Panel przy wejściu zadzwonił, oznajmiając przyjęcie kodu. Drzwi szczęknęły cicho, otworzyły się ukazując szerokie, niemal puste pomieszczenie z kilkoma stanowiskami komputerów rozmieszczonymi przy ścianach. Mistrzowie Sevr, Drovig i jeden z komandosów wkroczyli ostrożnie do środka. Shigar wraz z drugim żołnierzem zajęli miejsca po przeciwnych stronach drzwi, mając przed oczami całą długość wąskiego, bocznego korytarza. Przy skrajnie zaostrzonych środkach bezpieczeństwa nikomu z zewnątrz nie powinno się to wydać dziwne. - pomyślał- Po prostu kolejny patrol sprawdzający rutynowo ważne pomieszczenia. Ściskając karabin blasterowy zerknął przez ramię w stronę sali. Miecze świetlne, ukryte w masywnych karwaszach, miały być użyte tylko w razie wykrycia. Pochyleni nad jednym z pulpitów mistrzowie dyskutowali o czymś zawzięcie, starając się jednocześnie jak najszybciej dotrzeć do systemu sterowania osłoną. Mówili jednak za cicho, by dało się ich zrozumieć. Żołnierz pracujący przy stanowisku z prawej milczał, przeszukując skomplikowaną bazę danych firmy ze spokojem profesjonalnego programisty. Po chwili odwrócił się ku mistrzom, wskazując coś ekranie.
-Znalazłem! Potrzebujemy piętnastocyfrowego kodu dostępu do panelu sterującego głównym generatorem! –oznajmił po krótkiej analizie. -Obawiam się, że ciężko będzie to złamać…
-Próbnik nie zadziała przy takich zabezpieczeniach. Musimy ominąć je ręcznie.
Shigar sięgnął odruchowo ku okolicznym korytarzom, starając się wykryć potencjalne zagrożenia, drgnął mimowolnie.
- W naszą stronę idzie oddział ochrony!- spojrzał na mistrzów z lekkim zaniepokojeniem.
-Racja. I to zbyt szybko jak na zwykły patrol. –zamruczał Sevr.
-Sugeruje pan alarm? –w głosie stojącego obok żołnierza brzmiało napięcie. –Jeżeli nas wykryli, nie zdołamy złamać kodu i uciec zanim się tu dostaną…
-Wykryli. –potwierdził mistrz z ciężkim westchnieniem. - Shigar?
Chłopak skinął głową. Żołnierz z drugiej strony drzwi odbezpieczył broń i przyjął pozycję do strzału. Pozostali dołączyli, porzuciwszy analizowanie znalezionego planu kompleksu. Rzuciwszy karabiny, wszyscy trzej Jedi wydobyli ukryte klingi i aktywowali je niemal jednocześnie. Znieruchomieli, wyczuwając mieszane emocje. Wściekłość zwykłych ochroniarzy i wojskowe opanowanie imperialnych szturmowców. Niecałą minutę później z szerokiego wejścia na korytarz główny wypadło pięciu zbrojnych w barwach firmy, tuż za nimi sześciu kolejnych. Napastnicy bez ostrzeżenia unieśli broń i otworzyli ogień. Shigar, Sevr i Drovig otoczyli siebie i żołnierzy lśniącymi osłonami energetycznych ostrzy, bez trudu odbijając strzały ku napastnikom. Dwie celne serie z karabinów sił specjalnych Republiki, wsparte przez Jedi wycelowanymi rykoszetami zmasakrowały połowę wrogiego oddziału, drugą połowę dekoncentrując i zmuszając do padnięcia na posadzkę. Ocalali strażnicy opuścili broń i wycofali się prędko i dosyć nieskoordynowanie, zniknęli za drzwiami nim komandosi zdołali przeładować. Żołnierze unieśli gotowe do strzału karabiny dokładnie w momencie, gdy z otwartego wejścia wychynął jeden z ochroniarzy i cisnął w ich stronę pojedynczy granat ogłuszający. Shigar pchnął go mocą w powietrzu, posłał z powrotem ku rzucającemu. Niewielka, srebrzysta kula przemknęła tuż obok głowy zdumionego strażnika pół sekundy wcześniej, nim Sevr zamknął ciężkie drzwi. Korytarz na zewnątrz rozdarł potężny huk. Przez kilka sekund panowała cisza, już po chwili przerwana serią wściekłych, choć stłumionych wyzwisk i jęków, świadczącą dobitnie o tym, że tuż przed wybuchem do wycofujących się zdążyły dobiec posiłki. Drovig ruszył naprzód wyminąwszy powalonych wrogów, wysunął się ostrożnie na korytarz główny. Pięciu ochroniarzy leżało nieruchomo pod ścianami, dwóch, w tym ich przywódca, zwijało się na ziemi, niezdolnych do dalszej walki. Reszta grupy podnosiła się chwiejnie. Żołnierze Republikańscy doskoczyli natychmiast, celnymi ciosami okrytych durastalą pięści posyłając na ziemię ocalałych przeciwników.
Jeden z komandosów podbiegł do oszołomionego dowódcy ochroniarzy i podniósł go do pionu chwyciwszy za poły mundura, naciągniętego na durastalowy napierśnik. Mężczyzna obrzucił go na wpół przytomnym spojrzeniem, szarpnął się odruchowo w uścisku gdy drugi żołnierz płynnym ruchem przeładował karabin i przystawił mu go do gardła. Jasne oczy pojmanego rozszerzyły się z przerażenia. Zerknął z paniką na stojących w milczeniu Jedi odzianych w pancerze firmy, na srebrne cylindry mieczy w zaciśniętych dłoniach. Trzymający komandos pchnął go ku ścianie, przycisnął przedramieniem na wysokości szyi. Na tyle lekko, by mógł mówić i na tyle mocno by kontrolować to, co mówi. I zatkać w razie potrzeby.
- Skontaktuj się ze swoim dowództwem. Powiesz, że nas otoczyliście i że nie ma potrzeby wysyłania reszty oddziałów.
Ochroniarz uniósł drżący nieco nadgarstek na wysokość głowy i, nie mogąc sięgnąć przez żołnierza, ostrożnie uruchomił komunikator ustami.
-Mówi sierżant oddziału dwudziestego! Otoczyliśmy Jedi. Powtarzam, otoczyliśmy wrogi oddział. Sytuacja opanowana. Odbiór.
-Przyjęto, sierżancie. Postarajcie się przyprowadzić ich do aresztu żywych.
Urządzenie zadrgało i wyłączyło się. W tym samym momencie schwytany dowódca osunął się na ziemię, trafiony ciosem żołnierza z prawej.
Komlink Sevra zawibrował gwałtownie oznajmiając pilne połączenie. Mistrz uruchomił go dotknięciem, przełączając na tryb głośnomówiący.
-Zostaliśmy zaatakowani przy wejściu do wschodniego skrzydła!-głos Jedi Seldre dochodzący z urządzenia trzeszczał lekko, gdy trudem łapała oddech - Oddział jest cały. W tej części ani śladu panelu. Spróbujemy się przedostać do centrum, może uda się wyłączyć te działa. Wy zajmijcie się osłoną. Vakel, odblokuj te drzwi!
Komunikator zabrzęczał i zdezaktywował się.
-Wykrył nas!- warknął ze złością Shigar. –Jak Mortis zdołał namierzyć pięciu Jedi ukrywających swe umysły? To niewykonalne! Musiałby nas zobaczyć, bez pancerzy albo z mieczami! Albo mieć żołnierzy zdolnych odeprzeć atak mentalny dwóch mistrzów!
-Powinniśmy się tego spodziewać.- zamruczał Drovig, zerkając mimowolnie na własny komlink.- Spodziewać się szybkiego wykrycia. To Lord Sithów, do tego członek ich Rady. Popełniliśmy błąd, który może nas kosztować powodzenie tej misji. Musimy go naprawić.-uniósł odruchowo dłoń aby potrzeć zdrętwiałe ramię, drgnął natrafiając na zbroję.
-Spróbuję się przekraść obok patroli i dołączyć do oddziału w budynku centralnym- rzekł po krótkim namyśle - Postarajcie się uzyskać stąd dostęp do panelu osłony. Dzięki fałszywemu raportowi mamy około kilkunastu minut, zanim zorientują się, że nie ma nas w areszcie ochrony.
Sevr mruknął coś niewyraźnie, zawahawszy się skinął krótko głową.
-Hreg, Wex! Wraz z Shigarem zajmiecie pozycje przed drzwiami na korytarz główny. Nie wychodźcie za nie, bo uderzą na was z dwóch stron. –wskazał głową leżących na posadzce ochroniarzy- I pilnujcie, by żaden z nich nie odzyskał przytomności. Zaciągnijmy ich pod drzwi… Nastawcie podręczne blastery na ogłuszanie! Drovig, uważaj na siebie.
Pozbywszy się durastalowego hełmu utrudniającego Jedi orientację i wysławszy drugiemu oddziałowi informację o chęci dołączenia, mistrz Drovig skoczył bezszelestnie naprzód, wyprostował się dumnie, maszerując korytarzem głównym. Shigar ścisnął silnie rękojeść miecza. Nie po raz pierwszy żałował braku umiejętności ukrywania się przed spojrzeniami. I braku dostatecznego doświadczenia i idącej za tym potęgi, pozwalającej Jedi skuteczniej działać w ofensywie, bez nadmiernego skupienia na obronie. Drovig zawsze twierdził, że biegłość w używaniu Mocy rośnie wraz z ciągłym szkoleniem, odmawiając przy tym zbyt intensywnej nauki ze swej strony. Mimo trzech lat spędzonych na frontach Shigar czuł, że jego umiejętności walki nie dorównały jeszcze mistrzom.
Przypomniał sobie misję na Deralan. Głos Vayrena dochodzący niespodziewanie zza pleców, jego pełną samozadowolenia swobodę w przekradaniu się przez wrogą bazę. Westchnął lekko i stanął w pozycji obronnej po lewej stronie drzwi, wychyliwszy się przez nie do połowy.
Cóż, problem tłumionej złości można łatwo rozwiązać. Zmienić powagę w furię. Stojący na środku jednego z korytarzy Vayren skrzywił się lekko pod hełmem, starając się wyczuć położenie Mortisa. Jeśli domyślił się zdrady, perfekcyjnie opanował emocje i perfekcyjnie ukrył swą obecność. Była niewyraźna, z pewnością niewyczuwalna dla Jedi.
Mistrz Jedi Drovig uśmiechnął się lekko, gdy idący korytarzem strażnik minął go bez słowa, nie zwróciwszy uwagi.
Pokonawszy kilkaset metrów dotarł do drzwi prowadzących do głównej części budynku. Była jednopoziomowa, ale według ogólnego schematu który zdążyli zdobyć przeszukując komputer wnętrze było istną plątaniną korytarzy i pokoi. Znalezienie oddziału Seldre bez kontaktu za pośrednictwem Mocy mogło stanowić pewną trudność. Nie mówiąc już nawet o znalezieniu pojedynczej sali z panelem obsługi dział. Westchnął zrezygnowany. Rozsunąwszy wejście rozpoczął poszukiwania.
Darth Mortis uniósł się na fotelu, spojrzał na zgiętego w ukłonie oficera ochrony i dwóch stojących za nim, odzianych w zbroje strażników. Mężczyzna w mundurze wyprostował się i wzdrygnął na widok wyrazu jego twarzy. Lord wydawał się niepokojąco zrelaksowany biorąc pod uwagę fakt, co oznaczała obecność ochroniarza bez spętanych wrogów z eskortą lub mieczy świetlnych w ręce.
-Więc mam rozumieć, że Jedi wciąż biegają wolno po mojej siedzibie? –spytał.
-Mój panie, to nie są zwykli rycerze Jedi! - w głosie oficera brzmiała tłumiona złość zmieszana z paniką.– I wszyscy ubrani w nasze zbroje! Znowu zgubiliśmy jedną z grup, ale szukamy jej intensywnie. Straciliśmy łącznie trzy oddziały ludzi. Myśleliśmy, że ich mamy, ale sygnał od sierżanta Kertela był fałszywy. Straciliśmy ponad piętnaście minut, zanim odkryliśmy, że areszt jest pusty. Kilku Jedi i żołnierzy Republiki znajduje się obecnie w pomieszczeniu synchronizacji danych i prawdopodobnie próbuje uzyskać stamtąd dostęp do osłon. Niestety, sala ma osobną sieć działającą jednokierunkowo, nie możemy zablokować systemu bez podłączenia się do jednego z jej komputerów. Nie użyjemy ciężkiej broni, bo groziłoby to uszkodzeniem paneli i struktury budynku. Duże oddziały nie mają możliwości skutecznego natarcia ani okrążenia bo korytarz boczny jest wąski i ma jedno wejście, do tego republikańscy chowają się za drzwiami. Mamy posłać więcej ludzi?
-Tak. Musicie przerwać im pracę. Budowa tego korytarza tak naprawdę działa na ich niekorzyść. Nawet Jedi nie wytrzymają nieprzerwanego ataku. W którymś momencie z pewnością popełnią błąd, a nie mogą się wycofać. Wyślijcie tam tylu ochroniarzy, ilu dacie radę. Niech wchodzą po kilkunastu, ale bez przerwy. Spróbujcie również zagłuszyć im komunikatory. Za pół godziny chcę usłyszeć twój raport o schwytanych lub zabitych. I nie radzę ci się spóźnić.
Mężczyzna przełknął ślinę. -A co ze zgubionym oddziałem?
-Nie przejmujcie się nim. Znajdzie się sam. - wstał i machnął ręką odprawiając oficera, który skłonił się ponownie i ruszył ku wyjściu. Odziani w zbroje odwrócili się szybko i podążyli za nim.
Sith obrzucił całą trójkę zamyślonym spojrzeniem, jego wzrok spoczął na połyskującym pancerzu firmy.
-Zaczekajcie moment, sierżancie!- podszedł powoli do ochroniarzy, uśmiechnął się do swego nowego planu.
Vayren przysunął się do ściany, dotknął lśniącej płyty. Szybkim ruchem wyciągnął miecz świetlny i aktywował go, po czym wbił z rozmachem w posadzkę, wycinając w niej idealnie okrągły otwór. Złapał mocą ciężki kawał powleczony durastalą, powstrzymując go przed wpadnięciem do środka. Zawahawszy się jednak, zwolnił uchwyt. Odgłos uderzenia był ogłuszający. Wsunął ostrożnie głowę do wejścia otoczonego warstwą rozgrzanego metalu, obrzucił szybkim spojrzeniem tajny korytarz. Nie znalazłszy zabezpieczeń, wskoczył do środka, lądując miękko na posadzce i puścił się biegiem w stronę widocznych dwadzieścia metrów dalej drzwi, oświetlonych płaskimi, białymi pasmami reflektorów. Odsłonił się nieco w Mocy, starając się upodobnić sygnał do Jedi.
Drovig starał się wybierać korytarze prowadzące w głąb budynku. Komlink milczał, oddział wschodni nie odpowiadał od ponad pięciu minut. Skupił się, próbując wyczuć coś mocą. Pokręcił głową czując coraz większą frustrację, wybrał przypadkowe wejście i wkroczył do środka. W tym samym momencie jego uszu dobiegł stłumiony huk. Jedi zatrzymał się gwałtownie i odwrócił, zastanowiwszy się krótko ruszył szybko w kierunku źródła dźwięku. Jeśli to oddział Seldre, to musi znajdować się blisko. Jeśli pracownicy lub ochrona firmy- nie zdołają go wykryć. Mortis też nie zdoła. Uśmiechnął się. Wraz z towarzyszami może i jest łatwy do odnalezienia. Bez nich potrafi znikać nie gorzej niż Selkathański zwiadowca ze stacji wydobywczej Manaan.
Oddział Republiki biegł korytarzami kompleksu. Towarzyszący Vakelowi i Jedi Seldre żołnierze skupili uwagę na otoczeniu, zachowując maksymalną czujność. Każdy podejrzany odgłos witali uniesieniem karabinów. Vakel w wolnej dłoni ściskał granat wiążący. Przystanął, zerknął na nieaktywny komunikator na przedramieniu. Chwilę później wszyscy trzej komandosi znieruchomieli w pozach obronnych, w reakcji na nagły huk zagłuszony nieco przez grube ściany. Seldre przymknęła oczy, wychwytując subtelną próbę kontaktu. Odpowiedź za pośrednictwem Mocy nie dała jednak efektów. Skupiła się, próbując zlokalizować położenie sygnału, skinęła w stronę grupy. Nie zwlekając ruszyli we wskazanym kierunku.
Qel Asim2014-03-04 14:39:54
Klimat TORa - 10/10, komentarz zbędny poza następującym: Tylko Karpyshyn lepiej czuje temat!
Styl i opisy sytuacji - 9/10, jak dla mnie delikatnie przesadzasz z wyjaśnieniami typu: kto?, co?, gdzie i jak?. Zostaw to na walkę, w bardziej statycznych momentach nie wszystko musi być aż tak dopowiedziane
Fabuła - 10/10, typowy TOR <3
Ocena ogólna - 10/10, najlepszy fanfik jaki czytałem, przywracasz mi wiarę w fanów. Czekam z niecierpliwością na trójkę!