Zolan był Bothaninem o czarno-popielatej sierści i jasnobrązowych oczach. Lubił ubierać się w skórzane kurtki, bardzo popularne tam skąd pochodził. Rękawy mocno przylegały do rąk i kończyły się w połowie przedramieni, odsłaniając jego kudłate ręce. Zawsze nosił przy sobie lekki blaster sportowy, w kaburze swojego ozdobnego czarnego pasa ze złotą klamrą. Szare spodnie wchodziły w czarne buty o grubych, gumowych podeszwach. Taki strój był charakterystyczny dla pilota wyścigowego. Bothanin czuł się w nim pewnie i bardzo swobodnie.
Nagle przyczepiony do licznika, mały komunikator głośno zapikał. Zolan przerwał czyszczenie śmigacza i odebrał wiadomość:
- Co jest? - spytał, domyślając się z kim będzie rozmawiał.
- Dowiedziałem się gdzie trzymają Rona - oznajmił głos Jedi.
- Najwyższy czas! - ucieszył się Bothanin - mam już dość czekania.
- Na skrzyżowaniu 8 i 9, w jakimś magazynie - rzekł Rolph'dan - wiesz coś o tym miejscu?
- 8 i 9 znajdują się w tak zwanej "Dzielnicy rozpusty" - powiedział z uśmiechem Zolan - to niedaleko od ciebie.
- Dzielnica rozpusty - powtórzył Jedi - wymarzone miejsce dla dziesięciolatka.
- Będę w pobliżu, w razie gdybyś miał kłopoty - oznajmił Bothanin.
Rolph'dan zamilkł na chwilę.
- Podejrzewam, że już niedługo zrobi się tam gorąco...
Rolph'dan podążał ciemnymi uliczkami pionowego miasta, które prowadziły go w stronę Dzielnicy Rozpusty. Wyczuwał coraz silniejsze zaburzenia w Mocy. Przestraszony chłopiec był coraz bliżej.
Wraz z odczuwanymi wibracjami, powróciły zmartwienia rycerza. Nie miał bowiem żadnego planu jak uratować małego Księcia. Bał się o powodzenie swojego zadania. Skoncentrował się próbując odnaleźć spokój w swojej targanej niepokojami duszy. Teraz musiał zaufać sobie. Od tego zależała jego misja. Nie mógł pozwolić by dopadł go strach. Przez cały czas miał przed oczami twarz swojego ucznia i słowa wychodzące z jego ust: "Mistrzu, wybacz że cię zawiodłem".
Rolph'dan zatrzymał się. Tragiczne wspomnienia z tamtego dnia, powróciły. Jedi wiedział, że to nie jego padawan go zawiódł. To on zawiódł swojego padawana. Gdyby bardziej uważał, gdyby chociaż krzyknął, to jego uczeń byłby dzisiaj Rycerzem Jedi, szkolącym własnych padawanów.
Mistrz powoli wziął się w garść. Z jego oka wypłynęła gorzka łza. Jeżeli ten młody chłopiec ucierpi to tylko dlatego, że on mu nie pomógł. Rolph'dan nie chciał dwa razy popełniać tego samego błędu. Ta misja była dla niego jedyną nadzieją na przepędzenie demonów przeszłości.
Jedi uniósł głowę i ruszył przed siebie. Był gotów na wszystko.
Znajdująca się na skrzyżowaniu dwóch ulic, popularna Dzielnica Rozpusty przypominała zaplecze nocnego klubu. Jej nazwa wzięła się od tego, że tonęła po brzegi w domach publicznych. Na wysokich ścianach widniały kolorowe szyldy, a wokół smukłych latarni kręciły się nie mniej smukłe, skąpo ubrane dziewczyny, rzucające przechodniom kuszące spojrzenia. Z wnętrz burdeli dudniła głośna muzyka. Po ziemi unosiła się lekka mgiełka, wylatująca ze ścieków. Po chodniku zataczało się kilku pijaków, którzy wołali coś do prostytutek.
Mistrz Rolph'dan zatrzymał się przed mroczną fasadą na pozór opuszczonego magazynu. Dostępu broniły potężne, metalowe drzwi, ponabijane grubymi nitami. Jedi podszedł bliżej i zapukał pięścią. Trzask rozszedł się echem po wnętrzu budowli.
Wtem w drzwiach, otworzyła się mała odsuwana klapka. Po drugiej stronie wrót, rycerz dojrzał parę złowrogich ślepi.
- Czego tu? - spytał gniewnie strażnik.
- Przyszedłem zapłacić okup za chłopca - odpowiedział Rolph'dan.
- Nie tak się umawialiśmy - zaprzeczył stanowczo humanoid, lecz po chwili zastanowienia dodał:
- Zostaw je na schodach i odejdź.
- Najpierw muszę mieć pewność, że chłopcu nic nie jest - rzekł podejrzliwie Jedi.
- Jeszcze żyje - odpowiedział gbur przymrużając ślepia.
- Chciałbym go zobaczyć - oświadczył Rolph'dan, wykonując dziwny gest ręką - w przeciwnym razie nie zapłacę.
Strażnik zamknął klapkę i po chwili masywne drzwi otworzyły się. Humanoid przypominający rasę Quarren, stał w ciemnym korytarzu z odbezpieczonym blasterem wycelowanym w Jedi.
- Właź - rozkazał.
Rolph'dan powoli wszedł do środka. Quarren zaczął zamykać ciężkie wrota, odwróciwszy się plecami do rycerza. Tu popełnił krytyczny błąd. Rolph'dan przystawił swą dłoń do głowy stworzenia i użył Mocy. Strażnik osunął się nieprzytomny na metalową podłogę.
Jedi pochylił się nad śpiącym humanoidem i odpiął mu od grubego pasa metalowy klucz. Zadziwiające jak wielki wpływ miała Moc, na słabe umysły.
Z głębi ciemnego korytarza dobiegały odgłosy głośnych rozmów. Widocznie bandyci byli tak pewni swojego bezpieczeństwa, że urządzili sobie schadzkę.
Zaburzenia w Mocy stawały się coraz wyraźniejsze. Rolph'dan nie miał wątpliwości, że był coraz bliżej małego Księcia. Starał się zapomnieć o swoim lęku i skoncentrował się na zadaniu. Po cichu doszedł do stalowych drzwi po drugiej stronie korytarza. Delikatnie popchnął je, tak aby zardzewiałe zawiasy nie zaskrzypiały, zdradzając jego obecność.
Przed sobą ujrzał pogrążone w cieniu i mroku, przestronne wnętrze starego magazynu. Po środku, wokół słabo oświetlonego stolika siedziało sześciu porywaczy. Wśród nich rozpoznał dwóch Gotali, jednego Człowieka, Trandoshanina i dwóch Devaronian. Z daleka trudno było ocenić, ale prawdopodobnie grali w karty. Lampka na ich stoliku była jak małe ognisko pośród pogrążonych w ciemności skał wielkiego kanionu. Po podłodze walały się stare, zakurzone pudła z dawno nie dostarczonymi przesyłkami. Tuż obok grających bandziorów, stały jakieś trzy pojazdy, nakryte szarymi płachtami. Na ścianie przed maszynami, Jedi zauważył metalowe drzwi hangarowe.
Rolph'dan zakradł się głębiej starego magazynu i schował się za jedną ze skrzyń, tak aby porywacze, siedzący w samym środku hali, nie zauważyli go. Zaczął rozglądać się za drzwiami do celi, w której mógł być przetrzymywany Ron.
W kącie wielkiego wnętrza wypatrzył wejście do kolejnego ciemnego korytarza. Jego intuicja podpowiadała mu, że właśnie tam ma się skierować.
Wykorzystując ciemność pomieszczenia, Rolph'dan przemknął tuż przy ścianie niczym cień. Porywacze byli zbyt zajęci grą i rozmową by cokolwiek zauważyć. Jedi upewnił się czy nikt, go nie widzi i swoje ciche kroki skierował w głąb tajemniczego przejścia. Nie chciał napadać na porywaczy od razu, ryzykując życiem chłopca. Wolał go najpierw uratować, by mieć stu procentową pewność, że nic mu nie jest. Takie postępowanie wydało mu się najrozsądniejsze.
- Dum pu nauta! - zaklął ze złością jeden z Gotali, rzucając swoje karty o stół.
- Ty oszukiwać! - dodał, wskazując palcem na udającego niewiniątko Corellianina.
- Ja? - oburzył się mężczyzna - Posłuchaj przyjacielu. Jak chcesz wygrywać w Sabacca, skoro nie potrafisz nawet poprawnie sklecić zdania we wspólnym?
Rozzłoszczony Gotal chwycił za broń w kaburze.
- Spokój! - rzekł ostrym tonem Trandoshanin - chcecie się pozabijać czy być bogaci?
Człowiek i Gotal patrzyli sobie głęboko w rozgniewane oczy.
- Niedługo dostaniemy okup za tego bachora i wtedy będziemy mogli do siebie strzelać. Jasne? - spytał jaszczuroczłowiek.
Gotal powoli ochłonął. Na twarzy zagarniającego ze stołu wygraną Corellianina, zajaśniał uśmiech.
- Hej cwaniaczku - przyganił Trandoshanin - Twoja kolej na wachtę. Idź zmienić Roda.
- Już się robi szefie - odparł rozkręcony Człowiek, po czym zebrał się ze stołka i poszedł wykonać polecenie.
-Luger się spóźnia - rzekł siedzacy w rogu Devaronianin.
- Powinien wrócić jakąś godzinę temu - dodał.
- To mi śmierdzieć - stwierdził Gotal.
- Proponuję byś zaczął się myć - powiedział któryś z porywaczy.
Wszyscy bandyci, prócz speszonego Gotala, wybuchli głośnym śmiechem.
Mały Ron spał na twardym, ciasnym łóżku. Metalowa taca z nietkniętym jedzeniem wciąż stała na podłodze. Cela była przez cały czas pogrążona w ciemności.
Nagle cisza została przerwana przez odgłosy kroków dochodzących z głębi korytarza. Po chwili ktoś przekręcił w starym zamku, zardzewiałym kluczem.
Książe obudził się i spojrzał w stronę otwierających się, metalowych drzwi. W progu stała postać pogrążona w mroku i bezruchu. Strach Rona ustąpił zdziwieniu. Nogi humanoida ugięły się i masywny strażnik runął nieprzytomny na ziemię, lądując głową w tacy z jedzeniem. Pożywienie bryznęło po podłodze. Tuż za nim pojawiła się kolejna postać. Chłopiec poczuł na sobie jej spojrzenie.
- Kim jesteś? - wyjąkał.
Rolph'dan skamieniał widząc przed sobą małego Księcia. Oto dotarł do najtrudniejszego i najdelikatniejszego etapu swojej misji. Ron wpatrywał się w niego swoimi niewinnymi, dziecięcymi oczkami. Przez chwilę, Mistrz Jedi nie wiedział co ma robić. W jego głowie rozpętał się chaos. Strach był coraz bliżej. Tak blisko, że aż poczuł zimno Ciemnej Strony Mocy. Wtedy mały chłopiec odezwał się do niego. Dziecięcy głos przerwał milczenie i przegonił strach.
Rycerz przypomniał sobie swoje rozmyślania sprzed niecałej godziny: "Jeżeli ten młody chłopiec ucierpi, to tylko dlatego, że mu nie pomogłem". Ciemna Strona znikła niczym stres przepędzony ulgą. Jedi wziął się w garść i z dumą odpowiedział na pytanie Księcia:
-Jestem Jedi - rzekł - przybyłem tu by cię uratować Ronie z Alderaanu.
Szczęśliwy Corellianin, wygwizdując po cichu pieśń zwycięstwa, zbliżał się do drzwi wejściowych od magazynu. Odprawianie wachty z pełnym portfelem będzie dla niego przyjemnością, ale...
Człowiek wytężył wzrok i pośród ciemności zauważył Quarrena, leżącego nieprzytomnie przy niedomkniętych drzwiach. Jego zadowolenie momentalnie znikło. Wyciągnął z kabury swój sportowy blaster i pochylił się na śpiącym strażnikiem, pukając go lufą w głowę.
- Rod, wstawaj - powiedział budzącym tonem - co ty, drzemkę sobie odstawiasz?
Quarren powoli otworzył oczy, po czym zerwał się na równe nogi.
- Co jest?! - spytał zaskoczony człowiek.
- Gdzie jest ten koleś z okupem? - panikował Rod.
- Jaki koleś, o czym ty gadasz? - zdziwił się Corellianin.
Quarren nerwowo złapał się za pas.
- Nie ma klucza! - wrzasnął.
Człowiek zebrał myśli.
- Chłopak! - krzyknął zdenerwowany.
Rolph'dan wyczuł kolejne, bardzo wyraźne zaburzenie w Mocy. W jego głowie zmaterializował się krzyk Corellianina, którego normalnie by nie usłyszał.
- Wiedzą, że tu jestem - oznajmił Jedi - mamy mało czasu.
Rycerz spojrzał w górę i na suficie ujrzał kratę kanału wentylacyjnego. Otwór był na tyle duży, by można przez niego przejść.
- Mama cię przysłała? - spytał pobudzony Ron.
Rolph'dan prędko uaktywnił swój miecz o złotym ostrzu i zaczął ciąć metalową kratę. Ciemne wnętrze celi rozświetliło żółte światło. Książę nie odczuwał już strachu. Był zbyt zachwycony widokiem Rycerza. Nie mógł napatrzeć się na błyszczącą, laserową klingę jego miecza, tnącą stal niczym nóż, krojący topniejące masło.
- Twoi rodzice zwrócili się o pomoc do Zakonu - odpowiedział Jedi - Rada wysłała mnie bym cię uratował.
Odcięta krata spadła na plecy nieprzytomnego strażnika.
- Szybko, daj......... - nagle Rolph'dan obrócił się błyskawicznie odbijając mieczem, lecącą w jego plecy, czerwoną wiązkę.
W głębi korytarza stali zaczajeni za rogiem porywacze, co chwilę otwierając ogień w stronę Jedi. Rolph'dan odbijał strzały jeden za drugim.
- Szybko! - krzyknął do Rona - stań za mną i nie wychylaj się!
Chłopak prędko wykonał polecenie.
Rycerz używając Mocy zamknął drzwi do celi. Nadlatujące wiązki zaczęły uderzać o nie, powoli wyginając rozgrzany metal. Rolph'dan schował ostrze miecza.
- Szybko daj rękę - rzekł pospiesznie do chłopca, po czym podsadził go do wnętrza ciasnego tunelu wentylacyjnego.
- Czołgaj się! Zaraz cię dogonię! - dodał.
Porywacze cały czas strzelali do zamkniętych drzwi. Po chwili popękany od ognia metal, wybuchł, pozostawiając dziurę do wnętrza celi. Krawędzie wyłomu żarzyły się od wiązek blasterów. Wnętrze wypełniło się gęstym dymem.
Bandyci szybko zbliżyli się do wyłamanych z zawiasów drzwi i zajrzeli do zadymionej celi.
- Nie ma ich! - krzyknął Corellianin, po czym na suficie zauważył wypaloną kratę od kanału wentylacyjnego.
- Uciekają przez wentylację! - oznajmił.
Nagle przyczepiony do licznika, mały komunikator głośno zapikał. Zolan przerwał czyszczenie śmigacza i odebrał wiadomość:
- Co jest? - spytał, domyślając się z kim będzie rozmawiał.
- Dowiedziałem się gdzie trzymają Rona - oznajmił głos Jedi.
- Najwyższy czas! - ucieszył się Bothanin - mam już dość czekania.
- Na skrzyżowaniu 8 i 9, w jakimś magazynie - rzekł Rolph'dan - wiesz coś o tym miejscu?
- 8 i 9 znajdują się w tak zwanej "Dzielnicy rozpusty" - powiedział z uśmiechem Zolan - to niedaleko od ciebie.
- Dzielnica rozpusty - powtórzył Jedi - wymarzone miejsce dla dziesięciolatka.
- Będę w pobliżu, w razie gdybyś miał kłopoty - oznajmił Bothanin.
Rolph'dan zamilkł na chwilę.
- Podejrzewam, że już niedługo zrobi się tam gorąco...
Rolph'dan podążał ciemnymi uliczkami pionowego miasta, które prowadziły go w stronę Dzielnicy Rozpusty. Wyczuwał coraz silniejsze zaburzenia w Mocy. Przestraszony chłopiec był coraz bliżej.
Wraz z odczuwanymi wibracjami, powróciły zmartwienia rycerza. Nie miał bowiem żadnego planu jak uratować małego Księcia. Bał się o powodzenie swojego zadania. Skoncentrował się próbując odnaleźć spokój w swojej targanej niepokojami duszy. Teraz musiał zaufać sobie. Od tego zależała jego misja. Nie mógł pozwolić by dopadł go strach. Przez cały czas miał przed oczami twarz swojego ucznia i słowa wychodzące z jego ust: "Mistrzu, wybacz że cię zawiodłem".
Rolph'dan zatrzymał się. Tragiczne wspomnienia z tamtego dnia, powróciły. Jedi wiedział, że to nie jego padawan go zawiódł. To on zawiódł swojego padawana. Gdyby bardziej uważał, gdyby chociaż krzyknął, to jego uczeń byłby dzisiaj Rycerzem Jedi, szkolącym własnych padawanów.
Mistrz powoli wziął się w garść. Z jego oka wypłynęła gorzka łza. Jeżeli ten młody chłopiec ucierpi to tylko dlatego, że on mu nie pomógł. Rolph'dan nie chciał dwa razy popełniać tego samego błędu. Ta misja była dla niego jedyną nadzieją na przepędzenie demonów przeszłości.
Jedi uniósł głowę i ruszył przed siebie. Był gotów na wszystko.
Znajdująca się na skrzyżowaniu dwóch ulic, popularna Dzielnica Rozpusty przypominała zaplecze nocnego klubu. Jej nazwa wzięła się od tego, że tonęła po brzegi w domach publicznych. Na wysokich ścianach widniały kolorowe szyldy, a wokół smukłych latarni kręciły się nie mniej smukłe, skąpo ubrane dziewczyny, rzucające przechodniom kuszące spojrzenia. Z wnętrz burdeli dudniła głośna muzyka. Po ziemi unosiła się lekka mgiełka, wylatująca ze ścieków. Po chodniku zataczało się kilku pijaków, którzy wołali coś do prostytutek.
Mistrz Rolph'dan zatrzymał się przed mroczną fasadą na pozór opuszczonego magazynu. Dostępu broniły potężne, metalowe drzwi, ponabijane grubymi nitami. Jedi podszedł bliżej i zapukał pięścią. Trzask rozszedł się echem po wnętrzu budowli.
Wtem w drzwiach, otworzyła się mała odsuwana klapka. Po drugiej stronie wrót, rycerz dojrzał parę złowrogich ślepi.
- Czego tu? - spytał gniewnie strażnik.
- Przyszedłem zapłacić okup za chłopca - odpowiedział Rolph'dan.
- Nie tak się umawialiśmy - zaprzeczył stanowczo humanoid, lecz po chwili zastanowienia dodał:
- Zostaw je na schodach i odejdź.
- Najpierw muszę mieć pewność, że chłopcu nic nie jest - rzekł podejrzliwie Jedi.
- Jeszcze żyje - odpowiedział gbur przymrużając ślepia.
- Chciałbym go zobaczyć - oświadczył Rolph'dan, wykonując dziwny gest ręką - w przeciwnym razie nie zapłacę.
Strażnik zamknął klapkę i po chwili masywne drzwi otworzyły się. Humanoid przypominający rasę Quarren, stał w ciemnym korytarzu z odbezpieczonym blasterem wycelowanym w Jedi.
- Właź - rozkazał.
Rolph'dan powoli wszedł do środka. Quarren zaczął zamykać ciężkie wrota, odwróciwszy się plecami do rycerza. Tu popełnił krytyczny błąd. Rolph'dan przystawił swą dłoń do głowy stworzenia i użył Mocy. Strażnik osunął się nieprzytomny na metalową podłogę.
Jedi pochylił się nad śpiącym humanoidem i odpiął mu od grubego pasa metalowy klucz. Zadziwiające jak wielki wpływ miała Moc, na słabe umysły.
Z głębi ciemnego korytarza dobiegały odgłosy głośnych rozmów. Widocznie bandyci byli tak pewni swojego bezpieczeństwa, że urządzili sobie schadzkę.
Zaburzenia w Mocy stawały się coraz wyraźniejsze. Rolph'dan nie miał wątpliwości, że był coraz bliżej małego Księcia. Starał się zapomnieć o swoim lęku i skoncentrował się na zadaniu. Po cichu doszedł do stalowych drzwi po drugiej stronie korytarza. Delikatnie popchnął je, tak aby zardzewiałe zawiasy nie zaskrzypiały, zdradzając jego obecność.
Przed sobą ujrzał pogrążone w cieniu i mroku, przestronne wnętrze starego magazynu. Po środku, wokół słabo oświetlonego stolika siedziało sześciu porywaczy. Wśród nich rozpoznał dwóch Gotali, jednego Człowieka, Trandoshanina i dwóch Devaronian. Z daleka trudno było ocenić, ale prawdopodobnie grali w karty. Lampka na ich stoliku była jak małe ognisko pośród pogrążonych w ciemności skał wielkiego kanionu. Po podłodze walały się stare, zakurzone pudła z dawno nie dostarczonymi przesyłkami. Tuż obok grających bandziorów, stały jakieś trzy pojazdy, nakryte szarymi płachtami. Na ścianie przed maszynami, Jedi zauważył metalowe drzwi hangarowe.
Rolph'dan zakradł się głębiej starego magazynu i schował się za jedną ze skrzyń, tak aby porywacze, siedzący w samym środku hali, nie zauważyli go. Zaczął rozglądać się za drzwiami do celi, w której mógł być przetrzymywany Ron.
W kącie wielkiego wnętrza wypatrzył wejście do kolejnego ciemnego korytarza. Jego intuicja podpowiadała mu, że właśnie tam ma się skierować.
Wykorzystując ciemność pomieszczenia, Rolph'dan przemknął tuż przy ścianie niczym cień. Porywacze byli zbyt zajęci grą i rozmową by cokolwiek zauważyć. Jedi upewnił się czy nikt, go nie widzi i swoje ciche kroki skierował w głąb tajemniczego przejścia. Nie chciał napadać na porywaczy od razu, ryzykując życiem chłopca. Wolał go najpierw uratować, by mieć stu procentową pewność, że nic mu nie jest. Takie postępowanie wydało mu się najrozsądniejsze.
- Dum pu nauta! - zaklął ze złością jeden z Gotali, rzucając swoje karty o stół.
- Ty oszukiwać! - dodał, wskazując palcem na udającego niewiniątko Corellianina.
- Ja? - oburzył się mężczyzna - Posłuchaj przyjacielu. Jak chcesz wygrywać w Sabacca, skoro nie potrafisz nawet poprawnie sklecić zdania we wspólnym?
Rozzłoszczony Gotal chwycił za broń w kaburze.
- Spokój! - rzekł ostrym tonem Trandoshanin - chcecie się pozabijać czy być bogaci?
Człowiek i Gotal patrzyli sobie głęboko w rozgniewane oczy.
- Niedługo dostaniemy okup za tego bachora i wtedy będziemy mogli do siebie strzelać. Jasne? - spytał jaszczuroczłowiek.
Gotal powoli ochłonął. Na twarzy zagarniającego ze stołu wygraną Corellianina, zajaśniał uśmiech.
- Hej cwaniaczku - przyganił Trandoshanin - Twoja kolej na wachtę. Idź zmienić Roda.
- Już się robi szefie - odparł rozkręcony Człowiek, po czym zebrał się ze stołka i poszedł wykonać polecenie.
-Luger się spóźnia - rzekł siedzacy w rogu Devaronianin.
- Powinien wrócić jakąś godzinę temu - dodał.
- To mi śmierdzieć - stwierdził Gotal.
- Proponuję byś zaczął się myć - powiedział któryś z porywaczy.
Wszyscy bandyci, prócz speszonego Gotala, wybuchli głośnym śmiechem.
Mały Ron spał na twardym, ciasnym łóżku. Metalowa taca z nietkniętym jedzeniem wciąż stała na podłodze. Cela była przez cały czas pogrążona w ciemności.
Nagle cisza została przerwana przez odgłosy kroków dochodzących z głębi korytarza. Po chwili ktoś przekręcił w starym zamku, zardzewiałym kluczem.
Książe obudził się i spojrzał w stronę otwierających się, metalowych drzwi. W progu stała postać pogrążona w mroku i bezruchu. Strach Rona ustąpił zdziwieniu. Nogi humanoida ugięły się i masywny strażnik runął nieprzytomny na ziemię, lądując głową w tacy z jedzeniem. Pożywienie bryznęło po podłodze. Tuż za nim pojawiła się kolejna postać. Chłopiec poczuł na sobie jej spojrzenie.
- Kim jesteś? - wyjąkał.
Rolph'dan skamieniał widząc przed sobą małego Księcia. Oto dotarł do najtrudniejszego i najdelikatniejszego etapu swojej misji. Ron wpatrywał się w niego swoimi niewinnymi, dziecięcymi oczkami. Przez chwilę, Mistrz Jedi nie wiedział co ma robić. W jego głowie rozpętał się chaos. Strach był coraz bliżej. Tak blisko, że aż poczuł zimno Ciemnej Strony Mocy. Wtedy mały chłopiec odezwał się do niego. Dziecięcy głos przerwał milczenie i przegonił strach.
Rycerz przypomniał sobie swoje rozmyślania sprzed niecałej godziny: "Jeżeli ten młody chłopiec ucierpi, to tylko dlatego, że mu nie pomogłem". Ciemna Strona znikła niczym stres przepędzony ulgą. Jedi wziął się w garść i z dumą odpowiedział na pytanie Księcia:
-Jestem Jedi - rzekł - przybyłem tu by cię uratować Ronie z Alderaanu.
Szczęśliwy Corellianin, wygwizdując po cichu pieśń zwycięstwa, zbliżał się do drzwi wejściowych od magazynu. Odprawianie wachty z pełnym portfelem będzie dla niego przyjemnością, ale...
Człowiek wytężył wzrok i pośród ciemności zauważył Quarrena, leżącego nieprzytomnie przy niedomkniętych drzwiach. Jego zadowolenie momentalnie znikło. Wyciągnął z kabury swój sportowy blaster i pochylił się na śpiącym strażnikiem, pukając go lufą w głowę.
- Rod, wstawaj - powiedział budzącym tonem - co ty, drzemkę sobie odstawiasz?
Quarren powoli otworzył oczy, po czym zerwał się na równe nogi.
- Co jest?! - spytał zaskoczony człowiek.
- Gdzie jest ten koleś z okupem? - panikował Rod.
- Jaki koleś, o czym ty gadasz? - zdziwił się Corellianin.
Quarren nerwowo złapał się za pas.
- Nie ma klucza! - wrzasnął.
Człowiek zebrał myśli.
- Chłopak! - krzyknął zdenerwowany.
Rolph'dan wyczuł kolejne, bardzo wyraźne zaburzenie w Mocy. W jego głowie zmaterializował się krzyk Corellianina, którego normalnie by nie usłyszał.
- Wiedzą, że tu jestem - oznajmił Jedi - mamy mało czasu.
Rycerz spojrzał w górę i na suficie ujrzał kratę kanału wentylacyjnego. Otwór był na tyle duży, by można przez niego przejść.
- Mama cię przysłała? - spytał pobudzony Ron.
Rolph'dan prędko uaktywnił swój miecz o złotym ostrzu i zaczął ciąć metalową kratę. Ciemne wnętrze celi rozświetliło żółte światło. Książę nie odczuwał już strachu. Był zbyt zachwycony widokiem Rycerza. Nie mógł napatrzeć się na błyszczącą, laserową klingę jego miecza, tnącą stal niczym nóż, krojący topniejące masło.
- Twoi rodzice zwrócili się o pomoc do Zakonu - odpowiedział Jedi - Rada wysłała mnie bym cię uratował.
Odcięta krata spadła na plecy nieprzytomnego strażnika.
- Szybko, daj......... - nagle Rolph'dan obrócił się błyskawicznie odbijając mieczem, lecącą w jego plecy, czerwoną wiązkę.
W głębi korytarza stali zaczajeni za rogiem porywacze, co chwilę otwierając ogień w stronę Jedi. Rolph'dan odbijał strzały jeden za drugim.
- Szybko! - krzyknął do Rona - stań za mną i nie wychylaj się!
Chłopak prędko wykonał polecenie.
Rycerz używając Mocy zamknął drzwi do celi. Nadlatujące wiązki zaczęły uderzać o nie, powoli wyginając rozgrzany metal. Rolph'dan schował ostrze miecza.
- Szybko daj rękę - rzekł pospiesznie do chłopca, po czym podsadził go do wnętrza ciasnego tunelu wentylacyjnego.
- Czołgaj się! Zaraz cię dogonię! - dodał.
Porywacze cały czas strzelali do zamkniętych drzwi. Po chwili popękany od ognia metal, wybuchł, pozostawiając dziurę do wnętrza celi. Krawędzie wyłomu żarzyły się od wiązek blasterów. Wnętrze wypełniło się gęstym dymem.
Bandyci szybko zbliżyli się do wyłamanych z zawiasów drzwi i zajrzeli do zadymionej celi.
- Nie ma ich! - krzyknął Corellianin, po czym na suficie zauważył wypaloną kratę od kanału wentylacyjnego.
- Uciekają przez wentylację! - oznajmił.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,75 Liczba: 4 |
|
Gemini2006-01-12 11:38:24
Podobało mi sie. Jasny styl, brak błędów gramatycznych. Ciekawa akcja. Tak trzymać i prosze o więcej. 10/10
Dash Onderon2004-07-31 14:33:30
A ja bym sobie dał 4, ale nie dam bo nie mam skłonności samodestruktywnych. Ale po dwóch latach, uważam, że właśnie tyle mi się należy.
Bardzo dziękuję za wasze wysokie oceny, ale ten fic nie jest aż taki dobry, przynajmniej z mojego punktu widzenia.
Edi2004-07-29 23:59:10
Bardzo dobre opowiadanie,świetnie oddany klimat Nar Shadda,wspaniałe sceny walki,dialogi,humor tylko trochę krótkie(choć to może nawet pasuje).Gratuluję.9/10.
Jagd Fell2004-06-16 17:35:39
Bardzo mi się podoba. Jest spoko tylko krótkie. Oczywiście nie mam ci tego za złe. Moje opowiadanie posiada siedem stron( jeszcze nie skończone i opublikowane.
Kyle Katarn2003-04-08 14:27:30
Świetne opowiadanko Dash. Właśnie takie
chciałbym czytać częściej :D Star Warsowe
w 100%, bez tych niepoważnych udziwnień,
w których pułapkę wpada wielu autorów
prozy SW. Napisz coś jeszcze to zostanę
Twoim fanem :)
Dash Onderon2003-02-28 16:31:32
Cóż mogę powiedzieć...
Jak na pierwsze opowiadanie jakie w życiu
stworzyłem, to chyba wasze uwagi są jak
oscary :) , ale kiedy w wakacje 2002
brałem do łapy długopis i skrobałem to co
teraz możecie przeczytać, nie miałem
zamiaru komplikować wątków, ani wrzucać
nagłe zwroty akcji, lub tym podobne - a
nawet jakieś relacje z postaciami z OT
lub NT ( Nie wiem czy dobrze pamiętam,
ale skreśliłem jedno zdanie nawiązujące
do Yody).
Anor - przez ciebie dostałem rumieńcy...
jedI - krytyka od ciebie jest u mnie
zawsze jak najbardziej mile widziana i
mów... piszę :) to szczerze. ( prawie)
zawsze piszę to co myślę ( stąd te dwuje
z polskiego:). A twoje życzenia, to dla
mnie kolejne rumieńce :))))
Prawdopodobnie za jakiś czas skończę
prace nad następnym fanfic'em i to wy
zadecydujecie czy jest dobry czy
śmierdzi.
P.S. Polecam kawałek zespołu The Police
"When The World Is Going Down".
Anor2003-02-13 10:45:21
Rewelacja, jestem pod wrażeniem!
Rozbudowane opisy, niewybredne i
konkretne dialogi, naprawde pierwsza
klasa. No a pogoń na speederach to
najlepszy kawałek opowiadania. Nic tylko
czekać na na kolejne fanfiction'y.
jedI2003-01-05 12:52:00
Super-poprawnie
stylistycznie
napisane opowiadanie
SW (zachowane
wszystkie klasyczne
elementy Star
Warsowej nowelki).
Wszystko to można
uznać za coś
pozytywnego i ja tak
właśnie to odbieram
ale brakuje mi tu
czegoś nowego... no
bo tak właściwie to
ludzie mogą
przeczytać
opowiadanie twoje
Dash lub A.D. Fostera
i wierz mi, że nie
odbiegają one jakoś
rażąco poziomem,
tylko, że abym ja
sięgnął kiedyś w
przyszłości po twoją
książkę, musisz mnie
czymś zaskoczyć. Tak
więc możesz śmiało
stanąć w szeregu z
dzieisątkami Star
Warsowych autorów i
tysiącem fanó
piszących podobne
fanfice ale ja
wolałbym cię widzieć
w szeregu z Lemem,
Dickiem i
Wiśniewskim-Snergiem.
I tego (patrząc na
twój piękny obrazek)
ci życzę.