Tytuł oryginału: Bottleneck
Autor: John Jackson Miller
Tłumaczenie: Hego Damask
Bastion Polskich Fanów Star Wars, Stopklatka i tłumacze nie
czerpią żadnych dochodów z opublikowanie poniższych treści.
Tłumaczenie jest wykonane dla fanów, przez fanów
- Zasadzka!
Ostrzeżenie kierowcy nie było potrzebne - nie wtedy, kiedy imperialny transportowiec był już uszkodzony i trząsł się z boku na bok pod uderzeniami ośmionogiej spersonifikowanej nienawiści. Kolejny stwór, wysoki na 5 metrów, wypadł z ciemności. Kierowany przez wściekłego tsevukańskiego jeźdźca kivaroa o gładkiej skórze, mocno walnął w transportowiec. Pojazd repulsorowy przewrócił się i zanurzył w bagnie. Wysypali się z niego szturmowcy, którzy znajdowali się w odsłoniętej tylnej części.
Uderzenie obluzowało pasy bezpieczeństwa i kobieta kierująca pojazdem uderzyła w sufit kabiny dowódcy. Uprząż jej pasażera wytrzymała, ale kiedy słonawa woda wedrze się przez wybite okno, nie będzie szans, żeby dłużej był zapięty. Wilhuff Tarkin, wielki moff i gubernator Zewnętrznych Rubieży w Imperium Galaktycznym, miał wiele rzeczy w planach. Utopienie się w śmierdzącym bagnie do nich nie należało.
Rozpinając uprząż, Tarkin starał się pozbierać swoje rzeczy. Nie ucierpiał zbytnio, lecz w ciemności, kiedy woda podnosiła się, musiał wymacać właz, którym mógł się wydostać. Jeszcze nie zdążył go znaleźć, kiedy kolejny z tsevukańskich krajowców, zmusił go do tego, uderzając swoim zwierzęciem w uszkodzony pojazd, stawiając go znowu w pozycji wyprostowanej.
Tarkin wylądował na nieruchomej kierującej . Zapaliło się awaryjne oświetlenie. Czy była martwa, czy nieprzytomna? Nie wiedział, ani też nie było czasu się przekonać. Ściągając jej zgniecione ciało z fotela, chwycił przepustnicę. Silniki pojazdu, ciągle pracujące, jęknęły i przyspieszyły. Wielki moff nie miał pojęcia dokąd się udać, ale to było lepsze niż siedzenie bez ruchu. Transporter coś potrącił - był to kolejny kivaroa, którego jeździec wypadł gdzieś w błoto. No i dobrze.
Wilhuff znalazł komlink. Zanim zdążył nadać wezwanie o pomoc, rozległy się strzały szturmowców z ich speederów. Kiedy Tsevukanie i ich zwierzęta uciekli, wielki moff określił swoją lokację przy użyciu satelity i ruszył poobijanym pojazdem ostatni kilometr.
Garnizon był ostatnim przystankiem na Tsevuce, najnowszej zdobyczy Imperium w Zewnętrznych Rubieżach. Mógłby przypuszczać, że lądowy przejazd między posterunkami będzie bardziej efektywny - ale najwyraźniej krajowcy nie byli tak spacyfikowani jak mówił generał. Potężne Imperium zagrożone przez bezmyślne kreatury na grzbietach zwierząt służących do transportu, czające się na bagnach? Śmieszne. To zajmowało myśli Tarkina, kiedy dowódca bazy przybiegł z wyrazem twarzy, który wahał się między obawą o zwierzchnika a paniką. Ta ostatnia była dobrym wyborem.
Ściągając przemoczoną kurtkę, wielki moff pozwolił sobie na okazanie irytacji.
- Gdzie był patrol, dowódco? Wzdłuż tej trasy powinno być rozlokowanych więcej ludzi!
- Nie mogę wystawić na to zbyt dużo sił - przełknął ślinę dowódca. - W ogóle mam ich niewiele.
- Nonsens. Rekrutacja przebiega pomyślnie.
- Proszę o wybaczenie, sir, ale to właśnie jest problemem. Moi żołnierze muszą brać zmiany, bo nie ma tylu zbroi, żeby starczyło dla każdego.
Tarkin nie miał cierpliwości się o to kłócić.
- Skontaktujcie się z rekwizycją.
- Zrobiłem to. Oni też nie mają ludzi. Cóż, Imperium... za bardzo się rozrasta.
Moff zmarszczył czoło.
- Imperium robi co powinno, dowódco. Ale może nie wszyscy się starają. - Kazał przygotować swój prom, zanim wyruszył poszukać czystego munduru.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 7,00 Liczba: 2 |
|