Korytarz prowadzący z komory Zeetsa był węższy. Gdyby tylko chciał, Obi-Wan mógłby zedrzeć ramionami grzyby ze ścian po obu jego stronach. Pleśniaki tworzyły tu dzikie ścieżki, część z nich formowała oślizłe plamy na podłodze na tyle śliskie, żeby nieuważny wędrowiec mógł łatwo zwichnąć sobie nogę. Dziko rosnący mech wydawał z siebie słabsze światło i co jakiś czas Jesson używał jarzeniaka do oświetlenia drogi. Było duszno i pachniało stęchlizną. Obi-Wan szacował, że od lat nikogo już tu nie było.
— Gdzie teraz jesteśmy? — spytał.
— Tutaj jeszcze nie byłem — odparł Jesson. — Ale wiem, co jest przed nami.
— Co?
— Komnata Bohaterów — odpowiedział Jesson. — Miejsce, w którym dawno temu, zanim jeszcze klany podzieliły się po pladze, oddawano cześć wielkim przywódcom naszego ludu. Wtedy każdy wojownik chciał się jak najbardziej zasłużyć dla roju, żeby któregoś dnia jego wizerunek mógł się tu pojawić.
— A co z tymi, którzy pozostali w głębinach poniżej? — spytał Obi-Wan.
— To są prawdziwi X’Tingowie — odparł Jesson i po raz pierwszy dała się wyczuć w jego głosie szczypta dumy. — Kiedy to się skończy, prawdopodobnie przyłączę się do nich. Podobno wierzą, że ci z nas, którzy zostali przy powierzchni, zapomnieli o swojej tradycji. Myślę, że mają rację.
— Czy będą próbowali nas zatrzymać?
— Raczej nie. Oni, nawet bardziej niż ci na powierzchni, czekają na powrót królewskiej rodziny. Szczerze mówiąc — dodał — kiedy osiągniemy cel, nie wyobrażam sobie bezpieczniejszego miejsca w którym moglibyśmy umieścić jaja, niż wśród nich.
Obi-Wan zatrzymał się.
— Jaja mają być oddane w ręce rady, Jesson.
Oczy X’Tinga zaiskrzyły.
— Tak. Oczywiście.
Obi-Wan jakoś nie ufał tym słowom. Czy Jesson chciał przekazać jaja X’Tingom czającym się w dolnych rojach? A jeśli tak, to jak on, Obi-Wan, powinien się wtedy zachować?
Przyjdzie czas, żeby się tym martwić.
Mieli jeszcze wiele przeszkód do pokonania, zanim trzeba będzie odpowiedzieć na to pytanie.
Tunel kończył się masywnymi, metalowymi drzwiami zaryglowanymi na głucho, i tak zaniedbanymi, że wydawały się być przedłużeniem naturalnej ściany.
Jesson przesunął rękami po ich powierzchni.
— Tylne wejście do komory. Musimy przejść przez Komnatę Bohaterów, w której nadal mieszkają starzy X’Tingowie. Wiele lat temu postawili oni tutaj te drzwi, żeby się odgrodzić od plagi. I odgrodzić ich życie od naszego — spojrzał ponownie na Obi-Wana. — Będziemy musieli je otworzyć.
— To się da załatwić — stwierdził Jedi. Wyciągnął miecz świetlny i aktywował szmaragdowe ostrze. Potem wziął głęboki wdech i przycisnął ostrze do drzwi.
Syk wypełnił ciemności. Płynny metal zamienił się w parę. W ciągu kilku chwil miecz wypalił w drzwiach dziurę wielkości pięści.
Obi-Wan przerwał na chwilę i zerknął do środka. Zobaczył jedynie ciemność.
Zaczął nadsłuchiwać. Usłyszał ciszę.
Nie. Niezupełnie. Coś jakby przebiegło po drugiej stronie drzwi. Ale to coś było dość daleko. Pazury na metalu i kamieniu a potem znów cisza.
Palce drugiej pary rąk Jessona splotły mocno się ze sobą.
— Czy o czymś mi wcześniej nie powiedziałeś? — spytał Obi-Wan.
— Jest taka historia – przyznał Jesson. — Pięć lat temu, kiedy próbowaliśmy dostać się do jaj, jeden z moich braci przeszedł przez inne wejście. Wiem, że dotarł aż do Komnaty Bohaterów. Ale potem ... — wzruszył ramionami. Cóż, straciliśmy z nim kontakt.
— Rozumiem — Kenobiemu bardzo się to nie podobało. Zbyt wiele rzeczy wchodziło w rachubę.
Poszerzył otwór i odczekał chwilę, aby metal ostygł na tyle, żeby mogli przedostać się na drugą stronę.
— Pójdę przodem — oznajmił. Poświata wydawana przez grzyby w następnym pomieszczeniu ledwie wystarczyła, aby odsłonić ogromną, pustą przestrzeń i kamienną podłogę. Komnata miała lekko wypukłe ściany i może ze dwadzieścia metrów szerokości.
— Wygląda na pustą — stwierdził Jedi i nagle poślizgnął się. Natychmiast wzmógł czujność.
W świetle miecza dostrzegł, że podłoga lekko zaokrąglonego pomieszczenia była zbudowana z płaskich kamieni. W samym jego środku znajdowały się prowadzące w dół schody. Kenobi podejrzewał, że wiodą one do komnaty poniżej.
Jesson zwinnie przepełznął przez wypalony otwór i stał teraz obok niego z uniesionym jarzeniakiem.
— Nigdy tu nie byłeś? — spytał Obi-Wan.
— Nigdy. Podobnie jak nikt z żyjących przedstawicieli górnego roju — odpowiedział X’Ting. — Wydaje mi się, że jesteśmy teraz wewnątrz największego posągu znajdującego się w Komnacie Bohaterów.
Zaczęli schodzić po schodach, które po chwili poczęły wić się spiralnie wokół pojedynczej kamiennej kolumny, stojącej w samym środku wykutej w kamieniu komnaty. Wykutej? Raczej wyżutej, pomyślał Kenobi.
— Coś jest nie tak — stwierdził Jesson. W głosie wojownika pojawiła się ostrożność.
— Co?
— Wyczuwam śmierć. I to niejedną — oznajmił X’Ting.
Cisza była tak przytłaczająca, że Obi-Wan nie mógł się z nim nie zgodzić. Także wyczuwał, że coś było nie w porządku. W połowie schodów Jesson skierował światło na podłogę pod nimi.
Przez chwilę Obi-Wan nie mógł uwierzyć w to co widzi. Cała podłoga była zaściełana porozrzucanymi, pustymi pancerzami. Niezliczone ich sterty zalegały dookoła niczym kości w kryjówce jakiegoś ogromnego drapieżnika.
— Co tu się wydarzyło? — wyszeptał Jesson.
— A jak myślisz?
Fragmenty egzoszkieletów: czaszek, nóg i tułowi zdawały się w nich wpatrywać. Było w tym jednocześnie szyderstwo i ostrzeżenie.
— Albo tu przypełzli tysiącami i skonali, albo...
— Albo? — spytał Obi-Wan.
— Albo coś ich tu zaciągnęło.
Obi-Wan przykucnął, przesuwając palce wzdłuż rozbitych krawędzi pancerzy. W pozostałościach ciał nie dawało się wyczuć wilgoci. To się musiało wydarzyć lata temu.
Wyprostował się i ruszył w kierunku opadających w dół schodów, w centrum pomieszczenia. Kręte wejście nie miało żadnych barierek i to musiałby być bardzo nieprzyjemny upadek, gdyby się go wcześniej nie zauważyło. Owiał ich zakurzony zapach starej, zapomnianej śmierci.
Kiedy zeszli na dół, jego buty zachrzęściły na szczątkach czyjejś nogi.
— Światło — rzucił krótko, zabierając jarzeniaka Jessonowi.
Pancerze zostały wcześniej rozszczepione. Nie dało się dostrzec nawet kawałka wyschniętego ciała. Pożarte? Gdzie tylko spojrzał, dostrzegał jedynie rozłupane i zbezczeszczone egzoszkielety martwych X’Tingów.
Jesson opadł na kolana za Obi-Wanem, starannie przypatrując się szczątkom.
— Ja... ja nie pojmuję — wyrzucił z siebie, gdy Obi-Wan oddał mu jarzeniaka.
Coś w jego głosie zmroziło Jedi.
— O co chodzi? — spytał Obi-Wan.
— Przypatrz się tym śladom po ugryzieniach.
Obi-Wan pochylił się. Istotnie, pancerze były rozgryzione, a nie rozerwane jakimiś narzędziami.
— Tak. Potworne.
— Nie rozumiesz – wyszeptał Jesson. — To przecież ślady zębów X’Tingów.
Nagle Obi-Wan poczuł przeszywające go przerażenie, to samo, które ogarnęło już Jessona. Tu, w głębinach, gdzie X’Tingowie próbowali dochować wierności tradycji, coś się wydarzyło. Klan obrócił się przeciwko klanowi? Wojna? Bez względu na to jak się to rozpoczęło było jasne, jak się to skończyło.
Kanibalizmem. X’Tingowie zjadali X’Tingów. Nie dało się już niżej upaść lub dopuścić się bardziej wstrętnych rzeczy na wrogu. Obawa przed śmiercią w walce była naturalną częścią życia wojownika. Ale, żeby jeszcze zostać potem zjedzonym na śniadanie ... tak, to zmieniało postać rzeczy.
— Lepiej ruszajmy — stwierdził Obi-Wan.
— Tak — wycedził Jesson.
Ruszyli wzdłuż pomieszczenia.
Coś się poruszyło. Obi-Wan nie widział tego, ani nie słyszał – wyczuwał to: ruchy powietrza, zakłócenia w polu Mocy.
— Wątpię, żebyśmy byli tutaj sami — powiedział.
Jesson sięgnął po zwisającą mu na plecach trzyczęściową broń. Wyglądające na krystaliczne lub akrylowe części były spięte krótkimi łańcuchami. Połączenie pałki z cepem, ocenił Kenobi. Miał nadzieję, że X’Ting jest mistrzem w używaniu tej broni.
— Te drzwi — Jesson wskazał na wejście po drugiej stronie pomieszczenia, którego ściany, podobnie jak w znajdującej się nad nim komnacie, były wklęsłe, choć nieco bardziej zaokrąglone.
— Chodźmy tędy — powiedział Obi-Wan. — I to szybko. Choć podejrzewam, że właśnie tam na nas czekają.
Jesson ściągnął usta, obnażając niewielkie, choć ostre szeregi zębów. Obi-Wan stwierdził, że nie chciałby, żeby jego ramię dostało się w ich zasięg.
— Niech się tu tylko zjawią — wyrzucił z siebie X’Ting.
Krok za krokiem posuwali się naprzód. Doszli już niemal do drzwi, gdy zapach powietrza uległ zmianie. Niewielkiej. Ot, delikatny, ledwo wyczuwalny aromat niesiony ku nim słabym powiewem. Cierpki zapach, przywodzący na myśl gazy żołądkowe, który wysuszał język i gardło. Zanim udało mu się go zidentyfikować, pojawiły się pierwsze jarzące się oczy.
A potem ich zaatakowano.
Niemal natychmiast Jesson upuścił jarzeniaka, który choć nie zgasł po uderzeniu o ziemię, to wydawał już tylko słabe światło. Bardziej jaskrawy był miecz świetlny Obi-Wana, szczególnie wtedy, gdy z charakterystycznym buczeniem stykał się z bronią lub ciałem przeciwników.
To byli X’Tingowie, Jedi był tego pewny, ale nie byli oni podobni do tych, których miał okazję do tej pory oglądać. Ci tutaj nie byli wyszkoleni do walki. To byli robotnicy, kopacze. Przerośnięte szczęki sugerowały, że mogli być tymi, którzy produkują przeżutą substancję pokrywającą ściany gniazda.
Większość z nich dźwigała ciężkie metalowe lewary. To była broń? A może narzędzia? Bez względu na to, do czego wcześniej służyły, teraz mogły jedynie pogruchotać kości.
Nie było już czasu na dalsze rozważania. Pieśń miecza Obi-Wana była długa i ponura. Owadopodobni kopacze padali przed nim niczym zżęte zboże. Mimo to, z wyciem i sykiem, pojawiali się następni.
Obi-Wan pozwalał im się zbliżyć i kiedy było to korzystne przybierał postawę dynamiczną. Wściekle szybcy kanibale atakowali falami, wywijając swoją bronią i pokładając nadzieję, że sama ich liczba pozwoli na wygranie walki.
Ale przeciwko Jedi nie była to odpowiednia taktyka.
Powietrze wokół Obi-Wana syczało w rytm ruchów miecza świetlnego. Już po paru chwilach od początku starcia dostosował się do szybkości i stylu ataku, ustalając jednocześnie pewne rzeczy dotyczące jego przeciwników. Po pierwsze uświadomił sobie, że byli oni prawie niewidomi z powodu lat spędzonych w ciemnościach, a polując, bez wątpienia posługiwali się węchem i słuchem. Błysk miecza świetlnego przestraszył część z nich, zatrzymując ich w miejscu wahających się, czy zaatakować. Ci, którzy się nie zawahali, zginęli razem ze swoim strachem i nienawiścią.
Pomiędzy uderzeniami i oddechami Obi-Wan skierował cząstkę swojej uwagi na Jessona, będąc ciekaw jak X’Ting daje sobie radę.
Owadzi wojownik nie potrzebował pomocy. Walczył odważnie, dynamicznie, z nieludzką zręcznością, rozdając swymi sześcioma rękami razy we wszystkich kierunkach. Jego broń wirowała niczym śmigło. Trzymał swoją trzyczęściową pałkę to za jeden koniec, to za drugi, to pośrodku, wywijając nią raz w pozycji obronnej, raz atakując, a każdy jego ruch oznaczał, że kolejny przeciwnik padał na ziemię, żeby się z niej nigdy nie podnieść.
Jesson przykucnął, odsuwając zalegające pod nim nogi kilku napastników, a kiedy się wyprostował, przybrał groźną pozycję do ataku, która naśladowała skradającego się po swej sieci pająka.
Atakujący otoczyli ich, a Obi-Wan i X’Ting oparli się o siebie plecami, mierząc wzrokiem hordę.
— Nie uda nam się zabić ich wszystkich — wysapał Jesson.
— To prawda — zgodził się Kenobi. — Ale nie będziemy musieli. Za mną!
Bez dalszych wyjaśnień, Jedi rzucił się w tłum kanibali, wycinając sobie drogę do drzwi. Próbował nie myśleć o tym, co mogłoby się im przytrafić, a przynajmniej Jessonowi, gdyby zostali pokonani.
Wykorzystywał Formę III, dziedzinę walki na miecze świetlne, którą praktykował już tak długo. Dla kogoś, kto rozumiał, że atak i obrona to dwie strony tej samej monety, była ona bardziej odpowiednia i nie mniej efektywna.
W lewo, w prawo, w lewo — odbijał pociski, niszczył broń, odcinał kończyny w oślepiającym pokazie, który wypalał świetliste linie w ciemności. Bliska ślepota utrudniała działanie wściekle atakującym kanibalom, których gnał do przodu jedynie ich nienaturalny głód.
Postępowali falami, wypełzając niemal z każdej ciemnej dziury. Czyżby te kreatury żerowały w ciemnościach na śmieciach i odpadkach, które każde duże miasto produkuje w obfitości? Wszak nawet Coruscant miało swoje gule, gangsterów i bezdomne istoty, które skrywały się przed światłem, zamieszkując unikane przez zwykłych obywateli miejsca. Jednak rojące się wokół nich stwory były największym koszmarem, jaki można było sobie było wyobrazić.
— Biegnij! — wrzasnął i rzucili się sprintem w kierunku wyjścia. Korytarz się zwężał, uniemożliwiając kanibalom łatwy do nich dostęp i jednocześnie czyniąc obronę przed nimi łatwiejszą.
Kenobi dostrzegał już odległe o niecałe kilkanaście metrów schody.
Obracając się wokół własnej osi, zerknął na walczącego Jessona, który gruchotał swoją trzyczęściową pałką głowy, zmuszając swoich napastników do wycofania się.
Nagle, masa wijących się ciał rzuciła się na Jessona jednocześnie, powalając wojownika na ziemię. Obi-Wan przybył mu z odsieczą w samą porę, żeby powstrzymać opadającą na jego przewodnika wyszczerbioną włócznię. Miecz świetlny błysnął i trzymająca go bestia, wyjąc, oddaliła się z odciętym ramieniem. Używając Mocy, odrzucił na bok kolejnego napastnika, a następnie schylił się i pomógł Jessonowi podnieść się z ziemi.
Wprawdzie nie wiedział jak wygląda strach na twarzy X’Tinga, ale był przekonany, że właśnie to uczucie dominowało w jego czerwonych, fasetkowatych oczach. Strach, przekonanie o nieuniknionej śmierci i być może coś jeszcze.
Obi-Wan rozluźnił uścisk i Jesson ruszył na wroga, tym razem bez broni. Serce Obi-Wana zadrżało, ale po chwili Jedi ujrzał jak wojownik rozbraja pierwszego atakującego go kanibala, wyrywając mu z ręki włócznię. Potem Jesson zakręcił nią zabójczego młynka, odrzucając wyjący tłum atakujących w ciemności. Kopał, uderzał pięściami i rozbijał głowy włócznią. Niebawem walka dobiegła końca, i razem z Obi-Wanem zaczęli schodzić po drabinie długim i wąskim, pionowym szybem w zalegający pod nimi mrok.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,57 Liczba: 7 |
|
Jamboleo2014-09-23 20:01:50
Za opowiadanie 10/10
Za tłumaczenie 10/10
Obi-Wan Skywalker2011-09-05 16:48:00
Świetne opowiadanie, gdyby było w książce dałbym jej ocenę o jeden stopień wyżej. Ale jest tu jeden błąd. W książce Obi-Wan dowiaduje się, że Yoda był na Cestusie, jeszcze przed akcją tego opowiadania, ale to mały szczegół.
Bednarz2010-05-08 18:05:59
Świetna historyjka, mimo iż w środek tuneli wkradła się szczypta nudy, przyćmiona błyskotliwym zakończeniem. Jedna uwaga nie koniecznie do tłumacza. Czy te odległości są na pewno w metrach? Aha. No i ciekawe w którym momencie książki "Spisek na Cestusie" dzieje się akcja? 10/10.
Jabba the best2008-08-07 14:48:12
Fajne opowiadanie i wspaniałe tłumaczenie.
Kirdan162006-11-03 21:42:07
Kapitalna historyjka :00
Zuris2006-06-07 08:00:28
Bardzo ciekawy i dobrze przetłumaczony tekst
Bubi2005-11-02 09:00:02
bardzo fajny tekst. Szczególnie podoba mi sie zakończenie. Od razu przypomina mi sie mały uśmiechnięty od jednego wielkiego ucha do drugiego mistrz yoda z TESB :)
Aquenral2005-11-02 08:34:07
I fajnie...