- Federacja dokonała inwazji na Naboo. – zauważył siedzący przed niewysoką Jedi Derit. – Jeśli podejmują się tak
rozległych misji, na pewno dysponują siatką szpiegowską, obejmującą całą galaktykę. Gdy tylko rozpoczniemy nasze
poszukiwania, Federacja się o tym dowie i będzie starała się bezzwłocznie nas uciszyć.
- Zgadza się. – przytaknął siedzący obok dawnego ucznia Eeth Koth. – Dlatego musimy działać szybko. Ale Iridonia to duża planeta, a my nie mamy jak dotąd żadnego punktu wyjścia, oprócz wizerunku Sitha.
Mistrz Jedi wskazał na obracający się, holograficzny portret Zabraka, ukazujący wojownika od pasa wzwyż.
- Jest jednak pewna poszlaka. – zauważyła Yaddle. Wcisnęła kilka przycisków na holoprojektorze i obraz Sitha ustąpił miejsca wizerunkowi silnie zbudowanego, łysego mężczyzny w średnim wieku. Obraz był nieco zamazany i niewyraźny.
- To jest Darth Bane. – wyjaśniła Yaddle. - Zdjęcie pochodzi z czasów bitwy o Ruusan. Bane był jedynym, który przeżył. Po tych wydarzeniach zmienił doktrynę Bractwa, wzorując się w pewnym stopniu na Zakonie Jedi. Na tej podstawie można wysunąć wniosek, iż Lord Sith, pragnąc wyszkolić swojego następcę, wybiera osobę bardzo młodą, podobnie jak Jedi szukają swoich padawanów. Iridonia to odległa planeta, więc uwagę Lorda Sith musiał przyciągnąć jakiś spektakularny wyczyn tego Zabraka, wtedy jeszcze dziecka. Jak zauważył Mistrz Koth, zabity wojownik nie miał więcej niż dwadzieścia pięć, góra trzydzieści lat. W bazie danych na Coruscant nie udało mi się znaleźć żadnej wzmianki na ten temat, zatem albo szpiedzy Federacji zatarli tu wszelkie ślady albo wiadomość o takim wydarzeniu nigdy nie dotarła na Coruscant. Jakieś informacje mogły zachować się na Iridonii – jeśli nie w głównym banku danych, to na pewno w prywatnych zbiorach. To jest właśnie wasz trop.
- To dosyć wątła poszlaka. – zauważył Ravval.
- Niestety, nic innego nie mamy. – odrzekł Eeth Koth, wstając z fotela. – Musimy odkryć Lorda Sith.
- Musicie również pamiętać, że szpiedzy Federacji mogą działać także tutaj, w Świątyni Jedi. Jeśli istotnie tak jest, znajdziecie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
- Musimy zaryzykować. Nie mamy innego wyjścia...
Derit Ravval ze zdziwieniem stwierdził, że stoi po kostki w wodzie. Niewysokie fale powoli docierały do piaszczystego brzegu, wyrzucając nań glony i muszle. Woda mieniła się srebrzystym blaskiem w promieniach wschodzącego słońca. Jedi zdał sobie sprawę, że stoi na brzegu Srebrnego Morza na rodzinnej Chandrilli.
Ravval rozejrzał się uważnie. Poranna mgła leniwie ustępowała miejsca wstającemu porankowi, odsłaniając odległą linię horyzontu. Jak okiem sięgnąć, Jedi widział tylko szeroką plażę i wysokie trawy za nią. Zastanawiał się co tutaj robi, gdy usłyszał krzyk dziecka – małej dziewczynki.
Derit pognał co sił w kierunku, skąd dochodził hałasy. Jednym susem przesadził piaszczystą wydmę i znieruchomiał. Płaska plaża przeradzała się tutaj w stromy klif, na którego brzegu parkował luksusowy śmigacz. Obok niego, wśród wysokich traw, leżał nieruchomo mężczyzna. Jakaś obszarpana postać pochylała się nad ciałem, przeczesując wszystkie kieszenie kurtki leżącego. Obok nich stała mała dziewczynka, której krzyk zwabił Derita na polanę. Rude loki obsypywały jej ramiona i opadały na czoło. Jedi spojrzał w jej błękitne oczy i momentalnie zdał sobie sprawę, gdzie się znajduje i co ma się stać.
Ravval zrozumiał, że ma zaledwie siedem lat, a dziewczynka przed nim to Mon Mothma – jego przyjaciółka z dziecięcych lat. Jej ojciec zabrał ich nad morze, by oglądać wschód słońca. Derit pobiegł przodem i wtedy pojawił się On. Jedi nie pamiętał jak nazywała się owa obszarpana postać, ale jej widok przyprawił go o ciarki. Wiele lat później dowiedział się, że był to Trandoshanin, ale wtedy, dla małego chłopca z nadmorskiego miasta, był to najstraszniejszy potwór, jakiego widział.
Obcy zauważył Ravvala, ale uznał, że nie stanowi dla niego żadnego zagrożenia. Obrzucił chłopca gniewnym spojrzeniem i podszedł do śmigacza, by przetrząsnąć jego bagażnik.
Derit dobrze pamiętał uczucie paraliżującego strachu, które go wówczas nawiedziło. Oddychanie przychodziło mu z wielkim trudem, a o jakimkolwiek ruchu nie było mowy.
Trandoshanin wyrzucił całą zawartość bagażnika, ale nie znalazł w niej nic interesującego. Podszedł do drzwi śmigacza, obok których stała Mon i odepchnął dziewczynkę na bok. Łzy popłynęły jej po twarzy, gdy upadła. Miała wtedy pięć lat.
Derit zacisnął pięśći. Przypomniał sobie wszystkie bohaterskie czyny o jakich opowiadał mu ojciec i był zdecydowany działać.
Trandoshanin wygramolił się ze zbyt ciasnej dla niego kabiny pojazdu i poczłapał do leżącego mężczyzny. Zaczął zdejmować mu kurtkę, gdy poczuł, ze ktoś łapie go od tyłu za szyją. Obcy wyprostował się i jednym ruchem ręki zrzucił z siebie chłopca. Gad rozszerzył pysk, obnażając wszystkie kły i zaśmiał się okrutną, pogardliwą parodią śmiechu.
Derita zalał fala wstydu, ale natychmiast ustąpił gniewowi. Chłopiec skoczył ku Trandoshaninowi i zacisnął dłonie w pięści. Zamachnął się, by uderzyć, ale zrobił to zbyt wcześnie i jego pięść przemknęła kilka centymetrów przed Trandoshaninem. I wtedy stało się coś, co miało odmienić życie Derita Ravvala. Obcy zatoczył się do tyłu, chwycił za brzuch i spojrzał wściekle na chłopca. Siedmiolatek wyciągnął ku obszarpańcowi rękę i Trandoshanin, jak wystrzelony z procy, przeleciał kilka metrów w powietrzu i runął ze skarpy wprost na czekające w dole ostre skały.
Ravval wychylił się ostrożnie zza krawędzi klifu i spojrzał w dół. Obcy wpatrywał się w niego pustymi oczami, a na twarzy malował mu się wyraz bezbrzeżnego zdumienia. Z brzucha sterczała pojedyncza iglica skalna, na którą nabił się Trandoshanin.
Chłopiec odwrócił się do Mon Mothmy, spodziewając się dojrzeć na jej twarzy ulgę i radość, ale zobaczył jedynie przerażenie, większe nawet od tego, które widział na jej twarzy, gdy Trandoshanin przeszukiwał śmigacz.
- Zabiłeś go. – ciche oskarżenie z ust pięcioletniej dziewczynki poraziło go z siłą strzału z blastera, wypalając w jego psychice znacznie poważniejsze rany, niż miotacz.
- Zgadza się. – przytaknął siedzący obok dawnego ucznia Eeth Koth. – Dlatego musimy działać szybko. Ale Iridonia to duża planeta, a my nie mamy jak dotąd żadnego punktu wyjścia, oprócz wizerunku Sitha.
Mistrz Jedi wskazał na obracający się, holograficzny portret Zabraka, ukazujący wojownika od pasa wzwyż.
- Jest jednak pewna poszlaka. – zauważyła Yaddle. Wcisnęła kilka przycisków na holoprojektorze i obraz Sitha ustąpił miejsca wizerunkowi silnie zbudowanego, łysego mężczyzny w średnim wieku. Obraz był nieco zamazany i niewyraźny.
- To jest Darth Bane. – wyjaśniła Yaddle. - Zdjęcie pochodzi z czasów bitwy o Ruusan. Bane był jedynym, który przeżył. Po tych wydarzeniach zmienił doktrynę Bractwa, wzorując się w pewnym stopniu na Zakonie Jedi. Na tej podstawie można wysunąć wniosek, iż Lord Sith, pragnąc wyszkolić swojego następcę, wybiera osobę bardzo młodą, podobnie jak Jedi szukają swoich padawanów. Iridonia to odległa planeta, więc uwagę Lorda Sith musiał przyciągnąć jakiś spektakularny wyczyn tego Zabraka, wtedy jeszcze dziecka. Jak zauważył Mistrz Koth, zabity wojownik nie miał więcej niż dwadzieścia pięć, góra trzydzieści lat. W bazie danych na Coruscant nie udało mi się znaleźć żadnej wzmianki na ten temat, zatem albo szpiedzy Federacji zatarli tu wszelkie ślady albo wiadomość o takim wydarzeniu nigdy nie dotarła na Coruscant. Jakieś informacje mogły zachować się na Iridonii – jeśli nie w głównym banku danych, to na pewno w prywatnych zbiorach. To jest właśnie wasz trop.
- To dosyć wątła poszlaka. – zauważył Ravval.
- Niestety, nic innego nie mamy. – odrzekł Eeth Koth, wstając z fotela. – Musimy odkryć Lorda Sith.
- Musicie również pamiętać, że szpiedzy Federacji mogą działać także tutaj, w Świątyni Jedi. Jeśli istotnie tak jest, znajdziecie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
- Musimy zaryzykować. Nie mamy innego wyjścia...
Derit Ravval ze zdziwieniem stwierdził, że stoi po kostki w wodzie. Niewysokie fale powoli docierały do piaszczystego brzegu, wyrzucając nań glony i muszle. Woda mieniła się srebrzystym blaskiem w promieniach wschodzącego słońca. Jedi zdał sobie sprawę, że stoi na brzegu Srebrnego Morza na rodzinnej Chandrilli.
Ravval rozejrzał się uważnie. Poranna mgła leniwie ustępowała miejsca wstającemu porankowi, odsłaniając odległą linię horyzontu. Jak okiem sięgnąć, Jedi widział tylko szeroką plażę i wysokie trawy za nią. Zastanawiał się co tutaj robi, gdy usłyszał krzyk dziecka – małej dziewczynki.
Derit pognał co sił w kierunku, skąd dochodził hałasy. Jednym susem przesadził piaszczystą wydmę i znieruchomiał. Płaska plaża przeradzała się tutaj w stromy klif, na którego brzegu parkował luksusowy śmigacz. Obok niego, wśród wysokich traw, leżał nieruchomo mężczyzna. Jakaś obszarpana postać pochylała się nad ciałem, przeczesując wszystkie kieszenie kurtki leżącego. Obok nich stała mała dziewczynka, której krzyk zwabił Derita na polanę. Rude loki obsypywały jej ramiona i opadały na czoło. Jedi spojrzał w jej błękitne oczy i momentalnie zdał sobie sprawę, gdzie się znajduje i co ma się stać.
Ravval zrozumiał, że ma zaledwie siedem lat, a dziewczynka przed nim to Mon Mothma – jego przyjaciółka z dziecięcych lat. Jej ojciec zabrał ich nad morze, by oglądać wschód słońca. Derit pobiegł przodem i wtedy pojawił się On. Jedi nie pamiętał jak nazywała się owa obszarpana postać, ale jej widok przyprawił go o ciarki. Wiele lat później dowiedział się, że był to Trandoshanin, ale wtedy, dla małego chłopca z nadmorskiego miasta, był to najstraszniejszy potwór, jakiego widział.
Obcy zauważył Ravvala, ale uznał, że nie stanowi dla niego żadnego zagrożenia. Obrzucił chłopca gniewnym spojrzeniem i podszedł do śmigacza, by przetrząsnąć jego bagażnik.
Derit dobrze pamiętał uczucie paraliżującego strachu, które go wówczas nawiedziło. Oddychanie przychodziło mu z wielkim trudem, a o jakimkolwiek ruchu nie było mowy.
Trandoshanin wyrzucił całą zawartość bagażnika, ale nie znalazł w niej nic interesującego. Podszedł do drzwi śmigacza, obok których stała Mon i odepchnął dziewczynkę na bok. Łzy popłynęły jej po twarzy, gdy upadła. Miała wtedy pięć lat.
Derit zacisnął pięśći. Przypomniał sobie wszystkie bohaterskie czyny o jakich opowiadał mu ojciec i był zdecydowany działać.
Trandoshanin wygramolił się ze zbyt ciasnej dla niego kabiny pojazdu i poczłapał do leżącego mężczyzny. Zaczął zdejmować mu kurtkę, gdy poczuł, ze ktoś łapie go od tyłu za szyją. Obcy wyprostował się i jednym ruchem ręki zrzucił z siebie chłopca. Gad rozszerzył pysk, obnażając wszystkie kły i zaśmiał się okrutną, pogardliwą parodią śmiechu.
Derita zalał fala wstydu, ale natychmiast ustąpił gniewowi. Chłopiec skoczył ku Trandoshaninowi i zacisnął dłonie w pięści. Zamachnął się, by uderzyć, ale zrobił to zbyt wcześnie i jego pięść przemknęła kilka centymetrów przed Trandoshaninem. I wtedy stało się coś, co miało odmienić życie Derita Ravvala. Obcy zatoczył się do tyłu, chwycił za brzuch i spojrzał wściekle na chłopca. Siedmiolatek wyciągnął ku obszarpańcowi rękę i Trandoshanin, jak wystrzelony z procy, przeleciał kilka metrów w powietrzu i runął ze skarpy wprost na czekające w dole ostre skały.
Ravval wychylił się ostrożnie zza krawędzi klifu i spojrzał w dół. Obcy wpatrywał się w niego pustymi oczami, a na twarzy malował mu się wyraz bezbrzeżnego zdumienia. Z brzucha sterczała pojedyncza iglica skalna, na którą nabił się Trandoshanin.
Chłopiec odwrócił się do Mon Mothmy, spodziewając się dojrzeć na jej twarzy ulgę i radość, ale zobaczył jedynie przerażenie, większe nawet od tego, które widział na jej twarzy, gdy Trandoshanin przeszukiwał śmigacz.
- Zabiłeś go. – ciche oskarżenie z ust pięcioletniej dziewczynki poraziło go z siłą strzału z blastera, wypalając w jego psychice znacznie poważniejsze rany, niż miotacz.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 6,33 Liczba: 6 |
|
Darth Fizyk2004-08-08 00:19:44
Dawno czytałem to opowiadanie :) ponad rok temu, I pozatym, że to pierwszy fik, jaki czytałem, bardzo mi się spodobał, i przez niego napisałem Mroczną Ścieżkę :)
Yako2004-08-06 17:20:13
Ja też oceniłem na 7 :]
LordBane2004-08-06 14:03:35
Niezłe, naprawdę niezłe. Oby tak dalej :) 7/10
John Waiter2004-08-06 07:50:46
Początek świetny - druga część o Derit'cie Ravval'u trochę niejasna w stosunku do części pierwszej i nie mająca związku - zacząłem się zastanawiać co one mają ze sobą wspólnego i zrozumiałem to dopiero gdy zobaczyłem "1" w tytule: "Droga Jedi 1" - to może wiele tłumaczyć - będzie ciąg dalszy. Na razie całkkiem nieźle. :)