Stosunkowo łatwo udało im się wynieść z komory dysk z jajami. Teraz znajdowali się na półce skalnej wychodzącej na jaskinię wijów i wpatrywali się w jej podłoże. Ukryte w suficie sztuczne światła zapaliły się i, w połączeniu z wydobywającą się z naściennych grzybów poświatą, oświetlały ziemię, przerytą na wszystkie strony przez uciekające przed przeraźliwym, bolesnym dźwiękiem wije. Obi-Wan użył Mocy i zbadał jaskinię. Nic. Miejsce było opuszczone.
Zaczęli schodzić w dół. Z pomocą mechanizmu antygrawitacyjnego karbonitowy dysk wydawał się płynąć wzdłuż jaskini, której skały wydawały się teraz potężne i majestatyczne. Obi-Wan wcześniej nie potrafił docenić tego widoku, ale gdy sztuczne światło zalało grotę, widok zwisających stalaktytów i olbrzymich, łukowatych ścian naprawdę zapierał dech.
Czy to właśnie tak ci, którzy to zbudowali, wyobrażali sobie ten doniosły moment? Tysiące X’Tingów zgromadzonych w ogromnym pomieszczeniu, świętujących przyjście na świat nowego króla i królowej?
Jak dziwna i smutna okazała się przyszłość.
Celebracja odbędzie się na pewno, ale nie tu i nie teraz. Teraz w jaskini panowała cisza, a po jej ścianach pełzały cienie.
Dysk z jajami łatwo przeszedł przez pięciokątne wejście po drugiej stronie groty. Jesson był wyczerpany, ale biła z niego radość; nie był już tym samym, pewnym siebie młodym wojownikiem, który jeszcze dwie godziny temu wyruszył z Obi-Wanem na niebezpieczną wyprawę.
Zaprawdę, pomyślał Obi-Wan, jego przemiana nie była kwestią czasu. Stało się to w mgnieniu oka.
Posuwali się w ciemnościach niosąc bezcenny skarb. Jessonowi łatwiej udawało się teraz odnajdywać drogę w labiryncie, a w dodatku ich monotonna wędrówka okazała się być ze wszech miar celowa.
— Wiesz, Jedi — rzucił przez ramię Jesson — chyba myliłem się co do ciebie.
— Bardzo możliwe — uśmiechnął się Obi-Wan.
Przez parę minut maszerowali milcząco w ciemnościach, w trakcie których Jesson zbierał myśli.
— Widziałem co potrafisz i to, kim i czym jesteś — przerwał. — Jest też bardzo prawdopodobne, że Duris nie mijała się z prawdą mówiąc o tamtym Mistrzu Jedi. Być może rzeczywiście nas odwiedził i dokonał chwalebnych i wartych wspominania czynów.
Kenobi zachichotał. On także być może nigdy się nie dowie, kim był ten Jedi. A przynajmniej nie do momentu, gdy powróci na Coruscant. Spróbuje się wtedy grzecznie wypytać, ot, żeby zaspokoić swoją ciekawość.
Tym bardziej, że wielu z najpotężniejszych Mistrzów bardzo niechętnie mówiło o swoich dokonaniach. Jego pytania mogły zostać zbyte, a ciekawość nigdy niezaspokojona.
Doszli już do komnaty ze statuami, w której już wcześniej byli. Jesson wszedł pierwszy na występ skalny. Obi-Wan popchnął delikatnie dysk, który — niesiony przez jednostkę antygrawitacyjną — popłynął łagodnie w stronę Jessona niczym unosząca się na wodzie szczapa.
Zaraz potem dołączył do niego Obi-Wan. Trzeba było teraz podjąć decyzję. Albo wracać drogą, którą tutaj przybyli, przez pierwszą statuę, i ponownie stawiać czoła kanibalom, albo...
— Nie jestem w nastroju, żeby znów walczyć — powiedział Kenobi. — Wdrapmy się na skały i sprawdźmy, czy zdołamy otworzyć drzwi po drugiej stronie groty.
— Zgoda — odparł Jesson. Zmęczenie sprawiało, że ledwo dawało się go zrozumieć. Ostatnie przejścia musiały być dla X’Tinga wyjątkowo wyczerpującym doświadczeniem. Szaleńcza walka, wspinaczka w ciemnościach, ucieczka przed mięsożernymi wijami, widmo porażki i odzyskanie królewskich jaj...
Obi-Wan był ciekaw, czy X’Ting będzie walczył ze stresem świętując czy zapadając w sen?
Kiedy już obaj znaleźli się bezpiecznie na skalnej półce, ruszyli wzdłuż pochyłego występu w kierunku tego, co Jesson nazywał drzwiami.
Po kilku szarpiących nerwy minutach udało im się bezpiecznie przetransportować dysk nad urwiskiem. Po drugiej stronie znaleźli coś przerażającego: zwłoki ostatniego z braci Jessona, które wystawały znad jednego z głazów. Jego wysuszona druga para rąk nadal ściskała lampę.
Tak wiele śmierci ku chwale roju. Każdy gatunek, który był w stanie wydać na świat kogoś takiego jak G'Mai Duris czy Jesson Di Blinth musiał wzbudzać szacunek.
Obi-Wan podniósł lampę. Przemysłowy wzór, cięższa i o wiele bardziej mocniejsza niż model posiadany przez Jessona, którym posługiwali się wcześniej. Kiedy ją zapalił, rażący w oczy snop światła rozlał się po grocie.
Szkoda tylko, że nie pomogło to wcześniej bratu Jessona.
Niecałe kilka metrów od miejsca, w którym stali znajdowały się drzwi, które mogły im umożliwić powrót do roju. Mechanizm, który ponownie zaryglował drzwi był z pewnością także odpowiedzialny za śmierć X’Tinga.
— Myślę, że znalazłem już odpowiedź na moje pytanie — odezwał się głębokim i pełnym szacunku głosem stojący za plecami Obi-Wana Jesson.
— Na jakie pytanie? — spytał Kenobi aktywując miecz świetlny. Przyjrzał się baczniej drzwiom, zastanawiając się, pod jakim kątem należałoby wykonać pierwsze cięcie. — Popatrz. Proszę — poprosił Jesson.
Obi-Wan obrócił się i popatrzył w kierunku wskazywanym przez Jessona snopem światła. Oświetlał on grotę, ukazując jeden za drugim gigantyczne wizerunki królów i królowych X’Tingów w całej ich świetności. Zaklęty w przeżutych skałach istny las czcigodnych, owadzich herosów. Władcy i władczynie, część z nich wysoka i młoda, część pochylona i sędziwa, z rękami zastygłymi w najróżniejszych gestach: błagalnych, opiekuńczych, pocieszających, nauczających i uzdrawiających.
Komnata Bohaterów w pełnym tego słowa znaczeniu, pomyślał Obi-Wan.
— O co chodzi?
— Tam — wskazał Jesson. — Droga, którą tu przyszliśmy — skierował światło na największy posąg.
Teraz Obi-Wan widział już wyraźniej przygarbioną sylwetkę. Wąski tunel, w którym się wcześniej opuszczali po drabinie, okazał się laską. Oglądana z zewnątrz komora, gdzie stoczyli desperacki bój z kanibalami, w rzeczywistości była muskularnym, zaokrąglonym torsem. Pierwsza komora, z której tak naprawdę zaczęła się ich wyprawa, okazała się głową z rozszerzającymi się trójkątnymi uszami. Cały posąg miał przynajmniej siedemdziesiąt metrów wysokości i był większy niż jakikolwiek inny w Komnacie Bohaterów.
Był też odpowiedzią na wiele pytań, które zadawał sobie Obi-Wan; stawiał także nowe, na które prawdopodobnie odpowiedzi nie będą mogły być nigdy udzielone, gdyż uwieczniona w przeżutej i wydrążonej skale sylwetka, wyciągająca w pozdrowieniu odzianą w szatę rękę, nie przedstawiała walecznego, dawno już nieżyjącego wojownika X'Tingów, ale uśmiechniętego Mistrza Yodę.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,57 Liczba: 7 |
|
Jamboleo2014-09-23 20:01:50
Za opowiadanie 10/10
Za tłumaczenie 10/10
Obi-Wan Skywalker2011-09-05 16:48:00
Świetne opowiadanie, gdyby było w książce dałbym jej ocenę o jeden stopień wyżej. Ale jest tu jeden błąd. W książce Obi-Wan dowiaduje się, że Yoda był na Cestusie, jeszcze przed akcją tego opowiadania, ale to mały szczegół.
Bednarz2010-05-08 18:05:59
Świetna historyjka, mimo iż w środek tuneli wkradła się szczypta nudy, przyćmiona błyskotliwym zakończeniem. Jedna uwaga nie koniecznie do tłumacza. Czy te odległości są na pewno w metrach? Aha. No i ciekawe w którym momencie książki "Spisek na Cestusie" dzieje się akcja? 10/10.
Jabba the best2008-08-07 14:48:12
Fajne opowiadanie i wspaniałe tłumaczenie.
Kirdan162006-11-03 21:42:07
Kapitalna historyjka :00
Zuris2006-06-07 08:00:28
Bardzo ciekawy i dobrze przetłumaczony tekst
Bubi2005-11-02 09:00:02
bardzo fajny tekst. Szczególnie podoba mi sie zakończenie. Od razu przypomina mi sie mały uśmiechnięty od jednego wielkiego ucha do drugiego mistrz yoda z TESB :)
Aquenral2005-11-02 08:34:07
I fajnie...