TWÓJ KOKPIT
0

Darth Maul: Sabotażysta :: Książki

Kwatera główna kompanii Lommite Limited mieściła się przy podnóżu zachodniej części zbocza otaczającego dolinę. Nawet tutaj półcentymetrowa warstwa prochu zakrywała bujny trawnik i kwiaty ogrodowe, które dyrektor kompanii, Jurnel Arrant, zdołał wyhodować na tutejszej kwaśnej glebie.

Podeszwy butów Bruita pozostawiały w prochu wyraźne ślady, kiedy zbliżał się do kancelarii Arranta, z której rozciągał się wspaniały widok na całą dolinę i oddalone skały. Bruit zatupał nogami, chcąc otrząsnąć z butów jak najwięcej lommitu, jednak była to beznadziejna próba.

Kiedy wpuszczono Bruita do kancelarii, Jurnel Arrant stał koło okna, odwrócony plecami do wnętrza pomieszczenia.

- Tyle bałaganu - powiedział Arrant, kiedy usłyszał, że drzwi za Bruitem zamknęły się.

- Jeżeli pan myśli, że to jest okropne, to niech pan zaczeka do pierwszego deszczu. Będzie z tego papka - Bruit miał nadzieję, że jego uwaga chociaż trochę zbanalizuje sytuację, jednak kiedy Arrant odwrócił się w jego stronę z rozdrażnionym wyrazem twarzy, wyzbył się wszelkich iluzji.

Dyrektor Lommite Limited był schludnym i przystojnym człowiekiem niemal w średnim wieku. Na początku, po jego przybyciu na Dorvallę ze swej rodzimej Korelii, nie stronił od fizycznej pracy, kiedy było trzeba pomóc. Jednak, kiedy kompania pod jego zarządem rozpoczęła prosperować, Arrant stał się bardziej wymagający i zdystansowany. Pozostawiał Bruitowi codzienne sprawy kompanii. Arrant lubił nosić drogie tuniki w ciemnych kolorach, które zawsze na ramionach były posypane lommitem i dyrektor nosił je jak znak swojej funkcji. Chociaż na początku wielu pracownikom nie podobało się jego pozamiejscowe pochodzenie, tylko niewielu mogło powiedzieć o nim cokolwiek złego, bowiem Arrant tylko dzięki własnemu wysiłkowi zmienił mało znaczącą lokalną firmę wydobywczą Lommite Limited w kompanię handlującą z wieloma planetami o dużym znaczeniu.

Arrant rzucił okiem na białe ślady, które zostawił Bruit na dywanie. Głośno westchnął, wskazał Bruitowi krzesło i sam usiadł za starym stołem, zrobionym z twardego drewna.

- Co ja mam z tobą zrobić Bruit? - zapytał teatralnie - Kiedy prosiłeś mnie o zaawansowany sprzęt monitorujący, załatwiłem go. Kiedy chciałeś więcej pracowników ochrony, zatrudniłem ich. Brakuje ci jeszcze czegoś? Wiesz o czymś, czego ci odmówiłem?

Bruit zacisnął wargi i przecząco kiwnął głową.

- Nie masz rodziny. Nie masz dziewczyny a przynajmniej o żadnej nie wiem. Więc wygląda na to, że zwyczajnie olewasz swoją robotę.

- Przecież pan wie, że tak nie jest - skłamał Bruit.

- Więc dlaczego nie robisz co do ciebie należy? - Arrant położył łokcie na stół i pochylił się do przodu. - To jest już trzeci przypadek sabotażu w ciągu kilku ostatnich tygodni. Nie rozumiem dlaczego ciągle się to powtarza. Macie już jakieś poszlaki?

- Dowiemy się więcej, kiedy znajdziemy i zbadamy roboty, które prowadziły te transportowce - stwierdził Bruit. - Aktualnie są one pogrzebane pod pięciometrową warstwą pyłu.

- Dobra, załatw tę sprawę. Chcę żebyś skupił całą swoją uwagę na likwidacji sabotażystów odpowiedzialnych za te awarie. Jesteś pewien, że sobie z tym poradzisz, czy mam załatwić jakichś specjalistów?

- Nie dowiedzą się ode mnie niczego więcej - odpowiedział Bruit. - Wraz z coraz większym powodzeniem naszej firmy na rynku, rośnie desperacja w Intergalactic Ore. W dodatku nie chodzi tu tylko o współzawodnictwo handlowe. Wiele rodów, których członkowie pracują dla Intergalactic Ore, prowadzi prywatne wojny z rodami, których członkowie pracują dla nas. Właśnie te waśnie były przyczyną co najmniej dwóch z ostatnich aktów sabotażu.

- Więc co proponujesz? Mam wszystkich wywalić z pracy i zatrudnić dziesięć tysięcy górników z Fondoru? W jaki sposób odbiłoby się to na wydobyciu? I co gorsza, jak wpłynęłoby to na moją reputację tutaj?

Bruit wzruszył ramionami.

- Na te pytania nie jestem panu w stanie odpowiedzieć. Może nadeszła chwila, by na nasze problemy zwrócić uwagę senatu Republiki.

Arrant wytrzeszczył oczy na Bruita.

- Zabierać nasze problemy na Corucant? Bruicie, tutaj nie chodzi o żaden konflikt międzygwiezdny. To jest wojna korporacji handlowych, a ja siedzę w okopach takich wojen dostatecznie długo, by wiedzieć, że najlepszym sposobem na załatwienie tej sprawy jest załatwić to samemu. Dodatkowo nie chcę, żeby senat zaczął w tym maczać palce, bo wtedy nasz problem zamieniłby się w wyścig między Lommite Limited i Intergalactic Ore o to, kto da większą łapówkę większej ilości senatorów - gniewnie potrząsnął głową. - Zrujnowałoby nas to prędzej niż następne ataki sabotażystów.

Bruit otworzył usta, chcąc odpowiedzieć, lecz właśnie wtedy odezwał się dźwięk z komunikatora Arranta i zaraz potem usłyszeli głos robota protokolarnego, sekretarza Arranta.

- Przepraszam, że panu przeszkadzam, lecz odebrałem ważną holotransmisję Neimoidianina Hatha Monchara.

Arrant zmarszczył brwi.

- Monchar? Nikogo takiego nie znam. Mniejsza z tym, przełącz go.

Z zamontowanego w podłodze dysku holoprojektorowego wyświetlił się naturalnej wielkości obraz Neimoidianina. Postać miała bladozieloną skórę, czerwone oczy, była ubrana w kosztowną szatę, a na głowie nosiła czarną czapkę, która miała chyba przypominać koronę.

- Pozdrawiam cię w imieniu Federacji Handlowej, Jurnelu Arrancie - rozpoczął Hath Monchar - Wicekról Nute Gunray przesyła wyrazy szacunku oraz życzy sobie, żeby pan wiedział, że Federację Handlową bardzo zasmuciło, kiedy dowiedziała się o waszym ostatnim niepowodzeniu.

Arrant spochmurniał.

- Jak jest możliwe, że za każdym razem, kiedy coś takiego się stanie, Neimoidianie litują się nade mną jako pierwsi?

- Jesteśmy współczującą rasą - powiedział Monchar w basicu z ciężkim akcentem, przeciągając samogłoski.

- Słowa współczucia i Neimoidianie nigdy nie znajdują się w jednym zdaniu, Moncharze. Skąd w ogóle dowiedzieliście się o tym naszym niepowodzeniu, czy jak to tam nazywasz? Nie maczaliście w tym przez przypadek palców?

Błony czerwonych oczu skurczyły się nieznacznie.

- Federacja Handlowa nigdy nie zrobiłaby czegoś, co mogłoby zepsuć stosunki z jej potencjalnym partnerem.

- Z partnerem? - Arrant uśmiechnął się smutno. - Miej przynajmniej tyle szacunku do mnie i mów prawdę, Moncharze. Chcecie naszych nadprzestrzennych dróg handlowych. Nie wiem ile zapłaciliście Senatowi, żeby móc bezkarnie rozrabiać w strefie bezpodatkowego wolnego handlu, ale drogi do sektora Videnda sobie nie kupicie.

- W jedynym z naszych krążowników mógłby pan przetransportować dziesięć razy więcej rudy lommitu niż może pan w dwudziestu swoich statkach transportowych.

- Na pewno tak, lecz za jaką cenę? Niedługo transport waszymi statkami będzie kosztować nas więcej, niż moglibyśmy na tym zarobić. Inaczej nie mógłby pan nosić tak kosztownych ubrań.

Monchar przez chwilę czekał zanim odpowiedział.

- Bardziej bylibyśmy zadowoleni, jeżeliby nasze partnerstwo powstało na pewniejszym gruncie. Nie chcielibyśmy, żeby Lommite Limited znalazła się w sytuacji, w której nie miałaby innego wyjścia poza dołączeniem do nas.

Arrant rozzłościł się i wyskoczył z krzesła.

- Grozisz mi, Moncharze? Co macie w planie? Chcecie tu wysłać swoje roboty i podbić nas?

Monchar zrobił przeczący gest.

- Jesteśmy handlarzami, nie zdobywcami.

- Więc przestań mówić jak zdobywca, albo zgłoszę to Komisji Handlowej na Coruscant.

- Jest pan zdenerwowany - powiedział Monchar, nerwowo mnąc sobie lekko wysuniętą szczękę. - Może będzie lepiej, jeżeli pogadamy później.

- Nie kontaktuj się ze mną, Moncharze. Ja skontaktuję się z tobą - Arrant wyłączył holoprojektor i usiadł znowu na krześle, wypuszczając powoli powietrze przez zaciśnięte usta. - Padlinożercy - wycedził po chwili. - Raczej pozwolę, by Lommite Limited poszło na dno, niż bym ją sprzedał Federacji Handlowej.

Następującą ciszę przerwał natrętny, pluskający dźwięk, dochodzący z zewnętrznej strony okien na suficie.

- Co znowu? - zapytał Arrant i odwrócił się w kierunku, z którego dochodził dźwięk.

- Pada - bąknął Bruit.



1 (2) 3 4 5 6 7

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 9,57
Liczba: 14

Użytkownik Ocena Data
Daph 10 2019-02-15 14:39:16
kamilsidious 10 2011-02-17 19:41:26
napoleon 10 2011-02-17 15:10:14
MORMON 10 2010-12-29 14:05:32
Qel Asim 10 2010-10-22 00:09:32
Lord Jabba 10 2010-07-22 22:22:34
HcMaverick 10 2010-07-19 20:48:16
Threepio 10 2010-07-18 01:30:36
Shar Gul 10 2010-07-15 17:02:34
Raham Kota 10 2010-07-13 19:42:05
Darth Zabrak 9 2014-08-06 21:11:31
Jamboleo 9 2014-07-11 08:44:49
Przemekk9 8 2021-05-02 21:52:15
luke skywalker961904 8 2011-07-24 17:51:22


TAGI: eBook (23) James Luceno (23) Opowiadanie (oficjalne) (73)

KOMENTARZE (5)

  • Jamboleo2014-07-11 08:45:25

    Brawa dla tłumaczy

  • napoleon2011-02-17 15:09:39

    dobre nawet bardzo

  • Lord Jabba2010-07-22 22:28:40

    Luceno jak zwykle prezentuje wysoki poziom. 10/10

  • Matek2010-07-19 10:51:34

    Aż się zapisałem do fanklubu :D

  • Threepio2010-07-18 01:50:47

    Pięknie dziękuję, to była niezapomniana noc. Siedem lat marzyłem o przeczytaniu tego tekstu, już myślałem, że będę musiał "rozszerzyć swoje lingwistyczne oprogramowanie" a tu taka niespodzianka.
    10/10

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..