Ujawniał Wojciech Staszewski (23-07-02 17:44), rys. Andrzej Zaręba
W Warszawie można już podobno wszystko. Zagrać w bingo, zjeść ćwierćfunciaka z serem, wypożyczyć limuzynę, zostać gangsterem albo skończyć studia ekonomiczne. Ale czy można wykształcić się na rycerza Jedi?
Tajemnicza świątynia Mocy w centrum stolicy. Dostaję identyfikator gościa, wchodzę przez elektroniczną bramkę. Wnętrze olśniewa. Szklane drzwi rozsuwają się z sykiem: blask luster i aluminium rozświetlonych dyskretnymi halogenami. Wysoki na cztery piętra hol przypomina świątynię z dalekiej planety. Pod przeszklonym dachem cienka kładka - taka sama, na jakiej w "Nowej nadziei" lord Vader walczył z Obi Wan Kenobim. Na górę wjeżdżam przeszkloną windą jak z "Ataku klonów".
Wszystko tryska tu Mocą.
Nasza Moc jest rozproszona
- Jaką mocą się tu dysponuje? - pytam człowieka na korytarzu. - To raczej ciemna strona Mocy - odpowiada. - Nasi mistrzowie od mocy to osobna kasta, trudno się tam dostać. Trzeba wysokich kwalifikacji i odpowiednich predyspozycji psychicznych. Wie pan, praca podobna do kontrolera lotów. Muszą szybko reagować. Jeżeli w systemie nastąpi awaria, trzeba wymyślić obejście, żeby nie dopuścić do spadku mocy. Od decyzji mistrza zależy, czy nagle w jakiejś części Republiki nie zrobi się ciemno. Albo czy nie staną się gorsze rzeczy, bo w niektórych miejscach nawet jednosekundowa przerwa w dostawie energii mogłaby grozić katastrofą.
Nie mogę zwiedzić serca budowli pełnej Mocy. Wejścia strzegą drzwi z pancernego szkła i kolejny strażnik.
- To nie jest ta sama Moc co w "Gwiezdnych Wojnach". Tam chodzi o koncentrację mocy w jednym miejscu, a nasza moc jest rozproszona po całej Republice - wyjaśnia zwierzchnik (wicekról) świątyni Jerzy Dudzik. - Dzisiaj Moc to po prostu Energia.
Wyłączenia w czasach Imperium
Dawniej, w czasach rządów Imperium, codziennie w radiu podawano komunikat Głównego Dyspozytora Mocy. Ogłaszał stopień zasilania na cały dzień - od dziesiątego do dwudziestego. Im wyższy stopień zasilania, tym więcej groziło wyłączeń Mocy - najpierw na ulicach, potem w domach, a na końcu w fabrykach.
Od początku lat 90. komunikaty znikły. Dlaczego?
Dawniej ciągle brakowało Mocy. Teraz rezerwa w systemie jest całkiem spora. Nie ma potrzeby jej odłączać, raczej trzeba szukać chętnych do jej kupienia. Energożerne zakłady przemysłowe w większości są już zamknięte, ludzie oszczędzają energię, królują ekonomiczne żarówki. Polskie elektrownie mogą dziś wytworzyć 30 tys. megawatów, a krajowi potrzeba tylko 20 tys. megawatów mocy. Mamy więc nieustający dziesiąty stopień zasilania.
Za czasów Republiki alarm zdarzył się tylko raz. W grudniu 1999 r. strażnicy Mocy panikowali, że przy zmianie daty na rok 2000 komputery odmówią posłuszeństwa. Mistrzowie - dyspozytorzy Mocy, nie dopuścili jednak do nieszczęścia.
Jedi dostaje dreszczy
Błądzę po korytarzach w poszukiwaniu rycerzy Jedi. Nie ma tu nikogo w charakterystycznej opończy z kapturem. Trochę mi smutno.
- Proszę poczekać, mam tu coś ciekawego - rzuca nagle Włodzimierz Lewandowski z Krajowej Dyspozycji Mocy. Wybiega do sąsiedniego pokoju, a po chwili przynosi miniaturkę machiny kroczącej z "Imperium kontratakuje". Machinę na swoim komputerze trzyma Rafał Bańkowski. Nie ma go dziś w pracy, ale czuję, że jestem na dobrym tropie.
Następnego dnia pytam Bańkowskiego przez telefon: - Czy Pan jest Jedi?
- Nie - zaprzecza. - Chociaż można poczuć się Jedi, kiedy zwiedza się stację transformatorów. Energii nie widać, ale słychać charakterystyczny szum. Dostaje się od tego dreszczy na plecach.
Nie byłem na dobrym tropie. Wychodzę z budynku. Rozglądam się. Wciąż jestem w socrealistycznym zaułku miasta. W sąsiednim domu w czasach Imperium mieścił się Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk. Tu cenzorzy decydowali m.in., jakie teksty mogą zostać opublikowane w gazetach, a jakie zostaną zatrzymane.
Dziś nie ma cenzury. I nie ma już takiej mocy, która powstrzymałaby "Gazetę na Plażę" przed ujawnieniem całej prawdy o Krajowej Dyspozycji Mocy przy ulicy Mysiej w Warszawie.