Rozdział III – Ciemna Strona Mocy
**********
Wszyscy rozeszli się jakieś dziesięć minut później, ale nawet po opuszczeniu mostka Arun Radena czuł się jakoś tak dziwnie drętwo i zupełnie bez energii, którą najwyraźniej musiał pozostawić wraz z ostatnim krokiem postawionym na podłodze lądowiska hangaru „Saviora”. Mimo wszystko wciąż mógł się ruszać, więc chyba jednak jest w porządku.
- Wiesz, co Vimo? – zwrócił się do swojej uroczej towarzyszki, która bezustannie podążała obok niego – Nigdy nie lubiłem takich spotkań. Czuje się po nich jak po dziesięciogodzinnej bitwie. Na dodatek nie wygranej.
Córka Nomi Sunrider roześmiała się ciepło, ironicznie przypatrując się skrzywionej twarzy rycerza Jedi.
- A ja myślałam, że już się przyzwyczaiłeś...
- A to dobre! – krzyknął Radena, oglądając się na kobietę – Kto by pomyślał, że mówi to Vima Sunrider?
- Och, daj spokój Arun... To, że moja matka zasiada w Najwyższej Radzie Jedi na Coruscant nic nie świadczy.
- Wiem, Vimo, wiem – mistrz na chwilę przystanął i gdy tylko uzyskał szansę, zajrzał w szmaragdowe oczy kobiety – Ale nie wszyscy to wiedzą. Zwłaszcza teraz, w czasie kolejnej wojny Sith. Zapewne liczą, że będziesz postępować jak twoja matka i uratujesz Galaktykę od Sithowego pomiotu.
- To jest bezsensowne. Żaden pojedynczy człowiek nie jest w stanie zmienić oblicza Galaktyki. Nawet Revan potrzebował Malaka i całej rzeszy Jedi, aby osiągnąć zamierzony cel.
- Oczywiście – przytaknął mistrz – Tyle, że od czasów Wielkiej Wojny w pamięci społeczeństwa zapisał się wizerunek bohatera; kogoś, kto choć trochę wyróżnia się ponad innych. Tak jak dzisiaj Bastila Shan.
- Może – przyznała w końcu Sunrider – Im bardziej jednak ktoś staje się owym bohaterem i w dodatku jest Jedi, może zapragnąć władzy. A żądza władzy prowadzi prostą drogą ku Ciemnej Stronie.
Nic więcej już nie mówiąc, dwoje rycerzy Jedi powoli pospieszyło w kierunku niewielkiego, oznaczonego głębszą czerwienią wejścia windy. Wrota z durastali otworzyły się i oboje - po zaledwie dwusekundowej podróży o jeden poziom w górę, wkroczyli na błyszczący metalicznie pokład, gdzie standardowo znajdywały się kabiny żołnierzy Republiki i załogi.
Zanim jednak wsiedli do windy, Radena spostrzegł ledwo widzialną w Mocy zmarszczkę, która niespodziewanie wypłynęła na zewnątrz. Rycerz od razu zorientował się, że jakaś natrętna myśl dręczy jego przyjaciółkę.
- Co się stało?
- Nic, nic... – trochę zaskoczona głosem mężczyzny, Vima pokręciła leciutko głową, wydając z siebie zduszone westchnienie – Znowu mnie na czymś przyłapałeś.
Radena przywołał na swoje usta zawadiacki półuśmieszek, za którym jednak kryła się troska o kobietę.
- Taka już moja rola... – radośnie podchwycił, lecz szybko powrócił do poprzedniego tematu – Po prostu twoje emocje i myśli same z ciebie wypływają jak fontanna – mistrz puścił oko do przyjaciółki – Ale nie martw się, nikomu nie powiem.
Sunrider cichutko się zaśmiała i choć nie trwało to długo, Radena uznał, że to najwspanialsza muzyka... zresztą chyba zawsze tak było – pomyślał Arun, nieznacznie wzruszając ramionami.
- Myślałam o Revanie – przyznała po chwili Sunrider – O Revanie i jego powrocie.
- Ach tak... Revan.
Nagle Vima stanęła i łagodnie pochwyciła mężczyznę za ramię, przyciągając go na tyle, że była teraz w stanie zobaczyć nawet najmniejszy błysk jego niebieskich oczu, które ze zdziwieniem przyglądały się jej zmarszczonemu czołu.
- Czy... czy ty wiedziałeś o tym od początku?
Całą swą podświadomością Arun spodziewał się – i jednocześnie obawiał - tego pytania, lecz za nic nie potrafił na nie znaleźć dobrej odpowiedzi. Mistrz pogładził jedynie dłoń kobiety, trzymającej jego rękę.
- Tak... – szczerze wyznał – Uczestniczyłem w tamtej bitwie i tak naprawdę byłem pierwszym, który się o tym dowiedział – rycerz zwiesił głos, oczekując reakcji Sunrider – To właśnie ja pomogłem Bastili Shan przyprowadzić ciało Revana przed oblicze Najwyższej Rady Jedi.
Zgodnie z oczekiwaniami rycerza, Vima w pierwszej chwili omal się nie zachłysnęła z wrażenia, by następnie ogarnął ją dziwny smutek. Kobieta przeciągle zlustrowała Radenę, przy czym jej ręka bezwiednie puściła jego ramię.
- To ty tam byłeś? Nie wiedziałam...
- Nie mogłaś wiedzieć - błyskawicznie sprostował mężczyzna, starając się nie pokazywać żalu, który poczuł. Był świadomy tego, iż niepotrzebnie się zamartwia, ale... Niespodziewanie Arun obiema rękami delikatnie pochwycił lewą dłoń Vimy – Naprawdę długo się nie widzieliśmy... chociaż wiem, że to głupio brzmi ale... przepraszam, że wcześniej nie powiedziałem ci tego wszystkiego.
- Nie ma sensu się obwiniać, za coś, czego nie dało się zrobić, Arun – łagodnie zganiła Sunrider, wkładając w swoje słowa tyle ciepła, ile tylko zdołała – To nie twoja wina, ze sprawy potoczyły się tak a nie inaczej.
- Wiem... – Radena zwiesił głowę, monotonnie przyglądając się podłodze – Ale winien ci jestem dalsze wyjaśnienia. Jako, że znałem już prawdę, uczestniczyłem też razem z Bastilą w tajnym spotkaniu z Najwyższą Radą Jedi. Co nie powinno nikogo dziwić, Rada nie potrafiła dojść do porozumienia przez bardzo długi okres. Po wielogodzinnej debacie w końcu Shan zdołała przekonać mistrzów Zakonu, że należy coś zrobić z Revanem, gdyż jedynie on może doprowadzić Zakon Jedi do Gwiezdnej Kuźni... co właśnie zrobił.
- Z tego, co mówisz wychodzi teraz, że mieli rację – rzekła ostro Vima – Nikt, nawet Mroczny Lord Sith nie zasługuje na śmierć... – gdy Sunrider dobrze uświadomiła sobie, co przed chwilą powiedziała, z przerażeniem spojrzała na Aruna – Czy... czy Rada myślała o...?
- Nie – stanowczo zaprzeczył, zanim jeszcze mistrzyni skończyła zdanie – Jedi nigdy by tego nie zrobili. Przecież wiesz. Opcją ostateczną było oddanie go komuś. Komukolwiek.
- I w ten sposób mieli się pozbyć „kłopotu”? – Vima z niedowierzaniem pokręciła głową.
- Decyzja o renowacji, jeżeli można coś takiego powiedzieć jego umysłu przyszła z najwyższym trudem – szybko sprostował mężczyzna, widząc groźne błyski w oczach przyjaciółki – Najbardziej oponowali Oron Kira i Qrrrl Toq; obawiali się, że Revan może ponownie przejść na Ciemną Stronę. Myśleli, iż nawet, jeżeli jego umysł będzie nowy, gdy tylko były Lord Sith pozna swą poprzednią tożsamość, porażka z przeszłości całkowicie go załamie i zawróci ze ścieżki Jedi.
- Zapewne nie tylko oni tak uważali.
- Kira i Toq mieli największe powody do nieufności. Wydarzenia z Wielkiej Wojny musiały odcisnąć na nich swoje piętno – widzieli przecież na swoich własnych oczach, jak Ulic Qel-Droma pogrążał się w ciemności. Tak, czy inaczej za sprawą Mistrza Tokare – tu Arun mocniej ścisnął dłoń Vimy, po czym łagodnie ją puścił, uśmiechając się doń lekko – twojej matki i rzecz jasna Bastili udało nam się przekonać Najwyższą Radę o słuszności tej decyzji.
- Nam? – podejrzliwie spytała Sunrider.
- W sumie... to ja też opowiadałem się za tą opcją – na usta Radeny wpłynął nieznaczny uśmiech – Postanowiono jednak, że Revan dowie się prawdy w odpowiednim czasie. Myślę, że ten czas już nadszedł i Revan zna prawdę.
Mężczyzna, przypatrując się uważnie Vimie dostrzegł kolejną oznakę zduszonego przygnębienia, które wypłynęło po jakiejś wyjątkowo niespokojnej myśli, jaka targnęła kobietę. Radena nie wiedząc jak, postanowił ją szybko uwolnić od smutku.
- Ale raczej nie chcesz słuchać o włożeniu do jego mózgu nowej tożsamości i wątpię też byś miała ochotę na dalsze nudnawe opowieści rycerza, który nie potrafi nawet rozpoznać zwykłego wicekróla.
Sunrider mimowolnie się uśmiechnęła słysząc żart, dotyczący pewnej anegdoty z odległej przeszłości Aruna na Alderaanie, o której ten wolałby raczej zapomnieć. Niestety w mgnieniu oka oblicze kobiety powróciło do poprzedniego stanu, chociaż jego przyjaciółka była świadoma starań mistrza Jedi.
- Przepraszam, Arun – westchnęła po chwili, wkładając w słowa dużą dawkę rozgoryczenia i żalu – Po prostu... chyba wciąż nie mogę oswoić się z myślą, że Darth Rev... to znaczy Revan wciąż żyje.
Radena uśmiechnął się ze współczuciem wymalowanym na twarzy.
- Wierz mi Vima: Ja też nie mogłem o tym nie myśleć. Wciąż, raz za razem próbowałem wyrzucić wizerunek Dartha Revana z mojej głowy i zastąpić go tym sprzed wojny, ale... zwyczajnie nie potrafiłem.
Sunrider kolejny raz uważnie zlustrowała rycerza.
- Czy ty... znałeś osobiście Revana?
- Tak... – mistrz prychnął – A przynajmniej tak mi się zdawało – Radena uśmiechnął się ironicznie – Naprawdę ciężko dobrze znać człowieka, który bezustannie zakrywa swoją twarz stalową maską... ale jedno ci powiem. Ten człowiek faktycznie był doskonałym dowódcą i wyśmienitym strategiem, a co najważniejsze, i chyba najdziwniejsze z tego wszystkiego: był uosobieniem dobra. Naprawdę nie mam pojęcia, jakim cudem przeszedł na Ciemną Stronę... ale jeżeli potęga tej Kuźni jest tak wielka, że nie może jej się oprzeć nawet największy z Jedi, to jakim cudem my mamy się przed nią ochronić?
- Być może Revan tak bardzo chciał stać się potężnym, właśnie po to, aby czynić dobro i to go ostatecznie zgubiło? A może zwyczajnie nie miał wsparcia wśród innych Jedi i chciał pokazać, że jest lepszy niż myślą? Może w decydującym momencie zabrakło właśnie tego wsparcia i Revan nie był w stanie się już bronić przed ciemnością? Jedynie razem Jedi są w sile podołać wyzwaniu i pokonać Mrocznego Lorda Malaka – w tonie Vimy dało się teraz usłyszeć narastającą z każdym słowem determinację i zapalczywość, godną jej matki – Samodzielnie nie mamy szans. Widać to doskonale na przykładzie Revana i Malaka.
Mistrz Jedi pokiwał głową w pełni zgadzając się z opinią przyjaciółki.
- Każdego dnia, gdy przez ostatnie siedem miesięcy służyłem pod rozkazami Revana i myślałem, że już wszystko o nim wiem, on zaskakiwał mnie czymś nowym. Później przestałem już nawet zastanawiać się nad tym, kim jest tak naprawdę Revan – Arun roześmiał się gorzko – Po prostu nie miałem szans, by go rozgryźć; każdą decyzję podejmował z sobie tylko znanych powodów, biorąc pod uwagę wszystkie możliwości. Nawet te najbardziej nieprawdopodobne i w ciągu całego tego okresu, jedynie raz się pomylił. Jakimś cudem doskonale wiedział, kiedy zaatakować, kiedy bronić, a kiedy się wycofać z pola bitwy – mistrz powoli wzruszył ramionami – Być może w ten sam sposób doszedł do wniosku, że musi się dowiedzieć, jaki jest sekret Gwiezdnej Kuźni... nie mam już pojęcia, jakimi motywami kierował się Revan.
- To by pasowało do tego, co o nim słyszałam – powiedziała Sunrider – Domyślam się też, że niewiele mówił, prawda?
- To jest właśnie powód, dla którego nie potrafiłem go zrozumieć – natychmiast odpowiedział – Raz mówił zwięźle i z sensem, drugi rozlegle i tajemniczo, a niekiedy w ogóle nic nie mówił i nikt nie wiedział czemu... to było najczęściej wtedy, gdy musiał podjąć jakąś niezwykle ważną decyzję. Niemniej jego czyny wykazywały, że zawsze kierował się swoim sumieniem. Zawsze. Nigdy też nie szastał siłami, które otrzymał od admiralicji na Coruscant. Nie pozwalał, by jego żołnierze ginęli... dlatego też między innymi kazał zainstalować tarcze ochronne i systemy katapultowania w Republic Fighterach. Ja sam mam jeden z tak zmodyfikowanych myśliwców.
- Z jednej strony to dziwne, że taki człowiek stoczył się w otchłań mroku – powoli rzekła córka Nomi Sunrider – Ale z drugiej strony zaś to było możliwe i... niestety stało się – kobieta zmarszczyła brwi, wpatrując się w Aruna – Jednego tylko nie rozumiem: co ty tam robiłeś?
Mistrz zaśmiał się krótko.
- Nie uwierzyłabyś, gdybym ci powiedział.
- Zobaczymy.
- Najwyższa Rada Jedi wysłała mnie, żebym... – tutaj Radena gorzko się zaśmiał – pilnował Revana i po powrocie na Coruscant złożył sprawozdanie o jego poczynaniach.
Vima rozszerzyła oczy ze zdziwienia.
- Nie wierzę w to... ciebie wysłali na przeszpiegi?
- Można to tak nazwać. Ale Revan i tak wiedział, że jestem tam z polecenia Rady.
Sunrider roześmiała się głośno, ale po chwili umilkła, tknięta pewną ciekawą myślą.
- To, co się stało, że nie poleciałeś na tamtą... wyprawę, z której Revan już nie powrócił?
- Po prostu Rada wysłała kogoś innego zamiast mnie – rycerz melancholijnie pokiwał głową – Być może zawiodłem Radę. Nie wiem. Przez cały ten czas zastanawiałem się, co by było gdybym poleciał... czy mógłbym zmienić przyszłość.
Sunrider pokręciła głową, smutnie patrząc w niebieskie oczy Radeny.
- Co się stało, to się nie odstanie... tak naprawdę, to nie chciałabym wiedzieć, co by było, gdybyś ty tam poleciał zamiast tego drugiego Jedi.
- masz rację.
Kobieta w końcu puściła dłoń – choć ciężko tu powiedzieć, kto kogo trzymał – mężczyzny i z rozbawionym uśmiechem udała, że przygląda się Radenie, jakby pierwszy raz go widziała.
- Czy to na pewno ciągle my, Arun? Chyba wystarczy nam już tych rozmów.
- Zdecydowanie – rycerz parsknął śmiechem, ale szybko spoważniał, studiując wciąż nieprzeniknioną twarz Vimy Sunrider – Ale skoro już przy tym jesteśmy... To jaki teraz jest „ten” nowy Revan? – brwi mężczyzny podniosły się – Lepszy, czy też gorszy?
- Chyba nie powinniśmy go oceniać w takich kategoriach. Czyny Revana świadczą, że kroczy drogą Jasności...
- Ale ty wciąż masz wątpliwości, tak? – łagodnie przerwał Radena – Cały czas nie jesteś pewna, czy Revan drugi raz nie popełni tego samego błędu.
Kobieta uśmiechnęła się powściągliwie, kiwając głową. Wreszcie westchnęła zrezygnowana.
- Zapewne masz rację. Nie powinnam się tak przejmować...
- W rzeczy samej – natychmiast potwierdził Arun – Ale znam cię i wiem, że nie możesz o tym nie myśleć... Tak samo jak ja – dodał nieco ciszej.
- Jakby nie powiedzieć, to chyba moja wada – Sunrider zaśmiała się lekko – W ostateczności, jeśli Revan będzie w jakikolwiek sposób wykazywał chęć... może to za mocne słowo... zdrady, to jego przyjaciele, mam przynajmniej taką nadzieję odwrócą go od mrocznej drogi.
- Hmm... oby tak w istocie było.
Arun Radena ponuro spojrzał na swoją przyjaciółkę i zamilkł.
**********
Kilka godzin później zmęczony Arun Radena myślał wyłącznie o tym, jak dotrzeć do swojej kwatery. Wziął szybki prysznic, po czym, zupełnie odcinając się od zewnętrznego świata, położył się na swoim łóżku i natychmiast zasnął. Jednak sen miał bardzo niespokojny.
Nagle Arun otworzył szeroko oczy i poczuł, że znajduje się w bardzo znajomym miejscu... żółto-beżowa trawa łagodnie falowała, unosząc się na lekkim, acz chłodnym wietrze, który silnie poruszał gałęziami, rosnących gdzieniegdzie rozłożystych drzew. Srebrno-szare chmury zupełnie pokryły swoimi cielskami słońce i na rozległą równinę, poprzecinaną niewielkimi pagórkami padł mroczny, budzący niepokój i skrytą grozę cień. W oddali rozległ się jękliwy odgłos jakiegoś zwierzęcia.
W tym momencie Radena zobaczył obok siebie mężczyznę ubranego w obszerny płaszcz i brązową tunikę przepasaną czarnym pasem, na którym błyszczał się srebrzysty cylinder. Trzymając ramiona oparte na bokach, otoczony falującym niespokojnie płaszczem mężczyzna, przystawił sobie dłoń do skroni, ponad którą czarne włosy gwałtownie poruszane coraz mocniejszym wiatrem, szarpały się we wszystkie strony.
Mężczyzna gwałtownie odwrócił się do tyłu i zobaczył przed sobą ciepło uśmiechniętą do niego dziewczynę o ciemnych włosach i podobnym doń ubraniu. Młody mężczyzna również rozpromienił się i spokojnie podszedł do dziewczyny. W jednej chwili – bez widocznego powodu - młodzieniec zwalił się na ziemię, a Radena nieświadomie krzyknął. Dziewczyna, jakby nie zauważyła niczego, ani też nie słyszała krzyku spokojnie stała nad mężczyzną, gdy Arun rzucił się na pomoc leżącemu na brzuchu mężczyźnie. Szybko przewrócił go na plecy i odskoczył, gdy zajrzał w jego twarz. Z przerażeniem patrzył raz na dziewczynę, raz na młodzieńca przed nią.
Radena bezwiednie osunął się na kolana i obie postacie powoli rozmyły się w powietrzu. Dokładnie w tej chwili zerwał się gwałtowny i srogi wiatr, a równinę opanowała niemal zupełna ciemność.
Nagle tuż przed nim zamajaczył jakiś cień; był to jednakże cień zupełnie inny niżeli ten, który oplótł równinę. Cień zamienił się w ludzką postać i wskazał mu jakiś odległy punkt za niewysoką skarpą, odcinającą się od reszty powierzchni. Widmo rozmyło się w powietrzu i raptem ponownie pojawiło kilkanaście metrów dalej. Arun zaczął biec w kierunku zjawy, lecz gdy tylko zbliżał się do niej na odległość paru metrów, ta znikała i materializowała się dalej. Radena biegł za widmem, aż dopadł skarpy, na którą się wdrapał.
Stanął na jej czubku i niespodziewanie ujrzał w oddali ruiny wielkiego, białego budynku, zasnute ciemną chmurą dymu, a wokoło nich setki gorejących drzew i doszczętnie spaloną trawę otaczającą je zewsząd.
Widmo powtórnie znalazło się przed oczami Radeny, lecz tym razem było ono wyraźne. Zjawa była wysokim, długowłosym młodym mężczyzną, który był ubrany w dziwny strój i trzepoczącą na wietrze pelerynę. U boku wisiał srebrny cylinder o dwóch, szponowatych zakończeniach. Twarde rysy mężczyzny nie rozpogodziły się, a jego ręka wskazała palące się ruiny.
Raptownie Arun znalazł się tuż przed ruinami... ruiny jednak już się wypaliły i poczerniały od ognia. Radena odwrócił się na wszystkie strony, lecz nie dojrzał już tajemniczej zjawy. Wszedł między dwa zrujnowane mury i poszedł dalej. Nagle stanął i spojrzał w dół. Na zniszczonej podłodze widniało dziesiątki nierozpoznawalnych śmieci i pogiętych kawałków metalu. Tuż obok zauważył skrawek brązowego materiału i podniósł go. Wtedy spostrzegł leżące w szczątkach sczerniałego muru ciało. Dopadł do niego i odgarnął kamienie z twarzy. Zobaczył oblicze czerwonoskórego Twi’leka, odzianego tak samo jak młodzieniec i dziewczyna, których ujrzał na równinie. Martwe oczy obcego zaświeciły w blasku promieni słońca, które nagle wynurzyło się spośród olbrzymiej czarnej chmury i natychmiast zanikło. Radena krzyknął i odsunął się jak mógł najdalej od nieżyjącej istoty. W tej chwili potknął się o coś i padł na ziemię. Odwrócił głowę w bok i spojrzał prosto w oczy innego trupa. Przerażony, zerwał się na nogi i zaczął uciekać. Z każdym krokiem spostrzegał coraz to nowe szczątki istot, które niegdyś były żywe. Poskręcane w różnych pozycjach martwe ciała były przygniecione stosami kamienia, nadpalone przez ogień, zupełnie zwęglone... Nagle potknął się, lecz tym razem nie upadł - choć powinien.
Przed nim stał oparty o resztki muru mężczyzna w starczym wieku. Jego rysy były łagodne, lecz zauważyć się dało, że za życia rzadko okazywały radość.
Twarz mężczyzny była mu znajoma.
Radena pokręcił głową i z żałobnym krzykiem cofnął się o jeden krok. Arun rozejrzał się we wszystkie strony. Przerażenie było wszystkim, czego doświadczył, kiedy rozpoznał nadpalone zgliszcza.
W tej chwili zamajaczył przed nim cień mężczyzny z długą peleryną i rozwianymi na wietrze włosami.
Jego też Arun rozpoznał.
Z krzykiem bólu, złapał za cylinder, leżący obok ciała starego mężczyzny i rzucił się na mroczne widmo...
Arun Radena raptownie obudził się, zalany potem. Niespokojnie uniósł się ponad łóżko. Rozbieganymi oczyma rozejrzał się po przyciemnionym wnętrzu kwatery i parę razy głęboko odetchnął, po czym cicho opadł z powrotem na łóżko.
Wizja ruin na Dantooine poruszyła nim do głębi. Gdyby nie był rycerzem Jedi powiedziałby, że to zwykły, nic nie znaczący koszmar. Ale nim był – i to go najbardziej przeraziło. Wciąż roztrzęsiony zaczął myśleć, czy to, co przed chwilą doświadczył, to wizja przeszłości, czy też może jego wyobraźnia, złączona z emocjami, wywołanymi przez wiadomość o katastrofie na Dantooine. Ale dlaczego był w nim Exar Kun? Dawno umarły Mroczny Lord Sith?
Nagle poczuł jak rośnie w nim złość... złość na Sithów... złość na zbrodnię, jakiej dokonali. Nie potrafił jej opanować; czuł jak jego ciało ogarnia dziwny płomień. Wiedział czemu: Dantooine.
Zemsta. Jego mroczna strona wołała o pomstę za śmierć wszystkich Jedi na Dantooine, za swojego byłego mistrza Nawarta... za Akademię. Czuł jak jego gniew przeradza się w furię, a myśli płoną żywym ogniem, domagając się unicestwienia winnych tej masakry. Furia przeszła w nienawiść i żądzę krwi... nie jednego Sitha, nie dziesięciu, lecz wszystkich wyznawców Ciemnej Strony... w tej jednej chwili rycerz miał ochotę złapać każdego Sitha, który nawinie mu się pod drogę, złapać go potężną dłonią Mocy i wydusić z niego ostatnią iskrę życia...
Oczyma wyobraźni ujrzał siebie, jak wymachując świetlistą klingą swego miecza zabija dziesiątki... setki... tysiące Sithów, przepoławiając ich ciała na dwoje... Radena już niemal poczuł potęgę nieznanej siły, która ciągnie go do siebie i pokazuje mu, czym się stanie, mając taką moc po swojej stronie...
Wszystko to jednak znikło niczym strzał z turbolasera.
Oczy mistrza Jedi rozszerzyły się ze zdumienia i jednocześnie przerażenia. O czym on myślał... o zemście? Jak to możliwe, że on... Arun Radena... mógł pomyśleć o czymś takim? Czy to... możliwe, że coś tak okropnego przeszło przez jego mózg? Przecież... jest Jedi... nie potrafiłby zabić w gniewie... na pewno nie... to niemożliwe. A jednak wciąż...
Arun mocno zacisnął zęby, próbując uciszyć mroczną cząstkę umysłu. W następnej chwili uświadomił sobie, jak blisko Ciemnej Strony właśnie się znalazł... jakie byłyby konsekwencje, gdyby dał ponieść się negatywnym emocjom. Stałby się niczym więcej jak tylko kolejnym, zwykłym popychadłem Lordów Sith. Nie ma emocji – jest spokój, Nie ma pasji – jest pogoda ducha – jego umysł próbował sobie przypomnieć Kodeks Jedi. To właśnie przed tym starali się nas chronić mistrzowie Jedi – przed Ciemną Stroną i wynikiem działań pod wpływem uczuć...
Mistrz Jedi ze zdenerwowaniem potarł czoło. Wątpił, by kiedykolwiek zapomniał co się dziś stało...
**********
Wszyscy rozeszli się jakieś dziesięć minut później, ale nawet po opuszczeniu mostka Arun Radena czuł się jakoś tak dziwnie drętwo i zupełnie bez energii, którą najwyraźniej musiał pozostawić wraz z ostatnim krokiem postawionym na podłodze lądowiska hangaru „Saviora”. Mimo wszystko wciąż mógł się ruszać, więc chyba jednak jest w porządku.
- Wiesz, co Vimo? – zwrócił się do swojej uroczej towarzyszki, która bezustannie podążała obok niego – Nigdy nie lubiłem takich spotkań. Czuje się po nich jak po dziesięciogodzinnej bitwie. Na dodatek nie wygranej.
Córka Nomi Sunrider roześmiała się ciepło, ironicznie przypatrując się skrzywionej twarzy rycerza Jedi.
- A ja myślałam, że już się przyzwyczaiłeś...
- A to dobre! – krzyknął Radena, oglądając się na kobietę – Kto by pomyślał, że mówi to Vima Sunrider?
- Och, daj spokój Arun... To, że moja matka zasiada w Najwyższej Radzie Jedi na Coruscant nic nie świadczy.
- Wiem, Vimo, wiem – mistrz na chwilę przystanął i gdy tylko uzyskał szansę, zajrzał w szmaragdowe oczy kobiety – Ale nie wszyscy to wiedzą. Zwłaszcza teraz, w czasie kolejnej wojny Sith. Zapewne liczą, że będziesz postępować jak twoja matka i uratujesz Galaktykę od Sithowego pomiotu.
- To jest bezsensowne. Żaden pojedynczy człowiek nie jest w stanie zmienić oblicza Galaktyki. Nawet Revan potrzebował Malaka i całej rzeszy Jedi, aby osiągnąć zamierzony cel.
- Oczywiście – przytaknął mistrz – Tyle, że od czasów Wielkiej Wojny w pamięci społeczeństwa zapisał się wizerunek bohatera; kogoś, kto choć trochę wyróżnia się ponad innych. Tak jak dzisiaj Bastila Shan.
- Może – przyznała w końcu Sunrider – Im bardziej jednak ktoś staje się owym bohaterem i w dodatku jest Jedi, może zapragnąć władzy. A żądza władzy prowadzi prostą drogą ku Ciemnej Stronie.
Nic więcej już nie mówiąc, dwoje rycerzy Jedi powoli pospieszyło w kierunku niewielkiego, oznaczonego głębszą czerwienią wejścia windy. Wrota z durastali otworzyły się i oboje - po zaledwie dwusekundowej podróży o jeden poziom w górę, wkroczyli na błyszczący metalicznie pokład, gdzie standardowo znajdywały się kabiny żołnierzy Republiki i załogi.
Zanim jednak wsiedli do windy, Radena spostrzegł ledwo widzialną w Mocy zmarszczkę, która niespodziewanie wypłynęła na zewnątrz. Rycerz od razu zorientował się, że jakaś natrętna myśl dręczy jego przyjaciółkę.
- Co się stało?
- Nic, nic... – trochę zaskoczona głosem mężczyzny, Vima pokręciła leciutko głową, wydając z siebie zduszone westchnienie – Znowu mnie na czymś przyłapałeś.
Radena przywołał na swoje usta zawadiacki półuśmieszek, za którym jednak kryła się troska o kobietę.
- Taka już moja rola... – radośnie podchwycił, lecz szybko powrócił do poprzedniego tematu – Po prostu twoje emocje i myśli same z ciebie wypływają jak fontanna – mistrz puścił oko do przyjaciółki – Ale nie martw się, nikomu nie powiem.
Sunrider cichutko się zaśmiała i choć nie trwało to długo, Radena uznał, że to najwspanialsza muzyka... zresztą chyba zawsze tak było – pomyślał Arun, nieznacznie wzruszając ramionami.
- Myślałam o Revanie – przyznała po chwili Sunrider – O Revanie i jego powrocie.
- Ach tak... Revan.
Nagle Vima stanęła i łagodnie pochwyciła mężczyznę za ramię, przyciągając go na tyle, że była teraz w stanie zobaczyć nawet najmniejszy błysk jego niebieskich oczu, które ze zdziwieniem przyglądały się jej zmarszczonemu czołu.
- Czy... czy ty wiedziałeś o tym od początku?
Całą swą podświadomością Arun spodziewał się – i jednocześnie obawiał - tego pytania, lecz za nic nie potrafił na nie znaleźć dobrej odpowiedzi. Mistrz pogładził jedynie dłoń kobiety, trzymającej jego rękę.
- Tak... – szczerze wyznał – Uczestniczyłem w tamtej bitwie i tak naprawdę byłem pierwszym, który się o tym dowiedział – rycerz zwiesił głos, oczekując reakcji Sunrider – To właśnie ja pomogłem Bastili Shan przyprowadzić ciało Revana przed oblicze Najwyższej Rady Jedi.
Zgodnie z oczekiwaniami rycerza, Vima w pierwszej chwili omal się nie zachłysnęła z wrażenia, by następnie ogarnął ją dziwny smutek. Kobieta przeciągle zlustrowała Radenę, przy czym jej ręka bezwiednie puściła jego ramię.
- To ty tam byłeś? Nie wiedziałam...
- Nie mogłaś wiedzieć - błyskawicznie sprostował mężczyzna, starając się nie pokazywać żalu, który poczuł. Był świadomy tego, iż niepotrzebnie się zamartwia, ale... Niespodziewanie Arun obiema rękami delikatnie pochwycił lewą dłoń Vimy – Naprawdę długo się nie widzieliśmy... chociaż wiem, że to głupio brzmi ale... przepraszam, że wcześniej nie powiedziałem ci tego wszystkiego.
- Nie ma sensu się obwiniać, za coś, czego nie dało się zrobić, Arun – łagodnie zganiła Sunrider, wkładając w swoje słowa tyle ciepła, ile tylko zdołała – To nie twoja wina, ze sprawy potoczyły się tak a nie inaczej.
- Wiem... – Radena zwiesił głowę, monotonnie przyglądając się podłodze – Ale winien ci jestem dalsze wyjaśnienia. Jako, że znałem już prawdę, uczestniczyłem też razem z Bastilą w tajnym spotkaniu z Najwyższą Radą Jedi. Co nie powinno nikogo dziwić, Rada nie potrafiła dojść do porozumienia przez bardzo długi okres. Po wielogodzinnej debacie w końcu Shan zdołała przekonać mistrzów Zakonu, że należy coś zrobić z Revanem, gdyż jedynie on może doprowadzić Zakon Jedi do Gwiezdnej Kuźni... co właśnie zrobił.
- Z tego, co mówisz wychodzi teraz, że mieli rację – rzekła ostro Vima – Nikt, nawet Mroczny Lord Sith nie zasługuje na śmierć... – gdy Sunrider dobrze uświadomiła sobie, co przed chwilą powiedziała, z przerażeniem spojrzała na Aruna – Czy... czy Rada myślała o...?
- Nie – stanowczo zaprzeczył, zanim jeszcze mistrzyni skończyła zdanie – Jedi nigdy by tego nie zrobili. Przecież wiesz. Opcją ostateczną było oddanie go komuś. Komukolwiek.
- I w ten sposób mieli się pozbyć „kłopotu”? – Vima z niedowierzaniem pokręciła głową.
- Decyzja o renowacji, jeżeli można coś takiego powiedzieć jego umysłu przyszła z najwyższym trudem – szybko sprostował mężczyzna, widząc groźne błyski w oczach przyjaciółki – Najbardziej oponowali Oron Kira i Qrrrl Toq; obawiali się, że Revan może ponownie przejść na Ciemną Stronę. Myśleli, iż nawet, jeżeli jego umysł będzie nowy, gdy tylko były Lord Sith pozna swą poprzednią tożsamość, porażka z przeszłości całkowicie go załamie i zawróci ze ścieżki Jedi.
- Zapewne nie tylko oni tak uważali.
- Kira i Toq mieli największe powody do nieufności. Wydarzenia z Wielkiej Wojny musiały odcisnąć na nich swoje piętno – widzieli przecież na swoich własnych oczach, jak Ulic Qel-Droma pogrążał się w ciemności. Tak, czy inaczej za sprawą Mistrza Tokare – tu Arun mocniej ścisnął dłoń Vimy, po czym łagodnie ją puścił, uśmiechając się doń lekko – twojej matki i rzecz jasna Bastili udało nam się przekonać Najwyższą Radę o słuszności tej decyzji.
- Nam? – podejrzliwie spytała Sunrider.
- W sumie... to ja też opowiadałem się za tą opcją – na usta Radeny wpłynął nieznaczny uśmiech – Postanowiono jednak, że Revan dowie się prawdy w odpowiednim czasie. Myślę, że ten czas już nadszedł i Revan zna prawdę.
Mężczyzna, przypatrując się uważnie Vimie dostrzegł kolejną oznakę zduszonego przygnębienia, które wypłynęło po jakiejś wyjątkowo niespokojnej myśli, jaka targnęła kobietę. Radena nie wiedząc jak, postanowił ją szybko uwolnić od smutku.
- Ale raczej nie chcesz słuchać o włożeniu do jego mózgu nowej tożsamości i wątpię też byś miała ochotę na dalsze nudnawe opowieści rycerza, który nie potrafi nawet rozpoznać zwykłego wicekróla.
Sunrider mimowolnie się uśmiechnęła słysząc żart, dotyczący pewnej anegdoty z odległej przeszłości Aruna na Alderaanie, o której ten wolałby raczej zapomnieć. Niestety w mgnieniu oka oblicze kobiety powróciło do poprzedniego stanu, chociaż jego przyjaciółka była świadoma starań mistrza Jedi.
- Przepraszam, Arun – westchnęła po chwili, wkładając w słowa dużą dawkę rozgoryczenia i żalu – Po prostu... chyba wciąż nie mogę oswoić się z myślą, że Darth Rev... to znaczy Revan wciąż żyje.
Radena uśmiechnął się ze współczuciem wymalowanym na twarzy.
- Wierz mi Vima: Ja też nie mogłem o tym nie myśleć. Wciąż, raz za razem próbowałem wyrzucić wizerunek Dartha Revana z mojej głowy i zastąpić go tym sprzed wojny, ale... zwyczajnie nie potrafiłem.
Sunrider kolejny raz uważnie zlustrowała rycerza.
- Czy ty... znałeś osobiście Revana?
- Tak... – mistrz prychnął – A przynajmniej tak mi się zdawało – Radena uśmiechnął się ironicznie – Naprawdę ciężko dobrze znać człowieka, który bezustannie zakrywa swoją twarz stalową maską... ale jedno ci powiem. Ten człowiek faktycznie był doskonałym dowódcą i wyśmienitym strategiem, a co najważniejsze, i chyba najdziwniejsze z tego wszystkiego: był uosobieniem dobra. Naprawdę nie mam pojęcia, jakim cudem przeszedł na Ciemną Stronę... ale jeżeli potęga tej Kuźni jest tak wielka, że nie może jej się oprzeć nawet największy z Jedi, to jakim cudem my mamy się przed nią ochronić?
- Być może Revan tak bardzo chciał stać się potężnym, właśnie po to, aby czynić dobro i to go ostatecznie zgubiło? A może zwyczajnie nie miał wsparcia wśród innych Jedi i chciał pokazać, że jest lepszy niż myślą? Może w decydującym momencie zabrakło właśnie tego wsparcia i Revan nie był w stanie się już bronić przed ciemnością? Jedynie razem Jedi są w sile podołać wyzwaniu i pokonać Mrocznego Lorda Malaka – w tonie Vimy dało się teraz usłyszeć narastającą z każdym słowem determinację i zapalczywość, godną jej matki – Samodzielnie nie mamy szans. Widać to doskonale na przykładzie Revana i Malaka.
Mistrz Jedi pokiwał głową w pełni zgadzając się z opinią przyjaciółki.
- Każdego dnia, gdy przez ostatnie siedem miesięcy służyłem pod rozkazami Revana i myślałem, że już wszystko o nim wiem, on zaskakiwał mnie czymś nowym. Później przestałem już nawet zastanawiać się nad tym, kim jest tak naprawdę Revan – Arun roześmiał się gorzko – Po prostu nie miałem szans, by go rozgryźć; każdą decyzję podejmował z sobie tylko znanych powodów, biorąc pod uwagę wszystkie możliwości. Nawet te najbardziej nieprawdopodobne i w ciągu całego tego okresu, jedynie raz się pomylił. Jakimś cudem doskonale wiedział, kiedy zaatakować, kiedy bronić, a kiedy się wycofać z pola bitwy – mistrz powoli wzruszył ramionami – Być może w ten sam sposób doszedł do wniosku, że musi się dowiedzieć, jaki jest sekret Gwiezdnej Kuźni... nie mam już pojęcia, jakimi motywami kierował się Revan.
- To by pasowało do tego, co o nim słyszałam – powiedziała Sunrider – Domyślam się też, że niewiele mówił, prawda?
- To jest właśnie powód, dla którego nie potrafiłem go zrozumieć – natychmiast odpowiedział – Raz mówił zwięźle i z sensem, drugi rozlegle i tajemniczo, a niekiedy w ogóle nic nie mówił i nikt nie wiedział czemu... to było najczęściej wtedy, gdy musiał podjąć jakąś niezwykle ważną decyzję. Niemniej jego czyny wykazywały, że zawsze kierował się swoim sumieniem. Zawsze. Nigdy też nie szastał siłami, które otrzymał od admiralicji na Coruscant. Nie pozwalał, by jego żołnierze ginęli... dlatego też między innymi kazał zainstalować tarcze ochronne i systemy katapultowania w Republic Fighterach. Ja sam mam jeden z tak zmodyfikowanych myśliwców.
- Z jednej strony to dziwne, że taki człowiek stoczył się w otchłań mroku – powoli rzekła córka Nomi Sunrider – Ale z drugiej strony zaś to było możliwe i... niestety stało się – kobieta zmarszczyła brwi, wpatrując się w Aruna – Jednego tylko nie rozumiem: co ty tam robiłeś?
Mistrz zaśmiał się krótko.
- Nie uwierzyłabyś, gdybym ci powiedział.
- Zobaczymy.
- Najwyższa Rada Jedi wysłała mnie, żebym... – tutaj Radena gorzko się zaśmiał – pilnował Revana i po powrocie na Coruscant złożył sprawozdanie o jego poczynaniach.
Vima rozszerzyła oczy ze zdziwienia.
- Nie wierzę w to... ciebie wysłali na przeszpiegi?
- Można to tak nazwać. Ale Revan i tak wiedział, że jestem tam z polecenia Rady.
Sunrider roześmiała się głośno, ale po chwili umilkła, tknięta pewną ciekawą myślą.
- To, co się stało, że nie poleciałeś na tamtą... wyprawę, z której Revan już nie powrócił?
- Po prostu Rada wysłała kogoś innego zamiast mnie – rycerz melancholijnie pokiwał głową – Być może zawiodłem Radę. Nie wiem. Przez cały ten czas zastanawiałem się, co by było gdybym poleciał... czy mógłbym zmienić przyszłość.
Sunrider pokręciła głową, smutnie patrząc w niebieskie oczy Radeny.
- Co się stało, to się nie odstanie... tak naprawdę, to nie chciałabym wiedzieć, co by było, gdybyś ty tam poleciał zamiast tego drugiego Jedi.
- masz rację.
Kobieta w końcu puściła dłoń – choć ciężko tu powiedzieć, kto kogo trzymał – mężczyzny i z rozbawionym uśmiechem udała, że przygląda się Radenie, jakby pierwszy raz go widziała.
- Czy to na pewno ciągle my, Arun? Chyba wystarczy nam już tych rozmów.
- Zdecydowanie – rycerz parsknął śmiechem, ale szybko spoważniał, studiując wciąż nieprzeniknioną twarz Vimy Sunrider – Ale skoro już przy tym jesteśmy... To jaki teraz jest „ten” nowy Revan? – brwi mężczyzny podniosły się – Lepszy, czy też gorszy?
- Chyba nie powinniśmy go oceniać w takich kategoriach. Czyny Revana świadczą, że kroczy drogą Jasności...
- Ale ty wciąż masz wątpliwości, tak? – łagodnie przerwał Radena – Cały czas nie jesteś pewna, czy Revan drugi raz nie popełni tego samego błędu.
Kobieta uśmiechnęła się powściągliwie, kiwając głową. Wreszcie westchnęła zrezygnowana.
- Zapewne masz rację. Nie powinnam się tak przejmować...
- W rzeczy samej – natychmiast potwierdził Arun – Ale znam cię i wiem, że nie możesz o tym nie myśleć... Tak samo jak ja – dodał nieco ciszej.
- Jakby nie powiedzieć, to chyba moja wada – Sunrider zaśmiała się lekko – W ostateczności, jeśli Revan będzie w jakikolwiek sposób wykazywał chęć... może to za mocne słowo... zdrady, to jego przyjaciele, mam przynajmniej taką nadzieję odwrócą go od mrocznej drogi.
- Hmm... oby tak w istocie było.
Arun Radena ponuro spojrzał na swoją przyjaciółkę i zamilkł.
**********
Kilka godzin później zmęczony Arun Radena myślał wyłącznie o tym, jak dotrzeć do swojej kwatery. Wziął szybki prysznic, po czym, zupełnie odcinając się od zewnętrznego świata, położył się na swoim łóżku i natychmiast zasnął. Jednak sen miał bardzo niespokojny.
Nagle Arun otworzył szeroko oczy i poczuł, że znajduje się w bardzo znajomym miejscu... żółto-beżowa trawa łagodnie falowała, unosząc się na lekkim, acz chłodnym wietrze, który silnie poruszał gałęziami, rosnących gdzieniegdzie rozłożystych drzew. Srebrno-szare chmury zupełnie pokryły swoimi cielskami słońce i na rozległą równinę, poprzecinaną niewielkimi pagórkami padł mroczny, budzący niepokój i skrytą grozę cień. W oddali rozległ się jękliwy odgłos jakiegoś zwierzęcia.
W tym momencie Radena zobaczył obok siebie mężczyznę ubranego w obszerny płaszcz i brązową tunikę przepasaną czarnym pasem, na którym błyszczał się srebrzysty cylinder. Trzymając ramiona oparte na bokach, otoczony falującym niespokojnie płaszczem mężczyzna, przystawił sobie dłoń do skroni, ponad którą czarne włosy gwałtownie poruszane coraz mocniejszym wiatrem, szarpały się we wszystkie strony.
Mężczyzna gwałtownie odwrócił się do tyłu i zobaczył przed sobą ciepło uśmiechniętą do niego dziewczynę o ciemnych włosach i podobnym doń ubraniu. Młody mężczyzna również rozpromienił się i spokojnie podszedł do dziewczyny. W jednej chwili – bez widocznego powodu - młodzieniec zwalił się na ziemię, a Radena nieświadomie krzyknął. Dziewczyna, jakby nie zauważyła niczego, ani też nie słyszała krzyku spokojnie stała nad mężczyzną, gdy Arun rzucił się na pomoc leżącemu na brzuchu mężczyźnie. Szybko przewrócił go na plecy i odskoczył, gdy zajrzał w jego twarz. Z przerażeniem patrzył raz na dziewczynę, raz na młodzieńca przed nią.
Radena bezwiednie osunął się na kolana i obie postacie powoli rozmyły się w powietrzu. Dokładnie w tej chwili zerwał się gwałtowny i srogi wiatr, a równinę opanowała niemal zupełna ciemność.
Nagle tuż przed nim zamajaczył jakiś cień; był to jednakże cień zupełnie inny niżeli ten, który oplótł równinę. Cień zamienił się w ludzką postać i wskazał mu jakiś odległy punkt za niewysoką skarpą, odcinającą się od reszty powierzchni. Widmo rozmyło się w powietrzu i raptem ponownie pojawiło kilkanaście metrów dalej. Arun zaczął biec w kierunku zjawy, lecz gdy tylko zbliżał się do niej na odległość paru metrów, ta znikała i materializowała się dalej. Radena biegł za widmem, aż dopadł skarpy, na którą się wdrapał.
Stanął na jej czubku i niespodziewanie ujrzał w oddali ruiny wielkiego, białego budynku, zasnute ciemną chmurą dymu, a wokoło nich setki gorejących drzew i doszczętnie spaloną trawę otaczającą je zewsząd.
Widmo powtórnie znalazło się przed oczami Radeny, lecz tym razem było ono wyraźne. Zjawa była wysokim, długowłosym młodym mężczyzną, który był ubrany w dziwny strój i trzepoczącą na wietrze pelerynę. U boku wisiał srebrny cylinder o dwóch, szponowatych zakończeniach. Twarde rysy mężczyzny nie rozpogodziły się, a jego ręka wskazała palące się ruiny.
Raptownie Arun znalazł się tuż przed ruinami... ruiny jednak już się wypaliły i poczerniały od ognia. Radena odwrócił się na wszystkie strony, lecz nie dojrzał już tajemniczej zjawy. Wszedł między dwa zrujnowane mury i poszedł dalej. Nagle stanął i spojrzał w dół. Na zniszczonej podłodze widniało dziesiątki nierozpoznawalnych śmieci i pogiętych kawałków metalu. Tuż obok zauważył skrawek brązowego materiału i podniósł go. Wtedy spostrzegł leżące w szczątkach sczerniałego muru ciało. Dopadł do niego i odgarnął kamienie z twarzy. Zobaczył oblicze czerwonoskórego Twi’leka, odzianego tak samo jak młodzieniec i dziewczyna, których ujrzał na równinie. Martwe oczy obcego zaświeciły w blasku promieni słońca, które nagle wynurzyło się spośród olbrzymiej czarnej chmury i natychmiast zanikło. Radena krzyknął i odsunął się jak mógł najdalej od nieżyjącej istoty. W tej chwili potknął się o coś i padł na ziemię. Odwrócił głowę w bok i spojrzał prosto w oczy innego trupa. Przerażony, zerwał się na nogi i zaczął uciekać. Z każdym krokiem spostrzegał coraz to nowe szczątki istot, które niegdyś były żywe. Poskręcane w różnych pozycjach martwe ciała były przygniecione stosami kamienia, nadpalone przez ogień, zupełnie zwęglone... Nagle potknął się, lecz tym razem nie upadł - choć powinien.
Przed nim stał oparty o resztki muru mężczyzna w starczym wieku. Jego rysy były łagodne, lecz zauważyć się dało, że za życia rzadko okazywały radość.
Twarz mężczyzny była mu znajoma.
Radena pokręcił głową i z żałobnym krzykiem cofnął się o jeden krok. Arun rozejrzał się we wszystkie strony. Przerażenie było wszystkim, czego doświadczył, kiedy rozpoznał nadpalone zgliszcza.
W tej chwili zamajaczył przed nim cień mężczyzny z długą peleryną i rozwianymi na wietrze włosami.
Jego też Arun rozpoznał.
Z krzykiem bólu, złapał za cylinder, leżący obok ciała starego mężczyzny i rzucił się na mroczne widmo...
Arun Radena raptownie obudził się, zalany potem. Niespokojnie uniósł się ponad łóżko. Rozbieganymi oczyma rozejrzał się po przyciemnionym wnętrzu kwatery i parę razy głęboko odetchnął, po czym cicho opadł z powrotem na łóżko.
Wizja ruin na Dantooine poruszyła nim do głębi. Gdyby nie był rycerzem Jedi powiedziałby, że to zwykły, nic nie znaczący koszmar. Ale nim był – i to go najbardziej przeraziło. Wciąż roztrzęsiony zaczął myśleć, czy to, co przed chwilą doświadczył, to wizja przeszłości, czy też może jego wyobraźnia, złączona z emocjami, wywołanymi przez wiadomość o katastrofie na Dantooine. Ale dlaczego był w nim Exar Kun? Dawno umarły Mroczny Lord Sith?
Nagle poczuł jak rośnie w nim złość... złość na Sithów... złość na zbrodnię, jakiej dokonali. Nie potrafił jej opanować; czuł jak jego ciało ogarnia dziwny płomień. Wiedział czemu: Dantooine.
Zemsta. Jego mroczna strona wołała o pomstę za śmierć wszystkich Jedi na Dantooine, za swojego byłego mistrza Nawarta... za Akademię. Czuł jak jego gniew przeradza się w furię, a myśli płoną żywym ogniem, domagając się unicestwienia winnych tej masakry. Furia przeszła w nienawiść i żądzę krwi... nie jednego Sitha, nie dziesięciu, lecz wszystkich wyznawców Ciemnej Strony... w tej jednej chwili rycerz miał ochotę złapać każdego Sitha, który nawinie mu się pod drogę, złapać go potężną dłonią Mocy i wydusić z niego ostatnią iskrę życia...
Oczyma wyobraźni ujrzał siebie, jak wymachując świetlistą klingą swego miecza zabija dziesiątki... setki... tysiące Sithów, przepoławiając ich ciała na dwoje... Radena już niemal poczuł potęgę nieznanej siły, która ciągnie go do siebie i pokazuje mu, czym się stanie, mając taką moc po swojej stronie...
Wszystko to jednak znikło niczym strzał z turbolasera.
Oczy mistrza Jedi rozszerzyły się ze zdumienia i jednocześnie przerażenia. O czym on myślał... o zemście? Jak to możliwe, że on... Arun Radena... mógł pomyśleć o czymś takim? Czy to... możliwe, że coś tak okropnego przeszło przez jego mózg? Przecież... jest Jedi... nie potrafiłby zabić w gniewie... na pewno nie... to niemożliwe. A jednak wciąż...
Arun mocno zacisnął zęby, próbując uciszyć mroczną cząstkę umysłu. W następnej chwili uświadomił sobie, jak blisko Ciemnej Strony właśnie się znalazł... jakie byłyby konsekwencje, gdyby dał ponieść się negatywnym emocjom. Stałby się niczym więcej jak tylko kolejnym, zwykłym popychadłem Lordów Sith. Nie ma emocji – jest spokój, Nie ma pasji – jest pogoda ducha – jego umysł próbował sobie przypomnieć Kodeks Jedi. To właśnie przed tym starali się nas chronić mistrzowie Jedi – przed Ciemną Stroną i wynikiem działań pod wpływem uczuć...
Mistrz Jedi ze zdenerwowaniem potarł czoło. Wątpił, by kiedykolwiek zapomniał co się dziś stało...
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,50 Liczba: 12 |
|
Włóczykij2007-01-19 19:40:15
Grrrrr... Znowu Jasna Strona...Awgh... Błyskawice mnie przez to trafią... Acz daję 10... Ale Nadiru mógbły w końcu napisać coś o Ciemnej Stronie Mocy ;-) Bardzo lubię teksty tego autora. Tak trzymać!!! (śmierć Jedi... My , Sithowie, jeszcze zwyciężymy!!! :-P)
Vegeta662006-08-30 19:21:13
dlaczego nie mogli dac zdjecia dartha revana wkurza mnie to
Gemini2005-08-10 21:29:01
Hmmmm muszę przyznać, że to opowiadanie trochę mnie znudziło. Za dużo scen walki /aczkolwiek zaznaczono , że na podstawie gry/,za długie, za mało przeżyć wewn. i akcji poza głównym wątkiem. Można powiedzieć , że prawie klasyczna tragedia jedność czasu, akcji i miejsca. ;)) Mimo wszystko chylę czoła przed pracą autora
Dominik1022005-06-23 21:30:55
Jutro ją zaczne czytać zaraz po zakończeniu roku szkolnego!
Jupiiii jutro koniec roku szkolnego wreście będe mógł poświęcić się swej pasji--Star Wars--
NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI...;-)
Harnas Jedi2005-06-21 13:49:27
Wismienite i bardzo ciekawa opowiadanie.Az jestem ciekawy co sie dzialo w ty odleglych czasach Jedi
Vip`per2005-06-19 12:34:18
Świetne opowiadanko, trochę błędów gramatycznych i ortografów, ale przy tej ilośći tekstu...
Zgadzam sie z Shedao, myslalem ze oczy wi wyjda na orbitę niczym dwie mini Gwiazdy Śmierci... Chleba, igrzysk i pdf !!!
Shedao Shai2005-04-29 14:13:57
A czy przewidywana jest wersja pdf? Bo byłoby to wówczas znacznie łatwiej przeczytać...
Krogulec2005-04-28 21:10:53
ja na outer rimie :)
Nadiru Radena2005-04-28 14:15:02
Tytymek - czy ty czytałeś tą wersję na Bastionie, czy może tamtą z The Outer Rim?
Bo ta tutaj jest ostateczną wersją - już bez wielu błędów gramatycznych i bez wielu niepotrzebnych opisów.
Krogulec2005-04-28 12:42:06
ładne opowiadaniw, chociaż coś mi tu z opisami przeżyć wew. kiepsko się podoba... no cóż ale reszta bardzo dobrze 8 na 10
Mallor Quisif nah Pahn2005-04-28 12:38:53
szkoda ze tylko zostalo uwzglednione jedynie dobre zakonczenie a przecierz mrok moglby zatriumfoeac
waldiego2005-04-28 12:18:59
Czytałem i bardzo fajne świetne opowiadanie nareszcie coś o czasach przed Palpatinem ok!