Z różowego oparu przed nimi wyłoniły się nagle skorodowane zbiorniki dawnej rafinerii. Jaina z trudem zdążyła poderwać statek i skręcić. Zekk, równie zaskoczony, lecz znacznie mniej zajęty, miał czas, aby spojrzeć w dół przez rozbity dach na zrujnowany pokład mieszkalny. Pozostała część stacji była skryta we mgle, ale widac nyło widmowe narożniki i płaszczyzny dowodzące, że dolne pokłady nie odpadły... jeszcze nie.
Jaina skoncentrowała się na obecności trzech złodziei gazu tibanna i ostrożnie weszła w spiralę wokół centralnego zespołu wież. Zekk rozglądał się w poszukiwaniu zasadzek. Większość zewnętrznej powłoki została już zżarta przez korozję i odsłaniała metalowy szkielet, upstrzony plamami zżerającej go rdzy. Wreszcie w polu ich widzenia pojawił się pokład załadowczy. Wygięte macki różowej mgły wydostawały się przez brakujące panele podłogowe, a doki były tak prymitywne, że obsługiwały je rampy rozładunkowe zamiast wind.
Dok opodal brakującego panelu podłogi był zajęty przez stożkowaty holownik, który ścigali. Pojazd stał na trzech podporach, z opuszczoną rampą. Dwa balony z gazem leżały na podłodze za holownikiem, puste i płaskie. Żadnego śladu załogi.
Jaina i Zekk zatoczyli krąg i wylądowali w pobliżu pustych balonów. Natychmiast poczuli rytmiczne drżenie – generator repulsorowy stacji był najwyraźniej przeciążony.
Jainie włosy stanęły dęba.
– Musimy się spieszyć.
Zekk podniósł już owiewkę i wyskoczył na pokład. Jaina odpięła uprząż i pobiegła za nim w stronę holownika z wyłączonym na razie mieczem świetlnym w dłoni. Generator repulsorowy był w jeszcze gorszym stanie, niż sądziła. Drżenie przechodziło chwilami w silniejszy dygot, który trwał za każdym razem nieco dłużej i stawał się coraz silniejszy.
Jaina i Zekk mieli złe przeczucia. Wydawałoby się dziwne, gdyby generator przestał działać akurat teraz, po tylu latach utrzymywania stacji w przestrzeni. Ale być może jego moc została przekierowana na system mrożenia w karbonicie – skoro najwyraźniej złodzieje używali platformy wyłącznie w tym celu.
Skoro jednak dotarli już do holownika, okazało się, że muszą przemyśleć jeszcze raz swoją teorię. Wyczuwali złodziei wewnątrz statku, zupełnie spokojnych, zdecydowanie zanadto zadowolonych z siebie i chyba mało przytomnych. Jaina pozostała na zewnątrz, a Zekk wspiął się po rampie, żeby sprawdzić, co się tam dzieje. Poprzez więź umysłów jego towarzyszka widziała dokładnie to, co on.
Rampa wychodziła na pokład techniczny, który – sądząc po ilości śmieci i szmat rozrzuconych po podłodze – pełnił również rolę kwatery załogi. Wydawało się, że złodzieje przebywają na pokładzie pilotów, piętro wyżej. Powietrze wypełniał niemiły zapach, który Jaina i Zekk rozpoznawali doskonale, a na podłodze piętrzyły się woskowe kule, wypełnione ciemnym, mętnym płynem z pływającymi w środku nitkowatymi kluchami.
– Czarna membrozja? – zapytał Zekk.
Był tylko jeden sposób, aby się o tym przekonać, ale Zekk nie miał zamiaru próbować tego specjału. Raz otarł się o ciemną stronę jako nastolatek i od tamtej pory trzymał się mocno w ryzach, nigdy nie angażując się w nic, co bodaj trąciło niemoralnością.
Jaina rozejrzała się zatem raz jeszcze, czy nic nie podkrada się ku nim z mgły, po czym wspięła się na rampę. Wzięła do ręki jedną z kul, zagłębiła kciuk w wosku, wyjęła go i oblizała czarny syrop. Był o wiele bardziej lepki niż jasna membrozja z ich własnego gniazda, o gorzkawym posmaku, od którego zaswędział ją język... aż w końcu oczy zaszły jej mgłą i poczuła, jak ogarnia ją chemiczna euforia.
– Jasne... zdecydowanie membrozja. – Musiała przytrzymać się ściany i nagle oboje z Zekkiem zatęsknili za Kolonią. – Mocne draństwo.
Jaina czuła, jak bardzo Zekk chciałby doświadczyć innego smaku – nawet poprzez jej umysł – ale ciemna membrozja miała moc prawie narkotyczną, a teraz nie pora była na przytępianie zmysłów. Zalepiła otwór po kciuku i odłożyła kulę na bok. Weźmie ją ze sobą w drodze powrotnej.
– Głupi pomysł – skarcił ją Zekk.
Użył Mocy, aby przenieść kulę z powrotem na stertę. Czasem był strasznym ortodoksem.
W umyśle Jainy pojawił się obraz ogromnego pomieszczenia, wypełnionego kulami mętnej czarnej membrozji, co przypomniało jej, skąd pochodzi ten napój.
Mroczne Gniazdo przetrwało.
– I musimy się dowiedzieć... – zaczął Zekk.
– Właśnie. – Jaina ruszyła po drabince na pokład pilotów. – Co tu robi membrozja z Mrocznego Gniazda.
– Tak...
– I co to ma wspólnego z kradzieżą gazu tibanna.
Zekk westchnął. Czasem żałował, że nie jest w stanie sam dokończyć własnego zdania.
Na pokładzie pilotów zastali trójkę Verpinów, przytulonych do swoich paneli pilotów, pogrążonych w błogim membrozyjnym otumanieniu. Podłoga wokół nich usłana była pustymi kulami, długie szyje złodziei opadały na piersi pod kątem nienaturalnym nawet dla owadów. Długie palce i odnóża całej trójki drgały niespokojnie, jakby we śnie, a kiedy jeden z pilotów zdołał obrócić głowę w ich kierunku, w wypukłych oczach zapaliły się jedynie iskierki złocistego światła.
– Długo nic z nich nie wyciągniemy – mruknęła Jaina.
– Słusznie – odparł Zekk. – Ale sami nie wyładowali tych balonów.
Jaina i Zekk opuścili holownik i wrócili do balonów, po czym ruszyli za całkiem nowym wężem transportowym, który ginął w czeluściach dziury w pokładzie. Przewód znikał we mgle, kierując się w stronę szczytu instalacji, gdzie zwykle znajdowała się zamrażarka karbonitowa.
Spojrzeli po sobie w milczeniu, zastanawiając się, czy lepiej ześliznąć się po wężu, czy przedrzeć się w dół przez centralną piastę stacji... kiedy generator repulsorowy nagle przestał dygotać.
Za to serca Jainy i Zakka gwałtownie załomotały. Mogli tylko mieć nadzieję, że to reakcja na nagłą ciszę... że ten bezruch nie był złym znakiem, którego się obawiali.
Pod ich stopami zabłysł nagle błękitny płomień potężnego napędu repulsorowego.
– Cholera! – zaklęła Jaina.
Błękitna poświata odlatującego statku zmieniła kierunek, na chwilę podświetlając przymgloną lancę osi stacji, po czym jednostka zniknęła we mgle.
– Wyłączyli generator! – rzekł Zekk.
Obrócili się na pięcie i ruszyli w kierunku swojego pojazdu, ale jednocześnie przypomnieli sobie o złodziejach gazu i rzucili się do holownika.
Kolana ugięły się pod nimi, gdy pokład nagle obsunął się pod ich stopami. To pękł jeden ze wsporników holownika. Pojazd potoczył się po platformie. Jaina i Zekk byli zbyt oszołomieni, by zareagować... dopóki nie stwierdzili, że oni również zaczynają się zsuwać.
Stacja przechylała się na bok.
Jaina zawróciła ku ich własnemu statkowi i stwierdziła, że on także zsuwa się z pokładu, kołysząc się na wspornikach, bliski przewrócenia się. Wyciągnęła rękę, drugą przytrzymując Zekka za ramię, i użyła Mocy, aby podnieść pojazd i sprowadzić ku nim. Złapała za brzeg kabiny i zaczęła wciągać się do środka, kiedy stwierdziła, że Zekk wisi bezwładnie w jej uchwycie.
Spoglądał jak zaczarowany w kierunku brakującej części pokładu, nie opuszczając wyciągniętego ramienia. Trzymał poprzez Moc tylko próżnię, a Jaina czuła jego gniew, że nie zdołał zatrzymać holownika.
– Pozbieraj się! – Wspięła się do kabiny, ciągnąc Zekka za sobą. – To złodzieje tibanny, niewarci, żeby za nich ginąć.
Jaina skoncentrowała się na obecności trzech złodziei gazu tibanna i ostrożnie weszła w spiralę wokół centralnego zespołu wież. Zekk rozglądał się w poszukiwaniu zasadzek. Większość zewnętrznej powłoki została już zżarta przez korozję i odsłaniała metalowy szkielet, upstrzony plamami zżerającej go rdzy. Wreszcie w polu ich widzenia pojawił się pokład załadowczy. Wygięte macki różowej mgły wydostawały się przez brakujące panele podłogowe, a doki były tak prymitywne, że obsługiwały je rampy rozładunkowe zamiast wind.
Dok opodal brakującego panelu podłogi był zajęty przez stożkowaty holownik, który ścigali. Pojazd stał na trzech podporach, z opuszczoną rampą. Dwa balony z gazem leżały na podłodze za holownikiem, puste i płaskie. Żadnego śladu załogi.
Jaina i Zekk zatoczyli krąg i wylądowali w pobliżu pustych balonów. Natychmiast poczuli rytmiczne drżenie – generator repulsorowy stacji był najwyraźniej przeciążony.
Jainie włosy stanęły dęba.
– Musimy się spieszyć.
Zekk podniósł już owiewkę i wyskoczył na pokład. Jaina odpięła uprząż i pobiegła za nim w stronę holownika z wyłączonym na razie mieczem świetlnym w dłoni. Generator repulsorowy był w jeszcze gorszym stanie, niż sądziła. Drżenie przechodziło chwilami w silniejszy dygot, który trwał za każdym razem nieco dłużej i stawał się coraz silniejszy.
Jaina i Zekk mieli złe przeczucia. Wydawałoby się dziwne, gdyby generator przestał działać akurat teraz, po tylu latach utrzymywania stacji w przestrzeni. Ale być może jego moc została przekierowana na system mrożenia w karbonicie – skoro najwyraźniej złodzieje używali platformy wyłącznie w tym celu.
Skoro jednak dotarli już do holownika, okazało się, że muszą przemyśleć jeszcze raz swoją teorię. Wyczuwali złodziei wewnątrz statku, zupełnie spokojnych, zdecydowanie zanadto zadowolonych z siebie i chyba mało przytomnych. Jaina pozostała na zewnątrz, a Zekk wspiął się po rampie, żeby sprawdzić, co się tam dzieje. Poprzez więź umysłów jego towarzyszka widziała dokładnie to, co on.
Rampa wychodziła na pokład techniczny, który – sądząc po ilości śmieci i szmat rozrzuconych po podłodze – pełnił również rolę kwatery załogi. Wydawało się, że złodzieje przebywają na pokładzie pilotów, piętro wyżej. Powietrze wypełniał niemiły zapach, który Jaina i Zekk rozpoznawali doskonale, a na podłodze piętrzyły się woskowe kule, wypełnione ciemnym, mętnym płynem z pływającymi w środku nitkowatymi kluchami.
– Czarna membrozja? – zapytał Zekk.
Był tylko jeden sposób, aby się o tym przekonać, ale Zekk nie miał zamiaru próbować tego specjału. Raz otarł się o ciemną stronę jako nastolatek i od tamtej pory trzymał się mocno w ryzach, nigdy nie angażując się w nic, co bodaj trąciło niemoralnością.
Jaina rozejrzała się zatem raz jeszcze, czy nic nie podkrada się ku nim z mgły, po czym wspięła się na rampę. Wzięła do ręki jedną z kul, zagłębiła kciuk w wosku, wyjęła go i oblizała czarny syrop. Był o wiele bardziej lepki niż jasna membrozja z ich własnego gniazda, o gorzkawym posmaku, od którego zaswędział ją język... aż w końcu oczy zaszły jej mgłą i poczuła, jak ogarnia ją chemiczna euforia.
– Jasne... zdecydowanie membrozja. – Musiała przytrzymać się ściany i nagle oboje z Zekkiem zatęsknili za Kolonią. – Mocne draństwo.
Jaina czuła, jak bardzo Zekk chciałby doświadczyć innego smaku – nawet poprzez jej umysł – ale ciemna membrozja miała moc prawie narkotyczną, a teraz nie pora była na przytępianie zmysłów. Zalepiła otwór po kciuku i odłożyła kulę na bok. Weźmie ją ze sobą w drodze powrotnej.
– Głupi pomysł – skarcił ją Zekk.
Użył Mocy, aby przenieść kulę z powrotem na stertę. Czasem był strasznym ortodoksem.
W umyśle Jainy pojawił się obraz ogromnego pomieszczenia, wypełnionego kulami mętnej czarnej membrozji, co przypomniało jej, skąd pochodzi ten napój.
Mroczne Gniazdo przetrwało.
– I musimy się dowiedzieć... – zaczął Zekk.
– Właśnie. – Jaina ruszyła po drabince na pokład pilotów. – Co tu robi membrozja z Mrocznego Gniazda.
– Tak...
– I co to ma wspólnego z kradzieżą gazu tibanna.
Zekk westchnął. Czasem żałował, że nie jest w stanie sam dokończyć własnego zdania.
Na pokładzie pilotów zastali trójkę Verpinów, przytulonych do swoich paneli pilotów, pogrążonych w błogim membrozyjnym otumanieniu. Podłoga wokół nich usłana była pustymi kulami, długie szyje złodziei opadały na piersi pod kątem nienaturalnym nawet dla owadów. Długie palce i odnóża całej trójki drgały niespokojnie, jakby we śnie, a kiedy jeden z pilotów zdołał obrócić głowę w ich kierunku, w wypukłych oczach zapaliły się jedynie iskierki złocistego światła.
– Długo nic z nich nie wyciągniemy – mruknęła Jaina.
– Słusznie – odparł Zekk. – Ale sami nie wyładowali tych balonów.
Jaina i Zekk opuścili holownik i wrócili do balonów, po czym ruszyli za całkiem nowym wężem transportowym, który ginął w czeluściach dziury w pokładzie. Przewód znikał we mgle, kierując się w stronę szczytu instalacji, gdzie zwykle znajdowała się zamrażarka karbonitowa.
Spojrzeli po sobie w milczeniu, zastanawiając się, czy lepiej ześliznąć się po wężu, czy przedrzeć się w dół przez centralną piastę stacji... kiedy generator repulsorowy nagle przestał dygotać.
Za to serca Jainy i Zakka gwałtownie załomotały. Mogli tylko mieć nadzieję, że to reakcja na nagłą ciszę... że ten bezruch nie był złym znakiem, którego się obawiali.
Pod ich stopami zabłysł nagle błękitny płomień potężnego napędu repulsorowego.
– Cholera! – zaklęła Jaina.
Błękitna poświata odlatującego statku zmieniła kierunek, na chwilę podświetlając przymgloną lancę osi stacji, po czym jednostka zniknęła we mgle.
– Wyłączyli generator! – rzekł Zekk.
Obrócili się na pięcie i ruszyli w kierunku swojego pojazdu, ale jednocześnie przypomnieli sobie o złodziejach gazu i rzucili się do holownika.
Kolana ugięły się pod nimi, gdy pokład nagle obsunął się pod ich stopami. To pękł jeden ze wsporników holownika. Pojazd potoczył się po platformie. Jaina i Zekk byli zbyt oszołomieni, by zareagować... dopóki nie stwierdzili, że oni również zaczynają się zsuwać.
Stacja przechylała się na bok.
Jaina zawróciła ku ich własnemu statkowi i stwierdziła, że on także zsuwa się z pokładu, kołysząc się na wspornikach, bliski przewrócenia się. Wyciągnęła rękę, drugą przytrzymując Zekka za ramię, i użyła Mocy, aby podnieść pojazd i sprowadzić ku nim. Złapała za brzeg kabiny i zaczęła wciągać się do środka, kiedy stwierdziła, że Zekk wisi bezwładnie w jej uchwycie.
Spoglądał jak zaczarowany w kierunku brakującej części pokładu, nie opuszczając wyciągniętego ramienia. Trzymał poprzez Moc tylko próżnię, a Jaina czuła jego gniew, że nie zdołał zatrzymać holownika.
– Pozbieraj się! – Wspięła się do kabiny, ciągnąc Zekka za sobą. – To złodzieje tibanny, niewarci, żeby za nich ginąć.
Hialv Rabos2006-07-29 12:02:36
Podziękowania dla Amberu za posyłkę :D
Membrozje, gniazda...o co tu chodzi? Mam olbrzymie zaległości albo raczej Fizza ;P.
Oj będzie ciężko XD