Oddział wychynął ostrożnie zza drzwi. Jedi obrzuciła pobieżnym spojrzeniem połyskujące ściany sali i wycięty w posadzce otwór.
Vakel podbiegł podekscytowany, ostrożnie zajrzał do środka.- I tajny korytarz! Mistrz Drovig pewnie jest wewnątrz! Odkrył go przypadkiem i od razu zaczął przeszukiwanie!
Jedi stojąca obok pokręciła głową.
-A jeśli to pułapka? Nie mogę go zlokalizować. Wydaje mi się, że to był on ale mówiłam, że nie mam pewności, sygnał był bardzo niewyraźne. A teraz się ukrywa. Wparowując tam bez ostrzeżenia możemy przez przypadek pomóc go znaleźć wrogom! Powinniśmy poczekać, opracować nowy plan. I skoro Drovig jest tutaj, czemu się z nami nie kontaktuje?
- Bo padły nam komunikatory? - zasugerował jeden z żołnierzy.
-Albo Ciemna Strona zakłóca nasze próby, albo boi się odkryć Mortisowi swoją pozycję.-mruknął Vakel.
-To miałoby sens. Zakłócone próby… Nie ma wątpliwości, że to forteca Lorda. – Jedi chrząknęła cicho.- Ale dlaczego tak głośno rzucił ten ucięty kawałek?
-Przypadkowo? –Vakel wzruszył ramionami.- Przecież czułaś, że to Jedi. Musimy znaleźć mistrza Droviga, w tajnej części kompleksu musi być główna stacja obsługi dział. Mortis z pewnością chciał mieć ją po ręką!
Skinęła z wahaniem głową, podeszła powoli. Ostatni wrogi oddział który próbował ich zatrzymać leżał zmasakrowany w jednym z korytarzy. Na początku, gdy wybuchł alarm, zastanawiało ją dlaczego wróg obrał durną strategię polegającą na wysyłaniu za nimi pojedynczych grup ochroniarzy. Zupełnie jakby całą akcją obrony kierowała osoba nie mający w ogóle styczności z Jedi. Do tego nieposiadająca umiejętności taktycznych. Wraz z narastającym zmęczeniem będącym skutkiem ciągłego napięcia, zaczęła rozumieć zagrożenie wynikające z nieprzerwanych ataków. Próbę zmylenia ścigających ich strażników przypłacili szaleńczą i wyczerpującą bieganiną po korytarzach. Usiłowali pozostać niewykryci, jednocześnie przeszukując teren. Nie było to jednak wykonalne. Gubiąc jeden oddział natykali się zaraz na nowy. Jeśli wrogowie dostali rozkaz zakłócania ich działań, to do tej pory spełniali go bez zarzutu.
Vakel wsunął się do tajnego korytarza, natychmiast po wylądowaniu aktywując miecz. Seldre ostrożnie opuściła resztę oddziału przez otwór, po czym dołączyła, uruchamiając własną klingę.
Shigar wyskoczył za drzwi, tuż za nim żołnierze. Usiłując powstrzymać wroga przed zbliżeniem się zmuszeni byli zrezygnować z bezpiecznej osłony, ryzykując walkę na dwa fronty. Stojący wewnątrz otwartego pomieszczenia mistrz zauważył ich ruch, uniósł gwałtownie głowę znad panelu, skrzywił się i krzyknął coś do nich. Jego słowa zagłuszyła kanonada. Z lewej strony korytarza głównego ruszyło na nich biegiem sześciu strażników, uzbrojonych w pojedyncze blastery. Napastnicy zbliżyli się szybko, próbując przebić się przez osłonę miecza i trafić Jedi, lub komandosów nim tamci zdążą przeładować broń. W stronę Shigara i reszty pomknął kolejny granat ogłuszający. Uniósł dłoń. W tej samej chwili jeden z wrogich blastów trafił lecącą kulę i granat eksplodował, idealnie na środku korytarza pomiędzy obydwoma strzelającymi oddziałami. Siła wybuchu rozrzuciła atakujących i obrońców, powaliła na ziemię. Z otwartego wejścia korytarza bocznego wypadł mistrz Sevr, niewidocznymi ruchami odbijając pociski z powrotem ku pięciu kolejnym wrogom nadbiegającym z prawej strony. Trafiwszy trzech skoczył ku pozostałym, pchnięciem Mocy ciskając ich na przeciwległą ścianę.
Idąca korytarzem górnej części centrum kobieta skręciła gwałtownie. Długi, srebrzysty cylinder wiszący przy pasie zakołysał się lekko gdy znieruchomiała, nasłuchując. Jeśli Jedi znajdowali się w pobliżu, to ukrywali się całkiem nieźle. Ale żołnierze Republiki nie mogli mieć takiej wprawy. Uśmiechnęła się szeroko i sięgnęła przez okoliczne korytarze, wyczuwając emocje. Pośpiech, oszołomienie.
Mistrz Drovig pochylił się nad ekranem w jednym z pomieszczeń czując, jak wypełniająca go powoli irytacja ustępuje triumfowi. Miał przed sobą główny panel sterowania działami. Wejście do systemu wymagało ogromnego skupienia, ale jak na razie nic nie zakłócało jego prób. Pokój był pusty, jeśli nie liczyć dwóch pracowników obsługujących komputery. Zakradnięcie się do środka i bezszelestne ogłuszenie ich obydwu nie było dla mistrza Jedi trudnością. Żadnych alarmów, żadnych ukrytych strażników. Co najbardziej podejrzane, żadnych przeciwników władających Mocą, wysłanych przez lorda uczniów czy sług. Dolna część kompleksu zdawała się zupełnie niechroniona. W jednym z pomieszczeń Drovig odkrył urządzenie zakłócające odczyty skanerów. Wyjaśniałoby to, dlaczego ani jedna z inspekcji Republiki nie zwróciła uwagi na zamaskowany korytarz prowadzący do tajnej części centralnego budynku. Jedi mógłby wyczuć wolną przestrzeń pod warstwą durastali i tworzywa, niestety szukanie nieprawidłowości w budowie i funkcjonowaniu infrastruktury planetarnej nie należało do zadań Zakonu. Potarł kark. Wbił spojrzenie w wykresy i komendy, starając się ominąć zabezpieczenia i wyłączyć wieżyczki nie uruchamiając kolejnego alarmu. Po kilku minutach intensywnej pracy na pulpicie zapłonęła informacja o możliwości dezaktywacji sześciu stanowisk dział. Ekran wypełniły obrazy z kamer wszystkich stanowisk obrony. Sekundę później system uruchomił komendę mówiącą jasno, że wymagany jest kod. Mistrz mimowolnie przybliżył twarz do komputera, jak gdyby miało mu to pomóc szybciej odkryć sekwencję. Drgnął, słysząc za plecami odgłos odbezpieczanej broni. Odwrócił się. Tuż przed szerokim wejściem stał jeden ze strażników, celując w niego z karabinu szturmowego. Jedi nie zważając na to uniósł powoli ramię. Mężczyzna zareagował nerwowym warknięciem.
-Opuść broń!-zamruczał Drovig. Szok, jakiego doznał na widok napastnika nie pozwolił mu się nawet zastanowić nad sposobem, w jaki tamten go podszedł. Odetchnął więc bezgłośnie widząc, jak wyciąga przed siebie dłonie, upuszczając karabin na ziemię.
-Doskonale. Teraz odwróć się i wyjdź. Nikogo nie widziałeś. - głos mistrza zawibrował silnie.
Ochroniarz spojrzał na niego spod zdobionego symbolem firmy hełmu i pokręcił zdecydowanie głową.
-Niestety, mój plan zakłada nieco inne rozwiązanie.
Jedi znieruchomiał. W tym samym momencie wróg machnął ręką, chwytając zaskoczonego Droviga nim ten zdążył osłonić się Mocą. Uniósł go w górę, po czym cisnął szybko o ziemię, aż jęknęła durastal wgnieciona pod wpływem uderzenia.
Ruszył powoli w stronę zwiniętego na posadzce mężczyzny, chrzęszcząc cicho płytkami pancerza. Jedi zakaszlał gwałtownie, po jego podbródku spłynęła krew. Oszołomiony, jęknął gwałtownie próbując unieść głowę.
-Darth Mortis?
Sith uśmiechnął się pod hełmem.
-Skąd, zwykły ochroniarz z zachodniego skrzydła.
Bez ostrzeżenia uniósł obie dłonie, posyłając ku leżącemu błyskawice Mocy. Przerażający wrzask poniósł się po korytarzach, niosąc ze sobą panikę ofiary i wyzwanie napastnika. Jedi krzyczał tak, jak gdyby cały rozdzierający go ból miał umknąć z jego ciała wraz z powietrzem. Dwaj pracownicy stojący na jednym z dalszych korytarzy spojrzeli na siebie i umknęli w pośpiechu, ściskając podręczną broń drżącymi rękami.
Po paru sekundach Jedi zadygotał gwałtownie, po czym zacharczał i opadł bezwładnie na posadzkę. Mężczyzna w zbroi opuścił ramiona. Wyminąwszy go zręcznie przysunął się do panelu obsługi dział i posłał ku niemu gwałtowny impuls mocy. Pulpit zaiskrzył, rozległ się głośny trzask. Upewniwszy się, że został zniszczony, wysunął się na korytarz. Oparłszy się lekko o ścianę sięgnął ku centrum budynku.
Vakel zadrżał, wyczuwając ból mistrza Droviga. Krzyk odbił się silnie w Mocy, Jedi zwinął się jakby to jego przeszywały palące błyskawice. Zduszony jęk Seldre sprawił, że wszyscy trzej żołnierze otoczyli ich, zerkając na siebie niepewnie. Wciągnął gwałtownie powietrze, gdy poczuł wyraźną, mroczną obecność. Blisko, kilkadziesiąt metrów od oddziału.
-Nie zatrzymujcie się! -Seldre zacisnęła zęby starając się opanować, ruszyła korytarzem, tuż za nią reszta drużyny. W biegu przeczesując mijane pomieszczenia.
Shigar ocknął się gwałtownie czując, że ramiona za chwilę wylecą mu ze stawów. Zerknął nieprzytomnie na potrząsającego nim Sevra. Zamrugał, usiłując zatrzymać dwie wirujące szaleńczo ściany korytarza. A może jedną ścianę i jedną podłogę…?
-Shigar, ty durniu! Co cię naszło, żeby wyskoczyć na główny korytarz? – głos mistrza dźwięczał wyraźną troską.- Mamy pokonać zabezpieczenia, nie zmasakrować wroga! Nic ci nie jest?
Chłopak potrząsnął głową, podniósł się chwiejnie, przytrzymany przez towarzysza.
-Raczej nie. Miałem problem z odbijaniem strzałów, nie mogłem skutecznie wycelować rykoszetów chowając się za drzwiami.
Sevr pokręcił głową. Granat wybuchł na tyle daleko, by oszołomienie trwało jedynie przez kilkanaście sekund. Leżący obok komandosi już zbierali się z ziemi. Wyciągnął przypięty do pasa blaster. Ogłuszające strzały skutecznie unieruchomiły odzyskujących przytomność wrogów.
-Spokojnie obronilibyście pozycje zza wejścia. Po prostu nie mogłeś usiedzieć. - mruknął z dezaprobatą, chowając broń.- Nie będziemy teraz jednak dyskutować. -podszedł ponownie do pulpitu.
Shigar skrzywił się urażony. Sevr sięgnął do komunikatora i westchnął.
-Nadal nie mogę nawiązać kontaktu. Coś tłumi sygnał.
Shigar jęknął cicho. -Znowu?
Mistrz spojrzał na niego, zawahał się.
-Gdy straciłeś przytomność, wyczułem impuls. Chyba znalazłem Lorda Mortisa... gdy dopadł mistrza Droviga.-pokręcił lekko głową.
Shigar zaklął bezgłośnie, sięgnął Mocą, próbując coś wykryć. Czuł narastającą wściekłość, pulsującą niczym aktywowany granat termiczny. Gdzieś w głębi centralnego budynku poczuł słaby sygnał.
-Więc czemu stoimy? Dorwijmy go, zanim ruszy się z miejsca!-warknął. – Nie trzeba będzie armii do poszukiwań!
-Shigar.-w głosie mistrza Sevra ponownie zabrzmiała troska. – Mistrz Drovig był wspaniałym Jedi i towarzyszem broni. Nie możesz jednak pozwolić, by emocje przesłoniły ci trzeźwą ocenę sytuacji. Powinniśmy… - Pochylił się aktywując kilka przycisków i osłupiał nagle.
-Osłony dezaktywowane! Wyłączyły się też działa!
-Udało się? – Shigar skoczył naprzód, wbił w pulpit spojrzenie zielonych oczu, z trudem stłumił okrzyk ulgi.
-Udało się.- potwierdził Sevr.- Choć trochę to podejrzane. Strażnik nie mówił nic o dostępie do dział. Może to robota oddziału Seldre. To niewątpliwie szansa dla wojska, ale jeśli nie wezwiemy teraz wsparcia, Mortis ucieknie z kompleksu zanim go znajdą. Jedyną szansą jest prywatny system komunikacji, ale to będzie proste, przekaźniki to akurat jedyna rzecz jaka była zaznaczona na planie. Pozostaje problem lorda. Musimy uniknąć konfrontacji.
-Dlaczego? Czy wyszkolony rycerz Jedi nie powinien stawiać czoła nawet najbardziej potężnym Sithom? - w głosie Shigara zabrzmiała nuta złośliwości.
Sevr westchnął poirytowany, zwróciwszy się w jego stronę uniósł nieco brew.
-Nie mamy pojęcia czy jest sam. A jeśli są z nim jego sojusznicy? Uczniowie?
Shigar skinął głową, wściekły na własną głupotę.
-Więc czemu nie próbują nas schwytać? - rzucił po chwili milczenia. -Jeżeli…
-Wątpię, by próbowali- przerwał mu mistrz - Już by tu byli. Jeśli rzeczywiście wysłał uczniów lub sługi władające Mocą, coś ich powstrzymało.
- Jak korytarz? -chłopak skinął w stronę żołnierzy.
-Czysto, komandorze!
-Doskonale.
Sevr spojrzał jeszcze raz na komputer, po czym obydwaj wysunęli się przez otwarte drzwi, dołączając do komandosów. Pokonawszy kilkanaście metrów dotarli do korytarza głównego. Wyglądał masakrycznie, na całej jego szerokości leżeli pokonani strażnicy. Jedi skinął ręką.
-Uważać na tyły i ruszać się. Musimy znaleźć ten komunikator!
-Chyba, że generał Reasal straci w końcu cierpliwość i strzeli czymś ciężkim w kierunku bazy sprawdzając, czy włączy się osłona.- zamruczał Sevr.
-Wątpię, by ryzykował życie cywilnych pracowników kompleksu, sir.-odparł poważnie jeden z żołnierzy.
-Wiem. - mistrz uśmiechnął się mimo woli.
Oddział przyjął prędko odpowiednio zwartą formację, z Sevrem i Shigarem na czele i chroniącymi ich plecy żołnierzami. Puścili się biegiem, korzystając z chwili względnego spokoju i ciszy.
Mężczyzna odziany w zbroję strażnika wkroczył powoli do ogromnej, pogrążonej w półmroku sali. Na samym środku widniała otwarta komora medytacyjna sporej wielkości. Przed nią stał lord sithów, odziany w zdobioną czerwonymi wzorami szatę. Na widok przybysza skrzywił się lekko. Zza jego pleców wysunęły się dwie wysokie postacie, w ciemnych płaszczach narzuconych na połyskujące, pancerze.
Strażnik zatrzymał się, zasalutował. Nieco zbyt przesadnie. Mortis westchnął.
-Raport?
-Naturalnie! Dwóch Jedi w zachodniej części centrum, dwóch w tajnej. I pięciu żołnierzy Republiki, dokładnie tyle, ile ruszyło na misję. Jeden oddział dotarł już do systemu komunikacji masakrując broniących sali strażników, ze sporym zapałem jak na zdeklarowanych obrońców pokoju. Dezaktywowali ponadto osłony i działa. Wojsko Republiki ruszy do akcji, gdy tylko wyślą sygnał. Albo już ruszyło. Kompleks jest otoczony, droga powietrzna i naziemna odcięte. Tajne wejścia też.
Sith patrzył przez chwilę na żołnierza w całkowitym osłupieniu, zapomniawszy nawet o wściekłości.
-Słucham?
Stojący przed komorą drgnęli, gdy mężczyzna przed nimi odsłonił się w Mocy.
-To ty!-warknął lord.
-Brawo, Mortis. Gratuluję spostrzegawczości.- strażnik ściągnął gwałtownie hełm ukazując twarz i pałające żółte oczy. Cisnął go na posadzkę i uśmiechnął się szeroko.
-Co tu robisz?- odziany w długą szatę mężczyzna pochylił się nieco, zerknąwszy podejrzliwie na przybysza. Stojący obok niego uczniowie odwrócili głowy, wbijając w przywódcę pytające spojrzenia.
-Mistrzu?
-Spokojnie. - Mortis machnął lekko ręką, co było sygnałem do gotowości.
Skinęli posłusznie.
-Twoja baza jest atakowana. Nie przyda ci się ratunek? - Vayren uniósł brew. Jego głos drgał doskonale udawanym zdumieniem.
-Daruj sobie te swoje machinacje. O co chodzi?- warknął Mortis.
- Wygląda na to, że Jedi desperacko pragną dopaść członków naszej Rady. Aż szkoda psuć im zabawę.
Stojący przed nim lord znieruchomiał.
-Twierdzisz, że chcesz pomóc? I zapewne znalazłeś się tu przypadkiem, akurat w chwili zagrożenia.
Mortis skoczył gwałtownie naprzód, lądując tuż przed nim. Uczniowie dołączyli bezzwłocznie, zajmując miejsca po obu jego stronach. Vayren nawet nie drgnął, ręce miał splecione za plecami. Wbił w lorda rozbawione spojrzenie, przechylił lekko głowę na bok.
-Zależy, jak interpretować „psucie Jedi zabawy”…
Nim stojący przed nim zdążyli odpowiedzieć, aktywował wyjętą niespostrzeżenie klingę. Ciął płasko. Wszyscy trzej odskoczyli gwałtownie w tył, o milimetry unikając rozpłatania. Vayren uniósł miecz, zawinął nim kilkukrotnie, przybrał pozycję obronną w momencie, gdy wrogowie uruchomili własne ostrza.
Salę wypełniła seria trzasków. Vayren schylił się unikając cięcia Mortisa. Zręcznym zwodem wyminął wściekłą szarżę jednego z uczniów, znalazłszy się za jego plecami uderzył sztychem, usiłując wpakować mu broń między łopatki. Mortis natychmiast zablokował pchnięcie uderzając w ostrze od boku, by zmienić jego trajektorię. Szkarłatny słup energii skręcił w górę i musnął okryty płaszczem naramiennik, pozostawiając w nim głęboką rysę. Ocalony cofnął się, warknął, machnął z półobrotu mieczem na wysokości pasa. Vayren uskoczył, zawirował parując sypiące się z prawej ciosy podwójnej klingi drugiego sługi lorda. Zwinął się unikając dwóch naprzeciwległych cięć Mortisa, po czym wyprostował gwałtownie plecy wspomagając tym siłę ramion, odbił ostrze ucznia po lewej z taką siłą, że tamten zachwiał się w tył. Zwinnym półobrotem umknął przed atakiem z przeciwnej strony, unikając tym samym wymierzonego zza pleców pionowego ciosu, który miał go rozpłatać od głowy aż po krocze. Ostrze przeszło tak blisko, że poczuł jego ciepło na odsłoniętym karku. Odwrócił się płynnie i pochylił, zamarkowawszy cięcie od dołu, w szyję lorda. Wygiął lekko nadgarstek gdy tamten osłonił gardło ustawioną pionowo klingą, uśmiechnął się nieznacznie zmieniając drogę ostrza w połowie lotu i oszczędnym ruchem ramion ciął ucznia stojącego obok, wykorzystując lukę powstałą w jego obronie. Mężczyzna runął z jękiem na ziemię, Mortis skrzywił się wściekle. Vayren wyszczerzył zęby, przechodząc na zmianę od obrony do ofensywy, starając nie pozostawać zbyt długo przy jednym stylu walki. Z zaciekawieniem śledząc kolejne potknięcia przeciwników. Po kilku minutach zmagań wszyscy trzej znaleźli się obok komory medytacyjnej. Vayren przesunął się w bok, udaremniając Mortisowi przyparcie do połyskującej durastalą ścianki. Blokując kolejny rozpaczliwy cios odbił się od posadzki, perfekcyjnym saltem w tył poszybował w głąb pomieszczenia. Wylądowawszy niecałe dwadzieścia metrów od nich uniósł wyzywająco miecz. Mortis zerknął na niego, oddychając szybko. Stojący obok uczeń sprawiał wrażenie przerażonego.
-Rada nie wybaczy ci tej zdrady. - warknął wrogi lord.
-Czy to nie ścieżka Sitha?- zachichotał Vayren- Twój rozmówca jest oficjalnie na swym statku, całkowicie nieświadomy niebezpieczeństwa, w jakim znalazł się jeden z członków jego Rady.
-„Jego” Rady?
Vayren zmierzył go obojętnym spojrzeniem.
-Jego.
Mortis opuścił nieco broń i splunął na ziemię.
-Jesteś cholernym tchórzem. Zamiast sięgnąć po tytuł Imperatora wolisz działać przez Dartha Marra. Gdybyś pokonał go w pojedynku, lordowie poszliby za tobą. Ja poszedłbym za tobą! Ale wciąż siedzisz w cieniu! Nie nadajesz się na przywódcę Rady!
Uczeń przeniósł wzrok z jednego na drugiego. Vayren uśmiechnął się zimno.
-Jesteś durniem, skoro nie nauczyła cię niczego ostatnia akcja z Imperatorem. Moim priorytetem nie jest bycie celem każdego potencjalnego ataku Republiki. - skrzywił się sceptycznie.- Jako członek Mrocznej Rady działający z ukrycia, jestem w miarę niezagrożony. Chociaż Jedi polują na każdego z nas, koncentrują się na tym, o którym akurat jest głośno. Kontrolowanie Rady z jej poziomu to jedyny skuteczny sposób na jej utrzymanie. Czy muszę ci to tłumaczyć? Jeśli mianowałbym się Imperatorem, musiałbym pokonać wszystkich potencjalnych konkurentów, nie tylko Dartha Marra. Myślisz, że znów poddaliby się absolutnemu panowaniu jednej osoby? Że pozwoliliby nam to rozstrzygnąć między sobą tylko dlatego, że Marr i ja przewyższamy ich potęgą? Wielu zginęłoby, osłabiając strukturę władzy. - spojrzał z irytacją na Mortisa. - Wiem, o co ci chodzi…
Lord parsknął ze złością.
- …ale wystarczy dwóch by kontrolować Mroczną Radę. Sojusz obejmuje wyłącznie Marra i mnie. Póki trwa wojna, żaden z nas nie sięgnie po absolutną władzę, bo przypłacilibyśmy ją rozpadem Imperium. Zbyt wielu Sithów dba wyłącznie o własny interes. Są jak mroczni Jedi, nie obchodzi ich los Zakonu. Potrzebują władców, naszego wsparcia i strategii. Ocaliliśmy Radę przed autodestrukcją, w zamian żądamy posłuszeństwa. Twoje kwestionowanie rozkazów stało się ostatnio uciążliwe. Stało się zagrożeniem dla porządku po tym, jak nasi żołnierze dwukrotnie otrzymali przez ciebie sprzeczne rozkazy. Nie słuchasz ostrzeżeń.
Mortis pochylił się, uniósł klingę. Jego uczeń uczynił to samo po lewej stronie. -Więc przyznajesz się do manipulacji działaniami Imperium! -warknął wściekle- Potwierdzasz tylko moje przypuszczenia. Pewnie Marr zlecił ci ten atak? Gdy pokonam ciebie, dorwę tego aroganckiego durnia. Uwolnię Mroczną Radę od was obu.
-Właśnie tego obawiał się Marr po zniknięciu Imperatora. Szalonego przypływu ambicji wszystkich jego podwładnych. Ale wychodzi na to, że tylko ty jesteś tak krótkowzroczny. Pozostali dali się opanować.
-Cholerny korribański nie..!
Vayren skoczył na niego bez ostrzeżenia, nie dając mu dokończyć zdania.
Zwarli się, starając się przebić osłonę przeciwnika, pomieszczenie wypełniło ponownie brzęczenie mieczy świetlnych.
Parując nieprzerwane ciosy lorda i jego ucznia Vayren skupił się na kolejnych sekwencjach, zbliżył nieco do komory medytacyjnej. Wyprowadzając wzmocniony kopniak w lewe ramię Mortisa ciął szeroko odbijając oba miecze, obrócił się płynnie, kątem oka wychwytując lekki ruch za plecami, drgnął zaskoczony. Odchylił się gwałtownie w tył, nie miał jednak szans uniknąć cięcia szkarłatnej klingi, mknącej w jego stronę w sposób niemożliwy do sparowania. Przez moment widział jak stojąca przed nim, odziana w zbroję firmy dziewczyna wyszczerza zęby w szerokim uśmiechu.
Ostrze dosięgło celu, tnąc zbroję i ciało. Czubek rozpalonego słupa energii zanurzył się koło wewnętrznego końca obojczyka i przejechał pod kątem przez pół klatki piersiowej, wyślizgując się z przepalonej zbroi tuż nad najniższym żebrem. Tylko dzięki refleksowi wspomaganemu Mocą zachował prawą rękę. Zatoczył się gwałtownie w tył, oparł plecami o ściankę komory medytacyjnej, zacisnął pięść starając się utrzymać na nogach. Szok i ból towarzyszący cięciu zdekoncentrował go, pozwalając, by podsycana gniewem energia Ciemnej Strony osłabła. Uniósł miecz w pozycji obronnej. Mortis podszedł powoli, uczennica przysunęła się zaciekawiona.
-Doskonałe cięcie, Sesa! - w głosie wrogiego lorda brzmiało zadowolenie. -I w samą porę. Mamy tu zdrajcę Imperium.
Vayren odwrócił głowę, spojrzał na nią. Uniósł się nieco, co kosztowało go niemal tyle samo, co utrzymanie w pozycji pionowej. Rana płonęła niczym wsadzona w ogień.
-Jestem pod wrażeniem.- rzucił chrapliwie.- Nie znałem dotąd nikogo, kto mógłby mnie w ten sposób podejść.
Dziewczyna uśmiechnęła się w odpowiedzi.
-Jesteś jednym z najlepszych szermierzy, jakich oglądałam w akcji. -odparła bez zastanowienia. -Bez urazy dla ciebie, mistrzu!- skłoniła się w stronę Mortisa.- Obserwowałam waszą walkę z komory medytacyjnej tuż po tym, jak powaliłeś Kynvra. Żałuję, że nie mieliśmy okazji razem potrenować, twarzą w twarz, bez ciosu zza pleców. Sprawdzić się.
Vayren obrzucił ją uważnym spojrzeniem. Domyśliła się, że nie zostawię świadków, czy przeważyła lojalność wobec mistrza? -pomyślał.
Mortis nie skomentował. Zawinął za to ostrzem. Po odbiciu kilkunastu potężnych, wyprowadzonych z góry cięć mięśnie Vayrena dotarły na skraj wytrzymałości. Zmuszony parować ciosy unosząc oba ramiona, czuł jakby prawa część napierśnika roztapiała się w rozpaloną do białości masę. Mortis skoczywszy naprzód zawinął mieczem i wytrącił mu rękojeść szybkim ciosem klingi. Srebrny cylinder przeleciał kilkanaście metrów niczym dziwaczny pocisk moździerzowy, z brzękiem upadł na posadzkę. Vayren warknął zbierając siły i odpłacił się pełnym furii pchnięciem, które cisnęło Mortisem i jego uczennicą. Obydwoje otoczyli się w porę osłonami, przejechawszy spory kawałek poderwali się na nogi. Zaklął. Przez ułamek sekundy przemknęła mu myśl, by uwolnić zjawy Mocy. Odrzucił jednak ten pomysł. Zaalarmowałby przy tym każdego Jedi w promieniu dziesięciu kilometrów, przez co cały plan runąłby bezpowrotnie. Republikańscy prędzej spaliliby cały kompleks z orbity, niż pozwolili mu uciec po takim pokazie. Zaraz jednak nie będzie wyboru. Gdy stojący z boku uczeń ruszył w jego stronę, Vayren wyciągnął dłoń. Napastnik odskoczył raptownie, przyjmując na klingę fioletowe wyładowania. Cofnął się nieco, unosząc miecz w obronnym stylu.
W tej samej chwili szerokie, połyskujące czerwienią wibroostrze przebiło go na wysokości nerek, z taką siłą, że aż uniosło go w powietrze. Mortis i uczennica przystanęli w pół kroku, po czym rzucili się w przeciwległe strony unikając lecącego w ich stronę ciała, które runęło na ścianę za nimi z nieprzyjemnym plaśnięciem. W tym momencie atakujący skoczył na nich z mieczem, obnażając kły. Górował nad nimi o jakieś pół metra. Cofnęli się mimowolnie, niemal wpadając na rozpłaszczonego na ziemi ucznia.
-Dashade!- wykrztusił Mortis. Uczennica wydawała się bardziej opanowana, nie mając zapewne pojęcia, co dokładnie oznacza to słowo.
W przeciwieństwie do swego mistrza nie przeszła do defensywy, pozostała przy agresywnym stylu wymieniając ze stworem serię ciosów tak szybką, że możliwą do zarejestrowania tylko dzięki Mocy. Vayren zacisnął zęby przełamując szok, wyprostował się powoli chłonąc energię Ciemnej Strony, czerpiąc z bólu swojego i zmasakrowanych uczniów. Z głodnej wściekłości Khem Vala, płonącej żarem gorętszym niż ten który palił mu pierś. Podsycając nim własną potęgę, wzbierającą niczym burzliwa, niepowstrzymana fala. Zajęty szaleńczą obroną Mortis nie zauważył zmiany do chwili, gdy niewidzialna ręka Mocy przebiła jego bariery jak gdyby ich nie było i zacisnęła się na gardle z siłą durastalowych kajdan. Uniósł się w górę, wypuszczając mimowolnie miecz z dłoni. Jego uczennica znieruchomiała, obserwując bezwiednie całą scenę z wytrzeszczonymi oczami. Khem nie czekając ciął równolegle do posadzki, ostrze przeszło idealnie przez środek jej mostka. Mortis zacharczał, po czym wylądował miękko pośrodku otwartej komory medytacyjnej, chwytając łapczywie oddech. Vayren skrzywił się, wyciągnął obie dłonie. Wypukła górna część konstrukcji oderwała się z trzaskiem, odwróciła w powietrzu i opadła z hukiem, idealnie dopasowując się do dolnej połowy. Spod kilkucentymetrowej warstwy durastali dobiegł makabryczny trzask miażdzonych ekranów, paneli i ciała.
Vayren zachwiał się gwałtownie. Khem doskoczył, chwycił go za lewe ramię, bezceremonialnie pociągnął w górę zapobiegając upadkowi.
-Obawiam się, że Jedi nie jedzą Sithów.-mruknął, oderwawszy wzrok od pociętej uczennicy. Odwrócił się w stronę wyjścia.
-Czekaj. -Vayren klepnął go w ramię.
-Zaraz będzie tu oddział Republiki!
-Właśnie!- uśmiechnął się. -Idealna okazja do nadzorowania planu.
Dashade spojrzał na niego ze zdumieniem, bez dalszych dyskusji skinął głową i cisnąwszy miecz na ziemię, ruszył do najbliższego kąta. Vayren podążył za nim. Panujący w pomieszczeniu mrok rozświetlany jedynie przez nieliczne reflektory w ścianach, pozwolił na idealne ukrycie.
Qel Asim2014-03-04 14:39:54
Klimat TORa - 10/10, komentarz zbędny poza następującym: Tylko Karpyshyn lepiej czuje temat!
Styl i opisy sytuacji - 9/10, jak dla mnie delikatnie przesadzasz z wyjaśnieniami typu: kto?, co?, gdzie i jak?. Zostaw to na walkę, w bardziej statycznych momentach nie wszystko musi być aż tak dopowiedziane
Fabuła - 10/10, typowy TOR <3
Ocena ogólna - 10/10, najlepszy fanfik jaki czytałem, przywracasz mi wiarę w fanów. Czekam z niecierpliwością na trójkę!