TWÓJ KOKPIT
0

Pokrewne dusze :: Książki

Zielone oczy pirata zwęziły się.

- O czym ty gadasz?

- Mój pojazd powinien przybyć za... - pochyliła głowę i usłyszała lądujący statek. - O, właśnie przybył.

Szybciej niż można się było spodziewać, biorąc pod uwagę ilość alkoholu jaką w siebie wlał, Jiro skoczył z rykiem. Rhayme uskoczyła, naciskając przycisk na mieczu świetlnym. Włączył się tak szybko, że się przestraszyła. Ale w końcu miecz to miecz, a Lassa Rhayme wiedziała jak używać takiej broni. Mężczyzna chwycił blaster, który ktoś zostawił na stole ale miecz opadł przecinając go a także stół z łatwością. Jiro sapnął i rzucił w nią krzesłem. Znów nie miała problemu z przecięciem mebla.

Roześmiała się. Cóż za wspaniała broń! Poruszyła nim dla samego dźwięku, jaki wydawał.

- Która z was to w końcu Jedi? - zapytał Jiro.

- Jedi? - dobiegł ich głos przepełniony oburzeniem. - W mojej bazie? Znowu?

Jiro i Rhayme obrócili się jednocześnie i ujrzeli stojącego w drzwiach Hondo Ohnakę. Trzymając elektropałkę, która iskrzyła się karmazynowo na obu końcach, stał jak arystokrata, z wysoko podniesioną głową, jedną ręką na biodrze i w rozwianym płaszczu. Efekt psuła kowakiańska małpojaszczurka, siedząca mu na ramieniu. Hondo ruszył naprzód, niemal namacalnie emanując oburzeniem.
- Jiro! Ty debilu! Coś ty narobił? Gdzie moja załoga? - zignorował zupełnie kobietę trzymającą miecz świetlny. Rhayme patrzyła to na jednego to na drugiego, nie mogąc się zdecydować czy zaatakować czy wybuchnąć śmiechem.

- O, czołem, szefie - powiedział nieszczęśliwym tonem Jiro. - Ta pani przyszła tutaj i powiedziała, że chce uciec z Gangu Krwawej Kości i przyłączyć się do nas.

- Oczywiście, że tak. Wszyscy wiedzą, że Lassa Rhayme jest tyranką. A może się mylę, co? - patrzył na nią uważnie, oczekując potwierdzenia. Skinęła głową.

- I przywiozła nam - to znaczy panu, szefie - Jedi, którą schwytała. Powiedziała, że możemy zatrzymać ją dla okupu i...

- Tak, tak - Hondo przerwał mu władczym gestem. - Zostawiłem cię samego na pół dnia i zobacz co narobiłeś. Nigdy więcej okupu za Jedi! To się nigdy dobrze nie kończy.

- Ale... to tak jakby piękny owoc wpadł mi prosto w ręce! - powiedział błagalnie Jiro.

Hondo westchnął i pogładził się po potylicy, jakby go bolała.

- Ile razy mam ci powtarzać? Nie ufaj nigdy takim niespodziankom. Owoc nigdy nie wpadnie ci w ręce, dopóki nie potrząśniesz drzewem! - spojrzał na Rhayme i rozłożył szeroko ręce. - Sama widzisz, z czym tu się muszę użerać.

- Widzę - powiedziała, nie bez cienia sympatii.

- A teraz - odwrócił się do niej - czego naprawdę chcesz?

0trząsnęła się i spojrzała mu w oczy.

- Chcę odzyskać to, co moje - skierowała na niego ostrze miecza. - Ukradłeś mój ładunek, Hondo Ohnako. Bo widzisz... - uśmiechnęła się paskudnie. - To ja jestem Lassą Rhayme.

- Ty? Tą przerażającą kapitan "Okazji" ? - obejrzał ją z góry do dołu. - Nie tego się spodziewałem. - Zaklaskał językiem i potrząsnął smutno głową. - Nie przypuszczałaś chyba, że przybyłem sam, co, dziewczynko?

W tym momencie w komnacie rozległ się dźwięk wyciąganej broni.

Lassa wyszczerzyła się. - A myślałeś, że ja jestem sama?

Nagłe krzyki bólu i wściekłości rozległy się od wejścia do hallu, poprzedzane strzałami. Hondo odwrócił się, by popatrzeć i w tym momencie Lassa skoczyła.

Rzuciła się na niego z mieczem, ale otrząsnął się w ostatniej chwili i sparował uderzenie pałką. Oczy zwęziły mu się pod goglami.

- To walka, której nie możesz wygrać, moja droga. Możesz mieć miecz laserowy, ale nie masz Mocy.

- Nie potrzebuję jej.

Uderzył nisko, ale uskoczyła i broń przecięła tylko powietrze. Drugim skokiem wylądowała na stole i machnęła mieczem. Tym razem Hondo uderzył mocniej i poczuła ból w zranionym ramieniu. Zaciskając zęby kopnęła tak, że broń wypadła z ręki Hondo.

- Nieźle - przyznał Hondo. Odzyskał już elektropałkę i skoczył za kobietą, wystawiając jeden jej koniec jak włócznię. Sparowała, ale pozwoliła pchać się na koniec stołu, udając że nie jest pewna czy nogi ją utrzymają. Uśmiechnął się i zamarkował cios, parując jej uderzenie i spuszczając pałkę.

W ostatniej chwili Rhayme skręciła i chwyciła blaster, który ktoś zostawił. Jednym ruchem chwyciła go, strzeliła do Hondo i rzuciła mieczem w stronę drzwi.

Ventress... nie zawiedź mnie.



Ventress używała zarówno Mocy jak i blasterów piratów, aby ich pokonywać. To było niemal za proste. Już prawie połowa leżała nieprzytomna. Byli to ci, którzy rozładowywali statek, ale byli też ci, których Hondo sprowadził ze sobą. Miała wystarczająco dużo rzeczy, którymi mogła w nich rzucać - dzbanki, skrzynka, ostre narzędzia, którymi była ona wypełniona, kubki, krzesła... Nawer piraci mogli zostać żywymi pociskami. To było dobre ćwiczenie i Ventress cieszyła się z tego, mogąc przy okazji walczyć ze znienawidzonymi Weequyami. Szanując życzenie Rhayme, nie strzelała by zabić ale i tak kilku leżało na ziemi z ranami blasterowymi na nogach i ramionach.

Nagle wyczuła szybkie, jasne ponaglenie w Mocy. Odwróciła się, spojrzała w odległy kąt hallu i dostrzegła lecący ku niej miecz świetlny.

Leciał, wciąż zapalony. Któryś z piratów spróbował go złapać i przypłacił to utratą palców. Inni, lepiej zorientowani, uskakiwali z drogi. Ventress wyciągnęła rękę i rękojeść wpadła do jej dłoni. Uśmiechnęła się wyczuwając niepokój pozostałej przy życiu czwórki piratów. W tym momencie usłyszała dźwięk kolejnego pojazdu, który wylądował na zewnątrz oraz dwunastu form życia, biegnących przez lądowisko.

Przygotowała się.



- Nie tak szybko - ostrzegł Hondo, kiedy Lassa odwróciła się, żeby do niego strzelić. Uderzył ją w brzuch końcem pałki, a ona jęknęła, nie mogąc się ruszyć, kiedy dosięgały ją wyładowania. Upadła i zwaliła się ze stołu, wstrząsana spazmami.

Zeskoczył lekko i spojrzał na nią.

- Dobra walka, moja droga. Jestem pod wrażeniem. Prawie uwierzyłem w twoją....

Podniosła blaster i wymierzyła w niego.

- ... reputację - dokończył Hondo.

- Jest nastawiony na zabijanie - ostrzegła. - Rzuć elektropałkę.

- Możliwe, że uda nam się to załatwić jak przystało na dwójkę cywilizowanych piratów - zaprotestował, ale zrobił to, co kazała.

Lassa stanęła na nogi, wciąż czując efekty porażenia, ale usiłowała ich po sobie nie pokazać.

- Na kolana, ręce za głowę.

Hondo znowu posłuchał.

- Spokojnie, kapitan Rhayme, nie róbmy niczego pochopnie.

Stanęła nad nim, przyciskając lufę blastera do jego czoła.

- Wcześniej ze mnie szydziłeś. Widzę, że zmieniłeś ton.

- Oczywiście - musiała jednak przyznać, że głos miał spokojny.

- Wezmę teraz co moje - powiedziała i strzeliła.



- Hondo był w sumie czarujący - powiedziała Lassa, kończąc opowieść, kiedy już siedziały z Ventress w jej kabinie na pokładzie "Okazji". Na stole leżało raczej nie wyróżniające się metalowe pudełko. - Oczywiście, nie zamierzałam go zabić, ale on o tym nie wiedział. Fajnie będzie usłyszeć plotki, które zacznie teraz rozsiewać.

- Dobra robota - powiedziała Ventress, kiedy Rhayme odkorkowała butelkę tevrackiej whisky. - Ale... zastanawiam się nad czymś.

- Dawaj.

- Nie masz żadnych tatuaży. - Zauważyła to natychmiast, jak zobaczyła Rhayme. Wszyscy Pantoranie, których spotykała Ventress, nosili na twarzach żółte tatuaże. Nie była pewna, co oznaczają - przynależność rodziny, rangę, osiągnięcia osobiste, ale wszyscy je mieli.

- To dlatego, że jestem lojalna wobec załogi. To moja rodzina. A ja należę tylko do siebie. Jestem swoją własną panią..

Dathomirianka pokiwała głową. Lubiła takie wyjaśnienia. Pomyślała o własnych tatuażach, i jak wiele dla niej znaczyły. Czysta twarz Rhayme na pewno tak samo napełniała ją dumą.

Rhayme podniosła kieliszek.

- Za sukces i prawdopodobnie nowych przyjaciół. Asajj zdumiała jej reakcja. Nie miała "przyjaciół". Ale zaczęła podziwiać Lassę, która dotrzymała swojej części umowy. A poza tym była dobrą kompanką. Ventress nic nie powiedziała, jedynie uśmiechnęła się, kiedy ich kieliszki się zetknęły. Whisky smakowała wyśmienicie - ogarnęło ją błogie uczucie zadowolenia.

- Dużo lepsza niż to, co serwują w barach na poziomie 1313 - powiedziała Ventress. - Mogłabym się przyzwyczaić do picia tego napoju.

- To spróbuj - powiedziała Lassa. - Mogę zapewnić ci nierówne, ale dobre dochody, łóżko i swoje miejsce, przygody, dobre traktowanie i towarzystwo kobiety, która sama pokonała Hondo Ohnakę. - Mrugnęła złotym okiem.

Brzmiało to dobrze i przez krótką chwilę poczuła pokusę . Ale potem pomyślała o tym, co przyjdzie z nią: cienie umarłych, mroczne wspomnienia i nieufność, której nigdy się nie pozbędzie. Nie ufała nikomu, nie do końca, nawet tej kobiecie, która siedziała obok i z którą się sprzymierzyła na krótko. Zawsze będzie sama - akceptowała to.

- Chociaż to wspaniała oferta - powiedziała - muszę odmówić.

Wyczuła szczere rozczarowanie Rhayme, ale Pantoranka szybko się otrząsnęła.

- Jeśli zmienisz zdanie, oferta będzie zawsze aktualna.

- A ty, jeśli będziesz potrzebowała usług łowczyni nagród to nie jest ciężko mnie znaleźć.

- W porządku - uścisnęły sobie dłonie. - A tymczasem, może rzucimy okiem na przedmiot, który sprawił tyle kłopotów?

Ventress spojrzała na pudełko.

- Częścią umowy było, że nie zobaczę co to takiego.

- Ciężko pracowałaś, żeby to zdobyć, Asajj. Śmiało. Zawsze możesz powiedzieć, że chciałaś się upewnić czy nie został uszkodzony podczas walki.

Ventress rozważyła to.

- Sheb nie wydaje się handlarzem, który miałby z tym jakiś problem.

Zamek był łatwy do otwarcia i Ventress ostrożnie uniosła wieko. Małe pole siłowe zabezpieczało nieautoryzowane wyjęcie. Ventress rzadko poruszał widok pięknych rzeczy, ale teraz jej oczy rozszerzyły się. Rhayne wstrzymała oddech.

Obiekt, który był wart tyle zachodu nie był klejnotem ani bronią, tylko zwykłą statuetką. Przedstawiała morskie stworzenie z 4 płetwami i długim nosem, uchwycone w chwili radości. Jego małe oczy błyszczały, lśniące ciało ułożyło się tak, że ogon mieszał się z falą, która stanowiła podstawę statuetki. Kamień, z którego została zrobiona miał zapierający dech odcień błękitu. Cały obraz - wrażenie akcji, wdzięku i mocy a jednocześnie zabawy, radość z poruszania się, nawet odcień - przypominały Ventress siedzącą przy niej Pantorankę.

- Życie pirata. Ale nie dla mnie - pomyślała.

- Szkoda, że nie możesz jej zatrzymać - odezwała się Rhayme.

Ventress jedynie pokiwała głową. Z niezwykłą łagodnością zamknęła wieko i przekręciła klucz.

- Mam zadanie do wykonania - powiedziała i podniosła kieliszek do ponownego napełnienia.



1 2 3 (4)

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 0,00
Liczba: 0

Użytkownik Ocena Data


TAGI: Christie Golden (10) Opowiadanie (oficjalne) (73)

KOMENTARZE (0)

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..