Rura nadciśnieniowa - nawet na czworaka, Chewbacca ledwo się tam zmieścił - wychodziła na ciemną otchłań, przez którą przechodził korytarz powietrzny wypełniony leniwie poruszającymi się pojazdami transportowymi i podświetlony rzędem neonowych reklam, zwisających z olbrzymiego Kompleksu Waugh na przeciwko. Pod reklamami, w opadającej w czarną czeluść miasta ścianie budynku, którego fasadę załamywały znajdujące się w nierównomiernych odstępach balkony i loggie, tylko gdzieniegdzie migotały w oknach przyćmione światła.
Chewbacca nie dostrzegł nigdzie śladu Lumpy'ego, ale to nie oznaczało, że mały przepadł.
Wookie wyciągnął przed siebie lufę blastera - zmiażdżoną, gdy użył jej by zapobiec zamknięciu się pokrywy wlotowej - i zbliżył ją do wylotu rury, by się upewnić, że pole energetyczne jest wyłączone. Gdy nie pojawiły się żadne wyładowania, wysunął ostrożnie na zewnątrz głowę i rozejrzał się w około.
Dzięki stuleciom kwaśnych deszczów i cuchnącego powietrza, ściany, szczególnie poniżej, usiane były nierównościami i wgłębieniami, co czyniło je nadzwyczaj zdatnymi do wspinaczki.
Dostrzegał także wyloty sąsiednich rur nadciśnieniowych, wystających na jakiś metr z pokrytych porostami ścian.
Dobiegł go zza pleców głos Malli:
- [Widzisz coś?]
- [Jeszcze nie.]
Ignorując boleśnie protestujące mięśnie, nadszarpnięte jeszcze gdy wyrywał wejście do rury, Chewbacca odwrócił się na plecy i zauważył opadające w jego kierunku podwozie długiego śmigacza. Mógł on należeć do ochrony budynku, ale jeden z jego podwozia wyciekało coś niebieskiego. Sullustiański dowódca ochrony nie mógłby tolerować takiego niechlujstwa.
Chewbacca wciągnął się z powrotem do środka i zaczął pospieszać Mallę.
- [Cofaj się!] - rzucił. - [Chyba mamy…]
- [Kłopoty] - dokończyła Malla, odczołgując się do tyłu.
Śmigacz zatrzymał się u wylotu rury, chybotając się dziko, w miarę jak kierowca walczył o utrzymanie nad nim kontroli, utrudnione przez uszkodzone podwozie. Pojazd był opancerzony czarnym plastoidem, miał kwadratowy przedział pasażerski z tyłu i puste stanowisko ogniowe za kabiną kierowcy. Na dachu, ochronna kopuła wieżyczki ogniowej już dawno nie istniała, pozostawiając jedynie gładką, durastalową, obrotową obręcz.
Wieżyczka wyposażona była także w ciężki blaster, za którym stał wychudły Devaronianin w obszarpanym płaszczu. Jego ostre zęby były brązowe i miejscami spróchniałe, rogi mu się skurczyły wskutek niedoboru pewnie z tuzina rodzajów witamin, a jego skóra była równie blada jak złodzieja, który skradł Lei notes elektroniczny. Krzyknął na kierowcę i odczekał aż dygoczący tył pojazdu zacznie się przesuwać w kierunku wejścia do rury. Chewbacca przestał się wycofywać, prychnął z obrzydzeniem i ruszył z powrotem w kierunku wylotu rury.
- [Chewbacca] - zaczęła Malla. - [Wiem, że jesteś wściekły, ale...]
- [Nie ma się czym martwić]
Devaronianin otworzył ogień, pokrywając fasadę budynku wyładowaniami. Nie udało mu się trafić w rurę, ale jeden z rykoszetów ugodził w jego kiwający się pojazd. Chewbacca dotarł do końca rury i opadł na brzuch, przykrywając swój pokrzywiony blaster w ten sposób, by strzelec mógł widzieć jedynie wylot lufy.
- [Wystarczy!] - ryknął.
Choć było wątpliwym, czy Devaronianin rozumiał Shyriiwook, jego oczy powędrowały w kierunku czubka wystającej broni. Przestał strzelać i skulił się we wnętrzu wieżyczki.
- To było tylko ostrzeżenie - wrzasnął. - Jeśli chcesz dzieciaka z powrotem, wracaj do domu i zapomnij o notesie Księżniczki.
Chewbacca ocenił dystans do śmigacza na nie więcej niż pięć metrów.
- Rób co mówię, to wróci do domu o północy - ciągnął Devaronianin. - Zacznij się wtrącać, to dostaniesz go w kawałkach.
Nie odwracając wzroku od mówiącego, Chewbacca szepnął.
- [Podeprzyj mnie, Malla]
- [Co takiego? Chyba nie myślisz o…]
- [To się niczym nie różni od skakania po drzewach] - uspokoił ją Chewbacca.
- [Ale Ty nie byłeś na drzewie od pięćdziesięciu lat!]
Devaronianin chciał dodać do swej przemowy jeszcze kilka uwag, gdy ponownie zerknął na lufę blastera i nagle pochylił się, znikając z pola widzenia.
- [Teraz, Malla!]
Kiedy Chewbacca poczuł na stopach zaciśnięte ręce Malli, chwycił obrzeże rury i wystrzelił niczym rakieta w stronę śmigacza. Ten właśnie pochylał swój dziób, zaczynając się obracać, ale Wookie już tam był, opadając na niego i uderzając brzuchem o dach.
Śmigaczem szarpnęło i przechyliło go na jedną stronę, ale Chewbacca zdążył już wysunąć pazury i uczepić się obrotowej wieżyczki podczas, gdy kierowca próbował odzyskać kontrolę nad pojazdem. Chwilę później obok męża znalazła się Malla, wczepiając się w wieżyczkę obiema rękami, a po chwili jej waga zrównoważyła śmigacz, gdy ześlizgnęła się w stronę przedziału pasażerskiego.
- [Niezły skok] - ocenił Chewbacca.
- [Miałeś rację, to jak skakanie po drzewach] - jej oczy były okrągłe z przerażenia. - [Oprócz tego, że tutaj cel jest o wiele bardziej ruchomy.]
Devaronianin wychylił się z wieżyczki i wycelował pistolet blasterowy w Mallę. Chewbacca chwycił go za róg i pociągnął go na dach przedziału pasażerskiego.
Devaronianin zawył i zwinął się, próbując wymierzyć blaster w Chewbaccę. Malla chwyciła go za nogę, wyrwała z uścisku Chewbaccy i rzuciła go za siebie. Chewbacca dostrzegł jedynie spadającą korkociągiem wśród ruchu pojazdów bladą postać.
Śmigacz wszedł w płytkie nurkowanie, a potem zaczął się szaleńczo trząść i rzucać na wszystkie strony, gdy kierowca próbował ich zrzucić. Chewbacca spojrzał wzdłuż dachu na Mallę.
- [Utrzymasz się?]
Malla zerknęła na sznur przesuwających się w dole pojazdów.
- [Jak jaszczurka drzewna w czasie cyklonu!]
Chewbacca chrząknął z zadowoleniem, a potem uderzył pięścią w okno w drzwiach. Transpastal była zbyt mocna by ją zbić, ale zaskoczony kierowca zwrócił wzrok w tym kierunku - o to właśnie chodziło. Jednym płynnym ruchem wciągnął się na dach i wcisnął głowę w otwór w wieżyczce.
Kierowca - Rodianin o żółtej skórze, którego talerzowate wyrostki były rozpalone i złuszczone - zerknął w lusterko. Wykrzyknął trwożliwie i sięgnął po umieszczoną w kaburze za oparciem blasterową strzelbę. Chewbacca podparł się jedną ręką o podłogę, a drugą wyrwał broń z uścisku Rodianina.
- {Nie ruszaj się!] - zawarczał, wciąż głową w dół.
- Co? - głos Rodianina sugerował, że właściciel był na granicy paniki. - Kto tam potrafi gadać z Wookiemi?
Chewbacca wycelował strzelbę w jego głowę.
- Dobra, dobra! Wiem, czego szukasz.
Rodianin ponownie położył ręce na sterach i zaczął stabilizować ich nurkowanie - przynajmniej na tyle, na ile ten zdezelowany grat mógł stabilnie lecieć. Zauważył spojrzenie Chewbaccy w lusterku.
- Hej, włochaczu - zagaił nerwowo. - Tu trochę trzęsie, a Ty też nie wyglądasz zbyt stabilnie. Nie mógłbyś skierować kopyta w inną stronę?
Chewbacca warknął i obnażył kły.
- Głupie pytanie?
Chewbacca przytaknął.
Rodianin skupił wzrok na przedniej szybie i ostrożnie wyrównał lot. Chewbacca wślizgnął się do wnętrza i odsunął się na bok, robiąc miejsce Malli.
Wnętrze śmigacza cuchnęło stęchlizną i niemytymi ciałami. Wyglądało na to, że pojazd służył jako transporter więźniów. Pod każdą ze ścian przedziału pasażerskiego znajdowało się po pięć siedzeń, wszystkie skierowane w kierunku ścian i wyposażone w obręcze na ręce i nogi. Przed rzędem siedzeń, znajdowały się krzesła strażników, umieszczone na obrotowych podstawach, tak, że siedzący tam mogli jednocześnie pilnować więźniów i strzelać z przylegającej wieżyczki.
Nie było śladu Lumpy'ego. Malla zauważyła to natychmiast.
- [Gdzie jest mój syn?] - zaryczała na kierowcę.
Chewbacca położył jej rękę na ramieniu.
- [Myślę, że właśnie nas do niego zabiera.]
- [Myślisz?] - warknęła. - [Upewnijmy się.]
Malla wyciągnęła Chewbacce z pasa notes elektroniczny, a potem wślizgnęła się na fotel obok kierowcy. Wdusiła kilka przycisków i podsunęła Rodianinowi ekran pod nos.
Na ekranie pisało: "Gadaj gdzie nasz syn albo urwę Ci wyrostek."
- Będzie bezpieczniej, jeśli to przemilczę - oznajmił Rodianin. - A Wy zapomnijcie o notesie Księżniczki, to Wasz syn wróci cały i ...
Malla wstukała następną wiadomość i zamachała nią przed pyskiem Rodianina.
- "Oba wyrostki!"
Ten pozostał niewzruszony.
- Mówię poważnie. Ten dzieciak jest dość niesforny. Jeśli się dowiedzą, że się zbliżacie, mogą dojść do wniosku, że bardziej im zawadza niż jest użyteczny.
Chewbacca złapał go za wyrostek.
- Zabierają go do CZ! - wygadał się Rodianin. - Mam się z nimi tam spotkać.
Z konsoli odezwał się brzęczyk. Rodianin zerknął na ciemny wyświetlacz i uderzył weń pięścią. Pojawiła się tam zagmatwana mapa, która wnet poczęła zanikać, ale obraz był widoczny na tyle długo, by Chewbacca mógł dostrzec zieloną opadającą strzałkę.
Rodianin zaczął zniżać lot poprzez sznury pojazdów. Na początku powoli, potem coraz gwałtowniej, światła wzdłuż powietrznych korytarzy zaczęły migotać. Nawet ruch powietrzny, wijący się w kształcie migoczącego węża przez ciemną otchłań, począł się zmniejszać.
- [Co to jest CZ?] - wystukała Malla.
Rodianin zaczął się jąkać.
- Ce-ce-cen...
Chewbacca zacisnął dłonie na wyrostku.
Jąkanie nasiliło się. - T-t-t...
Doszło do tego drganie powiek.
- [Co się z nim stało?] - spytała Malla.
- [A jak myślisz? Spójrz na niego. Jest obłąkany.]
Chewbacca był przekonany, że Rodianin i jego kompani należeli do grupy "odrzuconych" - pozbawionych środków do życia mieszkańców planety, którzy upadli tak nisko, zarówno ekonomicznie jak i duchowo, że mogli zamieszkiwać jedynie ogarnięte mrokiem głębiny miasta, z trudem wiodąc mizerną egzystencję w tym niebezpiecznym miejscu, gdzie cywilizacja zamieniała się w barbarzyństwo. Nie miał pojęcia, do czego potrzebny im był notes elektroniczny Księżniczki, ale czuł, że odkrycie tej tajemnicy przyczyniłoby się do odnalezienia Lumpy'ego - w dodatku nie kolidowałoby to ze służeniem Nowej Republice i honorowaniem długu życia wobec Hana.
- [Powiedz mu, że Nowa Republika już wie o dzisiejszej nocy] - odezwał się Chewbacca. - [Powiedz mu, że to właśnie dlatego musimy odzyskać Lumpy'ego w ciągu najbliższych dziesięciu godzin.]
Ostrzegawczy ognik zapalił się w oczach Malli, ale bez wahania wystukała kłamstwo na klawiaturze.
Rozumiała, że Chewbacca miał obowiązki zarówno wobec syna jak i rodziny Solo.
Drugi wyrostek Rodianina odwrócił się w ich kierunku.
- Wiecie o dzisiejszej nocy?
Chewbacca zaczął ciągnąć za trzymany w ręku pierwszy.
Lekkie drżenie Rodianina zamieniło się w ogólną trzęsawkę, a śmigacz zaczął się kołysać, jakby był prowadzony przez kogoś pod wpływem środków odurzających.
- Ja… ja… nie mogę Wam powiedzieć.
- [Powiedz mu, że wiemy też o "Onym"] - poradził Chewbacca, przypominając sobie nazwisko, którym Lumpy określał ich herszta. - [Powiedz mu, że Nowa Republika potrafi go przed nim ochronić.]
Śmigacz zanurkował w zbliżający się sznur pojazdów, wywołując ostry syk u Malli. Przygotowała się na uderzenie, a po chwili głęboko odetchnęła, gdy unikając zderzenia, otarli się o zawalony gruzem pomost dla pieszych, który był niewidoczny do momentu, w którym nie został oświetlony przez przednie światła śmigacza. Opadli jeszcze trochę w dół, zajmując w końcu na wpół pusty korytarz powietrzny.
- [Jesteś pewny, że chcesz to powiedzieć?] - spytała Malla.
- [Jestem.] - Chewbacca odłożył na bok strzelbę, unosząc się, by sięgnąć nad oparcie fotela. - [To będzie ciekawe.]
- [To Katarnsare są interesujące. Podobnie jak cieniste pełzacze] - sprzeciwiła się Malla. Mimo to zaczęła wystukiwać słowa w notesie. - [A ja lubię monotonię. Monotonię i bezpieczeństwo.]
Pokazała ekran Rodianinowi.
Przeczytał, a potem krople piany zaczęły mu się pojawiać w kącikach pyska.
- Nikt nie może mnie ochronić. - spojrzał na Mallę. - Gdybyś naprawdę znała "Onego," ...
Chewbacca zauważył jak ręce Rodianina sztywnieją i nakazał Malli przejąć stery, a następnie wyciągnął kierowcę z siedzenia tuż przed tym, jak jego ręce wpadły w niekontrolowane, szaleńcze ruchy. Śmigacz zakręcił gwałtownie i zaczął się trząść, niemal wpadając w korkociąg, zanim Malla nie sprowadziła go na właściwy kurs.
- [Chewbacca! Zaraz …]
- [Spokojnie]
Chewbacca rzucił Rodianina do przedziału pasażerskiego, wcisnął się na fotel pilota i przejął stery. Śmigacz prowadził się mniej więcej jak wściekły rankor, a jego tylna część podskakiwała i opadała, w zależności od kaprysów uszkodzonego podwozia. Chewbacce ledwo się udało wyminąć resztki jakiegoś zwisającego balkonu i znów znalazł się w niemal pustym powietrznym korytarzu.
- [Nie jest tak źle.]
- [Nie jest tak źle?] - Malla potrząsnęła głową z niedowierzaniem. – [W takim razie Ty i Han graliście ostatnio w sabacca z Huttami!]
- [Oni mają Lumpy'ego] - powiedział Chewbacca. - [Ale my mamy ich pilota.]
Światełko alarmowe obudziło się do życia na panelu kontrolnym, ale znajdujący się pod nim napis był zbyt zanieczyszczony, żeby dało się go odczytać. Chewbacca zaklął i zaczął nasłuchiwać niepokojących odgłosów; nagle dobiegł go ryk wiatru wypełniającego przedział pasażerski. Spojrzał w lusterko i spostrzegł Rodianina stojącego na progu otwartych tylnych drzwi.
- Nie znacie "Onego" - krzyknął Rodianin i dał krok w otchłań.
- [Nie znoszę jak to robią] - mruknął Chewbacca do lusterka. - [Tchórzliwa ucieczka.]
- [Chewbacca, jak możesz być taki spokojny?] - Malla nie mogła oderwać wzroku od otwartych drzwi. - [Bez niego jesteśmy jak ślepy mallakin szukający swoich młodych!]
- [Wcale nie jestem spokojny, ale się nie martwię. I wcale nie jesteśmy jak ślepy mallakin.] - Chewbacca wskazał poprzez przednią szybę na bursztynowe światła jakiś kilometr przed nimi. Po prawej stronie, trzy z czterech były ciemne, a cała lewa strona nieregularnie migotała. - [Możemy dostrzec piórka na ogonach młodych.]
Malla spojrzała na poruszające się światła, westchnęła i mocniej usadowiła się w fotelu.
- [Przepraszam, Chewbacca. Zapomniałam, że jesteś w tym mistrzem.]
Wzruszył ramionami.
- [Han nie pozwala mi wyjść z wprawy.]
Chewbacca podążał za światłami przez parę kolejnych poziomów, starając się utrzymywać stały dystans między pojazdami i podobnie jak Rodianin, walcząc z niesprawnym pojazdem. Korytarze powietrzne opustoszały, a gdy opadli na jeszcze niższy poziom, przestały istnieć. Podróż zamieniła się w rozkołysaną i krętą jazdę przez zalegające ciemności, połączoną z unikaniem zwisających mostów i pomostów i przeciskaniem się nad zawalonymi gruzem balkonami. Cały czas napotykali żałosne postacie, które zamieszkiwały tą część miasta, tysiące postaci, które pojawiały się na moment w świetle przednich reflektorów, by zaraz czmychnąć w mrok.
Choć było to trudne, Chewbacca próbował się skoncentrować na pilotażu, starając się nie myśleć o tym, jak przerażony musi być Lumpy w śmigaczu przed nimi. Każdy jego nerw krzyczał, żeby leciał szybciej, żeby jego syn dowiedział się, że rodzice są w pobliżu. Ale Chewbacca nie mógł dać jakiegokolwiek znaku Lumpy'emu bez zaalarmowania jego porywaczy, a ostatnia rzecz, na którą mógł sobie pozwolić, był dziki pościg. Nawet jeśli nikt by się nie rozbił, wydawało się nieprawdopodobnym, żeby rozklekotany wehikuł, który pilotował, mógł dotrzymać kroku ściganym.
Malla także się nie odzywała i Chewbacca zastanawiał się jakie myśli błądziły jej po głowie. Równie mocno jak dług życia wywarł wpływ na ich związek, był przekonany, że Malla nigdy nie będzie wyrzucać mu tego, że pragnął ten dług spłacić, ani też nigdy nie będzie chciała, żeby się zhańbił i wrócił do domu za życia Hana. Wiele razy mówiła mu, że go kocha, gdyż może mu ufać, a ufała mu dlatego, że dotrzymywał słowa. Ale być może winiła go o to, że był zbyt miękki dla Lumpy'ego, i że nie nauczył go słuchać, kiedy to było potrzebne. Właściwie to sam się o to oskarżał.
Chewbacca podążał za śmigaczem pod długim odcinkiem durastalowej galerii, która zerwała się z podpór i opadła pod ostrym kątem nad otchłanią - w żadnym wypadku nie mógł tego nazwać korytarzem powietrznym - i spojrzał w kierunku Malli.
- [Przepraszam] - odezwał się.
Malla rzuciła mu zdziwione spojrzenie.
- [Przepraszam? Za co chcesz przepraszać?]
- [Powinienem być bardziej stanowczy, ale nie chciałem psuć mu nastroju] - Chewbacca ponownie skupił się na pilotażu i spostrzegł, że światła z przodu zniknęły. Zwiększył szybkość. - [Nie mam w tym doświadczenia, Malla. Czasem wydaje mi się, że Lumpy jest mi zupełnie obcy.]
Malla położyła mu rękę na udzie.
- [Ale już nieźle Ci idzie, Chewbacca. Ja miałam jedenaście lat doświadczenia i to moje słowa sprawiły, że znalazł się w niebezpieczeństwie] - zapadła w milczenie i wyjrzała przez okno. - [Powinnam się trzymać od tego z dala. Teraz jesteś jedynym, którego chce słuchać.]
Chewbacca nie wiedział jak odpowiedzieć. W innych okolicznościach, schlebiłoby mu to, że syn tak go poważa. Teraz wspomnienia o nim wypełniły go przeraźliwym bólem.
Z przodu pojawił się blokujący dalszą drogę, pokręcony szkielet ogołoconego gwiezdnego frachtowca.
Chewbacca zahamował gwałtownie, wprowadzając śmigacz w poślizg i zatrzymując się tak blisko wraku, że był w stanie wyciągnąć rękę za okno i zetrzeć pokrywający go brud.
- [Niech to Hutt porwie!]
Chewbacca włączył punktowy reflektor i zaczął szukać jakiegoś dogodnego przejścia przez wrak - drogę, która mogła wyjaśnić, dlaczego nie udało mu się dogonić porywaczy.
- [Co się stało?] - spytała Malla.
- [Zgubiliśmy młode.]
Światło odsłoniło jedynie poskręcaną masę durastali, która powoli była rozparcelowywana przez wychudzonych zbieraczy metalu, których większość wyposażona była w urządzenia niewiele bardziej wyrafinowane od lewarów i laserowych pił.
Sto metrów nad nimi, rozdarta rufa wbita była w permakretową fasadę budynku; po drugiej stronie ulicy, jakieś sto metrów niżej, w miejscu, które kiedyś mogło być durastalowym, balkonowym lądowiskiem, zaklinowany był dziób
- [Mogli przelecieć pod spodem] - choć Malla próbowała mówić spokojnym głosem, dawało się wyczuć w nim oznaki paniki. - [Albo nad.]
Chewbacca potrząsnął głową.
- [Zauważylibyśmy to] – zawyrokował. - [Ich światła zniknęły mi z oczu raptem kilka sekund temu.]
Malla rzuciła okiem do tyłu.
- [Nie widziałam żadnych skrzyżowań, ale…]
- [To wcale nie znaczy, że ich tam nie było] - dopowiedział Chewbacca.
Spojrzał na pusty ekran monitora, który Rodianin zdołał wcześniej przywrócić do życia, i nagle huknął weń pięścią. Na ekranie pojawił się zagmatwany labirynt korytarzy i wskazujących kierunki strzałek.
Chewbacca zdążył zauważyć, że zielony wskaźnik, który pokazywał drogę, kończył się tuż przed zieloną kropką, która wskazywała ich aktualne położenie; wtedy obraz zniknął. Uderzył ponownie w monitor i okazało się, że najbliższe skrzyżowanie znajdowało się jakieś pięćset metrów za nimi.
Chewbacca potrząsnął głową.
- [Nie mogliśmy przelecieć więcej niż dwieście metrów odkąd ich zgubiłem. Nie lecieliśmy też zbyt szybko]
- [Dokąd, zdaniem Rodianina, się kierowali?] - spytała Malla. - [Do CZ?]
- [Cen coś-tam] - Chewbacca spojrzał na siedzenia dla więźniów z tyłu pojazdu, a potem wstukał dane do komputera. - [Centrum zatrzymań.]
Ponownie uderzył w monitor aż pojawiła się wiadomość. "Numer centrum zatrzymań?"
Chewbacca wpisał: "wyświetl spis centrów zatrzymań."
Tym razem, kiedy walnął w ekran, pojawiła się na nim lista lokalizacji i ich dekretacje, wszystkie zaopatrzone w imperialne prefiksy.
- [Imperialni „odrzuceni”?] - spytał Chewbacca. - [To bez sensu.]
- [Tak, ale mogłoby to wyjaśnić, co planują na dzisiejszy wieczór] - powiedziała Malla.
Chewbacca zmarszczył brwi.
- [Ceremonia powitalna] - wyjaśniła Malla. - [Imperialni mieliby z pewnością powody, by ją zakłócić.]
- [Wyjaśniałoby to także kradzież notesu elektronicznego Księżniczki] - zgodził się.
Alarm w głowie Chewbaccy rozbrzmiał ze zdwojoną siłą. „Odrzuceni” znaleźli sposób, żeby obejść system bezpieczeństwa w mieszkaniu Hana i Lei, więc mógł przypuszczać, że uda im się pokonać zabezpieczenia także w wojskowej klasy notesie Lei. Mogliby go wtedy wykorzystać w celu uzyskania kodów wejściowych i schematu pomieszczeń reprezentacyjnych Rady Tymczasowej, a Chewbacca nawet nie chciał myśleć o rozmiarze szkód, jakich mogliby tam dokonać po dostaniu się do tamtejszych przewodów serwisowych. Włączył komlink, próbując połączyć się z Hanem, ale kontrolka połączenia na złość nie chciała się zapalić.
- [Jesteśmy zdani na siebie?] - spytała Malla.
Chewbacca przytaknął.
- [Zbyt dużo tu na dole zakłóceń.]
- [Więc nasz syn jest w tarapatach] - zawyrokowała Malla. - [Na tej liście było chyba tysiąc takich centrów.]
- [Ponad setkę] - zgodził się Chewbacca. Znów huknął w monitor, studiując listę lokacji tak długo, jak ekran na to pozwolił, a potem kiwnął głową z satysfakcją. - [Ale moim zdaniem, to nam wystarczy.]
- [Naprawdę?] - głos Malli wyrażał pomieszaną z wątpliwościami nadzieję.
Chewbacca nakazał jej palcem cierpliwość, wyciągnął pręt jarzeniowy i skulił się, zaglądając pod siedzenie, żeby odczytać numer seryjny pod konsolą sterowniczą.
Nie znalazł żadnego.
Uśmiechnął się i wyłączył pręt. Ci, którzy naprawdę chcieli ukryć swoją tożsamość, zmieniali lub zamazywali numery seryjne swoich pojazdów. Z drugiej strony, Imperialny Wywiad lubił obwieszczać innym jak daleko mogą sięgać jego macki. Dlatego też używał pojazdów bez numerów seryjnych, co sprawiało, że ci, którzy takich informacji szukali, od razu wiedzieli, z kim mają do czynienia.
- [Teraz jestem pewny. Jesteśmy bliżej niż myślałem] - Chewbacca wyprostował się na siedzeniu i napotkał wzrokiem gromadę twarzy „odrzuconych,” których wyrazy twarzy były bardziej oceniające niż zainteresowane. - [O wiele, wiele.]
Odwrócił od nich twarz i, patrząc na ciemną fasadę budynku po stronie Malli, cofnął śmigacz w kierunku zawalonej galerii.
- [Chewbacca, może to by coś pomogło, gdybyś powiedział mi, czego szukamy.]
- [Jeszcze nie wiem dokładnie.]
- [Mówiłeś, że jesteśmy blisko] - zaoponowała Malla. - [I to ponoć bardzo blisko.]
- [Bo jesteśmy] - odrzekł Chewbacca. - [Ale jeszcze nigdy tego nie widziałem.]
- [Jakiego tego?]
- [Wejścia do tajnego, imperialnego centrum zatrzymań.]
- [Och] - w głosie Malli dało się wyczuwać nutkę przerażenia. - [Czy to może wyglądać jak niewielkie wejście do doków?]
- [Możliwe]
Malla wskazała w dół po swojej stronie śmigacza.
- [A więc powinieneś tu podlecieć.]
Chewbacca obrócił pojazd i, jakieś dwadzieścia metrów poniżej, dostrzegł przyćmioną niebieską poświatę, wydobywającą się z wejścia do durastalowego tunelu. Chociaż nie dostrzegał żadnych stanowisk ogniowych ani posterunków strażniczych, surowość, czy wręcz ascetyczność otaczającej tunel fasady, w połączeniu z brakiem w pobliżu jakichkolwiek portali i balkonów, nadawały wejściu jakąś przerażającą aurę.
- [Tak] - oznajmił Chewbacca. - [Jestem już pewny, że tak właśnie wygląda tajne, imperialne centrum zatrzymań.]
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 7,00 Liczba: 8 |
|
Obi-Wan Skywalker2011-11-28 17:59:57
Ach, dam 8/10. Fajnie, że dowiadujemy się, że Chewie też ma uczucia, też może być śmieszny i też ma własne problemy. Nie podobało mi się, że mały droid zastawia pułapkę, mogącą zniszczyć Nową Republikę i przypadkiem znajduje ją nie kto inny jak Chewbacca. Poza tym Denning - jak zawsze - dobrze wypadł. :)
Bednarz2010-05-10 18:11:03
Opowiadanie nie porywa ale jako chwilowy przerywnik między książkami, nie mam nic przeciwko. I z mojej strony pochwała dla tłumacza za tytuł. Brzmi zdecydowanie bardziej klimatycznie. 7/10.
Lord Jabba2009-03-22 15:51:43
Fajne opowiadanie.Plus za klimat dolnych poziomów Coruscant.
SALVO2006-10-20 15:39:04
Takie sobie.
Burzol2006-10-08 23:22:07
Ach, ci Wookiees. Ach te Wookie. Ach, ach.
Bardzo sympatyczne to opowiadanko. Sympatyczne, bo wreszcie jest o Wookiech i dzięki niemu od razu przypominają się trzy sceny z historii galaktyki: wielka małpa w kantynie w Mos Eisley, która nazywa siebie drugim pilotem Hana Solo; radosna Woocza rodzina w Holiday Special, i wreszcie wielki księżyc spadający na Sernpidal. Tyle było Chewiego w SW. Dobrze, że powstało to opowiadanko.
Freed2006-05-28 19:56:25
Bo "Daleko od lasu" brzmi bardzo średnio. ;]
Jaro2006-05-28 18:38:14
opowiadania na razie nie chciało mi się czytać, ale już widzę minus dla tłumacza - tak jak w "Bane'ie", tak i tu, zbytnia dowolność w tłumaczeniu tytułu. Czemu nie ma po prostu "Daleko od lasu" (ew. "domu")