-Znaczy nic ciekawego?-Andronikos westchnął lekko- Żadnych niezwykłych wypraw w najbliższych planach?
-Nie marudź Revel.
-Są chociaż jakieś nowe wieści z frontu Balmorry? Nie mam żadnego kontaktu w tamtejszych oddziałach.
-Nic interesującego. Ale próbowałem wyciągnąć coś na temat nastrojów od… jednego z moich znajomych. Szkoda, że nie słyszałeś przemowy.
-Przemowy?- Andronikos zerknął na niego z zaciekawieniem.
-Aż ociekała patetyzmem. „Ku chwale Imperium i Mrocznej Rady!”
Revel zachichotał mimowolnie.
-I chyba uwierzył w moje szczere pragnienie utrzymania jej w jednym kawałku.- dodał Vayren. -Choć zdaje się uznał przy tym, że władza jest dla mnie ważniejsza niż własny Zakon! Tak jakby Zakon umiał się obyć bez władzy…
-Powinieneś był zostać politykiem.- rzekł poważnie pirat. -Pomyśl tylko! Gdybyś podszył się pod kogoś ważnego, na przykład… hmm… kanclerza Republiki! Miałbyś dopiero pole manewru!
-To byłoby niezłe. Choć nieco szalone.- uśmiechnął się Sith- Mógłbym wmówić całemu durnemu Senatowi, że „Imperium tak naprawdę pragnie współdziałania”. Niestety, na drodze pokoju stoją zdradzieccy Jedi, żądni zemsty… całkowicie bezpodstawnej, oczywiście.
-Dziwnie byś wyglądał w republikańskim stroju wyjściowym. -stwierdził Andronikos, obrzuciwszy rozbawionym spojrzeniem jego luźną czarną koszulę, otrzymaną wraz ze spodniami po wyjściu ze zbiornika z bactą.
-Faktycznie, coś w tym jest.- mruknął Vayren, kontynuując lekturę datapadu.
-Zamierzasz do niego wrócić?-Revel wskazał głową ogromny, wypełniony uzdrawiającą cieczą cylinder.
Sith uniósł wzrok.
Aktualnie byłoby to trudne. Marr na pewno będzie miał sporo do przekazania. Jeśli się dowie, że siedzę w wannie z bactą… może zapytać o pochodzenie rany. Choć z drugiej strony, od czego jest alibi.
Westchnął.
-Dobra, ale jakby co, jestem po prostu niedostępny. Żadnych wyjaśnień.
-Czyli jak zawsze!- pirat uśmiechnął się szeroko, gdy Vayren ruszył w stronę cylindra, wcisnąwszy mu w rękę koszulę i miniaturowy datapad.
-To nie była udana misja!- warknął Shigar, wbijając rozwścieczone spojrzenie w stojącego naprzeciwko mężczyznę.- Zginęło troje Jedi i czterech komandosów! Uważasz, że tak wygląda akcja zakończona powodzeniem?-mimo powrotu na Tython i całodniowego wypoczynku, emocje nie chciały opaść. A po przybyciu delegacji rządowej jedynie się wzmogły.
-Więc co ma się znaleźć w raporcie ogólnym, komandorze Konshi? Holonet… Przedstawiciel senatu…
-Shigar, spokojnie.
Sevr podszedł szybko, kładąc mu dłoń na ramieniu.
Shigar nie chciał się uspokoić.
-Troje Jedi! Dwoje zastrzelonych w głównej sali przez ochroniarzy, tuż po tym, jak pokonali Lorda Sithów wraz z jego uczniami! Twierdzicie, że to było bohaterskie poświęcenie? A jeden z waszych żołnierzy, trafiony w plecy przez leżącego na ziemi strażnika, gdy wychodziliśmy z sali z przekaźnikami? Gdyby senat nie nalegał na wysłanie komandosów, w dziesięciu Jedi przedostalibyśmy się bez strat!- krzyknął. Pochylił się, zacisnął zęby. Odwróciwszy się gwałtownie wybiegł z pomieszczenia. Ruszył korytarzem w stronę sal treningowych, zdecydowany dać upust całej tłumionej złości w towarzystwie manekinów, po chwili zastanowienia zmienił jednak zdanie.
Skręcił w stronę skrzydła zajmowanego przez rycerzy. Dopadłszy do swego pokoju skoczył w stronę szafki, wyjął z szuflady komlink. Nieco mniejszy od normalnego. Jedyna rzecz, jaka łączyła go z wydarzeniami na Deralan. Zmodyfikowany komunikator ze wzmacnianym przekaźnikiem, leżącym obecnie przy oknie. Podarowany mu przez Vayrena jeszcze przed odlotem z Ildatone. Kierujący statkiem pilot wyraził wtedy spory sceptycyzm co do pewności, że urządzenie w uszkodzonej maszynie badaczy zadziała na dużą odległość, nie wspominając nawet o przenośnym komlinku Shigara, a Vayren chciał być pewny, że jego wiadomość dotrze do Rady Jedi. I, jak się okazało, nie była wcale pułapką. Wszyscy którzy zginęli na tej misji, zginęli przez brak umiejętności. Przez brak moich umiejętności. Zwykłe, powolne szkolenie nie jest wystarczające, na pewno nie w czasie wojny. Uświadomił to sobie boleśnie.
Ale czy chęć pomocy nie jest tylko pretekstem? Krokiem do zdobycia większej potęgi? Vayren wspomniał podczas akcji, że mógłby nauczyć go umiejętności ukrywania się przed wzrokiem dzięki Mocy. Ale nie podał warunków.
Shigar jęknął i opadł na pryczę, wpatrując się intensywnie w komunikator.
A jeśli zechce, bym oficjalnie został jego uczniem? Jeśli uzna to za niezbędne, zanim podzieli się wiedzą? Porzucić Zakon dla ocalenia Jedi? Niedorzeczne i kretyńskie. Zostać Sithem?
Skrzywił się wściekle. Musiałby chyba oszaleć.
Czy jednak nie pomógłby Republice infiltrując szeregi Imperium? Ucząc się przy okazji ich strategii, ich planów? Wykorzystując je przeciw nim? Czy mistrzowie mogą uznać jego działanie za zdradę? A może powinni uznać? Wiarygodność jego działań zyskałaby poparcie w oczach wroga. Ale jeśli to zwykłe pragnienie władzy? Mocy? Błyskawice które wyzwolił trzy lata temu były wymuszoną odpowiedzią na bezlitosny atak Lorda Sithów. Mimo, że w końcu nie skierował ich przeciw niemu i mimo, że Satele uznała ten fakt za sukces, przez kilka tygodni nie dawały mu spokoju. Spaliły mu wtedy rękawice, pozostawiając skórę nienaruszoną. Do tej pory nie użył ich ponownie, ale cała ta wyzwolona siła wciąż budziła w nim dreszcz emocji.
Przypomniał sobie uśmiech mężczyzny układającego optymistyczny raport na potrzeby członków senatu, i zacisnął pięść. Ignoranci. Siedzą bezpiecznie na Corusant wygłaszając odważne przemowy na temat trwających walk, tworząc kolejne projekty ustaw dotyczące armii. Nie mając pojęcia o tym, co się naprawdę dzieje na setkach planet objętych wojną. Nie, nie pragnienie władzy. Chęć pomocy Republice pogrążonej w wyniszczającym konflikcie z Imperium. Przecież nie zostanie Sithem, wciąż będzie Jedi…
Cholera, co ja wyrabiam? Shigar skrzywił się i usiadł gwałtownie w momencie gdy zdał sobie sprawę, że zgina Mocą pusty datapad leżący na biurku w okrągłą, trzeszczącą kulę. Spojrzał na komlink w dłoni. Nieuszkodzony.
Postukał w niego palcem.
Może przynajmniej to przedyskutować? Przecież Jedi nie może przejść na Ciemną Stronę od zwykłej rozmowy przez komunikator! Zamyślił się chwilę, nie do końca przekonany o słuszności tej teorii. Westchnął i zeskoczył z pryczy.
Witaj, Brevitar! -Uśmiechnął się szeroko na widok przemytniczki.
Wysoka, odziana w długi brązowy płaszcz katharianka podeszła, zmierzyła go podejrzliwym spojrzeniem.
-Wysłali cię ze świątyni czy znów szpiegujesz na własną rękę?
-Czy ja kiedykolwiek szpiegowałem?- prychnął lekceważąco, mrugnąwszy przy tym lekko.
Wyprostowała się, wyszczerzyła zęby.
-Takiego Jedi lubię, Shigarze Konshi! Ostatnio stałeś się nazbyt poważny. To zaczynało się robić nudne. Przez ostatnie dwa miesiące przy każdej naszej rozmowie byłeś jak cała ta twoja Rada razem wzięta. No, może z wyjątkiem ostatniego tygodnia.- spojrzała na niego bystro spod przymkniętych powiek. -A teraz znów przylatujesz do mnie. Zapewne bez wiedzy swoich mistrzów. Potrzebujesz czegoś.
-Owszem.
-Informacji?
-Nie.
Wyciągnął w jej kierunku miniaturowy komunikator. Chwyciła go prędko, ukrywając w dłoni. W tym momencie do stolika podszedł droid-kelner, z wdziękiem stawiając przed nią pełny kufel. Podziękowała skinieniem głowy.
-Więc?- zamruczała, wąchając podejrzliwie zawartość naczynia.-Bardziej rozcieńczyć, to się nie dało?-warknęła głośno w stronę baru. Właściciel obrzucił ją przelotnym spojrzeniem, z wystudiowaną obojętnością ignorując komentarz, poparty kilkoma okrzykami z sąsiednich stolików.
Shigar chrząknął cicho.
-Musisz mi pomóc. Na tym komunikatorze zapisane są dwa ostatnie połączenia. I częstotliwości. Musisz znaleźć tą wcześniejszą, potrzebuję jej.
Bez słowa skinęła głową, przyjmując wręczony ukradkiem pakiet kredytów.
-Na kiedy?
-Kiedy tylko dasz radę. Jak najszybciej.
Spojrzała na niego w zamyśleniu. Chwyciwszy kufel, zamaszystym ruchem wylała zawartość na podłogę, po czym poderwała się z krzesła, skinęła na Jedi.
-Idziesz?
Chłopak zerknął na nią zdezorientowany, wstał szybko. Opuścili lokal, żegnani kilkoma epitetami rzuconymi przez barmana.
-Musisz aż tak ostentacyjnie zwracać na siebie uwagę?-syknął do maszerującej z przodu kobiety.
-Gdy jesteś dłużej w mojej robocie wiesz, że takie zachowanie naprawdę odwraca ją od rzeczy istotnych. I oddala podejrzenia.- mrugnęła wesoło. - Poza tym, kto cię rozpozna w tej dzielnicy Corusant?
-Pewnie nikt. - mruknął. - Ale wolałbym, żeby się na mnie nie gapili.
-Gadasz jak przemytnik. Taki nowy w fachu. - parsknęła.
Przyspieszyła nieco, z wprawą przeciskając się przez tłum. Skręciwszy raptownie zatrzymała się w jednym z mniej zatłoczonych zaułków, Shigar dołączył po chwili. Przy pomocy małego datapadu i wydobytego z kieszeni interfejsu, katharianka uzyskała potrzebne dane w niecałe pół minuty.
-Tutaj masz częstotliwość- podała mu datapad. Skinął w podziękowaniu, wręczając jej kolejny stukredytowy chip.
Uśmiechnęła się lekko.
-I nie musisz się bać, że ktoś cię rozpozna. W tym płaszczu zapewne bardziej przypominam Jedi, niż ty w swojej kurtce.-rzuciła na odchodnym.
Skoczyła naprzód ku szerokiemu wyjściu z zaułka, znikając w wielorasowym tłumie.
Qel Asim2014-03-04 14:39:54
Klimat TORa - 10/10, komentarz zbędny poza następującym: Tylko Karpyshyn lepiej czuje temat!
Styl i opisy sytuacji - 9/10, jak dla mnie delikatnie przesadzasz z wyjaśnieniami typu: kto?, co?, gdzie i jak?. Zostaw to na walkę, w bardziej statycznych momentach nie wszystko musi być aż tak dopowiedziane
Fabuła - 10/10, typowy TOR <3
Ocena ogólna - 10/10, najlepszy fanfik jaki czytałem, przywracasz mi wiarę w fanów. Czekam z niecierpliwością na trójkę!