Derit poderwał się gwałtownie i z całej siły uderzył głową w półkę. Ból rozlał się po jego czole, przywracając zdolność
jasnego myślenia. Ravval uświadomił sobie, że to, co widział przed chwilą, było senną wizją wydarzeń sprzed lat. Dzięki
tak spektakularnemu wyczynowi odkryto w nim umiejętności we władaniu Mocą. Goszczący wówczas na Chandrilli Jedi zabrał
chłopca na Coruscant, gdzie, po zaliczeniu szeregu prób, został uznany na godnego zostania padawanem. Jago nauki podjął
się Eeth Koth, który na długie lata stał się najbliższym przyjacielem Derita.
Ravval powrócił raz jeszcze myślą do wydarzeń sprzed lat. Wtedy, na plaży spotkał Mon Monthmę po raz ostatni. Słyszał, że została wybrana do Senatu i w pewien sposób był z niej dumny. Swego czasu było o niej dość głośno w HoloNecie, gdyż była najmłodszym Seniorem Senatorem. Derit widział w holowiadomościach, że włosy Mon z wiekiem się wyprostowały i teraz nosiła je krótko przycięte.
Ojciec Mon przeżył tamte dramatyczne wydarzenia, miał tylko małą bliznę nad łukiem brwiowym, ale mało kto ją zauważał. Oczywiście, gdy doszedł do siebie, podziękował Deritowi i wychwalał jego odwagę, ale Ravval nie chciał wtedy wspominać swego czynu. Wcale nie był z niego dumny. Szkolenie Jedi uzmysłowiło mu, że dał się zwieść Ciemnej Stronie; i to na samym początku. Mistrz Koth wielokrotnie powtarzał mu, że wyzwolił się od cienia, jaki rzucało na niego to wydarzenie, ale Derit w głębi duszy czuł się winny i wciąż zastanawiał się, czy mógł zrobić coś innego.
Zabity Trandoshanin był zwykłym kryminalistą, podejrzanym już o morderstwo i kilka włamań. Świadomość, że położył kres jego przestępczej karierze, nie polepszyła samopoczucia Ravvala. Cel nie uświęca środków, zwykł mawiać mistrz Koth.
Ravval wstał i obszedł kajutę kilka razy. Wykonał trochę ćwiczeń, by pomęczyć mięśnie i odpędzić złe myśli, aż wreszcie położył się z powrotem. Jeszcze długo nie mógł zasnąć, zastanawiając się, czemu właśnie teraz przyśniło mu się to wydarzenie. Miał uczucie narastającego napięcia, jakby zbliżał się nieunikniony, ale i okrutny konflikt. Konflikt o najwyższą z nagród. O jego duszę...
Kilka dni później Gwiezdna Dama wyskoczyła z nadprzestrzeni, nieopodal Iridonii. Planeta leżała na uboczu, ale mimo to na jej orbicie pozostawało wiele statków. Szczególnie jeden z nich wyraźnie rzucał się w oczy.
- Statek transportowy Federacji! – zauważył Ravval.
- Tak. To ten sam typ, którego użyli do blokady Naboo.
- Myślisz, że przysłali go tu z naszego powodu?
- Trudno powiedzieć. Póki Senat nie nałoży na Neimoidian restrykcji, mogą dalej prowadzić swoje interesy zgodnie z prawem. Wykrywasz jakieś uzbrojenie?
- Raczej nie, ale sensory Damy nie są zbyt czułe, a uzbrojenie na okrętach Federacji blokujących Naboo, było doskonale zamaskowane. Działa wysuwały się dopiero, gdy dochodziło do starcia.
- Zanim nas nie zaatakują nie zyskamy pewności.
- A jeżeli tak się stanie, będzie to oznaczać, ze w Świątyni Jedi jest szpieg Federacji, a może nawet Sithów.
- Miejmy nadzieję, że ten statek przybył tu wyłącznie w celach handlowych.
- Ale lepiej przygotować się na najgorsze.
- Tak. Leć dalej tym samym kursem. Twój statek nie jest kojarzony z Jedi, więc mogą nie wiedzieć, że to my nim lecimy.
- No to jazda.
Gwiezdna Dama przyspieszyła i pomknęła ku jasnej tarczy planety. Patrolowiec SoroSuub Spear 120-C był niewielki statkiem, zbudowanym na planie prostopadłościanu. Przednia ściana była ścięta płasko i prawie w całości pokrywała ją transpastalowa tafla przedniego iluminatora. Patrząc na kadłub z profilu, kabina przypominała trapez prostokątny, którego krótszy z pionowych boków stanowił dziób statku, a dłuższy – łączył kabinę z resztą kadłuba. Na bokach maszyny umieszczono po dwa potężne silnik, ciągnące się wzdłuż połowy burty, zamocowane jeden nad drugim. Spomiędzy obu silników wystawało po jednym skrzydle na każdą burtę. Koniec skrzydła zdobił poczwórny turbolaser wojskowego typu. Resztę uzbrojenia stanowiła wyrzutnia torped protonowych, umieszczona pod kabiną, w dziobowej sekcji statku. Na rufie zamontowano stelaż złożony z dwóch długich prętów, wyrastających z obu boków statku i biegnących równolegle do burt. Końce prętów były połączone poziomą sztabą, szeroką na pół metra. Na stelażu tym można było przymocować kontener z ewentualnym ładunkiem. Teraz też spoczywała tam obszerna skrzynia, w której ukryto zwinny myśliwiec powszechnie stosowany przez Jedi. Mistrz Koth nalegał, by go zabrać, gdyż w razie starcia jego szybkość i zwrotność mogły okazać się nieocenione. No i co dwa statki, to nie jeden.
Patrolowiec pomalowano srebrną farbą, mieniącą się w blasku słońca, wschodzącego nad Iridonią. Wzdłuż kadłuba biegły dwa granatowe pasy. Również na skrzydłach umieszczono taki znak.
Srebrzysty statek przebył bez przeszkód atmosferę. Kontroler lotów bez zbędnych formalności wskazał Deritowi odpowiedni dok i życzył miłego pobytu.
Iridonia okazała się niezbyt przyjazną planetą. Większość powierzchni zajmowały piaszczyste pustynnie, poprzeszywane puszczami, złożonymi z wysokich drzew iglastych. Gdzieniegdzie pylaste równiny przeradzały się zielone stepy, które rozlewały się aż po horyzont. Łatwo można się było domyślić, że gleba nie jest na Iridonii urodzajna. To zmuszało tubylców do importowania większości żywności z innych planet.
Gdy statek był jeszcze na orbicie, Derit zauważył dwa oceany, oblewające jedną trzecią globu. Trasa lotu wiodła nad jednym ze zbiorników wodnych i Ravval mógł się przyjrzeć bardziej bujnym przejawom flory i fauny. Na wybrzeżach, w przeciwieństwie do głębi lądu, dominowały drzewa liściaste, które zajmowały większość terenu nad oceanem. Gdzieniegdzie, między drzewami dało się dostrzec pojedyncze białe domki i Ravval szybko zrozumiał, że ziemia na wybrzeżu jest tak droga, że mało kogo stać na osiedlenie się tutaj.
Większość ludności skupiała się wokół dwóch miast – Berkad Belu i Ridonu. Ridon pełnił rolę stolicy i tam też została skierowana Dama. Berkad Bel był dwa razy mniejszy i leżał bliżej równika.
Ravval powrócił raz jeszcze myślą do wydarzeń sprzed lat. Wtedy, na plaży spotkał Mon Monthmę po raz ostatni. Słyszał, że została wybrana do Senatu i w pewien sposób był z niej dumny. Swego czasu było o niej dość głośno w HoloNecie, gdyż była najmłodszym Seniorem Senatorem. Derit widział w holowiadomościach, że włosy Mon z wiekiem się wyprostowały i teraz nosiła je krótko przycięte.
Ojciec Mon przeżył tamte dramatyczne wydarzenia, miał tylko małą bliznę nad łukiem brwiowym, ale mało kto ją zauważał. Oczywiście, gdy doszedł do siebie, podziękował Deritowi i wychwalał jego odwagę, ale Ravval nie chciał wtedy wspominać swego czynu. Wcale nie był z niego dumny. Szkolenie Jedi uzmysłowiło mu, że dał się zwieść Ciemnej Stronie; i to na samym początku. Mistrz Koth wielokrotnie powtarzał mu, że wyzwolił się od cienia, jaki rzucało na niego to wydarzenie, ale Derit w głębi duszy czuł się winny i wciąż zastanawiał się, czy mógł zrobić coś innego.
Zabity Trandoshanin był zwykłym kryminalistą, podejrzanym już o morderstwo i kilka włamań. Świadomość, że położył kres jego przestępczej karierze, nie polepszyła samopoczucia Ravvala. Cel nie uświęca środków, zwykł mawiać mistrz Koth.
Ravval wstał i obszedł kajutę kilka razy. Wykonał trochę ćwiczeń, by pomęczyć mięśnie i odpędzić złe myśli, aż wreszcie położył się z powrotem. Jeszcze długo nie mógł zasnąć, zastanawiając się, czemu właśnie teraz przyśniło mu się to wydarzenie. Miał uczucie narastającego napięcia, jakby zbliżał się nieunikniony, ale i okrutny konflikt. Konflikt o najwyższą z nagród. O jego duszę...
Kilka dni później Gwiezdna Dama wyskoczyła z nadprzestrzeni, nieopodal Iridonii. Planeta leżała na uboczu, ale mimo to na jej orbicie pozostawało wiele statków. Szczególnie jeden z nich wyraźnie rzucał się w oczy.
- Statek transportowy Federacji! – zauważył Ravval.
- Tak. To ten sam typ, którego użyli do blokady Naboo.
- Myślisz, że przysłali go tu z naszego powodu?
- Trudno powiedzieć. Póki Senat nie nałoży na Neimoidian restrykcji, mogą dalej prowadzić swoje interesy zgodnie z prawem. Wykrywasz jakieś uzbrojenie?
- Raczej nie, ale sensory Damy nie są zbyt czułe, a uzbrojenie na okrętach Federacji blokujących Naboo, było doskonale zamaskowane. Działa wysuwały się dopiero, gdy dochodziło do starcia.
- Zanim nas nie zaatakują nie zyskamy pewności.
- A jeżeli tak się stanie, będzie to oznaczać, ze w Świątyni Jedi jest szpieg Federacji, a może nawet Sithów.
- Miejmy nadzieję, że ten statek przybył tu wyłącznie w celach handlowych.
- Ale lepiej przygotować się na najgorsze.
- Tak. Leć dalej tym samym kursem. Twój statek nie jest kojarzony z Jedi, więc mogą nie wiedzieć, że to my nim lecimy.
- No to jazda.
Gwiezdna Dama przyspieszyła i pomknęła ku jasnej tarczy planety. Patrolowiec SoroSuub Spear 120-C był niewielki statkiem, zbudowanym na planie prostopadłościanu. Przednia ściana była ścięta płasko i prawie w całości pokrywała ją transpastalowa tafla przedniego iluminatora. Patrząc na kadłub z profilu, kabina przypominała trapez prostokątny, którego krótszy z pionowych boków stanowił dziób statku, a dłuższy – łączył kabinę z resztą kadłuba. Na bokach maszyny umieszczono po dwa potężne silnik, ciągnące się wzdłuż połowy burty, zamocowane jeden nad drugim. Spomiędzy obu silników wystawało po jednym skrzydle na każdą burtę. Koniec skrzydła zdobił poczwórny turbolaser wojskowego typu. Resztę uzbrojenia stanowiła wyrzutnia torped protonowych, umieszczona pod kabiną, w dziobowej sekcji statku. Na rufie zamontowano stelaż złożony z dwóch długich prętów, wyrastających z obu boków statku i biegnących równolegle do burt. Końce prętów były połączone poziomą sztabą, szeroką na pół metra. Na stelażu tym można było przymocować kontener z ewentualnym ładunkiem. Teraz też spoczywała tam obszerna skrzynia, w której ukryto zwinny myśliwiec powszechnie stosowany przez Jedi. Mistrz Koth nalegał, by go zabrać, gdyż w razie starcia jego szybkość i zwrotność mogły okazać się nieocenione. No i co dwa statki, to nie jeden.
Patrolowiec pomalowano srebrną farbą, mieniącą się w blasku słońca, wschodzącego nad Iridonią. Wzdłuż kadłuba biegły dwa granatowe pasy. Również na skrzydłach umieszczono taki znak.
Srebrzysty statek przebył bez przeszkód atmosferę. Kontroler lotów bez zbędnych formalności wskazał Deritowi odpowiedni dok i życzył miłego pobytu.
Iridonia okazała się niezbyt przyjazną planetą. Większość powierzchni zajmowały piaszczyste pustynnie, poprzeszywane puszczami, złożonymi z wysokich drzew iglastych. Gdzieniegdzie pylaste równiny przeradzały się zielone stepy, które rozlewały się aż po horyzont. Łatwo można się było domyślić, że gleba nie jest na Iridonii urodzajna. To zmuszało tubylców do importowania większości żywności z innych planet.
Gdy statek był jeszcze na orbicie, Derit zauważył dwa oceany, oblewające jedną trzecią globu. Trasa lotu wiodła nad jednym ze zbiorników wodnych i Ravval mógł się przyjrzeć bardziej bujnym przejawom flory i fauny. Na wybrzeżach, w przeciwieństwie do głębi lądu, dominowały drzewa liściaste, które zajmowały większość terenu nad oceanem. Gdzieniegdzie, między drzewami dało się dostrzec pojedyncze białe domki i Ravval szybko zrozumiał, że ziemia na wybrzeżu jest tak droga, że mało kogo stać na osiedlenie się tutaj.
Większość ludności skupiała się wokół dwóch miast – Berkad Belu i Ridonu. Ridon pełnił rolę stolicy i tam też została skierowana Dama. Berkad Bel był dwa razy mniejszy i leżał bliżej równika.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 6,33 Liczba: 6 |
|
Darth Fizyk2004-08-08 00:19:44
Dawno czytałem to opowiadanie :) ponad rok temu, I pozatym, że to pierwszy fik, jaki czytałem, bardzo mi się spodobał, i przez niego napisałem Mroczną Ścieżkę :)
Yako2004-08-06 17:20:13
Ja też oceniłem na 7 :]
LordBane2004-08-06 14:03:35
Niezłe, naprawdę niezłe. Oby tak dalej :) 7/10
John Waiter2004-08-06 07:50:46
Początek świetny - druga część o Derit'cie Ravval'u trochę niejasna w stosunku do części pierwszej i nie mająca związku - zacząłem się zastanawiać co one mają ze sobą wspólnego i zrozumiałem to dopiero gdy zobaczyłem "1" w tytule: "Droga Jedi 1" - to może wiele tłumaczyć - będzie ciąg dalszy. Na razie całkkiem nieźle. :)