Callista dotarła do Bolgoink długo po zmroku, na wpół zamarznięta i wyczerpana pilnowaniem wykazujących ogromną chęć zniknięcia w lesie dwoobów, które wynajęła, żeby przeniosły jej ładunek. Teraz rozumiała dlaczego Gammoreanie zwykle chodzili pieszo, wożąc ciężary na taczkach.
Na dziedzińcu rozładowała zakupy i zataszczyła wielkie metalowe płachty do niskich kamiennych schodów wiodących do głównej wieży. Jeden ze starszych Gammoreanów, który wyłonił się z wejścia zaczął jej pomagać. Było to coś co nigdy nie zdarzyłoby się bardziej agresywnym i świadomym swojej pozycji dorosłym wojownikom.
- [Guth i Umgush w porządku?] – zapytała.
Weteran beknął potwierdzająco.
- [Rog nie jest szczęśliwy] – oznajmił. – [Rog mówić, walczyć i zabić Guth, walczyć i zabić Umgush, walczyć i zabić Ciebie, a potem pójść do domu.] – jak większość weteranów stracił już parę kończyn, ale posługiwał się całkiem zręcznie tymi, które mu pozostały. – [Będziesz walczyć z Rogiem?]
- [Jeśli mi się powiedzie to nie] – odrzekła Callista. – [Czy pokój Vrokka nadal jest nawiedzany?]
Gdy przechodzili przez główny korytarz, podawano właśnie obiad; widok wart obejrzenia, o ile tylko miało się mocny żołądek i marne poczucie humoru. Ponieważ nieprawdopodobnym było, żeby w Gammoreańskim domostwie ktoś mógł jadać samotnie, obecna była Umgush, Guth, reszta załogi, nawet Jos, choć ten ostatni był bezpiecznie przykuty do koryta gdzieś pomiędzy mniej ważnymi współbiesiadnikami. Guth zauważył Callistę i pomachał jej z galanterią, choć ten gest wymagał wielkiego poświęcenia, zważywszy na ilość jedzenia, którą przez ten chwilowy brak koncentracji stracił. Callista była wzruszona i zaszczycona.
- [Nadal nawiedzany] – ponownie potakująco beknął weteran, kiedy taszczyli swój ładunek korytarzem w kierunku kwadratowej wieży, w której był kiedyś pokój Vrokka. – [Nocne hałasy są bardzo głośne, Bardzo złe. Duch Vrokka jest rozgniewany.]
“Nic dziwnego” – pomyślała gniewnie Callista, myśląc jednocześnie o tych wszystkich, którzy pozbawieni zostali nie tylko radości z, ale i samego życia. A w następnej chwili, serce podskoczyło jej do gardła na widok mrocznej i masywnej postaci stojącej przed grubymi, dębowymi drzwiami pokoju do którego zmierzali.
- Odejdź stąd! – wrzasnęła, a potem dodała już po Gammoreańsku. – [Nie wchodź tam!]
Ogromna głowa odwróciła się. Blade światło pochodni z korytarza odbijało się w złotym kolczyku, oświetlając pełną blizn głowę.
- [Nie boję się duchów] – chrząknął Lugh. – [Nawet ducha Vrokka. Jam odważny. Silny. Gweek. Spójrz, siedem morrtsów] – wyciągnął rękę, by pokazać jak wiele pasożytów może utrzymać jego ciało. – [Tego morrtsa, Kufbrug dała mi osobiście.]
- [Gweek] – zgodziła się Callista. – [Ale nadal lepiej by było gdybyś tam nie wchodził. Tego życzyła sobie Kufbrug.]
Z pyska Lugha wydobył się głęboki bulgot a on sam oddalił się korytarzem. Callista podeszła do drzwi i przyłożyła uchu do desek. Przez chwilę z wewnątrz nie wydobywał się żaden dźwięk. A potem, dobiegły ją prawie niesłyszalne odgłosy, przypominające odgłos smaganych wiatrem arkuszy plastenu albo innego dobrego metalu. Ten odgłos powinien był podnieść ją na duchu, wszak nadal dochodził z wewnątrz, ale myśl o wymiarach napawała ją przerażeniem.
Callista wysłała weterana po resztę ładunku, który układał na korytarzu obok drzwi, sama natomiast siadła na podłodze i opierając plecy o ścianę, czekała na nadejście świtu.
Kiedy dzień nastał na dobre, odryglowała drzwi i weszła do środka. Pierwszą rzeczą, którą dostrzegła była stojąca na podłodze jakiś metr od drzwi miska, zawierająca lepki osad z czegoś, co wyglądało na utoczoną dzień wcześniej krew. Poza tym, pokój najwidoczniej wyglądał tak samo jak cztery dni temu, gdy mieszkańcy znaleźli ciało Vrokka. Szerokie okna otwarte po obu stronach pokoju miały ciężkie zasłony i okiennice, zamknięte na noc, podobnie jak we wszystkich innych oknach, które miała okazję oglądać w siedzibie klanu. Przepuszczały one dość brązowawego dziennego światła, by uczynić komnatę całkowicie bezpieczną, mimo to Callista rozsunęła kotary i otwarła okiennice najszerzej jak się dało.
Nie było oznak walki ani przedśmiertnych drgawek. Broń Vrokka – topór, halabarda i różnego rodzaju nabijane gwoździami maczugi wisiały nietknięte na ścianie. Leżące na podłodze skóry dwooba, choć lekko zaplamione krwią, nie były poprzesuwane. “Być może pokój został posprzątany, po usunięciu zeń ciała Vrokka,” pomyślała Callista. Z całą pewnością, grzyby i pleśń, jakże wszechobecne w czasie roztopów, zostały usunięte ze ścian. Kiedy sprawdziła stojącą na stole lampę – miskę napełnioną olejem poltroop z knotem przechodzącym przez pokrywkę – zauważyła, że nie ma w niej ani kropli oleju a wieko jest przydymione i opalone w miejscu, w którym wcześniej tkwił knot.
Wniosła swoje pakunki i zamknęła za sobą drzwi. Potem odpakowała to, co kupiła za sześciomiesięczną pensję na „Zicreexie.” Czterdzieści dwa metry kwadratowe paneli z agrinium, lekkiej metalowej powłoki wykorzystywanej do naprawy żagli słonecznych, dwa wielkie zwoje agrinium pociętego w paski, kilka pudełek przylepnych punktorów o zwiększonej wytrzymałości, i wreszcie klatki obserwacyjnej wykonanej z grubej metalowej siatki. Najpierw złożyła klatkę, instalując ją w rogu pokoju tuż przy oknie. Potem użyła agrinium, by całkowicie pokryć nim przeciwny, znajdujący się najbliżej okien róg pokoju, jego ściany, podłogę i sufit, tam, gdzie poranne światło zwykło świecić najjaśniej.
Komnata była duża, miała przynajmniej dziesięć na siedem metrów.
“To nie będzie łatwe,” pomyślała Callista. Ale wydawało się jej, że to był jedyny sposób zdobycia informacji, których potrzebowała.
Odetchnęła głęboko, dotknęła uspokajająco zawieszonego u pasa miecza świetlnego i opuściła pokój, zamykając za sobą drzwi. Potem udała się na poszukiwanie Kufbrug.
Matrona klanu Bolgoink leżała nieruchomo na stercie pokrytych pleśnią poduszek w głównej sali. Callista zatrzymała się w drzwiach, zaniepokojona jej bezruchem. Nawet zeszłej nocy w czasie wieczerzy też tak leżała, ponuro obserwując obecnych w sali podczas, gdy większość Gammoreańskich wdów dawno oglądałaby się za nowymi partnerami zanim jeszcze ostygłyby martwe ciała poprzednich.
Ale Kufbrug podniosła tylko ogromną głowę, przyglądając się Calliście w poprzek komnaty żółtymi, złowrogimi oczami. Callista pamiętała, że następnego dnia Rog miał się zmierzyć w walce z Guthem, aby pomścić swojego brata. A kiedy by go zabił, co zrobiłby z całą pewnością, gdyż podobnie jak jego brat, był niesamowicie silny, nikt nie mółby przewidzieć jaki byłby los Callisty, Umgush i pozostałej załogi „Zicreexa.”
Zamierzała porozmawiać o pojedynku, ale coś kazało jej zacząć od czegoś innego.
- [Czy dobrze się czujesz?]
Ciemniejsze przy brzegach nozdrza rozszerzyły się.
- [Nigdy nie czuję się dobrze w czasie roztopów.] – Kufbrug spuściła wzrok i klepnęła paluchami w tylną, okrągłą część morrtsa, który przyssany był do jej ramienia. – [Dni są mroczne. Nie jest dobrze, odkąd Guth wyzwał Vrokka o moją rękę. Mówiłam mu, żeby wyjechał, ale bezskutecznie. A co ty znalazłaś, Obca Dziewczyno? Że żadni przybysze nie mieli na pieńku z Vrokkiem, ponieważ on nic do nich nie miał?]
Callista potrząsnęła głową, a gdy przypomniała sobie, że dla Gammorean nie ma to żadnego znaczenia, wysunęła brodę do przodu i chrząknęła, co miało oznaczać zaprzeczenie. Wywołało to dudniący chichot u matrony a w jej martwych oczach pojawiła się iskierki życia.
- [Ale odnalazłam to, co zabiło Vrokka. Nie trucizna ale pewien gatunek niegammoreańskiego stworzenia zamrożonego w kawałku lodu. Gorący lak stopił lód choć nadal więził je wewnątrz. Kiedy pieczęć została złamana, stworzenie dostało się do nozdrzy Vrokka i zabiło go.]
- [Trucizna czy stworzenie spoza planety, to podpis Gutha jest na liście, jak zwykł się zawsze podpisywać] – stwierdziła głucho matrona. – [Rog nie zrezygnuje z zemsty.]
Callista przyklękła przy niej, wyciągnęła z kieszeni pergamin i napisała po jego drugiej stronie słowo Guth. – [Czy to sprawia, że jestem Guthem?]
Palce Kufbrug zatrzymały się na morrtsie, gdy studiując podpis, rozmyślała przez chwilę nad tą kwestią. Przez chwilę zrozumienie zamigotało w żonkilowo-żółtychoczach, ale zostało niemal natychmiast zastąpione przez desperację.
- [Rog tego nie zrozumie. Kto pisałby imię Gutha jeśli nie on sam? Rog pomści brata.]
- [Stworzenie, które zabiło Vrokka jest nadal w jego pokoju] – oznajmiła Callista. Gammoreańskie samice były bez porównania bystrzejsze od samców i było całkiem prawdopodobne, że Rog nie zaakceptuje możliwości fałszerstwa lecz będzie uparcie upierał się na wywarciu zemsty. – [A to stworzenie może być zmuszone do wyznania tożsamości prawdziwego nadawcy listu. Ale będę potrzebowała Twojej pomocy. Czy będziesz ze mną czuwać tej nocy?]
Pośród milczenia, które zapanowało, matrona zdawała się niemal na oczach tonąć w odchłani bezruchu i beznadziei. A potem wydała z siebie długie chrząknięcie.
- [Tak Dziewczyno z Zewnątrz. Będę czuwać.]
Na dziedzińcu rozładowała zakupy i zataszczyła wielkie metalowe płachty do niskich kamiennych schodów wiodących do głównej wieży. Jeden ze starszych Gammoreanów, który wyłonił się z wejścia zaczął jej pomagać. Było to coś co nigdy nie zdarzyłoby się bardziej agresywnym i świadomym swojej pozycji dorosłym wojownikom.
- [Guth i Umgush w porządku?] – zapytała.
Weteran beknął potwierdzająco.
- [Rog nie jest szczęśliwy] – oznajmił. – [Rog mówić, walczyć i zabić Guth, walczyć i zabić Umgush, walczyć i zabić Ciebie, a potem pójść do domu.] – jak większość weteranów stracił już parę kończyn, ale posługiwał się całkiem zręcznie tymi, które mu pozostały. – [Będziesz walczyć z Rogiem?]
- [Jeśli mi się powiedzie to nie] – odrzekła Callista. – [Czy pokój Vrokka nadal jest nawiedzany?]
Gdy przechodzili przez główny korytarz, podawano właśnie obiad; widok wart obejrzenia, o ile tylko miało się mocny żołądek i marne poczucie humoru. Ponieważ nieprawdopodobnym było, żeby w Gammoreańskim domostwie ktoś mógł jadać samotnie, obecna była Umgush, Guth, reszta załogi, nawet Jos, choć ten ostatni był bezpiecznie przykuty do koryta gdzieś pomiędzy mniej ważnymi współbiesiadnikami. Guth zauważył Callistę i pomachał jej z galanterią, choć ten gest wymagał wielkiego poświęcenia, zważywszy na ilość jedzenia, którą przez ten chwilowy brak koncentracji stracił. Callista była wzruszona i zaszczycona.
- [Nadal nawiedzany] – ponownie potakująco beknął weteran, kiedy taszczyli swój ładunek korytarzem w kierunku kwadratowej wieży, w której był kiedyś pokój Vrokka. – [Nocne hałasy są bardzo głośne, Bardzo złe. Duch Vrokka jest rozgniewany.]
“Nic dziwnego” – pomyślała gniewnie Callista, myśląc jednocześnie o tych wszystkich, którzy pozbawieni zostali nie tylko radości z, ale i samego życia. A w następnej chwili, serce podskoczyło jej do gardła na widok mrocznej i masywnej postaci stojącej przed grubymi, dębowymi drzwiami pokoju do którego zmierzali.
- Odejdź stąd! – wrzasnęła, a potem dodała już po Gammoreańsku. – [Nie wchodź tam!]
Ogromna głowa odwróciła się. Blade światło pochodni z korytarza odbijało się w złotym kolczyku, oświetlając pełną blizn głowę.
- [Nie boję się duchów] – chrząknął Lugh. – [Nawet ducha Vrokka. Jam odważny. Silny. Gweek. Spójrz, siedem morrtsów] – wyciągnął rękę, by pokazać jak wiele pasożytów może utrzymać jego ciało. – [Tego morrtsa, Kufbrug dała mi osobiście.]
- [Gweek] – zgodziła się Callista. – [Ale nadal lepiej by było gdybyś tam nie wchodził. Tego życzyła sobie Kufbrug.]
Z pyska Lugha wydobył się głęboki bulgot a on sam oddalił się korytarzem. Callista podeszła do drzwi i przyłożyła uchu do desek. Przez chwilę z wewnątrz nie wydobywał się żaden dźwięk. A potem, dobiegły ją prawie niesłyszalne odgłosy, przypominające odgłos smaganych wiatrem arkuszy plastenu albo innego dobrego metalu. Ten odgłos powinien był podnieść ją na duchu, wszak nadal dochodził z wewnątrz, ale myśl o wymiarach napawała ją przerażeniem.
Callista wysłała weterana po resztę ładunku, który układał na korytarzu obok drzwi, sama natomiast siadła na podłodze i opierając plecy o ścianę, czekała na nadejście świtu.
Kiedy dzień nastał na dobre, odryglowała drzwi i weszła do środka. Pierwszą rzeczą, którą dostrzegła była stojąca na podłodze jakiś metr od drzwi miska, zawierająca lepki osad z czegoś, co wyglądało na utoczoną dzień wcześniej krew. Poza tym, pokój najwidoczniej wyglądał tak samo jak cztery dni temu, gdy mieszkańcy znaleźli ciało Vrokka. Szerokie okna otwarte po obu stronach pokoju miały ciężkie zasłony i okiennice, zamknięte na noc, podobnie jak we wszystkich innych oknach, które miała okazję oglądać w siedzibie klanu. Przepuszczały one dość brązowawego dziennego światła, by uczynić komnatę całkowicie bezpieczną, mimo to Callista rozsunęła kotary i otwarła okiennice najszerzej jak się dało.
Nie było oznak walki ani przedśmiertnych drgawek. Broń Vrokka – topór, halabarda i różnego rodzaju nabijane gwoździami maczugi wisiały nietknięte na ścianie. Leżące na podłodze skóry dwooba, choć lekko zaplamione krwią, nie były poprzesuwane. “Być może pokój został posprzątany, po usunięciu zeń ciała Vrokka,” pomyślała Callista. Z całą pewnością, grzyby i pleśń, jakże wszechobecne w czasie roztopów, zostały usunięte ze ścian. Kiedy sprawdziła stojącą na stole lampę – miskę napełnioną olejem poltroop z knotem przechodzącym przez pokrywkę – zauważyła, że nie ma w niej ani kropli oleju a wieko jest przydymione i opalone w miejscu, w którym wcześniej tkwił knot.
Wniosła swoje pakunki i zamknęła za sobą drzwi. Potem odpakowała to, co kupiła za sześciomiesięczną pensję na „Zicreexie.” Czterdzieści dwa metry kwadratowe paneli z agrinium, lekkiej metalowej powłoki wykorzystywanej do naprawy żagli słonecznych, dwa wielkie zwoje agrinium pociętego w paski, kilka pudełek przylepnych punktorów o zwiększonej wytrzymałości, i wreszcie klatki obserwacyjnej wykonanej z grubej metalowej siatki. Najpierw złożyła klatkę, instalując ją w rogu pokoju tuż przy oknie. Potem użyła agrinium, by całkowicie pokryć nim przeciwny, znajdujący się najbliżej okien róg pokoju, jego ściany, podłogę i sufit, tam, gdzie poranne światło zwykło świecić najjaśniej.
Komnata była duża, miała przynajmniej dziesięć na siedem metrów.
“To nie będzie łatwe,” pomyślała Callista. Ale wydawało się jej, że to był jedyny sposób zdobycia informacji, których potrzebowała.
Odetchnęła głęboko, dotknęła uspokajająco zawieszonego u pasa miecza świetlnego i opuściła pokój, zamykając za sobą drzwi. Potem udała się na poszukiwanie Kufbrug.
Matrona klanu Bolgoink leżała nieruchomo na stercie pokrytych pleśnią poduszek w głównej sali. Callista zatrzymała się w drzwiach, zaniepokojona jej bezruchem. Nawet zeszłej nocy w czasie wieczerzy też tak leżała, ponuro obserwując obecnych w sali podczas, gdy większość Gammoreańskich wdów dawno oglądałaby się za nowymi partnerami zanim jeszcze ostygłyby martwe ciała poprzednich.
Ale Kufbrug podniosła tylko ogromną głowę, przyglądając się Calliście w poprzek komnaty żółtymi, złowrogimi oczami. Callista pamiętała, że następnego dnia Rog miał się zmierzyć w walce z Guthem, aby pomścić swojego brata. A kiedy by go zabił, co zrobiłby z całą pewnością, gdyż podobnie jak jego brat, był niesamowicie silny, nikt nie mółby przewidzieć jaki byłby los Callisty, Umgush i pozostałej załogi „Zicreexa.”
Zamierzała porozmawiać o pojedynku, ale coś kazało jej zacząć od czegoś innego.
- [Czy dobrze się czujesz?]
Ciemniejsze przy brzegach nozdrza rozszerzyły się.
- [Nigdy nie czuję się dobrze w czasie roztopów.] – Kufbrug spuściła wzrok i klepnęła paluchami w tylną, okrągłą część morrtsa, który przyssany był do jej ramienia. – [Dni są mroczne. Nie jest dobrze, odkąd Guth wyzwał Vrokka o moją rękę. Mówiłam mu, żeby wyjechał, ale bezskutecznie. A co ty znalazłaś, Obca Dziewczyno? Że żadni przybysze nie mieli na pieńku z Vrokkiem, ponieważ on nic do nich nie miał?]
Callista potrząsnęła głową, a gdy przypomniała sobie, że dla Gammorean nie ma to żadnego znaczenia, wysunęła brodę do przodu i chrząknęła, co miało oznaczać zaprzeczenie. Wywołało to dudniący chichot u matrony a w jej martwych oczach pojawiła się iskierki życia.
- [Ale odnalazłam to, co zabiło Vrokka. Nie trucizna ale pewien gatunek niegammoreańskiego stworzenia zamrożonego w kawałku lodu. Gorący lak stopił lód choć nadal więził je wewnątrz. Kiedy pieczęć została złamana, stworzenie dostało się do nozdrzy Vrokka i zabiło go.]
- [Trucizna czy stworzenie spoza planety, to podpis Gutha jest na liście, jak zwykł się zawsze podpisywać] – stwierdziła głucho matrona. – [Rog nie zrezygnuje z zemsty.]
Callista przyklękła przy niej, wyciągnęła z kieszeni pergamin i napisała po jego drugiej stronie słowo Guth. – [Czy to sprawia, że jestem Guthem?]
Palce Kufbrug zatrzymały się na morrtsie, gdy studiując podpis, rozmyślała przez chwilę nad tą kwestią. Przez chwilę zrozumienie zamigotało w żonkilowo-żółtychoczach, ale zostało niemal natychmiast zastąpione przez desperację.
- [Rog tego nie zrozumie. Kto pisałby imię Gutha jeśli nie on sam? Rog pomści brata.]
- [Stworzenie, które zabiło Vrokka jest nadal w jego pokoju] – oznajmiła Callista. Gammoreańskie samice były bez porównania bystrzejsze od samców i było całkiem prawdopodobne, że Rog nie zaakceptuje możliwości fałszerstwa lecz będzie uparcie upierał się na wywarciu zemsty. – [A to stworzenie może być zmuszone do wyznania tożsamości prawdziwego nadawcy listu. Ale będę potrzebowała Twojej pomocy. Czy będziesz ze mną czuwać tej nocy?]
Pośród milczenia, które zapanowało, matrona zdawała się niemal na oczach tonąć w odchłani bezruchu i beznadziei. A potem wydała z siebie długie chrząknięcie.
- [Tak Dziewczyno z Zewnątrz. Będę czuwać.]
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 7,20 Liczba: 10 |
|
Gator2019-09-18 15:42:09
Opowiadanie jest dość przeciętne, dziwaczne, a niektóre opisy wydawały mi się trochę obleśne. Jednak poszerza ono uniwersum, bo dowiadujemy się sporo o kulturze Gamorrean i o ich planecie.
Lak Sivrakh2008-01-25 16:16:13
"Zszedłszy po trzech-czwartych metalowych schodków prowadzących z górnego pokładu frachtowca <<Zicreex,>>"
Chodzi o ten przecinek przed cudzysłowiem.
Poza tym jeszcze dwie sprawy. Te robaki to były Morrty, nie Morrtsy. Jeden Morrt, dwa Morrty.
A ta kapitan "Zicreexa" ma na imię Ugmush, nie Umgush.
Strangler2004-09-08 20:41:20
Z jednej strony dziwne to opowiadanko, ale z drugiej to właśnie takie historyjki rozszerzają świat SW i fajnie czasem poczytać o zielonych świnio podobnych Gammoreanach, niż ciągle o Luke'ach, Leiach itd..
Anor2004-08-30 16:16:46
Jeny co za taniocha:) 20 kilogramowa osa wylatuje spodpieczeci i wlatuje do nosa gammoeanina:P:P Ja rozumiem, ze ona mogła przybierać różne ksztąłty czyteż mogła wyrosnąć, ale niech chcoaiz Pani Hambly to opisze... a ta nic nie wiadomo trzeba się domyślac. Oprócz tego buraka i kilku innych (ziemskich okresleń, czego nie lubię w SW) opowiadanie nie jest nawet takie złe... Największym plusem jest jednak to że przypomniałem sobie jakim gniotem są opowiadania pani Hambly:P
SeventhSon2004-08-30 16:15:34
dobre :)
Freed2004-08-30 08:35:31
ooryl: na Hyperze :P
ooryl2004-08-30 01:23:49
gdzie można dostać angielską wersję tego opowiadanka ??
la_touffe2004-08-30 01:02:17
Dzieki za przetlumaczenie
PS: Nawet nie wiedzialem ze istnieje to opowiadanie ...
Bubi2004-08-30 00:10:22
To opowiadanie jest całkim ciekawe i inne niż pozostałe teksty ze SW ma wsobie więksżą głębie, a i nie brakuje wnim odrobiny humoru, przetłumaczone jest też całkiem nieźle i gdyby nie kilka miejsc gdzie z tłumaczenia wyniknęły stylistyczne krzaczki zasłużyło by na 5 w szkolnej skali ocen a tak daje mu 4+