W dniu 23 marca 2005, w późnych godzinach wieczornych odbyła się telekonferencja z Paulem Rudishem, dyrektorem artystycznym serialu Wojny Klonów, wieloletnim współpracownikiem Genndy’ego Tartakovsky’ego, twórcy takich seriali jak „Atomówki”, „Samuraj Jack”, „Laboratorium Dextera” czy ostatnio właśnie „Wojny Klonów”. Mieliśmy okazję uczestniczyć w tym spotkaniu.
Głównym tematem telekonferencji był trzeci sezon „Wojen Klonów”, będący wprowadzeniem do Epizodu III Gwiezdnej Sagi Zemsty Sithów. Nowe odcinki są emitowane w USA i wielu innych krajach w tym tygodniu, w Polsce będą wyświetlane od 25 kwietnia.
Za oceanem oraz w większości krajów drugiego regionu (niestety bez Polski), na DVD pojawił się właśnie pierwszy tom „Wojen Klonów”, zawierający połączone dwa pierwsze sezony. Składały się one z 20 pięciominutowych odcinków. Trzeci sezon składa się z pięciu 12 minutowych odcinków.
Czy mógłby Pan zdradzić, kto jest pańskim ulubionym bohaterem kreskówek?
Paul Rudish: Zawsze lubiłem kreskówki, właściwie od dziecka, stąd chyba najbardziej jest to Królik Bugs, potem klasyki Disneya, w tym Pinokio, Śpiąca Królewna… a z własnych chyba Samuraj Jack.
A z postaci Gwiezdno-Wojennych?
Obi-Wan Kenobi. Mieliśmy z nim najwięcej zabawy podczas rysowania. Głównie dlatego, że on jako postać chciał zostać kimś w rodzaju mędrca/czarodzieja, a musiał zostać generałem walczącym na wojnie.
W jaki sposób tworzyliście postaci w tym serialu?
Gwiezdne Wojny są pod tym względem wyjątkowe, w porównaniu z innymi kreskówkami. Tam zawsze mamy w praktyce wolną rękę, tu musieliśmy bazować na tym, co znamy z filmów, na aktorach, żywych ludziach, którzy zachowują się w określony sposób, często nieświadomie. Trzeba było znaleźć jakąś główną rozpoznawalną cechę tych postaci i przenieść ją w animację. Z drugiej strony, w przypadku gdy tworzymy własne postaci, zawsze mamy spotkania zespołu gdzie dyskutujemy nad różnymi pomysłami. Często wpadają nam do głowy szalone pomysły. I często potem realizujemy właśnie te pomysły. W obu przypadkach, przy tworzeniu postaci zawsze towarzyszy burza mózgów.
Kreskówski stają się coraz bardziej zrobotyzowane i industrialne, zarówno w samym procesie twórczym, jak i samej treści. Co Pan woli?
Jeśli chodzi o sam proces tworzenia, to faktycznie jest trend by wszystko robić na komputerach, ale ja osobiście preferuję stary dobry styl, czyli ręczne rysowanie. A treść, cóż tu takiego trendu nie widzę.
A co Pan sądzi o przemocy w kreskówkach? Uważa Pan swoje kreskówki za brutalne?
Prawdę mówiąc, nie. Dla mnie brutalne kreskówki to te, na których się wychowałem, np. Tom i Jerry. W naszych kreskówkach przede wszystkim nie ma bezsensownej przemocy, ukazanej w jakiś super atrakcyjny dla młodego widza sposób. W ogóle jak możemy, to staramy się unikać zabijania.
A czy trudno było zachować styl Gwiezdnych Wojen?
Tak, to było bardzo trudne zadanie, przede wszystkim dlatego, że fani spoglądają na nas bardzo krytycznym okiem. Staraliśmy się nawet robić modele 3D, ale naszym głównym wrogiem był czas, a właściwie jego brak. To na pewno było ciekawe wyzwanie i chyba się udało.
A co Pan sądzi o fanach Gwiezdnej Sagi i ich odbiorze serialu?
Są bardziej jak fanatycy, niż fani. To było wielkie wyzwanie, gdyż oni zawsze są bardzo krytyczni. Z drugiej strony sami jesteśmy fanami tych filmów. W naszych rozmowach doszliśmy do wniosku, że jesteśmy chyba największymi fanami Gwiezdnych Wojen, więc było nam łatwiej. Ale oczywiście, w tym momencie przestaliśmy już być fanami, lub raczej tylko fanami i musieliśmy zrozumieć, że nasza praca to coś więcej, niż tylko zabawa w Gwiezdne Wojny.
Czy George Lucas pokłócił się z wami o serial?
Nie, w żadnym wypadku. On nam tylko wyjaśnił, czego po serialu oczekuje, dał nam zarys. Sam zaś był bardzo zajęty przy pracy nad „Zemstą Sithów”.
A jaki był budżet serialu, czy porównywalny z filmem?
W żadnym przypadku! To taki nawet mniejszy, niż zwykłej produkcji telewizyjnej.
Na jakiej zasadzie braliście aktorów podkładających głosy w kreskówce? Byli to filmowi aktorzy, a może jacyś sławni?
Nie to byli inni aktorzy. Znani, przede wszystkim w swojej dziedzinie, ale nie sławni. Generalnie dostaliśmy listę aktorów od Lucasfilm, którzy wielokrotnie podkładają głos pod postaci, poza filmami np. w grach czy innych produkcjach i z nimi się skontaktowaliśmy. Jedynym aktorem z filmów był Anthony Daniels, czyli C-3PO. Zatem C-3PO mówi swoim prawdziwym głosem w serialu!
Czy do zrozumienia filmów konieczna jest znajomość serialu?
Konieczna nie. Filmy doskonale dają sobie radę, bez kreskówki, podobnie jak ona daje sobie radę bez filmów, ale z pewnością, mocno się uzupełniają i interferują między sobą. Np. przez postać Generała Grievousa, my go wprowadzamy, pokazujemy pewne możliwości, ale zostanie on rozwinięty dopiero w filmie. Generalnie cały serial, zwłaszcza te nowe odcinki, opowiadają historię o tym jak Anakin zostaje Jedi. W „Mrocznym widmie” rozpoczął swą drogę, w „Ataku klonów” widzieliśmy go u jej końca, a w „Zemście Sithów” będzie już Rycerzem Jedi. Serial opowiada o tym, co było pomiędzy.
Jak w ogóle powstał pomysł serialu animowanego?
Generalnie pomysł wyszedł od firmy Hasbro. To oni poprosili Lucasa o kreskówkę, by zwiększyć zainteresowanie Gwiezdnymi Wojnami, a przez to sprzedaż licencjonowanych produktów. Ale Lucas początkowo nie chciał się w ogóle zgodzić. Więc Hasbro go prosiło, potem błagało, a w między czasie rozpoczęło też rozmowy z Cartoon Network i w rezultacie Genndym Tartakovskym. Natomiast po sukcesie pierwszych dwóch sezonów, Lucas sam poprosił nas o to by zrobić trochę większą, dłuższą kreskówkę, ba dał nam nawet scenariusz do nowego filmu.
Gwiezdne Wojny jako film to także w dużym procencie, wielkie zapierające dech w piersiach widowisko wizualne. Jak można coś takiego zrobić w kreskówce?
W praktyce łatwiej niż w filmie aktorskim. Przede wszystkim nie ma żadnych ograniczeń. Jeśli chcemy by Jedi skoczył w górę 15 metrów, to po prostu to rysujemy. Nie musimy się martwić o to jak podrzucić tak aktora, czy co będzie jak źle wyląduje.
A czy wiecie jak George Lucas zareagował na drugi sezon?
Genndy ma się dziś z nim spotkać, więc pewnie będę wiedział, ale pewnie już po naszej rozmowie. Sam jestem ciekawy.
A pamięta Pan jakąś śmieszną sytuację podczas prac nad kreskówką?
Nie za bardzo. Na pewno dużo frajdy sprawiło nam tworzenie ścieżki dźwiękowej, nagrywanie dźwięków. No i rysowanie postaci. Ja sam rysowałem kiedyś postaci z Gwiezdnych Wojen, jeszcze gdy byłem dzieckiem.
Jaka Pana zdaniem jest grupa docelowa tej kreskówki?
Mam wrażenie, że z nią jest jak z Gwiezdnymi Wojnami, że w praktyce są skierowane dla każdego. Że równie dobrze przyjmują ją ośmiolatki jak i trzydziestolatki.
Jak został Pan dyrektorem artystycznym?
Tak naprawdę to przede wszystkim praktyka, czyli rysowanie, rysowanie, rysowanie no i skrzyżowanie palców i czekanie na odrobinę szczęścia. A co ciekawe, jako siedmioletni chłopak, gdy zobaczyłem pierwszy raz „Gwiezdne Wojny” od razu zabrałem się za ich rysowanie. Zawsze chciałem narysować coś w stylu serialu „Wojny Klonów”. W końcu marzenie się spełniło.
Które rzeczy są rysowane ręcznie, a które komputerowo?
Ręcznie rysowane są wszystkie postaci. Komputerowo, bo w 3D statki kosmiczne. Ale większość rysunków jak całe tło, też jest praktycznie ręcznie rysowane, potem może być komputerowo nakładane na resztę, ale rysowane jest tradycyjnie.
A nad czym teraz pracujecie?
Prawdę mówiąc, jeszcze wczoraj i pewnie dziś, Genndy będzie kończył ostatni odcinek trzeciej serii, ten który zostanie wyemitowany w sobotę. Nasza praca, ze względu na ograniczenia czasowe, jest trochę szalona. Nie kończymy praktycznie w ogóle rysowania. Po prostu ktoś przychodzi, mówi, że czas się skończył i zabiera to co jest.
A czy w czasie pracy nie czuje się Pan trochę jak dziecko?
Ależ tak, ciągle mam wrażenie jakbym był małym chłopcem, ale nie tylko ja.
Skąd Pan pochodzi?
Generalnie to urodziłem się w Missouri, mieszkałem na farmie, zupełnie jak Luke Skywalker.
Dla wielu osób „Mroczne widmo” i „Atak klonów” były rozczarowaniem, jak Pan myśli, jak będzie to z „Zemstą Sithów”?
Z tego co wiem to będzie lepsza. Wiele osób mówi, że ma być to najlepszy film z całej nowej trylogii. Z pewnego punktu widzenia musi tak być, on jest sam z siebie bardziej mroczny, bardziej dorosły, więc nic dziwnego.
Co Pan sądzi o pogłoskach, że Lucas nakręci jednak Epizody VII-IX?
Nie mam pojęcia. Nic nie wiemy o tym. Tylko słyszeliśmy pogłoski, że chce robić serial telewizyjny. Z tym, że sam jeszcze nie wie, czy to będzie serial bazujący na Gwiezdnych Wojnach czy też nie. Podobno mógłby to być serial dokumentalny o historii starożytnej. [Tymczasem wstępnie, zapowiedziano już serial aktorski z Gwiezdnych Wojen na rok 2006, ale bez udziału Lucasa w przedsięwzięciu. Tak więc serial o którym tu mowa, to zupełnie niezależny pomysł. – przyp. redakcji].
Łukasz Trykowski: Jakie są największe różnice pomiędzy pierwszymi dwiema seriami Wojen Klonów, a trzecią?
Z pewnością największą różnicą jest metraż odcinka. Tutaj mogliśmy pokazać więcej historii, rozbudować dialogi. Właściwie to mogliśmy opowiedzieć dość solidną historię, więc postanowiliśmy podążyć trochę inną ścieżką. Te odcinki są bardziej ze sobą połączone, to właściwie jedna historia, podzielona na 5 części. Opowieść jest zupełnie inna, większa, ma większe horyzonty, zasięg i jest lepiej przemyślana. To od strony scenariusza. A jeśli chodzi o sposób rysowania, to właściwie wizualnie wszystko pozostało tak jak w poprzednich odcinkach. No oczywiście Anakin z pierwszego odcinka różni się od Anakina z dwudziestego piątego, ale tu nie zmienialiśmy techniki, a raczej trzeba było pokazać zmianę i rozwój bohatera na przestrzeni czasu, w którym rozgrywają się Wojny Klonów. Z drugiej strony nawet historia jest w pewien sposób inna, bo przyświeca nam inny cel. Tu mieliśmy przede wszystkim pokazać historię Anakina i przygotować przedpole pod „Zemstę Sithów”, a tam pokazywaliśmy Wojny Klonów.
Czy mógłby Pan przybliżyć proces przyswajania bohaterów do serialu, ale nie tych znanych z filmów, ale np. tych z książek czy komiksów.
Oczywiście, dostaliśmy w praktyce, poza filmowymi, dwa typy postaci. Jedni pochodzili z książek i komiksów, jak Asajj Ventress czy Durge. Wiedzieliśmy, że pojawią się w komiksach. Oni byli w jakiś sposób opisani, ale dostaliśmy te postaci na tyle wcześnie, że mogliśmy dodać do nich własne uwagi i w rezultacie wpłynąć na ich finalny wygląd, nie tylko w serialu. Potem faktycznie były używane dalej w komiksach, gdzie się rozwinęły. My ich tylko wprowadziliśmy. Z Generałem Grievousem właściwie jest podobnie. Mieliśmy wprowadzić nową postać, która odegra pewną rolę w „Zemście Sithów”. Z tym, że tu był pewien problem, bo gdy powstawał serial, to właściwie były ukończone dwa ujęcia, w dodatku nie finalne, a testowe, generała Grievousa. Więc na podstawie opisów i tych ujęć, musieliśmy sobie poradzić. Tu nie mogliśmy, aż tak ingerować. Najtrudniejsze było to, by przedstawić generała tak, by się specjalnie nie różnił potem od filmowego. Tyle, że trudno coś takiego zrobić, jak właściwie koncepcje jego zachowania, powstawały praktycznie jednocześnie.
Wojny Klonów nie są jedynym wprowadzeniem do Epizodu III, jednym z innych jest powieść Jamesa Luceno Labirynt Zła. Czy w jakiś sposób współpracowaliście z autorem tej książki?
Właściwie to nie. Albo nie bezpośrednio. Cała komunikacja odbywała się przez Lucasfilm. Oczywiście staraliśmy się zachować spójność z książką, ale prawdę powiedziawszy nie wiem na ile to wyszło. My swoje pomysły przedstawialiśmy ludziom w Lucasfilm, a oni kontaktowali się z autorem książki, prosząc go, by je uwzględnił. Podobnie było w jego przypadku, on miał pomysły, pisał do Lucasfilm, a oni do nas, byśmy coś uwzględnili. Głównym problem w całej naszej komunikacji był przede wszystkim brak czasu. Wszyscy mieliśmy szalony terminarz produkcji, a dodatkowo bardzo wiele pomysłów, zgranie tego z resztą okazało się po prostu nie możliwe.
A czy opowieść, którą przedstawiacie, na ile pochodziła od Lucasfilmu, a na ile była własną inwencją?
Generalnie sam pomysł, postaci, co mamy przedstawić, pochodziło od Lucasa i jego ludzi. Oni zlecali nam, byśmy pokazali Grievousa, Asajj itp. Ale dostawaliśmy zarys ogólny, więc szczegóły historii wymyślaliśmy sami, z tym, że musiała ona być akceptowana przez ludzi z Lucasfilm.
Wspomniał Pan, że dostaliście scenariusz do „Zemsty Sithów”, a czy mieliście możliwość obejrzenia filmu?
Nie. Niestety. Dostaliśmy tylko kilka klipów, mogliśmy zobaczyć np. fragmenty początkowej bitwy, no a także dostaliśmy całą masę obrazków, zdjęć, zarówno z aktorami, promocyjnych, jak i ukończonych, częściowo ukończonych, czy zdjęć modeli statków. Wszystko po to, by wczuć się w klimat. A sam film, niestety będziemy musieli poczekać, aż do maja, wtedy zobaczymy go w kinie.
Na ile wymyślaliście nowe droidy, statki, rasy, bronie, a na ile były one wam narzucone przez Lucasfilm?
Generalnie mogliśmy sobie wszystko tworzyć, chyba, że coś było zlecone. I początkowo faktycznie tworzyliśmy bardzo wiele. Dopiero potem doszliśmy do wniosku, że fajnie byłoby użyć, czegoś co już istnieje w Gwiezdnych Wojnach. Tu okazało się, że istnieje praktycznie wszystko, że jeśli coś chcemy, to wszechświat Gwiezdnych Wojen jest tak ogromny, że nie musimy tego wymyślać, ale możemy poszukać. Okazało się, że tam faktycznie pozostało bardzo mało miejsca na wymyślenie nowych rzeczy. No to staraliśmy się, istniejące już wykorzystywać. Oczywiście pewne rzeczy, jak nowe myśliwce Jedi, czy niszczyciele klasy Venator, zostały nam zlecone przez Lucasfilm. Jednak prawda jest taka, że praktycznie wszystkie elementy były kontrolowane, przez Lucasfilm, żebyśmy za bardzo nie wymyślali czegoś.
W jaki sposób zajmowano się szczegółami i ciągłością wobec innych części Gwiezdnej Sagi (wraz z całym Expanded Universe – czyli wszystkimi książkami i komiksami)?
Generalnie robili to ludzie z Lucasfilm, jak mówiłem oni na każdym etapie nas kontrolowali. Musieliśmy wprowadzić cały szereg zmian, na szczęście były to raczej zmiany kosmetyczne, gdyż nasza wiedza o tym wszechświecie była na tyle duża, że nie robiliśmy poważniejszych błędów. Ale Lucasfilm naprawdę dużo naprawił w naszych pomysłach, przede wszystkim pilnowali szczegółów.
Czy wiadomo już kiedy pojawi się trzeci sezon na DVD?
W pierwszym regionie? Myślę, że pojawi się gdzieś koło premiery „Zemsty Sithów” na DVD, czyli pewnie jesienią.
A o polskiej premierze choćby pierwszego sezonu, pewnie Pan nic nie wie?
Nie, niestety.
Wasze animacje doczekały się między innymi figurek inspirowanych serialem, czy nawet komiksów bazujących na sposobie rysowania serialu. Na ile uczestniczyliście w tych projektach.
Tu można odpowiedzieć na dwa sposoby. Albo w ogóle. Bo w praktyce nie mieliśmy, żadnego wpływu na treść tych komiksów. Tak naprawdę kontaktowaliśmy się jedynie przez Lucasfilm, więc ludzie od komiksów pracowali osobno, a my pracowaliśmy osobno. Ale z drugiej strony, ja przecież byłem dyrektorem artystycznym całego przedsięwzięcia, odpowiadałem za wygląd postaci. Tak więc projekty, także te, które posłużyły potem do stworzenia serii figurek, czy komiksów, przeszły przez moje ręce, ja je zaakceptowałem, więc miałem swój wpływ na to. W pewien sposób potem, jak trzeba było również to koncepty poprawiałem czy nadzorowałem, ale sam proces powstawania komiksu czy figurek, jest zupełnie poza mną.
Niedawno w sieci pojawiły się plotki, że Genndy Tartakovsky i jego zespół, ma zrobić kolejny serial w świecie Gwiezdnych Wojen dla Cartoon Network. Miałby to być, przygody Boby Fetta, koncentrujące się na jego największych łowach. Czy coś na ten temat wiadomo?
To by była niezłą frajda zrobić taki serial. Z tym, że na razie nie ma żadnych oficjalnych rozmów na temat przyszłości naszej współpracy. Jak wspominałem, Genndy jeszcze kończył ostatni odcinek! Z drugiej strony Lucasfilm jest zbyt zajęte emisją tej serii Wojen Klonów, a także przygotowaniem się do premiery „Zemsty Sithów”, więc myślę, że dopiero potem temat ten zostanie poruszony, jeśli oczywiście Lucasfilm będzie zadowolone z odbioru trzeciego sezonu.
I ostatnie pytanie. Czy widział Pan może poprzednie seriale – Droids i Ewoks – animowane z lat 80. Czy były może one w jakiś sposób inspiracją lub ostrzeżeniem dla was?
Tak widziałem te kreskówki w telewizji. Będąc dzieckiem z przyjemnością ich wyczekiwałem. Oba seriale i jeszcze była taka fajna, chyba moja ulubiona, kreskówka w programie Star Wars: Holiday Special.
Tak, była tam kreskówka, w której wprowadzono po raz pierwszy Bobę Fetta, jeszcze przed „Imperium kontratakuje”.
Czyli prawie jak z Grievousem. W każdym razie ja dobrze wspominam te kreskówki i były one dla nas raczej inspiracją. Przede wszystkim C-3PO jest nimi inspirowany, tak naprawdę to staraliśmy się go prawie skopiować, właśnie z kreskówek, niż narysować nowego.
spisał: Łukasz Trykowski (Lord Sidious)