TWÓJ KOKPIT
0

Ostatnia Bitwa :: Twórczość fanów

Rozdział VII – Karta się odwróciła!
**********

Admirał Forn Dodonna patrzyła na armadę Mrocznego Lorda Sith i załamywała ręce. Z każdą najmniejszą minutą i sekundą malały szanse na powrót jej floty na Coruscant. Z każdą kolejną chwilą proporcje sił stawały się gorsze dla Republiki.
Inaczej mówiąc – posępnie pomyślała – Wyraźnie i niezaprzeczalnie przegrywamy.
I kiedy Dodonna zastanawiała się, co jeszcze może uczynić, by powiększyć szanse przetrwania VI Floty, nieznaczny – choć wyraźny – ruch za iluminatorem, przykuł jej uwagę do tego stopnia, iż zmarszczyła brwi i nieświadomie zapytała na głos:
- Co się dzieje z tymi Niszczycielami Sith?
- Przeformowują swój szyk, pani admirał – automatycznie odpowiedział jeden z jej podwładnych, czym ściągnął na siebie chmurny wzrok trochę zdumionego dowódcy.
- Wiem o tym! Przecież na to patrzę! – rzekła groźnie, kierując oczy z dala od zawstydzonego żołnierza.
- Pani admirał! Wygląda na to, że Niszczyciele Gwiezdne tracą koordynację – poinformował szybko porucznik Fallem, przebiegając spojrzeniem po ekranach lotem błyskawicy – Każdy leci w zupełnie inną stronę!
- To może być kolejna, bezduszna sztuczka w stylu Sithów – odpowiedziała spokojnie Dodonna, studząc zapał porucznika i kontemplując w głowie sens takiego posunięcia. Jednak wbrew temu, co powiedziała na głos, w jej serce nieświadomie wstąpiła otucha, że oto nadchodzi decydujący moment – Niech wszystkie okręty pozostaną na swoich pozycjach. Nie zamierzam ułatwiać nikomu...
- Pani admirał! – tym razem przepełniony nadzieją głos dobiegł ją od porucznika Regarde’a – Bardzo ważne wieści od Eskadry Zielonych!
Forn Dodonna błyskawicznie znalazła się przy stanowisku łączności.
- Niech pan przerzuci na główne głośniki.
- Tak jest, pani admirał!
Kobieta nawet nie zdążyła mrugnąć okiem, gdy szum zakłóceń przeszedł w niezwykle rozradowany głos Bothańskiego pilota, Sonmila Dey’lyi.
- Eskadra Zielonych przeszła! – oznajmił donośnie doświadczony dowódca – Przebiliśmy się przez ich linię obrony!
Nagły wybuch euforii wśród członków załogi „Saviora” przełamał wszystkie bariery zbudowane przez niepewność i obawy, napełniając pozytywnym nastrojem cały mostek; powiedział Dodonnie więcej, niż jej własne uczucia. Radosne okrzyki wznoszone w wielu językach i przez wiele istot dodały otuchy kobiecie, która zdołała jedynie z niedowierzaniem spojrzeć na Vandara Tokare.
Jeden jego prosty gest i następujące po nim słowa rozbiły napiętą sieć oplatającą umysł i serce admirał, wlawszy weń gorącą wolę walki.
- Bastila już nie używa swojej Medytacji Bitewnej przeciwko nam! – nawet u niepozornego mistrza Jedi pojawił się swego rodzaju blask kojącego entuzjazmu i ulgi – Karta się odwróciła!
Szeroki uśmiech wpłynął na twarz Dodonny właściwie znikąd, gdy odwróciła się w stronę iluminatorów. Nie musiała spoglądać po rozjaśnionych obliczach jej ludzi, by wiedzieć, iż morale wzrosło kilkusetkrotnie wraz z powstrzymaniem Bastili Shan. Z uczuciem ukojenia spostrzegła za to, to co opisywał Bothanin Dey’lya: dwa Niszczyciele Gwiezdne Sith zupełnie zepchnięte z kursu i pozycji, które zajmowały; turbolasery olbrzymich statków oddalających się od siebie, milkły jeden po drugim, zamienione w stygnące stosy żużlu przez celne salwy okrętów i myśliwców Republiki, pozostawiając po sobie olbrzymią wyrwę w liniach obronnych flotylli Imperium Sith.
Chwała niech będzie rycerzom Jedi za ich wyczyn!
Tak jak to podpowiadała nadzieja i pragnienie wolności, tlące się w sercu każdego z żołnierzy Republiki – jedno wydarzenie zmieniło losy całej bitwy. Teraz to Republika stała na najlepszej drodze do zwycięstwa, a Sithowie mieli w oczach cień druzgocącej klęski. Forn zdawała sobie sprawę, że czas na przybicie Sithów do muru, od którego już nie ma odwrotu.
Admirał Republiki Galaktycznej chwyciła za główny komunikator „Saviora” do tej pory spokojnie spoczywający na konsoli łącznościowca i stanowczym – acz nie wyzbytym od niekłamanej radości – tonem rozkazała:
- Eskadra Czerwonych: poszerzcie ten wyłom dla reszty!
- Tak jest, pani admirał! – rzucił głośno i entuzjastycznie Xofe Jaace.
Forn sięgnęła wzrokiem na planszę taktyczną i po trzech sekundach błyskawicznego obliczania, powiedziała do komunikatora:
- Do wszystkich Capitolów: wspomóc pozycję myśliwców – kobieta zlustrowała obraz bitwy przez iluminator i powróciła pod mapę holograficzną, mijając mocno skoncentrowanego Vandara Tokare – Defendery: zajmijcie się wszystkimi Niszczycielami Sith, które szykują się do załatania tej dziury.
Kiedy okręty – a zwłaszcza szybkie fregaty szturmowe klasy Defender – ruszyły, a wrogie statki wojenne wykonały rozpaczliwy zwrot w stronę wyrwy, stało się oczywiste, że w decydującym momencie bitwy flotylla Sith popełniła druzgocącą pomyłkę. Tysiące szmaragdowych błyskawic przeszyło zimną pustkę próżni, uderzając z impetem o kadłuby Niszczycieli Gwiezdnych klasy Sith, natomiast garstka Republikańskich myśliwców pogłębiła jeszcze powstały chaos w działaniach operacyjnych nieprzyjaciela. Nieuchwytne Republic Fightery i Crusadery zajęły się Sith Fighterami, które odcięte od umysłu Bastili Shan nie stawiły prawie żadnego oporu przeciwnikom, zamieniane w jeszcze jeden stos skręconego metalu.
Jednak już wtedy wszyscy mieli świadomość, iż starania floty Sith idą na marne; fregaty uderzeniowe kompletnie zablokowały dwanaście ostatnich Niszczycieli Sith – już nic nie było w stanie zagrodzić drogi do Gwiezdnej Kuźni i rozpoczęcia ostatecznego szturmu na superbroń Lorda Dartha Malaka.
Admirał Dodonna pomyślała, iż nadeszła kolej na jej ruch, toteż bliżej podsunęła komunikator do ust i z zapałem, którego się po sobie nigdy nie spodziewała, wydała zapewne przedostatni rozkaz:
- Flota Sith jest rozbita! To jest nasza szansa! – rzekła głośno, a jej głos odbił się szerokim echem w uszach wszystkich żyjących jeszcze żołnierzy Republiki Galaktycznej – Uderzcie w Gwiezdną Kuźnię wszystkim, co mamy!
Teraz zostaje tylko nadzieja, iż uda się unicestwić Gwiezdną Kuźnię, a jej działa laserowe są zbyt słabe, aby zagrozić flocie Dodonny. Gdyby tak się stało, brak rozstrzygnięcia mógłby być gorszy nawet od porażki.
Ale admirał o już o takim rozwiązaniu nie myślała.
Forn przybliżyła się do triumfującej konsolety sensorów i skinęła na podporucznika Fallema.
- Poruczniku, niech pan spróbuje znaleźć jakiś słaby punkt tego diabelstwa – poleciła cichym głosem, by nie zakłócić pozytywnej atmosfery na statku – Coś w co można uderzyć, żeby rozwalić całą stację.
- Tak jest, pani admirał – mężczyzna ochoczo pokiwał głową – Już się biorę do roboty.
- Doskonale.
Kobieta przyzwoliła, by ciche okrzyki radości trwały jeszcze trochę dłużej. Jej żołnierze zasłużyli sobie na tą chwilę.

**********

Kiedy w końcu Vima ocuciła Mission Vao i półsłowami zapoznała z sytuacją, można było ruszyć. Pojękująca z bólu i wycieńczenia dziewczyna, oparła się o ramię Sunrider i w następnej chwili została łagodnie podniesiona przez silne dłonie Zaalbara. Kawalkada składająca się z Wookiego, Twi’lekianki, astromecha oraz dwojga Jedi szybko skierowała się z powrotem.
Pogrążony w smutku Radena złożył ostatni pokłon zabitym na polu walki rycerzom Jedi. Tuż po tym jak ich ciała znikły, pozostawiwszy po sobie zakrwawione szaty, mistrz Jedi przemógł ból nogi, podniósł z metalowej podłogi dwie chłodne rękojeści mieczy świetlnych i podniósł je do oczu. Od tej pory ta broń Jedi będzie świadczyć o bohaterstwie i woli walki o wolność poległych; jakby wieczny ślad po Sllugu i Trebronie.
Arun przypiął oba miecze do pasa i nie oglądając się za siebie, śpiesznie podążył za resztą towarzyszy.
Rycerz nie wyczuwał upływu czasu i nie liczył już przebytych grodzi, ni wrót Gwiezdnej Kuźni, zatopiony w myślach – z tego też powodu nie miał pojęcia jak daleko zaszli. Lecz w pewnym momencie – gdy przekroczył środek niewielkiego korytarza, odgrodzonego od innych pomieszczeń stalowymi drzwiami – wyczuł w Mocy mroczny cień... cień przeszłości. Kolejny, który należało pokonać tego dnia...
- Arun Radena – potężny głos, który wydobył się kilkanaście metrów za mistrzem, w jego uszach zdawał się odbijać jak echo w pustym pokoju – I Vima Sunrider.
Vima automatycznie odwróciła się, dobywając rękojeści miecza świetlnego, ale czarna postać stojąca na skraju korytarza nie poruszyła się ani trochę. Ręce okryte rękawicami, położone płasko wzdłuż ciała nawet nie drgnęły, tak samo jak i rysy milczącej twarzy mężczyzny, ubranego w mocno przyciemnioną tunikę mistrza Jedi – jej odpowiednik dla tych, którzy stracili ten tytuł dawno temu.
Sunrider powoli opuściła dłoń, ściskającą miecz świetlny Qel-Dromy.
- A więc spotykamy się ponownie, Eemon – Radena nie zwrócił już uwagi na ściekającą mu po skroni krwi, ani ból przeszywający jego ciało, skupiwszy spojrzenie na oczach płonących nienawiścią, pogardą, pożądaniem i chciwością... oczach jego przyjaciela Eemona Setiego. Byłego przyjaciela z odległej przeszłości, zanikającej w ciemności toczących się wojen; skupiwszy także spojrzenie na jedynej widocznej części jego mrocznej osobowości, zatrutej Ciemną Stroną Mocy. Jedynej żyjącej części umierającego ciała. Czterdziestoletni mężczyzna był teraz wrakiem samego siebie; jedna ręka została zastąpiona mechaniczną protezą, a poorana bruzdami Ciemnej Strony twarz przypominała oblicze starca.
- Czyżbym słyszał ból w twoich słowach, Arun? – na ustach pozbawionych już rumianości zagościł sardoniczny uśmiech - Nie sądziłem, że strata kilku bezwartościowych obywateli waszej skorumpowanej Republiki wywoła u ciebie taki dziwny, powiedziałbym efekt... Zmiękłeś na starość, przyjacielu.
- Nie, Eemon – powiedziała spokojnie Sunrider, wychodząc przed pozornie nieruchomego Radenę – On zachował coś, co ty utraciłeś dawno temu. Czynnik, który czyni nas istotami żywymi: człowieczeństwo.
- Ha – prychnął Seti – Zaprawdę, niewielka to dla mnie strata Vimo.
- To widzę – ostro ucięła kobieta, zdając sobie sprawę, że potrzebuje teraz trochę czasu, aby Zaalbar wraz z Mission i T3 bezpiecznie opuścili korytarz - Czego tu chcesz? Nie mamy wiele czasu.
- Twoje słowa bardzo mnie ranią, Vimo – zdziwił się ostentacyjnie mężczyzna – Tak traktujesz swojego przyjaciela, z którym zwiedziłaś połowę galaktyki?
- Przyjaciela? – Sunrider poczuła nagły przypływ gniewu, lecz skutecznie go zdławiła – Tak każe się nazywać upadły Jedi, zabijający bez litości swoich braci? – skierowała oskarżający palec wolnej ręki w mężczyznę - Za najwyższy cel w swoim podłym życiu uważa zbieranie kredytów? Współpracujący z Mrocznym Lordem Sith? Bardziej pasuje ci tytuł „zdrajca”.
Zaalbar, myślowo naprowadzony przez Radenę szybko wyprowadził Mission Vao z korytarza. Tuż po tym mistrz szepnął kilka słów robotowi T3 i klepnął go po kopułce, po czym powoli wstał. Astromech po sekundzie odjechał, a Arun dołączył do przyjaciółki.
- Zdrajca? – Sith zaśmiał się okrutnie, wkładając w to również olbrzymią dawkę nieskrywanej pogardy – To wy... Jedi – z trudem wykrztusił to słowo – macie wśród siebie zdrajcę. Prawdziwego zdrajcę. Największego, jakiego widziała Galaktyka od czasów Xima Despoty!
- Czyżby? – wtrącił Radena, prowokując Setiego do dalszej wypowiedzi. Jego rówieśnik nie zawiódł go i tym razem.
- Malak powiedział nam wszystkim całą prawdę o Revanie...
- Darth Malak i prawda... – kącik ust Sunrider skrzywił się; powód był dwojaki gdyż wyczuła, że Zaalbara i reszty już tu nie ma – Kto by pomyślał...
Nagle przymilny ton głosu mężczyzny zamienił się prawie nie do poznania.
- Wasza ignorancja jest naprawdę wyjątkowa. Świetnie nadalibyście się na Sithów, gdyby nie fakt, że jesteście zbyt niebezpieczni.
- Dobrze wiedzieć – jadowita riposta kobiety nie pozostawiła na obliczu Eemona nawet śladu fałszywej uprzejmości – Dam ci znać, kiedy będę chciała zostać Sithem. W końcu jesteś w tym ekspertem, nie?
- To chyba był kolejny przykład legendarnego poczucia humoru rycerzy Jedi... – Sith skrzyżował ramiona na piersi i lekko zmarszczył brwi – Skąd u ciebie tyle ironii, Vimo? Czyżbyś mnie nie znała?
Rysy córki Nomi Sunrider stwardniały niczym zamrożona durastal.
- Kiedyś znałam kogoś o podobnym imieniu... – w ostatnie wyrazy włożyła tyle niechęci, ile tylko potrafiła z siebie wykrzesać - teraz już go nie znam.
- Doprawdy Vimo, zaskakujesz mnie. Czymże sobie zasłużyłem na taką... nieprzyjaźń, jeżeli mogę użyć tak nieodpowiedniego wyrażenia?
- Już ty dobrze wiesz – syknęła w odpowiedzi, co brzmiało podobnie do włączającej się klingi miecza świetlnego, który tak kurczowo zaciskała w dłoni – Myślałeś, że nikt się nie dowie? Vandar Tokare powiedział mi wszystko.
Arun Radena wbił twarde spojrzenie w źrenice Setiego i nie odezwał się, pozwalając, by to Sunrider przejęła inicjatywę. Niebezpieczny błysk gniewu i pogardy, zmieszanej z bezgraniczną nienawiścią w oczach Ciemnego Jedi wyjawił mu więcej o Eemonie, niżeli byłby w stanie pomyśleć mroczny mężczyzna. I to wystarczyło, aby Radena upewnił się w swoich ukrytych przeczuciach, dotyczących zamiarów Upadłego Jedi. Niemniej jednak, gdy ostre spojrzenie błądzącego w Ciemnej Stronie, ledwo opanowanego człowieka zatrzymało się na nim, Arun zmuszony był tworzyć iluzję, która jeszcze bardziej podbudowała pewność Eemona Setiego.
- Ten mały, zielony szczur wywinął się dosłownie w ostatniej chwili... – mężczyzna lekko uniósł brew, spoglądając na zaciskające się w pięść palce swojej mechanicznej ręki – Swoją drogą, nigdy bym nie pomyślał, jak wielkim jest tchórzem. Zostawić na pastwę okrutnego losu tylu swoich – prychnął – „przyjaciół”...
- Wśród nas jest ktoś, kto bardziej zasługuje na to określenie – spojrzenie, którym Surider przewiercała postać Upadłego Jedi nie mogło być zimniejsze.
Seti uśmiechnął się nieprzyjemnie i z rozbawionym wzrokiem odwrócił się do Radeny, grającego swoją rolę wyśmienicie; a przynajmniej na tyle dobrze, iż Sith uległ złudzeniu.
- Widzę, że jeszcze nic nie rozumiesz Arun – mroczny rycerz roześmiał się – To wstyd zapominać o tak wielkiej tragedii, która nawiedziła nieszczęsną Dantooine.
- Tak, tak... – udawanie zrezygnowania było właściwie niczym w porównaniu do lekkiego bólu, który nawiedził okolice jego klatki piersiowej, a następnie automatycznie prawą dłoń – Może wreszcie powiesz coś, czego nie wiem? Bo wiesz... mamy trochę mało czasu, a widzę, że masz zamiar nadal trwać w swoim szaleństwie, Eamon.
Sith na drobny moment okazał zdziwienie, zastąpione szybko przez ironiczny półuśmieszek.
- Doskonałe opanowanie, Arun – rzekł, szczerząc zęby – Na nic ci się jednak zda. Bo widzisz... chwilkę po tej, jakże dojmującej katastrofie miałem okazję zajrzeć do twojej Enklawy Jedi. Twoi koledzy nie wykazali się jakimiś wybitnymi zdolnościami w zakresie... nazwijmy to „obronnnym” – widać było wyraźnie, że każde słowo wykrzywiało twarz Setiego w coraz szerszym uśmiechu sadystycznego zadowolenia z siebie -... zresztą, co tam będę opowiadał... nie, żebym się przesadnie chwalił, ale zgadnij kto powiedział ostatnie słowa Nawartowi... właśnie na niego patrzysz.
Nastaną ciszę, przepełnioną błogim oczekiwaniem Ciemnego Jedi na gwałtowną reakcję mistrza Jedi przerwał cichy, lekki śmiech Radeny; tak jakby ten opowiedział mu dobry kawał. To na krótki moment zamurowało Setiego i Arun dla podkreślenia efektu powiedział beztrosko:
- Wiem o tym.
- Co?! – wyjąkał zupełnie zbity z tropu Sith, oglądając się raz to na twarz Vimy, raz na Radeny. Rycerz wykorzystał szansę i przejął inicjatywę, powoli – w idealnym zgraniu z wypowiadanymi słowami – zbliżając się do Czarnego Jedi.
- Myślisz, że Vima mi nie powiedziała? Widzisz Eemon, ty zawsze zakładałeś, że coś jest pewne i nie do zmienienia, tak jak fakt istnienia galaktyki. A tymczasem wszystko to była nieprawda, bądź też czasem umiejętnie uwikłana iluzja, równie niestabilna i nieprzewidywalna jak wulkan na Mustafarze. To zawsze był twój największy problem. Zatraciłeś zdrowe zmysły, lecz nie umysł – Radena podjął ostatnią próbę odciągnięcia byłego przyjaciela od ciemności. Wiedział wszakże, iż ma niewielkie szanse, ale nie zamierzał poddać się – Nie widzisz co uczyniła ci Ciemna Strona, Eamon? Wyrwała większą część twojej osobowości, która była tak czysta i nieskalana... pozbawiła cię rozsądku, dobroci... i przyjaciół, których tak ceniłeś – mężczyzna wbił wzrok w tęczówki Sitha – Wciąż możesz wyrwać się z tego opętania i przyłączyć się do nas... wszystkie zbrodnie da się odkupić, Eamon. Proszę cię... wykorzystaj swoją szansę i opuść tą przeklętą stację... za kilka minut i tak zostanie ona zniszczona! Nie ma sensu poświęcać się dla umarłej idei!
Radena umilkł, pozwalając by ostatnie słowa przebrzmiały w uszach tamtego. Upadły rycerz długo się wahał, spoglądając na swoją zmechanizowaną dłoń. Mężczyzna jakby zapadł się w sobie, ale chwil później ożywił się z powrotem, jakby tknięty jakąś nową siłą. Arun już wtedy zorientował się, iż jego starania spełzły na niczym. Ciemna Strona zbyt mocno wgryzła się w umysł i świadomość mężczyzny; nie było już odwrotu.
- Ty... ty parszywy... zdrajco! – wydusił z siebie Seti, nie opanowawszy już swoich emocji – Teraz jedynymi, którzy będą mieli problem, będziecie wy!
Zgodnie z oczekiwaniami Radeny, w przestrzeni za swoimi plecami usłyszał cichy syk aktywowanych mieczy świetlnych. Vima odwróciła się jak oparzona i włączywszy zielono-żółte ostrze zmierzyła spojrzeniem trójkę uczniów Sith, powoli kroczącą w stronę osaczonych Jedi. Sunrider niespokojnie popatrzyła na przyjaciela i sięgnęła dłonią po rękojeść drugiego miecza.
Jednak Arun nawet nie drgnął.
- Niczego się nie nauczyłeś, Eeamonie – powiedział, spokojnie obserwując twarz Setiego, przez którą przemknęło uczucie pełnego zwycięstwa nad swoim byłym przyjacielem – Miałem nadzieję, że odstąpisz od zniewalającej cię ciemności, ale się myliłem. Obawiam się, iż kolejna nauczka będzie znacznie bardziej przykra.
Do triumfującego mężczyzny dołączyło dwóch Ciemnych Jedi, toteż nie obawiając się o wynik przyszłej konfrontacji Seti ciągnął swoje własne przedstawienie.
- Co masz na myśli, Arun? – zgrzytliwy śmiech Eemona zadźwięczał w uszach Radeny – Cóż możesz mieć na myśli teraz: pokonany i bez nadziei na nic? Tym razem to ja wygrałem, Arun. I nikt mi nie odbierze chwały zwycięstwa.
- Jesteś tego taki pewien? – mistrz Jedi lekko podniósł brew i odłączył od pasa malutki komunikator, przykładając go sobie do ust; nic więcej jednakże nie rzekł, skupiając się głębiej w zawirowaniach Mocy, krążących wokoło władców tej mistycznej siły.
Seti pogardliwie się roześmiał, lekceważąco kiwając palcem na trzymane w dłoni Jedi urządzenie.
- Naprawdę sądzisz, że twoi przyjaciele zdążą tu dobiec, zanim zginiesz? A ja myślałem, że jesteś troszkę mądrzejszy, Arun. Cóż... nadzieja matką głupich.
Drugi raz od rozpoczęcia rozmowy mistrz Jedi roześmiał się, a świadomość tego faktu wywołała blady cień strachu na obliczu Sitha.
- Bo w tym wypadku faktycznie jestem mądrzejszy... a nadzieja to czasem wszystko, co nam pozostaje...
Właśnie wtedy odpowiedź Setiego – jak i też wszystkie inne dźwięki - zagłuszyła głośna eksplozja.
Tuż za plecami dwójki rycerzy Zakonu, chronionych uprzednio stworzoną przez Radenę tarczą Mocy, żółto-pomarańczowa kula ognia wyrwała potężne kawały metalowej podłogi, odrzucając je jak bezwartościową kupę złomu. Dwóch uczniów Sith zamykających niefortunną pułapkę Eemona zginęło na miejscu, znalazłszy się w epicentrum wybuchu. Po pierwszym nie zostało nawet najmniejszego śladu. Drugi, odrzucony przez ognisty podmuch, z wielką siłą rozbił się o ścianę, łamiąc sobie kręgosłup i czaszkę. Trzeci grzmotnął o stalowy mur plecami i ciężko zwalił się na podłoże, pozbawiony oddechu.
Nim rozrzedzona chmura dymu rozwiała się, a Eemon Seti odzyskał głos, Vima Sunrider i Arun Radena, wspomagani przyspieszeniem Mocy znaleźli się już w bezpiecznej odległości. Radena na chwilę jeszcze przystanął, wysłuchawszy ostatnich okrzyków targanego złością mężczyzny:
- Nigdy ci tego nie wybaczę, Arun! Słyszysz?! Nigdy!
Radena uśmiechnął się litościwie i zaczął biec, ponaglając ramieniem Sunrider. Kiedy kobieta zorientowała się, że w pobliżu nie ma żadnej innej istoty, ze zdumieniem przewierciła szmaragdowymi oczami źrenice mistrza Jedi.
- Kto wywołał ten wybuch? Myślałam, że zrobił to Zaalbar!
- To proste, jak dwa słońca - powściągliwy uśmiech Radeny przeistoczył się w wyrozumiały - Kazałem Tithree położyć minę, którą potem zdetonowałem ustną komendą z komunikatora.
- Ale skąd wiedziałeś...? – spojrzenie na twarz przyjaciela wystarczyło, by Vima uświadomiła sobie jego przezorność i przy okazji przypomniała o wyjątkowym talencie mężczyzny – No tak. Wyczułeś go jeszcze zanim ja rozpoznałam, kto krzyknął nasze nazwiska – uśmiech wpłynął także na usta kobiety, kiedy wsiadła do obszernej windy, która miała ich zawieźć z powrotem na poziom lądowisk – Ale jak zorientowałeś się w jego zamiarach?
- Miałem przeczucie, więc w prosty sposób zabezpieczyłem się, zakładając swoją pułapkę na jego pułapkę – mężczyzna zajrzał w oczy przyjaciółki – Nie znałaś Eemona tak dobrze jak ja. Po prostu wiem, w jaki sposób działa jego umysł i do czego jest zdolny. To tylko kwestia znajomości między nim a mną. I chociaż zaprzedał się ciemności, wiele się nie zmieniło w tych sprawach. Powiedziałem mu więc samą prawdę. Żałuję jednak, że nie udało mi się tego zmienić...
- Przykro mi, że tak skończył... – wyszeptała po sekundzie milczenia – Zawsze był dobrym człowiekiem, oddanym Republice i Radzie Jedi.
- Oto kolejny przykład potęgi Gwiezdnej Kuźni – wzrok Radeny stał się ostry jak wibroostrze – To właśnie dlatego ją zniszczymy, by już nigdy nie powtórzyła się historia z Revanem i Malakiem. A jeżeli Eemon przeżyje zagładę tej stacji... to wtedy być może zrozumie swoje błędy. I będzie dla niego jakaś szansa... Ale... wątpię w to.
Głośna eksplozja gdzieś w głębi stacji kosmicznej utwierdziła mistrza Jedi w przekonaniu, że losy bitwy odwracają się na korzyść Republiki. Widać utrata koordynacji, przytrzymywanej przez Bastilę Shan wprowadziła kompletny popłoch wśród wrogów. Być może nawet Revan przekonał ją, by wykorzystała swoją zdolność przeciwko Sithom. Tak czy inaczej oznaczało to jedno...
- Musimy się stąd wynosić – powiedział do Sunrider – Odnoszę dziwne wrażenie, że ta stacja za parę minut może przestać istnieć, co dość niekorzystnie obiłoby się na naszym zdrowiu, gdybyśmy na niej pozostali, nie myślisz?
Vima posłała mu udręczone spojrzenie i pokręciła głową, zatrzymując dla siebie uśmiech.
Winda zatrzymała się i rycerze pobiegli tak szybko, jak to tylko było możliwe, nie oglądając się specjalnie na żadne szczegóły. W końcu i tak wszystkie korytarze były do siebie łudząco podobne...
- Jeżeli dobrze liczę, to w tej chwili Republika powinna przebijać się przez formację Niszczycieli Gwiezdnych – podzielił się swoimi myślami z kobietą, nabierając głębszego oddechu – A to znaczy, że niedługo rozpocznie się ostrzał Gwiezdnej Kuźni... mam nadzieję, że znajdą jakiś słabszy punkt w konstrukcji stacji i szybko ją rozwalą. Im dłużej będzie istnieć ta kupa złomu, tym gorzej.
- Obawiam się, o co innego, Arun - mruknęła kobieta, jednym uchem słuchając przyjaciela, a drugim wyłapując w powietrzu podejrzanych dźwięków.
- Nie martw się – Radena trafnie zrozumiał obawy przyjaciółki – Jestem pewien, że Revan nie tylko pokona Dartha Malaka, ale również zdoła uciec z tej stacji, zanim ta zamieni się w jedną wielką bryłę stopionej stali.
- Też chciałabym mieć taką pewność jak ty... no dobra, jesteśmy.
I faktycznie wrota, które przed nimi się otworzyły ukazały pokład hangaru, a na nim spokojnie leżącego „Ebon Hawka”. Rycerze Jedi – trochę zdyszani po biegu – zatrzymali się i rzucili okiem na płaski statek w czerwono-srebrnych kolorach. Jak dla mistrza – frachtowiec stał trochę za spokojnie po tych wszystkich wstrząsach.
- Domyślam się, że Zaalbar i Mission już są na pokładzie... – Radena sięgnął myślami do wnętrza pojazdu, potwierdzając skinięciem głowy swoje własne przypuszczenia - Tak, są.
- To dobrze Arun, bo teraz musimy dla ciebie znaleźć jakiś środek transportu – Vima spojrzała mężczyźnie w oczy – Mam tylko nadzieję, że coś pozostało...
- To nie jest żaden problem – mistrz wzruszył ramionami i nagle przyszpiliło go uczucie bólu – Bu-Bos Sllug na pewno leciał Republic Fighterem, więc po prostu go znajdę i stąd odlecę.
- W takim razie spotkamy się na górze Arun – Vima Sunrider złapała go lekko za rękę, zaglądając w oczy – Do tego czasu, niech Moc będzie z tobą.
Radena uśmiechnął się – pierwszy raz od godziny, zrobił to z ulgą i przyjemnością.
- I z tobą też, Vimo.
Mistrzyni Jedi podbiegła do stalowych wrót i obejrzała się do tyłu, napotykając wzrok przyjaciela. Kobieta kiwnęła głową i znikła z pola widzenia mężczyzny.
Charakterystyczny myśliwiec Bu-Bosa odnalazł dopiero na dwunastym lądowisku. Natychmiast dopadł do kokpitu, bez trudu go otworzył i roztrącając na bok rękawice oraz hełm usadowił się na fotelu. Z zadowoleniem stwierdził, iż wszystkie systemy działają bez zarzutu. Po włożeniu trochę przydużych rękawic oraz kasku, uruchomił repulsory Republic Fightera. Pojazd dostojnie uniósł się w górę i wtedy Arun uaktywnił silnik Koensayra. Pilot chwilę poczekał, aż w końcu pociągnął do siebie manetkę akceleratora.
Myśliwiec bezszelestnie wsunął się w pooraną gwiazdami próżnię, wywołując uśmiech satysfakcji i niekwestionowanej ulgi na twarzy mistrza Jedi. Powód do tego był bowiem wielce zadowalający:
Gwiezdna Kuźnia znalazła się już za nim.

**********

Iluminator „Saviora” za to wypełniał coraz większy obraz tejże Kuźni.
- Poruczniku Fallem, czy znalazł pan coś?
- Zdaje się, że tak, pani admirał – odpowiedział podoficer, zerkając na Dodonne – Sensory wykryły anomalie na środkowej wieży tego czegoś... jeżeli się nie mylę, jest to najprawdopodobniej główny generator stacji.
- Domyślam się, że jego zniszczenie spowodowałoby natychmiastową reakcję łańcuchową...
- Zgadza się – przytaknął mężczyzna – Ale jednocześnie każdy obiekt znajdujący się w polu eksplozji Kuźni zostałby bez wątpienia zamieniony w pył.
- Jak temu zaradzić? – Forn nie ukrywała niepokoju; jedynie całkowite zniszczenie Gwiezdnej Kuźni zapewni zwycięstwo Republice. Nie stać naszej floty na niszczenie jej kawałek po kawałku.
- Należy uderzyć w główne stabilizatory generatora, które znajdują się wokoło niego. Ich zniszczenie spowoduje powolne przeciążenie generatora energii i w konsekwencji to samo, co wcześniej: koniec Kuźni.
- Jak dużo czasu by to potrwało?
- Przeciążenie do momentu krytycznego? Około pięciu, sześciu minut.
- W sam raz, by nasze jednostki zdołały się wycofać na bezpieczną odległość...
- Jest tylko jeden mały problem, pani admirał – w oczach podoficera zabłyszczało podniecenie – Nasze sensory nie są w stanie dokładnie zlokalizować tych stabilizatorów. Co znaczy, że chyba trzeba będzie walić na pałę wokoło generatora. Ale postaram się jeszcze coś z tym zrobić...
- Świetnie się pan spisał, poruczniku Fallem – kobieta uśmiechnęła się miło – To nam pozwoli uniknąć niepotrzebnych strat.
- Tak jest, pani admirał.
Forn Dodonna skierowała się w stronę stanowiska łączności, by osobiście powiadomić wszystkich dowódców o nowym planie działania.

**********

Arun Radena wykręcił korkociąg i z ulgą spostrzegł przed sobą znajomą sylwetkę republikańskiego Capitola. Jeden rzut oka wystarczył, aby uświadomić mu, że wszystkie jego nadzieje spełniły się: flota Sith rozbita, Republika bombarduje Kuźnię, on i Vima uciekli z niej na czas... choć z drugiej strony nic nie powinno napawać radosnymi uczuciami: VI Flota, chociaż niepodważalnie zwycięska totalnie zdziesiątkowana; jeżeli dobrze przeliczył, okrętów wojennych pozostała ledwo jedna trzecia. Bilans strat wśród myśliwców przedstawiał się prawdopodobnie jeszcze gorzej, połowa rycerzy Jedi uczestniczących w walkach poległa... a bitwa się nie skończyła.
W opinii Radeny, nawet jeżeli zniszczona zostanie superbroń Mrocznego Lorda Sith, to zwycięstwo poniesione będzie gigantycznymi kosztami ludzkimi – ponuro pokręcił głową – dokładnie tak, jak zakładała admirał Dodonna.
A to, że bitwa jeszcze nie całkiem się skończyła, dotarło aż za dobrze do wiadomości Aruna, gdy jego kontemplacje zostały bezceremonialnie przerwane mało przyjemnym widokiem zbliżającej się czerwonej smugi.
Nie wiedział, co zadziałało pierwsze – refleks, instynkt, czy efekt długiego szkolenia w Mocy – i tak naprawdę niewiele go to obchodziło, liczyło się bowiem coś innego: o mały włos, a przez swoją nieuwagę straciłby nie tyle statek, co życie.
Mistrz Jedi powiódł wzrokiem po instrumentach pokładowych, ale spojrzenie skupił na ekranie taktycznym, z którego bardzo jasno wypływało, iż bitewna wrzawa dotarła już w pobliże Gwiezdnej Kuźni – o czym zresztą sam się przed chwilą przekonał. Z monitora wynikały również dwa inne fakty: Vima Sunrider zmaterializowała się zaledwie dwieście metrów obok. Ponadto jakimś cudem znalazł się na trasie przelotu trzech Sith Fighterów, co w innej sytuacji niezaprzeczalnie oznaczałoby niechybne zjednoczenie się Radeny z Mocą.
Rycerz z całej siły naparł na drążek sterowniczy i nawałnica rubinowych błyskawic poszybowała tuż nad owiewką jego maszyny.
Arun Radena – wiedząc o niedyspozycji Sithów, wywołanej utratą koordynacji Bastili Shan – wyprowadził ostry wiraż w prawo, połączony z równie wciskającym w fotel korkociągiem, podciągnął ster ku sobie i zgodnie z oczekiwaniami, znalazł się tuż za rufą wrogiej formacji. Rzucił okiem na obraz taktyczny. Zanim jednakże zacisnął palec wskazujący na spuście, lewą dłonią włączył komunikator na częstotliwość, łączącą ją ze statkiem Vimy.
Choć – jak się okazało – wcale nie musiał tego tak wcześnie robić.
W przeciągu ułamku sekundy osiem laserowych pocisków przewierciło na wylot kokpity Sith Fighterów.
- Widzę, że moja pomoc ci się przydała, nie?
- Czy ja wiem? – Arun uśmiechną się z rezerwą – Chyba sam bym sobie poradził...
- Po tym ostatnim... „lądowaniu” w Kuźni, zaczynam zastanawiać się nad zmianą zdania w tej kwestii – zadrwiła wyzywająco.
- Nic mi nie możesz zarzucić – zażegał się Radena – To był zwykły wypadek.
- Zwykły wypadek, co? No dobra, niech ci będzie – kobieta dobrze zamarkowała cichy śmiech i błyskawicznie spoważniała – Jaki masz plan?
- Plan, Vimo? – roześmiał się – W moim słowniku nie ma przecież takiego wyrazu, zapomniałaś?
- Racja, zapomniałam – Vima szczerze zawstydziła się; dopiero po chwili Arun zorientował się, jak bardzo poruszyło ją to stwierdzenie.
Przez moment oboje Jedi celebrowali niezręczną ciszę, krążąc po obrzeżach pola walki, wypatrując niejako miejsc, gdzie byłaby potrzebna ich interwencja; jak dotąd nic takiego nie miało miejsca.
- W porządku – odezwał się Radena – spróbuję się czegoś dowiedzieć od... Eskadry Czerwonych.
Mistrzyni prychnęła ostentacyjnie, choć nie aż tak złośliwie, jak chciała.
- Od Jaace’a? Odważny jesteś!
- Albo głupi, co? – mruknął gorzko, przełączając komunikator na częstotliwość przeznaczoną dla rycerzy Jedi; w końcu nikt nie mówił, że Jedi są uprzedzeni na jakimkolwiek punkcie. Zresztą – pocieszył się – Wbrew wszystkiemu Jaace nie jest aż taki zły...
- Arun Radena wzywa Eskadrę Czerwonych.
Cisza nie przeciągnęła się nawet na długość sekundy, a już głośnik w hełmie zaskrzeczał zaskoczonym głosem mężczyzny:
- Mistrz Radena?! Nawet nie wiesz, jak bardzo cieszę się, że cię słyszę... myśleliśmy, że już cię straciliśmy.
- Niedoczekanie twoje – mruknęła Vima, co na szczęście pozostało na ich prywatnym łączu.
Za to na oblicze Aruna napłynął skąpy uśmieszek.
- Niestety moja nędzna skorupa przetrwała Gwiezdną Kuźnię – rzekł - Trzeba czegoś więcej niż garstki Sithów, by mię posłać do piachu. Bu-Bos Sllug, w którego statku jestem oraz Trebron mieli mniej szczęścia.
- Bardzo mi przykro – powiedział smętnie Xofe po krótkiej przerwie, wykazując uczucia, o które nikt by go nie podejrzewał – Bu-Bos był doskonałym pilotem i przyjacielem, choć nie wszyscy lubili jego zachowań... jak zginął?
- Dostał parę razy z blastera... nie zdołał odeprzeć kilku Sith Trooperów na raz.
- Nigdy nie był dobry, jeżeli chodzi o miecz świetlny, ale nie zasłużył by zginąć.
- Niewielu zasługuje na śmierć – dodała cicho Vima Sunrider – Znałam wiele osób, które zasługują na życie, a nie żyją i wiele innych, które nie zasługują żyć, chociaż żyją.
- To prawda, mistrzyni Sunrider – podjął kapitan Jaace – Ale, mistrzu Radena dzwoniłeś, żeby porozmawiać, czy czegoś potrzebujesz?
- Poczekaj chwilę, Xofe... – Moc lekkim drgnięciem, uświadomiła mu niebezpieczeństwo, wizerunek srebrzystego Sith Fightera nad owiewką zmusił do przerwania rozmowy, lecz dopiero podwójny błysk wystrzelonych pocisków nieprzyjaciela, pobudził do działania. Strzał był rzecz jasna niecelny, ale to absolutnie nie zniechęciło Sitha, a właściwie droida, który siedział w środku maszyny. Kolejna seria czerwonych promieni mignęła obok prawego skrzydła, trzymającego się na bezpieczną odległość rycerza Jedi i z każdym następnym przebłyskiem leciała bliżej, lekko tylko manewrującego Radeny. Ostateczny cios jednakże nie padł. Powód był dość prozaiczny – nie miał kto go zadać.
- Dzięki Vimo – rycerz nie kwapił się, by obejrzeć efekt interwencji jego przyjaciółki – No więc Xofe... w gruncie rzeczy to jedyne, czego potrzebuje, to odpowiedź na moje pytanie: w czym my możemy pomóc?
- Trzeba było tak od razu, mistrzu... – Xofe roześmiał się beztrosko, z ledwo zauważalnym śladem bólu – Mamy tu jeszcze paru złych do wykończenia... zaraz – nastąpiła chwila przerwy – Eskadra Siedemnasta ma mały problem z czterema Sith Fighterami. Jakbyście mogli tam zajrzeć, niewątpliwie byliby wdzięczni.
- W porządku – Radena wystukał coś na klawiaturze pod monitorem taktycznym – Krążą wokół fregaty „Proud of Eriadu” jak się zdaje – mężczyzna szybko podał dane Sunrider i wysłuchał do końca młodszego rycerza Zakonu Jedi.
- Później przydałaby się eskorta dla Capitolów; admirał Dodonna wydała rozkaz zniszczenia Kuźni, słyszałeś?
- Nie, ale bez trudu wyczułem – wyobraźnia podsunęła mu wizję skrzywionej twarzy Jaace’a, ale błyskawicznie odepchnął ją od siebie – Dzięki, Xofe. Do zobaczenia po bitwie.
Arun z trudem przełknął przymiotnik „zwycięskiej”, gdy jego umysł trącił wspomnieniem zakrwawionych ciał; nie tylko rycerzy Jedi, lecz także żołnierzy Sith i wyznawców Ciemnej Strony Mocy. Wojna nie oszczędza nikogo.
- Mam nadzieję mistrzu – odrzekł Jaace, pstrykając przełącznikiem swojego komunikatora na pożegnanie.
Radena chwilę zadumał się, nim połączył się z Sunrider.
- Chodź, Vimo – powiedział niepewnie – Czas zakończyć tą wojnę.



1 2 3 4 5 6 7 (8) 9 10

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 8,50
Liczba: 12

Użytkownik Ocena Data
Kosak 10 2008-09-02 21:24:56
Włóczykij 10 2007-01-25 18:03:11
DarthRevan 10 2006-01-26 16:41:28
April 10 2005-07-01 20:12:45
Vip`per 9 2005-06-19 12:34:43
Mistrz Fett 9 2005-04-28 18:54:22
Qsmier 9 2005-04-28 12:33:35
Andaral 9 2005-04-28 10:32:17
Krogulec 8 2005-04-28 12:42:15
Darth Edziaszka 7 2016-11-21 22:40:47
Gemini 6 2005-08-10 21:30:10
Mallor Quisif nah Pahn 5 2005-04-28 23:46:45


TAGI: Fanfik / opowiadanie (255)

KOMENTARZE (12)

  • Włóczykij2007-01-19 19:40:15

    Grrrrr... Znowu Jasna Strona...Awgh... Błyskawice mnie przez to trafią... Acz daję 10... Ale Nadiru mógbły w końcu napisać coś o Ciemnej Stronie Mocy ;-) Bardzo lubię teksty tego autora. Tak trzymać!!! (śmierć Jedi... My , Sithowie, jeszcze zwyciężymy!!! :-P)

  • Vegeta662006-08-30 19:21:13

    dlaczego nie mogli dac zdjecia dartha revana wkurza mnie to

  • Gemini2005-08-10 21:29:01

    Hmmmm muszę przyznać, że to opowiadanie trochę mnie znudziło. Za dużo scen walki /aczkolwiek zaznaczono , że na podstawie gry/,za długie, za mało przeżyć wewn. i akcji poza głównym wątkiem. Można powiedzieć , że prawie klasyczna tragedia jedność czasu, akcji i miejsca. ;)) Mimo wszystko chylę czoła przed pracą autora

  • Dominik1022005-06-23 21:30:55

    Jutro ją zaczne czytać zaraz po zakończeniu roku szkolnego!
    Jupiiii jutro koniec roku szkolnego wreście będe mógł poświęcić się swej pasji--Star Wars--
    NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI...;-)

  • Harnas Jedi2005-06-21 13:49:27

    Wismienite i bardzo ciekawa opowiadanie.Az jestem ciekawy co sie dzialo w ty odleglych czasach Jedi

  • Vip`per2005-06-19 12:34:18

    Świetne opowiadanko, trochę błędów gramatycznych i ortografów, ale przy tej ilośći tekstu...

    Zgadzam sie z Shedao, myslalem ze oczy wi wyjda na orbitę niczym dwie mini Gwiazdy Śmierci... Chleba, igrzysk i pdf !!!

  • Shedao Shai2005-04-29 14:13:57

    A czy przewidywana jest wersja pdf? Bo byłoby to wówczas znacznie łatwiej przeczytać...

  • Krogulec2005-04-28 21:10:53

    ja na outer rimie :)

  • Nadiru Radena2005-04-28 14:15:02

    Tytymek - czy ty czytałeś tą wersję na Bastionie, czy może tamtą z The Outer Rim?
    Bo ta tutaj jest ostateczną wersją - już bez wielu błędów gramatycznych i bez wielu niepotrzebnych opisów.

  • Krogulec2005-04-28 12:42:06

    ładne opowiadaniw, chociaż coś mi tu z opisami przeżyć wew. kiepsko się podoba... no cóż ale reszta bardzo dobrze 8 na 10

  • Mallor Quisif nah Pahn2005-04-28 12:38:53

    szkoda ze tylko zostalo uwzglednione jedynie dobre zakonczenie a przecierz mrok moglby zatriumfoeac

  • waldiego2005-04-28 12:18:59

    Czytałem i bardzo fajne świetne opowiadanie nareszcie coś o czasach przed Palpatinem ok!

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..