Poziom 2012 elektrowni był królestwem urządzeń i droidów, nasyconym ostrą wonią rozpuszczalników i słabo oświetlonym, gdyż rzadko był odwiedzany przez posiadaczy organicznych oczu. Chewbacca sprawdził schemat wieży w notesie elektronicznym i, wyłączając pręt jarzeniowy, żeby nie powiadomić złodzieja o swojej obecności, wszedł do przestronnego pomieszczenia. Powietrze było gorące od wydzielanego przez maszyny ciepła, a durastalowa podłoga trzęsła się od nieustannego warkotu rozmaitych urządzeń. Sylwetki robotów o dziwnych kształtach przelatywały, przechodziły i przetaczały się w ciemności, często w tak bliskiej odległości, że dawało się dostrzec ich usmarowane podzespoły lub dyndające na wszystkie strony plątaniny przewodów.
Chewbacca okrążył wysoką na dwa piętra pompę cyrkulacyjną, która była sercem samowystarczalnego systemu wodno-kanalizacyjnego budynku, i zatrzymał się parę kroków dalej. Zaraz na prawo, w stronę wnętrza budynku, mógł dostrzec gigantyczne żyrofiltry, które przekształcały ścieki z powrotem w czystą wodę.
Wookie studiował przez chwilę schemat, a potem wskazał ciemność po lewej.
- [Zakratowane wyjście z serwisowego jest tam, przy suficie] - oznajmił. - [Lumpy powinien czekać gdzieś w pobliżu.]
- [Tam gdzie te rozbłyski?] - spytała Malla.
- [Rozbłyski?] - Chewbacca spojrzał w kierunku, który wskazywała i dostrzegł niewielką kaskadę niebieskich iskier. Schował notes i chwycił za samopowtarzalny blaster przyczepiony do bandoliera.
- [Czyżby coś spawali? Przecież powiedziałem ochronie budynku, żeby opuścili to miejsce.]
- [A oni Ci powiedzieli, że sami się tym zajmą.] - głos Malli stał się piskliwy z niepokoju, a może nawet ze strachu. - [Każdy las ma swoje oryyki. Nie mogą strząsnąć Cię ze swojego drzewa, więc przeszkodzą Ci w polowaniu.]
- [Nie przeszkodzą w tym polowaniu] - zapewnił ją Chewbacca. - [Nie ma się co martwić wszystko jest pod kontrolą.]
- [Wszystko jest pod kontrolą] - powtórzyła Malla. - [Gdyby tak było, nasz jedenastoletni syn nie ścigałby szpiegów i nikt by tam niczego nie spawał.]
Chewbacca westchnął.
- [Zaraz będzie pod kontrolą] - stwierdził. - [Zaufaj mi.]
Przyrzekając wyrwać ręce dowódcy dziennej zmiany straży, Chewbacca ruszył do przodu. Żeby uzyskać dostęp do pełnego schematu elektrowni i żeby w ogóle tam zostać wpuszczonym, Wookie był zmuszony skontaktować się z Hanem, który właśnie pospiesznie wracał do domu, i kazać mu zagrozić publicznym ujawnieniem niekompetencji straży. Jej dowódca najwidoczniej znalazł inny sposób, żeby zwolnić bieg wydarzeń, zanim nie uda mu się zebrać swojego oddziału i przejąć kontroli nad sytuacją.
Chewbacca powinien był się tego spodziewać. W końcu tamten był Sullustianinem.
Gdy razem z Mallą zbliżyli się do miejsca rozbłysków, dostrzegli sylwetkę sześcioramiennego droida naprawczego. Stał na swoich hydraulicznych, długich na pięć metrów szczudłach, i spawał nową, durastalową kratę to wylotu przewodu serwisowego. Powietrze przepełniał zapach topionego metalu i trudno było wyczuć jakikolwiek ślad Lumpy'ego, złodzieja, czy nawet rozlanych perfumów Lei, ale w migoczącym świetle Chewbacca dostrzegł rząd wypalonych laserem znaków, które utwierdziły go w przekonaniu, że właśnie w tym przewodzie znajdował się Lumpy.
- [Zatrzymaj się!] - rozkazała Malla. - [Wypuść stamtąd mojego syna!]
Kiedy droid nie przerwał swojej pracy, Chewbacca gniewnie zaryczał i trzasnął kolbą blastera w jedno ze szczudeł.
Robot przerwał pracę i, nadal podtrzymując kratę, przechylił głowę w dół, patrząc na Chewbaccę. Tam, gdzie powinny znajdować się jego fotoreceptory, miał opaskę optyczną - standardową modyfikację, zaprojektowaną w celu redukcji wydzielania światła w zautomatyzowanych elektrowniach.
- Nie zaprogramowano mnie na taki język - poinformował droid. - Proszę przejść na wspólny lub na świetlny kod binarny.
Chewbacca, którego gardło, podobnie jak u innych Wookiech, nie potrafiło sobie poradzić sobie ze wspólnym, skierował lufę blastera na droida, sugerując mu oddalenie się od kraty.
- Przykro mi, że nie możemy się ze sobą porozumieć - droid ponownie skierował swoją uwagę na kratę, aktywując palnik. - Dla Waszego bezpieczeństwa, prosiłbym …
Gdy strzał Chewbaccy trafił w jego główne źródło zasilania, sześć ramion droida opadło wzdłuż tułowia, a opadający w dół, nadal zapalony palnik omal nie odciął Wookiemu ręki. W chwilę potem, odbijając się z jazgotem od droida i chybiwszy o włos Chewbaccę, spadła na ziemię krata. Malla odciągnęła męża od powracającego niczym wahadło palnika.
- [Dlaczego nie użyłeś wyłącznika?]
- [Tak było szybciej] - Chewbacca zgasił palnik i zawiesiwszy blaster na ramieniu, zaczął się wspinać w kierunku ziejącej z otworu czerni. - [Lumpy?]
Kiedy odpowiedź nie nadeszła, Chewbacca włączył pręt jarzeniowy i dostrzegł kilka kawałków sierści na końcówkach durastalowych krat, które wcześniej zostały przecięte, prawdopodobnie przez uciekającego złodzieja. Obudowa biegnącej tamtędy wiązki kabli była umazana krwią, ale nie na tyle, by mogło to sugerować jakąś walkę.
Prawdopodobnie Lumpy albo złodziej skaleczyli się, wydostając się z tunelu
. - [Nie ma go tu] - Chewbacca zeskoczył z powrotem na ziemię, a jego duma z odwagi syna zaczęła powoli zmieniać się w niepokój. - [Nie zaczekał.]
- [Czy to Cię dziwi?] - Malla włączyła własny pręt jarzeniowy i zaczęła omiatać nim podłogę. – [Ty tam nie zwykłeś nikogo słuchać.]
- [Nie szanuje własnego słowa] - grzmiał Chewbacca, pogrążając się w gniewie. - [Tak nie wolno. A na dole jest niebezpiecznie. Jak mógł być tak głupi?]
Malla westchnęła.
- [A Ty byś zaczekał?]
- [A co to ma do rzeczy?] - gniew powoli opuszczał Chewbaccę, gdy uświadomił sobie jej słowa. Że Lumpy robił tylko to, co wydawało mu się, że zrobiłby jego ojciec. - [Poza tym, to co innego.]
- [Nie dla niego.] - odparła Malla.
Przykucnęła na podłodze, przysuwając pręt jarzeniowy do ciemnej kałuży, w której widoczny był odciśnięty ślad stopy małego Wookiego. Dotknęła plamy końcówkami palców - była niemal tak gęsta jak miód - i podniosła rękę do nosa.
- [Krew] - zawyrokowała.
- [U wyjścia do przewodu serwisowego też była] - Chewbacca rozejrzał się po podłodze i szybko znalazł kolejny ślad. - [Lumpy nawet nie myślał o tym, żeby zaczekać. Kiedy wrócimy do domu, będę musiał przeprowadzić z nim długą dyskusję na temat granic jego buntu.]
Malla stanęła obok niego.
- [To nie bunt] - stwierdziła. - [On tak robi ponieważ wydaje mu się, że Ty byś tak zrobił, a nie dlatego, że chce w jakiś sposób podkreślić swój autorytet.]
- [To się z pewnością zmieni, kiedy z nim skończę.]
Malla milczała przez chwilę.
- [Po prostu sprowadźmy go z powrotem do domu, Chewbacca.]
- [Zrobimy to] - zapewnił ją Chewbacca. - [Ale potem, będę obstawał przy swoim.]
Malla nie powiedziała ani słowa, pozostawiając Chewbaccę w rozterce. Nie wiedział, czy wątpiła w jego słowa, czy też była zwyczajnie zmartwiona. Choć ciężko było mu to przyznać, miał również własne wątpliwości. Wydawało mu się, że powinien był instynktownie wiedzieć, jak dobry ojciec zachowałby się w takiej sytuacji. Ale prawda wyglądała tak, że ilekroć go widział, Lumpy wydawał się wyglądać coraz bardziej obco. Raz był futrzaną kulą, śmiejącą się wniebogłosy w objęciach matki, by już po chwili huśtać się na krokwiach.
Nie mając wyboru, z blasterem w jednej dłoni, użył pręta jarzeniowego, by podążać po śladach, nakazując Malli, by swój trzymała nisko i z dala od siebie. Ślady wiodły wzdłuż podłogi i stawały się coraz słabsze aż do chwili, gdy znaleźli kolejny odcisk stopy w kałuży krwi. W pierwszej chwili Chewbacca stwierdził, że jego syn nie dba o to gdzie stąpa, ale wtedy zauważył, że Lumpy specjalnie skręcał stopę, by mocniej nasiąkła krwią.
- [Zostawia nam ślady celowo] - zawyrokował. - [Może jestem dla niego zbyt ostry.]
- [Zostawianie śladów to nie czekanie] - Malla podążała po śladach, aż do wąskiego przejścia pomiędzy parą ogromnych zbiorników chłodziwa. - [Dlaczego jeszcze tu nie ma ochrony?]
- [Wyjaśnienie tego zabrałoby pewnie z tydzień] - rzucił Chewbacca. Sullustiański dowódca był drobiazgowym planistą i skrupulatnym organizatorem. Zanim skończyłby otaczanie budynku barierami i zbieranie danych, złodziej dawno by uciekł, a Lumpy leżałby gdzieś martwy lub nieprzytomny.
- [Lepiej, że ich tutaj nie ma. Ich procedury tylko by nas spowalniały.]
Gdy zbliżali się do drugiego końca zbiorników z chłodziwem, Malla zatrzymała się wykrzyknęła z niepokojem.
- [Nie!]
Wyobrażając sobie najgorsze, Chewbacca odepchnął ją z drogi i rzucił się do przodu, zwijając jedną dłoń w pięść, a drugą zaciskając na blasterze. Podchodząc bliżej, zauważył jedynie wypukły kształt droida sprzątającego powierzchnie płaskie. Jego purpurowy szperacz oświetlał krwawy ślad, którym podążali. Kiedy czujniki robota wykryły stojących mu na drodze Chewbaccę i Mallę, grzeczne usunął im się z drogi, by umożliwić im przejście.
Chewbacca kazał Malli oświetlić podłogę za robotem. Jedyną pozostałością śladów, które tak starannie zostawił im Lumpy, był dwumetrowy pas gwałtownie schnącej durastali. Uklęknąwszy, Chewbacca odłożył na bok blaster i chwycił droida sprzątającego za obie strony jego plastoidowej obudowy.
- [Dokąd prowadziły te ślady?]
Wskaźniki na przednim panelu robota zamigotały.
- Że co, proszę?
Sfrustrowany Chewbacca ryknął i obrócił droida dookoła jego osi.
- [Wracaj tam, skąd tu przyszedłeś.]
Robot odwrócił się z powrotem i oświetlił reflektorem punktowym nogi Wookiego.
- Proszę mi wybaczyć ale ja tu sprzątam.
- [Sprzątasz?] - Chewbacca oderwał droida od podłogi i podniósł go nad głowę. - [Gdzie mój syn?]
- Nie chciałem Pana niepokoić - kontynuowała maszyna tym samym uprzejmym głosem. - Zaraz zejdę Panu z drogi.
- [Chyba on nie rozumie w Shyriiwook.]
Chewbacca odrzucił robota z niesmakiem. Uderzył w ziemię parę metrów dalej i zaczął prosić o pomoc w odzyskaniu równowagi.
- [Tato!] - głos Lumpy'ego był ledwo słyszalny ponad warkotem gigantycznego wentylatora po prawej. - [Tutaj!]
Chewbacca podniósł broń i oświetlając sobie drogę prętem jarzeniowym, ruszył w kierunku wołającego.
- [Lumpy! Czy jesteś ranny?]
- [Nie!] - krzyknął. - [Ale pospieszcie się, bo ich dłużej nie utrzymam!]
- [Ich?] - zdziwiła się Malla.
Okrążyli zespół bulgoczących filtrów i w świetle pręta jarzeniowego Malli dostrzegli syna, siedzącego na szczycie tworzących rząd, wysokich na metr nadciśnieniowych rur. Kucał na trzeciej w kolejności, próbując utrzymać kogoś za wierzgające kostki wystające z wlotu. Obie stopy były obute w lewe buty.
Chewbacca pospieszył w stronę rur, bardziej zaskoczony niż dumny. Zaczął wykrzykiwać instrukcje, niekoniecznie logicznie ze sobą powiązane.
- [Uważaj. Zaprzyj się nogami! Potrząśnij nim!]
- [Chewbacca!] - wrzasnęła biegnąca za nim Malla. - Nie zachęcaj go!]
- [Nie martwcie się] - Lumpy zaczął kołysać ramionami tam i z powrotem, wywołując stłumione dudnienie wewnątrz rur. - [To nie są prawdziwi szpiedzy, tylko...]
Kimkolwiek nie byli, ich blastery były na tyle prawdziwe, żeby wywołać fontannę niebieskich błyskawic, wydobywającą się z otworu wlotowego. Strzelali pod kiepskim kątem i wszystkie strzały minęły Lumpy'ego. Ale zaskoczyły go na tyle, że rozluźnił uchwyt i spadł z drugiej strony rury nadciśnieniowej, znikając z pola widzenia.
Chewbacca dobiegł do rzędu rur i jednym skokiem wylądował na trzeciej z nich. Opadł na kolana, przystawił blaster do wylotu i otworzył na oślep ogień w głąb rury.
- [Miałem ich, tato!] - Lumpy wdrapał się na górę, stając naprzeciwko Chewbaccy, dokładnie na linii ognia złodziei, gdyby nagle zdecydowali się na kontratak. - [Widziałeś?]
- [Widziałem.] - wciąż strzelając w głąb rury, Chewbacca wyciągnął rękę nad otworem wlotowym i delikatnie odepchnął Lumpy'ego. - [Ale powiedziałeś, że zaczekasz w serwisowym.]
- [Nie mogłem] - powiedział Lumpy - [Nie po tym, co usłyszałem.]
- [To co usłyszałeś nie ma znaczenia] - stwierdziła zbliżając się do nich Malla. - [Ja Ci wcale nie pozwoliłam ścigać kogokolwiek.]
- [To prawda] - zgodził się Lumpy. - [I nie tylko Ty...]
- [Ja także] - Chewbacca przestał strzelać i, ucieszony w duchu, że wyczuł w głosie Lumpy'ego nutę buntu, odwrócił się do syna. - [A nie dość, że nas nie posłuchałeś, to jeszcze złamałeś słowo.]
Na pierwszą oznakę dezaprobaty w głosie ojca, ramiona Lumpy'ego obwisły, a oczy wypełniły się rozgoryczeniem. Mimo to nie unikał spojrzenia Chewbaccy, a kiedy przemówił, głos miał już spokojny.
- [Być może nie powinienem tego zrobić] - oznajmił. - [Ale posłuchajcie, czego się dowiedziałem.]
Niepewny, czy Lumpy się z nim zgadzał, czy wręcz przeciwnie, Chewbacca rzucił ukradkowe spojrzenie na Mallę, która jedynie wzruszyła ramionami i uniosła ręce. Także nie wiedziała, co z tym począć.
Chewbacca spojrzał na Lumpy'ego.
- [Tylko nie myśl, że to wpłynie na twoją karę. Jesteśmy teraz w coruscanckim Lesie Cieni i musisz się nauczyć, że nie możesz do takich miejsc wchodzić samemu.]
- [Wiem, ale się ucieszycie, że to zrobiłem] - Lumpy nie wyglądał na przerażonego zbliżającą się karą, zdawał się nawet ją akceptować. - [Oni nie byli prawdziwymi szpiegami…]
Miękki syczący odgłos dobiegł z wlotu to rury i Chewbacca ledwo zdążył wyciągnąć stamtąd swój blaster, zanim zasuwane, metalowa pokrywa zatrzasnęła się, zamykając otwór. Nakazał gestem Lumpy'emu ciszę i kazał Malli oświetlić drogę od rury do pobliskiej zaworowni, gdzie przypominający ptaka, niewielki, bezramienny robot właśnie uskakiwał za tablicę kontrolną znikając z pola widzenia.
Chewbacca popatrzył za nim przez chwilę i odwrócił się do Lumpy'ego.
- [To mów.]
- [Kiedy dotarłam do końca przewodu serwisowego, było tam jeszcze dwóch małych białych ludzi, jak złodziej] - zaczął Lumpy. - [Sprzeczali się, mówiąc jak "On" będzie zły, dlatego, że włamanie nie wyglądało tak jak powinno.]
- ["On"?] - zdziwił się Chewbacca. Teraz, kiedy jego syn był bezpieczny, powrócił niepokój związany ze złodziejem. - [Kto będzie zły?]
- ["On"] - powtórzył Lumpy. - [Myślę, że to ich szef. Przynajmniej Rath, człowiek, którego złapałem w mieszkaniu, tak wywrzaskiwał. O tym, że zdobył przynajmniej notes elektroniczny, a potem przyszło ich jeszcze paru i powiedział, że muszą szybko dostarczyć notes do CZ, bo nie mają czasu, żeby się doń włamać, i że muszą się spotkać za dziesięć standardowych godzin.]
- [Spotkać gdzie?] - spytał Chewbacca. Intruz i jego kompani wyglądali teraz bardziej na sabotażystów niż na szpiegów. - [Czy mówili co się stanie za dziesięć godzin?]
Lumpy wzruszył ramionami.
- [To wszystko, co usłyszałem, zanim się oddalili.] - wyprostował się. - [Ale pomyślałem, że chcielibyście to wiedzieć. To dlatego za nimi poszedłem i próbowałem wziąć ich do niewoli.]
Pokrywa rury za plecami Lumpy'ego nagle się odsunęła. Chewbacca odciągnął małego i chwyciwszy za blaster skoczył w jej stronę, by się lepiej przyjrzeć.
Pokrywa zatrzasnęła mu się przed nosem.
Malla skierowała pręt jarzeniowy w kierunku zaworowni, gdzie przypominający ptaka droid znów znikał z widoku.
- [Nie podoba mi się to] - Chewbacca pchnął Lumpy'ego w stronę matki. - [Kiedy nadejdzie ochrona budynku będziesz bezpieczny, potem Han sprowadzi tu pododdział żołnierzy. Powiedz im wszystko, co powiedziałeś mnie, a także to, co sobie jeszcze przypomnisz.]
Lumpy zatrzymał się przy rurach nadciśnieniowych.
- [A gdzie Ty będziesz?]
- [Spróbuję złapać Twoich złodziei.] - Chewbacca wyciągnął notes elektroniczny i, trzymając nadal w ręku blaster, przywołał ponownie schemat pomieszczenia. - [Ścienny sejf w biurze Księżniczki Lei był otwarty. Jeśli to stamtąd zabrali notes…]
- [To mógł mieć zapisane jakieś tajemnice Nowej Republiki!] - dokończył Lumpy.
Chewbacca podniósł wzrok i ujrzał Lumpy'ego stojącego z rękami wspartymi na biodrach na szczycie rury nadciśnieniowej.
- [Idę z Wami] - oświadczył. - [Tylko ja mogę ich złapać]
- [Póki co, masz jedenaście lat] - Chewbacca zdobył się na spokojny głos. Zaczynał dostrzegać, że zbyt łatwo poszło mu wygaszenie w Lumpy'm zarzewia buntu, które z czasem przekształci się w prawdziwy rrakktorr wojownika Wookiech. - [Już sprawiłeś, że jestem z Ciebie dumny. Ale nie powinniśmy kusić losu.]
Lumpy wypiął pierś.
- [Ale powiedziałeś, że tu na dole jest niebezpiecznie.]
- [Ale nie dla Twojego ojca.] - Malla chwyciła Lumpy'ego za rękę.
- [Nie!] - Lumpy wyrwał się i mijając Chewbaccę, przeskoczył na sąsiednią rurę. - [On mnie potrzebuje, żeby …]
Nagle pokrywa rury się otworzyła i cztery blade ręce wystrzeliły z wewnątrz, chwytając Lumpy'ego za kostki. Malla wrzasnęła. Chewbacca rzucił jej swój notes, a w jego ręku pojawił się blaster. Lumpy padł na twarz na rurę. Jego oczy przepełniał strach. Wyciągnął rękę w kierunku Chewbaccy, a potem ześlizgnął się do otworu i zniknął.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 7,00 Liczba: 8 |
|
Obi-Wan Skywalker2011-11-28 17:59:57
Ach, dam 8/10. Fajnie, że dowiadujemy się, że Chewie też ma uczucia, też może być śmieszny i też ma własne problemy. Nie podobało mi się, że mały droid zastawia pułapkę, mogącą zniszczyć Nową Republikę i przypadkiem znajduje ją nie kto inny jak Chewbacca. Poza tym Denning - jak zawsze - dobrze wypadł. :)
Bednarz2010-05-10 18:11:03
Opowiadanie nie porywa ale jako chwilowy przerywnik między książkami, nie mam nic przeciwko. I z mojej strony pochwała dla tłumacza za tytuł. Brzmi zdecydowanie bardziej klimatycznie. 7/10.
Lord Jabba2009-03-22 15:51:43
Fajne opowiadanie.Plus za klimat dolnych poziomów Coruscant.
SALVO2006-10-20 15:39:04
Takie sobie.
Burzol2006-10-08 23:22:07
Ach, ci Wookiees. Ach te Wookie. Ach, ach.
Bardzo sympatyczne to opowiadanko. Sympatyczne, bo wreszcie jest o Wookiech i dzięki niemu od razu przypominają się trzy sceny z historii galaktyki: wielka małpa w kantynie w Mos Eisley, która nazywa siebie drugim pilotem Hana Solo; radosna Woocza rodzina w Holiday Special, i wreszcie wielki księżyc spadający na Sernpidal. Tyle było Chewiego w SW. Dobrze, że powstało to opowiadanko.
Freed2006-05-28 19:56:25
Bo "Daleko od lasu" brzmi bardzo średnio. ;]
Jaro2006-05-28 18:38:14
opowiadania na razie nie chciało mi się czytać, ale już widzę minus dla tłumacza - tak jak w "Bane'ie", tak i tu, zbytnia dowolność w tłumaczeniu tytułu. Czemu nie ma po prostu "Daleko od lasu" (ew. "domu")