TWÓJ KOKPIT
0

Celebration Europe :: Fandom

Two Halves of Darth Maul: with Ray Park

Niedzielny poranek to spotkanie z Rayem Parkiem, czyli legendarnym Darthem Maulem. Owszem zaczęło się od irytującego wstępu u Warricka Daviesa, ale potem było już tylko lepiej. Wpierw pogadanka, z której dowiedzieliśmy się, że aktor zna chiński, co prawda tylko jego restauracyjną wersję, ale to szczegół (coś na kształt łaciny kuchennej), a także że obecnie mieszka w USA. Warrick zapytał go też o rolę w innych filmach, w tym „Mortal Kombat”, gdzie zaczynał swą przygodę. Ale to dzięki temu filmowi odkrył go Nick Gillard, głównie przez wzgląd na studio – Gaton Studio, w którym akurat obaj przebywali. Sam Ray przyznał się, że był wielkim fanem Gwiezdnych Wojen już wcześniej.



Ray Park i Warrick Davies




Davies zapytał także o makijaż, otóż Ray Park musiał wstawać o 3 w nocy i iść na dwu godzinną charakteryzację. Niestety był tak zaspany, że nie jest w stanie sobie przypomnieć, co po kolei mu robiono. Pamiętał tylko, że najgorsze było malowanie na pustyni, tam i tak po paru minutach był tak spocony, że wszystko z niego ściekało. No i początkowo miał sztuczną łysinę, ale ostatecznie uznał, że lepiej będzie zgolić włosy i tak też uczynił.

Przyznał też, że to frustracja i złość spowodowały, że wyglądał tak groźnie w swojej roli. Potem Warrick zapytał o film „X-men” gdzie Park grał rolę Ropucha (Toad). Tu próbował pokazać zdjęcie z filmu, ale wpierw na ekranie pokazały się wszelakie możliwe znane żaby, z Kermitem na czele.

Następnie Davies wpadł na pomysł odegrania sceny pojedynku z Mrocznego Widma. Z publiczności wybrano Qui-Gon Jinna, oraz cztery młodsze osoby do pomocy. One miały robić za bramkę, Warrick dał im folię spożywczą i kazał udawać grodzie. Sam się przebrał za Obi-Wana i miał zamiar walczyć z Parkiem. Pouczył też dzieciaki, by ukucnęły, bo te grodzie mają go zatrzymać, a że on jest niski to mógł przejść pod rozciągniętą folią. No i zaczęło się, iście filmowo od pojedynku Parka z mężczyzną odgrywającym rolę mistrza Jinna. Bez niespodzianek, Qui-Gon zginął. Wtedy do walki wypadł Obi-Wan, no i tu Warrick naparzał ile się da, a potem zszedł ze sceny. Tam złapał się krawędzi i niby próbował wejść, potem odwrócił się i powiedział do ludzi, że potrzebuje wsparcia Mocy, to go podsadzili. Wtedy już rozprawił się z Maulem. Opisać to trudno, z prostej przyczyny, nie można oddać tego klimatu zabawy, który panował wtedy na scenie i na sali. To było coś pięknego, rozbawiło wszystkich do łez.



Inscenizacja finałowego pojedynku z Epizodu 1.

Potem przyszła pora na pytania od publiczności. Tu okazało się, że prawdziwym legendarnym mistrzem walk dla Parka jest Bruce Lee, a z nowszych bardzo lubi popisy Jackie Chana.

Vintage Indy: Jones Old Boys

Jednym z bardziej odchodzących od głównego tematu paneli, był ten poświęcony twórcą klasycznego Indiany Jonesa. Tu zaproszeni zostali – Noraman Reynolds – scenograf Poszukiwaczy, Lorne Peterson – kierownik modelarzy oraz Robert Watts – producent. Zadziwiające jest to, że praktycznie ich role nie zmieniły się za bardzo od tego, co robili w Gwiezdnych Wojnach.

Ale jak się okazało, w tym filmie Reynolds też tworzył modele, acz do innych celów. Nie były to miniatury, które potem filmowano, a modele które miały pomóc reżyserowi zaakceptować daną scenografię zanim zostanie wybudowana. Nigdy tych modeli nie użyto w filmie. Ale ta technika, jak dodał Robert Watts, sprawdziła się, do tego stopnia, że mieli praktycznie całą scenografię zbudowaną dwa tygodnie przed czasem, a to naprawdę zdarza się bardzo rzadko.

Potem Peterson opowiadał trochę o toczącej się kuli, którą sam wyrzeźbił w szkle. Największym problemem było to, aby zatrzymać tę kulę w odpowiednim momencie. Zresztą i tak fragmenty z kulą są robione w studiu, podczas gdy wszystko, co jest na zewnątrz, jest już na lokacji. Ale jest to tak zgrane, że tego nie widać. Reynolds dodaje, że to zasługa kamerzysty. Reynolds jest właśnie najbardziej dumny z tej sceny.

Potem Peterson opowiedział trochę o „Świątyni Zagłady”. Otóż jak wspomina, cała sekwencja w kopalni, w szczególności pościgu wagoników została zbudowana na zasadzie jednej wielkiej miniatury, rozłożonej po całym pokoju. Używali tam przede wszystkim aluminium. Innym ważnym elementem była lawa, tu wykorzystano te same substancje, które potem używali w Zemście Sithów przy miniaturze Mustafar, czyli między innymi keczup. Ale i tak największym problemem było zalanie tego wodą. Ta jak wiadomo, nie zawsze chce się zachowywać w małych ilościach tak samo jak w dużych. Ale tu z pomysłem przyszedł Dennis Muren, który zdecydował, by wodę wspomagać olbrzymimi wiatrakami i jak się okazało zdało to egzamin. Choć samo ujęcie powtarzano kilka razy, susząc całą miniaturę i zatapiając ją od nowa. Ta scena to oczko w głowie Lorne’a Petersona.

Co ciekawe, sama sekwencja wagoników była początkowo przewidziana w „Poszukiwaczach”, zaraz po łodzi podwodnej, ale ostatecznie wycięto ją ze scenariusza.

Potem omówiono sekwencję na moście, która była kręcono w całości na żywo. Mieli tylko jedną szansę, i przeszło. Oczywiście było to kręcone w trzech miejscach, w studiach, na Sri Lance, oraz w Kalifornii (tam nakręcono krokodyle, to były tak naprawdę młode aligatory, ale z góry tego nie widać, gady mają to do siebie, że małe wyglądają zupełnie jak duże, a jak się użyje perspektywy, wiek jest nie do odgadnięcia, ale żeby były lepiej widoczne scena jest nagrana w mleku, nie w wodzie). Pierwszą osobą, która musiała sprawdzić prawdziwy most, był Robert Watts. Scenę kręcono z siedmiu kamer jednocześnie i jeszcze trzeba było uważać, aby nie nakręcić przypadkiem pobliskiej tamy.

Na koniec padło pytanie o Indianę Jonesa 4. Tu Watts przyznał, że tylko odwiedzi ich w studiu, ale nie jest związany z filmem. Lorne Peterson dodał, że on już w sumie też nie jest, swoje zrobił. Dwa miesiące tego skończyli robić ostatnie modele, teraz według jego wiadomości ekipa jest w Północnej Afryce. A potem by wszystkich uspokoić dodał, że nie musieli robić modeli wózków inwalidzkich.






Robert Watts, Lorne Peterson i Norman Reynolds



Billy Dee Williams

Jak na spotkanie z wydawałoby się jednym z popularniejszych aktorów grających w Starej Trylogii umiejscowione zostało dosyć nietypowo, bo w Platinum Stage – mieszczącej zdecydowanie mniej gości niż Celebrity Stage. Samo ułożenie Sali sprawiało, że siedzącym w dalszych rzędach trudno było dostrzec cokolwiek – a chętnych na panel było na tyle dużo iż wszystkie miejsca były zajęte.

Jako, że był to już ostatni dzień konwentu i większość paneli z gwiazdami już się odbyła to oczekiwania odnośnie kolejnego miałem już mniej więcej wyrobione – wiedziałem czego się spodziewać można i cieszyłem się na to spotkanie. Jak się okazało panel był zdecydowanie inny od wszystkich pozostałych a wrażenia po nim nie były tak przyjemne jakby się wydawało.

Przede wszystkim Billy Dee Williams sprawiał wrażenie rozkojarzonego, niezainteresowanego niczym, a wręcz znudzonego tym, że musiał tu przybyć. Podczas swoich wypowiedzi często gubił wątek, przechodził do długich anegdot, po zakończeniu których nie wiedział nawet o czym miał mówić. Sam sposób mówienia pozostawiał też wiele do życzenia – zamiast zwracać się do sali często mruczał mało wyraźnie pod nosem odpowiedzi. Większość pytań zazwyczaj po prostu zbywał przechodząc po dwóch zdaniach do jakiś innych historii, które chciał przedstawić – raz jak nie chciał odpowiadać zaczął nawet śpiewać. Może miałem mylne wrażenie ale wydawało mi się, że aktor jest pod wpływem jakiś środków odurzających.

Większą część panelu aktor poświęcił na swoje przemyślenia odnośnie życia i kondycji społeczeństwa. Dużo mówił na temat tego, że ludzie powinni się zastanowić nad swoim losem i nad tym co się dzieje obecnie na świecie. Starał się niejednokrotnie pouczać publiczność na ten temat Sam jak twierdził przeszedł olbrzymią przemianę – od kobieciarza i imprezowicza do myśliciela zastanawiającego się nad światem.

Mimo iż większą część panelu Billy poświęcił na powyższe rozważania, udało się zagadnąć go kilkakrotnie na tematy związane z Gwiezdnymi Wojnami. Aktor wyraźnie nie był zachwycony tym, że zami8ast wywodów o filozofii swojego życia musi mówić o Gwiezdnych Wojnach – mimo iż właśnie po to go tu sprowadzono. Przed przyjęciem roli Lando Calrisiana nie widział wcześniej Gwiezdnych Wojen – dopiero po zaakceptowaniu roli je obejrzał. Sam uważa tę rolę za kolejną pracę, nic poza tym. Nie chce roztrząsać czy miała jakiś wpływ na niego samego czy tez na kino. Nie chce się zastanawiać nad tym jaką postać grał – dobrą czy złą. To była dla niego tylko praca do której pochodził tylko z czystego obowiązku.

Panel był wyraźnie nieudany. Aktor zdecydowanie nie spełnił oczekiwań przybyłych widzów, przede wszystkim dlatego, że wydawał się nieobecny, znudzony a momentami opryskliwy. Widać było, że przyjechał tu tylko z obowiązku.



Billy Dee Williams












1 2 3 4 5 6 7 8 (9) 10 11


TAGI: Celebration (9) Konwent (55) Relacja (301) Zdjęcia (7)
Loading..