Dzień trzeci - Sobota, 25 sierpnia 2012
The Clone Wars with Dave Filoni and Joel Aron
Po sobotnim staniu w kolejce udaliśmy się do Celebration Digital Theater. „The Clone Wars” już chyba na stałe wszedł do kanonu Celebration. Może przez to ludzie nie walili na to tym razem tak bardzo jak wcześniej. TCW istnieje, ma swoich fanów, sympatyków, haterów i tych, którzy to oglądają, a Filoni na Celebration był wszechobecny. Owszem, nadal ma status jakiejś gwiazdy, jednak nie tak wielkiej jak choćby ludzie tworzący klasyczną trylogię czy prequele. Dlatego panel rozpoczął się dość spokojnie, żeby nie powiedzieć - nudno. Właściwie wszyscy czekali na jakieś klipy i ewentualne wskazówki do piątego sezonu, a nie po raz kolejny historię o tym, jak tworzono serial. No i doczekali się, przede wszystkim planety Onderon i fragmentów z nią związanych. Więcej szczegółów na temat „Wojen klonów” na Celebration znajdziecie tutaj.
Panel jednak skończył się „przytupem” i niespodzianką. Zamiast zwykłej sesji pytań i odpowiedzi na scenie pojawił się gość: George Lucas, co wywołało prawdziwą ekscytację fanów. To dość emocjonujące spotkanie, więc trudno nam nawet coś więcej napisać. Jakoś nikt nie miał głowy do tego, by notować, co mówi George. Ważne dla nas było to, że jesteśmy w tej samej sali, co legendarny twórca „Gwiezdnych Wojen”.
The Future of Star Wars 3D with John Knoll and Dennis Muren
Kolejny punkt programu znów miał miejsce w Digital Theater. To chyba jeden z najbardziej interesujących paneli, przynajmniej w teorii. Miał on odpowiedzieć na podstawowe pytanie, czy i kiedy zobaczymy kolejne epizody skonwertowane do 3D. No i wiele osób liczyło na zwiastun lub przynajmniej fragmenty „Ataku klonów” w 3D. Na to pierwsze pytanie odpowiedź nie padła, przynajmniej zadawalająca. John Knoll i Dennis Muren owszem przyznali, że pracują już nad „Atakiem klonów”, ale to już wiedzieliśmy wcześniej. Wspominano też trochę „Zemstę” (nad którą również już trwają prace), no i najważniejsze: zamiast zwiastuna zobaczyliśmy kilka fajnych fragmentów przekonwertowanych do 3D. Wybrano kilka scen z „Ataku klonów” i zrobiono taką skrótową wersję, która doskonale powinna oddawać to, w jaki sposób zostanie skonwertowany film. Tu podobnie jak na seansie „Mrocznego widma” dzień wcześniej, całość była pokazana w technologii RealD 3D.
Oczywiście dwaj twórcy efektów specjalnych poopowiadali trochę o tym, jak wygląda proces konwersji z ich perspektywy. Dla Johna Knolla jednym z najważniejszych zadań jest to, by przypomnieć sobie jak wyglądał plan. Nie wszystko w kamerze i na ekranie wygląda dokładnie tak jak w rzeczywistości, pewne rzeczy się zlewają, a pamięć ludzka bywa zawodna. Czasem jest dokumentacja, czasem jej nie ma. Dennis Muren wtórował mu dodając, że największym problemem i wyzwaniem jest oszukanie płaskich efektów specjalnych, często zamierzonych. Konwersja to forma sztuki, która wymaga planowania na nowo: tak by wszystko wyglądało lepiej. Prace nad „Mrocznym widmem” trwały rok, ale wszyscy dokładają wszelkich starań, by przyśpieszyć proces. Choć pewnie z „Atakiem klonów” i tak skończy się bardzo podobnie, czyli koło roku. Muren dodał też, że „Atak klonów” w 3D ma mieć więcej głębi niż miało „Mroczne widmo”, chcą by było widać różnicę. John Knoll dodał jeszcze jedną rzecz, mianowicie to, że „Atak klonów” będzie głębszy niż byłby naprawdę, nawet gdyby kręcono go natywnymi kamerami 3D. Ten film konwertuje się o wiele łatwiej, bo jest już cyfrowy, a wiele elementów to nałożone warstwy. Zresztą CGI łatwiej się konwertuje i dodaje głębię. Przyznali też, że czasem zrobienie dobrej sceny wymaga przesuwania obiektów, więc i rozłożenia elementów trochę inaczej niż miało to miejsce na planie.
Potem pokazano kilka scen, w tym ujęcie Dexa rozmawiającego z Obi-Wanem. Na tym przykładzie dokładnie pokazano, jak rozdziela się poszczególne warstwy i w jaki sposób się je przesuwa, obrazowo ukazując jakie efekty można uzyskać.
Super Secret Star Wars
Super Secret Panel dotyczył nowopowstającego serialu Star Wars Detours. Był to jeden z tych paneli, które na konwencie powtarzane były kilkukrotnie – przy czym za każdym razem na publiczności zasiadał komplet widzów chcących dowiedzieć się czegoś o nowym serialu komediowym. Twórcy po części zapewnili sobie to zapowiadając, że na każdym kolejnym panelu będą pokazywać nowe rzeczy, których wcześniej nie prezentowali. Już na samym początku spotkania stwierdzili, że dzisiaj fani zobaczą coś, co na długo zapamiętają – a koledzy, którzy byli dzień wcześniej będą im zazdrościć.
Spotkanie zaczęło się od wyświetlenia krótkich filmików zapowiadających nadchodzący serial. Przybliżali w nich główne tematy, które będą w nim poruszane. Serial będzie się dział w trzech scenografiach na nowo zbudowanej Gwieździe Śmierci (oficjalnie największym galaktycznym centrum handlowym), w pałacu Jabby i w jadalni Dextera. Wydarzenia dziejące się w pałacu Jabby mają nam pokazać co robią, jak żyją i kim są istoty, które na co dzień w nim przebywają.
Następnie twórcy przedstawili całą listę osób, którzy zdecydowali się podkładać głos pod postacie w serialu. Wśród nich znalazł się sam George Lucas oraz gwiazdy sagi takie jak Billy De Williams, Anthony Daniels czy Ahmed Best. Oprócz nich zatrudniono wiele osób znanych fanom fantastyki czy seriali, m.in. Felicię Day, Ala Yankovica, Zacharego Levi, Setha Greena, Setha MacFarlane i Jennifer Hale.
Twórcy Detours opowiadali, że nad tym serialem aktywnie pracowali z Georgem Lucasem. Na dowód tego przyprowadzili niespodziankę, o której wspominali już na samym początku – w połowie spotkania na scenę wszedł sam Lucas. Pojawienie się twórcy Star Wars wywołało oczywiście olbrzymi aplauz na Sali. Dało się również słyszeć ludzi skandujących „Chcemy trzecią trylogię”.
Lucas zawsze chciał zrobić coś nowego, śmiesznego, skierowanego do wszystkich. The Clone Wars musząc wpisywać się w pewne ramy nie pozwalało na realizację wszystkich pomysłów. Dlatego Detours powstaje w innej formie, będzie śmieszniejsze. George pracował razem z ekipą od Detours wiele godzin dziennie nad serialem, dawał wskazówki, sugerował co można by dodać, albo zrobić szybciej, śmieszniej. Tak że, mimo iż nie jest reżyserem tego serialu, to ma duży wpływ na to, jak on wygląda. Zebrane informacje o Detours prosto z panelu znajdziecie tutaj.
Ben Burtt: In the cutting room with Star Wars
To był chyba pierwszy panel w sali Behind the Scene, który faktycznie dotyczył powstawania filmów. Ben Burtt już wiele razy gościł na Celebration i zazwyczaj opowiadał o dźwiękach. Tym razem poproszono go o to, by poopowiadał trochę o montażu filmu. Trochę mówił o tym jak zmieniał się sam proces i jak obecnie on wygląda, zwłaszcza cyfrowo. Wspominał także o animatyce, puszczano nawet kilka scen animatycznych (dostępnych na dodatkach wydania BD Gwiezdnej Sagi), przy których Burtt pokusił się o dodatkowy komentarz. Z ciekawostek, o których wspominał, to najważniejsza jest ta, że George Lucas stara się zawsze kręcić od 4 do 7 ujęć tej samej sceny, oczywiście z różnych perspektyw. Dopiero potem całość się montuje.
Inną ciekawostką było to, jak efekty specjalne i zmiany w scenariuszu mogą mieć wpływ na montaż. Dobrym przykładem jest tu „Atak klonów” i scena w której Anakin wyrusza z domostwa Larsów odnaleźć matkę. W finalnej wersji filmu towarzyszy mu tu tylko Padme, ale gdy to kręcono, w kadrze obecny był też Owen Lars. Lucas stwierdził, że nie chcę mieć tu Owena, ten zaś został wycięty praktycznie w całości w montażu. Burtt pokazywał, w jaki sposób z podobnych ujęć dzielono ekran i montowano jeszcze raz. Potem oczywiście ILM wszystko wygładził. Tłumaczył na tym przykładzie, że dziś montaż filmu może być w dużej mierze powiązany z efektami specjalnymi.
The New Star Tours: The Adventures Continue
Panel o Star Tours przede wszystkim koncentrował się na historii tego przedsięwzięcia i ciekawostkach, które tam zawarto. Obecni byli ludzie z Disneya, którzy odpowiadają za stworzenie tej atrakcji. Historię nowego Star Tours można przeczytać tutaj.
Na panelu zdradzano też pewne sekrety, które można wypatrzeć na Star Tours. Okazuje się, że w tle jest bardzo wiele nawiązań, i nie chodzi tu tylko i wyłącznie o sam filmik, ale budynek, w którym ustawia się kolejka.
Tom Angleberger – Origami Yoda
Tom Angleberger jest autorem serii książek o przygodach młodego chłopca, któremu w życiu pomagają gwiezdno-wojenne postacie stworzone z orgiami. Panel, który prowadził na konwencie, mocno różnił się od paneli z innymi pisarzami. Przywykliśmy już do tego, że zazwyczaj opowiadają oni na nich o procesie powstawania książek, planach na przyszłość czy udzielają rad związanych z pisaniem. Tom postanowił jednak odejść od tego schematu i zamiast standardowego spotkania autorskiego przygotował… warsztaty origami. Tym samym był to jeden z kilku paneli na konwencie, na których uczestnicy mogli się pobawić rozwijając swoje zdolności manualne, zamiast zwyczajnie siedzieć i słuchać tego, co mają do powiedzenia zaproszeni goście.
Mimo iż był to dosyć nietypowy punkt programu, to - jak się okazało - sala była pełna. Każdy z uczestników dostał na wejściu kilka różnych kartek, po dwie kredki i dodatkowe akcesoria, wspomagające proces tworzenia origami. Tom instruował, jak mają powstać bohaterowie jego książek – przy jego stole umocowana była kamera, która przekazywała obraz na projektor. W ten sposób uczestnicy mogli śledzić każdy ruch autora, podczas gdy on opowiadał, jak stworzyć figurki z papieru. Łącznie podczas warsztatów powstało sześć różnych origami.
Autor, przez całe spotkanie wydawał się promieniować energią. Był osobą bardzo żywą i wesołą, zdawało się wręcz, że o wiele bardziej pasowało mu bieganie między stolikami i pomaganie w tworzeniu origami niż zwykłe spotkanie autorskie. Sam wydawał się zresztą lekko zaskoczony tym, gdzie się znalazł i jak wielkie zainteresowanie wywołały jego origami. Z pewnością jego panel nie mógł konkurować ze spotkaniami z gwiazdami Star Wars, ale był bardzo ciekawą odskocznią od reszty konwentu.
Talking to Myself starring James Arnold Taylor
Zdecydowanie najwcześniej w kolejce ustawiliśmy się w sobotni wieczór, do sali Celebration Stage. Prawie dwie godziny przed czasem, ale tym razem miały być dwa panele połączone.
Pierwszy to James Arnold Taylor i jego show. Właściwie trudno powiedzieć cokolwiek więcej, to po prostu trzeba zobaczyć, a jeszcze lepiej usłyszeć. Aktor potrafiący zmieniać swój głos, mówiący tysiącem barw, imitujący dźwięki. Potrafił nawet nagrać utwór muzyczny udając przy tym całą orkiestrę. Ciężko się o tym czyta, to trzeba zobaczyć. Przez godzinę ciągle zaskakiwał i choć nie robił „nic nadzwyczajnego”, nie licząc oczywiście cudów ze swojego głosu, to i tak wszyscy wyszli zadowoleni. Ogólnie sobotni wieczór był bardziej rozrywkowy niż merytoryczny, ale naprawdę wart zobaczenia.
Carrie Fisher: Date with Princess
Punkt kulminacyjny soboty to spotkanie z Carrie Fisher, czyli księżniczką Leią. I trzeba przyznać, że miała wejście. Na scenę weszła wprowadzając swojego pieska Gary’ego, z którym przyjechała do Orlando, by mu pokazać ocean. Cała rozmowa z Carrie Fisher była przeprowadzona dość mocno na luzie, a gwieździe dość często zdarzały się frywolne żarty. Zupełnie zapominała o młodszej publiczności sprawiając, że przez to godzinne spotkanie starsi naprawdę świetnie się bawili, pękając ze śmiechu. Ten panel może nie należał do ultra-gwiezdnowojennych, ale znalazło się też kilka ciekawych informacji o sadze.
Carrie zapytana o przyczynę sukcesu swojej kariery stwierdziła, że to cukier. Jak go sobie nie żałowała, to wszystko szło dobrze. Stwierdziła też, że od razu wiedziała, że Gwiezdne wojny to będzie hit, ale nikt nie potrafił tego porównać z czymkolwiek innym i nikt jej za bardzo nie wierzył.
Wspominała też pracę na planie. Między innymi Petera Cushinga, który w wolnych chwilach palił papierosy bez filtra. Nabijała się też z Marka Hamilla, który latał za starszymi i bardziej doświadczonymi aktorami prosząc ich o rady. W końcu Alec Guinness dał mu dziesięć GBP prosząc, by sobie już poszedł. Nie mogło też zabraknąć nawiązania do „Blues Brothers”. Carrie określiła Johna Belushiego jako chodzącą czarną dziurę, w której znikało wszystko, alkohol, narkotyki i kobiety.
Potem zrobiono krótką przerwę muzyczną i Carrie na żywo odśpiewała swoją piosenkę ze „Star Wars Holiday Special”.
Skoro zahaczyła o temat Belushiego, szybko zeszła na temat imprez na planie. Najbardziej wspominała czasy, gdy kręcili „Imperium kontratakuje”. Wynajmowała wtedy mieszkanie u Erica Idle (z Monty Pythonów), a ten miał dziwny zwyczaj, że spraszał jej do tego mieszkania gości, którzy potrzebowali noclegu. Pewnego dnia po zdjęciach Carrie wróciła do domu, a tam imprezowali Rolling Stonesi z Mickiem Jaggerem. Wiedziała tylko, że nie powie Jeggerowi, że musi iść spać, bo rano do pracy. Ściągnęła Harrisona Forda i imprezowali do rana. Następnego dnia na planie nawet nie mieli kaca (albo raczej jeszcze), choć oboje byli mocno wcięci. To scena, w której Han i Leia wylądowali na Bespinie i próbują witać się z Lando.
Następnie rozmowa zeszła na metalowe bikini. Kolejne żarty dla dorosłych Fisher skończyła stwierdzeniem, że „powinni nakręcić Gwiezdne Wojny w wersji porno”, oczywiście z tym bikini.
Potem przyznała, że obecnie jest już na emeryturze, choć raczej aktywnie. Pisze musical na podstawie „Pocztówek znad krawędzi”, robi film dla telewizji na podstawie swojej książki. Próbuje też pisać kolejną. No i jeździ z Garym po świecie.
Potem rozpoczęły się pytania od publiczności i można było się np. dowiedzieć, że ulubiony film Fisher to „Imperium kontratakjuje”. Tłumaczyła też dziesięciolatkowi, co to jest menstruacja, po tym jak wcześniej z niej żartowała. Oczywiście ściemniała.
Carrie we wspaniały sposób odchodziła od tematu, przede wszystkim żartowała, dosadnie, dobitnie, niekoniecznie przejmowała się polityczną poprawnością, ale właśnie tym i swoją osobowością ujęła całą salę.
Podsumowanie drugiego dnia:
Oczywiście sobota to dzień dwóch ostatnich epizodów, V i VI. Fani mieli też okazję spotkać się na imprezie z DJem. Wśród ciekawostek odbyły się też panele z przedstawicielami NASA, a nawet z organizacjami kostiumowymi, który poprowadził Daniel Logan.