Rozdział I – Republika Galaktyczna
**********
Coruscant – odwieczna stolica Galaktyki, centrum wszelkiego istnienia i najważniejszy świat Republiki Galaktycznej niespokojnie migotał na tle ogromnej tarczy biało-żółtawego słońca układu Coruscant, opromieniony łagodnym blaskiem, wypływającym z transparistalowych okien gigantycznych wieżowców, które już tysiące lat temu nieprzenikalnym płaszczem pokryły ostatni skrawek niezabudowanej przestrzeni.
Jedyna w swoim rodzaju, zadziwiająca swoim niepojętym majestatem planeta wbrew logice większości istot inteligentnych nadal niesłychanie się rozwija, stanowiąc doskonały przykład działalności Republiki i jej pacyfistycznej polityki, opierającej się na wzajemnej tolerancji i zaufaniu. Onieśmielająca swoim splendorem, tarcza gigantycznej metropolii zachwycała swoją nieprzemijalnością i niemal wyczuwalną potęgą, uwitą całe tysiąclecia temu przez inteligentne organizmy, lśniąc się niezwykłą poświatą miliardów świateł, nadających planecie wygląd gigantycznego klejnotu Corusca, od którego tak naprawdę otrzymała swą nazwę - choć zawsze znajdą się tacy, co uparcie twierdzą, że było odwrotnie.
Otoczona dziesiątkami milionów sztucznych satelitów, milionami niewielkich stacji kosmicznych, setkami tysięcy przybywających lub odlatujących z Republic City gwiezdnych statków, tysiącami ogromnych zwierciadeł planetarnych, gotowych na wezwanie oświetlić każdy obszar tytanicznego miasta, zdawała się nie odczuwać upływu czasu, nie pomna na setki coraz to nowych kryzysów, nierozumnych konfliktów bądź też wielkich galaktycznych wojen, dumnie unosząc się na orbicie swojej żółtej gwiazdy. Zupełnie nie bacząc na usilne działania wielu rządnych władzy istot, czy też jakiekolwiek sytuacje polityczne, właściwie samym swoim istnieniem zaprzeczała wszystkiemu.
Glob wydawał się również nie zauważać, ani tym bardziej zwracać uwagi na olbrzymią flotyllę okrętów Republiki, które niespokojnie wisiały w czarnej otchłani próżni tuż nad monumentalną Stolicą Galaktyki. Naprędce zebrana armada ponad stu statków, może nie była siłą zdolną zwyciężyć w wielkiej bitwie, lecz ten, kto ją wystawił, zrobił to, aby obronić ów wspaniały świat, jak i też w następstwie mnóstwo innych.
Niewielka flota – biorąc pod uwagę ogólną liczebność pojazdów wojennych, wchodzących w skład całej Wielkiej Armii Republiki – składała się głównie z dwóch rodzajów machin bojowych: krążowników uderzeniowych i nieco mniejszych fregat szturmowych. Te pierwsze – a było ich około czterdziestu - zwane były powszechnie Capitolami, gdyż stanowiły trzon wszystkich flot republikańskich. Pomalowane na metaliczny, zmatowiały kolor, przepasany gdzieniegdzie pasami ciemnoczerwonej barwy, statki miały ponad dwieście metrów i swoim kształtem przypominały gigantyczny młotek. Na jego uzbrojenie wchodziły zaś cztery podwójne ciężkie działa laserowe, standardowo skierowane w przód.
Natomiast fregaty szturmowe Republic Fleet Systems klasy Defender zbudowane były na podstawie prostego, podłużnego prostopadłościanu. Prawie stu pięćdziesięciometrowe maszyny zaopatrzone były w dwa ciężkie podwójne działa laserowe zainstalowane na przedzie oraz całkiem mocne silniki, w gruncie rzeczy niczym szczególnym się nie wyróżniały i można by powiedzieć, iż w tym właśnie celu zostały one zaprojektowane; fregaty te miały być jedynie wsparciem ogniowym dla dużo mocniejszych i lepszych Capitolów, a ich główną zaletą prawie dwa razy większa prędkość bojowa.
Oczywiście szkieletem żadnej flotylli nie były wielkie okręty liniowe, lecz znacznie drobniejsze gwiezdne statki: zwykłe, niewielkie myśliwce, leciutko, lecz groźnie kąsające gigantów. W tym dniu Republika dysponowała dwoma ich rodzajami: podstawowym, typu Republic oraz typu Crusader, przemykające pomiędzy większymi statkami, niczym olbrzymie roje owadów.
Republic Fighters – jak nazywano te pierwsze – zwinne i smukłe, skonstruowane były do walki kołowej, spisując się w niej dokładnie tak, jak chcieli tego inżynierzy. Dzięki niesamowitym prędkościom osiąganym przez pojedynczy silnik fuzyjny, Republic był w stanie prześcignąć i wymanewrować niemal każdy do tej pory zbudowany w Znanej Galaktyce pojazd. Gdy patrzyło się na niego z góry, przypominał duży, opływowy trójkąt ostry, podzielony na cztery części. Jedyne, co pozostawało do życzenia w konstrukcji Republic Fightera to zupełny brak opancerzenia i tarcz ochronnych; z tego też powodu tylko najodważniejsi piloci odważyli się w nim zasiadać... lub też ci, którzy nie mieli innego wyboru.
Crusader z kolei, była to wielce różniąca się od Republic Fightera jednostka. Pojazd ten w niczym nie przypominał swojego odległego prekursora, jakim był szybki i zwrotny Republic. Kadłub maszyny był płaski i podłużny, lecz w przeciwieństwie do innych myśliwców nie leżał w czasie lotu poziomo, ale pionowo. W czasie startu plecy pilota skierowane były do podłoża. Kabina znajdowała się zatem na samym czubku maszyny, tuż przed zamontowanymi po obu bokach dwoma dużymi, cylindrycznymi silnikami, które dawały mniej mocy niż napęd Republica. Na szczęście wszelkie niedogodności w pełni rekompensowały mocne osłony i dobrej jakości pancerz.
Daleko za wszystkimi okrętami, na samym końcu armady Republiki utrzymywały pozycje ponad dwukrotnie większe od Capitolów statki w kształcie niezwykle szerokiego, płaskiego prostopadłościanu o długości nieprzekraczającej czterystu metrów - ledwo widoczne na tle tarczy Coruscant, ale wystarczająco wyraźne, by nie uznać ich za fantom. Dziesięć Republikańskich lotniskowców klasy Sentinel, mogących bez trudu pomieścić w sobie dwa pełne skrzydła myśliwskie, tudzież niemal sto dość przestronnych kabin dla ich pilotów oraz mechaników.
W pewnej chwili wszystkie okręty znajdujące się w składzie floty, rozpoczęły formować nowy szyk, pomału uaktywniając swoje silniki, a myśliwce ruszyły do swoich hangarów na olbrzymich lotniskowcach. Około sto dwadzieścia z nich skierowało się do swoich lądowisk na czterdziestu Capitolach, które we wnętrznościach na śródokręciu chowało trzy doskonale przygotowane miejsca do lądowania dla lekkich pojazdów takich jak Republic Fighter. Flotylla powoli zaczęła opuszczać orbitę Coruscant, dokonując przy tym gruntownej zmiany szyku. Trzydzieści fregat Defender wysunęło się na czoło armady, mieszając się z dwudziestką Capitolów. Po piętnaście zostało wysłanych na skrzydła floty, a reszta krążowników ustawiła się pomiędzy przednią grupą a lotniskowcami, gotowych w razie konieczności wesprzeć inne okręty.
Naprędce zwołana ze wszystkich stron Znanej Galaktyki, VI Flota Republiki admirał Forn Dodonny była przygotowana do wyruszenia i ostatecznej bitwy.
Bitwy, która miała zadecydować o losach Republiki Galaktycznej.
**********
Coruscant – odwieczna stolica Galaktyki, centrum wszelkiego istnienia i najważniejszy świat Republiki Galaktycznej niespokojnie migotał na tle ogromnej tarczy biało-żółtawego słońca układu Coruscant, opromieniony łagodnym blaskiem, wypływającym z transparistalowych okien gigantycznych wieżowców, które już tysiące lat temu nieprzenikalnym płaszczem pokryły ostatni skrawek niezabudowanej przestrzeni.
Jedyna w swoim rodzaju, zadziwiająca swoim niepojętym majestatem planeta wbrew logice większości istot inteligentnych nadal niesłychanie się rozwija, stanowiąc doskonały przykład działalności Republiki i jej pacyfistycznej polityki, opierającej się na wzajemnej tolerancji i zaufaniu. Onieśmielająca swoim splendorem, tarcza gigantycznej metropolii zachwycała swoją nieprzemijalnością i niemal wyczuwalną potęgą, uwitą całe tysiąclecia temu przez inteligentne organizmy, lśniąc się niezwykłą poświatą miliardów świateł, nadających planecie wygląd gigantycznego klejnotu Corusca, od którego tak naprawdę otrzymała swą nazwę - choć zawsze znajdą się tacy, co uparcie twierdzą, że było odwrotnie.
Otoczona dziesiątkami milionów sztucznych satelitów, milionami niewielkich stacji kosmicznych, setkami tysięcy przybywających lub odlatujących z Republic City gwiezdnych statków, tysiącami ogromnych zwierciadeł planetarnych, gotowych na wezwanie oświetlić każdy obszar tytanicznego miasta, zdawała się nie odczuwać upływu czasu, nie pomna na setki coraz to nowych kryzysów, nierozumnych konfliktów bądź też wielkich galaktycznych wojen, dumnie unosząc się na orbicie swojej żółtej gwiazdy. Zupełnie nie bacząc na usilne działania wielu rządnych władzy istot, czy też jakiekolwiek sytuacje polityczne, właściwie samym swoim istnieniem zaprzeczała wszystkiemu.
Glob wydawał się również nie zauważać, ani tym bardziej zwracać uwagi na olbrzymią flotyllę okrętów Republiki, które niespokojnie wisiały w czarnej otchłani próżni tuż nad monumentalną Stolicą Galaktyki. Naprędce zebrana armada ponad stu statków, może nie była siłą zdolną zwyciężyć w wielkiej bitwie, lecz ten, kto ją wystawił, zrobił to, aby obronić ów wspaniały świat, jak i też w następstwie mnóstwo innych.
Niewielka flota – biorąc pod uwagę ogólną liczebność pojazdów wojennych, wchodzących w skład całej Wielkiej Armii Republiki – składała się głównie z dwóch rodzajów machin bojowych: krążowników uderzeniowych i nieco mniejszych fregat szturmowych. Te pierwsze – a było ich około czterdziestu - zwane były powszechnie Capitolami, gdyż stanowiły trzon wszystkich flot republikańskich. Pomalowane na metaliczny, zmatowiały kolor, przepasany gdzieniegdzie pasami ciemnoczerwonej barwy, statki miały ponad dwieście metrów i swoim kształtem przypominały gigantyczny młotek. Na jego uzbrojenie wchodziły zaś cztery podwójne ciężkie działa laserowe, standardowo skierowane w przód.
Natomiast fregaty szturmowe Republic Fleet Systems klasy Defender zbudowane były na podstawie prostego, podłużnego prostopadłościanu. Prawie stu pięćdziesięciometrowe maszyny zaopatrzone były w dwa ciężkie podwójne działa laserowe zainstalowane na przedzie oraz całkiem mocne silniki, w gruncie rzeczy niczym szczególnym się nie wyróżniały i można by powiedzieć, iż w tym właśnie celu zostały one zaprojektowane; fregaty te miały być jedynie wsparciem ogniowym dla dużo mocniejszych i lepszych Capitolów, a ich główną zaletą prawie dwa razy większa prędkość bojowa.
Oczywiście szkieletem żadnej flotylli nie były wielkie okręty liniowe, lecz znacznie drobniejsze gwiezdne statki: zwykłe, niewielkie myśliwce, leciutko, lecz groźnie kąsające gigantów. W tym dniu Republika dysponowała dwoma ich rodzajami: podstawowym, typu Republic oraz typu Crusader, przemykające pomiędzy większymi statkami, niczym olbrzymie roje owadów.
Republic Fighters – jak nazywano te pierwsze – zwinne i smukłe, skonstruowane były do walki kołowej, spisując się w niej dokładnie tak, jak chcieli tego inżynierzy. Dzięki niesamowitym prędkościom osiąganym przez pojedynczy silnik fuzyjny, Republic był w stanie prześcignąć i wymanewrować niemal każdy do tej pory zbudowany w Znanej Galaktyce pojazd. Gdy patrzyło się na niego z góry, przypominał duży, opływowy trójkąt ostry, podzielony na cztery części. Jedyne, co pozostawało do życzenia w konstrukcji Republic Fightera to zupełny brak opancerzenia i tarcz ochronnych; z tego też powodu tylko najodważniejsi piloci odważyli się w nim zasiadać... lub też ci, którzy nie mieli innego wyboru.
Crusader z kolei, była to wielce różniąca się od Republic Fightera jednostka. Pojazd ten w niczym nie przypominał swojego odległego prekursora, jakim był szybki i zwrotny Republic. Kadłub maszyny był płaski i podłużny, lecz w przeciwieństwie do innych myśliwców nie leżał w czasie lotu poziomo, ale pionowo. W czasie startu plecy pilota skierowane były do podłoża. Kabina znajdowała się zatem na samym czubku maszyny, tuż przed zamontowanymi po obu bokach dwoma dużymi, cylindrycznymi silnikami, które dawały mniej mocy niż napęd Republica. Na szczęście wszelkie niedogodności w pełni rekompensowały mocne osłony i dobrej jakości pancerz.
Daleko za wszystkimi okrętami, na samym końcu armady Republiki utrzymywały pozycje ponad dwukrotnie większe od Capitolów statki w kształcie niezwykle szerokiego, płaskiego prostopadłościanu o długości nieprzekraczającej czterystu metrów - ledwo widoczne na tle tarczy Coruscant, ale wystarczająco wyraźne, by nie uznać ich za fantom. Dziesięć Republikańskich lotniskowców klasy Sentinel, mogących bez trudu pomieścić w sobie dwa pełne skrzydła myśliwskie, tudzież niemal sto dość przestronnych kabin dla ich pilotów oraz mechaników.
W pewnej chwili wszystkie okręty znajdujące się w składzie floty, rozpoczęły formować nowy szyk, pomału uaktywniając swoje silniki, a myśliwce ruszyły do swoich hangarów na olbrzymich lotniskowcach. Około sto dwadzieścia z nich skierowało się do swoich lądowisk na czterdziestu Capitolach, które we wnętrznościach na śródokręciu chowało trzy doskonale przygotowane miejsca do lądowania dla lekkich pojazdów takich jak Republic Fighter. Flotylla powoli zaczęła opuszczać orbitę Coruscant, dokonując przy tym gruntownej zmiany szyku. Trzydzieści fregat Defender wysunęło się na czoło armady, mieszając się z dwudziestką Capitolów. Po piętnaście zostało wysłanych na skrzydła floty, a reszta krążowników ustawiła się pomiędzy przednią grupą a lotniskowcami, gotowych w razie konieczności wesprzeć inne okręty.
Naprędce zwołana ze wszystkich stron Znanej Galaktyki, VI Flota Republiki admirał Forn Dodonny była przygotowana do wyruszenia i ostatecznej bitwy.
Bitwy, która miała zadecydować o losach Republiki Galaktycznej.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,50 Liczba: 12 |
|
Włóczykij2007-01-19 19:40:15
Grrrrr... Znowu Jasna Strona...Awgh... Błyskawice mnie przez to trafią... Acz daję 10... Ale Nadiru mógbły w końcu napisać coś o Ciemnej Stronie Mocy ;-) Bardzo lubię teksty tego autora. Tak trzymać!!! (śmierć Jedi... My , Sithowie, jeszcze zwyciężymy!!! :-P)
Vegeta662006-08-30 19:21:13
dlaczego nie mogli dac zdjecia dartha revana wkurza mnie to
Gemini2005-08-10 21:29:01
Hmmmm muszę przyznać, że to opowiadanie trochę mnie znudziło. Za dużo scen walki /aczkolwiek zaznaczono , że na podstawie gry/,za długie, za mało przeżyć wewn. i akcji poza głównym wątkiem. Można powiedzieć , że prawie klasyczna tragedia jedność czasu, akcji i miejsca. ;)) Mimo wszystko chylę czoła przed pracą autora
Dominik1022005-06-23 21:30:55
Jutro ją zaczne czytać zaraz po zakończeniu roku szkolnego!
Jupiiii jutro koniec roku szkolnego wreście będe mógł poświęcić się swej pasji--Star Wars--
NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI...;-)
Harnas Jedi2005-06-21 13:49:27
Wismienite i bardzo ciekawa opowiadanie.Az jestem ciekawy co sie dzialo w ty odleglych czasach Jedi
Vip`per2005-06-19 12:34:18
Świetne opowiadanko, trochę błędów gramatycznych i ortografów, ale przy tej ilośći tekstu...
Zgadzam sie z Shedao, myslalem ze oczy wi wyjda na orbitę niczym dwie mini Gwiazdy Śmierci... Chleba, igrzysk i pdf !!!
Shedao Shai2005-04-29 14:13:57
A czy przewidywana jest wersja pdf? Bo byłoby to wówczas znacznie łatwiej przeczytać...
Krogulec2005-04-28 21:10:53
ja na outer rimie :)
Nadiru Radena2005-04-28 14:15:02
Tytymek - czy ty czytałeś tą wersję na Bastionie, czy może tamtą z The Outer Rim?
Bo ta tutaj jest ostateczną wersją - już bez wielu błędów gramatycznych i bez wielu niepotrzebnych opisów.
Krogulec2005-04-28 12:42:06
ładne opowiadaniw, chociaż coś mi tu z opisami przeżyć wew. kiepsko się podoba... no cóż ale reszta bardzo dobrze 8 na 10
Mallor Quisif nah Pahn2005-04-28 12:38:53
szkoda ze tylko zostalo uwzglednione jedynie dobre zakonczenie a przecierz mrok moglby zatriumfoeac
waldiego2005-04-28 12:18:59
Czytałem i bardzo fajne świetne opowiadanie nareszcie coś o czasach przed Palpatinem ok!