Rozdział V – Ostatnia Bitwa
**********
- Zaczęło się!
Lepiej nie można było tego powiedzieć – pomyślał cierpko Arun Radena, przyglądając się z daleka walce, toczonej przez pilotów Republiki. Bardzo nierównej walce, jeżeli chodzi o uściślenie. Chociaż Republic Fightery były szybsze, zwrotniejsze i miały lepszych pilotów z większą od Sithów motywacją, to jednak nie wystarczyło na prawie dwukrotną przewagę, którą niewątpliwie posiadali ich wrogowie. Nie wróżyło to nazbyt dobrze...
Rzecz jasna początkowo bezkonkurencyjnie wygrane przypadały Republice, której statki zgrabnie eliminowały nieco toporne Sith Fightery, lecz z każdą sekundą sytuacja na polu bitwy pogarszała się dla Republic Fighterów. Smukłe myśliwce co chwila wybuchały w kulach ognia jeden po drugim, rażone przez szkarłatne pociski Sithów. Wprawdzie Arun wiedział – wystarczyło popatrzeć na słabo widoczne obiekty, powoli przybliżające się w kierunku floty Republiki – jaki jest plan admirał Dodonny, ale nie mógłby powiedzieć, że go popiera. Wysłanie myśliwców wprost na dwukrotnie liczniejsze siły równało się samobójstwu. Nie znał opinii admirał floty, ale przypuszczał, że Dodonna doskonale wie, iż dopuszczenie Sith Fighterów w pobliże Capitolów i rozpoczęcie walki koło tychże, byłoby jeszcze lepszym sposobem na jego popełnienie.
Jednak sfrustrowany bezsensowną bezczynnością, Radena nie mógł być tego taki pewien. Ściągnięcie Sithów pod samiutką flotę wcale nie było takim złym pomysłem, biorąc pod uwagę moc działek laserowych wrogich maszyn oraz brak cięższej broni, właściwie niezbędnych przy ataku na jakiekolwiek duże jednostki.
Teraz wszakże plan pani admirał nawalił i przytłoczeni hordami wrogów, piloci Republiki tracili statek po statku, starając się wprawdzie by w zamian wrogowie otrzymywali to samo; niewiele to wszakże pomagało wyrównać stosunek sił.
Arun znacząco pokręcił głową – jego koledzy właśnie ginęli, a on nic nie mógł na to poradzić i na dodatek musiał tu siedzieć, pilnując tyłka jakiemuś krążownikowi... – Radena zaczerpnął powietrza w płuca i wypuścił je z cichym sykiem, uświadamiając sobie przy tym, iż dokładnie tak samo, a może nawet gorzej musieli się czuć inni piloci, nie biorący udziału w walce – Paranoja i totalna głupota, a przy tym pozbawianie się w wyjątkowo nieodpowiedzialny sposób szans na wygranie całej tej bitwy... – Arun jeszcze raz odetchnął i po chwili zreflektował się, marszcząc brwi – Admirał Forn Dodonna jest doświadczonym i zahartowanym w boju dowódcą. Ktoś taki jak ona, nie popełniłby tak wielkiego błędu, niepotrzebnie wysyłając myśliwce. Być może to jedynie jakaś wyjątkowo ryzykowna taktyka, a może po prostu admirał wie coś, o czym mistrz nie mógł wiedzieć.
Nie zmienia to jednak faktu, iż bitwa tocząca się daleko przed jego szwadronem szybko zamieniła się w pogrom jednostek Republiki.
Radena spojrzał na swój chronometr, nieubłaganie wskazujący, że od pierwszego ataku minęły trzy minuty i niezauważalnym ruchem dłoni włączył komunikator, nastawiony na częstotliwość wspólną dla całej eskadry. Z ogromnym zdumieniem i jeszcze większym zaniepokojeniem, zorientował się, że słyszy jedynie cichy szum... i nic więcej.
Bardzo niedobry znak.
- Nie mają szans... – powiedział w pewnej chwili Kazzanjian, człowiek z Taanab, kończąc ciężką ciszę. Znamiennym było, iż nawet nie próbował on ukryć niewypowiedzianej trwogi w głosie.
- Nie gadać, Niebieski Dziewięć – błyskawicznie odpowiedział Radena, mimowolnie wyczuwając, że po jego eskadrze przelała się olbrzymia fala strachu i niepewności, przekraczająca wszystkie inne uczucia. Jego podwładni może i byli doskonale przygotowani fizycznie i psychicznie, ale wątpił, czy cokolwiek jest w stanie uodpornić człowieka, gdy widzi takie sceny. Katorgą dla każdego pilota było patrzenie jak ich koledzy, a niekiedy i przyjaciele padali jeden po drugim, a tymczasem nie można było nic zrobić, by wspomóc swoich. Sam doskonale znał to uczucie, przelewające się zawsze w podobnych sytuacjach, którego tłumienie w gruncie rzeczy oznaczałoby tłumienie własnego człowieczeństwa.
- Dowódco... – rzekł po sekundzie Nawe Cor głosem, w którym przebrzmiewała błagalna nutka – Czy nie powinniśmy coś zrobić? Oni tam zginą...
- Wiem, Jedenastka – westchnął nieznacznie mistrz, starając się mówić łagodnie – Mnie też się to nie podoba, ale my mamy swoje rozkazy i musimy się ich trzymać. Zresztą, nawet gdybyśmy włączyli się do walki, nic by to nie pomogło naszym...
- Oczywiście, dowódco – odparł zupełnie bez przekonania, choć ze znacznie większym zrozumieniem.
- Nie martwcie się, Niebiescy – powiedział z przekonaniem i wiarą spokojny, i zawsze roztropny pilot z Coruscant Baar, o oznaczeniu Niebieski Trzy – Admirał Forn Dodonna wie co robi.
Niewątpliwie wypowiedź ta trochę zmieniła stan umysłowy jego eskadry na lepszy, ale niewystarczająco, by choćby stoczyć pojedynek z ich pesymistycznymi myślami.
Radena dwukrotnie skinął głową.
Chciałby mieć taką pewność, jaką ma Baar.
**********
Admirał Forn Dodonna przyglądała się odległej potyczce z mocno zaciśniętymi zębami i stalową maską na twarzy.
Jej myśliwce przegrywały sromotnie i już nie było nadziei, ze długo utrzymają swoją pozycję. Popełniła ogromny błąd, nie doceniając wroga. Przeogromny błąd i należało coś zrobić, zanim zamieni się on w totalną katastrofę. I to natychmiast.
Dodonna odwróciła się gwałtownie i szybkim krokiem dopadła do mapy holograficznej, przed którą niezmiennie stał mistrz Vandar Tokare.
- Poruczniku Fallem, proszę o raport. O wszystkim – powiedziała, wpatrując się ze zmarszczonym czołem w cztery czerwone trójkąciki wrogich okrętów i właśnie zanikający kształt niebieskiej kropeczki, oznaczającej całe skrzydło myśliwskie Republikańskich maszyn. Trudno było pogodzić obowiązki dowódcy floty z jednoczesną rozpaczą, gdy ginęli żołnierze przez nią przywodzeni. Na całe szczęście Dodonna nie dawała jej dojść do siebie na tyle, żeby przeszkadzała jej w wykonywaniu swoich powinności wobec podwładnych.
- Pozostało osiem minut i cztery sekundy do kontaktu bojowego... nasze sensory wykazują również, że naszych statków zostało... – twarz porucznika zauważalnie pobladła, ale po wyczytaniu dalszej kolumny liczb, żołnierz pozwolił sobie na nikły uśmiech –... około czterystu czterdziestu i najwyżej siedemset Sith Fighterów.
Dodonna zdumiała się mocno, natychmiast marszcząc brwi. Przecież na własne oczy widziała, jak olbrzymie straty poniosły myśliwce Republiki! Tymczasem dane całkowicie temu zaprzeczały – Bardzo dziwne... – zastanowiła się - Albo nasi piloci są wyjątkowo dobrzy, albo tamci są do niczego... albo... – Forn zastanowił się i nagle do jej głowy wpadło bardzo proste wyjaśnienie tej zagadki; nieprawdopodobne, ale jak najbardziej możliwe.
Admirał podbiegła do przedniego iluminatora, kierując tym na siebie wzrok co najmniej połowy obecnych na pokładzie mostka osób. Przez chwilę krótką jak wystrzał z turbolasera, kobieta uważnie przyglądała się poczynaniom Sith Fighterów i to wystarczyło, aby utwierdzić ją w swoich przekonaniach.
- Jak mogłam tego nie zauważyć... – cicho stwierdziła i raptownie zwróciła się w stronę sekcji łączności.
- Wszystkie Crusadery i pozostałe nie walczące dotąd eskadry mają się skierować prosto na tamte Sith Fightery! I to jak najszybciej, poruczniku!
- Tak jest, pani admirał – łącznościowiec zrobił, co trzeba, ale nie mógł powstrzymać dziwnego spojrzenia, które dyskretnie skierował na kobietę.
Dodonna zwróciła głowę z powrotem ku przedniemu iluminatorowi.
**********
- Słyszeliście Niebiescy? Maksymalna prędkość! Utrzymać formację delta – Arun Radena głęboko odetchnął i pchnął przepustnicę do oporu. Pojazd natychmiast wystrzelił jak z działa i wiedziony wprawną dłonią mistrza Jedi, ruszył wprost na swój cel: kłębowisko setek maszyn i przecinających przestworza różnobarwnych wiązek laserowych.
Jego eskadra błyskawicznie przybliżyła się do owego „kłębowiska” na taką odległość, iż dowódca był już w stanie rozpoznać smukłe sylwetki walczących ze sobą Republic i Sith Fighterów. Te ostatnie, będące podstawową jednostką Imperium Sith składały się z podłużnego kokpitu z czarną owiewką, na którego końcu umiejscowiony był pojedynczy silnik oraz dwóch rozkładanych ośmiokątnych skrzydeł, zaczepionych podłużnymi wspornikami do kadłuba, na których zamontowane stały dwa działka laserowe, stanowiące jedyną broń maszyny; podobnie zresztą jak u jego odpowiednika po stronie Republiki.
Niespodziewanie z drugiego komunikatora - dla odmiany zmontowanego na pulpicie - wydobył się zgiełk trudno rozpoznawalnych odgłosów. Słysząc to Radena pomajstrował coś przy nim i po chwili urządzenie pominęło cały ten rumor przekrzykujących się żołnierzy i poczęło wychwytywać jedynie głosy pilotów-dowódców, znajdujących się najbliżej jego eskadry.
Kiedy do walki pozostało dwadzieścia parę sekund, rycerz sięgnął do małego przełącznika na konsolecie i trąciwszy go, aktywował tarcze ochronne myśliwca. Dopiero wtedy postanowił, ze czas zastanowić się nad strategią.
- Klucz Pierwszy i Drugi - powiedział po krótkiej chwili przez komunikator – Najpierw ładujemy na pałę w Sithów, potem próbujemy celować, a na koniec lecimy wspomóc skrzydło porucznika Harra. Klucz Trzeci ma nas osłaniać... zrozumiano Dwunastka?
- Tak jest, dowódco – odrzekł niechętnie Bladee, Kel-Dorianin aż za bardzo znany z porywczości, dziwnych pomysłów i szaleńczych ataków na wroga, które najczęściej kończyły się olbrzymimi stratami po obu stronach. Z tego też powodu Radena wiedział, że należy go trzymać na krótko.
- Nie obierajcie taktyki jeden na jednego; po prostu walcie we wszystko, co nie jest Republic Fighterem bądź Crusaderem - mistrz pomyślał, że czas na rozmowę i wydawanie instrukcji właśnie się skończył, lecz dodał jeszcze jedno zdanie - Pamiętajcie: żadnych bezsensownych rajdów i akcji w stylu kapitana Wartha.
Rycerz uśmiechnął się lekko, słysząc cichy odgłos śmiechu jego podwładnych; uwaga o kapitanie Warthu zawsze działa – pomyślał usatysfakcjonowany Arun i widząc, że do odległości gwarantującej w miarę wysoką skuteczność strzału pozostało zaledwie pięć sekund, obrał sobie na celownik skupisko maszyn wroga po prawej stronie zawieruchy, które to najwyraźniej zorientowały się o przybyciu odsieczy. Jedi zdążył jeszcze ustawić pełnię mocy tarcz na przód, po czym jego maszyna bluznęła zielonymi pociskami prosto w sam środek nowo powstającej formacji wroga. Ułamek sekundy później posypały się błyskawice reszty jego eskadry.
Pierwsza seria mistrza Jedi dosłownie rozerwała na strzępy Sith Fightera, który eksplodował w efektownej kuli ognia, natychmiast wessanej przez lodowatą próżnię. Druga pozbawiła lewego skrzydła następną maszynę, która przekoziołkowała i zniknęła w oślepiającym błysku, dodatkowo przestrzelona przez jednego z pilotów Republiki. Trzecia salwa jedynie zahaczyła o prawe skrzydło kolejnego przeciwnika, lecz mijając go, wbiła się w podłużny kokpit drugiego pojazdu, nieroztropnie lecącego tuż za nim.
I choć Arun nie miał pojęcia ile myśliwców przeciwnika strącili piloci jego eskadry, to na pewno musieli oni wyrwać porządną dziurę w jednostce, gdyż wywołało to natychmiastową odpowiedź Sithów w postaci jeszcze większej nawałnicy czerwonych promieni.
- Unik! – z całej siły wykrzyknął, ale było już za późno. Arun pociągnął ster ku sobie i przeleciał ponad przeciwnikami, szczęśliwie mijając wszystkie pociski. Niestety kątem oka spostrzegł znikający właśnie w obłoku ognia Republic Fighter. Nie zastanawiając się na razie nad stratami, Radena błyskawicznie wykonał ciasną pół-pętlę i znalazł się tuż za ogonem aż trzech maszyn. Wprost nie wierząc głupocie pilotów Sith, mistrz Jedi strącił jedną serią wszystkie Sith Fightery, które, jeden po drugim zamieniły się w drobny pył. Kręcąc głową, przesunął tarcze na tryb standardowy.
- Meldujcie!
- Dziewiątka i Jedenasta zniszczeni – Bladee odezwał się ciężkim głosem przefiltrowanym przez maskę i komunikator; głosem, w którym nie było ani krzty żalu, czy niepokoju.
- Szósty nie żyje, a Piątka lekko oberwał – zakomunikował dowodzący Kluczem Drugim Jon Black z Naboo.
Po wprowadzeniu swojego myśliwca w ostry prawy wiraż, rycerz zobaczył mijający go o kilkanaście centymetrów czerwony promień lasera i zacisnął zęby. Nie dość, że stracili Kazzanjiana, Core’a i Phantiego, to jeszcze na dodatek jakiś Sith uczepił się jego ogona!
Radena zrobił dwa uniki i gwałtownie położył pojazd ostro na lewe skrzydło, po czym odbił w dół, w zadziwiająco łatwy sposób pozbywając się wrogiego statku. Coś jest nie tak z tymi Sithami... – zastanowił się Arun, lecz nim dokończył swoją myśl, zauważył jakiegoś Republic Fightera, do którego doczepili się dwaj Sithowie. Jedi przyciągnął do siebie przepustnicę i wprowadził maszynę w wąski skręt na lewo tak, że znalazł się dokładnie za oboma nieostrożnymi myśliwcami. Jeden z nich natychmiast wykonał gwałtowny wiraż w bok i znikł z pola widzenia mistrza Jedi. Arun namierzył więc drugą maszynę i trzykrotnie nacisnął spust. Pierwsze dwie wiązki wbiły się dokładnie w sam środek czarnego kokpitu, odrywając oba skrzydła od kadłuba, następna para dokonała ostatecznego dzieła zniszczenia, zaś trzecia salwa przeleciała jedynie przez chmurę rozżarzonych szczątków wrogiego statku.
Radena pociągnął ster ku sobie i zakończył szeroką pół-pętlę, wykręciwszy pół beczki.
- Czas zobaczyć, co jest grane – mruknął cicho, wysyłając swoje myśli w kierunku najbliższego Sith Fightera. Przechylając ster w prawo i podążając za natrętem, strzelającym bardzo niecelnymi seriami w jakiegoś Republic Fightera ze zdumieniem spostrzegł, że nie wyczuwa niczego; w kokpicie pojazdu wroga najzwyczajniej w galaktyce... nie było nikogo. Ale za to na pewno jest Coś. A tym czymś mógł być jedynie...
- Niebiescy! Przegrupować się w trzy klucze po trzy maszyny... – Jedi właśnie w tym momencie spostrzegł szansę zadania naprawdę silnego ciosu przeciwnikom – Lecimy na wrogą formację, ruszającą się kursem 10-48 – oddział pojazdów wroga, który wskazał swoim żołnierzom, a składający się z co najmniej trzech eskadr, jeszcze nie brał udziału w walce i kursem przechwytującym kierował się wprost na odsłonięty bok gigantycznego kłębowiska, dotychczas opanowany przez Republikę – Nie martwicie się ich ilością – rzekł ponuro - Te Sith Fightery sterowane są przez automaty.
- Automaty? – niemal wypluł te słowa Jekal – Roboty? My tu giniemy, a ci wysłali na nas chrzanione blaszaki?!
- Spokój, Piąty. Nie tylko ciebie to denerwuje; to typowa zagrywka Sithów. Najpierw uderzamy całą eskadrą, potem bierzemy sobie po jednym i po kolei rozwalamy. Walimy na nich z pełną prędkością. Zrozumiano?
- Tak jest, dowódco.
- Dowódco, tu Siódemka – odezwał się nagle Jon Black – Piątka i Ósemka nie mogą dołączyć; mają czterech na celowniku.
- Przyjąłem, Siódmy.
Arun pokręcił głową; będzie problem. Tylko siedem maszyn... – rycerz skrzywił się nagle, wprowadzając swoją maszynę w obszerną beczkę. Chwila krótkiej nieuwagi nieomal kosztowała go utratę tarcz, gdy cała burza rubinowych strumieni energii przecięła przestrzeń tuż obok smukłego myśliwca. Mistrz Jedi skupiony na przyrządach myśliwca, kątem oka wychwycił nadlatujące z prawego boku Sith Fightery, które najwyraźniej zainteresowały się jego okrojoną eskadrą.
- Dowódco, widzę trzech na 5-13 – zakomunikował szybciej niż błyskawica Bladee – Eliminujemy?
- Zaprzeczam Dwunastka – Radena instynktownie obliczył odległość pomiędzy Niebieskimi, a ich celem – Lecimy zgodnie z planem.
- Przyjąłem – żal i rozczarowanie w głosie Kel-Doriana były wręcz zaraźliwe i Jedi przyłapał się na tym, że rozmyśla, czy nie odwołać poprzedniego rozkazu i strącić trzech natrętów. Podświadomość podpowiadała mu jednak, że z planu zaskoczenia wroga byłyby nici.
W kąciku ust Aruna zagościł na chwilę przelotny uśmiech. Od zawsze wiedział, że rasę Kel-Dor cechuje wrodzona wojowniczość i zarazem małomówność, niekiedy wręcz przeplatana z roztropnością i rozwagą, a wszystko to wzmocnione ich tajemniczością. I w tym względzie Bladee również się nie wyróżniał. Rycerz westchnął cicho, powracając do rzeczywistości – Jeszcze tak wiele nie wiem o tylu rasach Znanej Galaktyki...
Niestety, odciągnięty myślami o tym, o czym myśleć w takim momencie nie powinien, za późno dostrzegł wyraźnie wysuwającą się przed całym szwadronem Republiki sylwetkę Republic Fightera. Niewątpliwie należał on do Barabela Rica Mullaca, gdyż jego zmodyfikowanej maszyny nie dało się pomylić z żadną inną.
- Dwójka! – zakrzyknął do komunikatora – Wracaj do szyku!
- Spokojnie, dowódco! – zasyczał w odpowiedzi wielki gad – Wiem, co robię!
Problem w tym, że właśnie nie wiesz! – mistrz przeklął w duchu zapał bojowy Barabela, ale błyskawicznie zrozumiał, że nie zdoła odwieść od swojego zamiaru obcego. W takim nastroju Mullac nie usłuchałby żadnego rozkazu, a o dogonieniu go nie było mowy. Ric zdecydował się na samobójcze rozwiązanie w stylu swojej rasy i raczej nic go nie powstrzyma od wprowadzenia swoich zamiarów w życie.
Jedyne, co można teraz zrobić – pomyślał ponuro - To życzyć mu szczęścia.
Pozbywając się niespokojnych myśli, Arun Radena prędko przełączył pełnię mocy na przednie tarcze ochronne i delikatnym, acz szybkim ruchem dłoni, zaczął wykręcać długą śrubę, której koniec zwieńczony był w samym środku gromady wroga.
Dokładnie w starannie obliczonym momencie – zanim którykolwiek z automatów siedzących za sterami Sith Fighterów, zdołał zareagować na nowe zagrożenie w postaci Rica Mullaca – mistrz mocno zacisnął palec na spuście drążka sterowniczego. Maszyna objęta niesamowitą wręcz rotacją, bluznęła zielonkawym ogniem w najbliżej lecące statki Sithów.
Pierwszy myśliwiec nieprzyjaciela dosłownie rozpadł się na kawałki, trafiony całą serią szmaragdowych pocisków, a drugi, zaliczając trzy strzały, zawirował i zakończył swoje istnienie w kuli oślepiającego światła. Kolejny stateczek, skoszony strumieniami plazmy jego i jeszcze czyjegoś myśliwca, zatrząsł się i eksplodował, zamieniając się w miniaturową supernową.
W czasie całego tego rajdu, zwieńczonego efektownym i śmiercionośnym wirażem w prawy bok, kątem oka zobaczył spektakularną eskapadę Mullaca i jej raptowny koniec. Wojowniczy Barabel wpadł swoim myśliwcem w sam środek skrzydła wrogów, niszcząc lub uszkadzając po drodze prawie siedem Sith Fighterów i zakończył wypad idealnym i najciaśniejszym nawrotem, jaki kiedykolwiek widział Radena. Chwilę później wszystkim, co pozostało po pilocie były rozsiane na wszystkie strony szczątki republikańskiego myśliwca, gdy zimnokrwisty gad został zalany falą szkarłatnych błyskawic z działek Sithów.
- Dwójka przepadł – mruknął bezgłośnie lider Niebieskich, z trudem przełykając ślinę przez ściśnięte gardło. Ric Mullac zginął jak bohater... ale poszło to na marne. Więcej dokonałby jako żywy, a nie umarły. Nie powinienem był mu pozwolić na tą akcję! – Radena od razu odrzucił tą niedorzeczną myśl. Czas na rozgoryczenie przyjdzie później – pomyślał niespokojnie – Jeżeli w ogóle będzie jakieś później...
Arun Radena zmniejszył ciąg do pięćdziesięciu procent i wyprowadził gładkie półtorej pętli, dzięki której znalazł się tuż za resztkami rozbitego i rozproszonego już skrzydła myśliwskiego Sithów. Zdumiony liczbą zniszczonych wrogów, która mieściła się w przedziale od piętnastu do dwudziestu pojazdów, a także – co było ewenementem - małą liczbą utraconych w rajdzie pilotów, znowu pchnął manetkę akceleratora do oporu i naprowadził na celownik jakiegoś Sith Fightera.
Nim jednakże nacisnął spust, myśliwiec – ku konsternacji Radeny – zsunął mu się z linii ognia, robiąc gwałtowny zwrot i półtorej beczki. Zdumiony sztuczką automatu i swoją arogancją, z wielkim trudem umknął błyskawiczną świecą w górę trzem parom czerwonych boltów, które ułamek sekundy wcześniej wystrzelił obcy pojazd. Sith Fighter mignął w bocznym iluminatorze i Arun wykonał równie gwałtowny nawrót, co jego przeciwnik, tak, że momentalnie znalazł się z powrotem za wrogiem.
Mimo wszystko - tym razem dużo bardziej przygotowany na nieobliczalny wybieg droida sterującego Sith Fighterem - kolejny raz dał się wymanewrować, gdy maszyna wykonała ekstremalnie ciasny wiraż w lewy bok i w sekundę później ostro odbiła w prawo, w ten sposób, że rycerz Jedi raptownie zgubił Sitha. Na nieszczęście myśliwiec przeciwnika wparował się idealnie pomiędzy dwoma statkami Republiki, kończąc to wszystko wystrzeleniem kilku strumieni energii do przodu. Nim Radena zdołał odpowiednio zareagować, znajdujący się na linii ostrzału myśliwca Sith, Republic Fighter wyparował w obłoku białej energii, trzykrotnie uderzony promieniem działek laserowych.
Albo tym pojazdem steruje żywy człowiek, albo droid w środku jest wyposażony w jakieś specjalne oprogramowanie – zastanowił się, zły na własne niedbalstwo – Tak, czy inaczej, teraz nie ma mowy, bym mu darował.
Przelatując tuż obok właśnie zanikającej kuli ognia; ostatniej pozostałości po pilocie Republiki, oddał kilka niecelnych strzałów w kierunku kluczącego i uwijającego się jak w ukropie Sith Fightera. Przeciwnik zdryfował raz w prawo, raz w lewo, aż w końcu zdecydował się na bardzo twardy zakręt w prawy bok, wspomagany beczką. Jednakże Jedi już trzeci raz nie dał się nabrać na ten manewr; zdusił ciąg do połowy i wyprowadził równie cięty wiraż jak Sith, by na bardzo ulotną sekundę wróg znalazł się tuż przed klinowatym dziobem jego Republic Fightera.
Dokładnie wtedy Radena pociągnął za spust, zamieniając maszynę przeciwnika w bezużyteczną kupę złomu, posłaną w nieznane.
Niespodziewanie, tknięty gwałtownym impulsem, Arun mocno szarpnął sterem, co zapewne uratowało go od niechybnej śmierci, kiedy tuż za rufą jego wehikułu przelała się istna burza czerwonawych laserowych błyskawic.
Rycerz zacisnął zęby i wypuścił z płuc powietrze – Ktoś tu się starzeje... – pomyślał i wprowadził swój myśliwiec w szaleńczy korkociąg w tym samym czasie, gdy cały klucz Sith Fighterów wykonał pół pętli i ruszył w pościg za republikańskim pilotem. Właśnie wtedy mężczyzna cos sobie przypomniał...
- Chcecie się zabawić? – Arun złośliwie się uśmiechnął – To niech i tak będzie.
Radena pstryknął przełącznikiem komunikatora, tak by słyszał go tylko Niebieski Cztery - czyli Loogeel Turne, człowiek urodzony na Selonii – wprowadzając Republic Fightera w niezwykle karkołomną serię zwodów i uników, które przeszły w równie brawurowe nurkowanie pomiędzy dwoma jaskrawymi kulami ognia, pozostałymi po wybuchu dwóch Sith Fighterów.
- Czwórka – powiedział wreszcie do komunikatora – Przydałaby się mała pomoc.
- Oczywiście, Dowódco. Niebieski Cztery rusza.
Mistrz Jedi przestawił siłę tarcz ochronnych całkowicie na rufę i widząc iż zgubił zaledwie jednego wroga, łagodnie wyrównał lot, świadom śmigających z tyłu pocisków i pchnąwszy dźwignię przepustnicy do przodu, ruszył w stronę punktu, gdzie znajdowało się największe skupisko pojazdów Republiki i Imperium Sith.
Uważnie – na miarę kogoś, kto jednocześnie musi pilotować statek, bezustannie patrzeć na pulpit sterowniczy, pilnować własnego życia i tak dalej – przyglądał się czemuś powyżej kokpitu swojego myśliwca. Trochę ryzykowny plan... – zastanowił się i wzruszył ramionami – Ale co tam... – Jedi, wiedziony nagłym przypływem poczucia zagrożenia, ściągnął ster ku sobie.
Raptownie maszyna zatrzęsła się potężnie i w nieoczekiwanym popiskiwaniu jakiegoś rytmicznego dźwięku, drążek sterowniczy wyślizgnął się z dłoni rycerza. Na swoje szczęście mężczyzna błyskawicznie z powrotem pochwycił ster i pełen najgorszych przeczuć, wyciął szybką, podwójną beczkę przez lewą burtę. Jedi odetchnął z ulgą, kiedy popatrzył na migoczący żółto-pomarańczowym światłem pulpit. Tuż pod błyskającym światełkiem i napisem force shields Radena ujrzał błyszczące żółcią oznaczenie, głoszące, iż tarcza ochronna straciła zaledwie sześćdziesiąt procent mocy. Dziękując Mocy za jej niebywały przypływ, kątem oka spostrzegł jak Republic Fighter Loogeela Turne’a z pełną prędkością zajmuje poprzednią pozycję dowódcy i lecąc pod kątem prostym do napastników, trzema celnymi seriami z obu działek laserowych unicestwia całą trójkę wrogów.
- Dzięki Czwórka – powiedział Arun, trochę zmęczony wysiłkiem i rzucającym go na wszystkie strony myśliwcem, co było wywołane kompensatorem ustawionym na jedną dziesiątą ciążenia... i chyba nie tylko tym. Rycerz uśmiechnął się do siebie - Chyba faktycznie się starzeję...
- Tak przy okazji: doskonała robota.
- Zawsze do usług, Dowódco – odparł radośnie Turne.
Dokładnie w momencie, gdy Radena miał zamiar wykonać szybki nawrót i powrócić do boju, jego oczy przykuły uwagę na czymś innym. Mistrz Jedi zaśmiał się cicho, znowu zmieniając częstotliwość komunikatora na wspólną dla całego szwadronu. W przednim iluminatorze oczy jego zobaczyły bowiem bardzo wiele maleńkich punkcików, błyszczących metalicznym blaskiem. Punkciki te mogły oznaczać jedynie jedno: do walki wkraczają ciężkie myśliwce uderzeniowe, Crusadery.
Nieoczekiwanie z komunikatora w jego hełmie wydobył się zniekształcony kobiecy głos, należący do admirał floty Forn Dodonny.
- Do wszystkich myśliwców: natychmiast wycofać się! Powtarzam: natychmiast wycofać się!
Rycerz zmarszczył brwi, lecz natychmiast rozpogodził swoje oblicze, uśmiechając się szeroko. Jak mogłem wątpić w Dodonnę... – wzruszył ramionami Jedi -... przecież to było tak oczywiste.
- Słyszeliście Niebiescy? Zabieramy się stąd! – powiedział głośno do komunikatora, krótkim, acz zdecydowanym ruchem lewej dłoni przesyłając całą energię z dwóch działek laserowych wprost do pojedynczego silnika firmy Koensayr. Nagły skok prędkości aż wcisnął pilota w fotel, który na chwilę skoncentrował się na obliczeniach. Niestety bardzo szybko przerwał je zdezorientowany głos Jekala:
- Dowódco, dlaczego mamy się wycofywać...
- Pomyśl Piątka! – błyskawicznie odrzekł Arun, zastanawiając się dlaczego akurat jemu musiał się trafić Jekal...
W ten właśnie sposób, kręcąc powolny korkociąg, nim się obejrzał, doładowany dodatkową porcją mocy napęd wyniósł go poza obręb toczonych jeszcze przed paroma sekundami walk i wraz z falą innych Republic Fighterów sunął z powrotem ku głównym okrętom VI Floty Republiki Galaktycznej.
W mgnieniu oka masywne Crusadery minęły całą flotyllę smukłych myśliwców i bez zastanowienia runęły na całkowicie zdezorientowane stateczki Sithów, pilotowane wszakże przez automaty, zupełnie nie zaprogramowane na taki rozwój wypadków. Bez większego sensu zbiły się w ciasną gromadę, niczym ogłuszony rój owadów. Jedynie część z Sith Fighterów – zapewne tych wyposażonych w droidy o ulepszonym oprogramowaniu – ruszyła za Republic Fighterami, a nawet parę z nich strąciła.
Nagle ponownie odezwała się admirał Dodonna:
- Do wszystkich myśliwców: Wracajcie teraz na pole walki i wyeliminujcie wszystkich przeciwników, którzy pozostaną po Crusaderach.
- Z największą przyjemnością – mruknął Radena, wykonując idealną pół pętlę, skończoną dwiema beczkami – Niebiescy: meldować się!
- Klucz Drugi stracił Czwórkę – oznajmił Jon Black, u którego chyba najbardziej zaznaczył się nienajlepszy nastrój – Nie zdążył wyrobić na czas...
Radena zdołał jedynie sztywno kiwnąć głową. Loogeel Turne nie żyje. To już piąty Niebieski. Ile jeszcze będzie nas musiało zginąć, aby osiągnąć cel tej przeklętej bitwy? Ile jeszcze lojalnych obywateli Republiki Galaktycznej straci życie w obronie wolności? Arun pokręcił głową, wydając z siebie zduszony odgłos – Zbyt wielu, by dało się ich zliczyć. Zbyt wielu...
- Klucz Trzeci w komplecie – chłodno wyartykułował Bladee, przerywając jego mroczne zamyślenie.
- Doskonale – skwitował, mijając się z prawdą Radena, przesuwając moc tarcz na dziób, i doprowadzając energię z powrotem do działek laserowych – Zacieśnić szyk i dostosować prędkość do Crusaderów; robimy wszystko tak, jak kazała nam admirał Dodonna, zrozumiano?
- Tak jest, Dowódco.
- To bardzo dobrze...
Pięciu Niebieskich nie żyje, a ja mówię, że jest dobrze... – Radena mocniej zacisnął dłoń na rękojeści steru – Chyba coś mi się pomyliło... Nie czas teraz, by tracić cenny czas na opłakiwanie zmarłych; być może przyjdzie on po zwycięstwie. Ale żeby zwyciężyć, trzeba walczyć. Sithowie zapłacą za to wszystko, a cena za to będzie olbrzymia.
I właśnie tuż przed jego myśliwcem rozgrywało się coś, co mogło choć trochę zaważyć na losach tejże ostatniej bitwy.
Ciężkie myśliwce szturmowe z pełną mocą i bezustannie plującymi czterema działkami laserowymi, przeleciały przez zagubione Sith Fightery niczym burza piaskowa z Tatooine; w przeciągu zaledwie kilkunastu sekund zielone błyskawice strumieni energii dosłownie rozniosły w pył co najmniej – takie odniósł wrażenie zdumiony nadzwyczajną skutecznością Crusaderów Radena – sześćdziesiąt procent maszyn wroga, przy czym Arun nie zauważył, by którakolwiek z republikańskich maszyn została unicestwiona, czy choćby nawet uszkodzona; patrząc jednak na dziesiątki blado-czerwonych eksplozji, które usiały szczątkami Sithów przestworza przed nim, trudno było o jakąkolwiek udaną obserwację.
Kiedy ostatni Crusader minął totalnie rozbitą formację wroga, ciężkie myśliwce wykonały swoje zadanie jak należy i zapewne kierowane rozkazami dowództwa, zrobiły pełny wiraż w obie strony, dzieląc się na dwie części po sześć szwadronów. Dokańczając dzieła zniszczenia, ruszyły z powrotem ku Capitolom i Defenderom.
A teraz czas na wykończenie tych sithowych blaszaków – pomyślał Arun, na którego obliczu pojawił się lekki półuśmiech – Właśnie dlatego żywi piloci są tysiąc razy lepsi od mechanicznych. Rycerz gładko podprowadził celownik pod jakiegoś Sith Fightera i jedną serią posłał w niebyt nieruchawą maszynę. Następnie namierzył kolejnego przeciwnika i jeszcze kolejnego, bez większego problemu unicestwiając każdego napotkanego Sitha.
Jako, że piloci Republiki Galaktycznej w dokładnie taki sam sposób porachowali się z innymi Sith Fighterami, na polu walki pozostały jedynie te najlepsze. Tymczasem wróg widząc swoje olbrzymie straty, postanowił zarządzić odwrót owych jednostek. Resztki pozostałe z flotylli kilkuset Sith Fighterów wykonały, więc prawie idealnie zgrany manewr i w największym pośpiechu poczęły się wycofywać w kierunku napływających od strony Gwiezdnej Kuźni Niszczycieli Gwiezdnych klasy Sith.
W tym momencie z komunikatora wydobył się spokojny i zdecydowanie bardziej cieplejszy niż poprzednio głos Dodonny:
- Do wszystkich myśliwców: dobra robota. Wracajcie na poprzednie pozycje.
- Koniec rundy pierwszej, Niebiescy – oznajmił entuzjastycznie Arun, widząc uciekające w popłochu myśliwce pokonanego w tej małej potyczce wroga – Może niepotrzebnie powtarzam, ale: dobra robota, Niebiescy.
**********
- Trzy i pół minuty do kontaktu bojowego, pani admirał.
Dowódca VI Floty Republiki Forn Dodonna z lekką satysfakcją malującą się na twarzy, teraz dodatkowo przyprawioną zmarszczonymi brwiami, popatrzyła na rozgorączkowanego podporucznika Fallema, który z najwyższym zdumieniem, zmieszanym z radosnym uniesieniem patrzył w swój ekran. Ciekawa powodu, dla którego jej podwładny tryskał takim optymistycznym nastrojem, bezgłośnie podeszła do jego fotela i zapytała głośno:
- Co takiego radosnego, pan tam widzi, poruczniku?
Młody żołnierz wzdrygnął się zaskoczony. Trochę zmieszany i zdekoncentrowany, dopiero teraz spostrzegł, iż nad nim stoi admirał floty.
- Bo wygraliśmy tą potyczkę, pani admirał... – oznajmił mężczyzna z niepewnym uśmiechem na twarzy, wskazując coś na monitorze swojego komputera – Co prawda straciliśmy prawie trzysta Republic Fighterów, ale za to nasi rozwalili aż siedemset Sith Fighterów! – podoficer zmarszczył czoło, co było odpowiedzią na minę dowódcy - Poza tym powróciły wszystkie Crusadery.
- I uważa pan, że wygraliśmy tą potyczkę? – Dodonna uśmiechnęła się gorzko, kręcąc głową – Nie, poruczniku. Może pan tego nie dostrzegł, ale... Sithowie wysłali na nas myśliwce pilotowane przez automaty co oznacza, że albo Sithowie mają za mało ludzi, by je pilotować, albo za dużo maszyn, żeby obsadzić je żywymi pilotami. I żadna z tych możliwości nie jest pocieszająca.
- Auto...maty, pani admirał? – z niedowierzaniem w głosie zapytał młodzieniec, podejrzanie zerkając to na ekran, to na Forn Dodonnę – Nasi piloci walczyli ze zwykłymi robotami?
- Niestety. Obawiam się, że te siedemset myśliwców, które teraz zniszczyliśmy było jedynie pierwszą falą z wielu. A znając Sithów mogę powiedzieć, że pierwsze fale są zawsze najmniej groźne ze wszystkich i stanowią wyłącznie pierwsze rozpoznanie, poruczniku... ale nie powinien się pan tym przejmować, więc proszę sobie nie przeszkadzać.
- Tak jest, pani admirał.
Dodonna odwróciła się od fotela niespokojnego żołnierza i zwróciła głowę w stronę przednich iluminatorów. Myśliwce, które jeszcze przed paroma minutami walczyły daleko przed czołem floty, teraz ponownie przyjęły pozycje przy okrętach wojennych grup od pierwszej do szóstej.
Tymczasem od strony ciągle rosnącej w oczach Gwiezdnej Kuźni, przybliżało się dwadzieścia jeden statków, umownie nazwanych przez taktyków Republiki Niszczycielami Gwiezdnymi klasy Sith.
Każda jednostka tego typu była długa na całe pięćset metrów i pomalowana na budzący grozę srebrno-szary kolor, a kształtem przypominała mocno wygładzony trójkąt ostry z głębokim wcięciem pomiędzy górą, zakończoną spiczastym dziobem, a opływowym dołem. Wcięcie to nienaturalnie wchodziło aż pod same hangary i pokłady lądowiskowe, stykające się z maszynownią oraz trzema gigantycznymi silnikami podświetlnymi, poruszającymi ów wielki okręt wojenny. Na samej rufie, tuż nad główną płytą kadłuba wystawała niewysoka wieża, gdzie umiejscowiony był mostek Niszczyciela Sith, z którego wychodziły na obie strony dwa jakby skrzydła o nieznanym Republice Galaktycznej przeznaczeniu. Olbrzymi – jak na skalę budowanych obecnie jednostek gwiezdnych – statek wojenny posiadał w swym wnętrzu miniaturowy generator grawitacyjny, silny na tyle by ściągnąć z nadprzestrzeni myśliwiec, bądź też niewielki frachtowiec. Wprawdzie kilkanaście takich generatorów byłoby w stanie nie dopuścić floty wroga do skoku w nadprzestrzeń, jednak nie to – ani też kilkanaście stanowisk promienia ściągającego - stanowiło o mocy Niszczyciela Gwiezdnego klasy Sith, lecz umieszczone na skraju górnego pokładu dwadzieścia turbolaserów, rozdzielonych po dziesięć na każdą burtę. Dodając do tego niezwykle silne osłony, o wiele szybciej odnawialne niż republikańskie oraz naprawdę gruby pancerz, wróg dostawał w swoje ręce maszynę totalnej destrukcji, zdolną samodzielnie rozbić w pył parę Capitolów, samemu nie odnosząc przy tym nazbyt wielu obrażeń.
Zapewne każdy mieszkaniec Maanan, który zobaczyłby Niszczyciel Sith, rzekłby w zdumieniu, iż statek ten wygląda dokładnie tak samo jak głowa rekina Firaxa, który właśnie rzuca się na swoją zdobycz. I w opinii Dodonny porównanie to jak najbardziej pasowało do tego tajemniczego pojazdu Imperium Sith, którego konstrukcja była równie wielką zagadką, co sama Gwiezdna Kuźnia.
- Admirale? – rzucił nagle któryś z żołnierzy na mostku, wyrywając Dodonnę z zamyślenia. Kobieta spokojnie odwróciła się od iluminatorów i spojrzała prosto w oczy wyprężonego jak struna porucznika Regarde’a z sekcji łączności, który najwyraźniej miał jej do przekazania jakąś wyjątkowo ważną informację, gdyż bez większego trudu wytrzymał wzrok Dodonny.
- Tak, poruczniku?
- Wykryliśmy „Ebon Hawk’a” na powierzchni tamtej nienazwanej planety – oznajmił bez żadnego wstępu podoficer – Niestety, z powodu gęstej atmosfery nie jesteśmy w stanie nawiązać z nim kontaktu. A w każdym bądź razie, nie z tej odległości. Zwiadowca również nie jest w stanie tego uczynić.
„Ebon Hawk” odnaleziony. To chyba pierwsza naprawdę dobra wiadomość tego dnia... – pomyślała kobieta, lekko się uśmiechając do nieprzerwanie stojącego obok niej mistrza Vandara Tokare, po czym skierowała swoje oczy z powrotem na Regarde’a.
- Próbujcie dalej się z nim skontaktować. To bardzo ważne, poruczniku.
- Tak jest, pani admirał.
Dodonna już zamierzała znowu odwrócić się ku frontowym iluminatorom, lecz tym razem zamiar ten wyprzedził zaniepokojony głos podporucznika Fallema:
- Pani admirał... – zaczął, tajemniczo ściszając ton głosu i niecierpliwie pocierając dłonią krawędź swojego fotela – Kazała pani meldować o wszystkim, co niezwykłe w najbliższej okolicy...
- Tak... o co chodzi, poruczniku? – zaniepokoiła się trochę kobieta.
- Nie miałem czasu tego wcześniej powiedzieć, ale... przed siedmioma minutami sensory naszego zwiadowcy pokazały, że z tamtej planety wystartował niewielki statek typu G-wing i wykonał mikroskok przez hiperprzestrzeń mniej więcej w stronę Gwiezdnej Kuźni – mężczyzna nieznacznie zmarszczył brwi – Co najdziwniejsze, kilka sekund po jego starcie stało się coś bardzo dziwnego... właściwie to nawet nie mam pojęcia, co to było.
- To znaczy? – admirał zażądała wyjaśnień, nieco podnosząc prawą brew.
- Coś, co otaczało planetę i do czego chyba zbliżała się nasza flota znikło – podoficer pokręcił głową i nerwowo spojrzał na górującą nad nim postać kobiety – Nie wiem co to było, ale myślę, że coś w rodzaju... pola magnetycznego, albo czegoś w tym stylu. Nie mam pojęcia, czy to coś ważnego, ale prosiła pani...
- Bardzo dobrze się pan spisał, poruczniku Fallem – oznajmiła szybko admirał, zwężając oczy w wąziutkie szparki. I ponieważ nic nie przychodziło jej do głowy, w związku z owym tajemniczym polem magnetycznym, rozpogodziła oblicze i cicho westchnęła, nieznacznie przekręcając głowę, tak by widzieć czoło VI Floty Republiki Galaktycznej.
Cokolwiek to było, teraz nie istnieje i trzeba się skupić na teraźniejszości.
- Ile czasu pozostało do kontaktu bojowego, poruczniku?
- Siedemdziesiąt sekund, pani admirał.
- Doskonale.
Forn Dodonna ruszyła w kierunku mapy holograficznej i stojącego przed nią Vandara Tokare, który z nastroszonymi uszami, uważnie obserwował sytuację i ruchy Sithów. Admirał popatrzyła na jaśniejącą żółcią mapę i natychmiast uznała, iż wybrała wyjątkowo mało precyzyjny sposób oznaczenia Niszczycieli Sith. Cztery okręgi, oznaczające je, przybliżyły się na odległość kilku centymetrów od VI Floty, toteż kobieta wcisnęła dwa razy jakiś przycisk na klawiaturze tuż pod hologramem. W jednej chwili wycinek, na którym widoczne były okręty obu flot powiększył się prawie trzykrotnie.
- Poruczniku Fallem – powiedziała moment później – proszę podzielić na tej mapie wszystkie Niszczyciele Gwiezdne Sith na dziewięć grup po trzy okręty.
- Tak jest – mechaniczne odpowiedział jej podwładny i po krótkiej sekundzie stało się tak, jak nakazała: Siedem czerwonych kropek zastąpiło cztery poprzednie, a dwie jedną samotną obok Kuźni. Nie minęło nawet kilka chwil, gdy kobieta zorientowała się, iż wszystkich siedem czerwonych punktów podąża w stronę rozrzuconej na wielką szerokość republikańskiej flotylli w dokładnie idealnym szyku bojowym; admirał wydawało się wręcz, że każdy z nich znajduje się dokładnie w takiej samej odległości od siebie, powoli rozsuwając dwadzieścia jeden Niszczycieli Gwiezdnych Sith na całą szerokość VI Floty Republiki.
Z tego też powodu zaprawiona w boju dowódca ponad setki okrętów wojennych wielce się zaniepokoiła błyskawicznym wnioskiem, który napłynął do jej mózgu. Jeżeli tylko Niszczyciele Sith utrzymają obecny szyk, Republika będzie mogła pożegnać się z zamiarem szybkiego unicestwienia Gwiezdnej Kuźni...
- Coś jest nie tak... – nagle odezwał się niespokojnie Vandar Tokare – Dzieje się coś niedobrego, admirale.
- Owszem, mistrzu Vandar – kobieta nie mogła powstrzymać swojego sarkazmu – Armada Sith zupełnie nas zablokowała. Nie mamy szans przedrzeć się przez tak ustawioną formację!
- To również, admirale...
Zaskoczona Forn Dodonna odwróciła głowę w kierunku zielonego rycerza Jedi. Ze zdumieniem spostrzegła, iż Tokare z mocno zamkniętymi powiekami wcale nie patrzy na migającą przed nim holograficzną mapę taktyczną i absolutnie jej to nie uspokoiło. Wręcz przeciwnie – jeżeli mistrz Jedi myślał o czymś innym to...
- Gwiezdna Kużnia potężnie emanuje Ciemną Stroną w Mocy. Wyczuwam na jej pokładzie wielkie zagrożenie... mnóstwo nie opanowanego strachu i jeszcze więcej nienawiści – mistrz silniej ścisnął zielone powieki, po czym pomału je otworzył, kierując swój posępny wzrok prosto w oczy kobiety – Smutek panuje na tej stacji i jest ona źródłem wielu emocji. Jest wszakże coś jeszcze w niej... jednak nie potrafię wyczuć, co to może być, admirale.
Forn Dodonna kiwnęła głową.
- Być może jest nim Darth Malak?
- To niewykluczone. Obawiam się jednak, ze to coś innego... o wiele mroczniejszego, admirale.
Kobieta kiwnęła głową, zatapiając się w swoich niewesołych myślach.
Nie jest dobrze, gdy mapa taktyczna pokazuje, że leci na nas w idealnie zgranym szyku flota Imperium Sith, lecz naprawdę źle jest, kiedy jeden z największych mistrzów Jedi mówi, że wyczuwa coś bardzo mrocznego, jakieś olbrzymie zagrożenie, którego jeszcze nawet nie widzą. I to w momencie, w którym zaczyna się decydujące starcie dwóch wielkich potęg Znanej Galaktyki...
- Pani admirał. Do kontaktu bojowego pozostało piętnaście sekund.
Ponure myśli Dodonny szybko gdzieś uleciały i kobieta skierowała się ku przedniemu iluminatorowi, by być świadkiem pierwszych momentów walki okrętów wojennych. Po chwili zobaczyła pierwsze błyski wystrzelonych przez Niszczyciele Sith szkarłatnych boltów, którym błyskawicznie odpowiedziały mniej liczne, lecz potężniejsze zielone promienie statków Republiki Galaktycznej. Od razu dało się zauważyć, iż Niszczyciele Gwiezdne Sith zatrzymały się i w celu utrzymania swoich pozycji a także całkowitego blokowania floty Republiki, zmasowanym ostrzałem z baterii turbolaserowych z obu burt celują w znajdujące się najbliżej statki. Parę sekund po wkroczeniu do boju trójkątnych okrętów wroga rozpoczął się drugi etap bitwy myśliwców obu stron o panowanie w przestworzach. Setki Republic Fighterów i Crusaderów starło się z Sith Fighterami i ostateczna bitwa rozgorzała na nowo. Moment później wśród wielu malutkich wybuchów i miniaturowych rozbłysków uderzających o tarcze ochronne strumieni energii, Dodonna spostrzegła jedną większą eksplozję i chwilę potem drugą nieco dalej, która zatrzęsła fregatą szturmową Defender, zamieniając statek w chmurę nierozpoznawalnych szczątków.
- Admirale. Grupa Pierwsza melduje, że straciła jedną fregatę – sumiennie zakomunikował jeden z ludzi porucznika Regarde’a – Czwarta tak samo.
- Dziękuje.
Lekko mrużąc oczy, Dodonna starała się wypatrzyć cokolwiek, co choć trochę mogłoby pomóc w osiągnięciu celu Republiki; rzucało się o czy, że Niszczyciele Sith miały olbrzymią przewagę i właściwie bez przerwy zasypywały ogniem dużo mniejsze Capitole i Defendery. Od razu też zdała sobie sprawę, iż należało zmienić taktykę. Problem jednak w tym, że admirał nie miała pojęcia, czy to, co chce zrobić podziała.
Kobieta odwróciła się od iluminatora i skierowała wzrok na porucznika Regarde’a.
- Poruczniku, niech pan przekaże wszystkim grupom bojowym, aby wybrały sobie jakiegoś Niszczyciela Sith i strzelały w niego aż zostanie zniszczony, bądź uszkodzony na tyle, by już nie nadawał się do dalszej walki – kobieta pomyślała też od razu, że trzeba w jakiś bardziej efektywny sposób wykorzystać Crusadery – Niech Crusadery wspomogą te działania jak tylko potrafią. Republic Fightery mają zapewnić im osłonę.
- Tak jest, pani admirał.
Wprawdzie na efekty działań nowej strategii trzeba było długo czekać, ale Dodonna w końcu wypatrzyła w iluminatorze szmaragdowe błyskawice rozrywające poszycie i potężną kulę ognia, która pochłonęła jeden z Niszczycieli Gwiezdnych Sith. Niestety moment po tym, cała formacja wroga całowicie uzupełniła malutką wyrwę. Tak jakby zupełnie nic się nie stało
- Straciliśmy cztery Defendery w grupach Pierwszej i Drugiej oraz jeden w Trójce.
Sithowie chcą zniszczyć nasze skrzydła – uświadomiła sobie teraz Forn Dodonna, kierując się ku mapie taktycznej w ponurym nastroju. Liczby widniejące pod niebieskimi symbolami poszczególnych grup bojowych nieznacznie zmieniły swoje wartości. Pierwsza miała teraz jedynie trzynaście statków, Druga czternaście a Trzecia i Czwarta po piętnaście. Kobieta zmarszczyła czoło – to bardzo dziwne, że jeszcze nie unicestwili żadnego z Capitolów...
- Niech Grupa Siódma podzieli się na dwie części, Oddział A oraz B – rozkazała, w usatysfakcjonowaniu i zarazem wielkim zdumieniu przyglądając się jak błękitna kropka tuż przed jej oczami dzieli się na dwie części po pięć Capitolów. Postawa podporucznika Fallema z pewnością pomaga w tej trudnej pracy, pomyślała przelotnie – Odział A ma wesprzeć prawe skrzydło, a Odział B lewe.
- Tak jest, pani admirał.
Dodonna odwróciła głowę w stronę Vandara Tokare i uśmiechnęła się ponuro doń.
- A teraz zobaczymy, czy mój manewr w czymkolwiek pomoże.
**********
- Uważaj Ósemka! Dwaj Sithowie na twoim ogonie!
- Widzę ich Piąty, cały czas widzę! – wykrzyknęła gniewnie Erge Kasdan, której myśliwiec wykonujący gwałtowne zwroty i równie błyskawiczne uniki już od kilku długich sekund bezskutecznie próbował zgubić dwóch niezwykle zawziętych wrogów, raz za razem oddających parę mniej lub bardziej celnych serii ze swoich działek.
- Trzymaj się Erge! – zakrzyknął któryś pilot uspokajającym tonem – Zaraz ich zdejmę!
- Oby szybko, Jon! – wydusiła z siebie Twi’lekiańska dziewczyna, tym razem wprowadzając swoją maszynę w dwie następujące po sobie beczki, które potem przemieniły się w szeroką śrubę. Nie ostudziła ona bynajmniej zapału wrogów, lecz pozwoliło na zyskanie trochę cennego czasu.
Arun Radena wielce się zaniepokoił poczynaniami Sithów, lecz szybko zmieniło się ono w frustrację, kiedy Moc podpowiedziała mu, iż za sterami kolejnej fali Sith Fighterów siedzą jak najbardziej żywi piloci. I to piekielnie dobrzy piloci – musiał szczerze przyznać. Republic Fightery Eskadry Niebieskich i kierujące je osoby mogły się równać z nimi swoim wyszkoleniem, ale zdecydowanie nie brawurą, która u tych po stronie Imperium Sith przekracza wszelkie pojęcie.
Przelatując właśnie ponad republikańskim pościgiem za dwoma przeciwnikami i kilkanaście metrów pod pękatym kadłubem nieustannie prującego ze swych turbolaserów Niszczyciela Gwiezdnego Sith, wzrok rycerza Jedi wychwycił idealny wręcz cel: prawdopodobnie nieświadomy niczego Sith Fighter, lecący tuż za jakimś Crusaderem. Pomimo dość wymyślnych uników i gwałtownych zwrotów, ciężki myśliwiec niekiedy obrywał, czego skutkiem musiały być słabnące z każdą sekundą tarcze. Mistrz pchnął manetkę przepustnicy całkowicie do przodu, by po chwili znaleźć się za ogonem Sith Fightera. Niestety dla niego, mały myśliwiec wyrwał się z celownika Jedi, wykonując całkiem zgrabny wiraż w lewo. Rozgoryczony szansą, jaką dała mu Moc, Radena puścił się za wrogiem i wystrzelił kilkanaście pocisków, jednakże szmaragdowe błyskawice minęły Sitha daleko za rufą. Sith Fighter zrobił głęboki nawrót i w momencie, gdy Arun ponownie widział go w przedniej szybie owiewki, ten znalazł się tuż nad górnym pokładem Niszczyciela Sith. Radena nacisnął dwukrotnie na spust, ale i tym razem haniebnie spudłował. Przeciwnik odbił w lewo i niespodziewanie zanurkował, niemalże ocierając się o krawędź obcego okrętu wojennego. Rycerz już zamierzał się do powtórzenia manewru oponenta, lecz wiedziony kolejnym już dzisiaj impulsem Mocy, mocno pociągnął do siebie ster, tym razem unikając sześciu rubinowym promieniom. Szkarłatne strugi plazmy nagle wytrysnęły z działek dwóch wrogich stateczków, które niespodziewanie znalazły się na ogonie jego maszyny.
Mają Sithowie doskonałe zgranie – pomyślał, ocierając wierzchem czarnej rękawicy pierwsze kilka kropli potu, które zabłysły na jego skroni – Albo kupę szczęścia... – Jedi natychmiast zreflektował się – Nie ma rzecz jasna szczęścia, jest tylko Moc... Niemniej dużo jej w takim razie mają nasi przeciwnicy...
Zaciskając aż do bólu zęby, rycerz wykończył gwałtowną świecę i jednym ostrym ruchem ręki zdusił moc akceleratora do zera. Jestem chyba szalony... – zdążyło mu jeszcze przelecieć w mózgu, kiedy poczuł jedno uderzenie z działek wrogiego pojazdu, które rozpłaszczyło się na tylnej osłonie i błyskawicznie wykręcił swój myśliwiec o sto osiemdziesiąt stopni. Nim którymkolwiek okiem zdążył dostrzec przeciwników, bluznął zielonymi błyskawicami ze swoich działek i pchnął do oporu akcelerację. Oczywiście świadomi jego zamierzeń piloci obu Sith Fighterów moment wcześniej usunęli się z drogi toru lotu przewidywanego ataku, wykonując idealnie zgrany wiraż nożycowy tuż przed dziobem smukłego myśliwca Aruna. Uwolniony z pościgu dwóch natrętów i prawie pewny tego, iż jeden z jego promieni musnął rufę któregoś z Sithów, pognał z pełną prędkością z powrotem w kierunku VI Floty Republiki, zostawiając za sobą klinowaty kształt srebrno-szarego Niszczyciela Gwiezdnego.
W przeświadczeniu, iż nazbyt długo pozostawił swoją eskadrę w potrzebie, stał się świadkiem dwóch rzeczy; z obu, ta pierwsza bardzo odbiła się na stanie zdolności obronnych jego myśliwca. Sześć Crusaderów śmignęło kilka metrów przed jego kokpitem, kierując się zapewne wprost na jeden z Niszczycieli, by celną salwą zamienić go w stos pogiętego metalu. I tak właśnie, nim zdążył zareagować, refleks go zawiódł i wpadł prosto pod strumień gradu pocisków, wystrzelonych przez cztery podążające za Crusaderami Sith Fightery. Parę błyskawic głucho uderzyło o chroniony przez osłonę kadłub Republic Fightera i w pełnym zgrozy pisku jakiegoś brzęczyka, tarcze padły.
Nagle rozszalały się także inne równie piskliwe alarmy, i choć Radena zapanował nad chwilowym wirowaniem stateczku, nie zdołał zrozumieć skąd tak niespodziewanie wydobyły się wszystkie te niespokojne dźwięki. Gdy pobieżnie przebiegł oczami po konsolecie nie spostrzegł niczego, co mogłoby być oznaką poważnych uszkodzeń, a nawet – w co nie bardzo mógł uwierzyć – osłony padły, lecz sam generator jakimś cudem nie przepalił się!
Z otwartymi szeroko oczami, wpatrzonymi w migające czerwonym blaskiem cyfry tuż pod napisem force shield, mówiące, iż do reaktywacji tarcz pozostały trzy minuty, stał się świadkiem drugiego wydarzenia: dwóch małych eksplozji, które przebiegły po kadłubie najbliższego z Capitolów. Nie minęła sekunda, gdy potężny, żółto-czerwony wybuch wstrząsnął okrętem, wywołany gwałtownym ostrzałem turbolaserowych boltów, dzieląc go na dwie połówki, z których powoli zaczęły się wysypywać zamrożone chłodem galaktycznej próżni ciała członków załogi oraz masa różnych, trudno rozpoznawalnych szczątków.
We wstrząśniętym tym strasznym widokiem rycerzu Jedi ponownie obudził się gniew i podświadoma nienawiść do Sithów. Wirujące w czarnej pustce ciała przypomniały mu zrodzoną w swojej własnej wyobraźni wizję zrujnowanej Enklawy Jedi ze snu, o którym w ogóle wolałby zapomnieć.
Arun otrząsnął się ze złowieszczych myśli, porażających go niczym Błyskawice Ciemnej Strony i właściwie kierując się jedynie Mocą, wleciał w rój toczących się wszędzie pojedynków myśliwskich. Nagle przeczucie wskazało mu, że powinien wykonać zwrot w lewo.
- Jon, pomóż mi! – dobiegł go raptownie pełen zakłóceń rozpaczliwy okrzyk Erge Kasdan – Nie mogę go zgubić!
Dokładnie w tym momencie przez przednią szybę swojej owiewki Radena dostrzegł dwa Sith Fightery, uparcie goniące samotnego Republic Fightera, który beznadziejnymi manewrami próbował minąć burzę laserowych promieni ciągle przybliżających się wrogów, za każdym razem jedynie o kilka centymetrów usuwając się z toru lotu śmiercionośnych pocisków.
Przed kabiną myśliwca Aruna mignął znienacka jakiś klinowaty kształt, lecz Radena nie miał czasu się przyjrzeć, gdyż jego uwagę ściągnęły trzy następujące po sobie mini eksplozje, wstrząsające prostokątnymi formami fregaty szturmowej, kilkadziesiąt metrów po jego prawej stronie. Ale najbardziej zaciekawił go jeden z Sith Fighterów, który wirując, przeleciał przez chmurę szczątków unicestwionego właśnie Defendera i prędko ruszył ku Republic Fighterowi, który jeszcze przed momentem go minął. W jednej sekundzie maszyna ta nagle znalazła się za plecami dwóch idealnie zgranych nieprzyjaciół, zawzięcie ścigających myśliwiec Erge Kasdan.
Radena wzruszył ramionami i zamknąwszy oczy, wsłuchał się w wolę Mocy. Jego ręce łagodnie skorygowały kurs i nie minęła nawet krótka chwila, gdy wywołane przez naciśnięcie spustu dwa strumienie plazmy pognały w wroga lecącego kursem przechwytującym. Równie zaskoczony jak Arun Radena musiał być pilot Sith Fightera, kiedy dwa strzały wbiły się prosto w sam środek kabiny. Maszyna Sith rozpadła się na kawałki, niosąc za sobą kawałki zniszczonego poszycia, żeby wreszcie zniknąć w oszałamiającej kuli żółtawego ognia, kiedy szybko dogaszane przez próżnię płomienie, dosięgły zbiornika paliwa.
Arun spojrzał teraz na pościg po swojej lewej stronie i zamarł. Odsiecz nie zdążyła. Jedna szkarłatna błyskawica uderzyła potężnie w uciekającą maszynę i ta nagle straciła całą swą zdolność manewrowania.
- Nieee Erge! – krzyknął rozpaczliwie Jon Black, lecz to nie mogło pomóc i ułamek sekundy później pojazd młodej Twi’lekianki, rażony kilkoma innymi pociskami rozjarzył się i błyskawicznie eksplodował, żeby po chwili zamienić się w obłok nic nie wartych, metalowych szczątków.
Radena nie zdążył nawet pomyśleć o śmierci Erge, gdy dostrzegł coś za lśniącą transparistalą owiewki.
- Siódmy, natychmiast odbij w prawo!
Pilot Republiki nie zdążył. Wraz z pojazdem został pochłonięty przez mroczną głębię grobowca, zwanego próżnią. Arun Radena krzyknął ze złością i rozzłoszczony rzucił się bez sensu na myśliwiec, który znienacka napadł na Jona Black’a. Nie zastanawiając się wielce posłał w jego kierunku szaleńczą serię zielonych promieni, lecz żaden z nich nie tylko nawet nie musnął wrogiej maszyny, za to zwrócił na siebie uwagę Sitha. Szybko odwróciło się to na niekorzyść mistrza Jedi, gdy raptem za jego ogonem pojawiły się dwa nieprzyjacielskie myśliwce.
- Ups. Nie jest dobrze – mruknął niezadowolony z takiego obrotu spraw i mocno szarpnął sterami w lewo. Utrata dwóch pilotów eskadry w ciągu dwóch sekund była wielką tragedią, ale beznadziejny atak odwetowy, to jeszcze większa głupota, pomyślał rycerz, starając się na razie zapomnieć o zabitych tego dnia kolegach – Eskadra Niebieskich! Meldować się!
Arun rozpoczął szeroką pętlę, aby pozbyć się wrogów i wsłuchał się na chwilę w trzeszczący komunikator.
- Niebieski Pięć został sam! – krzyknął, z trudem wymawiając słowa zrezygnowany młodzieniec – Mam na ogonie jednego i chyba długo nie...dostałem, dost...!
- Jekal!!! - z komunikatora doszedł do mistrza Jedi jedynie ledwo słyszalny szum. Jedi zaklął siarczyście, rzucając stateczek na wszystkie strony, lecz Sithowie nie zamierzali darować i bez przerwy ciągnęli się za jego ogonem, ładując doń z działek laserowych. W myślach zrozpaczonego rycerza rozgorzał płomień ognia.
- Niebieski Trzy wciąż jest przy tobie, Dowódco – powiedział smutno Baar, długo po tym, jak zamilkł Jekal.
- Dwunastka i Dziesiątka meldują się.
A więc zostało nas już tylko czterech – pomyślał ciężko Arun – Jedna trzecia całej eskadry. Ledwo jeden klucz... Mistrz Jedi nie zamierzał nawet myśleć o tym, jakie straty mogły dotknąć inne eskadry.
- Postarajcie się dołączyć do mnie, a wtedy sformujemy jeden klucz.
- Oczywiście, Dowódco.
Arun spostrzegł, że dwa Sith Fightery znowu znalazły na jego ogonie i szykują się do gwałtownego ataku. Maszyna rycerza ostro odbiła w lewo, a następnie wykonała potrójną beczkę w prawo, co wystarczyło, żeby ominął kilka laserowych serii. Republic Fighter wystrzelił świecą w górę, kończąc ciasnym wirażem, niebezpiecznie blisko poszycia jednego z Defenderów, lecz i to nie starczyło na dwa Sith Fightery, uparcie kopiujące każdy jego ruch.
- Niebieski Trzy – powiedział do komunikatora – Przydałaby się twoja pomoc... lecę kursem 2-45 i gonią mnie dwaj Sithowie.
- Przyjąłem, Dowódco.
Arun gwałtownie rzucił maszynę na lewo i ramieniem szybko starł pot z czoła.
- Spróbuj może przeciąć mój kurs pod tą fregatą, na linii 3-38. Wtedy powinno ci się udać rozwalić ich z zaskoczenia.
- Zrozumiałem, Jedynka. Zrobię, co się da.
Niesiony takim zapewnieniem, zawzięcie klucząc, skierował się prędko ku Defenderowi, gdy jednak to przestało wystarczyć, a do fregaty zostało jedynie kilkadziesiąt metrów, Arun ściągnął ster mocno w prawo, inicjując ruch wirowy Republic Fightera. Zdążył jeszcze popatrzeć na liczby, znaczące czas do reaktywacji tarczy ochronnej, zanim mignął pod kadłubem okrętu wojennego.
Dalszego losu dwóch wrogów Radena nie mógł zobaczyć, ale dwa gwałtowne błyski, które dojrzał za sobą świadczyły o jego marności. Pojazd Baar’a znienacka wynurzył się tuż za rufami dwóch Sith Fighterów i bez zbędnej rozrzutności rozpyli je na nic nieznaczące strzępki metalu.
- Dwóch przeciwników wyeliminowanych, Dowódco – spokojnie oświadczył Coruscańczyk, przybliżając się do boku maszyny lidera Szwadronu Niebieskich.
- Dzięki, Trójka – Radena przeleciał po wszystkich swoich przyrządach i nieznacznie zmarszczył brwi – Niebieski Dziesięć i Dwanaście. Gdzie jesteście?
- Dwunastka poluje na Sithów – oznajmił lekceważąco Haggi – Zaraz do ciebie dołączę, tylko rozwalę tego jednego Sitha przede mną.
Mistrz Jedi westchnął ciężko i z bólem.
- Oczywiście, Dziesiątka.
Ta bitwa będzie trwała jeszcze długo... – pomyślał niespokojnie Arun i z powrotem rzucił się swoją maszyną w wir walki – Naprawdę długo...
**********
Tymczasem na pokładzie mostka krążownika „Savior” admirał Forn Dodonna zachodziła się w głowę, starając się zrozumieć powód niezwykłej skuteczności okrętów floty Imperium Sith. Zniszczonych zostało już prawie jedenaście Defenderów i dwa Capitole po stronie Republiki, gdy w tym samym czasie wróg utracił zaledwie dwa z dwudziestu jeden Niszczycieli Gwiezdnych Sith. Wielce zaniepokojona i lekko podenerwowana swoją, wytłumaczalną wprawdzie, ale kłopotliwą niewiedzą, zwróciła głowę w stronę sekcji sensorów. Jeżeli Niszczyciele tak dobrze się spisują, to czy może...
- Poruczniku Fallem. Proszę o raport o stanie sił myśliwców.
- Tak jest – podoficer kilka razy stuknął w klawiaturę i spojrzał na ekran – Dwieście czterdzieści Republic Fighterów i jeszcze sto dwadzieścia sześć Crusaderów. Za to myśliwców Sith zostało... – żołnierz szeroko rozwarł oczy, w zdumieniu i przerażeniu wpatrując się w monitor – To chyba niemożliwe...
- Co jest niemożliwe? – spytała nieobecnym głosem Dodonna, wbijając oczy w przestraszonego mężczyznę – W tej bitwie wszystko jest możliwe.
- Sith Fighterów jest jeszcze ponad siedemset trzydzieści, pani admirał...
Forn Dodonna skrystalizowała swój zdziwiony wzrok na twarzy żołnierza.
- Czy to znaczy, że przeciwnik stracił tylko siedemdziesiąt myśliwców, a my prawie sto czterdzieści?
- Obawiam się, że tak, pani admirał.
Kobieta uśmiechnęła się przygnębiająco, założywszy ręce za plecami, jak to czasem robiła w trudnych chwilach.
- Jak pan widzi poruczniku, niestety miałam rację. Pierwsza fala myśliwców była tylko niewielkim wyzwaniem dla naszych pilotów... zapewne pomyśleli oni, że równie łatwo zwyciężą drugi atak.
- Tyle, że za drugim razem w Sith Fighterach siedzieli żywi piloci – dopowiedział prędko zachmurzony Fallem.
- Niestety... – Dodonna zwróciła się teraz ku łącznościowcom – Poruczniku Regarde. Proszę wysłać do boju ostatnią rezerwę myśliwców z pokładu „Independence”.
- Skrzydło Endora? – podoficer przywołał na twarz trudny do ukrycia uśmiech niechęci – Przecież to...
- Wiem, że ma pan wątpliwości, poruczniku, ale proszę wykonać rozkaz.
- Tak jest, pani admirał.
Kobieta odwróciła się z powrotem do mapy taktycznej z leciutkim uśmiechem pobłażania na ustach. Skrzydło, które wzięło nazwę od małego, nic nie znaczącego lesistego księżyca na krańcu Znanej Galaktyki było ostatnią rezerwą i ostateczną ochroną dla VI Floty. Jego zła sława, którą zna prawie każdy oficer Republiki brała się z tego, iż do trzech eskadr Endora brani byli często przestępcy, amatorzy, złodzieje, przemytnicy a nawet piloci, którzy zostali odrzuceni z powodów, których lepiej nie znać. Ta zdegenerowana banda nigdy nie miałaby racji bytu w siłach zbrojnych Republiki, gdyby nie jej zadziwiające szczęście i zdumiewająca skuteczność, tworząca jeszcze dziwniejsze połączenie z ich ogromną umieralnością.
- Pani admirał – przerwał jej rozmyślania podniecony głos Fallema – Nasz statek zwiadowczy właśnie doniósł nam, że z planety przed chwilą wystartował sam „Ebon Hawk”!
Dodonna szeroko się uśmiechnęła i radosnym wzrokiem objęła zielonkawą postać Vandara Tokare, który odpowiedział jej skwapliwym, acz ciepłym uśmiechem.
- Wspaniale, poruczniku Fallem! Nareszcie jakaś dobra wiadomość – kobieta przypomniała sobie o czymś i skinęła głową na Regarde’a – Może się pan już z nim skontaktować?
- Niestety nie – zaprzeczył po chwili porucznik, kręcąc głową – Wydaje się, że „Ebon Hawk” jest poza naszym zasięgiem... ale to raczej nie to. Jestem przekonany, że się w nim znajduje, z tym, że nie odpowiada na nasze wezwania. Być może ma uszkodzony nadajnik, albo coś innego się zepsuło... Nie mam pojęcia.
-iedobrze – zmarszczyła brwi Dodonna, ale szybko się rozchmurzyła – Próbujcie dalej, aż do skutku. Niech statek zwiadowczy również nie rezygnuje. To bardzo ważne.
- Oczywiście, pani admirał.
Kiedy żołnierz powrócił do swoich obowiązków, Vandar Tokare popatrzył znacząco na twarz kobiety.
- Wraz z tym statkiem, powraca nasza nadzieja, admirale.
- Niewątpliwie, mistrzu Vandar. Czeka nas jednak długa droga.
Na dumne oblicze Dodonny znowu wpłynął nieskrywany smutek, lecz tym razem nie był on tak wielki, jak poprzednio.
Tym razem przyćmiła go nowa nadzieja na zwycięstwo.
**********
Arun Radena, choć nie stał na mostku flagowego Capitola doskonale zdawał sobie sprawę z poczynań obu flot i taktyki, jaką obrała Dodonna. Od dawna już bowiem obserwował manewr Grupy Ósmej, która rozdzieliła się na dwoje i wsparła niemiłosiernie atakowane oba skrzydła armady. Dokładnie w momencie, gdy mistrz Jedi sformował nowy klucz, a w przestrzeni daleko za nim Niszczyciel Gwiezdny Sith eksplodował w efektownej kuli ognia, wsparcie dotarło na miejsce i zawiązało kontakt ogniowy z wrogiem. W tymże momencie także Radena powziął decyzję, iż trzeba zająć się wykonaniem rozkazu, który kilka minut wcześniej wydała admirał floty.
Arun ostatni raz rozejrzał się i przemówił do komunikatora, ukrytego w kasku:
- Dobra Niebiescy. Widzę, że największe zagrożenie to te Niszczyciele, a nasze Crusadery są rozbijane w pył, więc mam taki plan... – rycerz zaczerpnął powietrza i wypuścił je szybko. Nikt nigdy nie mówił, że walka nie jest wyczerpująca... – Widzicie tamtą grupę siedmiu Crusaderów na kursie 11-43, w sektorze T28? Chyba mają kłopoty. Lecimy im na pomoc, zrozumiano?
- Tak jest.
Radena coś pokręcił przy komunikatorze i przestawił łączność na taktyczną zero, czyli dla wszystkich maszyn. Nie miał innego wybory, gdyż drugie takie urządzenie, zainstalowane na konsolecie przestało funkcjonować i musiał je wyłączyć moment wcześniej.
- Formacja Crusaderów w sektorze T28: tu dowódca Eskadry Niebieskich. Czy potrzebujecie pomocy? Powtarzam: czy potrzebujecie pomocy?
Po paru sekundach z komunikatora dobył się chrapliwy głos, pełen zakłóceń i różnorakich trzasków, sugerujący problemy techniczne urządzenia.
- Dowódco Niebieskich, tu dowódca Eskadry Trzydziestej Trzeciej. Za nami jest trzech Sithów i szczerze powiedziawszy przydałaby nam się mała pomoc... Jakbyście mogli je strącić, bylibyśmy bardzo wdzięczni.
- Już lecimy, Trzydziesty Trzeci. Trzymajcie się.
Jedi natychmiast poderwał maszynę do góry, dostosowując się do pułapu Crusaderów i ściągając ster w prawo pognał z pełną prędkością ku podążającymi za nimi Sith Fighterami. Radena wydusił z silnika maksimum mocy i nakierował na swój celownik pierwszego z napastników, lecz nie wystrzelił, wiedząc, iż jest jeszcze za daleko. Nagle obserwując uważnie przestrzeń za owiewką, dopatrzył się po prawej stronie dwóch nowych przeciwników, którzy świadomie zamierzali przeciąć tor lotu jego eskadry, kilkanaście sekund przed osiągnięciem odpowiedniego dystansu.
- Dziesiątka i Trójka – rzucił szybko – Zajmijcie się tymi dwoma na 8-57.
- Przyjąłem, Dowódco – zakomunikował Trójka opanowanym tonem.
Oba Republic Fightery gładko odłączyły się od Radeny i poleciały kursem przechwytującym na przeciwnika. Nie trzeba było sprawnego oka, by to spostrzec, toteż dwaj Sithowie błyskawicznie pierzchli na dwie strony, rozdzielając oba atakujące myśliwce Republiki na dwa kierunki. Rycerz Jedi skoncentrował się teraz na trzech Sithach, którzy z takim samym uporem, lecz bezskutecznie szturmowali eskadrę Crusaderów. Mistrz chwilę pomyślał i w postanowieniu, iż ułatwi sobie pracę, nacisnął dwa przyciski obok ekranu taktycznego, czego efektem była zmiana kwadratu celownika. Mężczyzna przesunął trochę mocy z działek na silniki Koensayr i docisnął jeszcze mocniej przepustnicę. Niestety w tym czasie jeden z bombowców został zniszczony, lecz to jedynie zwiększyło pośpiech pilota. Maszyna zaczęła coraz szybciej zbliżać się do wrogów, aż w końcu coś zapiszczało, celownik rozjarzył się zielenią i Arun z zaciętym wyrazem twarzy, posłał w stronę pościgu kilkanaście zielonkawych wiązek energii.
- Nareszcie! – wydusił przez ściśnięte zęby, patrząc jak trzy strumienie plazmy uderzają w kadłub Sith Fightera, trafiając prosto w pojedynczy silnik. Maszyna potężnie się zatrzęsła, kilkakrotnie przekoziołkowała, gubiąc po drodze kawałki roztrzaskanych skrzydeł i w końcu eksplodowała, tworząc małe słońce, które wreszcie zgasło, ukazując sylwetkę drugiego pojazdu. Ten zrezygnował z nękania bombowców i właściwie od razu odwrócił się dziobem do nowego zagrożenia, bez zastanowienia zacząwszy pluć wiązkami czerwonej energii. Zmusił w ten sposób wirującą maszynę Aruna Radeny do ostrego nurkowania, by nie zostać trafionym.
Ten właśnie manewr nie tylko uratował mu skórę, lecz także pozwolił Dwunastce rozpylić na atomy wrogi stateczek jedną czystą salwą z trzech działek laserowych. (Republic Fighter Bladee’a był zmodyfikowany, gdyż dodano mu właśnie jedno nowe działko) A było to możliwe tylko dlatego, iż Kel-Dorianin wykazał się doskonałym refleksem i wzniósłszy swój myśliwiec, bez trudu ominął kilka pocisków, a następnie wycelował w przeciwnika, kończąc jego życie w efektownej kuli ognia, jak to było w jego zwyczaju i jak to zawsze lubił robić.
I co absolutnie nie przeszkadzało mistrzowi Jedi. Zwłaszcza, gdy obiektem zainteresowania jego podopiecznego były lecące mu na ogonie myśliwce wroga.
- Dzięki, Dwunastka – powiedział z ulgą Arun i z powrotem podążył za sześcioma już Crusaderami, które właśnie rozpoczynały swój zabójczy atak rakietowy na Niszczyciel Gwiezdny Sith. Pierwsza seria rakiet pozbawiła osłon ogromny okręt i już po chwili dzieło destrukcji rozpoczęła druga salwa. Pociski z potężną siłą uderzyły o poszycie i w akompaniamencie kilku eksplozji Niszczyciel Gwiezdny Sith niebezpiecznie zaczął pochylać się w dół, całkowicie utraciwszy zdolność manewru. Wszystko zaś zakończył kwiat potężnego wybuchu, który oderwał od kadłuba wystający z niego jeszcze przed momentem mostek, posyłając w próżnię olbrzymią masę pogiętych, metalicznych szczątków.
- Dzięki za wsparcie, Dowódco Niebieskich – odezwał się głos lidera Crusaderów, które zakończywszy swoje dzieło, rozpierzchły się na wszystkie strony – Dywizjon Trzydziesty Dziewiąty właśnie został rozbity i lecimy dobić Niszczyciel Gwiezdny w sektorze Y16... – przez komunikator doleciał Radenę jaki trzask -... jeżeli nie macie co robić, to tak na marginesie powiem, że przydałaby nam się eskorta.
Arun nie musiał długo się namyślać.
- Eskadra Niebieskich zawsze do usług, Trzydziesty Trzeci.
- Doskonale! Uważajcie tylko na tamte trzy Sith Fightery przed nami.
- Spokojna głowa, Trzydziesty Trzeci. Zaraz się nimi zajmiemy.
Mistrz Jedi nakierował maszynę na odpowiedni kurs, tak by znajdowała się tuż nad formacją pięciu Crusaderów i popatrzył na pulpit. Uśmiechnął się szeroko, gdyż spostrzegł, iż tarcze ochronne ponownie działają i są pełne w niemal pięćdziesięciu procentach. Zadowolony zerknął na ekran taktyczny, żeby sprawdzić położenie trzech myśliwców pozostałych z jego eskadry. Szybko trącił coś przy komunikatorze i powiedział:
- Trójka, tu Dowódca. Zajmij pozycję pod eskadrą Crusaderów – kiedy rycerz usłyszał potwierdzenie, dokończył – Dwunastka i Dziesiątka. Wy lećcie po bokach.
- Przyjąłem, Dowódco.
Nie minęło nawet parę sekund, gdy naprzeciw dziewięciu myśliwcom wyleciały trzy Sith Fightery, bezczelnie pędząc ma nich od dziobu. Radena nie miał najmniejszego pojęcia, co taka taktyka może dać maszynie bez osłon, ale też nie zamierzał tego tak skrupulatnie sprawdzać. Z tego też powodu cały czas trzymał jednego z trójki wrogów na celowniku i czekał, aż dystans skróci się wystarczająco, by wystrzelić kilka zabójczych pocisków. Pojazdy przeciwników zaczęły ostro wirować i nie bacząc na zbyt wielką odległość, raptownie rozpoczęły kanonadę szkarłatnych wiązek. Rzecz jasna celem większości z nich były Crusadery, lecz te bez problemu mijały, a potem brały na swoje tarcze część pocisków, niestrudzenie zbliżając się do uszkodzonego Niszczyciela Sith.
Wtedy Arun i wszystkie inne myśliwce poczęły wypluwać ze swoich działek śmiercionośne strumienie energii. Te jednak – ku ogromnemu zdumieniu mistrza Jedi – haniebnie mijały kadłuby Sith Fighterów. Widząc mizerne efekty ostrzału, Radena przestał naciskać na spust i głębiej skoncentrował się na zadaniu. Lekko trącił ster i sięgając po Moc, wystrzelił dwa laserowe pociski. Tak jak przewidział, oba trafiły stateczek i rozniosły w pył kokpit pilota, automatycznie pozbawiając go życia, a myśliwiec wysłały w długą podróż, która zapewne nigdy się nie zakończy. Widząc śmierć kompana, dwa Sith Fightery tuż przed bombowcami rozleciały się na obie strony, znikając z oczu rycerza, jak i też reszty pilotów.
- Dwunastka i Dziesiątka: zabierzcie się za tych dwóch Sithów – nakazał, spoglądając na ekran taktyczny, a następnie przestawił moc działek na poprzednią konfigurację, jednocześnie przekładając dwadzieścia procent energii silnika fuzyjnego na ładowanie tarcz.
- Z przyjemnością, Dowódco – odpowiedział niespiesznie, niewątpliwie ucieszony nowym rozkazem, Bladee.
W tej chwili Radenę ostrzegł gwałtowny impuls Mocy i rycerz bez zastanowienia przyciągnął do oporu ster, wchodząc w obszerną świecę. Niespodziewanie zza kadłuba Niszczyciela Sith wyskoczyło pół tuzina nieprzyjacielskich maszyn i Arun Radena ledwo umknął, kiedy formacja Crusaderów nagle została zalana strumieniami czerwonawej plazmy.. Nim ktokolwiek inny zareagował, jeden Crusader dosłownie rozpadł się na drobny pył, a drugi straciwszy tarcze i jeden silnik, zaczął wirować w niekontrolowany sposób, znikając z pola walki. Trzy pozostałe ciężkie myśliwce zdołały wszakże namierzyć swój cel: majaczący w oddali Niszczyciel Gwiezdny, lecz jedynie dwa z nich zdołały wystrzelić swój śmiercionośny ładunek, kończąc salwę gwałtownym, nożycowym wirażem w bok. Trzeci, trafiony gradem pocisków zatrząsł się niewyraźnie i po sekundzie gwałtownie eksplodowały zbiorniki paliwa, a następujące po nich dwie mniejsze, zmiotły resztę kadłuba.
Będąc świadomym pogromu, Arun rozpoczął wykonywać pętlę i tym sposobem natychmiast odnalazł cel. Zatrzymał obrót i wyprowadził beczkę, która ustawiła go dokładnie za rufą Sith Fightera. Rycerz dwukrotnie nacisnął na spust i z maszyny wroga pozostała jedynie chmura stopionego żelastwa.
Raptownie z komunikatora dobiegł go przefiltrowany głos Kel-Dorianina:
- Jeden Sith mniej, Dowódco.
Mistrz uśmiechnął się leciutko, zdławiwszy ciąg do siedemdziesięciu procent i naprowadził celownik na klinowaty kształt Gwiezdnego Niszczyciela. Sensory natychmiast poinformowały go o odległości wynoszącej nie mniej niż półtora kilometra, a wtedy jedno spojrzenie na ekran taktyczny uświadomiło mu, że dwaj przeciwnicy niebezpiecznie zbliżają się do jego rufy. Niestety jeszcze mocniej uprzytomnił mu to gwałtowny wstrząs, który doszedł go od tyłu pojazdu.
Jedi przyciągnął do siebie dźwignie akceleratora, by tylko połowa mocy płynęła do silników, po czym zaczął gwałtownie się wznosić, wchodząc w płaski wiraż. Sith Fightery oczywiście wiernie powtórzyły ten manewr, ale właśnie tak miało się stać. Zapewne kiedy Sithom wydawało się, że mają go na celowniku, Arun zaczął nurkować i w następnej chwili całkowicie zdusił ciąg, przekręcając myśliwiec o dziewięćdziesiąt stopni. Dwie maszyn z trudem minęły pozycję republikańskiego statku i natychmiast rozpoczęły manewr zawracania. Radena skorygował kurs, błyskawicznie docisnął akcelerator na pełną moc i namierzył celownikiem jednego z oddalających się Sith Fighterów. Coś zabuczało i mistrz intuicyjnie wpakował we wroga kilkanaście zielonych wiązek. Pięć z nich dosięgło swego celu i rozerwało maszynę na strzępy. Radena przeleciał przez kurczącą się kulę ognia i zamierzał zabrać się za drugiego przeciwnika, gdy spostrzegł coś na ekranie taktycznym.
Natychmiast wystrzelił przed siebie cały grad pocisków i wykonał nawrót w stronę floty Sithów.
- Dwunastka, co ty robisz? – spytał gniewnie, teraz widząc własnymi oczyma przybliżający się do Niszczyciela Sith smukły republikański myśliwiec, wprowadzony w naprawdę ostry, wydawałoby się, że wręcz niekontrolowany korkociąg. Szybko uświadomił sobie także nieprzyjemny fakt, że goni go jeden Sith Fighter, a on sam zmierza prosto na kadłub gigantycznego okrętu.
- Nic, Dowódco – odpowiedział mu po chwili dziwnie zniekształcony przez zakłócenia głos – Moje sensory wskazują, że ten Niszczyciel stracił osłony.
- A co to ma do ciebie? – zapytał, zaniepokojony szybko nasuwającymi się do mózgu ponurymi przypuszczeniami. Nawet jeżeli by to zrobił, to przecież nie przebije pancernego poszycia... – Chyba nie zamierzasz ostrzelać Niszczyciel Gwiezdny klasy Sith z działek laserowych?
- Nie, Dowódco – zaprzeczył, wydając z siebie ściszony śmiech – Straciłem wszystkie działka.
W oczach Radeny odbiło się przerażenie. Zadarł głowę i patrzył teraz jak Republic Fighter zręcznie unika wystrzeliwanych co chwila szkarłatnych błyskawic i z pełną prędkością zbliża się coraz bardziej ku Niszczycielowi. Zaczął powoli kręcić głową.
- Ty chyba nie zamierzasz...
- Taki mam właśnie plan, Dowódco – przerwał mu natychmiast Kel-Dorianin – Staranuję go. Bez tarcz nie ma szans.
O nie! – przemknęło przez myśl Radenie – Tylko nie to... Arun wydusił z silnika maksimum mocy i nie bacząc na nic, rzucił się w szaleńczy pościg za swoim podwładnym i podążającym za nim Sith Fighterem. To nie może się tak skończyć!
- Nie rób tego Bladee! – krzyknął do komunikatora – Można go inaczej zniszczyć, nie w ten sposób! Zaraz przyleci jakiś Crusader i...
- Nie ma innego sposobu – odpowiedział lodowatym tonem – Za chwilę odzyska tarcze i stracimy tą szansę. To najlepsze rozwiązanie – w komunikatorze usłyszeć można było głośne wciągnięcie jakiegoś gazu - Ku chwale Republiki!
- Nie, Bladee, nie! – krzyknął załamującym się głosem, lecz wiedział już, że mówi do wyłączonego komunikatora. Bezsilnie uderzył w boczną ściankę kokpitu. Jedyne, co mógł teraz zrobić, to popatrzeć na umierającego towarzysza. Chociaż nie tylko... Radena spróbował namierzyć lecącego za Dwunastką Sitha, ale gdy to się nie udało rozpoczął szaleńczą kanonadę, wycelowaną na oko we wroga.
Dokładnie w chwili, kiedy jeden z zielonkawych pocisków grzmotnął o Sith Fightera, stateczek Bladee’a lekko skorygował ostatni kurs i z całym impetem wbił się wprost w mostek zgubionego Niszczyciela Sith. Potężna kula złocistego ognia rozsadziła pomieszczenie dowodzenia okrętu w drobny pył, pozostawiając po sobie ziejącą czernią wyrwę. Z rozhermetyzowanego statku, który teraz zaczął się przechylać na sterburtę, wysypały się zamarznięte ciała zabitych żołnierzy, otoczone polem zniszczonego sprzętu i kawałków rozbitych robotów. Nie minęły dwie sekundy, gdy wnętrzem wraku okrętu wojennego wstrząsnęły kolejne eksplozje, powoli rozsadzając go od środka. Wszystko to zakończyło się zaś w momencie, kiedy gigantyczny kwiat złocisto-czerwonego wybuchu przedzielił kadłub wielkiego statku na dwie połowy.
- Bladee zawsze chciał zginąć w ten sposób – powiedział cicho jeden z pilotów Eskadry Niebieskich, który również obserwował to zdarzenie – W blasku chwały.
- Taaak... – tyle tylko zdołał wydusił mistrz Jedi. Znowu nie udało mi się powstrzymać kogoś, kogo mogłem powstrzymać, pomyślał, usuwając się z pola rażenia szczątków unicestwionego okrętu wojennego; kolejny raz ktoś ginie bez potrzeby...
- Arun, potrzebuję wsparcia! – raptownie krzyknął Haggi, wytrącając mistrza Jedi z zamyślenia – Nie mogę ich zgubić!
Radena błyskawicznie zerknął na ekran taktyczny i wykonał najbardziej gwałtowny nawrót, na jaki stać było jego Republic Fightera.
- Trzymaj się Haggi! Już lecę!
Tym razem nie pozwolę, by zginął kolejny mój przyjaciel – nakazał sobie, twardo wbijając do głowy tą myśl i wypatrzył kątem oka ściganą przez Sithów maszynę oraz jej prześladowców, czyli dwa Sith Fightery. Ze zgrozą uświadomił sobie, że odległość jest zbyt wielka. Niech to Moc! – mężczyzna ze złością uderzył otwartą dłonią w kolano - Za długą zajmowałem się Bladee’m! – krzyknął w myślach, zdruzgotany swoją niemocą... Chociaż, jaka to niemoc, jeżeli ma się taką maszynę jak zmodyfikowany Republic Fighter?
Z całej siły walnął w klapkę pod symbolem tarczy ochronnej i nieco lżej drugą obok niej, przekładając całą jej moc bezpośrednio do silnika. Maszyna wyrwała się do przodu i pognała lotem błyskawicy w kierunku myśliwca Haggi’ego. Arun starł krople potu, które nieproszone zaczęły zalewać mu czoło i w olbrzymim napięciu śledził zmniejszające się wartości cyfr na ekranie taktycznym.
- Pospiesz się, Dowódco! Długo tak nie wytrzymam!
Radena z całej siły zacisnął dłonie na sterach, tak, że aż zbielały mu kostki i w końcu celownik rozjarzył się zielenią. Dziesiątki szmaragdowych błyskawic pomknęło do dwóch celów, lecz ku rozpaczy pilota ani jeden nawet nie zahaczył o wroga. Co gorsza niespodziewany atak jeszcze bardziej rozjuszył przeciwnika i ten z większą zaciekłością zabrał się za osamotnionego Republic Fightera.
- Dawaj... dawaj! – coraz bardziej zdenerwowany, wyciskał ze swoich działek ostatnie porcje energii. Nagle jego twarz lekko się rozpromieniła – Mam cię!!!
Jeden pocisk mistrza Jedi grzmotnęła prosto w malutki silnik Sith Fightera, rozbijając go na pył. Nosząc się na olbrzymiej rotacji, myśliwiec wykręcił ostatnią szaleńczą beczkę, skończywszy na kadłubie jednego z Defenderów. Radena ponownie przybrał kamienny wyraz twarzy i wyrównał karkołomny lot z wgniatającą w fotel prędkością, zupełnie nie rekompensowaną przez kompensator przyspieszeń. Członki miał napięte jak struna, a oczy zalane potem, ale rycerz przestał to zauważać.
- Jeszcze jeden, Arun! – wrzasnął agonicznie Sullustanin – Jeszcze tylko jeden!
- Już go mam, Haggi!
Celownik pozieleniał i w akompaniamencie radosnego buczenia Radena wystrzelił dwie laserowe błyskawice. W tej samej jednak chwili Dziesiątka gwałtownie zanurkował i dwa świetliste promienie minimalnie odsłoniętą rufę minęły kopiującego ten manewr myśliwca wroga.
- Sithowe nasienie! – wypluł z ust wkurzony niepowodzeniem, które mogło zaważyć o śmierci lub życiu jego przyjaciela. Wkładając w swoje mięśnie maksimum energii, pchnął drążek sterowniczy, lecz drugim jego manewrem wymuszonym przez Moc, był raptowny i osty wiraż. Zanim mózg zdołał to zarejestrować, oczy pokazały mu gigantyczną sylwetkę miniętego o centymetry Capitola. Jednocześnie ukazały mu inny myśliwiec Republiki, który zawadził skrzydłem o poszycie okrętu i począł gwałtownie wirować, choć oddalając się od statku wydawało się mistrzowi, iż zaraz odzyska kontrolę. Tymczasem sterczący za jego ogonem Sith Fighter nie zdążył nawet pomyśleć o ominięciu przeszkody, gdy z pełną siłą rozbił się o Capitola i zniknął, pochłonięty przez próżnię.
Radena łagodnie wyrównał lot i odetchnął z olbrzymią ulgą, widząc żywego przyjaciela. Republic Fighter zaczął już stabilizować lot i Arun podążył tuż za nim, jednocześnie ucieszony z porażki wroga.
- Niezły manewr Dziesią... – mężczyzna zamierzał pogratulować Sullustaninowi pięknego, acz ryzykownego ruchu, lecz dalsze słowa ugrzęzły mu w gardle.
Dziesiątki szkarłatnych promieni plazmy znienacka wbiło się w głąb smukłego kształtu myśliwca Republiki Galaktycznej i złocista kula ognia raptownie rozerwała go na strzępy, nie pozostawiając nawet najdrobniejszego śladu.
Mrok i pustka.
To jedynie zdołało się przebić do jego umysłu poprzez nieprzebytą ścianę niewysłowionej rozpaczy. Dokładnie tym samym w momencie, kiedy piloci Imperium Sith skupili swą uwagę na Radenie.
Cały mur ochronny skonstruowany wokoło umysłu mistrza Jedi runął, jak domek z kart.
Rycerz instynktownie – gdyż wszystkie myśli pochłonięte zostały przez ciemność – wykonał podwójną pętlę, co w sposób wystarczający rozproszyło uwagę jednego napastnika, doprowadzając go do destrukcji, kiedy szmaragdowy promień turbolasera pobliskiego Capitola przypadkiem przeszył kanciastą kabinę niewielkiego myśliwca. Drugi dotarł do kresu swych dni równie szybko, trafiony dwoma salwami Republic Fightera. Kolejny ruch sprawił natomiast, iż trzeci przeciwnik zmuszony został do raptownego wykonania świecy, której czubek wyznaczała linia zawziętego ostrzału zarówno czerwonych jak i też zielonych wiązek.
Moc kierowała Radeną, gdyż on sam nie reagował już na nic. Szafirowe oczy straciły swój blask, zasnute mgłą odbijały przeraźliwą beznadzieję i niemoc, stając się podobne do czarnej dziury, która bezlitośnie wciągnęła w swoje wnętrze gwiazdę.
Mrok i pustka.
Nagle – w chwili, gdy już żaden Sith Fighter nie pozostał na drodze działek myśliwca Republiki - oczy zajaśniały groźnym cieniem i w źrenicach zapłonął lodowaty płomień. Ciemność zawładnęła rycerzem Jedi, lecz gdy wydawać się mogło, iż mistrz upadnie przed potęgą rozpaczy i mroku, oczy ponownie zmatowiały i pojawił się w nich teraz jedynie głęboki smutek oraz nieco nieuchwytne rozgoryczenie.
Jedi kolejny raz wygrał wewnętrzną walkę; Ciemna Strona naparła na niego z najbardziej czułej strony – tej, już zaatakowanej – ale ponownie przegrała, cofając się z powrotem w cień; w miejsce, gdzie powinna na zawsze spocząć.
Jedynie resztka nadziei, która pozostała w jego sercu zdołała wyrwać go z transu i powrócić do ponurej rzeczywistości. Ponurej, lecz jeszcze nieutraconej rzeczywistości, czego dowodem był natarczywy głos, który coraz wyraźniej wyławiały uszy Aruna Radeny.
-... się. Dowódco zgłoś się! – rycerz nareszcie zrozumiał słowa, lecz chwile zajęło mu uchwycenie faktu, że skierowane były do niego – Czy mnie słyszysz? Dowódco...
- Jestem Trzeci... jestem – wydusił wreszcie z siebie Radena, czując jak wracają mu dziwnie nadwątlone siły.
Zazwyczaj spokojny i opanowany Baar nareszcie odetchnął z ulgą, słysząc niewyraźny, bo niewyraźny, ale wciąż głos lidera eskadry.
- Co się stało, Dowódco? Kłopoty ze sprzętem?
- Można tak powiedzieć... – Arun odpowiedział po sekundzie, nie siląc się na bardziej szczegółową odpowiedź. Mistrz nareszcie odrzucił myśli o porażce, błyskawicznie otrząsnął się z letargu i przyjrzał się sytuacji na polu bitwy: spoglądając zarówno na ekran, jak i też poza szybę owiewki. Natychmiast przełączył tryb działania silnika na normalny i ustawił ładowanie się tarcz na sto procent, rezygnując z ułamka mocy działek laserowych.
Ponownie stłumił w sobie negatywne emocje, lecz tym razem kosztowało go to więcej sił – nie fizycznych, witalnych, ale psychicznych. Z jednej strony rozpacz dyktowała nierozumne, chociaż kojące ból zachowanie, a z drugiej chłodna logika rycerza Zakonu Jedi żądała zapomnienia o ofiarach, bólu, wyrzeczeniach - a nawet przyjaciołach, którzy poświęcili swoje życie - na rzecz dalszej walki. I ostatecznego zwycięstwa.
Arun Radena w tej chwili musiał wybrać to drugie, lecz wiedział, iż może to być błąd, o którym nie będzie możliwości zapomnienia. Jedi nie może być niezdecydowany.
Miał tylko nadzieję, że wytrwa w tym stanie, a potem... a potem zdoła wybaczyć samemu sobie.
- Co robimy Dowódco? – zapytał raptownie Coruscańczyk, dołączając się do myśliwca Radeny – Zostało nam paliwa na mniej więcej dwie minuty.
- Tylko dwie minuty? – Arun zmarszczył brwi i spojrzał na pulpit; kto by pomyślał, że to wszystko trwało tak długo – Sami we dwóch niewiele zdziałamy, ale nie sadzę, byśmy musieli już teraz zgłosić się na „Saviora”.
Jego pilot nie odpowiedział, toteż Radena wystukał jakieś polecenie na klawiaturze pod ekranem taktycznym i natychmiast nakierował swoją maszynę na nowy cel. Wtedy to przekręcił malutką gałkę na swoim hełmie.
- Dowódca Niebieskich do Dowódcy Srebrnych – powiedział oficjalnie – Vima, czy mnie słyszysz?
Przez dłuższą chwilę komunikator się nie odzywał, więc zaniepokojony Arun odpowiednio przeregulował urządzenie i z nadzieją w głosie powtórzył pytanie.
Odpowiedź, choć niewyraźna napłynęła już po sekundzie, pozbawiając obaw rycerza i jednocześnie przysparzając nowych.
- Dowódca Srebrnych zgłasza się – Radena błyskawicznie wychwycił, iż zrezygnowany głos Sunrider zdradzał nie tyle zmęczenie i olbrzymi smutek, lecz także coś jeszcze... – Co się dzieje, Arun?
- Może nie jest to najprzyjemniejsza kwestia, o którą mógłbym cię teraz zapytać Vimo, ale muszę wiedzieć jakie są wasze straty – rzekł szybko, dostrzegając za szybą nowe zagrożenie – Ja straciłem całą eskadrę, poza Baar’em.
Vima głośno westchnęła, ale doskonale wiedziała, jakie są intencje mistrza Jedi.
- U mnie pozostało już tylko trzech – odrzekła w końcu z bólem – Musimy się przegrupować, bo inaczej zostaniemy zdziesiątkowani.
- Dwa plus cztery to trochę za mało, nie uważasz? – zapytał niepewnie, siłą Mocy zmuszając swojego przeciwnika, który nagle zamajaczył za ogonem jego maszyny do zrezygnowania z ataku i bezładnej ucieczki przed statkiem Baar’a. Tym razem wykorzystał słabość umysłu wroga przeciw niemu, ale w innych warunkach nigdy by tego nie zrobił. Zbyt bliskie jest to technikom Lordów Sith.
- Pewnie. Tyle, że ja mam na ekranie pięciu naszych bez dowódcy... postaram się z nimi połączyć.
- Przyjąłem, Srebrny Jeden. Od tej chwili ja będę Srebrny Dwa, a Baar Srebrny Trzy.
W tej chwili Radena wyczuł niewielką falę powątpiewania, która napłynęła od strony Vimy Sunrider.
- Chcesz, żebym ja dowodziła eskadrą?
- Tak – odpowiedział z głębokim przekonaniem, ze wszystkich sił starając się ukryć przed przyjaciółką swoje uczucia i świadomość własnej porażki - Może tego nie wiesz, ale jesteś o niebo lepsza ode mnie w zakresie dowodzenia – Jedi starał się wymyślić jakiś lepszy powód, lecz kiedy to mu się nie udało, dodał tylko - Poza tym za minutę muszę tankować. Niebies... to znaczy Srebrny Dwa wyłącza się.
Dokładnie w chwili, gdy Arun wypowiadał te słowa szkarłatny strumień energii zatrząsł Republic Fighterem i Radena krzywo popatrzył na wskaźnik energii tarczy, jednocześnie wykonując serię beczek, które powiodły go tuż nad dziób jakiejś fregaty szturmowej. Sith Fighter spostrzegł to, iż zapuścił się nieco zbyt daleko od swojego szwadronu, ale próba naprawienia tego błędu przerosła jego umiejętności i myśliwiec Imperium Sith nagle znikł w chmurze eksplozji.
W głośniczkach komunikatora rozlał się nowy, zdecydowanie smętny i nieprzyjemny głos, pozbawiony uczuć i emocji. I to głos kogoś, kogo Arun już gdzieś słyszał.
- Dowódco Eskadry Niebieskich. Mistrz Vandar Tokare rozkazuje panu natychmiast zgłosić się na pokład „Saviora”.
Z wyrazem cierpienia na twarzy Radena lekko chrząknął.
- Oczywiście. Zaraz tam będę.
Kiedy w komunikatorze rozległ się odgłos trzasku, rycerz Jedi pokręcił głową, ale jednocześnie usta naznaczył mu sardoniczny uśmieszek.
- W końcu i tak musiałem tam zajrzeć... – mruknął wreszcie, naprowadziwszy dziób smukłego stateczku w stronę formacji Capitolów, oznaczonej jako Grupa Siódma. Niewiele się zastanawiając pognał z pełnią prędkości prosto na „Saviora” i zanim zdołał zarejestrować w mózgu, że znajomy głos mówi coś przez komunikator, jego myśliwiec już znajdował się przy śluzie.
**********
Z poprzedniego nastroju nie przechowało się nawet nikłe wspomnienie.
Admirał Forn Dodonna ze zdumieniem i niekłamaną zgrozą obserwowała jak z każdą chwilą topnieją szanse Republiki na zwycięstwo w tej decydującej bitwie. Zamglonymi oczami zapatrzyła się w migoczącą powłokę mapy taktycznej, starając się odgadnąć zagadkę powodzenia Sithów, w czym nieustannie pomagał jej podporucznik Fallem, co pewien czas meldując o stratach obu stron.
Bilans był katastrofalny: ze stu pięciu okrętów liniowych oraz ośmiuset myśliwców armady Republiki Galaktycznej pozostało siedemdziesiąt pięć... – kątem oka Dodonna spostrzegła kolejną falę ognistej eksplozji i podłamana porażką poprawiła się w myślach -... siedemdziesiąt cztery i niecałe trzysta myśliwców. W przerażenie wprawiały liczby pod niebieskimi symbolami statków Republiki. Defenderów ubyło dwadzieścia. Capitole wprawdzie trzymały się jeszcze mocno, lecz i one odniosły straty w wysokości jedenastu statków. Republic Fighterów pozostało wprawdzie niecałe dwieście, za to Crusadery padały jak skalne muchy z Yagi Minor; z bombowców przeżyła jedynie mała garstka dziewięciu niepełnych i rozbitych eskadr. Admirał mogła pocieszać się jedynie faktem, iż wydany kilka minut wcześniej rozkaz przegrupowania uratował przynajmniej część myśliwców. Lecz niestety pocieszenie to nie trwało nazbyt długo, gdy spojrzało się na drugą stronę holograficznej planszy.
Po przeciwnej stronie – i to właśnie wywoływało u kobiety lodowaty dreszcz – armada Imperium Sith poniosła najniższe z możliwych strat: Republika zdołała do tej pory unicestwić ledwie sześć Niszczycieli Gwiezdnych Sith, ale nawet to nie było w stanie przełamać perfekcyjnej defensywy wroga. Największym ze wszystkich utrapień stało się wszakże ponad sześćset osiemdziesiąt myśliwców Mrocznego Lorda Malaka, eliminujących z bezlitosną skutecznością statki VI Floty Republiki Galaktycznej.
Jedyny manewr, który przychodził jej do głowy i mógł zostać wykonany, był ostatnią nadzieją dla wyczerpanych walką pilotów. Ten ruch nie poprawi co prawda nadszarpniętych morale jej wojsk, ale być może jej ludzie poczują się nieco raźniej. Na nic więcej jednakże nie liczyła – przy takiej predyspozycji przeciwnika zdawało się niemożnością zrobienie czegokolwiek.
- Do wszystkich myśliwców Republiki – rzekła poważnie, siląc się na cieplejszy ton, co nie miało prawa się udać – Zaprzestać atakowania Niszczycieli Sith! Wycofać się i zająć pozycję wokół większych okrętów. Postarajcie się ochronić jak najwięcej jednostek. Powtarzam: powróćcie do floty.
Kobieta w geście rezygnacji opuściła dłoń z urządzeniem. Czując ogrom całej tej sytuacji i jednocześnie olbrzymią odpowiedzialność, która spoczęła na jej barkach, zdołała jedynie pokręcić głową.
- Nie wiem jak oni to robią – rzekła cicho do przypatrującego się jej Vandara Tokare – Nigdy nie widziałam u Sithów tak wielkiej precyzji działań i tak błyskotliwej taktyki. Oni kontrują każdą, choćby nawet najlepszą strategię jakby to była zwykła szkolna zabawa.
- Owszem admirale – malutki mistrz Jedi zasępił się, ale wpatrzona w niego kobieta nagle dostrzegła wypływającą z jego osoby jakby... ulgę, nienamacalne ciepło spływające teraz do serca admirał. Ze zdumieniem doszła do wniosku, że chociaż przegrana wisi na włosku, rycerz wciąż zachowuje w sobie iskierkę nadziei, której jej tak bardzo brakuje. Vandar Tokare nadal wierzył w zwycięstwo Republiki i Jedi... a co za tym idzie triumfu dobra. Dodonna nie wiedziała, czy jest to skutek działania Mocy, czy też nauczania Jedi, ale wiedziała, że pod wpływem zielonkawej istoty, jej umysł owionęła zupełnie nowa otucha i wiara.
Tymczasem zamyślony mistrz wbił spojrzenie w podłogę.
- Widziałem już coś takiego, admirale – oznajmił w pewnej chwili lekko unosząc głowę – Ale było to po stronie Republiki.
Dodonna popatrzyła zdziwiona na Tokare’a, ale nim zadała jakiekolwiek pytanie, w słowo wpadł jej głos podporucznika Fallema.
- Pani admirał! – podoficer był wyraźnie zdenerwowany – Sześć ostatnich Niszczycieli Gwiezdnych Sith ma zamiar przyłączyć się do walki! Za pięć minut dołączą się do pozostałych Niszczycieli.
Mroczne emocje ponownie wdarły się do umysłu Forn. Na nic zawzięta walka synów Republiki, skoro idzie ona właściwie na marne. Cóż z tego, że zniszczyliśmy sześć Niszczycieli, skoro kolejnych sześć zaraz przybędzie, by zrekompensować tą stratę?! Tymczasem Republika nie ma już takich możliwości. Poza jedną; bardzo zresztą ograniczoną.
- Kapitanie Qoorl – dowódca VI Floty właściwie pierwszy raz od rozpoczęcia bitwy odezwała się do stojącego na uboczu starszego oficera, zamglonymi oczami obserwującego potyczki, w których jego okręt nie uczestniczy – Przyłączamy się do walki. Proszę wydać rozkaz całej Grupie Ósmej. Proszę obrać kurs prosto na Gwiezdną Kuźnię i zatrzymać się przy resztkach Grupy Trzeciej.
- Tak jest, pani admirał! – błyskawicznie odpowiedział starszy mężczyzna, budząc się z ponurego letargu i żwawo zabrał się za powierzone mu zadanie.
Kobieta nieznacznie się uśmiechnęła, ale bynajmniej nie straciła pochmurnego nastroju.
- Mistrzu Vandar... – zwróciła się po sekundzie do Tokare’a – Mówił pan coś tym, że widział podobną taktykę, ale we flocie Republiki.
- Tak powiedziałem. Nie wiem co...
- Pani admirał! – niespodziewanie przed oczami Dodonny pojawił się porucznik Regarde, bezceremonialnie przerywając rycerzowi Zakonu. Zaskoczona niezwykle rozentuzjazmowanym nastrojem oficera; dziwnym z oczywistych względów, zamrugała oczami – „Ebon Hawk” jest w zasięgu!
Oblicze Dodonny, dotychczas ściśnięte i ponure w jednej chwili rozjaśniło się, niczym ostrze włączonego właśnie miecza świetlnego.
- Proszę natychmiast mnie z nimi połączyć!
Prawie od razu w pomieszczeniu pojawiło się jakby więcej światła i wszyscy z nadzieją zaczęli oczekiwać na rozpoczęcie transmisji.
**********
- Zaczęło się!
Lepiej nie można było tego powiedzieć – pomyślał cierpko Arun Radena, przyglądając się z daleka walce, toczonej przez pilotów Republiki. Bardzo nierównej walce, jeżeli chodzi o uściślenie. Chociaż Republic Fightery były szybsze, zwrotniejsze i miały lepszych pilotów z większą od Sithów motywacją, to jednak nie wystarczyło na prawie dwukrotną przewagę, którą niewątpliwie posiadali ich wrogowie. Nie wróżyło to nazbyt dobrze...
Rzecz jasna początkowo bezkonkurencyjnie wygrane przypadały Republice, której statki zgrabnie eliminowały nieco toporne Sith Fightery, lecz z każdą sekundą sytuacja na polu bitwy pogarszała się dla Republic Fighterów. Smukłe myśliwce co chwila wybuchały w kulach ognia jeden po drugim, rażone przez szkarłatne pociski Sithów. Wprawdzie Arun wiedział – wystarczyło popatrzeć na słabo widoczne obiekty, powoli przybliżające się w kierunku floty Republiki – jaki jest plan admirał Dodonny, ale nie mógłby powiedzieć, że go popiera. Wysłanie myśliwców wprost na dwukrotnie liczniejsze siły równało się samobójstwu. Nie znał opinii admirał floty, ale przypuszczał, że Dodonna doskonale wie, iż dopuszczenie Sith Fighterów w pobliże Capitolów i rozpoczęcie walki koło tychże, byłoby jeszcze lepszym sposobem na jego popełnienie.
Jednak sfrustrowany bezsensowną bezczynnością, Radena nie mógł być tego taki pewien. Ściągnięcie Sithów pod samiutką flotę wcale nie było takim złym pomysłem, biorąc pod uwagę moc działek laserowych wrogich maszyn oraz brak cięższej broni, właściwie niezbędnych przy ataku na jakiekolwiek duże jednostki.
Teraz wszakże plan pani admirał nawalił i przytłoczeni hordami wrogów, piloci Republiki tracili statek po statku, starając się wprawdzie by w zamian wrogowie otrzymywali to samo; niewiele to wszakże pomagało wyrównać stosunek sił.
Arun znacząco pokręcił głową – jego koledzy właśnie ginęli, a on nic nie mógł na to poradzić i na dodatek musiał tu siedzieć, pilnując tyłka jakiemuś krążownikowi... – Radena zaczerpnął powietrza w płuca i wypuścił je z cichym sykiem, uświadamiając sobie przy tym, iż dokładnie tak samo, a może nawet gorzej musieli się czuć inni piloci, nie biorący udziału w walce – Paranoja i totalna głupota, a przy tym pozbawianie się w wyjątkowo nieodpowiedzialny sposób szans na wygranie całej tej bitwy... – Arun jeszcze raz odetchnął i po chwili zreflektował się, marszcząc brwi – Admirał Forn Dodonna jest doświadczonym i zahartowanym w boju dowódcą. Ktoś taki jak ona, nie popełniłby tak wielkiego błędu, niepotrzebnie wysyłając myśliwce. Być może to jedynie jakaś wyjątkowo ryzykowna taktyka, a może po prostu admirał wie coś, o czym mistrz nie mógł wiedzieć.
Nie zmienia to jednak faktu, iż bitwa tocząca się daleko przed jego szwadronem szybko zamieniła się w pogrom jednostek Republiki.
Radena spojrzał na swój chronometr, nieubłaganie wskazujący, że od pierwszego ataku minęły trzy minuty i niezauważalnym ruchem dłoni włączył komunikator, nastawiony na częstotliwość wspólną dla całej eskadry. Z ogromnym zdumieniem i jeszcze większym zaniepokojeniem, zorientował się, że słyszy jedynie cichy szum... i nic więcej.
Bardzo niedobry znak.
- Nie mają szans... – powiedział w pewnej chwili Kazzanjian, człowiek z Taanab, kończąc ciężką ciszę. Znamiennym było, iż nawet nie próbował on ukryć niewypowiedzianej trwogi w głosie.
- Nie gadać, Niebieski Dziewięć – błyskawicznie odpowiedział Radena, mimowolnie wyczuwając, że po jego eskadrze przelała się olbrzymia fala strachu i niepewności, przekraczająca wszystkie inne uczucia. Jego podwładni może i byli doskonale przygotowani fizycznie i psychicznie, ale wątpił, czy cokolwiek jest w stanie uodpornić człowieka, gdy widzi takie sceny. Katorgą dla każdego pilota było patrzenie jak ich koledzy, a niekiedy i przyjaciele padali jeden po drugim, a tymczasem nie można było nic zrobić, by wspomóc swoich. Sam doskonale znał to uczucie, przelewające się zawsze w podobnych sytuacjach, którego tłumienie w gruncie rzeczy oznaczałoby tłumienie własnego człowieczeństwa.
- Dowódco... – rzekł po sekundzie Nawe Cor głosem, w którym przebrzmiewała błagalna nutka – Czy nie powinniśmy coś zrobić? Oni tam zginą...
- Wiem, Jedenastka – westchnął nieznacznie mistrz, starając się mówić łagodnie – Mnie też się to nie podoba, ale my mamy swoje rozkazy i musimy się ich trzymać. Zresztą, nawet gdybyśmy włączyli się do walki, nic by to nie pomogło naszym...
- Oczywiście, dowódco – odparł zupełnie bez przekonania, choć ze znacznie większym zrozumieniem.
- Nie martwcie się, Niebiescy – powiedział z przekonaniem i wiarą spokojny, i zawsze roztropny pilot z Coruscant Baar, o oznaczeniu Niebieski Trzy – Admirał Forn Dodonna wie co robi.
Niewątpliwie wypowiedź ta trochę zmieniła stan umysłowy jego eskadry na lepszy, ale niewystarczająco, by choćby stoczyć pojedynek z ich pesymistycznymi myślami.
Radena dwukrotnie skinął głową.
Chciałby mieć taką pewność, jaką ma Baar.
**********
Admirał Forn Dodonna przyglądała się odległej potyczce z mocno zaciśniętymi zębami i stalową maską na twarzy.
Jej myśliwce przegrywały sromotnie i już nie było nadziei, ze długo utrzymają swoją pozycję. Popełniła ogromny błąd, nie doceniając wroga. Przeogromny błąd i należało coś zrobić, zanim zamieni się on w totalną katastrofę. I to natychmiast.
Dodonna odwróciła się gwałtownie i szybkim krokiem dopadła do mapy holograficznej, przed którą niezmiennie stał mistrz Vandar Tokare.
- Poruczniku Fallem, proszę o raport. O wszystkim – powiedziała, wpatrując się ze zmarszczonym czołem w cztery czerwone trójkąciki wrogich okrętów i właśnie zanikający kształt niebieskiej kropeczki, oznaczającej całe skrzydło myśliwskie Republikańskich maszyn. Trudno było pogodzić obowiązki dowódcy floty z jednoczesną rozpaczą, gdy ginęli żołnierze przez nią przywodzeni. Na całe szczęście Dodonna nie dawała jej dojść do siebie na tyle, żeby przeszkadzała jej w wykonywaniu swoich powinności wobec podwładnych.
- Pozostało osiem minut i cztery sekundy do kontaktu bojowego... nasze sensory wykazują również, że naszych statków zostało... – twarz porucznika zauważalnie pobladła, ale po wyczytaniu dalszej kolumny liczb, żołnierz pozwolił sobie na nikły uśmiech –... około czterystu czterdziestu i najwyżej siedemset Sith Fighterów.
Dodonna zdumiała się mocno, natychmiast marszcząc brwi. Przecież na własne oczy widziała, jak olbrzymie straty poniosły myśliwce Republiki! Tymczasem dane całkowicie temu zaprzeczały – Bardzo dziwne... – zastanowiła się - Albo nasi piloci są wyjątkowo dobrzy, albo tamci są do niczego... albo... – Forn zastanowił się i nagle do jej głowy wpadło bardzo proste wyjaśnienie tej zagadki; nieprawdopodobne, ale jak najbardziej możliwe.
Admirał podbiegła do przedniego iluminatora, kierując tym na siebie wzrok co najmniej połowy obecnych na pokładzie mostka osób. Przez chwilę krótką jak wystrzał z turbolasera, kobieta uważnie przyglądała się poczynaniom Sith Fighterów i to wystarczyło, aby utwierdzić ją w swoich przekonaniach.
- Jak mogłam tego nie zauważyć... – cicho stwierdziła i raptownie zwróciła się w stronę sekcji łączności.
- Wszystkie Crusadery i pozostałe nie walczące dotąd eskadry mają się skierować prosto na tamte Sith Fightery! I to jak najszybciej, poruczniku!
- Tak jest, pani admirał – łącznościowiec zrobił, co trzeba, ale nie mógł powstrzymać dziwnego spojrzenia, które dyskretnie skierował na kobietę.
Dodonna zwróciła głowę z powrotem ku przedniemu iluminatorowi.
**********
- Słyszeliście Niebiescy? Maksymalna prędkość! Utrzymać formację delta – Arun Radena głęboko odetchnął i pchnął przepustnicę do oporu. Pojazd natychmiast wystrzelił jak z działa i wiedziony wprawną dłonią mistrza Jedi, ruszył wprost na swój cel: kłębowisko setek maszyn i przecinających przestworza różnobarwnych wiązek laserowych.
Jego eskadra błyskawicznie przybliżyła się do owego „kłębowiska” na taką odległość, iż dowódca był już w stanie rozpoznać smukłe sylwetki walczących ze sobą Republic i Sith Fighterów. Te ostatnie, będące podstawową jednostką Imperium Sith składały się z podłużnego kokpitu z czarną owiewką, na którego końcu umiejscowiony był pojedynczy silnik oraz dwóch rozkładanych ośmiokątnych skrzydeł, zaczepionych podłużnymi wspornikami do kadłuba, na których zamontowane stały dwa działka laserowe, stanowiące jedyną broń maszyny; podobnie zresztą jak u jego odpowiednika po stronie Republiki.
Niespodziewanie z drugiego komunikatora - dla odmiany zmontowanego na pulpicie - wydobył się zgiełk trudno rozpoznawalnych odgłosów. Słysząc to Radena pomajstrował coś przy nim i po chwili urządzenie pominęło cały ten rumor przekrzykujących się żołnierzy i poczęło wychwytywać jedynie głosy pilotów-dowódców, znajdujących się najbliżej jego eskadry.
Kiedy do walki pozostało dwadzieścia parę sekund, rycerz sięgnął do małego przełącznika na konsolecie i trąciwszy go, aktywował tarcze ochronne myśliwca. Dopiero wtedy postanowił, ze czas zastanowić się nad strategią.
- Klucz Pierwszy i Drugi - powiedział po krótkiej chwili przez komunikator – Najpierw ładujemy na pałę w Sithów, potem próbujemy celować, a na koniec lecimy wspomóc skrzydło porucznika Harra. Klucz Trzeci ma nas osłaniać... zrozumiano Dwunastka?
- Tak jest, dowódco – odrzekł niechętnie Bladee, Kel-Dorianin aż za bardzo znany z porywczości, dziwnych pomysłów i szaleńczych ataków na wroga, które najczęściej kończyły się olbrzymimi stratami po obu stronach. Z tego też powodu Radena wiedział, że należy go trzymać na krótko.
- Nie obierajcie taktyki jeden na jednego; po prostu walcie we wszystko, co nie jest Republic Fighterem bądź Crusaderem - mistrz pomyślał, że czas na rozmowę i wydawanie instrukcji właśnie się skończył, lecz dodał jeszcze jedno zdanie - Pamiętajcie: żadnych bezsensownych rajdów i akcji w stylu kapitana Wartha.
Rycerz uśmiechnął się lekko, słysząc cichy odgłos śmiechu jego podwładnych; uwaga o kapitanie Warthu zawsze działa – pomyślał usatysfakcjonowany Arun i widząc, że do odległości gwarantującej w miarę wysoką skuteczność strzału pozostało zaledwie pięć sekund, obrał sobie na celownik skupisko maszyn wroga po prawej stronie zawieruchy, które to najwyraźniej zorientowały się o przybyciu odsieczy. Jedi zdążył jeszcze ustawić pełnię mocy tarcz na przód, po czym jego maszyna bluznęła zielonymi pociskami prosto w sam środek nowo powstającej formacji wroga. Ułamek sekundy później posypały się błyskawice reszty jego eskadry.
Pierwsza seria mistrza Jedi dosłownie rozerwała na strzępy Sith Fightera, który eksplodował w efektownej kuli ognia, natychmiast wessanej przez lodowatą próżnię. Druga pozbawiła lewego skrzydła następną maszynę, która przekoziołkowała i zniknęła w oślepiającym błysku, dodatkowo przestrzelona przez jednego z pilotów Republiki. Trzecia salwa jedynie zahaczyła o prawe skrzydło kolejnego przeciwnika, lecz mijając go, wbiła się w podłużny kokpit drugiego pojazdu, nieroztropnie lecącego tuż za nim.
I choć Arun nie miał pojęcia ile myśliwców przeciwnika strącili piloci jego eskadry, to na pewno musieli oni wyrwać porządną dziurę w jednostce, gdyż wywołało to natychmiastową odpowiedź Sithów w postaci jeszcze większej nawałnicy czerwonych promieni.
- Unik! – z całej siły wykrzyknął, ale było już za późno. Arun pociągnął ster ku sobie i przeleciał ponad przeciwnikami, szczęśliwie mijając wszystkie pociski. Niestety kątem oka spostrzegł znikający właśnie w obłoku ognia Republic Fighter. Nie zastanawiając się na razie nad stratami, Radena błyskawicznie wykonał ciasną pół-pętlę i znalazł się tuż za ogonem aż trzech maszyn. Wprost nie wierząc głupocie pilotów Sith, mistrz Jedi strącił jedną serią wszystkie Sith Fightery, które, jeden po drugim zamieniły się w drobny pył. Kręcąc głową, przesunął tarcze na tryb standardowy.
- Meldujcie!
- Dziewiątka i Jedenasta zniszczeni – Bladee odezwał się ciężkim głosem przefiltrowanym przez maskę i komunikator; głosem, w którym nie było ani krzty żalu, czy niepokoju.
- Szósty nie żyje, a Piątka lekko oberwał – zakomunikował dowodzący Kluczem Drugim Jon Black z Naboo.
Po wprowadzeniu swojego myśliwca w ostry prawy wiraż, rycerz zobaczył mijający go o kilkanaście centymetrów czerwony promień lasera i zacisnął zęby. Nie dość, że stracili Kazzanjiana, Core’a i Phantiego, to jeszcze na dodatek jakiś Sith uczepił się jego ogona!
Radena zrobił dwa uniki i gwałtownie położył pojazd ostro na lewe skrzydło, po czym odbił w dół, w zadziwiająco łatwy sposób pozbywając się wrogiego statku. Coś jest nie tak z tymi Sithami... – zastanowił się Arun, lecz nim dokończył swoją myśl, zauważył jakiegoś Republic Fightera, do którego doczepili się dwaj Sithowie. Jedi przyciągnął do siebie przepustnicę i wprowadził maszynę w wąski skręt na lewo tak, że znalazł się dokładnie za oboma nieostrożnymi myśliwcami. Jeden z nich natychmiast wykonał gwałtowny wiraż w bok i znikł z pola widzenia mistrza Jedi. Arun namierzył więc drugą maszynę i trzykrotnie nacisnął spust. Pierwsze dwie wiązki wbiły się dokładnie w sam środek czarnego kokpitu, odrywając oba skrzydła od kadłuba, następna para dokonała ostatecznego dzieła zniszczenia, zaś trzecia salwa przeleciała jedynie przez chmurę rozżarzonych szczątków wrogiego statku.
Radena pociągnął ster ku sobie i zakończył szeroką pół-pętlę, wykręciwszy pół beczki.
- Czas zobaczyć, co jest grane – mruknął cicho, wysyłając swoje myśli w kierunku najbliższego Sith Fightera. Przechylając ster w prawo i podążając za natrętem, strzelającym bardzo niecelnymi seriami w jakiegoś Republic Fightera ze zdumieniem spostrzegł, że nie wyczuwa niczego; w kokpicie pojazdu wroga najzwyczajniej w galaktyce... nie było nikogo. Ale za to na pewno jest Coś. A tym czymś mógł być jedynie...
- Niebiescy! Przegrupować się w trzy klucze po trzy maszyny... – Jedi właśnie w tym momencie spostrzegł szansę zadania naprawdę silnego ciosu przeciwnikom – Lecimy na wrogą formację, ruszającą się kursem 10-48 – oddział pojazdów wroga, który wskazał swoim żołnierzom, a składający się z co najmniej trzech eskadr, jeszcze nie brał udziału w walce i kursem przechwytującym kierował się wprost na odsłonięty bok gigantycznego kłębowiska, dotychczas opanowany przez Republikę – Nie martwicie się ich ilością – rzekł ponuro - Te Sith Fightery sterowane są przez automaty.
- Automaty? – niemal wypluł te słowa Jekal – Roboty? My tu giniemy, a ci wysłali na nas chrzanione blaszaki?!
- Spokój, Piąty. Nie tylko ciebie to denerwuje; to typowa zagrywka Sithów. Najpierw uderzamy całą eskadrą, potem bierzemy sobie po jednym i po kolei rozwalamy. Walimy na nich z pełną prędkością. Zrozumiano?
- Tak jest, dowódco.
- Dowódco, tu Siódemka – odezwał się nagle Jon Black – Piątka i Ósemka nie mogą dołączyć; mają czterech na celowniku.
- Przyjąłem, Siódmy.
Arun pokręcił głową; będzie problem. Tylko siedem maszyn... – rycerz skrzywił się nagle, wprowadzając swoją maszynę w obszerną beczkę. Chwila krótkiej nieuwagi nieomal kosztowała go utratę tarcz, gdy cała burza rubinowych strumieni energii przecięła przestrzeń tuż obok smukłego myśliwca. Mistrz Jedi skupiony na przyrządach myśliwca, kątem oka wychwycił nadlatujące z prawego boku Sith Fightery, które najwyraźniej zainteresowały się jego okrojoną eskadrą.
- Dowódco, widzę trzech na 5-13 – zakomunikował szybciej niż błyskawica Bladee – Eliminujemy?
- Zaprzeczam Dwunastka – Radena instynktownie obliczył odległość pomiędzy Niebieskimi, a ich celem – Lecimy zgodnie z planem.
- Przyjąłem – żal i rozczarowanie w głosie Kel-Doriana były wręcz zaraźliwe i Jedi przyłapał się na tym, że rozmyśla, czy nie odwołać poprzedniego rozkazu i strącić trzech natrętów. Podświadomość podpowiadała mu jednak, że z planu zaskoczenia wroga byłyby nici.
W kąciku ust Aruna zagościł na chwilę przelotny uśmiech. Od zawsze wiedział, że rasę Kel-Dor cechuje wrodzona wojowniczość i zarazem małomówność, niekiedy wręcz przeplatana z roztropnością i rozwagą, a wszystko to wzmocnione ich tajemniczością. I w tym względzie Bladee również się nie wyróżniał. Rycerz westchnął cicho, powracając do rzeczywistości – Jeszcze tak wiele nie wiem o tylu rasach Znanej Galaktyki...
Niestety, odciągnięty myślami o tym, o czym myśleć w takim momencie nie powinien, za późno dostrzegł wyraźnie wysuwającą się przed całym szwadronem Republiki sylwetkę Republic Fightera. Niewątpliwie należał on do Barabela Rica Mullaca, gdyż jego zmodyfikowanej maszyny nie dało się pomylić z żadną inną.
- Dwójka! – zakrzyknął do komunikatora – Wracaj do szyku!
- Spokojnie, dowódco! – zasyczał w odpowiedzi wielki gad – Wiem, co robię!
Problem w tym, że właśnie nie wiesz! – mistrz przeklął w duchu zapał bojowy Barabela, ale błyskawicznie zrozumiał, że nie zdoła odwieść od swojego zamiaru obcego. W takim nastroju Mullac nie usłuchałby żadnego rozkazu, a o dogonieniu go nie było mowy. Ric zdecydował się na samobójcze rozwiązanie w stylu swojej rasy i raczej nic go nie powstrzyma od wprowadzenia swoich zamiarów w życie.
Jedyne, co można teraz zrobić – pomyślał ponuro - To życzyć mu szczęścia.
Pozbywając się niespokojnych myśli, Arun Radena prędko przełączył pełnię mocy na przednie tarcze ochronne i delikatnym, acz szybkim ruchem dłoni, zaczął wykręcać długą śrubę, której koniec zwieńczony był w samym środku gromady wroga.
Dokładnie w starannie obliczonym momencie – zanim którykolwiek z automatów siedzących za sterami Sith Fighterów, zdołał zareagować na nowe zagrożenie w postaci Rica Mullaca – mistrz mocno zacisnął palec na spuście drążka sterowniczego. Maszyna objęta niesamowitą wręcz rotacją, bluznęła zielonkawym ogniem w najbliżej lecące statki Sithów.
Pierwszy myśliwiec nieprzyjaciela dosłownie rozpadł się na kawałki, trafiony całą serią szmaragdowych pocisków, a drugi, zaliczając trzy strzały, zawirował i zakończył swoje istnienie w kuli oślepiającego światła. Kolejny stateczek, skoszony strumieniami plazmy jego i jeszcze czyjegoś myśliwca, zatrząsł się i eksplodował, zamieniając się w miniaturową supernową.
W czasie całego tego rajdu, zwieńczonego efektownym i śmiercionośnym wirażem w prawy bok, kątem oka zobaczył spektakularną eskapadę Mullaca i jej raptowny koniec. Wojowniczy Barabel wpadł swoim myśliwcem w sam środek skrzydła wrogów, niszcząc lub uszkadzając po drodze prawie siedem Sith Fighterów i zakończył wypad idealnym i najciaśniejszym nawrotem, jaki kiedykolwiek widział Radena. Chwilę później wszystkim, co pozostało po pilocie były rozsiane na wszystkie strony szczątki republikańskiego myśliwca, gdy zimnokrwisty gad został zalany falą szkarłatnych błyskawic z działek Sithów.
- Dwójka przepadł – mruknął bezgłośnie lider Niebieskich, z trudem przełykając ślinę przez ściśnięte gardło. Ric Mullac zginął jak bohater... ale poszło to na marne. Więcej dokonałby jako żywy, a nie umarły. Nie powinienem był mu pozwolić na tą akcję! – Radena od razu odrzucił tą niedorzeczną myśl. Czas na rozgoryczenie przyjdzie później – pomyślał niespokojnie – Jeżeli w ogóle będzie jakieś później...
Arun Radena zmniejszył ciąg do pięćdziesięciu procent i wyprowadził gładkie półtorej pętli, dzięki której znalazł się tuż za resztkami rozbitego i rozproszonego już skrzydła myśliwskiego Sithów. Zdumiony liczbą zniszczonych wrogów, która mieściła się w przedziale od piętnastu do dwudziestu pojazdów, a także – co było ewenementem - małą liczbą utraconych w rajdzie pilotów, znowu pchnął manetkę akceleratora do oporu i naprowadził na celownik jakiegoś Sith Fightera.
Nim jednakże nacisnął spust, myśliwiec – ku konsternacji Radeny – zsunął mu się z linii ognia, robiąc gwałtowny zwrot i półtorej beczki. Zdumiony sztuczką automatu i swoją arogancją, z wielkim trudem umknął błyskawiczną świecą w górę trzem parom czerwonych boltów, które ułamek sekundy wcześniej wystrzelił obcy pojazd. Sith Fighter mignął w bocznym iluminatorze i Arun wykonał równie gwałtowny nawrót, co jego przeciwnik, tak, że momentalnie znalazł się z powrotem za wrogiem.
Mimo wszystko - tym razem dużo bardziej przygotowany na nieobliczalny wybieg droida sterującego Sith Fighterem - kolejny raz dał się wymanewrować, gdy maszyna wykonała ekstremalnie ciasny wiraż w lewy bok i w sekundę później ostro odbiła w prawo, w ten sposób, że rycerz Jedi raptownie zgubił Sitha. Na nieszczęście myśliwiec przeciwnika wparował się idealnie pomiędzy dwoma statkami Republiki, kończąc to wszystko wystrzeleniem kilku strumieni energii do przodu. Nim Radena zdołał odpowiednio zareagować, znajdujący się na linii ostrzału myśliwca Sith, Republic Fighter wyparował w obłoku białej energii, trzykrotnie uderzony promieniem działek laserowych.
Albo tym pojazdem steruje żywy człowiek, albo droid w środku jest wyposażony w jakieś specjalne oprogramowanie – zastanowił się, zły na własne niedbalstwo – Tak, czy inaczej, teraz nie ma mowy, bym mu darował.
Przelatując tuż obok właśnie zanikającej kuli ognia; ostatniej pozostałości po pilocie Republiki, oddał kilka niecelnych strzałów w kierunku kluczącego i uwijającego się jak w ukropie Sith Fightera. Przeciwnik zdryfował raz w prawo, raz w lewo, aż w końcu zdecydował się na bardzo twardy zakręt w prawy bok, wspomagany beczką. Jednakże Jedi już trzeci raz nie dał się nabrać na ten manewr; zdusił ciąg do połowy i wyprowadził równie cięty wiraż jak Sith, by na bardzo ulotną sekundę wróg znalazł się tuż przed klinowatym dziobem jego Republic Fightera.
Dokładnie wtedy Radena pociągnął za spust, zamieniając maszynę przeciwnika w bezużyteczną kupę złomu, posłaną w nieznane.
Niespodziewanie, tknięty gwałtownym impulsem, Arun mocno szarpnął sterem, co zapewne uratowało go od niechybnej śmierci, kiedy tuż za rufą jego wehikułu przelała się istna burza czerwonawych laserowych błyskawic.
Rycerz zacisnął zęby i wypuścił z płuc powietrze – Ktoś tu się starzeje... – pomyślał i wprowadził swój myśliwiec w szaleńczy korkociąg w tym samym czasie, gdy cały klucz Sith Fighterów wykonał pół pętli i ruszył w pościg za republikańskim pilotem. Właśnie wtedy mężczyzna cos sobie przypomniał...
- Chcecie się zabawić? – Arun złośliwie się uśmiechnął – To niech i tak będzie.
Radena pstryknął przełącznikiem komunikatora, tak by słyszał go tylko Niebieski Cztery - czyli Loogeel Turne, człowiek urodzony na Selonii – wprowadzając Republic Fightera w niezwykle karkołomną serię zwodów i uników, które przeszły w równie brawurowe nurkowanie pomiędzy dwoma jaskrawymi kulami ognia, pozostałymi po wybuchu dwóch Sith Fighterów.
- Czwórka – powiedział wreszcie do komunikatora – Przydałaby się mała pomoc.
- Oczywiście, Dowódco. Niebieski Cztery rusza.
Mistrz Jedi przestawił siłę tarcz ochronnych całkowicie na rufę i widząc iż zgubił zaledwie jednego wroga, łagodnie wyrównał lot, świadom śmigających z tyłu pocisków i pchnąwszy dźwignię przepustnicy do przodu, ruszył w stronę punktu, gdzie znajdowało się największe skupisko pojazdów Republiki i Imperium Sith.
Uważnie – na miarę kogoś, kto jednocześnie musi pilotować statek, bezustannie patrzeć na pulpit sterowniczy, pilnować własnego życia i tak dalej – przyglądał się czemuś powyżej kokpitu swojego myśliwca. Trochę ryzykowny plan... – zastanowił się i wzruszył ramionami – Ale co tam... – Jedi, wiedziony nagłym przypływem poczucia zagrożenia, ściągnął ster ku sobie.
Raptownie maszyna zatrzęsła się potężnie i w nieoczekiwanym popiskiwaniu jakiegoś rytmicznego dźwięku, drążek sterowniczy wyślizgnął się z dłoni rycerza. Na swoje szczęście mężczyzna błyskawicznie z powrotem pochwycił ster i pełen najgorszych przeczuć, wyciął szybką, podwójną beczkę przez lewą burtę. Jedi odetchnął z ulgą, kiedy popatrzył na migoczący żółto-pomarańczowym światłem pulpit. Tuż pod błyskającym światełkiem i napisem force shields Radena ujrzał błyszczące żółcią oznaczenie, głoszące, iż tarcza ochronna straciła zaledwie sześćdziesiąt procent mocy. Dziękując Mocy za jej niebywały przypływ, kątem oka spostrzegł jak Republic Fighter Loogeela Turne’a z pełną prędkością zajmuje poprzednią pozycję dowódcy i lecąc pod kątem prostym do napastników, trzema celnymi seriami z obu działek laserowych unicestwia całą trójkę wrogów.
- Dzięki Czwórka – powiedział Arun, trochę zmęczony wysiłkiem i rzucającym go na wszystkie strony myśliwcem, co było wywołane kompensatorem ustawionym na jedną dziesiątą ciążenia... i chyba nie tylko tym. Rycerz uśmiechnął się do siebie - Chyba faktycznie się starzeję...
- Tak przy okazji: doskonała robota.
- Zawsze do usług, Dowódco – odparł radośnie Turne.
Dokładnie w momencie, gdy Radena miał zamiar wykonać szybki nawrót i powrócić do boju, jego oczy przykuły uwagę na czymś innym. Mistrz Jedi zaśmiał się cicho, znowu zmieniając częstotliwość komunikatora na wspólną dla całego szwadronu. W przednim iluminatorze oczy jego zobaczyły bowiem bardzo wiele maleńkich punkcików, błyszczących metalicznym blaskiem. Punkciki te mogły oznaczać jedynie jedno: do walki wkraczają ciężkie myśliwce uderzeniowe, Crusadery.
Nieoczekiwanie z komunikatora w jego hełmie wydobył się zniekształcony kobiecy głos, należący do admirał floty Forn Dodonny.
- Do wszystkich myśliwców: natychmiast wycofać się! Powtarzam: natychmiast wycofać się!
Rycerz zmarszczył brwi, lecz natychmiast rozpogodził swoje oblicze, uśmiechając się szeroko. Jak mogłem wątpić w Dodonnę... – wzruszył ramionami Jedi -... przecież to było tak oczywiste.
- Słyszeliście Niebiescy? Zabieramy się stąd! – powiedział głośno do komunikatora, krótkim, acz zdecydowanym ruchem lewej dłoni przesyłając całą energię z dwóch działek laserowych wprost do pojedynczego silnika firmy Koensayr. Nagły skok prędkości aż wcisnął pilota w fotel, który na chwilę skoncentrował się na obliczeniach. Niestety bardzo szybko przerwał je zdezorientowany głos Jekala:
- Dowódco, dlaczego mamy się wycofywać...
- Pomyśl Piątka! – błyskawicznie odrzekł Arun, zastanawiając się dlaczego akurat jemu musiał się trafić Jekal...
W ten właśnie sposób, kręcąc powolny korkociąg, nim się obejrzał, doładowany dodatkową porcją mocy napęd wyniósł go poza obręb toczonych jeszcze przed paroma sekundami walk i wraz z falą innych Republic Fighterów sunął z powrotem ku głównym okrętom VI Floty Republiki Galaktycznej.
W mgnieniu oka masywne Crusadery minęły całą flotyllę smukłych myśliwców i bez zastanowienia runęły na całkowicie zdezorientowane stateczki Sithów, pilotowane wszakże przez automaty, zupełnie nie zaprogramowane na taki rozwój wypadków. Bez większego sensu zbiły się w ciasną gromadę, niczym ogłuszony rój owadów. Jedynie część z Sith Fighterów – zapewne tych wyposażonych w droidy o ulepszonym oprogramowaniu – ruszyła za Republic Fighterami, a nawet parę z nich strąciła.
Nagle ponownie odezwała się admirał Dodonna:
- Do wszystkich myśliwców: Wracajcie teraz na pole walki i wyeliminujcie wszystkich przeciwników, którzy pozostaną po Crusaderach.
- Z największą przyjemnością – mruknął Radena, wykonując idealną pół pętlę, skończoną dwiema beczkami – Niebiescy: meldować się!
- Klucz Drugi stracił Czwórkę – oznajmił Jon Black, u którego chyba najbardziej zaznaczył się nienajlepszy nastrój – Nie zdążył wyrobić na czas...
Radena zdołał jedynie sztywno kiwnąć głową. Loogeel Turne nie żyje. To już piąty Niebieski. Ile jeszcze będzie nas musiało zginąć, aby osiągnąć cel tej przeklętej bitwy? Ile jeszcze lojalnych obywateli Republiki Galaktycznej straci życie w obronie wolności? Arun pokręcił głową, wydając z siebie zduszony odgłos – Zbyt wielu, by dało się ich zliczyć. Zbyt wielu...
- Klucz Trzeci w komplecie – chłodno wyartykułował Bladee, przerywając jego mroczne zamyślenie.
- Doskonale – skwitował, mijając się z prawdą Radena, przesuwając moc tarcz na dziób, i doprowadzając energię z powrotem do działek laserowych – Zacieśnić szyk i dostosować prędkość do Crusaderów; robimy wszystko tak, jak kazała nam admirał Dodonna, zrozumiano?
- Tak jest, Dowódco.
- To bardzo dobrze...
Pięciu Niebieskich nie żyje, a ja mówię, że jest dobrze... – Radena mocniej zacisnął dłoń na rękojeści steru – Chyba coś mi się pomyliło... Nie czas teraz, by tracić cenny czas na opłakiwanie zmarłych; być może przyjdzie on po zwycięstwie. Ale żeby zwyciężyć, trzeba walczyć. Sithowie zapłacą za to wszystko, a cena za to będzie olbrzymia.
I właśnie tuż przed jego myśliwcem rozgrywało się coś, co mogło choć trochę zaważyć na losach tejże ostatniej bitwy.
Ciężkie myśliwce szturmowe z pełną mocą i bezustannie plującymi czterema działkami laserowymi, przeleciały przez zagubione Sith Fightery niczym burza piaskowa z Tatooine; w przeciągu zaledwie kilkunastu sekund zielone błyskawice strumieni energii dosłownie rozniosły w pył co najmniej – takie odniósł wrażenie zdumiony nadzwyczajną skutecznością Crusaderów Radena – sześćdziesiąt procent maszyn wroga, przy czym Arun nie zauważył, by którakolwiek z republikańskich maszyn została unicestwiona, czy choćby nawet uszkodzona; patrząc jednak na dziesiątki blado-czerwonych eksplozji, które usiały szczątkami Sithów przestworza przed nim, trudno było o jakąkolwiek udaną obserwację.
Kiedy ostatni Crusader minął totalnie rozbitą formację wroga, ciężkie myśliwce wykonały swoje zadanie jak należy i zapewne kierowane rozkazami dowództwa, zrobiły pełny wiraż w obie strony, dzieląc się na dwie części po sześć szwadronów. Dokańczając dzieła zniszczenia, ruszyły z powrotem ku Capitolom i Defenderom.
A teraz czas na wykończenie tych sithowych blaszaków – pomyślał Arun, na którego obliczu pojawił się lekki półuśmiech – Właśnie dlatego żywi piloci są tysiąc razy lepsi od mechanicznych. Rycerz gładko podprowadził celownik pod jakiegoś Sith Fightera i jedną serią posłał w niebyt nieruchawą maszynę. Następnie namierzył kolejnego przeciwnika i jeszcze kolejnego, bez większego problemu unicestwiając każdego napotkanego Sitha.
Jako, że piloci Republiki Galaktycznej w dokładnie taki sam sposób porachowali się z innymi Sith Fighterami, na polu walki pozostały jedynie te najlepsze. Tymczasem wróg widząc swoje olbrzymie straty, postanowił zarządzić odwrót owych jednostek. Resztki pozostałe z flotylli kilkuset Sith Fighterów wykonały, więc prawie idealnie zgrany manewr i w największym pośpiechu poczęły się wycofywać w kierunku napływających od strony Gwiezdnej Kuźni Niszczycieli Gwiezdnych klasy Sith.
W tym momencie z komunikatora wydobył się spokojny i zdecydowanie bardziej cieplejszy niż poprzednio głos Dodonny:
- Do wszystkich myśliwców: dobra robota. Wracajcie na poprzednie pozycje.
- Koniec rundy pierwszej, Niebiescy – oznajmił entuzjastycznie Arun, widząc uciekające w popłochu myśliwce pokonanego w tej małej potyczce wroga – Może niepotrzebnie powtarzam, ale: dobra robota, Niebiescy.
**********
- Trzy i pół minuty do kontaktu bojowego, pani admirał.
Dowódca VI Floty Republiki Forn Dodonna z lekką satysfakcją malującą się na twarzy, teraz dodatkowo przyprawioną zmarszczonymi brwiami, popatrzyła na rozgorączkowanego podporucznika Fallema, który z najwyższym zdumieniem, zmieszanym z radosnym uniesieniem patrzył w swój ekran. Ciekawa powodu, dla którego jej podwładny tryskał takim optymistycznym nastrojem, bezgłośnie podeszła do jego fotela i zapytała głośno:
- Co takiego radosnego, pan tam widzi, poruczniku?
Młody żołnierz wzdrygnął się zaskoczony. Trochę zmieszany i zdekoncentrowany, dopiero teraz spostrzegł, iż nad nim stoi admirał floty.
- Bo wygraliśmy tą potyczkę, pani admirał... – oznajmił mężczyzna z niepewnym uśmiechem na twarzy, wskazując coś na monitorze swojego komputera – Co prawda straciliśmy prawie trzysta Republic Fighterów, ale za to nasi rozwalili aż siedemset Sith Fighterów! – podoficer zmarszczył czoło, co było odpowiedzią na minę dowódcy - Poza tym powróciły wszystkie Crusadery.
- I uważa pan, że wygraliśmy tą potyczkę? – Dodonna uśmiechnęła się gorzko, kręcąc głową – Nie, poruczniku. Może pan tego nie dostrzegł, ale... Sithowie wysłali na nas myśliwce pilotowane przez automaty co oznacza, że albo Sithowie mają za mało ludzi, by je pilotować, albo za dużo maszyn, żeby obsadzić je żywymi pilotami. I żadna z tych możliwości nie jest pocieszająca.
- Auto...maty, pani admirał? – z niedowierzaniem w głosie zapytał młodzieniec, podejrzanie zerkając to na ekran, to na Forn Dodonnę – Nasi piloci walczyli ze zwykłymi robotami?
- Niestety. Obawiam się, że te siedemset myśliwców, które teraz zniszczyliśmy było jedynie pierwszą falą z wielu. A znając Sithów mogę powiedzieć, że pierwsze fale są zawsze najmniej groźne ze wszystkich i stanowią wyłącznie pierwsze rozpoznanie, poruczniku... ale nie powinien się pan tym przejmować, więc proszę sobie nie przeszkadzać.
- Tak jest, pani admirał.
Dodonna odwróciła się od fotela niespokojnego żołnierza i zwróciła głowę w stronę przednich iluminatorów. Myśliwce, które jeszcze przed paroma minutami walczyły daleko przed czołem floty, teraz ponownie przyjęły pozycje przy okrętach wojennych grup od pierwszej do szóstej.
Tymczasem od strony ciągle rosnącej w oczach Gwiezdnej Kuźni, przybliżało się dwadzieścia jeden statków, umownie nazwanych przez taktyków Republiki Niszczycielami Gwiezdnymi klasy Sith.
Każda jednostka tego typu była długa na całe pięćset metrów i pomalowana na budzący grozę srebrno-szary kolor, a kształtem przypominała mocno wygładzony trójkąt ostry z głębokim wcięciem pomiędzy górą, zakończoną spiczastym dziobem, a opływowym dołem. Wcięcie to nienaturalnie wchodziło aż pod same hangary i pokłady lądowiskowe, stykające się z maszynownią oraz trzema gigantycznymi silnikami podświetlnymi, poruszającymi ów wielki okręt wojenny. Na samej rufie, tuż nad główną płytą kadłuba wystawała niewysoka wieża, gdzie umiejscowiony był mostek Niszczyciela Sith, z którego wychodziły na obie strony dwa jakby skrzydła o nieznanym Republice Galaktycznej przeznaczeniu. Olbrzymi – jak na skalę budowanych obecnie jednostek gwiezdnych – statek wojenny posiadał w swym wnętrzu miniaturowy generator grawitacyjny, silny na tyle by ściągnąć z nadprzestrzeni myśliwiec, bądź też niewielki frachtowiec. Wprawdzie kilkanaście takich generatorów byłoby w stanie nie dopuścić floty wroga do skoku w nadprzestrzeń, jednak nie to – ani też kilkanaście stanowisk promienia ściągającego - stanowiło o mocy Niszczyciela Gwiezdnego klasy Sith, lecz umieszczone na skraju górnego pokładu dwadzieścia turbolaserów, rozdzielonych po dziesięć na każdą burtę. Dodając do tego niezwykle silne osłony, o wiele szybciej odnawialne niż republikańskie oraz naprawdę gruby pancerz, wróg dostawał w swoje ręce maszynę totalnej destrukcji, zdolną samodzielnie rozbić w pył parę Capitolów, samemu nie odnosząc przy tym nazbyt wielu obrażeń.
Zapewne każdy mieszkaniec Maanan, który zobaczyłby Niszczyciel Sith, rzekłby w zdumieniu, iż statek ten wygląda dokładnie tak samo jak głowa rekina Firaxa, który właśnie rzuca się na swoją zdobycz. I w opinii Dodonny porównanie to jak najbardziej pasowało do tego tajemniczego pojazdu Imperium Sith, którego konstrukcja była równie wielką zagadką, co sama Gwiezdna Kuźnia.
- Admirale? – rzucił nagle któryś z żołnierzy na mostku, wyrywając Dodonnę z zamyślenia. Kobieta spokojnie odwróciła się od iluminatorów i spojrzała prosto w oczy wyprężonego jak struna porucznika Regarde’a z sekcji łączności, który najwyraźniej miał jej do przekazania jakąś wyjątkowo ważną informację, gdyż bez większego trudu wytrzymał wzrok Dodonny.
- Tak, poruczniku?
- Wykryliśmy „Ebon Hawk’a” na powierzchni tamtej nienazwanej planety – oznajmił bez żadnego wstępu podoficer – Niestety, z powodu gęstej atmosfery nie jesteśmy w stanie nawiązać z nim kontaktu. A w każdym bądź razie, nie z tej odległości. Zwiadowca również nie jest w stanie tego uczynić.
„Ebon Hawk” odnaleziony. To chyba pierwsza naprawdę dobra wiadomość tego dnia... – pomyślała kobieta, lekko się uśmiechając do nieprzerwanie stojącego obok niej mistrza Vandara Tokare, po czym skierowała swoje oczy z powrotem na Regarde’a.
- Próbujcie dalej się z nim skontaktować. To bardzo ważne, poruczniku.
- Tak jest, pani admirał.
Dodonna już zamierzała znowu odwrócić się ku frontowym iluminatorom, lecz tym razem zamiar ten wyprzedził zaniepokojony głos podporucznika Fallema:
- Pani admirał... – zaczął, tajemniczo ściszając ton głosu i niecierpliwie pocierając dłonią krawędź swojego fotela – Kazała pani meldować o wszystkim, co niezwykłe w najbliższej okolicy...
- Tak... o co chodzi, poruczniku? – zaniepokoiła się trochę kobieta.
- Nie miałem czasu tego wcześniej powiedzieć, ale... przed siedmioma minutami sensory naszego zwiadowcy pokazały, że z tamtej planety wystartował niewielki statek typu G-wing i wykonał mikroskok przez hiperprzestrzeń mniej więcej w stronę Gwiezdnej Kuźni – mężczyzna nieznacznie zmarszczył brwi – Co najdziwniejsze, kilka sekund po jego starcie stało się coś bardzo dziwnego... właściwie to nawet nie mam pojęcia, co to było.
- To znaczy? – admirał zażądała wyjaśnień, nieco podnosząc prawą brew.
- Coś, co otaczało planetę i do czego chyba zbliżała się nasza flota znikło – podoficer pokręcił głową i nerwowo spojrzał na górującą nad nim postać kobiety – Nie wiem co to było, ale myślę, że coś w rodzaju... pola magnetycznego, albo czegoś w tym stylu. Nie mam pojęcia, czy to coś ważnego, ale prosiła pani...
- Bardzo dobrze się pan spisał, poruczniku Fallem – oznajmiła szybko admirał, zwężając oczy w wąziutkie szparki. I ponieważ nic nie przychodziło jej do głowy, w związku z owym tajemniczym polem magnetycznym, rozpogodziła oblicze i cicho westchnęła, nieznacznie przekręcając głowę, tak by widzieć czoło VI Floty Republiki Galaktycznej.
Cokolwiek to było, teraz nie istnieje i trzeba się skupić na teraźniejszości.
- Ile czasu pozostało do kontaktu bojowego, poruczniku?
- Siedemdziesiąt sekund, pani admirał.
- Doskonale.
Forn Dodonna ruszyła w kierunku mapy holograficznej i stojącego przed nią Vandara Tokare, który z nastroszonymi uszami, uważnie obserwował sytuację i ruchy Sithów. Admirał popatrzyła na jaśniejącą żółcią mapę i natychmiast uznała, iż wybrała wyjątkowo mało precyzyjny sposób oznaczenia Niszczycieli Sith. Cztery okręgi, oznaczające je, przybliżyły się na odległość kilku centymetrów od VI Floty, toteż kobieta wcisnęła dwa razy jakiś przycisk na klawiaturze tuż pod hologramem. W jednej chwili wycinek, na którym widoczne były okręty obu flot powiększył się prawie trzykrotnie.
- Poruczniku Fallem – powiedziała moment później – proszę podzielić na tej mapie wszystkie Niszczyciele Gwiezdne Sith na dziewięć grup po trzy okręty.
- Tak jest – mechaniczne odpowiedział jej podwładny i po krótkiej sekundzie stało się tak, jak nakazała: Siedem czerwonych kropek zastąpiło cztery poprzednie, a dwie jedną samotną obok Kuźni. Nie minęło nawet kilka chwil, gdy kobieta zorientowała się, iż wszystkich siedem czerwonych punktów podąża w stronę rozrzuconej na wielką szerokość republikańskiej flotylli w dokładnie idealnym szyku bojowym; admirał wydawało się wręcz, że każdy z nich znajduje się dokładnie w takiej samej odległości od siebie, powoli rozsuwając dwadzieścia jeden Niszczycieli Gwiezdnych Sith na całą szerokość VI Floty Republiki.
Z tego też powodu zaprawiona w boju dowódca ponad setki okrętów wojennych wielce się zaniepokoiła błyskawicznym wnioskiem, który napłynął do jej mózgu. Jeżeli tylko Niszczyciele Sith utrzymają obecny szyk, Republika będzie mogła pożegnać się z zamiarem szybkiego unicestwienia Gwiezdnej Kuźni...
- Coś jest nie tak... – nagle odezwał się niespokojnie Vandar Tokare – Dzieje się coś niedobrego, admirale.
- Owszem, mistrzu Vandar – kobieta nie mogła powstrzymać swojego sarkazmu – Armada Sith zupełnie nas zablokowała. Nie mamy szans przedrzeć się przez tak ustawioną formację!
- To również, admirale...
Zaskoczona Forn Dodonna odwróciła głowę w kierunku zielonego rycerza Jedi. Ze zdumieniem spostrzegła, iż Tokare z mocno zamkniętymi powiekami wcale nie patrzy na migającą przed nim holograficzną mapę taktyczną i absolutnie jej to nie uspokoiło. Wręcz przeciwnie – jeżeli mistrz Jedi myślał o czymś innym to...
- Gwiezdna Kużnia potężnie emanuje Ciemną Stroną w Mocy. Wyczuwam na jej pokładzie wielkie zagrożenie... mnóstwo nie opanowanego strachu i jeszcze więcej nienawiści – mistrz silniej ścisnął zielone powieki, po czym pomału je otworzył, kierując swój posępny wzrok prosto w oczy kobiety – Smutek panuje na tej stacji i jest ona źródłem wielu emocji. Jest wszakże coś jeszcze w niej... jednak nie potrafię wyczuć, co to może być, admirale.
Forn Dodonna kiwnęła głową.
- Być może jest nim Darth Malak?
- To niewykluczone. Obawiam się jednak, ze to coś innego... o wiele mroczniejszego, admirale.
Kobieta kiwnęła głową, zatapiając się w swoich niewesołych myślach.
Nie jest dobrze, gdy mapa taktyczna pokazuje, że leci na nas w idealnie zgranym szyku flota Imperium Sith, lecz naprawdę źle jest, kiedy jeden z największych mistrzów Jedi mówi, że wyczuwa coś bardzo mrocznego, jakieś olbrzymie zagrożenie, którego jeszcze nawet nie widzą. I to w momencie, w którym zaczyna się decydujące starcie dwóch wielkich potęg Znanej Galaktyki...
- Pani admirał. Do kontaktu bojowego pozostało piętnaście sekund.
Ponure myśli Dodonny szybko gdzieś uleciały i kobieta skierowała się ku przedniemu iluminatorowi, by być świadkiem pierwszych momentów walki okrętów wojennych. Po chwili zobaczyła pierwsze błyski wystrzelonych przez Niszczyciele Sith szkarłatnych boltów, którym błyskawicznie odpowiedziały mniej liczne, lecz potężniejsze zielone promienie statków Republiki Galaktycznej. Od razu dało się zauważyć, iż Niszczyciele Gwiezdne Sith zatrzymały się i w celu utrzymania swoich pozycji a także całkowitego blokowania floty Republiki, zmasowanym ostrzałem z baterii turbolaserowych z obu burt celują w znajdujące się najbliżej statki. Parę sekund po wkroczeniu do boju trójkątnych okrętów wroga rozpoczął się drugi etap bitwy myśliwców obu stron o panowanie w przestworzach. Setki Republic Fighterów i Crusaderów starło się z Sith Fighterami i ostateczna bitwa rozgorzała na nowo. Moment później wśród wielu malutkich wybuchów i miniaturowych rozbłysków uderzających o tarcze ochronne strumieni energii, Dodonna spostrzegła jedną większą eksplozję i chwilę potem drugą nieco dalej, która zatrzęsła fregatą szturmową Defender, zamieniając statek w chmurę nierozpoznawalnych szczątków.
- Admirale. Grupa Pierwsza melduje, że straciła jedną fregatę – sumiennie zakomunikował jeden z ludzi porucznika Regarde’a – Czwarta tak samo.
- Dziękuje.
Lekko mrużąc oczy, Dodonna starała się wypatrzyć cokolwiek, co choć trochę mogłoby pomóc w osiągnięciu celu Republiki; rzucało się o czy, że Niszczyciele Sith miały olbrzymią przewagę i właściwie bez przerwy zasypywały ogniem dużo mniejsze Capitole i Defendery. Od razu też zdała sobie sprawę, iż należało zmienić taktykę. Problem jednak w tym, że admirał nie miała pojęcia, czy to, co chce zrobić podziała.
Kobieta odwróciła się od iluminatora i skierowała wzrok na porucznika Regarde’a.
- Poruczniku, niech pan przekaże wszystkim grupom bojowym, aby wybrały sobie jakiegoś Niszczyciela Sith i strzelały w niego aż zostanie zniszczony, bądź uszkodzony na tyle, by już nie nadawał się do dalszej walki – kobieta pomyślała też od razu, że trzeba w jakiś bardziej efektywny sposób wykorzystać Crusadery – Niech Crusadery wspomogą te działania jak tylko potrafią. Republic Fightery mają zapewnić im osłonę.
- Tak jest, pani admirał.
Wprawdzie na efekty działań nowej strategii trzeba było długo czekać, ale Dodonna w końcu wypatrzyła w iluminatorze szmaragdowe błyskawice rozrywające poszycie i potężną kulę ognia, która pochłonęła jeden z Niszczycieli Gwiezdnych Sith. Niestety moment po tym, cała formacja wroga całowicie uzupełniła malutką wyrwę. Tak jakby zupełnie nic się nie stało
- Straciliśmy cztery Defendery w grupach Pierwszej i Drugiej oraz jeden w Trójce.
Sithowie chcą zniszczyć nasze skrzydła – uświadomiła sobie teraz Forn Dodonna, kierując się ku mapie taktycznej w ponurym nastroju. Liczby widniejące pod niebieskimi symbolami poszczególnych grup bojowych nieznacznie zmieniły swoje wartości. Pierwsza miała teraz jedynie trzynaście statków, Druga czternaście a Trzecia i Czwarta po piętnaście. Kobieta zmarszczyła czoło – to bardzo dziwne, że jeszcze nie unicestwili żadnego z Capitolów...
- Niech Grupa Siódma podzieli się na dwie części, Oddział A oraz B – rozkazała, w usatysfakcjonowaniu i zarazem wielkim zdumieniu przyglądając się jak błękitna kropka tuż przed jej oczami dzieli się na dwie części po pięć Capitolów. Postawa podporucznika Fallema z pewnością pomaga w tej trudnej pracy, pomyślała przelotnie – Odział A ma wesprzeć prawe skrzydło, a Odział B lewe.
- Tak jest, pani admirał.
Dodonna odwróciła głowę w stronę Vandara Tokare i uśmiechnęła się ponuro doń.
- A teraz zobaczymy, czy mój manewr w czymkolwiek pomoże.
**********
- Uważaj Ósemka! Dwaj Sithowie na twoim ogonie!
- Widzę ich Piąty, cały czas widzę! – wykrzyknęła gniewnie Erge Kasdan, której myśliwiec wykonujący gwałtowne zwroty i równie błyskawiczne uniki już od kilku długich sekund bezskutecznie próbował zgubić dwóch niezwykle zawziętych wrogów, raz za razem oddających parę mniej lub bardziej celnych serii ze swoich działek.
- Trzymaj się Erge! – zakrzyknął któryś pilot uspokajającym tonem – Zaraz ich zdejmę!
- Oby szybko, Jon! – wydusiła z siebie Twi’lekiańska dziewczyna, tym razem wprowadzając swoją maszynę w dwie następujące po sobie beczki, które potem przemieniły się w szeroką śrubę. Nie ostudziła ona bynajmniej zapału wrogów, lecz pozwoliło na zyskanie trochę cennego czasu.
Arun Radena wielce się zaniepokoił poczynaniami Sithów, lecz szybko zmieniło się ono w frustrację, kiedy Moc podpowiedziała mu, iż za sterami kolejnej fali Sith Fighterów siedzą jak najbardziej żywi piloci. I to piekielnie dobrzy piloci – musiał szczerze przyznać. Republic Fightery Eskadry Niebieskich i kierujące je osoby mogły się równać z nimi swoim wyszkoleniem, ale zdecydowanie nie brawurą, która u tych po stronie Imperium Sith przekracza wszelkie pojęcie.
Przelatując właśnie ponad republikańskim pościgiem za dwoma przeciwnikami i kilkanaście metrów pod pękatym kadłubem nieustannie prującego ze swych turbolaserów Niszczyciela Gwiezdnego Sith, wzrok rycerza Jedi wychwycił idealny wręcz cel: prawdopodobnie nieświadomy niczego Sith Fighter, lecący tuż za jakimś Crusaderem. Pomimo dość wymyślnych uników i gwałtownych zwrotów, ciężki myśliwiec niekiedy obrywał, czego skutkiem musiały być słabnące z każdą sekundą tarcze. Mistrz pchnął manetkę przepustnicy całkowicie do przodu, by po chwili znaleźć się za ogonem Sith Fightera. Niestety dla niego, mały myśliwiec wyrwał się z celownika Jedi, wykonując całkiem zgrabny wiraż w lewo. Rozgoryczony szansą, jaką dała mu Moc, Radena puścił się za wrogiem i wystrzelił kilkanaście pocisków, jednakże szmaragdowe błyskawice minęły Sitha daleko za rufą. Sith Fighter zrobił głęboki nawrót i w momencie, gdy Arun ponownie widział go w przedniej szybie owiewki, ten znalazł się tuż nad górnym pokładem Niszczyciela Sith. Radena nacisnął dwukrotnie na spust, ale i tym razem haniebnie spudłował. Przeciwnik odbił w lewo i niespodziewanie zanurkował, niemalże ocierając się o krawędź obcego okrętu wojennego. Rycerz już zamierzał się do powtórzenia manewru oponenta, lecz wiedziony kolejnym już dzisiaj impulsem Mocy, mocno pociągnął do siebie ster, tym razem unikając sześciu rubinowym promieniom. Szkarłatne strugi plazmy nagle wytrysnęły z działek dwóch wrogich stateczków, które niespodziewanie znalazły się na ogonie jego maszyny.
Mają Sithowie doskonałe zgranie – pomyślał, ocierając wierzchem czarnej rękawicy pierwsze kilka kropli potu, które zabłysły na jego skroni – Albo kupę szczęścia... – Jedi natychmiast zreflektował się – Nie ma rzecz jasna szczęścia, jest tylko Moc... Niemniej dużo jej w takim razie mają nasi przeciwnicy...
Zaciskając aż do bólu zęby, rycerz wykończył gwałtowną świecę i jednym ostrym ruchem ręki zdusił moc akceleratora do zera. Jestem chyba szalony... – zdążyło mu jeszcze przelecieć w mózgu, kiedy poczuł jedno uderzenie z działek wrogiego pojazdu, które rozpłaszczyło się na tylnej osłonie i błyskawicznie wykręcił swój myśliwiec o sto osiemdziesiąt stopni. Nim którymkolwiek okiem zdążył dostrzec przeciwników, bluznął zielonymi błyskawicami ze swoich działek i pchnął do oporu akcelerację. Oczywiście świadomi jego zamierzeń piloci obu Sith Fighterów moment wcześniej usunęli się z drogi toru lotu przewidywanego ataku, wykonując idealnie zgrany wiraż nożycowy tuż przed dziobem smukłego myśliwca Aruna. Uwolniony z pościgu dwóch natrętów i prawie pewny tego, iż jeden z jego promieni musnął rufę któregoś z Sithów, pognał z pełną prędkością z powrotem w kierunku VI Floty Republiki, zostawiając za sobą klinowaty kształt srebrno-szarego Niszczyciela Gwiezdnego.
W przeświadczeniu, iż nazbyt długo pozostawił swoją eskadrę w potrzebie, stał się świadkiem dwóch rzeczy; z obu, ta pierwsza bardzo odbiła się na stanie zdolności obronnych jego myśliwca. Sześć Crusaderów śmignęło kilka metrów przed jego kokpitem, kierując się zapewne wprost na jeden z Niszczycieli, by celną salwą zamienić go w stos pogiętego metalu. I tak właśnie, nim zdążył zareagować, refleks go zawiódł i wpadł prosto pod strumień gradu pocisków, wystrzelonych przez cztery podążające za Crusaderami Sith Fightery. Parę błyskawic głucho uderzyło o chroniony przez osłonę kadłub Republic Fightera i w pełnym zgrozy pisku jakiegoś brzęczyka, tarcze padły.
Nagle rozszalały się także inne równie piskliwe alarmy, i choć Radena zapanował nad chwilowym wirowaniem stateczku, nie zdołał zrozumieć skąd tak niespodziewanie wydobyły się wszystkie te niespokojne dźwięki. Gdy pobieżnie przebiegł oczami po konsolecie nie spostrzegł niczego, co mogłoby być oznaką poważnych uszkodzeń, a nawet – w co nie bardzo mógł uwierzyć – osłony padły, lecz sam generator jakimś cudem nie przepalił się!
Z otwartymi szeroko oczami, wpatrzonymi w migające czerwonym blaskiem cyfry tuż pod napisem force shield, mówiące, iż do reaktywacji tarcz pozostały trzy minuty, stał się świadkiem drugiego wydarzenia: dwóch małych eksplozji, które przebiegły po kadłubie najbliższego z Capitolów. Nie minęła sekunda, gdy potężny, żółto-czerwony wybuch wstrząsnął okrętem, wywołany gwałtownym ostrzałem turbolaserowych boltów, dzieląc go na dwie połówki, z których powoli zaczęły się wysypywać zamrożone chłodem galaktycznej próżni ciała członków załogi oraz masa różnych, trudno rozpoznawalnych szczątków.
We wstrząśniętym tym strasznym widokiem rycerzu Jedi ponownie obudził się gniew i podświadoma nienawiść do Sithów. Wirujące w czarnej pustce ciała przypomniały mu zrodzoną w swojej własnej wyobraźni wizję zrujnowanej Enklawy Jedi ze snu, o którym w ogóle wolałby zapomnieć.
Arun otrząsnął się ze złowieszczych myśli, porażających go niczym Błyskawice Ciemnej Strony i właściwie kierując się jedynie Mocą, wleciał w rój toczących się wszędzie pojedynków myśliwskich. Nagle przeczucie wskazało mu, że powinien wykonać zwrot w lewo.
- Jon, pomóż mi! – dobiegł go raptownie pełen zakłóceń rozpaczliwy okrzyk Erge Kasdan – Nie mogę go zgubić!
Dokładnie w tym momencie przez przednią szybę swojej owiewki Radena dostrzegł dwa Sith Fightery, uparcie goniące samotnego Republic Fightera, który beznadziejnymi manewrami próbował minąć burzę laserowych promieni ciągle przybliżających się wrogów, za każdym razem jedynie o kilka centymetrów usuwając się z toru lotu śmiercionośnych pocisków.
Przed kabiną myśliwca Aruna mignął znienacka jakiś klinowaty kształt, lecz Radena nie miał czasu się przyjrzeć, gdyż jego uwagę ściągnęły trzy następujące po sobie mini eksplozje, wstrząsające prostokątnymi formami fregaty szturmowej, kilkadziesiąt metrów po jego prawej stronie. Ale najbardziej zaciekawił go jeden z Sith Fighterów, który wirując, przeleciał przez chmurę szczątków unicestwionego właśnie Defendera i prędko ruszył ku Republic Fighterowi, który jeszcze przed momentem go minął. W jednej sekundzie maszyna ta nagle znalazła się za plecami dwóch idealnie zgranych nieprzyjaciół, zawzięcie ścigających myśliwiec Erge Kasdan.
Radena wzruszył ramionami i zamknąwszy oczy, wsłuchał się w wolę Mocy. Jego ręce łagodnie skorygowały kurs i nie minęła nawet krótka chwila, gdy wywołane przez naciśnięcie spustu dwa strumienie plazmy pognały w wroga lecącego kursem przechwytującym. Równie zaskoczony jak Arun Radena musiał być pilot Sith Fightera, kiedy dwa strzały wbiły się prosto w sam środek kabiny. Maszyna Sith rozpadła się na kawałki, niosąc za sobą kawałki zniszczonego poszycia, żeby wreszcie zniknąć w oszałamiającej kuli żółtawego ognia, kiedy szybko dogaszane przez próżnię płomienie, dosięgły zbiornika paliwa.
Arun spojrzał teraz na pościg po swojej lewej stronie i zamarł. Odsiecz nie zdążyła. Jedna szkarłatna błyskawica uderzyła potężnie w uciekającą maszynę i ta nagle straciła całą swą zdolność manewrowania.
- Nieee Erge! – krzyknął rozpaczliwie Jon Black, lecz to nie mogło pomóc i ułamek sekundy później pojazd młodej Twi’lekianki, rażony kilkoma innymi pociskami rozjarzył się i błyskawicznie eksplodował, żeby po chwili zamienić się w obłok nic nie wartych, metalowych szczątków.
Radena nie zdążył nawet pomyśleć o śmierci Erge, gdy dostrzegł coś za lśniącą transparistalą owiewki.
- Siódmy, natychmiast odbij w prawo!
Pilot Republiki nie zdążył. Wraz z pojazdem został pochłonięty przez mroczną głębię grobowca, zwanego próżnią. Arun Radena krzyknął ze złością i rozzłoszczony rzucił się bez sensu na myśliwiec, który znienacka napadł na Jona Black’a. Nie zastanawiając się wielce posłał w jego kierunku szaleńczą serię zielonych promieni, lecz żaden z nich nie tylko nawet nie musnął wrogiej maszyny, za to zwrócił na siebie uwagę Sitha. Szybko odwróciło się to na niekorzyść mistrza Jedi, gdy raptem za jego ogonem pojawiły się dwa nieprzyjacielskie myśliwce.
- Ups. Nie jest dobrze – mruknął niezadowolony z takiego obrotu spraw i mocno szarpnął sterami w lewo. Utrata dwóch pilotów eskadry w ciągu dwóch sekund była wielką tragedią, ale beznadziejny atak odwetowy, to jeszcze większa głupota, pomyślał rycerz, starając się na razie zapomnieć o zabitych tego dnia kolegach – Eskadra Niebieskich! Meldować się!
Arun rozpoczął szeroką pętlę, aby pozbyć się wrogów i wsłuchał się na chwilę w trzeszczący komunikator.
- Niebieski Pięć został sam! – krzyknął, z trudem wymawiając słowa zrezygnowany młodzieniec – Mam na ogonie jednego i chyba długo nie...dostałem, dost...!
- Jekal!!! - z komunikatora doszedł do mistrza Jedi jedynie ledwo słyszalny szum. Jedi zaklął siarczyście, rzucając stateczek na wszystkie strony, lecz Sithowie nie zamierzali darować i bez przerwy ciągnęli się za jego ogonem, ładując doń z działek laserowych. W myślach zrozpaczonego rycerza rozgorzał płomień ognia.
- Niebieski Trzy wciąż jest przy tobie, Dowódco – powiedział smutno Baar, długo po tym, jak zamilkł Jekal.
- Dwunastka i Dziesiątka meldują się.
A więc zostało nas już tylko czterech – pomyślał ciężko Arun – Jedna trzecia całej eskadry. Ledwo jeden klucz... Mistrz Jedi nie zamierzał nawet myśleć o tym, jakie straty mogły dotknąć inne eskadry.
- Postarajcie się dołączyć do mnie, a wtedy sformujemy jeden klucz.
- Oczywiście, Dowódco.
Arun spostrzegł, że dwa Sith Fightery znowu znalazły na jego ogonie i szykują się do gwałtownego ataku. Maszyna rycerza ostro odbiła w lewo, a następnie wykonała potrójną beczkę w prawo, co wystarczyło, żeby ominął kilka laserowych serii. Republic Fighter wystrzelił świecą w górę, kończąc ciasnym wirażem, niebezpiecznie blisko poszycia jednego z Defenderów, lecz i to nie starczyło na dwa Sith Fightery, uparcie kopiujące każdy jego ruch.
- Niebieski Trzy – powiedział do komunikatora – Przydałaby się twoja pomoc... lecę kursem 2-45 i gonią mnie dwaj Sithowie.
- Przyjąłem, Dowódco.
Arun gwałtownie rzucił maszynę na lewo i ramieniem szybko starł pot z czoła.
- Spróbuj może przeciąć mój kurs pod tą fregatą, na linii 3-38. Wtedy powinno ci się udać rozwalić ich z zaskoczenia.
- Zrozumiałem, Jedynka. Zrobię, co się da.
Niesiony takim zapewnieniem, zawzięcie klucząc, skierował się prędko ku Defenderowi, gdy jednak to przestało wystarczyć, a do fregaty zostało jedynie kilkadziesiąt metrów, Arun ściągnął ster mocno w prawo, inicjując ruch wirowy Republic Fightera. Zdążył jeszcze popatrzeć na liczby, znaczące czas do reaktywacji tarczy ochronnej, zanim mignął pod kadłubem okrętu wojennego.
Dalszego losu dwóch wrogów Radena nie mógł zobaczyć, ale dwa gwałtowne błyski, które dojrzał za sobą świadczyły o jego marności. Pojazd Baar’a znienacka wynurzył się tuż za rufami dwóch Sith Fighterów i bez zbędnej rozrzutności rozpyli je na nic nieznaczące strzępki metalu.
- Dwóch przeciwników wyeliminowanych, Dowódco – spokojnie oświadczył Coruscańczyk, przybliżając się do boku maszyny lidera Szwadronu Niebieskich.
- Dzięki, Trójka – Radena przeleciał po wszystkich swoich przyrządach i nieznacznie zmarszczył brwi – Niebieski Dziesięć i Dwanaście. Gdzie jesteście?
- Dwunastka poluje na Sithów – oznajmił lekceważąco Haggi – Zaraz do ciebie dołączę, tylko rozwalę tego jednego Sitha przede mną.
Mistrz Jedi westchnął ciężko i z bólem.
- Oczywiście, Dziesiątka.
Ta bitwa będzie trwała jeszcze długo... – pomyślał niespokojnie Arun i z powrotem rzucił się swoją maszyną w wir walki – Naprawdę długo...
**********
Tymczasem na pokładzie mostka krążownika „Savior” admirał Forn Dodonna zachodziła się w głowę, starając się zrozumieć powód niezwykłej skuteczności okrętów floty Imperium Sith. Zniszczonych zostało już prawie jedenaście Defenderów i dwa Capitole po stronie Republiki, gdy w tym samym czasie wróg utracił zaledwie dwa z dwudziestu jeden Niszczycieli Gwiezdnych Sith. Wielce zaniepokojona i lekko podenerwowana swoją, wytłumaczalną wprawdzie, ale kłopotliwą niewiedzą, zwróciła głowę w stronę sekcji sensorów. Jeżeli Niszczyciele tak dobrze się spisują, to czy może...
- Poruczniku Fallem. Proszę o raport o stanie sił myśliwców.
- Tak jest – podoficer kilka razy stuknął w klawiaturę i spojrzał na ekran – Dwieście czterdzieści Republic Fighterów i jeszcze sto dwadzieścia sześć Crusaderów. Za to myśliwców Sith zostało... – żołnierz szeroko rozwarł oczy, w zdumieniu i przerażeniu wpatrując się w monitor – To chyba niemożliwe...
- Co jest niemożliwe? – spytała nieobecnym głosem Dodonna, wbijając oczy w przestraszonego mężczyznę – W tej bitwie wszystko jest możliwe.
- Sith Fighterów jest jeszcze ponad siedemset trzydzieści, pani admirał...
Forn Dodonna skrystalizowała swój zdziwiony wzrok na twarzy żołnierza.
- Czy to znaczy, że przeciwnik stracił tylko siedemdziesiąt myśliwców, a my prawie sto czterdzieści?
- Obawiam się, że tak, pani admirał.
Kobieta uśmiechnęła się przygnębiająco, założywszy ręce za plecami, jak to czasem robiła w trudnych chwilach.
- Jak pan widzi poruczniku, niestety miałam rację. Pierwsza fala myśliwców była tylko niewielkim wyzwaniem dla naszych pilotów... zapewne pomyśleli oni, że równie łatwo zwyciężą drugi atak.
- Tyle, że za drugim razem w Sith Fighterach siedzieli żywi piloci – dopowiedział prędko zachmurzony Fallem.
- Niestety... – Dodonna zwróciła się teraz ku łącznościowcom – Poruczniku Regarde. Proszę wysłać do boju ostatnią rezerwę myśliwców z pokładu „Independence”.
- Skrzydło Endora? – podoficer przywołał na twarz trudny do ukrycia uśmiech niechęci – Przecież to...
- Wiem, że ma pan wątpliwości, poruczniku, ale proszę wykonać rozkaz.
- Tak jest, pani admirał.
Kobieta odwróciła się z powrotem do mapy taktycznej z leciutkim uśmiechem pobłażania na ustach. Skrzydło, które wzięło nazwę od małego, nic nie znaczącego lesistego księżyca na krańcu Znanej Galaktyki było ostatnią rezerwą i ostateczną ochroną dla VI Floty. Jego zła sława, którą zna prawie każdy oficer Republiki brała się z tego, iż do trzech eskadr Endora brani byli często przestępcy, amatorzy, złodzieje, przemytnicy a nawet piloci, którzy zostali odrzuceni z powodów, których lepiej nie znać. Ta zdegenerowana banda nigdy nie miałaby racji bytu w siłach zbrojnych Republiki, gdyby nie jej zadziwiające szczęście i zdumiewająca skuteczność, tworząca jeszcze dziwniejsze połączenie z ich ogromną umieralnością.
- Pani admirał – przerwał jej rozmyślania podniecony głos Fallema – Nasz statek zwiadowczy właśnie doniósł nam, że z planety przed chwilą wystartował sam „Ebon Hawk”!
Dodonna szeroko się uśmiechnęła i radosnym wzrokiem objęła zielonkawą postać Vandara Tokare, który odpowiedział jej skwapliwym, acz ciepłym uśmiechem.
- Wspaniale, poruczniku Fallem! Nareszcie jakaś dobra wiadomość – kobieta przypomniała sobie o czymś i skinęła głową na Regarde’a – Może się pan już z nim skontaktować?
- Niestety nie – zaprzeczył po chwili porucznik, kręcąc głową – Wydaje się, że „Ebon Hawk” jest poza naszym zasięgiem... ale to raczej nie to. Jestem przekonany, że się w nim znajduje, z tym, że nie odpowiada na nasze wezwania. Być może ma uszkodzony nadajnik, albo coś innego się zepsuło... Nie mam pojęcia.
-iedobrze – zmarszczyła brwi Dodonna, ale szybko się rozchmurzyła – Próbujcie dalej, aż do skutku. Niech statek zwiadowczy również nie rezygnuje. To bardzo ważne.
- Oczywiście, pani admirał.
Kiedy żołnierz powrócił do swoich obowiązków, Vandar Tokare popatrzył znacząco na twarz kobiety.
- Wraz z tym statkiem, powraca nasza nadzieja, admirale.
- Niewątpliwie, mistrzu Vandar. Czeka nas jednak długa droga.
Na dumne oblicze Dodonny znowu wpłynął nieskrywany smutek, lecz tym razem nie był on tak wielki, jak poprzednio.
Tym razem przyćmiła go nowa nadzieja na zwycięstwo.
**********
Arun Radena, choć nie stał na mostku flagowego Capitola doskonale zdawał sobie sprawę z poczynań obu flot i taktyki, jaką obrała Dodonna. Od dawna już bowiem obserwował manewr Grupy Ósmej, która rozdzieliła się na dwoje i wsparła niemiłosiernie atakowane oba skrzydła armady. Dokładnie w momencie, gdy mistrz Jedi sformował nowy klucz, a w przestrzeni daleko za nim Niszczyciel Gwiezdny Sith eksplodował w efektownej kuli ognia, wsparcie dotarło na miejsce i zawiązało kontakt ogniowy z wrogiem. W tymże momencie także Radena powziął decyzję, iż trzeba zająć się wykonaniem rozkazu, który kilka minut wcześniej wydała admirał floty.
Arun ostatni raz rozejrzał się i przemówił do komunikatora, ukrytego w kasku:
- Dobra Niebiescy. Widzę, że największe zagrożenie to te Niszczyciele, a nasze Crusadery są rozbijane w pył, więc mam taki plan... – rycerz zaczerpnął powietrza i wypuścił je szybko. Nikt nigdy nie mówił, że walka nie jest wyczerpująca... – Widzicie tamtą grupę siedmiu Crusaderów na kursie 11-43, w sektorze T28? Chyba mają kłopoty. Lecimy im na pomoc, zrozumiano?
- Tak jest.
Radena coś pokręcił przy komunikatorze i przestawił łączność na taktyczną zero, czyli dla wszystkich maszyn. Nie miał innego wybory, gdyż drugie takie urządzenie, zainstalowane na konsolecie przestało funkcjonować i musiał je wyłączyć moment wcześniej.
- Formacja Crusaderów w sektorze T28: tu dowódca Eskadry Niebieskich. Czy potrzebujecie pomocy? Powtarzam: czy potrzebujecie pomocy?
Po paru sekundach z komunikatora dobył się chrapliwy głos, pełen zakłóceń i różnorakich trzasków, sugerujący problemy techniczne urządzenia.
- Dowódco Niebieskich, tu dowódca Eskadry Trzydziestej Trzeciej. Za nami jest trzech Sithów i szczerze powiedziawszy przydałaby nam się mała pomoc... Jakbyście mogli je strącić, bylibyśmy bardzo wdzięczni.
- Już lecimy, Trzydziesty Trzeci. Trzymajcie się.
Jedi natychmiast poderwał maszynę do góry, dostosowując się do pułapu Crusaderów i ściągając ster w prawo pognał z pełną prędkością ku podążającymi za nimi Sith Fighterami. Radena wydusił z silnika maksimum mocy i nakierował na swój celownik pierwszego z napastników, lecz nie wystrzelił, wiedząc, iż jest jeszcze za daleko. Nagle obserwując uważnie przestrzeń za owiewką, dopatrzył się po prawej stronie dwóch nowych przeciwników, którzy świadomie zamierzali przeciąć tor lotu jego eskadry, kilkanaście sekund przed osiągnięciem odpowiedniego dystansu.
- Dziesiątka i Trójka – rzucił szybko – Zajmijcie się tymi dwoma na 8-57.
- Przyjąłem, Dowódco – zakomunikował Trójka opanowanym tonem.
Oba Republic Fightery gładko odłączyły się od Radeny i poleciały kursem przechwytującym na przeciwnika. Nie trzeba było sprawnego oka, by to spostrzec, toteż dwaj Sithowie błyskawicznie pierzchli na dwie strony, rozdzielając oba atakujące myśliwce Republiki na dwa kierunki. Rycerz Jedi skoncentrował się teraz na trzech Sithach, którzy z takim samym uporem, lecz bezskutecznie szturmowali eskadrę Crusaderów. Mistrz chwilę pomyślał i w postanowieniu, iż ułatwi sobie pracę, nacisnął dwa przyciski obok ekranu taktycznego, czego efektem była zmiana kwadratu celownika. Mężczyzna przesunął trochę mocy z działek na silniki Koensayr i docisnął jeszcze mocniej przepustnicę. Niestety w tym czasie jeden z bombowców został zniszczony, lecz to jedynie zwiększyło pośpiech pilota. Maszyna zaczęła coraz szybciej zbliżać się do wrogów, aż w końcu coś zapiszczało, celownik rozjarzył się zielenią i Arun z zaciętym wyrazem twarzy, posłał w stronę pościgu kilkanaście zielonkawych wiązek energii.
- Nareszcie! – wydusił przez ściśnięte zęby, patrząc jak trzy strumienie plazmy uderzają w kadłub Sith Fightera, trafiając prosto w pojedynczy silnik. Maszyna potężnie się zatrzęsła, kilkakrotnie przekoziołkowała, gubiąc po drodze kawałki roztrzaskanych skrzydeł i w końcu eksplodowała, tworząc małe słońce, które wreszcie zgasło, ukazując sylwetkę drugiego pojazdu. Ten zrezygnował z nękania bombowców i właściwie od razu odwrócił się dziobem do nowego zagrożenia, bez zastanowienia zacząwszy pluć wiązkami czerwonej energii. Zmusił w ten sposób wirującą maszynę Aruna Radeny do ostrego nurkowania, by nie zostać trafionym.
Ten właśnie manewr nie tylko uratował mu skórę, lecz także pozwolił Dwunastce rozpylić na atomy wrogi stateczek jedną czystą salwą z trzech działek laserowych. (Republic Fighter Bladee’a był zmodyfikowany, gdyż dodano mu właśnie jedno nowe działko) A było to możliwe tylko dlatego, iż Kel-Dorianin wykazał się doskonałym refleksem i wzniósłszy swój myśliwiec, bez trudu ominął kilka pocisków, a następnie wycelował w przeciwnika, kończąc jego życie w efektownej kuli ognia, jak to było w jego zwyczaju i jak to zawsze lubił robić.
I co absolutnie nie przeszkadzało mistrzowi Jedi. Zwłaszcza, gdy obiektem zainteresowania jego podopiecznego były lecące mu na ogonie myśliwce wroga.
- Dzięki, Dwunastka – powiedział z ulgą Arun i z powrotem podążył za sześcioma już Crusaderami, które właśnie rozpoczynały swój zabójczy atak rakietowy na Niszczyciel Gwiezdny Sith. Pierwsza seria rakiet pozbawiła osłon ogromny okręt i już po chwili dzieło destrukcji rozpoczęła druga salwa. Pociski z potężną siłą uderzyły o poszycie i w akompaniamencie kilku eksplozji Niszczyciel Gwiezdny Sith niebezpiecznie zaczął pochylać się w dół, całkowicie utraciwszy zdolność manewru. Wszystko zaś zakończył kwiat potężnego wybuchu, który oderwał od kadłuba wystający z niego jeszcze przed momentem mostek, posyłając w próżnię olbrzymią masę pogiętych, metalicznych szczątków.
- Dzięki za wsparcie, Dowódco Niebieskich – odezwał się głos lidera Crusaderów, które zakończywszy swoje dzieło, rozpierzchły się na wszystkie strony – Dywizjon Trzydziesty Dziewiąty właśnie został rozbity i lecimy dobić Niszczyciel Gwiezdny w sektorze Y16... – przez komunikator doleciał Radenę jaki trzask -... jeżeli nie macie co robić, to tak na marginesie powiem, że przydałaby nam się eskorta.
Arun nie musiał długo się namyślać.
- Eskadra Niebieskich zawsze do usług, Trzydziesty Trzeci.
- Doskonale! Uważajcie tylko na tamte trzy Sith Fightery przed nami.
- Spokojna głowa, Trzydziesty Trzeci. Zaraz się nimi zajmiemy.
Mistrz Jedi nakierował maszynę na odpowiedni kurs, tak by znajdowała się tuż nad formacją pięciu Crusaderów i popatrzył na pulpit. Uśmiechnął się szeroko, gdyż spostrzegł, iż tarcze ochronne ponownie działają i są pełne w niemal pięćdziesięciu procentach. Zadowolony zerknął na ekran taktyczny, żeby sprawdzić położenie trzech myśliwców pozostałych z jego eskadry. Szybko trącił coś przy komunikatorze i powiedział:
- Trójka, tu Dowódca. Zajmij pozycję pod eskadrą Crusaderów – kiedy rycerz usłyszał potwierdzenie, dokończył – Dwunastka i Dziesiątka. Wy lećcie po bokach.
- Przyjąłem, Dowódco.
Nie minęło nawet parę sekund, gdy naprzeciw dziewięciu myśliwcom wyleciały trzy Sith Fightery, bezczelnie pędząc ma nich od dziobu. Radena nie miał najmniejszego pojęcia, co taka taktyka może dać maszynie bez osłon, ale też nie zamierzał tego tak skrupulatnie sprawdzać. Z tego też powodu cały czas trzymał jednego z trójki wrogów na celowniku i czekał, aż dystans skróci się wystarczająco, by wystrzelić kilka zabójczych pocisków. Pojazdy przeciwników zaczęły ostro wirować i nie bacząc na zbyt wielką odległość, raptownie rozpoczęły kanonadę szkarłatnych wiązek. Rzecz jasna celem większości z nich były Crusadery, lecz te bez problemu mijały, a potem brały na swoje tarcze część pocisków, niestrudzenie zbliżając się do uszkodzonego Niszczyciela Sith.
Wtedy Arun i wszystkie inne myśliwce poczęły wypluwać ze swoich działek śmiercionośne strumienie energii. Te jednak – ku ogromnemu zdumieniu mistrza Jedi – haniebnie mijały kadłuby Sith Fighterów. Widząc mizerne efekty ostrzału, Radena przestał naciskać na spust i głębiej skoncentrował się na zadaniu. Lekko trącił ster i sięgając po Moc, wystrzelił dwa laserowe pociski. Tak jak przewidział, oba trafiły stateczek i rozniosły w pył kokpit pilota, automatycznie pozbawiając go życia, a myśliwiec wysłały w długą podróż, która zapewne nigdy się nie zakończy. Widząc śmierć kompana, dwa Sith Fightery tuż przed bombowcami rozleciały się na obie strony, znikając z oczu rycerza, jak i też reszty pilotów.
- Dwunastka i Dziesiątka: zabierzcie się za tych dwóch Sithów – nakazał, spoglądając na ekran taktyczny, a następnie przestawił moc działek na poprzednią konfigurację, jednocześnie przekładając dwadzieścia procent energii silnika fuzyjnego na ładowanie tarcz.
- Z przyjemnością, Dowódco – odpowiedział niespiesznie, niewątpliwie ucieszony nowym rozkazem, Bladee.
W tej chwili Radenę ostrzegł gwałtowny impuls Mocy i rycerz bez zastanowienia przyciągnął do oporu ster, wchodząc w obszerną świecę. Niespodziewanie zza kadłuba Niszczyciela Sith wyskoczyło pół tuzina nieprzyjacielskich maszyn i Arun Radena ledwo umknął, kiedy formacja Crusaderów nagle została zalana strumieniami czerwonawej plazmy.. Nim ktokolwiek inny zareagował, jeden Crusader dosłownie rozpadł się na drobny pył, a drugi straciwszy tarcze i jeden silnik, zaczął wirować w niekontrolowany sposób, znikając z pola walki. Trzy pozostałe ciężkie myśliwce zdołały wszakże namierzyć swój cel: majaczący w oddali Niszczyciel Gwiezdny, lecz jedynie dwa z nich zdołały wystrzelić swój śmiercionośny ładunek, kończąc salwę gwałtownym, nożycowym wirażem w bok. Trzeci, trafiony gradem pocisków zatrząsł się niewyraźnie i po sekundzie gwałtownie eksplodowały zbiorniki paliwa, a następujące po nich dwie mniejsze, zmiotły resztę kadłuba.
Będąc świadomym pogromu, Arun rozpoczął wykonywać pętlę i tym sposobem natychmiast odnalazł cel. Zatrzymał obrót i wyprowadził beczkę, która ustawiła go dokładnie za rufą Sith Fightera. Rycerz dwukrotnie nacisnął na spust i z maszyny wroga pozostała jedynie chmura stopionego żelastwa.
Raptownie z komunikatora dobiegł go przefiltrowany głos Kel-Dorianina:
- Jeden Sith mniej, Dowódco.
Mistrz uśmiechnął się leciutko, zdławiwszy ciąg do siedemdziesięciu procent i naprowadził celownik na klinowaty kształt Gwiezdnego Niszczyciela. Sensory natychmiast poinformowały go o odległości wynoszącej nie mniej niż półtora kilometra, a wtedy jedno spojrzenie na ekran taktyczny uświadomiło mu, że dwaj przeciwnicy niebezpiecznie zbliżają się do jego rufy. Niestety jeszcze mocniej uprzytomnił mu to gwałtowny wstrząs, który doszedł go od tyłu pojazdu.
Jedi przyciągnął do siebie dźwignie akceleratora, by tylko połowa mocy płynęła do silników, po czym zaczął gwałtownie się wznosić, wchodząc w płaski wiraż. Sith Fightery oczywiście wiernie powtórzyły ten manewr, ale właśnie tak miało się stać. Zapewne kiedy Sithom wydawało się, że mają go na celowniku, Arun zaczął nurkować i w następnej chwili całkowicie zdusił ciąg, przekręcając myśliwiec o dziewięćdziesiąt stopni. Dwie maszyn z trudem minęły pozycję republikańskiego statku i natychmiast rozpoczęły manewr zawracania. Radena skorygował kurs, błyskawicznie docisnął akcelerator na pełną moc i namierzył celownikiem jednego z oddalających się Sith Fighterów. Coś zabuczało i mistrz intuicyjnie wpakował we wroga kilkanaście zielonych wiązek. Pięć z nich dosięgło swego celu i rozerwało maszynę na strzępy. Radena przeleciał przez kurczącą się kulę ognia i zamierzał zabrać się za drugiego przeciwnika, gdy spostrzegł coś na ekranie taktycznym.
Natychmiast wystrzelił przed siebie cały grad pocisków i wykonał nawrót w stronę floty Sithów.
- Dwunastka, co ty robisz? – spytał gniewnie, teraz widząc własnymi oczyma przybliżający się do Niszczyciela Sith smukły republikański myśliwiec, wprowadzony w naprawdę ostry, wydawałoby się, że wręcz niekontrolowany korkociąg. Szybko uświadomił sobie także nieprzyjemny fakt, że goni go jeden Sith Fighter, a on sam zmierza prosto na kadłub gigantycznego okrętu.
- Nic, Dowódco – odpowiedział mu po chwili dziwnie zniekształcony przez zakłócenia głos – Moje sensory wskazują, że ten Niszczyciel stracił osłony.
- A co to ma do ciebie? – zapytał, zaniepokojony szybko nasuwającymi się do mózgu ponurymi przypuszczeniami. Nawet jeżeli by to zrobił, to przecież nie przebije pancernego poszycia... – Chyba nie zamierzasz ostrzelać Niszczyciel Gwiezdny klasy Sith z działek laserowych?
- Nie, Dowódco – zaprzeczył, wydając z siebie ściszony śmiech – Straciłem wszystkie działka.
W oczach Radeny odbiło się przerażenie. Zadarł głowę i patrzył teraz jak Republic Fighter zręcznie unika wystrzeliwanych co chwila szkarłatnych błyskawic i z pełną prędkością zbliża się coraz bardziej ku Niszczycielowi. Zaczął powoli kręcić głową.
- Ty chyba nie zamierzasz...
- Taki mam właśnie plan, Dowódco – przerwał mu natychmiast Kel-Dorianin – Staranuję go. Bez tarcz nie ma szans.
O nie! – przemknęło przez myśl Radenie – Tylko nie to... Arun wydusił z silnika maksimum mocy i nie bacząc na nic, rzucił się w szaleńczy pościg za swoim podwładnym i podążającym za nim Sith Fighterem. To nie może się tak skończyć!
- Nie rób tego Bladee! – krzyknął do komunikatora – Można go inaczej zniszczyć, nie w ten sposób! Zaraz przyleci jakiś Crusader i...
- Nie ma innego sposobu – odpowiedział lodowatym tonem – Za chwilę odzyska tarcze i stracimy tą szansę. To najlepsze rozwiązanie – w komunikatorze usłyszeć można było głośne wciągnięcie jakiegoś gazu - Ku chwale Republiki!
- Nie, Bladee, nie! – krzyknął załamującym się głosem, lecz wiedział już, że mówi do wyłączonego komunikatora. Bezsilnie uderzył w boczną ściankę kokpitu. Jedyne, co mógł teraz zrobić, to popatrzeć na umierającego towarzysza. Chociaż nie tylko... Radena spróbował namierzyć lecącego za Dwunastką Sitha, ale gdy to się nie udało rozpoczął szaleńczą kanonadę, wycelowaną na oko we wroga.
Dokładnie w chwili, kiedy jeden z zielonkawych pocisków grzmotnął o Sith Fightera, stateczek Bladee’a lekko skorygował ostatni kurs i z całym impetem wbił się wprost w mostek zgubionego Niszczyciela Sith. Potężna kula złocistego ognia rozsadziła pomieszczenie dowodzenia okrętu w drobny pył, pozostawiając po sobie ziejącą czernią wyrwę. Z rozhermetyzowanego statku, który teraz zaczął się przechylać na sterburtę, wysypały się zamarznięte ciała zabitych żołnierzy, otoczone polem zniszczonego sprzętu i kawałków rozbitych robotów. Nie minęły dwie sekundy, gdy wnętrzem wraku okrętu wojennego wstrząsnęły kolejne eksplozje, powoli rozsadzając go od środka. Wszystko to zakończyło się zaś w momencie, kiedy gigantyczny kwiat złocisto-czerwonego wybuchu przedzielił kadłub wielkiego statku na dwie połowy.
- Bladee zawsze chciał zginąć w ten sposób – powiedział cicho jeden z pilotów Eskadry Niebieskich, który również obserwował to zdarzenie – W blasku chwały.
- Taaak... – tyle tylko zdołał wydusił mistrz Jedi. Znowu nie udało mi się powstrzymać kogoś, kogo mogłem powstrzymać, pomyślał, usuwając się z pola rażenia szczątków unicestwionego okrętu wojennego; kolejny raz ktoś ginie bez potrzeby...
- Arun, potrzebuję wsparcia! – raptownie krzyknął Haggi, wytrącając mistrza Jedi z zamyślenia – Nie mogę ich zgubić!
Radena błyskawicznie zerknął na ekran taktyczny i wykonał najbardziej gwałtowny nawrót, na jaki stać było jego Republic Fightera.
- Trzymaj się Haggi! Już lecę!
Tym razem nie pozwolę, by zginął kolejny mój przyjaciel – nakazał sobie, twardo wbijając do głowy tą myśl i wypatrzył kątem oka ściganą przez Sithów maszynę oraz jej prześladowców, czyli dwa Sith Fightery. Ze zgrozą uświadomił sobie, że odległość jest zbyt wielka. Niech to Moc! – mężczyzna ze złością uderzył otwartą dłonią w kolano - Za długą zajmowałem się Bladee’m! – krzyknął w myślach, zdruzgotany swoją niemocą... Chociaż, jaka to niemoc, jeżeli ma się taką maszynę jak zmodyfikowany Republic Fighter?
Z całej siły walnął w klapkę pod symbolem tarczy ochronnej i nieco lżej drugą obok niej, przekładając całą jej moc bezpośrednio do silnika. Maszyna wyrwała się do przodu i pognała lotem błyskawicy w kierunku myśliwca Haggi’ego. Arun starł krople potu, które nieproszone zaczęły zalewać mu czoło i w olbrzymim napięciu śledził zmniejszające się wartości cyfr na ekranie taktycznym.
- Pospiesz się, Dowódco! Długo tak nie wytrzymam!
Radena z całej siły zacisnął dłonie na sterach, tak, że aż zbielały mu kostki i w końcu celownik rozjarzył się zielenią. Dziesiątki szmaragdowych błyskawic pomknęło do dwóch celów, lecz ku rozpaczy pilota ani jeden nawet nie zahaczył o wroga. Co gorsza niespodziewany atak jeszcze bardziej rozjuszył przeciwnika i ten z większą zaciekłością zabrał się za osamotnionego Republic Fightera.
- Dawaj... dawaj! – coraz bardziej zdenerwowany, wyciskał ze swoich działek ostatnie porcje energii. Nagle jego twarz lekko się rozpromieniła – Mam cię!!!
Jeden pocisk mistrza Jedi grzmotnęła prosto w malutki silnik Sith Fightera, rozbijając go na pył. Nosząc się na olbrzymiej rotacji, myśliwiec wykręcił ostatnią szaleńczą beczkę, skończywszy na kadłubie jednego z Defenderów. Radena ponownie przybrał kamienny wyraz twarzy i wyrównał karkołomny lot z wgniatającą w fotel prędkością, zupełnie nie rekompensowaną przez kompensator przyspieszeń. Członki miał napięte jak struna, a oczy zalane potem, ale rycerz przestał to zauważać.
- Jeszcze jeden, Arun! – wrzasnął agonicznie Sullustanin – Jeszcze tylko jeden!
- Już go mam, Haggi!
Celownik pozieleniał i w akompaniamencie radosnego buczenia Radena wystrzelił dwie laserowe błyskawice. W tej samej jednak chwili Dziesiątka gwałtownie zanurkował i dwa świetliste promienie minimalnie odsłoniętą rufę minęły kopiującego ten manewr myśliwca wroga.
- Sithowe nasienie! – wypluł z ust wkurzony niepowodzeniem, które mogło zaważyć o śmierci lub życiu jego przyjaciela. Wkładając w swoje mięśnie maksimum energii, pchnął drążek sterowniczy, lecz drugim jego manewrem wymuszonym przez Moc, był raptowny i osty wiraż. Zanim mózg zdołał to zarejestrować, oczy pokazały mu gigantyczną sylwetkę miniętego o centymetry Capitola. Jednocześnie ukazały mu inny myśliwiec Republiki, który zawadził skrzydłem o poszycie okrętu i począł gwałtownie wirować, choć oddalając się od statku wydawało się mistrzowi, iż zaraz odzyska kontrolę. Tymczasem sterczący za jego ogonem Sith Fighter nie zdążył nawet pomyśleć o ominięciu przeszkody, gdy z pełną siłą rozbił się o Capitola i zniknął, pochłonięty przez próżnię.
Radena łagodnie wyrównał lot i odetchnął z olbrzymią ulgą, widząc żywego przyjaciela. Republic Fighter zaczął już stabilizować lot i Arun podążył tuż za nim, jednocześnie ucieszony z porażki wroga.
- Niezły manewr Dziesią... – mężczyzna zamierzał pogratulować Sullustaninowi pięknego, acz ryzykownego ruchu, lecz dalsze słowa ugrzęzły mu w gardle.
Dziesiątki szkarłatnych promieni plazmy znienacka wbiło się w głąb smukłego kształtu myśliwca Republiki Galaktycznej i złocista kula ognia raptownie rozerwała go na strzępy, nie pozostawiając nawet najdrobniejszego śladu.
Mrok i pustka.
To jedynie zdołało się przebić do jego umysłu poprzez nieprzebytą ścianę niewysłowionej rozpaczy. Dokładnie tym samym w momencie, kiedy piloci Imperium Sith skupili swą uwagę na Radenie.
Cały mur ochronny skonstruowany wokoło umysłu mistrza Jedi runął, jak domek z kart.
Rycerz instynktownie – gdyż wszystkie myśli pochłonięte zostały przez ciemność – wykonał podwójną pętlę, co w sposób wystarczający rozproszyło uwagę jednego napastnika, doprowadzając go do destrukcji, kiedy szmaragdowy promień turbolasera pobliskiego Capitola przypadkiem przeszył kanciastą kabinę niewielkiego myśliwca. Drugi dotarł do kresu swych dni równie szybko, trafiony dwoma salwami Republic Fightera. Kolejny ruch sprawił natomiast, iż trzeci przeciwnik zmuszony został do raptownego wykonania świecy, której czubek wyznaczała linia zawziętego ostrzału zarówno czerwonych jak i też zielonych wiązek.
Moc kierowała Radeną, gdyż on sam nie reagował już na nic. Szafirowe oczy straciły swój blask, zasnute mgłą odbijały przeraźliwą beznadzieję i niemoc, stając się podobne do czarnej dziury, która bezlitośnie wciągnęła w swoje wnętrze gwiazdę.
Mrok i pustka.
Nagle – w chwili, gdy już żaden Sith Fighter nie pozostał na drodze działek myśliwca Republiki - oczy zajaśniały groźnym cieniem i w źrenicach zapłonął lodowaty płomień. Ciemność zawładnęła rycerzem Jedi, lecz gdy wydawać się mogło, iż mistrz upadnie przed potęgą rozpaczy i mroku, oczy ponownie zmatowiały i pojawił się w nich teraz jedynie głęboki smutek oraz nieco nieuchwytne rozgoryczenie.
Jedi kolejny raz wygrał wewnętrzną walkę; Ciemna Strona naparła na niego z najbardziej czułej strony – tej, już zaatakowanej – ale ponownie przegrała, cofając się z powrotem w cień; w miejsce, gdzie powinna na zawsze spocząć.
Jedynie resztka nadziei, która pozostała w jego sercu zdołała wyrwać go z transu i powrócić do ponurej rzeczywistości. Ponurej, lecz jeszcze nieutraconej rzeczywistości, czego dowodem był natarczywy głos, który coraz wyraźniej wyławiały uszy Aruna Radeny.
-... się. Dowódco zgłoś się! – rycerz nareszcie zrozumiał słowa, lecz chwile zajęło mu uchwycenie faktu, że skierowane były do niego – Czy mnie słyszysz? Dowódco...
- Jestem Trzeci... jestem – wydusił wreszcie z siebie Radena, czując jak wracają mu dziwnie nadwątlone siły.
Zazwyczaj spokojny i opanowany Baar nareszcie odetchnął z ulgą, słysząc niewyraźny, bo niewyraźny, ale wciąż głos lidera eskadry.
- Co się stało, Dowódco? Kłopoty ze sprzętem?
- Można tak powiedzieć... – Arun odpowiedział po sekundzie, nie siląc się na bardziej szczegółową odpowiedź. Mistrz nareszcie odrzucił myśli o porażce, błyskawicznie otrząsnął się z letargu i przyjrzał się sytuacji na polu bitwy: spoglądając zarówno na ekran, jak i też poza szybę owiewki. Natychmiast przełączył tryb działania silnika na normalny i ustawił ładowanie się tarcz na sto procent, rezygnując z ułamka mocy działek laserowych.
Ponownie stłumił w sobie negatywne emocje, lecz tym razem kosztowało go to więcej sił – nie fizycznych, witalnych, ale psychicznych. Z jednej strony rozpacz dyktowała nierozumne, chociaż kojące ból zachowanie, a z drugiej chłodna logika rycerza Zakonu Jedi żądała zapomnienia o ofiarach, bólu, wyrzeczeniach - a nawet przyjaciołach, którzy poświęcili swoje życie - na rzecz dalszej walki. I ostatecznego zwycięstwa.
Arun Radena w tej chwili musiał wybrać to drugie, lecz wiedział, iż może to być błąd, o którym nie będzie możliwości zapomnienia. Jedi nie może być niezdecydowany.
Miał tylko nadzieję, że wytrwa w tym stanie, a potem... a potem zdoła wybaczyć samemu sobie.
- Co robimy Dowódco? – zapytał raptownie Coruscańczyk, dołączając się do myśliwca Radeny – Zostało nam paliwa na mniej więcej dwie minuty.
- Tylko dwie minuty? – Arun zmarszczył brwi i spojrzał na pulpit; kto by pomyślał, że to wszystko trwało tak długo – Sami we dwóch niewiele zdziałamy, ale nie sadzę, byśmy musieli już teraz zgłosić się na „Saviora”.
Jego pilot nie odpowiedział, toteż Radena wystukał jakieś polecenie na klawiaturze pod ekranem taktycznym i natychmiast nakierował swoją maszynę na nowy cel. Wtedy to przekręcił malutką gałkę na swoim hełmie.
- Dowódca Niebieskich do Dowódcy Srebrnych – powiedział oficjalnie – Vima, czy mnie słyszysz?
Przez dłuższą chwilę komunikator się nie odzywał, więc zaniepokojony Arun odpowiednio przeregulował urządzenie i z nadzieją w głosie powtórzył pytanie.
Odpowiedź, choć niewyraźna napłynęła już po sekundzie, pozbawiając obaw rycerza i jednocześnie przysparzając nowych.
- Dowódca Srebrnych zgłasza się – Radena błyskawicznie wychwycił, iż zrezygnowany głos Sunrider zdradzał nie tyle zmęczenie i olbrzymi smutek, lecz także coś jeszcze... – Co się dzieje, Arun?
- Może nie jest to najprzyjemniejsza kwestia, o którą mógłbym cię teraz zapytać Vimo, ale muszę wiedzieć jakie są wasze straty – rzekł szybko, dostrzegając za szybą nowe zagrożenie – Ja straciłem całą eskadrę, poza Baar’em.
Vima głośno westchnęła, ale doskonale wiedziała, jakie są intencje mistrza Jedi.
- U mnie pozostało już tylko trzech – odrzekła w końcu z bólem – Musimy się przegrupować, bo inaczej zostaniemy zdziesiątkowani.
- Dwa plus cztery to trochę za mało, nie uważasz? – zapytał niepewnie, siłą Mocy zmuszając swojego przeciwnika, który nagle zamajaczył za ogonem jego maszyny do zrezygnowania z ataku i bezładnej ucieczki przed statkiem Baar’a. Tym razem wykorzystał słabość umysłu wroga przeciw niemu, ale w innych warunkach nigdy by tego nie zrobił. Zbyt bliskie jest to technikom Lordów Sith.
- Pewnie. Tyle, że ja mam na ekranie pięciu naszych bez dowódcy... postaram się z nimi połączyć.
- Przyjąłem, Srebrny Jeden. Od tej chwili ja będę Srebrny Dwa, a Baar Srebrny Trzy.
W tej chwili Radena wyczuł niewielką falę powątpiewania, która napłynęła od strony Vimy Sunrider.
- Chcesz, żebym ja dowodziła eskadrą?
- Tak – odpowiedział z głębokim przekonaniem, ze wszystkich sił starając się ukryć przed przyjaciółką swoje uczucia i świadomość własnej porażki - Może tego nie wiesz, ale jesteś o niebo lepsza ode mnie w zakresie dowodzenia – Jedi starał się wymyślić jakiś lepszy powód, lecz kiedy to mu się nie udało, dodał tylko - Poza tym za minutę muszę tankować. Niebies... to znaczy Srebrny Dwa wyłącza się.
Dokładnie w chwili, gdy Arun wypowiadał te słowa szkarłatny strumień energii zatrząsł Republic Fighterem i Radena krzywo popatrzył na wskaźnik energii tarczy, jednocześnie wykonując serię beczek, które powiodły go tuż nad dziób jakiejś fregaty szturmowej. Sith Fighter spostrzegł to, iż zapuścił się nieco zbyt daleko od swojego szwadronu, ale próba naprawienia tego błędu przerosła jego umiejętności i myśliwiec Imperium Sith nagle znikł w chmurze eksplozji.
W głośniczkach komunikatora rozlał się nowy, zdecydowanie smętny i nieprzyjemny głos, pozbawiony uczuć i emocji. I to głos kogoś, kogo Arun już gdzieś słyszał.
- Dowódco Eskadry Niebieskich. Mistrz Vandar Tokare rozkazuje panu natychmiast zgłosić się na pokład „Saviora”.
Z wyrazem cierpienia na twarzy Radena lekko chrząknął.
- Oczywiście. Zaraz tam będę.
Kiedy w komunikatorze rozległ się odgłos trzasku, rycerz Jedi pokręcił głową, ale jednocześnie usta naznaczył mu sardoniczny uśmieszek.
- W końcu i tak musiałem tam zajrzeć... – mruknął wreszcie, naprowadziwszy dziób smukłego stateczku w stronę formacji Capitolów, oznaczonej jako Grupa Siódma. Niewiele się zastanawiając pognał z pełnią prędkości prosto na „Saviora” i zanim zdołał zarejestrować w mózgu, że znajomy głos mówi coś przez komunikator, jego myśliwiec już znajdował się przy śluzie.
**********
Z poprzedniego nastroju nie przechowało się nawet nikłe wspomnienie.
Admirał Forn Dodonna ze zdumieniem i niekłamaną zgrozą obserwowała jak z każdą chwilą topnieją szanse Republiki na zwycięstwo w tej decydującej bitwie. Zamglonymi oczami zapatrzyła się w migoczącą powłokę mapy taktycznej, starając się odgadnąć zagadkę powodzenia Sithów, w czym nieustannie pomagał jej podporucznik Fallem, co pewien czas meldując o stratach obu stron.
Bilans był katastrofalny: ze stu pięciu okrętów liniowych oraz ośmiuset myśliwców armady Republiki Galaktycznej pozostało siedemdziesiąt pięć... – kątem oka Dodonna spostrzegła kolejną falę ognistej eksplozji i podłamana porażką poprawiła się w myślach -... siedemdziesiąt cztery i niecałe trzysta myśliwców. W przerażenie wprawiały liczby pod niebieskimi symbolami statków Republiki. Defenderów ubyło dwadzieścia. Capitole wprawdzie trzymały się jeszcze mocno, lecz i one odniosły straty w wysokości jedenastu statków. Republic Fighterów pozostało wprawdzie niecałe dwieście, za to Crusadery padały jak skalne muchy z Yagi Minor; z bombowców przeżyła jedynie mała garstka dziewięciu niepełnych i rozbitych eskadr. Admirał mogła pocieszać się jedynie faktem, iż wydany kilka minut wcześniej rozkaz przegrupowania uratował przynajmniej część myśliwców. Lecz niestety pocieszenie to nie trwało nazbyt długo, gdy spojrzało się na drugą stronę holograficznej planszy.
Po przeciwnej stronie – i to właśnie wywoływało u kobiety lodowaty dreszcz – armada Imperium Sith poniosła najniższe z możliwych strat: Republika zdołała do tej pory unicestwić ledwie sześć Niszczycieli Gwiezdnych Sith, ale nawet to nie było w stanie przełamać perfekcyjnej defensywy wroga. Największym ze wszystkich utrapień stało się wszakże ponad sześćset osiemdziesiąt myśliwców Mrocznego Lorda Malaka, eliminujących z bezlitosną skutecznością statki VI Floty Republiki Galaktycznej.
Jedyny manewr, który przychodził jej do głowy i mógł zostać wykonany, był ostatnią nadzieją dla wyczerpanych walką pilotów. Ten ruch nie poprawi co prawda nadszarpniętych morale jej wojsk, ale być może jej ludzie poczują się nieco raźniej. Na nic więcej jednakże nie liczyła – przy takiej predyspozycji przeciwnika zdawało się niemożnością zrobienie czegokolwiek.
- Do wszystkich myśliwców Republiki – rzekła poważnie, siląc się na cieplejszy ton, co nie miało prawa się udać – Zaprzestać atakowania Niszczycieli Sith! Wycofać się i zająć pozycję wokół większych okrętów. Postarajcie się ochronić jak najwięcej jednostek. Powtarzam: powróćcie do floty.
Kobieta w geście rezygnacji opuściła dłoń z urządzeniem. Czując ogrom całej tej sytuacji i jednocześnie olbrzymią odpowiedzialność, która spoczęła na jej barkach, zdołała jedynie pokręcić głową.
- Nie wiem jak oni to robią – rzekła cicho do przypatrującego się jej Vandara Tokare – Nigdy nie widziałam u Sithów tak wielkiej precyzji działań i tak błyskotliwej taktyki. Oni kontrują każdą, choćby nawet najlepszą strategię jakby to była zwykła szkolna zabawa.
- Owszem admirale – malutki mistrz Jedi zasępił się, ale wpatrzona w niego kobieta nagle dostrzegła wypływającą z jego osoby jakby... ulgę, nienamacalne ciepło spływające teraz do serca admirał. Ze zdumieniem doszła do wniosku, że chociaż przegrana wisi na włosku, rycerz wciąż zachowuje w sobie iskierkę nadziei, której jej tak bardzo brakuje. Vandar Tokare nadal wierzył w zwycięstwo Republiki i Jedi... a co za tym idzie triumfu dobra. Dodonna nie wiedziała, czy jest to skutek działania Mocy, czy też nauczania Jedi, ale wiedziała, że pod wpływem zielonkawej istoty, jej umysł owionęła zupełnie nowa otucha i wiara.
Tymczasem zamyślony mistrz wbił spojrzenie w podłogę.
- Widziałem już coś takiego, admirale – oznajmił w pewnej chwili lekko unosząc głowę – Ale było to po stronie Republiki.
Dodonna popatrzyła zdziwiona na Tokare’a, ale nim zadała jakiekolwiek pytanie, w słowo wpadł jej głos podporucznika Fallema.
- Pani admirał! – podoficer był wyraźnie zdenerwowany – Sześć ostatnich Niszczycieli Gwiezdnych Sith ma zamiar przyłączyć się do walki! Za pięć minut dołączą się do pozostałych Niszczycieli.
Mroczne emocje ponownie wdarły się do umysłu Forn. Na nic zawzięta walka synów Republiki, skoro idzie ona właściwie na marne. Cóż z tego, że zniszczyliśmy sześć Niszczycieli, skoro kolejnych sześć zaraz przybędzie, by zrekompensować tą stratę?! Tymczasem Republika nie ma już takich możliwości. Poza jedną; bardzo zresztą ograniczoną.
- Kapitanie Qoorl – dowódca VI Floty właściwie pierwszy raz od rozpoczęcia bitwy odezwała się do stojącego na uboczu starszego oficera, zamglonymi oczami obserwującego potyczki, w których jego okręt nie uczestniczy – Przyłączamy się do walki. Proszę wydać rozkaz całej Grupie Ósmej. Proszę obrać kurs prosto na Gwiezdną Kuźnię i zatrzymać się przy resztkach Grupy Trzeciej.
- Tak jest, pani admirał! – błyskawicznie odpowiedział starszy mężczyzna, budząc się z ponurego letargu i żwawo zabrał się za powierzone mu zadanie.
Kobieta nieznacznie się uśmiechnęła, ale bynajmniej nie straciła pochmurnego nastroju.
- Mistrzu Vandar... – zwróciła się po sekundzie do Tokare’a – Mówił pan coś tym, że widział podobną taktykę, ale we flocie Republiki.
- Tak powiedziałem. Nie wiem co...
- Pani admirał! – niespodziewanie przed oczami Dodonny pojawił się porucznik Regarde, bezceremonialnie przerywając rycerzowi Zakonu. Zaskoczona niezwykle rozentuzjazmowanym nastrojem oficera; dziwnym z oczywistych względów, zamrugała oczami – „Ebon Hawk” jest w zasięgu!
Oblicze Dodonny, dotychczas ściśnięte i ponure w jednej chwili rozjaśniło się, niczym ostrze włączonego właśnie miecza świetlnego.
- Proszę natychmiast mnie z nimi połączyć!
Prawie od razu w pomieszczeniu pojawiło się jakby więcej światła i wszyscy z nadzieją zaczęli oczekiwać na rozpoczęcie transmisji.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,50 Liczba: 12 |
|
Włóczykij2007-01-19 19:40:15
Grrrrr... Znowu Jasna Strona...Awgh... Błyskawice mnie przez to trafią... Acz daję 10... Ale Nadiru mógbły w końcu napisać coś o Ciemnej Stronie Mocy ;-) Bardzo lubię teksty tego autora. Tak trzymać!!! (śmierć Jedi... My , Sithowie, jeszcze zwyciężymy!!! :-P)
Vegeta662006-08-30 19:21:13
dlaczego nie mogli dac zdjecia dartha revana wkurza mnie to
Gemini2005-08-10 21:29:01
Hmmmm muszę przyznać, że to opowiadanie trochę mnie znudziło. Za dużo scen walki /aczkolwiek zaznaczono , że na podstawie gry/,za długie, za mało przeżyć wewn. i akcji poza głównym wątkiem. Można powiedzieć , że prawie klasyczna tragedia jedność czasu, akcji i miejsca. ;)) Mimo wszystko chylę czoła przed pracą autora
Dominik1022005-06-23 21:30:55
Jutro ją zaczne czytać zaraz po zakończeniu roku szkolnego!
Jupiiii jutro koniec roku szkolnego wreście będe mógł poświęcić się swej pasji--Star Wars--
NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI...;-)
Harnas Jedi2005-06-21 13:49:27
Wismienite i bardzo ciekawa opowiadanie.Az jestem ciekawy co sie dzialo w ty odleglych czasach Jedi
Vip`per2005-06-19 12:34:18
Świetne opowiadanko, trochę błędów gramatycznych i ortografów, ale przy tej ilośći tekstu...
Zgadzam sie z Shedao, myslalem ze oczy wi wyjda na orbitę niczym dwie mini Gwiazdy Śmierci... Chleba, igrzysk i pdf !!!
Shedao Shai2005-04-29 14:13:57
A czy przewidywana jest wersja pdf? Bo byłoby to wówczas znacznie łatwiej przeczytać...
Krogulec2005-04-28 21:10:53
ja na outer rimie :)
Nadiru Radena2005-04-28 14:15:02
Tytymek - czy ty czytałeś tą wersję na Bastionie, czy może tamtą z The Outer Rim?
Bo ta tutaj jest ostateczną wersją - już bez wielu błędów gramatycznych i bez wielu niepotrzebnych opisów.
Krogulec2005-04-28 12:42:06
ładne opowiadaniw, chociaż coś mi tu z opisami przeżyć wew. kiepsko się podoba... no cóż ale reszta bardzo dobrze 8 na 10
Mallor Quisif nah Pahn2005-04-28 12:38:53
szkoda ze tylko zostalo uwzglednione jedynie dobre zakonczenie a przecierz mrok moglby zatriumfoeac
waldiego2005-04-28 12:18:59
Czytałem i bardzo fajne świetne opowiadanie nareszcie coś o czasach przed Palpatinem ok!