TWÓJ KOKPIT
0

Ostatnia Bitwa :: Twórczość fanów

Rozdział IV – Przed bitwą
**********

Minęło kilka długich dni od czasu od wyruszenia VI Floty z Republic City i teraz – kiedy do wyjścia z nadprzestrzeni pozostało zaledwie kilkanaście minut – Arun Radena doszedł do przekonania, że nic nie może się równać z powrotem w normalną przestrzeń; i to pomimo towarzystwa Vimy Sunrider.
Stojąc przed stalowymi drzwiami we wnętrzu pomieszczenia, służącego za sypialnię dla pięciu ludzi, mężczyzna przyczepił miecz świetlny do pasa, strzepując z oczu ostatnie resztki snu. Zgodnie z radami Vandara Tokare nie złożył kombinezonu pilota, lecz pozostał przy swojej zwyczajowej tunice Jedi. Mistrz słusznie uważał, że w wypadku, gdy Kuźnia okaże się stacją, lub okrętem – co jest prawie pewne – być może koniecznym będzie wysłanie Jedi do jej wnętrza. A wtedy ciężkie i raczej słabo nadające się do walki kombinezony będą bardzo przeszkadzać. Wprawdzie w wypadku zestrzelenia, Radena pozbawiał się jakichkolwiek szans przeżycia, ale to i tak nie miało znaczenia. W końcu odgarnął czarne włosy do tyłu i nareszcie otworzył drzwi.
Zgodnie z przeczuciem stanęła przed nim Vima Sunrider, uśmiechając się doń z wyrzutem.
- Arun jak zawsze ostatni.
- Wierz mi: tym razem chciałem się naprawdę dobrze wyspać.
Vima obrzuciła go powątpiewającym spojrzeniem, a po sekundzie na jej usta wypłynął nader tajemniczy uśmiech.
- To widać. Tak czy inaczej, lepiej się pośpieszmy. Nie zamierzam ominąć momentu, gdy „przybijemy” do pewnej Kuźni.
Nim Radena cokolwiek zdążył powiedzieć, Sunrider żwawym krokiem ruszyła do windy, co lekko wznieciło podejrzenia w umyśle mistrza. Kiedy jednak spojrzał na swój chronometr, wszystko się doskonale rozjaśniło i Arun również przyspieszył.
Przeszli w milczeniu kilkanaście kroków, aż w końcu mistrzyni Jedi odezwała się lekko prześmiewczym tonem:
- Po tych paru dniach muszę przyznać, iż jedynym plusem ściągnięcia mnie na „Saviora” było to, że mogliśmy się ponownie spotkać – Vima Sunrider cierpiętniczo westchnęła – To samo ma się z tymi, co przybyli na tym promie.
- Cóż... – Arun Radena wzruszył ramionami i uśmiechnął się łobuzersko – Przynajmniej my dwoje mieliśmy szczęście!
Vima roześmiała się i pokręciła głową.
Nim się obejrzał, Radena wchodził już przez szerokie wrota lądowiska. Od razu zwrócił uwagę na nadzwyczaj wzmożony ruch personelu wokół wszystkich trzech pojazdów: jego myśliwca, maszyny Jekala, a najbardziej – co jest zresztą oczywiste - wokoło kanciastego, piętnastometrowego promu klasy Eta, który ledwo się mieścił w niewielkim hangarze przewiercającym okręt na wylot. Największe pomieszczenie „Saviora” zakończone było dwoma gigantycznymi śluzami po obu stronach. Tak wiec gdyby znalazł się jakiś wyjątkowo narwany wariat, to mógłby próbować przelecieć przez statek bez postoju.
Chwilę później mistrz spostrzegł sznur ciągle wchodzących i wychodzących z promu żołnierzy, zarówno pilotów i oficerów Republiki jak i Jedi. Przez chwilę nawet mignęła mu na rampie sylwetka Xofe Jaace’a, a tuż po nim Sullustanina Haggi’ego. Trudno było również nie dojrzeć Sonmila Dey’lyę, który stał obok rampy i rozglądał się na wszystkie strony, jakby szukając kogoś. Nie było zbyt ciężko domyśleć się, o kogo chodzi.
- Mistrzyni Sunrider – powiedział szybko pokryty sierścią Bothanin – Prom odlatuje natychmiast po wyjściu z nadprzestrzeni, czyli za trzy i pół minuty, więc proszę wsiadać do środka.
- Dziękuję komandorze – uprzejmie podziękowała i po odejściu żołnierza, odwróciła się do Aruna z ciepłym uśmiechem na twarzy – Nasze ścieżki ponownie się rozchodzą, mistrzu Radena.
Arun Radena powoli skierował wzrok na zielone oczy kobiety.
- Niestety – rycerz pomyślał, że to wielka szkoda, iż muszą lecieć w oddzielnych eskadrach. Z drugiej jednakże strony może to i dobrze; mistrz Jedi wiedział, że piloci pod dowództwem Vimy mają większe szanse przeżycia pod jej rozkazami, niż ktokolwiek inny. Jedi uśmiechnął się miło, choć smutnie – Wreszcie dopięliśmy swego, nie? Znaleźliśmy Gwiezdną Kuźnię i właśnie lecimy rozpylić ją na atomy.
- I jeżeli wszystko pójdzie jak trzeba, ta wojna zostanie nareszcie zakończona...
- Tak... – Radena przybrał minę zdobywcy i wypiął pierś - Ale od czego jesteśmy my, dzielni rycerze Jedi, nie?
Sunrider przywołała na usta zgryźliwy półuśmiech.
- A jak... – po chwili uśmiech zbladł i powróciła troska i zastanowienie – A tak na poważnie; ta bitwa nie będzie spacerkiem. Nawet jeżeli uda nam się zwyciężyć, straty mogą być olbrzymie.
- Musimy się z tym liczyć, Vimo.
Kobieta odwróciła głowę w kierunku wnętrza promu. Coraz mniej osób do niego wchodziło i wyglądało na to, że za jakąś minutę rampa zacznie się składać.
- Jak to mówił mistrz Vrook: Wszystko ma swój początek i koniec. Ta wojna trwa już stanowczo za długo i zbyt wielu ucierpiało z jej powodu.
- Niestety... zbyt wielu – Arun powrócił myślami do Dantooine i natychmiast tego pożałował. Nie czas teraz na to, od razu wprowadził to zdanie do głowy. Muszę się skupić na bitwie. Z takim postanowieniem, zajrzał głęboko w oczy towarzyszki - Powodzenia, Vimo i niech Moc będzie z tobą.
Sunrider zaśmiała się cichutko, nieznacznie kręcąc głową.
- Hej, Arun. Nie martw się tak. Na pewno wygramy.
- Wiem – odpowiedział, choć nie o to się tak naprawdę martwił. Poklepał przyjaciółkę w ramię, przywołując nikły uśmiech – Pokaż im jak się porządnie pilotuje prawdziwe myśliwce!
- Nawet nie zauważą, co ich trafiło! – uśmiechnęła się ciepło i już całkiem poważnie dokończyła – Niech Moc będzie z tobą.
Vima Sunrider odwróciła się i znikła w czarnej czeluści wnętrza bezkształtnego promu kosmicznego. Arun ostatni raz obejrzał się za siebie i szybko doskoczył do swojego myśliwca, jak zawsze gotowego do startu. Kierując się wzdłuż kadłuba, musnął gładki metal smukłej maszyny, ale zanim zdążył wspiąć się na Republic Fightera, drogę zagrodził mu młody republikański technik w brązowo-czarnym kombinezonie.
- Maszyna jest sprawna i gotowa do boju! – krzyknął rozentuzjazmowany chłopak – Niech pan rozpyli tych Sithów na atomy, sir!
- Dziękuję – odrzekł, wsiadając do myśliwca z wypisanym na ustach uśmiechem. Ach ci młodzi – pomyślał – zawsze chętni rzucić się w wir walki. Niestety, najczęściej kończy się to gorzej niż źle... Kto wie? Może gdyby teraz spojrzał na siebie sprzed dwudziestu lat, również zobaczyłby takiego samego człowieka, jak ten młody technik.
Nim zdążył założyć brunatny hełm pilota, do jego uszu doleciał, aż za bardzo znajomy śmiech. Rycerz odwrócił głowę i popatrzył prosto w twarz Jekala, który szczerząc zęby w szerokim uśmiechu, wskoczył do swojej maszyny.
- Teraz pokażemy im jak się lata! Po Sith Fighterach nie pozostanie nawet najmniejszego śladu! – rzucił z wielką zapalczywością w głosie i niezwykłym, nawet jak na niego podnieceniem w oczach.
- Tylko nie popisuj się i nie zrób niczego głupiego, Jekal – ostrzegł natychmiast Radena podnosząc jedną brew. Doświadczony rycerz oglądał już za całe mnóstwo bitew, w których zginęło zbyt wielu młodych pilotów, niesionych natchnieniem i emocjami. Moment później jednak uśmiechnął się ironicznie – Przed chwilą sam przed Vimą robiłem za bohatera...
- Hej, Arun – chłopak znowu wyszczerzył zęby – To w końcu ja, nie?
Mistrz Jedi jedynie pokręcił głową, ale po chwili na jego ustach pojawił się lekki półuśmiech.
- Uważaj na siebie. Nie chcę stracić najlepszego pilota w eskadrze.
Jekal zasalutował okutą w rękawicę dłonią.
- Nie stracisz – uroczyście obiecał i mrugnął okiem do starszego mężczyzny – Daj im popalić, Arun!
Radena trzasnął w jeden z przełączników na konsolecie myśliwca i srebrzysta owiewka gładko zsunęła się do tyłu, zamykając się z przyduszonym sykiem.
- Oby, Jekal. Oby.
Rycerz Jedi zapiął oba pasy sieci bezpieczeństwa, włożył na głowę hełm, po czym założył na obie ręce dwie czarne rękawice i ponownie spojrzał na swój czasomierz. Minuta i czterdzieści sekund. Jedi tracił kilka przełączników na pulpicie, który pobudzony do działania w jednej chwili rozjarzył się blaskiem. Gdy skończył sprawdzanie wszystkich systemów maszyny, wyjrzał na sekundę poza transparistalową owiewkę na ostatnich, krzątających się nerwowo po lądowisku mechaników i techników. Kątem oka spostrzegł, iż rampa promu kosmicznego z Vimą Sunrider na pokładzie powoli zaczyna się unosić i dopiero wtedy włączył silniki swojej maszyny.
Po krótkiej chwili dało się usłyszeć cichy pomruk repulsorów i pojazd łagodnie podniósł się w górę. Odczekując kolejnych dziesięć sekund, Jedi ponownie zachwalał w myślach Republic Fightery, dające się błyskawicznie uruchomić i na dodatek w ciągu zaledwie niecałej minuty wszystkie systemy działają: począwszy od napędu, sterowania, nawigację po uzbrojenie i zamontowane kiedyś na polecenie Revana osłony.
Kiedy pozostało już tylko dwadzieścia sekund, pilot musnął manetkę akceleratora i operując silnikami manewrowymi, łagodnie odwrócił w powietrzu republikański myśliwiec w stronę olbrzymiej grodzi, oddzielającej hangar od mrocznej pustki lodowatej próżni.
I oto tak długo oczekiwana chwila nadchodzi – pomyślał – Nareszcie Gwiezdna Kuźnia pokaże swoje prawdziwe oblicze.
W przebłysku sekundy, gdy „Savior” wkroczył z powrotem w normalną przestrzeń, gigantyczne odrzwia rozpoczęły rozsuwać się na górę i dół, zastąpione przez magnetyczną zasłonę chroniącą przed wypłynięciem powietrza na zewnątrz i przed wdarciem się próżni do środka okrętu.
Ułamek sekundy po opadnięciu wrót, mistrz wyprowadził Republic Fightera poza magnetyczną osłonę i znalazłszy się na zewnątrz, pchnął przepustnicę tak, że ciąg pojedynczego silnika fuzyjnego zwiększył się do siedemdziesięciu procent mocy. Natychmiast przesunął całość mocy osłon na dziób i skierował przód maszyny prosto w stronę punktu, gdzie powinna się znajdować Gwiezdna Kuźnia. W tej chwili oczekiwał już tylko niespodziewanego ataku statków wroga.
Nic jednak się nie stało.
Arun Radena głęboko wciągnął powietrze i z ulgą je wypuścił – jego teoria o pułapce na szczęście się nie sprawdziła. Nie ma ani pułapki, ani okrętów Sithów, czekających by rozszarpać VI Flotę Republiki. Nic. Przynajmniej jak na razie...
Mistrz zmarszczył brwi i mocniej wytężył wzrok.
No właśnie. Jedyne, co widać to jakiś system słoneczny, a dokładniej świecącą krystalicznym blaskiem gwiazdę i krążącą po jej orbicie planetę... właściwie to gazowego giganta; normalnie wyglądającą kulę białego gazu – Arun jeszcze bardziej zmarszczył brwi i pochylił się w fotelu, na tyle ile mu pozwalały pasy ochronne – Coś nie było w porządku z tą gazową planetą... z jej górnej części wzlatywał na długość jej średnicy cienki warkocz gazu, kończący się czymś, czego nie mógł dostrzec z odległości niecałego miliona kilometrów. Zrezygnował z dalszego wytężania wzroku, ale gdyby mimo wszystko miał zgadywać, powiedziałby, że na samym czubku owego zagadkowego strumienia znajduje się właśnie tajemnicza Gwiezdna Kuźnia.
Radena szybko odwrócił myśliwiec, ściągając przepustnicę do zaledwie jednej dziesiątki mocy. Stał się przy tym świadkiem błyskawicznego odlotu promu kosmicznego Republiki, po którym pozostała jedynie oddalająca się poświata czterech jasnych punktów, znaczących silniki maszyny. Poza tym, przy manewrze zwrotu spostrzegł, iż myśliwiec Jekala znalazł się tuż obok jego prawej burty, dostosowawszy się do ciągu jego pojazdu.
Nie czekając chwili dłużej rycerz Jedi płaskim ruchem dłoni uruchomił komunikator i ustawił go na częstotliwość taktyczną, którą dzielił wyłącznie z Jekalem.
- Jak tam, Jekal?
- Wszystko w porządku, Arun – w tonie młodego pilota dało się odczuć wyraźny niepokój – Nie spodziewałem się zobaczyć coś takiego.
- Szczerze mówiąc chyba nikt się nie spodziewał.
- Noo... Nigdy jeszcze nie widziałem takiej gazowej planety, a ty?
- Też nie – rycerz usłyszał przez komunikator coś w rodzaju głębokiego wydechu - Myślisz, że Kuźnia tam jest... na szczycie tego czegoś?
- A gdzież indziej mogła by być? – odpowiedział pytaniem na pytanie – A jeżeli tam jest, to boję się myśleć, dlaczego ten strumień gazów kieruje się prosto do niej... ale przynajmniej na razie nie ma żadnych Sithów. To chyba dobry znak, nie uważasz?
Młodzieniec donośnie się roześmiał, co trochę dziwnie zabrzmiało, przepuszczone przez krótkodystansowy komunikator.
- Jasne, że dobry! Dzięki temu waśnie wygrałem zakład z Nawem! Niebieski Pięć wyłącza się!
I tak, nim Arun zdołał wypowiedzieć jakiekolwiek zdanie, coś w komunikatorze zatrzeszczało i zrozumiał, że młodzieniec bezczelnie go wyłączył. Osłupiały rycerz Jedi jedynie prychnął.
Kiedy się rozejrzał przez owiewkę, spostrzegł, że właśnie minął go ostatni z Capitolów, co z kolei oznaczało, iż znajduje się już na krańcu całej floty. Zwiększył troszkę ciąg silników i podleciał do jednego z republikańskich lotniskowców Sentinel, zaś po sekundzie obrócił o sto osiemdziesiąt stopni smukły dziób maszyny i dostosował prędkość do szybkości wielkiego okrętu.
Rycerz Jedi kolejny raz wyjrzał poza owiewkę, lecz tym razem spostrzegł wylatujące właśnie z lotniskowca Republic Fightery, z czego jedna trzecia należała do eskadry, którą on sam dowodził. Długo się nie zastanawiając, Arun wprawnym ruchem dłoni przekalibrował komunikator na częstotliwość taktyczną swojej jednostki, której używał zarówno w walce, jak i przed nią.
- Eskadra Niebieskich – odezwał się natychmiast – Meldujcie się.
- Niebieski Pięć gotowy do walki! – intuicyjnie krzyknął Jekal, wywołując kolejny rozdrażniony uśmiech na twarzy mistrza.
Dowództwo VI Floty postanowiło, iż ponad osiemset myśliwców, jakimi dysponuje flotylla – przy czym sześćset z nich to Republic Fightery a reszta to niemal równe półtora grosa [tuzina tuzinów] zapełnionego Crusaderami – podzieli na dwadzieścia dwa skrzydła myśliwskie po trzy dwunastki każde. Poza tym uzgodniono, że dziesięć najważniejszych szwadronów nazwie kolorami; tak więc Zielonymi przywodził Bothanin Sonmil Dey’lya, Czerwonymi Xofe Jaace, Złotymi sławny w regionie Kolonii Korelianin Countaar, a Srebrnymi dowodziła Vima Sunrider. Pozostałe dywizjony z konieczności oznaczono po prostu liczbami. Jedynym mankamentem tego rozwiązania był fakt, iż rozkazy o poszczególnych przydziałach można było wysłać dopiero po wyjściu z nadprzestrzeni. Zapewne wielu pilotów będzie miała przez to trudność w rozpoznaniu, kto jest kim. Na szczęście jego nie dotyczyło to jego Niebieskich.
Co prawda starano się, by na jedną eskadrę przypadał co najmniej jeden Jedi, jednak nie zawsze było to możliwe – albo brakowało dla nich maszyn, albo specjalnie nie chcieli polecieć. Zresztą nie każdy Jedi potrafi latać myśliwcem. Ci właśnie trafiali na pokłady lotniskowców i w promach bojowych klasy Eta czekali na prawdopodobną realizację abordażu na Gwiezdną Kuźnię.
- Niebieski Trzy obecny – zameldował kolejny pilot, wzór cierpliwości i spokoju, wiecznie opanowany Baar z Coruscant.
- Niebieski Dziesięć gotowy – zakomunikował Sullustanin Haggi, który jak spostrzegł Jedi dopiero przed chwilą dołączył do eskadry. Swoją drogą to interesujące – pomyślał Radena – Musieli się szybko uwinąć z tym promem, skoro Haggi jest już na chodzie. Ciekawe, czy Vima też już ruszyła...
- Niebieski Sześć czeka na rozkazy.
- Niebieski Dwanaście, działka gotowe rozpylić Sithów, dowódco – oznajmił bojowo, czyli tak jak zwykle Bladee, znany wszystkim jako ekspert od naprawdę ciężkiej broni i wszelkiej maści materiałów wybuchowych.
- Niebieski Jedenaście...
Mistrz Jedi odczekał, aż reszta jego pilotów zgłosi swoją gotowość, po czym spojrzał na chronometr – osiem minut – i ponownie nawiązał łączność z jednostką, uważnie obserwując ruchy VI Floty:
- Niebiescy, ustawić wektor lotu na kurs 0-30. Uaktywnijcie jednostki napędu na maksymalną prędkość podświetlną.
Jak powiedział, tak i sam zrobił, trąciwszy jeden z wystających przełączników na pulpicie myśliwca. Potem mocniej naparł na manetkę akceleratora i powiedział do wszystkich:
- Mam nadzieję, że wszyscy dobrze się wyspali. Dzisiaj czeka nas naprawdę ciężki dzień, w którym my, piloci Republiki będziemy rozwalać setki Sithów, robić dwa razy tyle uników i cztery razy tyle pokazywać im, że jesteśmy lepsi!
Odpowiedział mu chór rozbawionych głosów zniekształconych przez komunikator, w których dało się również usłyszeć niezwykłą wręcz zapalczywość i olbrzymią determinację, przeplataną z ledwo wyczuwalnym gniewem. Niewątpliwie jego piloci byli ze przygotowani do walki nie tylko fizycznie, ale też psychicznie – czego niestety nie można było rzec o innych, obecnych teraz w przestworzach przed gazową planetą i hangarach swoich lotniskowców. Każdy z jego podwładnych wiedział dokładnie, czego może się spodziewać, wiedział ile wysiłku trzeba włożyć w tą bitwę i ile może w niej stracić... jak i też ile zyskać.
- Miło słyszeć, że się ze mną zgadzacie. Po tej bitwie będziecie mogli opowiedzieć swoim wnukom, że walczyliście w bitwie, która uratowała Republikę.
Do uszu Aruna doleciał czyjś nerwowy śmiech i rycerz natychmiast pożałował poprzedniego zdania. Jedi skrzywił się nieznacznie, ale dokończył:
- Zanim jednak to się stanie, dojdzie parę Sith Fighterów na burtach waszych maszyn i kilkanaście niszczycieli mniej po stronie wroga. Pozostawcie za sobą długi ślad wypalonych wraków i... po prostu dajcie z siebie wszystko, zrozumiano?
- Tak jest, sir!
Pierś mistrza uniosła się ciężko i wyrzuciła z siebie głośne westchnienie. Arun nigdy nie uważał się za dobrego żołnierza i przywódcę, ani tym bardziej dowódcę liniowego, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że obsadzenie go liderem Eskadry Niebieskich nie było bynajmniej przypadkowe. Potrzebowali kogoś doświadczonego, wytrzymałego i odpornego na ból. I według Dowództwa Arun Radena kimś takim był... ale nie według jego samego.
- Dowódco Niebieskich? – przerwał powstałą ciszę niepewny, wyraźnie kobiecy głos, należący do jednego z pilotów.
Radena chwilę się głowił nad personaliami żołnierza, ale ułamek chwili później odpowiedział:
- Tak, Niebieski Osiem? – szybko odgadł Arun, przypominając sobie, iż w jego eskadrze jest jedynie jedna kobieta: Twi’lekiańska dziewczyna Erge Kasdan. Bardzo inteligentna, ale często niezdecydowana, co kiedyś może się źle odbić na polu walki.
- Dopiero przed chwilą dostaliśmy przydział do tej eskadry i... – głos przerwał na moment – Jeszcze nie otrzymaliśmy żadnych rozkazów...
- Erge chce powiedzieć, że nie wiemy, co robić – wparował się na linię Nawe Cor z Ansionu, mający oznaczenie Jedenastka – Nikt nic nam nie powiedział i jak do tej pory nikt nie zamierza tego zrobić.
- Aaa – Arun Radena przeklął w duchu Flotę Republiki; to już nie pierwszy raz, gdy coś w łączności nawala i ktoś „zapomina” o poinformowaniu jakiejś eskadry, co ma robić. A potem dziwią się, dlaczego coś nie idzie jak po ich myśli... – z gorzką miną na twarzy, przycisnął parę klawiszy i na ekranie małego ekranu, usytuowanego mniej więcej między sterem a prawą ścianką kabiny, pojawiło się kilkanaście zdań w alfabecie Basic.
- Mamy „doczepić się” do Fioletowych i bronić okrętów Grupy 6... – Radena jeszcze raz zerknął na świecący się niebieską poświatą monitor – Czyli dziesięć Capitolów... z głównym „Unionem”. Inaczej mówiąc, nasze zadanie polega na osłonie krążowników, nie dopuszczeniu myśliwców wroga do nich i... – rycerz cicho prychnął, ale tak by go nie usłyszeli Niebiescy - To w sumie tylko tyle.
- Żadnych ataków? Żadnych rajdów na Sithów? – z niedowierzaniem wysyczał Ric Mullac, Barabel, gad z niegościnnego świata o nazwie Barab V.
- Kompletnie odpada – zgasił wszelkie nadzieje Barabela, kręcąc przy tym głową – Nasze rozkazy są jasne. Działamy jedynie wtedy, gdy ktoś je zmieni, albo stanie się coś naprawdę bardzo, bardzo złego.
- I to ma być bitwa, która uratuje Republikę? – ktoś prychnął znacząco - Też mi coś...
- Rozkaz to rozkaz – ostro zgromił pilota Radena – Jak coś ci się nie podoba Piątka, to leć sobie samemu na Niszczyciel Sith, a jak masz kompleksy, to możesz nawet rzucić się na samą Kuźnię. Efekt będzie raczej podobny, nie sądzisz?
Do uszu rycerza Jedi dotarły zduszone chichoty pozostałych żołnierzy Republiki. Z niepełnym uśmiechem na twarzy wyobraził sobie zaczerwienione policzki Jekala. Chociaż raz udało mi się wygrać – pomyślał i dokończył:
- Przestań mi tu gadać głupoty, Jekal i zajmij się tym, co trzeba. Zrozumiano?
Z komunikatora wypłynął cichy głos zawstydzonego młodzieńca:
- Tak jest, sir – wymruczał – Przepraszam, sir...
- Tak ma być – tym razem Arun zwrócił się do wszystkich – Wybraliśmy taką, a nie inną ścieżkę i teraz ponosimy konsekwencje tego wyboru. Jesteśmy żołnierzami i naszych głównym zadaniem jest wykonywanie rozkazów, czy wam się to podoba, czy nie. Zapamiętajcie to sobie. Dowódca Niebieskich wyłącza się.
Powiedziawszy ostatnie słowa, pstryknął przełącznikiem i spojrzał na chronometr. Pozostało mu jeszcze trochę czasu.
W czasie, gdy odbyta przed chwilą rozmowa przebrzmiewała mu w głowie, mistrz Jedi rozmasował ramię i rozprostował kości palców swoich dłoni. Tuz po tym przymknął powoli oczy, zaparł się głębiej w poduszkach ciemnego fotela i definitywnie wyrzucił z mózgu wszystkie myśli, pytania i niepewności, rozluźniając napięte mięśnie. W ostateczności pogrążył się w bezgłośnej medytacji.
Z sekundową wręcz dokładnością, osiem minut później Arun Radena ocknął się z letargu i otworzył szeroko oczy. Nim w pełni odzyskał zdolność widzenia i władzę w okrytych rękawicami dłoniach, jego umysł z zaniepokojeniem wchłonął zamglony obraz Gwiezdnej Kuźni.

**********

Gigantyczna konstrukcja dosłownie rosła w oczach, niczym różnobarwne drzewko chala na przyspieszonym, przyrodniczym holofilmie. Stacja kosmiczna - bo już nikt nie miał wątpliwości, że Kuźnia nią była – nie przypominała niczego, co ktokolwiek do tej pory widział; tytaniczna struktura bez wątpienia była większa niżeli jakakolwiek inna rzecz w całej Galaktyce, wyłączając jedynie Stację Centerpoint. W samym środku pionowej stacji usytuowana była olbrzymia kula, z której jakby wychodziły trzy wielkie płaty w kształcie dwóch trójkątów ostrych, zlepionych ze sobą podstawami, przy czym całkowita wysokość konstrukcji była trzy razy większa niżeli jej szerokość. Przez całą szerokość kuli i miejsce „złączenia” obu trójkątów przebiegała dziwna, błękitno-biała linia. Dolne końcówki trzech płatów kończyły się dokładnie w miejscu, gdzie świetlisty warkocz gazów z białej planety poniżej kosmicznej konstrukcji znikał. Wyglądało to tak, jak gdyby Gwiezdna Kuźnia jakąś nieznaną siłą zmuszała cząsteczki białego gazu do ruchu w górę; stacja kosmiczna zdawała się ściągać je do własnego wnętrza. Dokładnie tak, jakby stanowił on jej paliwo...
Choć do punktu, gdzie flota powinna napotkać jakikolwiek opór, pozostało jeszcze sporo drogi, admirał Forn Dodonna miała wszystko jak na dłoni. Gwiezdna Kuźnia stała tam niczym drapieżnik, cierpliwie czekając na swoje ofiary. Na myśl o tym, iż z tą potęgą będzie się musiała zmierzyć VI Flota, Dodonnę oblał zimny dreszcz.
Kobieta odwróciła wzrok od nieprzyjemnego widoku za iluminatorem „Saviora” i skupiła go na niepozornej postaci mistrza Vandara Tokare, który niewzruszenie stał tuż obok fotelu, zajmowanego przez nią samą.
- Obawiam się mistrzu, że tym razem może się nie udać. Jeżeli Kuźnia ma jakąkolwiek broń, jesteśmy zgubieni.
Jedi jedynie spokojnie skinął głową.
- Nie wszystko wydaje się być takim, jakim jest naprawdę.
Admirał zmarszczyła brwi, ale nie minęła jedna dziesiąta sekundy, kiedy zrozumiała intencje Tokare’a. Bitwa przecież jeszcze się nie rozpoczęła...
- Sensory – rzuciła głośno do tylnej sekcji mostku – Kiedy będziemy w zasięgu?
- Za minutę, pani admirał – błyskawicznie odpowiedział jakiś żołnierz, siedzący po lewej stronie pomieszczenia, tuż pod obłym iluminatorem i wyświetlającym niezliczone masy danych monitorem.
- To dobrze – skwitowała kobieta, zwracając się do Vandara – Teraz zobaczymy, czy naprawdę jest tam gdzieś jakaś flota Sith. I czy mamy szanse z nią wygrać.
Forn Dodonna energicznie wstała z fotela i mijając maleńkiego mistrza, stanęła tuż za wpatrzonym w ekran młodym żołnierzem; podporucznikiem o imieniu Fallem, który nawet na chwilę nie utracił koncentracji.
- Kiedy będzie miał pan te dane – nakazała admirał, także zaglądając w monitor, co zakończyło się szybką rezygnacją z próby rozszyfrowania płynących na nim informacji – Proszę mnie powiadomić i wyświetlić, co się da na głównej mapie holograficznej.
- Tak jest, pani admirał.
Kobieta poprawiła admiralską czapkę i zwróciła się teraz w drugą stronę mostku. Sekundę później doniosłym głosem, pozbawionym jakichkolwiek wątpliwości oznajmiła:
- Piloci myśliwców na lotniskowcach do swoich maszyn – od razu do pracy zabrał się dział łączności pod wodzą porucznika Regarde’a – Proszę ogłosić pełną gotowość bojową – Dodonna ponownie odwróciła się i przeczekała parę chwil, starając się zobaczyć coś w iluminatorze poza samą Gwiezdną Kuźnią – Włączyć tarcze ochronne.
Nie minął kolejny moment, usiany gorączkowym szemraniem członków załogi „Saviora”, pospiesznie wydających rozkazy całej flocie, gdy do kobiety dotarł podniecony głos podporucznika Fallema:
- Pani admirał! Są już dane!
- Bardzo dobrze – skinęła głową zadowolona Dodonna, kierując się wprost przed holograficzną mapę, połyskującą żółtawą poświatą – W takim razie, proszę o raport poruczniku.
- Tak jest – rozemocjonowany żołnierz wystukał jakieś polecenie na klawiaturze pod ekranem i rozpoczął – Stacja ma dziesięć kilometrów średnicy i około trzydzieści pięć wysokości... – Forn Dodonna nieznacznie pobladła słysząc dalsze słowa, teraz już podenerwowanego podporucznika – Otacza ją dwadzieścia sześć... nie dwadzieścia siedem Niszczycieli Sith oraz niezidentyfikowana ilość myśliwców typu Sith Fighter. Zaraz będzie coś bardziej konkretnego... Sensory wykazują, że jest ich na pewno nie mniej niż... – Fallem głośno przełknął ślinę – półtora tysiąca.
Półtora tysiąca. Gdyby Forn była pilotem myśliwskim zaklęłaby siarczyście, ale jako, że jest admirałem floty Republiki jedynie cicho westchnęła. Nie dość, że wróg posiadał dwadzieścia siedem Niszczycieli, to na dodatek ma prawie dwa razy więcej myśliwców, niż VI Flota – zastanowiła się kobieta – Zadanie będzie o wiele trudniejsze niżeli mógłby zakładać nawet największy optymista, ale nie było niewykonalne. Oczywiście pod warunkiem, iż Gwiezdna Kuźnia nie jest superbronią... czego jeszcze nie da się wykluczyć.
Mapa taktyczna, przed którą stanęła wraz z Vandarem Tokare zamigotała i w jej prawym rogu pojawiło się kilkadziesiąt czerwonych punktów, oznaczających Niszczyciele Sith, oraz jeden duży trójkąt, przedstawiający Kuźnię. Po lewej stronie natomiast pulsowały błękitnym światłem symbole jednostek Republiki, a konkretnie osiem niebieskich kwadracików i okręgów, znaczących grupy bojowe, wydzielone wśród stu pięciu okrętów wojennych VI Floty. Cztery z nich – kwadraty – stanowiły krążowniki Capitol, pogrupowane numerycznie jako Pięć, Sześć, Siedem oraz Osiem po dziesięć każda (prócz Ósmej, gdzie jest ich jedenaście) Resztę – malutkie okręgi - stanowiły fregaty klasy Defender złączone w cztery oddziały o sygnaturze Jeden, Dwa, Trzy i Cztery po szesnaście maszyn jedna. Dowodzenie poszczególnymi grupami, admirał powierzyła kapitanom najbardziej doświadczonych jednostek, ale cała flota wciąż znajdowała pod bezpośrednimi rozkazami Dodonny. Przed bitwą ustalono, iż nie należy zmieniać szyku floty po wyjściu z nadprzestrzeni, a grupy Siódma i Ósma – ta, w której znajdował się „Savior” – pozostaną za przednim czołem armady, służąc wsparciem, w razie kłopotów jednego z innych oddziałów. Tak więc Piąta i Szósta oraz Trzecia i Czwarta będą tworzyć główne siły uderzeniowe, a grupy Pierwsza i Druga operować będą na skrzydłach flotylli Republiki Galaktycznej.
W każdym bądź razie takie były założenia przed bitwą.
Frn Dodonna pokręciła głową i wsparła ramiona na biodrach.
- Poruczniku Fallem – rzekła po chwili, krótko się namyślając – Proszę podzielić statki wroga na pięć grup po pięć Niszczycieli Sith.
- Tak jest.
Nie minęły trzy sekundy, jak dwadzieścia kilka kropek zmieniło się w pięć na holograficznej mapie. Kobieta błyskawicznie omiotła żółtawą płaszczyznę i od razu spostrzegła nieznaczny ruch po prawej stronie. Prawie natychmiast cztery z czerwonych kropek poczęły bardzo powoli kierować w stronę statków Republiki.
Teraz nie było wątpliwości – zastanowiła się niepocieszona, choć przygotowana na ten moment już od kilkunastu ostatnich dni admirał – Wrogowie nas zauważyli i szykują się do ataku.
- Poruczniku – pani admirał postanowiła, iż nie wolno tracić cennego czasu – Proszę wykryć wektory ruchu okrętów wroga i obliczyć, ile pozostało czasu do kontaktu bojowego. Niech się pan pospieszy. Muszę mieć to wszystko za minutę! Poza tym... proszę, żeby poinformował mnie pan, gdyby zdarzyło się coś niezwykłego w okolicy.
- Tak jest, pani admirał! – podporucznik Fallem ochoczo zabrał się do pracy i jego dłonie w oka mgnieniu przebiegały po klawiaturze, niczym starożytny skoczek Xassi z Coruscant.
Tymczasem Dodonna zwróciła się do sektora, zajmowanego przez łączność.
- Poruczniku Regarde. Wypuścić wszystkie eskadry Republic Fighterów. Reszta myśliwców niech ustawi się za Grupą Siódmą i Ósmą.
- Tak jest, pani admirał.
Vandar Tokare nagle poruszył się niespokojnie, czym zasłużył sobie na skupienie na nim uwagi zaniepokojonej Dodonny, spotęgowane jeszcze gwałtowniejszym zamknięciem się zielonych powiek mistrza Jedi.
- Mistrzu Vandar?
- Musimy skontaktować się z „Ebon Hawk’iem” – oczy Tokare’a otwarły się powoli – Stało się coś niedobrego.
Admiral poważnie skinęła głową i ponownie skierowała spojrzenie na lewy bok mostku.
- Sensory: czy widzicie gdzieś w pobliżu „Ebon Hawk’a”?
Podporucznik Fallem, niczym w transie pokręcił głową i skinął głową na partnera, siedzącego obok niego.
- Kyle?
- Nic nie ma, pani admirał – zawiadomił drugi osobnik, do którego zwrócono się imieniem Kyle, przebiegając oczami po swoim monitorze – Być może znajduje się poza zasięgiem naszych sensorów...
- Niedobrze – Forn Dodonna popatrzyła znacząco na mistrza Vandara, który znowu przymrużył oczy. W końcu kobieta wzruszyła ramionami – Szukajcie dalej. Minęło wprawdzie kilka dni od wysłania wiadomości, ale on musi tu gdzieś być...
- Może jest na tamtej planecie, pani admirał... – zaproponował żołnierz, wywołując zdziwienie na twarzy dowódcy floty.
- Jakiej planecie?
Tym razem wielkie zaskoczenie odmalowało się na obliczu Kyle’a. Po chwili niepewnie wskazał kciukiem jakiś punkt za transparistalowym iluminatorem statku.
Zmarszczywszy brwi, Forn popatrzyła w tamtym kierunku. Jej czoło szybko się rozpogodziło w grymasie zdumienia, gdy faktycznie ujrzała malutką, zielono-błękitną planetę, otoczoną dwoma księżycami, majaczącą daleko po lewej stronie armady Republiki. Ciekawe i z drugiej strony dziwne, że jej wcześniej nie zobaczyła – pomyślała i ponownie zwróciła swoją uwagę w kierunku sekcji komunikacyjnej.
- Łączność: nakierujcie część swoich systemów na tamtą planetę. Chcę, aby zaraz wysłano statek zwiadowczy na jej orbitę – kobieta na moment przerwała, gdyż wpadł jej do głowy pewien pomysł; trochę ryzykowny, ale w tym wypadku wart wypróbowania - Spróbujcie nawiązać kontakt z „Ebon Hawk’iem” na paśmie Zeta-X4.
- Ależ, admirale... – obruszył się natychmiast porucznik Regarde, ale admirał przerwała mu zdecydowanym ruchem prawej dłoni.
- Wykonać, poruczniku. Wiem, że Sithowie mogą się o tym dowiedzieć, ale nie mamy innego wyboru – natychmiast pospieszyła z wyjaśnieniami do Vandara – To sekretna częstotliwość i Carth Onasi na pewno będzie wiedział, że to właśnie my próbujemy się z nim skontaktować. Ma olbrzymi zasięg... ale problem w tym, że bardzo łatwo ją rozszyfrować.
Starając się zachować względny spokój zarówno duszy jak i ciała, Forn zerknęła na swój chronometr. Właśnie minęli względnie bezpieczne tereny i flota znajdowała się dokładnie tam, gdzie powinna. Czas, aby Imperium Sith poznało, czym jest flota Republiki.
- Mostek: proszę skalibrować prędkość na bojową.
- Tak jest.
Zanim Dodonna wypowiedziała kolejny rozkaz, dobiegł ją głos Fallema:
- Mam już wszystko, pani admirał: z naszą i ich prędkością do kontaktu bojowego okrętów wojennych pozostało dziewiętnaście minut i trzydzieści osiem sekund. Jeżeli Sithowie właśnie wypuścili swoje myśliwce, to te napotkamy za cztery i pół minuty. Chyba, że wyślemy na przechwycenie nasze... wtedy będą jakieś dwie minuty.
- Doskonale, poruczniku – pochwaliła żołnierza, samej nabierając większej pewności – Łączność: wyślijcie wiadomość do wszystkich eskadr w przestrzeni. Za dziesięć sekund wszystkie ustawią się w szyku bojowym i z pełną prędkością ruszą w kierunku Sith Fighterów.
- Tak jest.
Zadowolona z szybkości wydawanych przez jej ludzi poleceń, kolejny raz zwróciła się do podporucznika Fallema.
- A co z tymi wektorami?
- Dziesięć Niszczycieli leci w stronę Grupy Czwartej, jedenaście w kierunku Piątki, a pozostałe sześć jednostek pozostaje na... hm... orbicie Gwiezdnej Kuźni... to znaczy w jej pobliżu – oczy żołnierza na moment zwęziły się w cienkie szparki i niespodziewanie rozszerzyły, spoglądając na ekran – Pani admirał! W naszą stronę leci prawie tysiąc Sith Fighterów!
- W takim razie miejmy nadzieję, że nasi piloci dobrze wykonają swoją cześć zadania, poruczniku – co będzie trudne, jeżeli wróg ma ponad dwukrotną przewagę, dodała w myślach Forn Dodonna, uśmiechając się blado i wpatrując się po kolei w twarze członków swojej załogi. Usatysfakcjonowana zauważyła, że na żadnej z nich nie ma oznak niepokoju; co więcej każda z nich zachowuje całkowitą koncentrację. Obawiała się jedynie, na jak długo tej koncentracji i spokoju starczy – W przeciwnym razie, będziemy mieli naprawdę ciężki orzech do zgryzienia.
Forn przez chwilę krótką jak mignięcie powieki obserwowała chmurę Republikańskich maszyn, które śmignęły za iluminatorami, rzucając się przed siebie z pełną mocą silników niczym rozszalałe stado reeków. To właśnie te myśliwce miały zdobyć tak potrzebną przewagę w przestrzeni - Dodonna zamyśliła się – I to właśnie przez to, te myśliwce mają dzisiaj najtrudniejsze zadanie do wykonania.
Co bynajmniej nie znaczy, że reszta będzie miała łatwiej.
Admirał VI Floty Republiki Galaktycznej odwróciła głowę do holograficznej mapy i zerknęła na pozycje wrogów. Przy okazji, ku swemu zadowoleniu wychwyciła, iż Fallem zaznaczył na niej kolejne kilkadziesiąt czerwonych punktów, niewątpliwie przedstawiających całe skrzydła myśliwców przeciwnika.
- Łączność: wszystkie okręty mają pozostać na swoich pozycjach. Proszę też wysłać wszystkie dane na statki dowodzenia poszczególnych oddziałów. Kiedy zacznie się walka, mają otrzymywać je na bieżąco.
- Tak jest, pani admirał.
- To samo ma działać w drugą stronę. Dowódcy okrętów dowodzenia mają natychmiast przekazywać wszelkie dane o stratach i postępach. Proszę meldować o nich... co dwie minuty.
- Tak jest.
- Niech Grupy Druga, Czwarta i Szósta przytrzymają niszczyciele lecące w ich stronę. Jedynka, Piątka i Trójka zajmą się resztą. Siódemka i Ósemka pozostają na miejscu... – admirał westchnęła bezgłośnie, później biorąc głęboki wdech – I jeszcze jedno, poruczniku... proszę powiedzieć, że admirał Dodonna życzy wszystkim powodzenia i... Niech Moc będzie z nimi.
- Oczywiście, pani admirał – rzucił krótko Regarde, posyłając dowodzącej flotą przyjazne, acz udręczone spojrzenie.
Forn skinęła głową w podzięce, nagle uświadomiwszy sobie, że tak naprawdę nie ma już żadnych rozkazów do wydania. Wszystko, co było do zrobienia w tej chwili, zostało zrobione. Teraz można jedynie czekać na dalszy rozwój wypadków... i liczyć na duże szczęście.
Mistrz Tokare smutno popatrzył w oczy kobiety.
- Moc będzie potrzebna nie tylko im, ale i nam, admirale.
Dodonna obrzuciła Jedi równie zbolałym i ponurym wzrokiem, który przed sekundami posłał jej porucznik Regarde.
- Oby była, mistrzu Vandar – z piersi kobiety wyrwało się nie tylko głośne, ale i bolesne westchnienie – Oby tylko była.
Zarówno pani admirał, jak i Tokare odwrócili się w stronę przednich iluminatorów, spoglądając daleko za ostatnie jednostki Grupy Czwartej, VI Floty Republiki. Nim minęło kilka krótkich chwil, w odległej przestrzeni został wystrzelony pierwszy laserowy promień tej bitwy. Po paru sekundach myśliwce Republiki wymieszały się z Sith Fighterami i rozgorzała prawdziwa walka.
Forn zwróciła głowę na postać Vandara.
- Zaczęło się.
Mistrz Jedi jedynie smutno pokiwał głową.



1 2 3 4 (5) 6 7 8 9 10

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 8,50
Liczba: 12

Użytkownik Ocena Data
Kosak 10 2008-09-02 21:24:56
Włóczykij 10 2007-01-25 18:03:11
DarthRevan 10 2006-01-26 16:41:28
April 10 2005-07-01 20:12:45
Vip`per 9 2005-06-19 12:34:43
Mistrz Fett 9 2005-04-28 18:54:22
Qsmier 9 2005-04-28 12:33:35
Andaral 9 2005-04-28 10:32:17
Krogulec 8 2005-04-28 12:42:15
Darth Edziaszka 7 2016-11-21 22:40:47
Gemini 6 2005-08-10 21:30:10
Mallor Quisif nah Pahn 5 2005-04-28 23:46:45


TAGI: Fanfik / opowiadanie (255)

KOMENTARZE (12)

  • Włóczykij2007-01-19 19:40:15

    Grrrrr... Znowu Jasna Strona...Awgh... Błyskawice mnie przez to trafią... Acz daję 10... Ale Nadiru mógbły w końcu napisać coś o Ciemnej Stronie Mocy ;-) Bardzo lubię teksty tego autora. Tak trzymać!!! (śmierć Jedi... My , Sithowie, jeszcze zwyciężymy!!! :-P)

  • Vegeta662006-08-30 19:21:13

    dlaczego nie mogli dac zdjecia dartha revana wkurza mnie to

  • Gemini2005-08-10 21:29:01

    Hmmmm muszę przyznać, że to opowiadanie trochę mnie znudziło. Za dużo scen walki /aczkolwiek zaznaczono , że na podstawie gry/,za długie, za mało przeżyć wewn. i akcji poza głównym wątkiem. Można powiedzieć , że prawie klasyczna tragedia jedność czasu, akcji i miejsca. ;)) Mimo wszystko chylę czoła przed pracą autora

  • Dominik1022005-06-23 21:30:55

    Jutro ją zaczne czytać zaraz po zakończeniu roku szkolnego!
    Jupiiii jutro koniec roku szkolnego wreście będe mógł poświęcić się swej pasji--Star Wars--
    NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI...;-)

  • Harnas Jedi2005-06-21 13:49:27

    Wismienite i bardzo ciekawa opowiadanie.Az jestem ciekawy co sie dzialo w ty odleglych czasach Jedi

  • Vip`per2005-06-19 12:34:18

    Świetne opowiadanko, trochę błędów gramatycznych i ortografów, ale przy tej ilośći tekstu...

    Zgadzam sie z Shedao, myslalem ze oczy wi wyjda na orbitę niczym dwie mini Gwiazdy Śmierci... Chleba, igrzysk i pdf !!!

  • Shedao Shai2005-04-29 14:13:57

    A czy przewidywana jest wersja pdf? Bo byłoby to wówczas znacznie łatwiej przeczytać...

  • Krogulec2005-04-28 21:10:53

    ja na outer rimie :)

  • Nadiru Radena2005-04-28 14:15:02

    Tytymek - czy ty czytałeś tą wersję na Bastionie, czy może tamtą z The Outer Rim?
    Bo ta tutaj jest ostateczną wersją - już bez wielu błędów gramatycznych i bez wielu niepotrzebnych opisów.

  • Krogulec2005-04-28 12:42:06

    ładne opowiadaniw, chociaż coś mi tu z opisami przeżyć wew. kiepsko się podoba... no cóż ale reszta bardzo dobrze 8 na 10

  • Mallor Quisif nah Pahn2005-04-28 12:38:53

    szkoda ze tylko zostalo uwzglednione jedynie dobre zakonczenie a przecierz mrok moglby zatriumfoeac

  • waldiego2005-04-28 12:18:59

    Czytałem i bardzo fajne świetne opowiadanie nareszcie coś o czasach przed Palpatinem ok!

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..