W ostatnią sobotę w naszym kraju odbyły się pokazy przedpremierowe filmu "Rebelianci: Iskra rebelii", który stanowi pilot właściwego serialu. Ponieważ jest to niejako nowy rozdział w historii "Gwiezdnych Wojen", redakcja Bastionu postanowiła podzielić się swoimi przemyśleniami na ten temat. Oczywiście sami też możecie wystawiać filmowi oceny w tym miejscu oraz dyskutować na forum.
Cztery recenzje naszych redaktorów znajdziecie tutaj (uwaga na drobne spoilery). Natomiast poniżej możecie poczytać co o "Rebeliantach" myślą inni członkowie ekipy. Zapraszamy do czytania.
Burzol: Na chwilę obecną Star Wars Rebels jest wszystkim tym, czym chciałbym, żeby było.
...To właściwie wszystko co powinienem powiedzieć, bo nie mam wobec pilota żadnych krytycznych uwag, a wszystko co powiem więcej sprawi, że zostanę potraktowany jak pelikan…
Ale jestem fanem i nie mogę się powstrzymać. Jest świetnie. To co odróżnia „Rebeliantów” od „Wojen klonów” to dużo lepsze podstawy scenariuszowe, w podstawach serialu widać dobre wpływy Kinberga i Weismana. Już w pilocie widzimy silne, dobrze zaplanowane i różnorodne postacie, i dynamiczne relacje między nimi. (Aktualnie dla mnie najciekawiej zapowiada się Hera Syndulla.) A do tego prawdziwe Gwiezdne Wojny, autentycznie śmieszny humor, fajne sceny akcji i muzyka Johna Williamsa. Świetny początek nowej ery Star Wars.
Kasis: Nowy serial Star Wars wystartował, ale czy z przytupem? Ciężko mi na to odpowiedzieć. Z jednej strony bawiłam się dobrze i wiele mi się w tej premierze podobało. Z drugiej jednak strony mam pewne uwagi…
Na początku chciałam jeszcze zwrócić uwagę na samo wydarzenie – premiera nowego serialu w kinach. Pomysł bardzo zacny, okazji do obejrzenia "Gwiezdnych Wojen" na wielkim ekranie nigdy za wiele. Do tego praktycznie darmowe wejściówki, więc może nie powinnam narzekać, ale zabrakło mi jakiejś dodatkowej oprawy seansu. Przynajmniej w moim mieście. W żadnym z dwóch kin nie było dodatkowych atrakcji dla uczestniczących w premierze dzieciaków. Nic, nawet malutkiego konkursu. A na sali zasiadło dużo dzieci, zwłaszcza kilkulatków. Jednak, pomimo braku dodatkowych atrakcji, odniosłam wrażenie, że „Rebelianci” spodobali się swoim docelowym odbiorcom. Obawiałam się bowiem, że będzie trochę szeptów, gadania, wiercenia się ze strony najmłodszych widzów. Tymczasem na sali było praktycznie zupełnie cicho.
Jeśli już przy dzieciach jesteśmy, to muszę stwierdzić, że pierwszy poważniejszy produkt Star Wars, wydany pod kuratelą Disneya, jak na razie zapowiada się bardziej dziecinnie niż „The Clone Wars”. Do tego stopnia, że pomimo odpowiedniego nastawienia, odebrałam pewne rozwiązania i uproszczenia fabularne za zbyt infantylne. Mam jednak cały czas świadomość, do kogo przede wszystkim skierowany jest ten serial.
Dużym minusem był dla mnie brak na początku tradycyjnego napisu „Dawno, dawno temu w odległej galaktyce…” albo po prostu „Star Wars”. Zostaliśmy wrzuceni na Lothal bez żadnego tworzącego klimat filmów Star Wars wstępu. Na szczęście oglądanie Gwiezdnego Niszczyciela sunącego przez wielki ekran to zawsze przyjemność, więc ten widok zrekompensował troszkę tamten brak.
Ostatnio byłam mało obecna na starwarsowym podwórku, a potem nawet z premedytacją unikałam tych wszystkich klipów i spotów do „Rebeliantów”, ponieważ chciałam oglądnąć początek jak najbardziej na świeżo. I tak było, dzięki czemu miałam większą frajdę z seansu. Ogólnie bawiłam się dobrze, uśmiechałam co chwilkę, czasami śmiałam, cieszyłam smaczkami i nowościami. Muszę przyznać, że w całości było naprawdę dużo scen wręcz ociekających klimatem starych "Gwiezdnych Wojen". Do tego wykorzystanie motywów Williamsa dodawało wielu scenom magii.
Jednak wydaje mi się, że podczas premierowego seansu „Wojen klonów” bawiłam się lepiej. Oczywiście mam świadomość, że tamten wstęp do serialu był konkretnym filmem, a nie jedynie specjalnym pokazem dwóch odcinków w kinie. Dodatkowo w przypadku „The Clone Wars” większość postaci była dla nas znana, mieliśmy już do nich jakiś stosunek, tutaj natomiast dopiero poznajemy nowych bohaterów, to też sprawia, że „Rebelianci” startują z innego pułapu.
Jeśli zaś chodzi o bohaterów to sprawiają naprawdę pozytywne wrażenie. Tak jak się spodziewałam, najbardziej do gustu przypadła mi Hera, która nie tylko jest zaprawioną w bojach pilotką, ale także ciepłą, współczującą kobietą. Podobają mi się też Zeb i Sabine. Chopper będzie musiał się trochę postarać, żeby mnie zdobyć. Tak samo jak, na razie trochę zbyt nijaki, Kanan. Ezra wypadł lepiej niż się spodziewałam, zobaczymy jak się rozwinie. Ogólnie rzecz biorąc, to interakcje pomiędzy członkami załogi Ghosta zapowiadają się na jeden z jaśniejszych punktów serialu.
Natomiast chyba jednym z największych minusów, jak na razie, jest grafika. Z jednej strony miałam momentami wrażenie, że jest lepsza od tej w „The Clone Wars”, ale z drugiej często wydawała mi się gorsza. Nieszczęśni Wookiee wyglądali zdecydowanie kiepsko, a tła były zbyt ubogie. Przypominały te z pierwszych odcinków „Wojen klonów”. A przecież wydawać by się mogło, że twórcy nowego serialu wystartują jednak z wyższego poziomu.
Pomimo pewnych niedociągnięć, wydaje mi się, że serial ma bardzo duży potencjał. Dlatego jestem nastawiona pozytywnie i z ciekawością obejrzę następne odcinki. Myślę, że takiej pozycji nam właśnie brakuje (w filmowo-serialowej części uniwersum) – losów grupki bohaterów przemierzających Galaktykę na pokładzie swojego statku.
Kathi Langley: Więc mamy pierwszą próbkę tego, co może nam zaoferować Disney jako patron SW. Od razu powiem wprost - jestem pozytywnie zaskoczona tym, co Rebelsi mają do zaoferowania. Nie jest to rzecz jasna ideał, ale jednak wypada lepiej, niż pierwotnie założyłam.
Rzecz która najbardziej mnie ujęła - to klimat i pewna kameralność historii. Znam (póki co) dwa pierwsze sezony TCW; zarówno w Nowej Trylogii jak i serialu animowanym raziła mnie "teatralność" scen, to kroczenie z miejsca na miejsce w (zachwycających, owszem) scenografiach imitujące ponurą operę; tym samym ciężko mi się zaangażować emocjonalnie (a zwłaszcza teraz) w to, co tam widzę. Tu zaczyna się skromnie, od stateczku, małej grupki na odległej planecie, postaci, które już w obrębie 40 minut prezentują się niejednoznacznie. Co dla mnie istotne - odcinek nie jest ciągiem akcji przeplatanej gagami, są tam też ujęcia wyciszone i spokojne - coś, czego prawdę mówiąc nie oczekiwałam już na wstępie serialu. Istotne też dla mnie jest to, że wprowadzenie Ezry w koncepcję Mocy ma w sobie tą tajemniczość i magię - zamiast nieszczęsnych unaukowionych na siłę midichlorianów - w symboliczny sposób, znowu rozmawiamy o ideach, zamiast wikłać się w jakieś zbędne - w tej chwili - szczegóły. Poczułam się zaangażowana w historię, którą widzę, i w bohaterów, których oglądam. Najciekawiej z całej ekipy wypadła mater familias, czyli Hera, również spodobał mi się Zeb - tym bardziej, że już z tego odcinka wychodzi z niego postać dosyć wielowymiarowa. Reszta ekipy... Kanan wydał mi się ciekawszą postacią; nie odbieram go jako "Jedi, który przeżył", raczej jako człowieka, który wstąpił na nową drogę, pamiętając o wpojonych mu naukach. Najmniej mnie zajęły przypadki Ezry i Sabine - mimo to, nie mam podstaw, by skreślać te postaci w tej chwili. Jest to pilot odcinka - zatem widać tutaj zaledwie zalążki większej historii; jestem zainteresowana tym, jak historia będzie się rozwijać dalej.
Minusy? Są. Nie razi mnie prostota projektów ani "plastelinowość" postaci, bo rozumiem, że jest to kompromis z wyznaczonym na serial budżetem, w jakimś artystycznym sensie trzyma się to kupy (wyłączywszy, owszem, przesadnie uproszczonych Wookiech). Natomiast fizyka przedmiotów jest czasami zbyt umowna, ruchy postaci zbyt sztuczne; niemal można podzielić sceny na te, które robiono dłużej, oraz te, które wykańczano w ostatniej chwili. Również zgrzyta mi dosyć pourywana narracja, gdzie przeskoki między scenami nie są naturalne i przez chwilę można się czuć zagubionym. Jednak, są to rzeczy czysto techniczne, niewątpliwie łatwe do naprawienia, natomiast na poziomie fabularnym, zarzutów po prostu nie mam; to jest póki co "zajawka", otwarcie dłuższej serii, którą będzie można rozpatrywać jako utwór po dopięciu pierwszego sezonu. Na razie - jest obiecująco.
ShaakTi1138: Ja tu tylko na chwilę, bo sporo się naprodukowałam w recenzji. Powiem więc może coś innego: o ile z premiery filmu "The Clone Wars" wyszłam z nastawieniem "Okej, szału nie było, ale okej. To gdzie idziemy?", o tyle w przypadku "Rebeliantów" po seansie nie mogłam się nagadać na temat różnych aspektów filmu. Od długiego czasu czekałam na coś, co na nowo wzbudzi moją miłość do "Gwiezdnych Wojen" i załodze "Ghosta" się to udało. Jasne, mam parę zastrzeżeń, ale nawet mimo że w recenzji wypisałam ich całkiem sporo, to nie zmienia to faktu, że "Iskra rebelii" zrobiła ze mną coś bardzo prostego - wzbudziła emocje, co nie udało się żadnemu filmowi od ładnych paru miesięcy. To kiedy ten serial? :)
Zapraszamy do dyskusji na forum.