Wystraszony człowiek, stał sparaliżowany strachem, otoczony porozrzucanymi po ziemi, nieprzytomnymi towarzyszami. Ściskając w ręku dymiący blaster, patrzył na pobitych przez Jedi, kolegów. Pierwszy z nich leżał ze zmiażdżonym nosem przy jego czarnych butach. Lufa jego miotacza była równo odcięta i żarzyła się jeszcze pozostawiając ślad po gorącym ostrzu miecza świetlnego. Dwaj pozostali bandyci - Gotal i Aquara, mieli wypalone rany w okolicach ramion. Obaj leżeli nieprzytomni. Co za wstyd, oberwać wystrzeloną przez siebie wiązką. Jedi stał dumnie po drugiej stronie pobojowiska z opuszczonymi ostrzami obu mieczy.
Wystraszony człowiek zaczął dokonywać rachunku sumienia, z którego nie wywnioskował nic dobrego. Spanikowany, rzucił się do ucieczki w głąb ciemnej uliczki.
Rolph'dan ruszył w pościg. Wiatr uniósł za plecami jego brązową tunikę. Po prędkości z jaką wiał jego uciekinier, Jedi doszedł do wniosku, że chyba naprawdę wzbudził w nim strach. Człowiek biegł tak szybko jakby uciekał przed śmiercią. Jednak Rolph'dan powoli zaczynał go doganiać.
Porywacz odwrócił się na moment i oddał dwa naiwne strzały w stronę biegnącego Jedi. Żółte ostrze miecza zderzyło się z krwistą wiązką, zaś druga seria kompletnie spudłowała, odbijając się rykoszetem w głębi ciemnej uliczki. Zdenerwowany człowiek zaklął i szybko zniknął za zakrętem.
Rolph'dan dobiegł do rozdroży i zauważył jak przebiegły bandyta wskakuje do wyłamanej w podłodze studzienki ściekowej. Rozległo się głośne chlapnięcie o dno ścieku. Jedi prędko zbliżył się do kanału. W jego wyczulony zmysł węchu uderzyła najbardziej zepsuta i zgniła mieszanka smrodu i odoru jakiej jeszcze nigdy nie wąchał. W oku stanęła mu łezka i miał wrażenie, że zaraz zwróci śniadanie.
Wziął głęboki oddech Nar Shaddańskiego powietrza, którego też nie można było nazwać świeżym i zeskoczył do oślizgłego kanału, lądując po kolana w zabrudzonym ścieku. Prędko wyłączył niebieski miecz świetlny i lewą ręką zakrył sobie przeczulony nos, by nie czuć ostrego swądu padliny. Kanały na tej planecie mogły ciągnąć się setkami kilometrów, więc trzeba było uważać by nie zbłądzić.
Rolph'dan dzięki Mocy wyczuł, w którą stronę pobiegł porywacz i ruszył za nim. Czuł się jak szczur, ślepo podążający po okrągłych korytarzach labiryntu. Z tą różnicą, że on wcale nie był ślepy. Moc była jego przewodnikiem i z jej pomocą dokładnie wiedział, w która stronę ma pójść.
Nagle z ciemnego tunelu naprzeciw niego zaczął dobiegać jakiś niewyraźny szum, przypominający wodospad. Brudna woda zaczynała płynąć z coraz większym prądem. Jedi cały czas szedł przed siebie z mieczem świetlnym w pogotowiu. Był pewien, że niedaleko znajduje się odpływ albo coś w tym rodzaju. Na skórze czuł wyraźny przeciąg.
Wtem, kilkanaście metrów przed sobą ujrzał wyjście z długiego, mrocznego tunelu. Uciekający przed nim porywacz już tam stał, a tuż przed nim znajdowała się przepaść do której spadała wypływająca z tunelu woda. Rolph'dan szybko ruszył w kierunku zaalarmowanego jego obecnością człowieka.
Bandzior chwycił się biegnących pod sufitem zardzewiałych rur i niczym małpa zaczął huśtać się na drugą stronę przepaści, gdzie znajdowało się wejście do kolejnego tunelu ściekowego.
Jedi dezaktywował miecz i ostrożnie podszedł do krawędzi tunelu. Woda wypływająca z pomiędzy jego stóp, zmieniała się w potężny wodospad i z wielkim hukiem uderzała o dno głębokiej otchłani. Rolph'dan zawiesił się na biegnących nad jego głową rurach i huśtając się z ręki na rękę, szybko parł na przód. Trochę przypominało mu to tor przeszkód w Świątyni Jedi, jeszcze z czasów gdy był padawanem. Tak się składało, że z tym odcinkiem nie miał nigdy większych problemów, a jego mistrz zawsze był z niego dumny i zadowolony.
Porywacz pierwszy dotarł do okrągłego odpływu po drugiej stronie. Widząc, że Jedi nie ma miecza, nabrał pewności siebie. Wyciągnął z kabury blaster i z okrutnym uśmiechem wycelował w huśtającego się rycerza. Nerwowo pociągnął za spust.
Rolph'dan wyczuł lecącą w niego gorącą wiązkę i błyskawicznie uskoczył na bok, chwytając się dłońmi przerdzewiałego zaworu. Potem szybko uskoczył przed kolejną. Nie na darmo nazywano go w Zakonie, mistrzem gimnastyki. Mógł od czasu do czasu przegrywać pojedynki sparingowe z innymi Jedi, ale nikt nigdy nie dorównałby mu na torze przeszkód. Był szybki jak wiatr i zwinny jak kot.
Bandzior wystrzelił ponownie. Jedi parł do przodu z dziecinną łatwością unikając trafienia. Pewność porywacza szybko wywietrzała zmieniając się w strach, kiedy zobaczył jak każdy kolejny strzał trafia w gołą ścianę. Człowiek przerwał bezsensowny ogień i rzucił się do dalszej ucieczki w głąb ciemnego kanału.
Rolph'dan zeskoczył na okrągłą krawędź odpływową, z której przed chwilą strzelał do niego porywacz. Ponownie uaktywnił miecz świetlny o złotym ostrzu i ruszył w głąb wilgotnej rury, zostawiając głęboką przepaść za plecami. Odgłosy głośnego wodospadu cichły równomiernie z brakiem światła w tunelu.
Wtem pod jego nogami, otworzyła się z niesamowitą szybkością, zapadnia. Zaskoczony Jedi nie zdążył wyskoczyć, ani złapać się krawędzi. Znalazł się w śliskiej, krętej zjeżdżalni, która prowadziła go w dół z coraz większą prędkością. Brązowa tunika powiewała na coraz silniejszym wietrze.
Nagle wąski tunel skończył się, a Rolph'dan, po krótkim locie, wylądował parę metrów niżej na stosie lepkich i cuchnących śmieci. Podniósł głowę i rozejrzał się.
Przed nim rozciągało się okrągłe wysypisko wielkości stadionu, po brzegi wypełnione wielkimi górami brudnych odpadów. Między nimi plątały się błotniste dróżki, o zróżnicowanej szerokości. Gdzieś w oddali z zasmolonych kominów buchały słupy ognia, rozświetlając fragmenty wysokiego, stalowego muru, odgradzającego całą powierzchnię wysypiska od mrocznych wieżowców "pionowego miasta". W przestrzeni powietrznej wysoko w górze, latały jakieś śmigacze.
Rolph'dan zeskoczył z góry odpadków na błotnistą ziemię. Jego długa szata była cała zabrudzona. Cieszył się że żaden z jego kolegów Jedi, nie widział w jakim stanie znajduje się jego ubiór. To dopiero wstyd - pomyślał, odklejając lepki papier od rękawa.
Wtem o wielki mur za jego plecami, rozbiła się z hukiem wiązka czerwonego lasera. Jedi obejrzał się w głąb wysypiska i zauważył ukrytego wśród śmieci porywacza, który próbował wykorzystać jego chwilową nieuwagę. Rolph'dan ruszył w pościg. Biegnąc tupał butami o mokre kałuże.
Człowiek ponownie zerwał się do ucieczki. Wpadł w kolejny zakręt, znikając za wysokim stosem oślizgłych odpadów. Po chwili rozległ się dziwny hałas, jakby ktoś uruchamiał stary akumulator.
Jedi dotarł za zakręt i jego oczom ukazała się wielka machina do spychania śmieci. Zaskoczony, podniósł gardę.
To był model TCB-1( Trash Copmact Burner) zwany przez jego użytkowników "Pająkiem", ponieważ cała jego konstrukcja, osadzona na czterech wysokich, metalowych nogach, przypominała właśnie pająka. Z przodu znajdowała się szeroka, zardzewiała łycha, służąca do spychania śmieci. Miała możliwość wysuwania się do przodu, co znacznie uskuteczniało działanie "Pająka". Z tyłu odstawał okrągły, stalowy kokon, w którym znajdowała się większa część ważniejszych systemów robota.
Na grzbiecie całego mechanizmu, zapięty w fotelu pilota siedział, śmiejący się okrutnie porywacz. Z jego twarzy można było wyczytać, że zaraz zrobi użytek z potężnej maszyny.
- Giń "rycerzyku"! - zawołał złośliwie.
Przerdzewiały spychacz ruszył z całą prędkością w stronę Rolph'dana. Jego stare mechanizmy groźnie zaskrzeczały jakby ten stalowy potwór naprawdę żył. Był tuż tuż.
Jedi wybił się wysoko w górę, unikając zmiażdżenia przez metalową łychę i wylądował na szczycie góry brudnych odpadów. A już myślał, że bez problemu dopadnie tego bandziora. Niestety wyszło inaczej i trzeba się będzie jeszcze odrobinę wysilić.
Rolph'dan szybko zrzucił przemoczoną tunikę, która w tej chwili tylko by przeszkadzała. Płaszcz opadł w dół, na błotnistą ziemię.
Twi'lekański Mistrz Jedi miał na sobie luźną kremową kamizelkę, wyszytą szarymi roślinnymi wzorami z jego rodzinnej planety. Na ręce spływały mu ciemnobrązowe rękawy, lekko zasłaniające dłonie. Spod skórzanego pasa, wystawał kawałek materiału od kamizelki, który przesłaniał krocze. Ciemne spodnie rycerza wchodziły w elastyczne czarne buty. Zza głowy swobodnie zwisało zielone Lekku.
Jedi wyciągnął drugi miecz świetlny i uaktywnił go. Z emitera wysunęło się błękitne ostrze. Teraz trzymał w rękach oba miecze i przybrał postawę bojową, szykując się do starcia z potężnym robotem. Żóte i niebieskie światła odbijały się od jego twarzy.
"Pająk" kierowany przez wstrętnego bandytę, obrócił się ostro i masywną łychą zmiótł górę odpadków, na której stał Rolph'dan.
Jedi zorientował się w porę i ponownie używając Mocy wyskoczył wysoko. Tym razem ułożył miecze w pozycji jak najdalej od klatki piersiowej, tworząc w powietrzu krzyż. Zanurkował tuż za stalową łychą i przeciął dwie metalowe belki hydrauliczne, które łączyły ją z resztą robota. Rozległ się odgłos ciętej stali.
Rolph'dan odbijając się od mokrej ziemi, wykonał szybki przewrót nisko pod brzuchem stalowej bestii i wybijając się saltem, znalazł się kilka metrów za jej plecami.
Bezwładna łycha z wielkim trzaskiem zwaliła się na stertę porozrzucanych odpadów. Kable wystające z przeciętych belek zaczęły lekko iskrzyć. Zdenerwowany bandzior zazgrzytał zębami i szybko obrócił się wraz z uszkodzonym "Pająkiem" w stronę bojowo nastawionego Jedi. Maszyna uwolniła z rdzawych wentylatorów kłęby gorącej pary.
- Chcesz się bawić na gorąco?! - spytał, złośliwie krzycząc porywacz - No to masz! - dodał, po czym zza fotela, w którym siedział wysunęła się parę metrów nad jego głowę, cienka stalowa rura zakończona zasmolonym działkiem wycelowanym w niepewnego rycerza.
Wtem z małej armatki, wystrzelił gorący strumień ognia, służącego do palenia śmieci. Żar leciał prosto w Rolph'dana.
Zaskoczony Jedi szybko uskoczył w bok, unikając zwęglenia przez gruby płomień. Poczuł ciepło przenikające przez jego ubranie, aż do skóry. Mało brakowało - pomyślał. Ta zabawa stawała się coraz bardziej niebezpieczna i stwarzała coraz większe zagrożenie dla jego życia. Zaczęło się od paru przestraszonych typków a skończyło na robocie od śmieci. Ale tylko od niego zależało jak to się skończy.
Miotacz obrócił się w stronę rycerza, a razem z nim zionący ogień zatoczył pętlę, paląc stosy odpadów. Rolph'dan przeskoczył tuz nad płomieniem, wywijając nogami w powietrzu. Rozżarzony strumień znów zawrócił. Jedi używając całej swej Mocy wykonał wysokie salto w tył i po chwili znalazł się za kolejną górą śmierdzących śmieci. Bandyta widząc to wybuchł okrutnym śmiechem.
- I co? Już nie jesteś taki twardy?! - krzyczał sarkastycznie.
Ognisty podmuch w mgnieniu oka zmiótł potężną górę odpadów, za którą chował się Rolph'dan.
Jedi zaczął biec w bok uciekając przed gorącą chmurą podpalonego stosu. Wiedział, że jeżeli szybko czegoś nie wymyśli, wysypisko to stanie się jego grobem.
Tymczasem porywacz, który wyśmienicie się bawił, wpadł na kolejny genialny pomysł. Wyciągnął z kabury blaster i równocześnie sterując miotaczem płomieni, otworzył ogień w stronę Jedi.
Rolph'dan właśnie tego potrzebował. Przeskakując strumień ognia, saltem w tył, odbił niebieską klingą nadlatującą wiązkę, która poszybowała prosto w pistolet bandziora, wybijając mu go z ranionej dłoni. Porywacz krzyknął bardziej ze strachu niż z bólu, spuszczając wzrok z rycerza. Kiedy znów spojrzał przed siebie Jedi już tam nie było.
Rolph'dan ukrył się za najbliższą górą śmieci i zaczął obmyślać plan. Nie chciał zabijać porywacza, co mógł zresztą uczynić z łatwością, bo nie dowiedziałby się gdzie trzymają małego Rona.
Bandzior rozglądał się gorączkowo za rycerzem, którego nigdzie nie mógł dostrzec. Ogień z miotacza ustał. Na placu zapanowała cisza. Rozgrzane wentylatory "Pająka" zaczęły głośno pracować.
Na skórze człowieka pojawiły się dreszcze, a po czole zaczął spływać zimny pot.
-Wyłaź! - krzyknął niepewnie.
Jego wrzask rozszedł się echem po opuszczonym wysypisku.
Rolph'dan przypomniał sobie o tunice, którą wyrzucił i to podsunęło mu pewien pomysł. Wypatrzył porzucony płaszcz i Mocą przyciągnął go do siebie. Porywacz w wielkim robocie nawet tego nie zauważył. Jedi schował niebieski miecz i z zabłoconą tuniką w ręku wybiegł w stronę "Pająka".
Człowiek widząc to uśmiechnął się złośliwie. Nareszcie będzie miał okazję pomścić kolegów i upokorzenia jakich doznał. Zemsta przesłoniła mu oczy. Bez zastanowienia wystrzelił miotaczem ognia prosto w rycerza. Gorąca chmura zagrzmiała przeraźliwie.
Rolph'dan zauważył jak płomienie lecące w jego kierunku zasłaniają widoczność porywaczowi. O to właśnie mu chodziło. Używając Mocy wyrzucił tunikę wysoko w powietrze. Płaszcz wzbił się jak rakieta nad powierzchnię wysypiska.
Zmylony człowiek pokierował strumień ognia w górę, paląc brązową pelerynę.
W tym samym czasie, Jedi wyskoczył przed siebie i rzucił mieczem w stronę "Pająka". Żółta klinga poszybowała niczym bumerang, przecinając cienką rurę, na której wspierał się zionący miotacz.
Z uciętego stalowego kabla stanął, wysoki na kilkanaście metrów, pionowy słup ognia. Płomień rozświetlił niemalże całe wysypisko.
Zdezorientowany porywacz poczuł jak jego włosy zaczynają się palić. Spanikowany, czym prędzej wypiął się z fotela i zeskoczył na błotnistą ziemię. Z wrzaskiem doczołgał się do najbliższej kałuży i łapczywie zanurzył w niej głowę. Z jego głowy uniósł się dym.
Robot "Pająk" zwalił się, ze zgrzytem. Woda i śmieci wzbiły się w powietrze. Pionowy słup ognia powoli zaczął się kurczyć i przygasać.
Rolph'dan odetchnął z ulgą. Walka została zakończona. W powietrzu unosił się ostry zapach spalenizny. Połowa cuchnącego wysypiska została puszczona z dymem. Po ziemi walały się niedopalone odpadki. Śmieciarze ucieszą się, że będą mieli mniej roboty.
Jedi przyciągnął do ręki wygasły miecz świetlny i zaczepił go z powrotem za pas. Trochę żałował swojej tuniki, ale cóż, trzeba było szybko działać. Nigdy nie przypuszczałby, że ta brązowa peleryna uratuje mu kiedyś życie.
Rolph'dan, powolnym krokiem ruszył w stronę leżącego nieprzytomnie z dymiącą głową, porywacza. Nareszcie będzie miał okazję go przesłuchać.
Zolan, zdobywca trzech pucharów za pierwsze miejsca w wyścigach Podów, na najbardziej niebezpiecznych torach jakie można sobie wyobrazić, dokładnie pucował zabrudzoną deskę rozdzielczą swojego lśniącego, czerwonego śmigacza. Wokół niego, między wysokimi wieżowcami, tętnił hałaśliwy ruch powietrzny. Planeta już dawno rozpoczęła swoje bujne nocne życie.
Jak większość istot rozumnych, Zolan nienawidził Nar Shadda. Ta planeta przyprawiała go o mdłości. Gdziekolwiek się pojawił, zawsze musiał wdać się w porachunki z jakimś gangiem. Kiedyś uciekając przed SWOOP-erami, wyskoczył z trafionego wiązką śmigacza, który później rozbił się o siedzibę drugiego gangu, niszcząc im parę nowiutkich maszyn w potężnej eksplozji. W ten sposób doprowadził do wojny gangów. To było dawno, dawno temu, ale dla własnego bezpieczeństwa, do dziś trzyma się z dala od niektórych groźnych sektorów na Nar Shadda.
Wystraszony człowiek zaczął dokonywać rachunku sumienia, z którego nie wywnioskował nic dobrego. Spanikowany, rzucił się do ucieczki w głąb ciemnej uliczki.
Rolph'dan ruszył w pościg. Wiatr uniósł za plecami jego brązową tunikę. Po prędkości z jaką wiał jego uciekinier, Jedi doszedł do wniosku, że chyba naprawdę wzbudził w nim strach. Człowiek biegł tak szybko jakby uciekał przed śmiercią. Jednak Rolph'dan powoli zaczynał go doganiać.
Porywacz odwrócił się na moment i oddał dwa naiwne strzały w stronę biegnącego Jedi. Żółte ostrze miecza zderzyło się z krwistą wiązką, zaś druga seria kompletnie spudłowała, odbijając się rykoszetem w głębi ciemnej uliczki. Zdenerwowany człowiek zaklął i szybko zniknął za zakrętem.
Rolph'dan dobiegł do rozdroży i zauważył jak przebiegły bandyta wskakuje do wyłamanej w podłodze studzienki ściekowej. Rozległo się głośne chlapnięcie o dno ścieku. Jedi prędko zbliżył się do kanału. W jego wyczulony zmysł węchu uderzyła najbardziej zepsuta i zgniła mieszanka smrodu i odoru jakiej jeszcze nigdy nie wąchał. W oku stanęła mu łezka i miał wrażenie, że zaraz zwróci śniadanie.
Wziął głęboki oddech Nar Shaddańskiego powietrza, którego też nie można było nazwać świeżym i zeskoczył do oślizgłego kanału, lądując po kolana w zabrudzonym ścieku. Prędko wyłączył niebieski miecz świetlny i lewą ręką zakrył sobie przeczulony nos, by nie czuć ostrego swądu padliny. Kanały na tej planecie mogły ciągnąć się setkami kilometrów, więc trzeba było uważać by nie zbłądzić.
Rolph'dan dzięki Mocy wyczuł, w którą stronę pobiegł porywacz i ruszył za nim. Czuł się jak szczur, ślepo podążający po okrągłych korytarzach labiryntu. Z tą różnicą, że on wcale nie był ślepy. Moc była jego przewodnikiem i z jej pomocą dokładnie wiedział, w która stronę ma pójść.
Nagle z ciemnego tunelu naprzeciw niego zaczął dobiegać jakiś niewyraźny szum, przypominający wodospad. Brudna woda zaczynała płynąć z coraz większym prądem. Jedi cały czas szedł przed siebie z mieczem świetlnym w pogotowiu. Był pewien, że niedaleko znajduje się odpływ albo coś w tym rodzaju. Na skórze czuł wyraźny przeciąg.
Wtem, kilkanaście metrów przed sobą ujrzał wyjście z długiego, mrocznego tunelu. Uciekający przed nim porywacz już tam stał, a tuż przed nim znajdowała się przepaść do której spadała wypływająca z tunelu woda. Rolph'dan szybko ruszył w kierunku zaalarmowanego jego obecnością człowieka.
Bandzior chwycił się biegnących pod sufitem zardzewiałych rur i niczym małpa zaczął huśtać się na drugą stronę przepaści, gdzie znajdowało się wejście do kolejnego tunelu ściekowego.
Jedi dezaktywował miecz i ostrożnie podszedł do krawędzi tunelu. Woda wypływająca z pomiędzy jego stóp, zmieniała się w potężny wodospad i z wielkim hukiem uderzała o dno głębokiej otchłani. Rolph'dan zawiesił się na biegnących nad jego głową rurach i huśtając się z ręki na rękę, szybko parł na przód. Trochę przypominało mu to tor przeszkód w Świątyni Jedi, jeszcze z czasów gdy był padawanem. Tak się składało, że z tym odcinkiem nie miał nigdy większych problemów, a jego mistrz zawsze był z niego dumny i zadowolony.
Porywacz pierwszy dotarł do okrągłego odpływu po drugiej stronie. Widząc, że Jedi nie ma miecza, nabrał pewności siebie. Wyciągnął z kabury blaster i z okrutnym uśmiechem wycelował w huśtającego się rycerza. Nerwowo pociągnął za spust.
Rolph'dan wyczuł lecącą w niego gorącą wiązkę i błyskawicznie uskoczył na bok, chwytając się dłońmi przerdzewiałego zaworu. Potem szybko uskoczył przed kolejną. Nie na darmo nazywano go w Zakonie, mistrzem gimnastyki. Mógł od czasu do czasu przegrywać pojedynki sparingowe z innymi Jedi, ale nikt nigdy nie dorównałby mu na torze przeszkód. Był szybki jak wiatr i zwinny jak kot.
Bandzior wystrzelił ponownie. Jedi parł do przodu z dziecinną łatwością unikając trafienia. Pewność porywacza szybko wywietrzała zmieniając się w strach, kiedy zobaczył jak każdy kolejny strzał trafia w gołą ścianę. Człowiek przerwał bezsensowny ogień i rzucił się do dalszej ucieczki w głąb ciemnego kanału.
Rolph'dan zeskoczył na okrągłą krawędź odpływową, z której przed chwilą strzelał do niego porywacz. Ponownie uaktywnił miecz świetlny o złotym ostrzu i ruszył w głąb wilgotnej rury, zostawiając głęboką przepaść za plecami. Odgłosy głośnego wodospadu cichły równomiernie z brakiem światła w tunelu.
Wtem pod jego nogami, otworzyła się z niesamowitą szybkością, zapadnia. Zaskoczony Jedi nie zdążył wyskoczyć, ani złapać się krawędzi. Znalazł się w śliskiej, krętej zjeżdżalni, która prowadziła go w dół z coraz większą prędkością. Brązowa tunika powiewała na coraz silniejszym wietrze.
Nagle wąski tunel skończył się, a Rolph'dan, po krótkim locie, wylądował parę metrów niżej na stosie lepkich i cuchnących śmieci. Podniósł głowę i rozejrzał się.
Przed nim rozciągało się okrągłe wysypisko wielkości stadionu, po brzegi wypełnione wielkimi górami brudnych odpadów. Między nimi plątały się błotniste dróżki, o zróżnicowanej szerokości. Gdzieś w oddali z zasmolonych kominów buchały słupy ognia, rozświetlając fragmenty wysokiego, stalowego muru, odgradzającego całą powierzchnię wysypiska od mrocznych wieżowców "pionowego miasta". W przestrzeni powietrznej wysoko w górze, latały jakieś śmigacze.
Rolph'dan zeskoczył z góry odpadków na błotnistą ziemię. Jego długa szata była cała zabrudzona. Cieszył się że żaden z jego kolegów Jedi, nie widział w jakim stanie znajduje się jego ubiór. To dopiero wstyd - pomyślał, odklejając lepki papier od rękawa.
Wtem o wielki mur za jego plecami, rozbiła się z hukiem wiązka czerwonego lasera. Jedi obejrzał się w głąb wysypiska i zauważył ukrytego wśród śmieci porywacza, który próbował wykorzystać jego chwilową nieuwagę. Rolph'dan ruszył w pościg. Biegnąc tupał butami o mokre kałuże.
Człowiek ponownie zerwał się do ucieczki. Wpadł w kolejny zakręt, znikając za wysokim stosem oślizgłych odpadów. Po chwili rozległ się dziwny hałas, jakby ktoś uruchamiał stary akumulator.
Jedi dotarł za zakręt i jego oczom ukazała się wielka machina do spychania śmieci. Zaskoczony, podniósł gardę.
To był model TCB-1( Trash Copmact Burner) zwany przez jego użytkowników "Pająkiem", ponieważ cała jego konstrukcja, osadzona na czterech wysokich, metalowych nogach, przypominała właśnie pająka. Z przodu znajdowała się szeroka, zardzewiała łycha, służąca do spychania śmieci. Miała możliwość wysuwania się do przodu, co znacznie uskuteczniało działanie "Pająka". Z tyłu odstawał okrągły, stalowy kokon, w którym znajdowała się większa część ważniejszych systemów robota.
Na grzbiecie całego mechanizmu, zapięty w fotelu pilota siedział, śmiejący się okrutnie porywacz. Z jego twarzy można było wyczytać, że zaraz zrobi użytek z potężnej maszyny.
- Giń "rycerzyku"! - zawołał złośliwie.
Przerdzewiały spychacz ruszył z całą prędkością w stronę Rolph'dana. Jego stare mechanizmy groźnie zaskrzeczały jakby ten stalowy potwór naprawdę żył. Był tuż tuż.
Jedi wybił się wysoko w górę, unikając zmiażdżenia przez metalową łychę i wylądował na szczycie góry brudnych odpadów. A już myślał, że bez problemu dopadnie tego bandziora. Niestety wyszło inaczej i trzeba się będzie jeszcze odrobinę wysilić.
Rolph'dan szybko zrzucił przemoczoną tunikę, która w tej chwili tylko by przeszkadzała. Płaszcz opadł w dół, na błotnistą ziemię.
Twi'lekański Mistrz Jedi miał na sobie luźną kremową kamizelkę, wyszytą szarymi roślinnymi wzorami z jego rodzinnej planety. Na ręce spływały mu ciemnobrązowe rękawy, lekko zasłaniające dłonie. Spod skórzanego pasa, wystawał kawałek materiału od kamizelki, który przesłaniał krocze. Ciemne spodnie rycerza wchodziły w elastyczne czarne buty. Zza głowy swobodnie zwisało zielone Lekku.
Jedi wyciągnął drugi miecz świetlny i uaktywnił go. Z emitera wysunęło się błękitne ostrze. Teraz trzymał w rękach oba miecze i przybrał postawę bojową, szykując się do starcia z potężnym robotem. Żóte i niebieskie światła odbijały się od jego twarzy.
"Pająk" kierowany przez wstrętnego bandytę, obrócił się ostro i masywną łychą zmiótł górę odpadków, na której stał Rolph'dan.
Jedi zorientował się w porę i ponownie używając Mocy wyskoczył wysoko. Tym razem ułożył miecze w pozycji jak najdalej od klatki piersiowej, tworząc w powietrzu krzyż. Zanurkował tuż za stalową łychą i przeciął dwie metalowe belki hydrauliczne, które łączyły ją z resztą robota. Rozległ się odgłos ciętej stali.
Rolph'dan odbijając się od mokrej ziemi, wykonał szybki przewrót nisko pod brzuchem stalowej bestii i wybijając się saltem, znalazł się kilka metrów za jej plecami.
Bezwładna łycha z wielkim trzaskiem zwaliła się na stertę porozrzucanych odpadów. Kable wystające z przeciętych belek zaczęły lekko iskrzyć. Zdenerwowany bandzior zazgrzytał zębami i szybko obrócił się wraz z uszkodzonym "Pająkiem" w stronę bojowo nastawionego Jedi. Maszyna uwolniła z rdzawych wentylatorów kłęby gorącej pary.
- Chcesz się bawić na gorąco?! - spytał, złośliwie krzycząc porywacz - No to masz! - dodał, po czym zza fotela, w którym siedział wysunęła się parę metrów nad jego głowę, cienka stalowa rura zakończona zasmolonym działkiem wycelowanym w niepewnego rycerza.
Wtem z małej armatki, wystrzelił gorący strumień ognia, służącego do palenia śmieci. Żar leciał prosto w Rolph'dana.
Zaskoczony Jedi szybko uskoczył w bok, unikając zwęglenia przez gruby płomień. Poczuł ciepło przenikające przez jego ubranie, aż do skóry. Mało brakowało - pomyślał. Ta zabawa stawała się coraz bardziej niebezpieczna i stwarzała coraz większe zagrożenie dla jego życia. Zaczęło się od paru przestraszonych typków a skończyło na robocie od śmieci. Ale tylko od niego zależało jak to się skończy.
Miotacz obrócił się w stronę rycerza, a razem z nim zionący ogień zatoczył pętlę, paląc stosy odpadów. Rolph'dan przeskoczył tuz nad płomieniem, wywijając nogami w powietrzu. Rozżarzony strumień znów zawrócił. Jedi używając całej swej Mocy wykonał wysokie salto w tył i po chwili znalazł się za kolejną górą śmierdzących śmieci. Bandyta widząc to wybuchł okrutnym śmiechem.
- I co? Już nie jesteś taki twardy?! - krzyczał sarkastycznie.
Ognisty podmuch w mgnieniu oka zmiótł potężną górę odpadów, za którą chował się Rolph'dan.
Jedi zaczął biec w bok uciekając przed gorącą chmurą podpalonego stosu. Wiedział, że jeżeli szybko czegoś nie wymyśli, wysypisko to stanie się jego grobem.
Tymczasem porywacz, który wyśmienicie się bawił, wpadł na kolejny genialny pomysł. Wyciągnął z kabury blaster i równocześnie sterując miotaczem płomieni, otworzył ogień w stronę Jedi.
Rolph'dan właśnie tego potrzebował. Przeskakując strumień ognia, saltem w tył, odbił niebieską klingą nadlatującą wiązkę, która poszybowała prosto w pistolet bandziora, wybijając mu go z ranionej dłoni. Porywacz krzyknął bardziej ze strachu niż z bólu, spuszczając wzrok z rycerza. Kiedy znów spojrzał przed siebie Jedi już tam nie było.
Rolph'dan ukrył się za najbliższą górą śmieci i zaczął obmyślać plan. Nie chciał zabijać porywacza, co mógł zresztą uczynić z łatwością, bo nie dowiedziałby się gdzie trzymają małego Rona.
Bandzior rozglądał się gorączkowo za rycerzem, którego nigdzie nie mógł dostrzec. Ogień z miotacza ustał. Na placu zapanowała cisza. Rozgrzane wentylatory "Pająka" zaczęły głośno pracować.
Na skórze człowieka pojawiły się dreszcze, a po czole zaczął spływać zimny pot.
-Wyłaź! - krzyknął niepewnie.
Jego wrzask rozszedł się echem po opuszczonym wysypisku.
Rolph'dan przypomniał sobie o tunice, którą wyrzucił i to podsunęło mu pewien pomysł. Wypatrzył porzucony płaszcz i Mocą przyciągnął go do siebie. Porywacz w wielkim robocie nawet tego nie zauważył. Jedi schował niebieski miecz i z zabłoconą tuniką w ręku wybiegł w stronę "Pająka".
Człowiek widząc to uśmiechnął się złośliwie. Nareszcie będzie miał okazję pomścić kolegów i upokorzenia jakich doznał. Zemsta przesłoniła mu oczy. Bez zastanowienia wystrzelił miotaczem ognia prosto w rycerza. Gorąca chmura zagrzmiała przeraźliwie.
Rolph'dan zauważył jak płomienie lecące w jego kierunku zasłaniają widoczność porywaczowi. O to właśnie mu chodziło. Używając Mocy wyrzucił tunikę wysoko w powietrze. Płaszcz wzbił się jak rakieta nad powierzchnię wysypiska.
Zmylony człowiek pokierował strumień ognia w górę, paląc brązową pelerynę.
W tym samym czasie, Jedi wyskoczył przed siebie i rzucił mieczem w stronę "Pająka". Żółta klinga poszybowała niczym bumerang, przecinając cienką rurę, na której wspierał się zionący miotacz.
Z uciętego stalowego kabla stanął, wysoki na kilkanaście metrów, pionowy słup ognia. Płomień rozświetlił niemalże całe wysypisko.
Zdezorientowany porywacz poczuł jak jego włosy zaczynają się palić. Spanikowany, czym prędzej wypiął się z fotela i zeskoczył na błotnistą ziemię. Z wrzaskiem doczołgał się do najbliższej kałuży i łapczywie zanurzył w niej głowę. Z jego głowy uniósł się dym.
Robot "Pająk" zwalił się, ze zgrzytem. Woda i śmieci wzbiły się w powietrze. Pionowy słup ognia powoli zaczął się kurczyć i przygasać.
Rolph'dan odetchnął z ulgą. Walka została zakończona. W powietrzu unosił się ostry zapach spalenizny. Połowa cuchnącego wysypiska została puszczona z dymem. Po ziemi walały się niedopalone odpadki. Śmieciarze ucieszą się, że będą mieli mniej roboty.
Jedi przyciągnął do ręki wygasły miecz świetlny i zaczepił go z powrotem za pas. Trochę żałował swojej tuniki, ale cóż, trzeba było szybko działać. Nigdy nie przypuszczałby, że ta brązowa peleryna uratuje mu kiedyś życie.
Rolph'dan, powolnym krokiem ruszył w stronę leżącego nieprzytomnie z dymiącą głową, porywacza. Nareszcie będzie miał okazję go przesłuchać.
Zolan, zdobywca trzech pucharów za pierwsze miejsca w wyścigach Podów, na najbardziej niebezpiecznych torach jakie można sobie wyobrazić, dokładnie pucował zabrudzoną deskę rozdzielczą swojego lśniącego, czerwonego śmigacza. Wokół niego, między wysokimi wieżowcami, tętnił hałaśliwy ruch powietrzny. Planeta już dawno rozpoczęła swoje bujne nocne życie.
Jak większość istot rozumnych, Zolan nienawidził Nar Shadda. Ta planeta przyprawiała go o mdłości. Gdziekolwiek się pojawił, zawsze musiał wdać się w porachunki z jakimś gangiem. Kiedyś uciekając przed SWOOP-erami, wyskoczył z trafionego wiązką śmigacza, który później rozbił się o siedzibę drugiego gangu, niszcząc im parę nowiutkich maszyn w potężnej eksplozji. W ten sposób doprowadził do wojny gangów. To było dawno, dawno temu, ale dla własnego bezpieczeństwa, do dziś trzyma się z dala od niektórych groźnych sektorów na Nar Shadda.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,75 Liczba: 4 |
|
Gemini2006-01-12 11:38:24
Podobało mi sie. Jasny styl, brak błędów gramatycznych. Ciekawa akcja. Tak trzymać i prosze o więcej. 10/10
Dash Onderon2004-07-31 14:33:30
A ja bym sobie dał 4, ale nie dam bo nie mam skłonności samodestruktywnych. Ale po dwóch latach, uważam, że właśnie tyle mi się należy.
Bardzo dziękuję za wasze wysokie oceny, ale ten fic nie jest aż taki dobry, przynajmniej z mojego punktu widzenia.
Edi2004-07-29 23:59:10
Bardzo dobre opowiadanie,świetnie oddany klimat Nar Shadda,wspaniałe sceny walki,dialogi,humor tylko trochę krótkie(choć to może nawet pasuje).Gratuluję.9/10.
Jagd Fell2004-06-16 17:35:39
Bardzo mi się podoba. Jest spoko tylko krótkie. Oczywiście nie mam ci tego za złe. Moje opowiadanie posiada siedem stron( jeszcze nie skończone i opublikowane.
Kyle Katarn2003-04-08 14:27:30
Świetne opowiadanko Dash. Właśnie takie
chciałbym czytać częściej :D Star Warsowe
w 100%, bez tych niepoważnych udziwnień,
w których pułapkę wpada wielu autorów
prozy SW. Napisz coś jeszcze to zostanę
Twoim fanem :)
Dash Onderon2003-02-28 16:31:32
Cóż mogę powiedzieć...
Jak na pierwsze opowiadanie jakie w życiu
stworzyłem, to chyba wasze uwagi są jak
oscary :) , ale kiedy w wakacje 2002
brałem do łapy długopis i skrobałem to co
teraz możecie przeczytać, nie miałem
zamiaru komplikować wątków, ani wrzucać
nagłe zwroty akcji, lub tym podobne - a
nawet jakieś relacje z postaciami z OT
lub NT ( Nie wiem czy dobrze pamiętam,
ale skreśliłem jedno zdanie nawiązujące
do Yody).
Anor - przez ciebie dostałem rumieńcy...
jedI - krytyka od ciebie jest u mnie
zawsze jak najbardziej mile widziana i
mów... piszę :) to szczerze. ( prawie)
zawsze piszę to co myślę ( stąd te dwuje
z polskiego:). A twoje życzenia, to dla
mnie kolejne rumieńce :))))
Prawdopodobnie za jakiś czas skończę
prace nad następnym fanfic'em i to wy
zadecydujecie czy jest dobry czy
śmierdzi.
P.S. Polecam kawałek zespołu The Police
"When The World Is Going Down".
Anor2003-02-13 10:45:21
Rewelacja, jestem pod wrażeniem!
Rozbudowane opisy, niewybredne i
konkretne dialogi, naprawde pierwsza
klasa. No a pogoń na speederach to
najlepszy kawałek opowiadania. Nic tylko
czekać na na kolejne fanfiction'y.
jedI2003-01-05 12:52:00
Super-poprawnie
stylistycznie
napisane opowiadanie
SW (zachowane
wszystkie klasyczne
elementy Star
Warsowej nowelki).
Wszystko to można
uznać za coś
pozytywnego i ja tak
właśnie to odbieram
ale brakuje mi tu
czegoś nowego... no
bo tak właściwie to
ludzie mogą
przeczytać
opowiadanie twoje
Dash lub A.D. Fostera
i wierz mi, że nie
odbiegają one jakoś
rażąco poziomem,
tylko, że abym ja
sięgnął kiedyś w
przyszłości po twoją
książkę, musisz mnie
czymś zaskoczyć. Tak
więc możesz śmiało
stanąć w szeregu z
dzieisątkami Star
Warsowych autorów i
tysiącem fanó
piszących podobne
fanfice ale ja
wolałbym cię widzieć
w szeregu z Lemem,
Dickiem i
Wiśniewskim-Snergiem.
I tego (patrząc na
twój piękny obrazek)
ci życzę.