autor: Martyna "Lord of Hunger" Olbert
Mistrz Wens Aleusis uniósł się nieco na siedzeniu, potarł mimowolnie twarz, nie kryjąc zaniepokojenia. Chrząknął cicho.
-Sądzę, że należałoby rozważyć najlepsze sposoby na interwencję, a nie jej ewentualny brak. -zaczął, obrzuciwszy jednocześnie salę i zebraną w niej Radę zdecydowanym wzrokiem. Kilku Jedi odpowiedziało cichymi pomrukami aprobaty. Wielka mistrzyni Satele obdarzyła go zamyślonym spojrzeniem, po czym zamknęła oczy. Sevr zerknął na nią szybko.
-Uważasz, że to może być pułapka?
-Niewykluczone…- odparła z lekkim wahaniem- ale to niczego nie zmienia. Tej informacji nie wolno nam zlekceważyć. Jak wiemy z raportu, mój były padawan znalazł ją w obozie naukowców, którzy zdradzili Republikę. -skrzywiła się nieznacznie, głos jednak miała spokojny- Nie zapominajmy też, że teraz, gdy Mroczna Rada sama dowodzi Imperium, naszym priorytetem stało się odnalezienie i unieszkodliwienie wszystkich jej członków. Gdy zniszczymy przywódców, armia prędko straci chęć do dalszej wojny. Bez przeszkód pokonamy ją w kilku otwartych bitwach.
-A tak przy okazji, nie sądzicie, że to nieco dziwne?-mruknął Wens.
Satele spojrzała na niego pytająco.
-W sensie to dowodzenie. Cała ta ich Mroczna Rada powinna była rzucić się sobie do gardeł zaraz po tym, jak straciła Imperatora. A jednak wciąż współpracują. I całkiem dobrze im to wychodzi, sądząc po ostatnich sprawozdaniach wywiadu. Lordowie sithów kooperujący z własnej woli? I bez żadnego nacisku?
- W ciągu ostatnich tygodni oddziały wroga dwukrotnie dostały sprzeczne rozkazy. Podobno z samej góry. Informacje dotarły od naszych agentów wczoraj. - siedząca po prawej stronie trogutańska mistrzyni przekrzywiła głowę, jej prawe lekku zadrgało nieznacznie.
-Sądziliśmy, że się wzajemnie powyrzynają! Sprzeczne rozkazy żadną miarą nie są porównywalne do wewnętrznego konfliktu, który miał rozerwać Imperium po stracie władcy!-prychnął z irytacją Wens.
-To istotnie niecodzienna sytuacja - stwierdził po chwili milczenia mistrz Traless - i bardzo podejrzana. Z całą pewnością powinna stać się tematem kolejnego posiedzenia. Teraz jednak proponuję zająć się sprawą naglącą.
Rada zamruczała aprobująco.
-Doskonale. Kontynuujmy więc - Aleusis pochylił się lekko na fotelu- Mamy tyle oddziałów na Ord Mantell, że spokojnie możemy zająć dwadzieścia takich kompleksów jak ten z holomapy. Jeśli wyślemy kilkuset ludzi i uderzymy z zaskoczenia… -ponownie poniósł wzrokiem po twarzach.
-Nie możemy ryzykować wprowadzenia kilkuset ludzi w zasadzkę.-przerwała stanowczo Satele- Otwarty szturm byłby z naszej strony głupotą, tamtejsze działa przeciwlotnicze zniszczą połowę statków, zanim jeszcze żołnierze dotrą na ziemię. Nie wiemy nawet, czy zdołaliby pokonać osłonę. A bez wsparcia powietrznego schwytanie Lorda Sithów w ogromnym, pełnym wąskich uliczek kompleksie może okazać się niewykonalne. Nie możemy też wysłać oddziałów pod pretekstem inspekcji, Jedi zazwyczaj nie towarzyszą takim akcjom. Musimy zinfiltrować budynki i wyłączyć zabezpieczenia, dopiero potem otoczyć całość i dokładnie przeszukać.
-Więc na początek weźmiemy mały oddział, - Sevr skinął głową, reszta sali poszła za jego przykładem- więcej niż dziesięć osób w jednym podstawionym patrolu wzbudzi podejrzenia. Pięciu Jedi. I pięciu żołnierzy z sił specjalnych, senat na pewno będzie na to nalegał. Udział komandosów w tej akcji podbuduje wizerunek całej armii. Kanclerz znów stwierdzi, że to sprawa całej Republiki, nie tylko Zakonu… –westchnął bezgłośnie- Przejdźmy jednak do planu. -Skłonił się lekko w stronę trogutanki.
-Niestety, nasze bazy danych nie dysponują ani dokładnym planem tego kompleksu budynków, ani dokładnym położeniem paneli bezpieczeństwa. Dysponujemy jednak paroma konkretnymi informacjami, które zawężają obszar poszukiwań do gmachu położonego w centrum i dwóch przyległych do niego zabudowań. Pozostaje więc dokładne przetrząśnięcie kilkudziesięciu znajdujących się w nich pomieszczeń. - oświadczyła mistrzyni.
-Doskonale.-uśmiechnął się.- Więc podzielimy oddział na połowy…
Prosta taktyka Sevra zakładała rozpoczęcie poszukiwań z przeciwnych stron i ewentualne przegrupowanie w centrum. Przyjęto ją ze sporym entuzjazmem.
Wysokie budynki zachodniej części kompleksu górowały nad oddziałem szturmowców, potężne niczym Alderaańskie masywy. Kroczyli ścieżką między szerokimi, ciemnymi ścianami, dwa równe szeregi chrzęszczące durastalą. Zgrani słudzy imperium w barwach największej lokalnej firmy. Tuż przed najbliższym wejściem rozdzielili się. Jedna połowa zniknęła w środku, druga zawróciła kontynuując patrolowanie ulic. Szli w milczeniu, miotając czujne spojrzenia spod lśniących wizjerów. Nad ich głowami przemknęło z brzękiem sześć pojazdów powietrznych opatrzonych zielonymi symbolami, identycznymi jak te na ich naramiennikach. Ogromne, opancerzone działa osadzone na zdobiących dachy podwyższeniach natychmiast zwróciły lufy ku przybyłym, skanując na bieżąco wszystkie odczyty i uprawnienia. Potwierdziwszy tożsamość i zezwolenie na lądowanie złożyły się powoli znikając do połowy w imponującej grubości osłonach, po czym znieruchomiały.
Kroczący korytarzem Vayren z trudem tłumił śmiech. Otaczający go kompleks, oddalony od najbliższego miasta o kilkadziesiąt kilometrów, był niezbitym dowodem sprytu Mortisa. Oficjalnie należał do tutejszej firmy produkującej pancerze z durastali. Właściciele, od dawna potajemnie wspierający Imperium postarali się, by wszystko wyglądało i funkcjonowało naturalnie. W poszczególnych częściach bazy znajdowały się dziesiątki biur i olbrzymie sale ze sprzętem, w których wytwarzano i misternie zginano metalowe płyty, by jak najskuteczniej chroniły ciała przyszłych nabywców. Kilka budynków posiadało rozbudowane laboratoria, gdzie badano nowe technologie produkcji. Wszystko obstawione potężnymi działami przeciwlotniczymi. Składy pancerzy, stanowiące niezwykle cenną zdobycz, często były celami ataku wszelkiej maści gangów. Uzyskanie przez firmę zgody na zwiększenie poziomu obrony nie stanowiło dla jej zarządu najmniejszego problemu. Trwająca wojna wymagała ciągłej uwagi ze strony dowództwa armii republikańskiej, w tym oddziałów stacjonujących na planecie. Działa i generatory osłony zabezpieczające kompleks zapewniały mu bezpieczeństwo i uwalniały wojsko od perspektywy interwencji w razie ewentualnej napaści. Żadna planetarna szajka nie odważyłaby się obrabować tak chronionego obiektu.
Zarówno zwykli pracownicy jak i ochrona posiadali oficjalne potwierdzenie zatrudnienia, jednakże nie przeszkodziło to właścicielom firmy w umieszczeniu na stanowiskach strażników dziesiątek imperialnych żołnierzy. Każdy z nich otrzymał fałszywe dokumenty tożsamości i stałe zakwaterowanie w jednym z miast. Wszystkie pojazdy należące do firmy zostały oznakowane i zarejestrowane w bazach informacyjnych republiki. Dane udostępnione na temat kompleksu i wszystkich działań były dalece dopracowane, choć na tyle ogólne, na ile tylko się dało. Żadna z dotychczasowych inspekcji Republiki nie wykazała nieprawidłowości. Słowem, wszystko doprowadzone do perfekcji. Dosłownie nie do wykrycia.
Uniósł rękę, uruchomił komlink przytwierdzony do przedramienia, przestawiając dźwięk na głośniki w hełmie. Urządzenie zawibrowało, automatycznie odnajdując odpowiednią częstotliwość.
Odwrócił się płynnie i skręcił w boczne wejście.
Qel Asim2014-03-04 14:39:54
Klimat TORa - 10/10, komentarz zbędny poza następującym: Tylko Karpyshyn lepiej czuje temat!
Styl i opisy sytuacji - 9/10, jak dla mnie delikatnie przesadzasz z wyjaśnieniami typu: kto?, co?, gdzie i jak?. Zostaw to na walkę, w bardziej statycznych momentach nie wszystko musi być aż tak dopowiedziane
Fabuła - 10/10, typowy TOR <3
Ocena ogólna - 10/10, najlepszy fanfik jaki czytałem, przywracasz mi wiarę w fanów. Czekam z niecierpliwością na trójkę!