to na pewno nie szturmowcom. Nie tym z Legionu Vaertha. Mordercom.

- Jest pan jeńcem, sierżancie Galvin - odparła chłodno próbując nadać swojej twarzy groźny wyraz - I obowiązuje pana jenieckie...

- Prawo? - przerwał energicznie - Jakie prawo? Gdzie ono jest? - wskazał na swoich strażników - Czy to wszystko co mi gwarantuje? A co ono robi dla ludzi, tych tam na dole? Czego wy w ogóle od nich chcecie?

- Zostaną przesłuchani i osądzeni.

- Przez ludzi takich jak pani czy jak ten, jak mu tam, Gerter?

- Na pewno nie przeze mnie. Nagrania video wysyłamy na forum Trybunału Wojennego. Osądzi was Rada Dowódców.

Galvin nagle się uspokoił. Rozluźnił się na krześle i wpatrzył się w dziewczynę.

- O to chodzi? - stwierdził pozbawionym emocji głosem. Nagle uśmiechnął się - Ale to kłamstwo wydaje mi się mało wymyślne.

- O czym pan mówi?

- Rebelia nie potrzebuje najwyraźniej ani jeńców, ani stawiania ich przed trybunałem. Jedyne co ją obchodzi to video protokoły z przesłuchań. Domyślam się, że po to, aby dać potem świadectwo swojej uczciwości i wielkoduszności. Pokazać swoje osławione poszanowanie prawa na żywo. Zwycięscy rebelianci okazują sprawiedliwość pokonanym szturmowcom. Doprawdy, piękny i szlachetny gest. Nikt nigdy nie dowie się jak to było naprawdę - spojrzał na strażników, wyglądających tylko pretekstu - Dobra, kończmy to.

Zanim ktokolwiek zdołał mu przeszkodzić zerwał się na nogi chwytając krzesło, na którym siedział za oparcie i wyrżnął nim w rejestrator. Stojący na wątłym statywie aparat bryznął deszczem plastykowych strzępów i padł z chrzęstem na posadzkę. Galvin przybierając z powrotem pozycję siedzącą rzucił ze spokojem - Teraz możemy rozmawiać.

Zza pleców dobiegł go szelest, a karku dotknął ostrzegawczy strumień wzburzonego powietrza. W tej samej chwili cios zmiótł go z siedzenia i rozpłaszczył półprzytomnego na podłodze. Zanotował jeszcze kilka kopniaków zadanych tęponosymi wojskowymi butami nim gwałtowny atak ustał.

- Przestańcie! Rozkazuję wam przestać!- usłyszał krzyk Martine, rozbrzmiały nagle w powietrzu - Postawcie go z powrotem na nogi.

Dwie pary silnych rąk szarpnęły Galvina w górę i przywróciły go do pionu. Otworzył oczy. Martine stała obok biurka, mierzyła go oczami spod ściągniętych brwi. Przez chwilę wahała się co powiedzieć, po czym odwróciła się do Keitha i jego strażników plecami.

- To było niepotrzebne, sierżancie Galvin - powiedziała głosem pełnym chłodu i jakby żalu - Po prostu niepotrzebne.

Galvin zdołał uspokoić jakoś oddech.

- Tak jak całe to przedstawienie - skwitował.

Na chwilę zapadła cisza. Martine odwróciła się z powrotem do nich i uniosła głowę wpatrując w Keitha.

- Zabierzcie go do na poziom Jeden - nakazała strażnikom nie spuszczając oczu z Galvina - Do kompleksu koszar. Zaczeka tam na werdykt Rady Dowódców.

- Dziękuję - rzucił Keith mierząc ją zimnym spojrzeniem.

Nie odezwała się. Tylko wykonała czytelny gest dłonią w kierunku strażników. Chwycili go pod ramiona i powlekli w kierunku drzwi.



1 2 3 (4) 5 6 7 8 9

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 9,33
Liczba: 12

Użytkownik Ocena Data
Peterbog 10 2012-04-12 22:43:03
Martis 10 2011-01-26 12:45:29
Darth Cadeus 10 2008-06-07 13:59:40
Kale Cral 10 2007-05-15 15:24:49
Jenth23 10 2006-12-16 20:10:58
Sten 10 2006-11-12 20:11:28
Nadiru Radena 10 2005-09-13 13:11:43
Mitth`raw`nuruodo 10 2004-07-10 22:21:46
Nexus-6 10 2004-06-27 12:01:24
Gemini 9 2006-01-22 15:21:46
Alexis 8 2007-04-14 18:24:47
Shedao Shai 5 2005-01-28 21:39:57


TAGI: Fanfik / opowiadanie (255)

KOMENTARZE (15)

  • Martis2011-01-26 12:45:18

    Bardzo ciekawe odwrócenie ról, rebelianci w miejsce barbarzyńców trakujących wrogów niczym Imperium za czasów świetności i bezsilność małych i niezorganizowanych sił pozostałych po doborowych żołnierzach Imperium.
    Wątek "miłosny" też dodaje smaku.
    Świetne opowiadanie. 10/10

  • jedi_marhefka2007-01-07 00:16:45

    heh to pierwsze opowiadanie które przeczytałam na bastionie dawno, dawno temu w ogległej galaktyce... :D i mam do niego pewien sentyment... jest bardzo dobre po prostu :) 10/10

  • Sten2006-11-12 20:11:17

    Bardzo fajne opowiadanie, szkoda że tak krótkie. Daje 10/10. Tylko tak dalej. :)

  • Lady Aragorn2006-04-11 23:03:54

    świetne opowiadanko

  • Adela2006-03-12 16:44:55

    Te opowiadanie jest świetne!!!!!!! daje 10/10

  • Gemini2006-01-22 15:20:51

    Świetne opowiadanie. Niebanalna historia i zaskakujące zakończenie. Jedynie trochę fałszywe jest zachowanie Martine w ostatniej akcji. W końcu była porucznikiem , więc jakoś powinna zachowac się rozsądne / uciekanie w bok , a nie na wprost./ No i po drugie mimo ostrzeżenia Keitha wyłażi zza pnia. W takoim wypadku człowiek chowa sie w mysią dziure "bo strzelaja" a nie pokazuje sie. Ale poza tym to opowiadanie zasługuje na DUZĄ pochawałe. A tak a propos. Widzę że juz jakiś czas jest tu umieszczone , ale następnych nie widać ? Gorąco zachęcam autora o rozwijanie swego talentu. A może są inne strony z opowiadaniami ?

  • Dominik1022006-01-19 21:09:59

    Czytałem to z trzy razy i za każdym razem książka ta przypomina mi film "Pluton" opowiadający o wojnie w Wietnamie.....ale tak wogule to zajebiste!!!

  • Karl2005-01-05 10:07:29

    Zajebiste
    Najlepsze, jakie tutaj dotąd czytałem. Co prawda jestem świeżym fanem i przeczytałem dopiero 50% tego, co tu jest, ale te jest naprawdę zajebiste.

  • Edi2004-07-28 23:53:05

    Super!!!Śmiało tego fana można nazwać mistrzem.Opowiadanie naprawdę wciaga,ciekawa historia,sceny walk,przekleństwa(ludzkie zachowania) i pokazanie Imperium i Rebelii od innej strony(gdy to czytałem byłem za szturmowcami).Te opowiadanie zasługuje na rozwinięcie jego do powieści.10/10.

  • Nexus-62004-06-27 11:59:43

    Bez watpienia najlepszy polski fanfic jaki kiedykolwiek powstal - 8 lat pracy nie poszlo na marne. Teraz, gdy przeczytalem je po raz drugi dostrzega sporo minusow (odejscie od kanonu w kewstii np. imperialnych mundorow, drewnine dialogi, wpychanie sie narratora z oczywistymi wnioskami, zbyt wiele przyslowkow (kto czytal "Jak pisac" S. Kinga ten wie) i ten patetyczny ton), ale i tak jest to dzielo ze wszechmiar godne uwagi (no i jeszcze nawiazanie do "Procesu" Kafki w zakonczeniu, plus za znajomosc klasykow). Polecam!

  • Admirał Raiana Sivron2004-05-01 21:06:42

    Szczerze mówiąc opowiadanie wywarło na mnie ogromne wrażenie.
    Niebo dla honorowycj szturmowców-..Mmm świetne dla mnie 10 i jeszcze więcej. Bezbłędne i dopracowane w każdym calu. Oby tak dalej!

  • Calsann2003-12-12 21:20:33

    hm... ciężko się czyta... ale może być...

  • Luke Darklighter2003-10-04 21:52:48

    Bardzo ciekawe podejście do tematu, moim zdaniem zbyt dużo tych mordobić co akapit :-). I w zasadzie od momentu przesłuchania szkoda mi to było czytać, bo miałem przeczucie że któreś z tych dwojga zabijesz. :-(

  • Dash Onderon2003-03-01 11:10:54

    Dobre i to przez duże "D". Warto było
    tyle czasu siedzieć przed kompem.
    Wciągające dialogi. Jak dla mnie to bez
    namysłu 10.

  • Anor2003-02-13 14:49:36

    No no rzeczywiście super. A tak swoją
    drogą zastanawiam się ilu udało się całe
    to opowiadanie przeczytać. Muszę
    powiedzieć, że czytając je nie widziałem
    żadnej różnicy w stosunku do twórczości
    autorów piszących SW. Naprawde widać
    talent autora. Kawał dobrego opowiadania.
    Ciekaw jestem czy przyjdzie nam jeszcze
    przeczytać coś napisanego piórem
    Grzegorza Wiśniewskiego

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..