TWÓJ KOKPIT
0

Cole Horton :: Newsy

NEWSY (46) TEKSTY (11)

<< POPRZEDNIA    

Cole Horton o klubach wojskowych i kantynach

2015-03-27 19:16:57 Oficjalna



W jednej z kolejnych opowieści o tym jak przenika się świat Gwiezdnych Wojen i nasz realny, historyk Cole Horton opowiedział niedawno o kantynach i barach z II wojny światowej, porównując je do tej widzianej w serialu "Rebelianci".

W pierwszym sezonie "Rebeliantów" zobaczyliśmy kolejną lokację na Lothalu, czyli Kantynę Starego Jho. To miejsce jest przystanią zarówno dla bohaterów Rebelii jak i pilotów Imperium. Służyło też jako odskocznia do nowych misji. Podobną ważną rolę jak Kantyna pełniły bary, kafejki i puby służące żołnierzom podczas II wojny światowej.



Kantyna Starego Jho, pokazana w odcinku "Empire Day" jest lokalem położonym na dalekich przedmieściach Lothalu zwanych Jhothal. Właściciel, Ithorianin, nie jest zwolennikiem Imperium. Położona z dala od stolicy kantyna jest znakomitym miejscem odpoczynku i rozrywki dla załogi "Ducha'.

Jedną z charakterystycznych cech Kantyny jest wiszący nad wejściem dziób i skrzydła kanonierki z Wojen Klonów. To nie zwykła kanonierka, to "Okruszek Bombardier", statek używany przez Obi-Wana podczas całego konfliktu. Nazwę zawdzięcza pochodzącej z II wojny światowej modzie na dekorowanie obrazkami przedniej części samolotu, a przedstawia Sprośnego Okruszka, który rzuca bombę. Hełmy i inne relikty galaktycznej przeszłości ozdabiają wnętrze budynku, przypominając klientom o przeszłych wojnach.

Podczas drugiej wojny światowej piloci również potrzebowali odpoczynku od walki. W całej Anglii, alianccy piloci i załogi spotykali się w małych barach i klubach zwykle budowanych w tymczasowych półokrągłych domkach budowanych ze stali, które łatwo było zbudować. Podobnie jak Kantyna Jho, były one ogrzewane przez małe piecyki z rurami sięgającymi sufitu. Jednym z takich miejscy był bar "Pojemnik", klub dla rekrutów w Debden, lotnisku na północy Londynu.

Jak wiele innych w Anglii, także "Pojemnik" było centrum życia po służbie dla żołnierzy stacjonujących na lotnisku. Nazwano go tak z powodu zewnętrznych pojemników na paliwo dodawanych do samolotów, w celu wydłużenia czasu ich lotu. Lada była pomalowana w sylwetki samolotów i kolorowe insygnia jednostek, które wylatywały z bazy. Podobnie jak w "Rebeliantach" zbierano się tam by grać w karty albo szachy.

Radio było centralną częścią wystroju, podobnie jak we wszystkich domach i budynkach wojskowych podczas wojny. W Kantynie Starego Jho wyświetlano imperialną propagandę w programie "HoloNews", zaś w "Pojemniku" można było być pewnym, że otrzyma się porcję patriotycznych przemów i programów.

Tak samo jak bohaterom Rebelii, bary i kafejki służyły też członkom ruchu oporu. Jako ulubione publiczne miejsca spotkań zwłaszcza we Francji i Zachodniej Europie, były też doskonałe dla aktywności powstańczej w okupowanych krajach. Członkowie ruchu oporu planowali tam swoje akcje, dzielili się informacjami oraz rekrutowali nowych członków w zacisznych miejscach baru. Ale podobnie jak w "Rebeliantach" okupanci zjawiali się by sprawdzać czy nie odbywają się tam zagrażające porządkowi zgromadzenia, co było niebezpieczne dla tych, którzy sprzeciwiali się władzy.


KOMENTARZE (0)

Historyczne inspiracje Tarkintown

2015-01-22 17:19:22 oficjalna



Tym razem trudno mówić o samej II wojnie światowej. Cole Horton wziął na warsztat tym razem Wielki Kryzys i to w jaki sposób pomógł kształtować „Rebeliantów”.

Na długo zanim zaczął wysadzać planety jako dowódca Gwiazdy Śmierci, Wielki Moff Tarkin był znany jako imperialny gubernator Odległych Rubieży. Jednym z „osiągnięć” Takina było przymusowe przesiedlenie obywateli planety Lothal. Wysiedleni ludzie znaleźli schronienie w slumsach zwanych „Tarkintown”. To nawiązanie do historycznych „Hooverville” które powstały podczas Wielkiego Kryzysu. Ta lokacja w „Rebeliantach” czerpie inspirację z ekonomicznych trudności lat 30. XX wieku, które ostatecznie doprowadziły do II wojny światowej.

W Iskrze Rebelii nasi bohaterowie zatrzymują się w slumsach przeniesionych ze stolicy Lothalu. Znajdują tam głodnych obywateli przesiedlonych przez Imperium, które zapragnęło ich ziemi. Pozostawieni sami sobie obywatele Tarkintown odnajdują chwilową ulgę, gdy załoga „Ducha” dzieli się z nimi ukradzionym imperialnym jedzeniem.



Tarkintown


Po szoku, jakim był krach na rynkach w 1929, globalna ekonomia dołowała przez prawie dekadę. Olbrzymie bezrobocie, upadający system bankowy, czy stracone inwestycje sprawiały, że wiele ludzi zostało bez domów. Prezydentem w tym okresie był Herbert Hoover, którego krytykowano, że był oderwany od rzeczywistości, i nie podjął wystarczająco stanowczych akcji, gdy kryzys się rozpoczynał. Dzielnice nędzy i ubóstwa oraz slumsy, które pojawiły się w miastach w Ameryce nazwano tak, by z niego zakpić.

Hooverville były zbyt prawdziwymi miejscami w Stanach Zjednoczonych. Rodziny z różnych szczebli społecznych przeniosły się do powstających w całym państwie dzielnic bud często zrobionych z kartonów i innych materiałów, które udało im się znaleźć. Zapełnili Central Park w Nowym Jorku czy nadbrzeże rzeki w Portland w Oregonie. Seattle w stanie Waszyngton miało kilka Hooverville, pełnych bezrobotnych rybaków, drwali czy innych osób. Jedno z największych Hooverville znajdowało się w St. Louis w Missouri, gdzie 5000 bezdomnych zgromadziło się wokół rzeki Missisippi.

W pierwszych latach Wielkiego Kryzysu ulgi prawie nie było. Amerykańscy politycy wierzyli, że to prywatna dobroczynność, a nie rządowa interwencja, powinna wystarczająco wesprzeć masy bezrobotnych. Podobnie jak w przypadku mieszkańców Tarkintown w „Rebeliantach” to właśnie działania charytatywne zarówno prywatnych osób jak i organizacji utrzymywały wielu ludzi na powierzchni w początkowym okresie kryzysu w USA.

Sytuacja ekonomiczna świata w dekadzie poprzedzającej II wojnę światową, była jedną z głównych przyczyn jej wybuchu. Ekonomiczna niepewność na całym świecie i narody na skraju bankructwa to katalizator politycznej niepewności, nacjonalizmu i militaryzacji, które prowadzą do globalnego konfliktu.




Hooverville w Seattle (Zdjęcie z archiwów King County)

Trwające ekonomiczne problemy po I wojnie światowej, stworzyły ideale warunki dla nazizmu rozwijającego się w Niemczech. W Japonii krach z 1929 spowodował serię wydarzeń, które ostatecznie skonsolidowały wielką władzę w rękach armii. W 1939 Wielki Kryzys był jedną z głównych przyczyn dla których wielu Amerykanów nie chciało brać udziału w wojnie w ogóle. W dodatku jednym z najgłośniejszych osób walczących z wojną był prezydent z czasów ekonomicznego załamania: Herbert Hoover. Hoover, izolacjonista, jak wielu Amerykanów był słynny z tego, że chciał uniknąć czegoś co nazywał „zagranicznym uwikłaniem”. W końcu jednak atak na Peal Harbor zmienił amerykańską opinię praktycznie w ciągu nocy, zmieniając też bieg historii i wojny.

Ostatecznie ekonomiczne wyzdrowienie napędzane też przez wojnę doprowadziło do końca Hooverville w Ameryce. Ostatni z nich został zburzony na początku lat 40. XX wieku. Ale wciąż dla milionów ludzi na całym świecie slumsy i tymczasowe domostwa są sposobem na życie. Wyrzuceni z miast, zmuszeni do przesiedleń, wydalani z powodów etnicznych czy internowani przez rządy, miliony osób zostało zmuszonych do opuszczenia domów, to jeden z najbardziej upiornych efektów ubocznych wojny.

Jako podekscytowany widz „Rebeliantów” jestem ciekawy jaka przyszłość czeka Lothal i mieszkańców Tarkintown. Czy znajdą swoją ulgę? Czy Imperium jedynie pogorszy ich los? Musimy to obejrzeć, by się przekonać.


KOMENTARZE (2)

Propaganda w „Gwiezdnych Wojnach”

2014-12-23 17:29:51



Zgodnie z obietnicą, Cole Horton zabrał się tym razem za propagandę. To temat rzeka, niestety tym razem głównie ogranicza się do II wojny światowej.

Jeśli zwróciliście uwagę na ten sezon „Rebeliantów”, wiecie, że dzieje się on w czasie „mrocznych czasów”, gdy Imperium zdobywa coraz więcej władzy w galaktyce. Na Lothalu rekrutują nowych kadetów, konsolidują farmy, budują maszynerię wojenną. Ale ustawienie milionów obywateli w szeregu nie zawsze wymaga większej ilości broni, jak to widzimy w „Rebeliantach” tam jest mnóstwo propagandy w galaktyce, która pomaga nagiąć obywateli do woli Imperium.



Propaganda w odległej galaktyce nie jest niczym nowym. Uważny widz „Wojen klonów” mógł zauważyć holograficzne wystąpienia kanclerza Palpatine’a skierowane do ludu Coruscant. Tyle, że propaganda w okresie „Wojen klonów” była bardziej subtelna, wyrachowana. Gdy patrzymy na „Rebeliantów” to tam jest ona jawna i wszechobecna. W wielu miejscach jest lustrzanym odbiciem propagandy z czasów II wojny światowej.

Trudno w to uwierzyć, ale propaganda podczas wojny była bardzo szeroko rozpowszechniona. Każdy kraj, który brał w niej udział miał armię ludzi tworzących plakaty, filmy, programy radiowe i inne rzeczy. W sumie to Niemcy miały nawet całe ministerstwo w którego nazwie znajdowało się słowo „propaganda”! Bitwa o umysły i idee rozgorzała w latach 40. XX wieku. Jeśli spojrzycie na świat „Rebeliantów” to zauważycie ten sam motyw. By wypełnić ściany na Lothalu, twórcy stworzyli całą serię plakatów propagandowych inspirowanych II wojną światową.

Amy Beth Christenson, artystka pracująca przy „Rebeliantach” mówi:
- Dla tej konkretnie serii obrazów, artyści z naszej ekipy dostali wolność twórczą jeśli chodzi o wszystkie projekty plakatów. Jedynymi wskazówkami było to, że ma to być proimperialna propaganda, a jej styl ma być podobny do plakatów z lat 40.

Christenson dodaje:
- Jestem wielką fanką tej ery w historii i stylów artystycznych (nie wspominając o „Gwiezdnych Wojnach”), więc było fajną zabawą bawienie się kilkoma pomysłami w tym stylu. Większość z wczesnych szkiców trafiło w styl „Rebeliantów” i ten okres czasowy, inne niekoniecznie, ale nie mogłam się oprzeć zrobieniu „Loose Lips Sink Ship” z „Egzekutorem” rozbijającym się o II Gwiazdę Śmierci. Ale przez większość czasu, stan galaktyki w erze „Rebeliantów” jest bardzo podobny do sentymentu tych minionych lat z naszego prawdziwego świata, więc z tego czerpaliśmy bardzo dużo.

Ale o ile grafiki z „Rebeliantów” są nowe, o tyle istnieje długa historia oficjalnych grafik inspirowanych propagandą II wojny światowej. Jest mnóstwo też innych odniesień do propagandy w obrazach z „Gwiezdnych Wojen” zrobionych zarówno przez fanów jak i licencjonobiorców, w tym wiele plakatów i wydruków. Jednym z moich ulubionych jest ten z limitowanej edycji Cat Staggs. Te rzadkie obrazy były sprzedawane wyłącznie na Star Wars Celebration, a ostatnio w limitowanej formie zostały wydane przez Acme Archives, gdzie były dostępne tylko przez dziesięć dni.




Mówiąc o inspiracji swoich grafik, Cat Staggs mówi:
- Zawsze byłam fanką sztuki propagandy i ilustracji z lat 30. i 40. Skoro „Gwiezdne Wojny” są historią wojenną, nie licząc oczywiście historii Luke’a, uznałam, że nałożenie tych elementów, przyszłości i pewnego stylu propagandowego byłoby bardzo fajne.

Plakaty propagandowe Staggs pięknie oddają klimat ery zarówno dzięki perfekcyjnemu pomieszaniu malowanych ilustracji z procesem postarzania, który sprawia, że wyglądają one jakby trzymano je w magazynie od czasów końca wojny. Ten ton to nie przypadek. Staggs zdradza szczegóły procesu swojej pracy:
- Robię dużo poszukiwań. Spędzam dużo czasu na studiowaniu sloganów i obrazów, staram się uczynić wszystko by odwzorować nie tylko styl ale i przesłanie, te emocjonalne każdego z plakatów. Wybieram kilka tematów i staram się je połączyć z filmami, starajac się znaleźć elementy, które ze sobą pasują.

Przenikliwi czytelnicy zauważą, że plakaty propagandowe Staggs są nazwane po klasycznych filmach wojennych. Te zabawne tytuły to kolejny przykład łączenia jej twórczości gwiezdno-wojennej z II wojną światową.

Im bardziej „Rebelianci” rozwijają Imperium Galaktyczne, tym więcej imperialnej propagandy będzie inspirowanych naszą własną historią. Od wielkich parad wojskowych po obowiązkowe imperialne święta, w galaktyce jaką widzimy w serialu tematy propagandowe są często powieleniem stron historii.


KOMENTARZE (5)

Faszystowskie i nazistowskie korzenie szturmowców

2014-11-06 17:25:10 oficjalna



Cole Horton już prezentował nam podobieństwa między Adolfem Hitlerem a Sheevem Palpatinem, oraz nazistami i oficerami Imperium. Teraz zabrał się za sztrumowców.

Imperator jest nikim bez wsparcia sił planetarnych, które wypełniają jego wolę. Ci żołnierze muszą być bezsprzecznie oddani sprawie i swojemu przywódcy. W galaktyce „Gwiezdnych Wojen” to zadanie przypadło imperialnym szturmowcom. Te nie ukazujące twarzy korpusy żołnierzy zainspirowano podobnymi siłami z przeszłości.

Najbardziej znanymi „siłami szturmowymi” było nazistowskie Sturmabteilung, ale formacja oddziałów „szturmowych” poprzedza narodowy socjalizm czy II wojnę światową. W Niemczech SA (Sturmabteilung) przejęło nazwę po małych oddziałach szturmowców używanych przez Niemców podczas ofensyw I wojny światowej. Gdy I wojna światowa zamieniła się w rozciągnięty okopami pat, obie strony szukały nowych sposobów, by przełamać linię obrony wroga. Zorganizowano żołnierzy w nieliczne oddziały, które często uzbrajano w granaty, tak by te oryginalne grupy szturmowe szybko mogły się przedrzeć przez linię wroga i używać kamuflażu oraz efektu zaskoczenia jako swojej przewagi.




Maszerujący szturmowcy Hitlera

Po tym jak w 1918 skończyła się Wielka Wojna, rosnący w siłę ruch narodowych socjalistów ustanowił swoje własne grupy szturmowe w latach 20., by chroniły spotkania partii nazistowskiej. Jak wiele innych często ikonicznych elementów partii nazistowskiej Hitlera, tak i szturmowców nazwan,o adaptując coś z minionych czasów. Przez ten okres, SA rozrosło się w paramilitarne skrzydło partii nazistowskiej. Używano jej do utrzymania porządku, a powszechnie rozpoznawano ją dzięki brunatnym koszulom i czarnym butą. Zarówno SA jak i później SS były istotne w propagandzie partii, która prowadziła do wybuchu wojny. Dzięki kronikom, obrazy maszerujących żołnierzy szturmowych stały się ikonicznymi obrazami faszyzmu, który zainspirowały ikonicznych szturmowców z „Gwiezdnych Wojen”.

Ale Niemcy nie były jednym narodem, który sformował podobne siły po I wojnie światowej. Włochy utworzyły w 1917 Arditi, które odkrywały rolę oddziałów wywołujących wstrząsy, podobnie jak siły szturmowe niemieckiej armii. Po wojnie wielu członków Arditi powiązało się z ruchem faszystowskim Mussoliniego. Podobnie jak Hitler, tak Mussolini umacniał się dzięki swoim paramilitarnym oddziałom znanych jako Czarne Koszule, które wypełniały jego wolę.




Szturmowcy Imperium

Najbardziej znaną grupą szturmowców w galaktyce „Gwiezdnych Wojen” jest 501. Legion. W prawdziwym świecie legion jest największą organizacją kostiumową „Star Wars”, która promuje zabawę kostiumami oraz akcje charytatywne na całym świecie. Współbloger StarWars.Com, Albin Johnson założył tę grupę w 1997 i rozrosła się ona obecnie do ponad 12 tysięcy członków. Nadając nazwę tej ikonicznej grupie fanów, Johnson także sięgnął do przeszłości.
- Coś w mojej głowie zaskoczyło i myślałem o książkach o II wojnie światowej należących mojego taty z czasów, gdy kończył szkołę lotniczą – wspomina syn weterana. – Moją pierwszą myślą było to, że Imperium jest super-wielkie. Filmy stawiają sprawę jasno. Więc jeśli mieli numery oddziałów to one musiały być duże. A jeśli to miał być jakiś numer to musiał być łatwy do zapamiętania, który mógł działać także jako wspaniałe przezwisko. Pierwsze o czym pomyślałem w nazwie to było słowo „walczący”. Zacząłem kombinować coś z tym słowem i uznałem, że 500 to dobry numer. Dodałem do tego jeden by było to bardziej realne. Tak narodziła się „501. Walczący”. Brzmiało dobrze, a ja nie wiedziałem jak to poprawić.




Insygnia 501. Spadochronowego Regimentu Piechoty

II wojna światowa także ma swoją 501. 501. Regiment Piechoty był częścią słynnej 101. Dywizji Powietrznej z II wojny. To oddział spadochroniarzy zrzuconych w Normandii podczas D-Day w czerwcu 1944, później brali udział w operacji Market Garden i walczyli w bitwie o Ardeny w 1945. Podobnie jak inne elitarne jednostki, tak i ta składała się w całości z ochotników, którzy przechodzili rygorystyczny trening przed skokami na spadochronach za linię wroga.

Pomysł żołnierzy ochotników jest wyjątkowo ważny w „Gwiezdnych Wojnach”. Choć armię klonów Republiki stanowili żołnierze stworzeni w tylko jednym celu, Pablo Hidalgo z Lucasfilmu wyjaśnia:
- Szturmowcy to mężczyźni i kobiety tacy jak ty i ja. To ochotnicy – tak to właśnie zobaczymy w serialu „Star Wars: Rebelianci”, Imperium znajduje – lepszą jednolitość pośród żarliwych patriotów, którzy zgłaszają się do służby.
Przekonywanie milionów ochotników w całym Imperium wymaga potężnej machiny propagandowej, a to właśnie nią zajmiemy się w następnym miesiącu.


KOMENTARZE (7)

„Rebelianci” a II wojna światowa

2014-09-29 17:50:02 oficjalna



Tym razem Cole Horton na tapetę wziął nowy pojazd z serialu „Rebelianci” i jego inklinacje z II wojną światową.

Za kilka krótkich tygodni, serial „Star Wars: Rebelianci” będą mieć swoją premierę na kanałach Disney Channel i Disney XD. Przedstawią publiczności grupę nowych bohaterów walczących z Galaktycznym Imperium w mrocznych czasach przed wydarzeniami „Gwiezdnych Wojen: Części IV: Nowej nadziei”. Domem dla tych nowych przygód jest nowy koreliański okręt, zmodyfikowany VCX-100, lekki frachtowiec nazwany „Duch”. Choć sam projekt pojazdu jest nowy, jego projekt bazuje na wskazówkach z przeszłości.



Jak „Sokół Millennium” dzieli wizualne podobieństwa z większym bombowcem B-29, tak „Duch” został zainspirowany przez wcześniejszy amerykański bombowiec. Pablo Hidalgo, członek Lucasfilm Story Group, wyjaśnia, że „Duch” jest jak „Sokół Millennium” w wielu miejscach, także w czerpaniu inspiracji z prawdziwej, historii którą można dotknąć. Producent wykonawczy Dave Filoni dodaje:
- Zobaczycie coś pomiędzy wycentrowanym kokpitem bombowca B-17 a „Sokołem Millennium”.



Boeing B-17G Flying Fortress (zdjęcie udostępnione przez US Air Force)

B-17 był znany jako Latająca Forteca, dzięki całemu arsenałowi obronnych karabinów maszynowych. Planiści wojskowi zamierzali uzbroić bombowiec tak mocno, żeby załoga mogła się obronić przed myśliwcami podczas lotu na miejsca zrzutu. Byli tak pewni defensywnych zdolności Fortecy, że na pierwsze misje wysyłano je bez eskorty myśliwców. Pozostawienie sami sobie, obsada bombowca musiała używać karabinów maszynowych, by odeprzeć atakujących wrogów.



Ben Burtt nagrywa dźwięki B-17

„Duch” jest podobnie uzbrojony jak B-17. Na przedzie dzioba „Ducha” znajduje się wieżyczka ze stanowiskiem strzelniczym uzbrojona w podwójne działo laserowe umieszczone u dołu. Jest to powielenie uzbrojenia z B-17G, najbardziej popularnego wariantu Latającej Fortecy na niebach II wojny światowej. Wcześniejsze wersje B-17 nie miały tych dolnych wieżyczek, co sprawiało, że bombowiec był bezbronny przy frontalnym ataku.

Na wierzchu „Ducha” znajduje się wieżyczka grzbietowego działa laserowego, która może obracać się o 360 stopni. Stąd ekipa Rebeliantów zwalcza myśliwce które atakują z góry. Wieżyczka znów przypomina górne stanowisko z B-17 z czasów II wojny światowej. Dodatkowo mały prom zwany „Widmem” ochrania „Ducha” od ataków z tyłu. Jest przydokowany do rufy większego „Ducha”, można stamtąd używać własnych dział, by strzelać zza ogona. B-17 były podobnie uzbrojone dzięki tylnym strzelcom, którzy chronili bombowiec przed myśliwcami atakującymi zza samolotu.



Ale okręt jest niczym bez pilota, a to Hera Syndulla jest właścicielką „Ducha”, którym lata. Ma stylowy pomarańczowy strój, no i gogle stylizowane na te z II wojny światowej.


Oficjalnie premiera „Rebeliantów” także w Polsce odbyła się w ten weekend. Telewizyjna premiera będzie w przyszły. Disney XD zacznie regularnie nadawać serial w USA od 13 października.
KOMENTARZE (5)

Oficerowie Imperium a naziści

2014-09-12 18:49:48



Po tym jak Cole Horton porównał Palpatine’a do Adolfa Hitlera, teraz zajął się marynarką imperialną...

W zeszłym miesiącu zabrałem się za analogie między powstaniem Imperium Galaktycznego i Trzeciej Rzeszy. W tym miesiącu mamy czas na to, by przenieść punkt ciężkości z dyktatorów na indywidua, które sprawiają, że Imperium funkcjonuje. A sercem tego co sprawia, że Imperium działa, są imperialni oficerowie, zimna i wydajna grupa, która w wielu miejscach była inspirowana wydarzeniami II wojny światowej.

Fakt, że faszyzm inspirował wygląd i klimat Imperium to nie żaden sekret. Właściwie to twórca „Gwiezdnych Wojen” George Lucas nawet w komentarzach do „Imperium kontratakuje” nazywa imperialnych oficerów „Nazistami”. Dokładnie wspomina ich militarystyczny strój:
- Naziści noszą właściwe dokładnie ten sam strój, który użyliśmy w pierwszym filmie i są zaprojektowani tak by wyglądać bardzo autorytarnie, bardzo imperialnie.

Ten motyw jest ważny i jest jednym z definiujących ten okres „Gwiezdnych Wojen” tematów.
- Zobaczycie, że z czasem oficerowie nie pojawiają się właściwie w filmach o Republice, tymi trzema pierwszymi – mówi Lucas. – Nie ma tego militarystycznego wyglądu w pierwszych trzech filmach, bo tam to Jedi są tymi, którzy strzegą pokoju we wszechświecie, a nie wojsko.

W projektowaniu wyglądu tych postaci, historia odegrała istotną rolę. Projektant kostiumów John Mollo dostał za zadanie stworzenia wyglądu tych złych sług Imperium. Mollo szukając inspiracji swoich projektów patrzył wstecz.
- Nie spoglądaliśmy na żaden konkretny film, ale mieliśmy mnóstwo książek. Były to science fiction, także filmy, ale też książki o II wojnie światowej, o Wietnamie czy o japońskich zbrojach. – Wskazówki były jednoznaczne. – George wypowiadał się dość ogólnie – mówi Mollo. – Przede wszystkim chciał, by imperialni wyglądali na efektywnych, totalitarnych faszystów, a Rebelianci jak dobrzy, tacy trochę wyciągnięci z Westernu czy US Marines. Powiedział: „Masz bardzo trudne zadanie tutaj, bo nie chcę, by ktoś zwrócił uwagę na kostiumy. One mają wyglądać znajomo i nieznajomo jednocześnie.”

Dokładny krój mundurów z pewnością był rozpoznawalny, ale nie bazował dokładnie na ubiorach z II wojny światowej. Paleta kolorów w Imperium faktycznie w zamierzeniu miała być faszystowska, ale to dużo wcześniejsze pruskie mundury wojskowe zainspirowały projekty Johna Mollo. Koszula i spodnie noszone przez oficerów Imperium bazują na mundurach niemieckich ułanów, dywizji konnych lansjerów którzy poprzedzali nazistowskie Niemcy. Ten styl mundurów był używany aż do końca I wojny światowej, ale z pewnością nie był znakiem rozpoznawczym III Rzeszy.

Nawet aktorzy, którzy nosili te kostiumy mają pewne powiązania z II wojną światową. Kenneth Colley, który grał admirała Pietta, opowiada krótką historię o tym jak dostał rolę.
- Szef castingu „Imperium kontratakuje” znał mnie – relacjonuje Colley. – Poprosił mnie bym spotkał się z Irvinem Kershnerem, który jak mi powiedział, będzie robił sequel „Gwiezdnych wojen”. Nie widziałem jeszcze „Gwiezdnych wojen” w tym czasie, ale widziałem czym były, więc się zgodziłem. Pamiętam jak wszedłem do jego biura i Irvin powiedział do mnie: „Szukam kogoś, kto przestraszyłby Adolfa Hitlera!”. Potem zmierzył mnie od stóp do głów i kontynuował: „Tak, myślę, że to ty.”
Natomiast o samym odgrywaniu roli Colley mówi:
- Oczywiście mieli pewien pomysł na ludzi Dartha Vadera w których rozbrzmiewały echa Gestapo lub przynajmniej faszyzmu, ale to też sposób w jaki podszedłem do tej roli.

Poza filmami Star Wars, II wojna światowa zainspirowała także jedną z najbardziej ikonicznych postaci z Legend. Mówiąc o swojej książce „Dziedzicu Imperium” autor Timothy Zahn wyjaśniał jak rozwinął postać Wielkiego Admirała Thrawna.
- Chciałem, by szwarccharakter w „Dziedzicu” był przywódcą wojskowym, w przeciwieństwie do gubernatora, Moffa czy Sitha. Ale zwykły admirał był zbyt pospolity. Dlatego właśnie Wielcy Admirałowie.
Ten tytuł pochodzi z jednego najsłynniejszych opracowań II wojny światowej.
- Pierwszy raz spotkałem się z tym tytułem przypadkiem przy niemieckiej marynarce w „The Rise and Fall of the Third Reich” Williama L. Shirera – mówi Zahn.

A jesienią zobaczymy „Rebeliantów” a tam nowe Imperium i jego oficerów.


KOMENTARZE (11)

Adolf Hitler

2014-08-19 22:05:42 StarWars.com



Tym razem Cole Horton zajął się postacią Adolfa Hitlera, ale przede wszystkim skupił się na jego drodze do władzy absolutnej, która w pewien sposób zainspirowała Lucasa w prequelach. Jednak pomimo podobieństw między tym co osiągnął Hitler i Palpatine, warto pamiętać, że sam Lucas mówił o kilku historycznych inspiracjach, w tym także Napoleonem, Juliuszem Cezarem czy Oktawianem Augustem. Jednak Horton jako historyk specjalizujący się w II wojnie światowej postanowił się skupić na podobieństwach między Lordem Sithów a kanclerzem III Rzeszy.



Właściwie od relatywnie anonimowej postaci stał się niespodziewanie kanclerzem, który dostał nieprzeciętną władzę, rozwiązał senat i zbudował w sekrecie armię wydajniejszą niż jakakolwiek inna istniejąca. Zakończył też istnienie republiki, zastępując ją swoim nowym porządkiem, takim w którym miał nieograniczoną władzę. Brzmi znajomo? Pewnie dlatego, że to nie tylko historia z „Gwiezdnych Wojen”, ale także i z II wojny światowej.

W sadze „Gwiezdnych Wojen” jej twórca George Lucas ukazał jak demokratyczna Republika jest powoli manipulowana, by dać nieograniczoną władzę Lordowi Sithów, kanclerzowi Palpatine’owi. W „Zemście Sithów” Lucas eksploruje pytanie:
– Jak przeobrazić demokrację w tyranie w burzy oklasków? Nie przez zamach, ale przy aplauzie? – mówi Lucas. – To historia Cezara, Napoleona czy Hitlera.

Wydarzenia „Zemsty Sithów” są upiornie podobne do prawdziwej historii Adolfa Hitlera. Amerykańska reporterka Dorothy Thompson miała okazję być świadkiem nowej strategii Hitlera, który wraz ze swoją partią dochodził do władzy w Berlinie. Zamiast obalić z przemocą niestabilną Republikę Weimarską, która rządziła Niemcami po I wojnie światowej, Hitler przejął kontrolę nad Niemcami używając legalnych środków. Korespondentka z Berliniu w latach 30. Zaczynała rozumieć, że:
– Nie ma już potrzeby organizowania marszu na Berlin.
Ani organizowania zamachu stanu, którego Hitler próbował już wcześniej. Tym razem jak pisała Thompson – ruch Hitlera miał zamiar przegłosować dyktaturę! Co jest samo w sobie fascynującym pomysłem. Wyobraźcie sobie, że kandydat na dyktatora przekonuje suwerennych ludzi by zagłosowali za oddaniem mu swoich praw.

W obu przypadkach zarówno Palpatine, jak i Hitler byli kanclerzami zanim stali się dyktatorami. Adolf Hitler ugrał na niestabilności Republiki Weimarskiej wystarczające poparcie, by stać się kanclerzem Niemiec w 1933. Palpatine zbił kapitał na niestabilności Republiki, wykorzystał możliwości i stał się kanclerzem podczas „Mrocznego widma”. Lucas tłumaczy:
– Chociaż Palpatine uczynił już pierwszy krok i stał się kanclerzem, w II Epizodzie zobaczymy następny krok, a w III jeszcze kolejny.

Następnym krokiem była konsolidacja władzy przez przyznanie specjalnych uprawnień. Dla Palpatine’a ta okazja pojawiła się wraz z rozpoczęciem wojny klonów widzianej w „Ataku klonów”. Tam Jar Jar Binks proponuje, by Palpatine przejął nadzwyczajne uprawnienia dopóki nie zostanie rozwiązany kryzys z Separatystami. Także w reakcji na kryzys Hitler przejął nadzwyczajną władzę po pożarze Reichstagu w 1933. Po dekrecie Hitlera, Reichstag i Reichsrat przegłosowały coś co jest znane jako Ustawa o pełnomocnictwach (Ermächtigungsgesetz), które dawały kanclerzowi efektywną władzę ustalania praw z pominięciem tych dwóch ciał legislacyjnych. Oba ciała nie przetrwały długo nowych rządów. Senat Republiki, przemianowany potem na Senat Imperialny zakończył swoją działalność podczas „Nowej nadziei”, kiedy wielki Moff Tarkin ogłosił:
– Imperator rozwiązał radę ostatecznie.

W Niemczech Hitler rozwiązał Reichsrat, ciało legislacyjne które reprezentowało niemieckie samorządy. Historyk Ian Kershaw dodaje:
– Nie było politbiura, rady wojennej, gabinetu (od 1938), junty wojskowej, senatu czy zgromadzenia ministrów, które by pośredniczyły lub sprawdzały jego rządy.
Po rozwiązaniu ciał legislacyjnych, zarówno Hitler jak i Palpatine mieli wolność w działaniu tak jak chcą. W obu przypadkach obaj nowo wybrani kanclerze byli w stanie poprowadzić swój lud do wojny wykorzystując przy tym stworzoną w sekrecie armię. W przypadku Palpatine’a ta armia to oczywiście armia klonów stworzona na kilka lat przed wybuchem wojen klonów. W Niemczech to tajne dozbrojenie zaczęło się na lata zanim Hitler został kanclerzem. W wyniku traktatu wersalskiego z 1919 Niemcom zabroniono budować wielu narzędzi wojennych. By obejść te restrykcje, Niemcy budowali swoje U-Boaty w Hiszpanii i Finlandii, pracowali nad samolotami w Rosji, trenowali pilotów, no i produkowali w domu czołgi udając, że to traktory rolnicze.

Mając skonsolidowaną władzę i potężne wojsko w swoich rękach, obaj Hitler i Palpatine mogli rządzić swoimi ludźmi za pomocą strachu. Historyk John Keegan streszcza sytuację w Niemczech:
– W całym imperium Hitlera panowały przymus, represje, kary, akcje odwetowe terror i eksterminacja, będące narzędziami którymi nazistowskie Niemcy rządziły okupowaną Europą.

W fikcyjnym wszechświecie „Gwiezdnych Wojen”, Tarkin streszcza sytuację w Epizodzie IV słowami:
– Strach utrzyma lokalne systemy.

Pod koniec obaj Hitler i Palpatine użyli swojej władzy, by skończyć żywot swoich republik i obwieścić ich własny Nowy Porządek. W przypadku Palpatine’a jego Galaktyczne Imperium zostało ogłoszone podczas wydarzeń „Zemsty Sithów”. W przypadku Hitlera oficjalne proklamowanie jego nowego porządku miało miejsce w 1941, wiele lat po tym jak już jako kanclerz dostał pełnię władzy i wciągnął świat w II wojnę światową.


Tak na marginesie, to w Starwarsówku temat Hitlera pojawiał się parę razy. Oczywiście najbardziej znane pojawienie to „Indiana Jones i Ostatnia krucjata”, gdzie w rolę Adolfa wcielił się Michael Sheard (swoją drogą wcielał się w tę postać nie po raz pierwszy). Ale kanclerza III Rzeszy grał także Alec Guinness w „Hitler – ostatnie 10 dni” (1973). Także Liam Neeson grał tę postać w serialu historycznym „The Great War and the Shaping of 20th Century” (1996).
KOMENTARZE (7)

Różowa tajna broń

2014-08-07 16:43:46



Tym razem Cole Horton trochę nietypowo jak dla siebie podszedł do problemu. Zajął się różowymi droidami, które w „Wojnach klonów” wyruszają na tajną misję i zaczął się zastanawiać na ile to w ogóle ma sens, a argumentację czerpie z historii II wojny światowej.

W „Wojnach klonów” przedstawiono telewizyjnym fanom parę różowych astromechów, R2-KT i QT-KT. Zaciekawiony widz mógłby się zastanawiać, co właściwie robi para różowych droidów w tajnej misji w samym środku wojny, czy droidy w kamuflażu nie byłby bardziej odpowiednie jako tajna broń? Ale jak się spojrzy wstecz na II wojnę światową, okaże się, że różowy to całkiem dobry kolor dla wielu tajnych misji.

W odcinku „Wojen klonów” pt. Secret Weapons obserwujemy historię R2-D2 i jego znajomych astromechów, które rozpoczynają niebezpieczną misję przeciw separatystom w samym środku wojen klonów. Jednym z tych droidów, który dołącza do przygód R2-D2 jest różowy droid QT-KT. „QT” to właściwie drugi różowy robot widziany w „Wojnach klonów” i jest oczywiście inspirowany pierwszym, R2-KT.

R2-KT to specjalny droid zbudowany przez klub R2 Builders dla córki Albina Johnsona Katie, który żyje gdzieś w społeczności Star Wars od momentu kiedy dziewczynka odeszła w 2005. Nie tylko prawdziwy droid pojawiał się na różnych imprezach w całym kraju, lecz także różowy astromech wystąpił wśród figurek Hasbro, w książkach Star Wars oraz także w odcinku „Wojen klonów”.

II wojna światowa jest pełna dziwnych opowieści i pozornie szalonych pomysłów. Ale gdy świat jest pogrążony w wojnie i czasy są ciężkie, nawet pozornie szalone rozwiązanie jest warte ryzyka. Tak było w przypadku różowych myśliwców, które latały nad niebem Europy. Różowy okazał się być bardzo efektywnym kamuflażem o zmierzchu i o świcie, w szczególności dla samolotów rozpoznawczych które latały pod warstwą chmur. Na tle czerwonych i różowych chmur samoloty rozpoznawcze były bardzo trudne do zauważenia od dołu, co pozwalało im fotografować z ukrycia pozycję wroga.

Pomysł, by użyć różu jako kamuflażu podczas II wojny światowej pioniersko wykorzystała Królewska Marynarka dzięki lordowi Mountbattenowi, który zauważył dość wcześnie w czasie wojny, że jeden z cywilnych okrętów jego konwoju, wciąż pomalowany na różowo-szary kolor, nie wyróżniał się tak bardzo jak cała reszta. Stąd prosta nauka, że różowy może być mniej zauważalny w słabo oświetlonych warunkach jakie panują o świcie czy zmierzchu. Ten szaro-różowy kolor potem został potem nazwany Mountbatten Pink (różem Mountbattena), okazał się na tyle efektywny, że lord rozkazał przemalować wszystkie okręty pod swoim dowództwem na ten nowy kolor. Ta kolorystka była używana przez cała II wojną światową, a nawet podczas wojny w Zatoce, gdzie niektóre z nowoczesnych brytyjskich myśliwców i cystern są pomalowane na jasnoróżowo.



Pierwszy droid od góry to oczywiście R2-KT, drugi to QT-KT. Samolot na zdjęciu to różowy Spitfire z czasów II wojny światowej.
KOMENTARZE (2)

„Malevolence” i „Bismarck”

2014-07-03 17:35:59 oficjalny blog



Kolejny bardzo interesujący wpis Cole’a Hortona dotyczy bezpośredniej inspiracji historią w fabule „Wojen klonów”. Marynarka III Rzeszy miała bezpośredni wpływ na Dave’a Filoniego.



Walki w kosmosie zawsze były znakiem rozpoznawczym sagi „Star Wars”. W „Wojnach klonów” fanom przedstawiono jedną z największych i najbardziej przerażających broni w galaktyce, okręt wojenny Separatystów „Malevolence”.
– Chcieliśmy mieć okręt wojenny w stylu „Bismarcka” – mówi główny reżyser Dave Filoni, tłumacząc inspirację tej historii. Potem dodaje: – Chcieliśmy mieć broń masowego rażenia której istnienia Republika nie jest świadoma, która jest tajemnicą i wybija ludzi. Nikt nie wie jak, ponieważ nikt tego nie przetrwał. To zawsze dobry sposób by zacząć.
Ale jakie podobieństwa łączą „Biscmarcka” i „Malevolence” z „Wojen klonów”?

Historia „Malevolence” dzieje się w pierwszym sezonie „Wojen klonów”. W trzech odcinkach składających się w jedną opowieść, siły Republiki stają się łatwą zwierzyną dla nieznanego, ale niesamowicie potężnego okrętu wojennego. Jego masywne działa jonowe potrafią wyłączyć kilka pojazdów Republiki jednocześnie, powodując że ich załogi stają się łatwym celem dla Separatystów. Po zniszczeniu kilku krążowników Republiki, Jedi Anakin Skywalker, Plo Koon oraz Ahsoka Tano próbują innego ataku, nie z ciężkimi krążownikami, ale małymi i zwinnymi bombowcami Y-Wing. Te małe bombowce są w stanie dotrzeć wystarczająco blisko do „Malevolence” by użyć torped protonowych do precyzyjnego uderzenia. Unieruchamiają krążownik i zostawiają go z dala od bitwy. Dzięki atakowi torpedowemu Y-wingów „Malevolence” zostaje ostatecznie zniszczona przez Jedi.




Historia „Malevolence” wykazuje wiele podobieństw z opowieścią z czasów II wojny światowej o niemieckim pancerniku „Bicmarcku”. Był to pierwszy okręt swojej klasy, „Bismarck” został ukończony wiosną 1941 i wysłany w akcję wraz z niemieckim ciężkim krążnikiem „Prinz Eugen”. Masywny „Bicmarck” był potężniejszy niż jakikolwiek okręt wojenny brytyjskiej marynarki, ale niemiecka strategia nie polegała na ataku okrętów na otwartej wodzie, Niemcy raczej mieli nadzieję używać „Bismarcka” w rajdach przeciwko brytyjskim okrętom dostawczym. Gdyby „Bismarck” mógł atakować na otwartych wodach oceanu atlantyckiego, byłby potężną siłą niszczącą brytyjską linię spedycyjną z Ameryką Północną. Brytyjczycy byli świadomi zagrożenia jakie stwarzał ten masywny pancernik, gdyby mógł swobodnie pływać po Atlantyku, więc zaczęto polowanie na niego, w chwili gdy opuścił bezpieczny port na Morzu Północnym.

„Bismarck” podobnie jak „Malevolence” udowodnił, że jest zbyt silny dla okrętów, które wysłano by go zniszczyć. W maju 1941 podczas bitwy w Cieśnine Duńskiej, brytyjskie okręty „Prince of Wales” oraz HMS „Hood” zmierzyły się z „Bismarckiem”. W morzu ognia „Bismarck” zatopił „Hood” w niecałe 10 minut, zostawiając przy życiu jedynie trzech marynarzy z 1400 osób załogi, a pokiereszowany „Prince of Wales” uciekł z pola bitwy.




Strata uznawanego za najwspanialszy okręt w dumnej królewskiej marynarce „Hood” była szokiem dla Brytyjczyków. W swoich wspomnieniach aktor z „Gwiezdnych Wojen” i weteran II wojny światowej, Alec Guinness wspomina:
– W momencie straty tak wielkich pancerników jak HMS „Hood”, wielu uroniło łzy, w tym ja.
Wtedy bardziej niż kiedykolwiek Brytyjczycy zrozumieli, że muszą zatopić „Bismarcka” zanim powróci na otwarte morza.

W ostatnim momencie zanim „Bismarck” mógł spokojnie powrócić do okupowanych wybrzeży Francji, z pokładu brytyjskiego lotniskowca „Arc Royal” rozpoczęto atak małych samolotów torpedowo-bombowych typu Swrodfish na „Bismarcka”. Swordfish to były dwupłatowce, uznawane już za przestarzałe w momencie wybuchu wojny. Ale podobnie jak Y-wingi w opowieści o „Malevolence” te małe samoloty przeniosły wielki „stabilizator” II wojny światowej – torpedę.




Z powodu swojej wielkości, uzbrojenia i wyższości, niemiecki pancernik „Bismarck” nie był w stanie uniknąć precyzyjnego ataku z tych małych samolotów. Dwie torpedy trafiły w ster okrętu jednocześnie blokując go i powodując zwrot. Unieruchomiony i zataczający krąg w wodzie „Bismarck” stał się łatwym celem dla dwóch brytyjskich okrętów, które trafiły go 714 pociskami. 27 maja 1941 saga „Bismarcka” dobiegła do końca, w niecały miesiąc po tym jak się zaczęła. Zniszczenie „Bismarcka” to był nie tylko wielki cios dla niemieckiej marynarki, ale też znak wielkiej zmiany w sposobie prowadzenia walk morskich. Stało się jasne, że na świecie zakończyła się era okrętów wojennych a nastała epoka lotnictwa morskiego.


Na koniec jeszcze jedna ciekawostka, którą w temacie podesłał nam Dinuirar z Manda’Yaim. Nie jest związana z „Wojnami klonów” ale z polskim niszczycielem ORP „Piorun”, który był pierwszym okrętem, który wykrył „Bismarcka”. Przed poinformowaniem Aliantów „Piorun” oddał do pancernika dwie salwy, druga trafiła w pokład. Taki mały historyczny smaczek.
KOMENTARZE (8)

O łodziach podwodnych, okrętach gwiezdnych i ładunkach sejsmicznych

2014-06-06 18:58:31 oficjalny blog



Kolejny wpis Cole’a Hortona jest poświęcony w dużej mierze technicznym inspiracjom, które pojawiają się głównie w „Wojnach klonów”, a są miejscami żywcem przeniesione z czasów II wojny światowej.

Podczas gdy wiele okrętów z „Gwiezdnych Wojen” było inspirowanych samolotami z II wojny światowej, to starcie kosmiczne widziane w odcinku Cat and Mouse z drugiego sezonu „Wojen klonów” dostało jeszcze jeden wymiar – dosłownie. Ta historia z „Wojen klonów” zapoznała fanów Star Wars z Republikańskim okrętem typu stealth, który w wielu miejscach jest odbiciem łodzi podwodnych z naszej wojennej przeszłości.


Z historii dowiadujemy się jak Jedi Anakin Skywalker, który wraz z admirałem Yularenem stara się przebić przez niemożliwą do pokonania blokadę Separatystów wokół planety Christophsis. Gdy brutalna siła nie działa, Obi-Wan daje Anakinowi nowy, eksperymentalny niewykrywalny okręt wyposażony w urządzenie maskujące. Plan jest taki by przemknąć niepostrzeżenie i dostarczyć zaopatrzenie na powierzchnię planety, ale komplikuje się gdy Yularen i Anakin odkrywają, że zmierzą się z admirałem Trenchem, który nie jest nowicjuszem w walce z niewykrywalnymi przeciwnikami. Wynika z tego śmiertelna gra w kotka i myszkę, z republikańskim okrętem o niewykrywalnych możliwościach stającemu przeciw gigantycznym fregatom Separatystów.

Podobne bitwy odbywały się prawie każdego dnia podczas II wojny światowej. Łodzie podwodne były cichymi łowcami. a większe okręty pływające po powierzchni ich zwierzyną. Łodzie podwodne zupełnie jak republikański niewykrywalny okręt były długie, wąskie i eleganckie. Relatywnie lekko uzbrojone, zbudowane do precyzyjnych ataków torpedami i działami pokładowymi. Ich zaletą była możliwość do poruszania się cicho pod wodą. Niewidzialny okręt z „Wojen klonów” i łodzie podwodne z II wojny światowej dzielą jeszcze więcej podobieństw. Nawet długość niewidzialnego okrętu (99,71 metra) jest szokująco podobna do amerykańskich łodzi podwodnych klas Gato, Balao i Tench z II wojny światowej które mierzyły koło 95 metrów od dzioba do rufy. Podobieństwa jednak na tym się nie kończą.

Urządzenie maskujące
Podczas gdy Anakin przyznaje, że okręt tak mały zazwyczaj nie ma urządzenia maskującego, podczas II wojny światowej żaden okręt nie miał takiego urządzenia. Lecz technologiczne ograniczenia czy nawet prawa fizyki nie powstrzymały zwolenników teorii spiskowych od rozgłaszania opowieści o słynnym USS Eldridge i jeszcze słynniejszym „Eksperymencie Filadelfia”. Eksperyment Filadelfia to domniemane próby przeprowadzane przez US Navy w 1943. Legenda miejska głosi, że niszczyciel eskorty USS Eldridge stał się niewidzialny dzięki użyciu elektrycznych generatorów, które miały odbijać światło wokół statku. Co więcej, mówi się, że Eldridge nawet teleportował się z miejsca na miejsce. Ta przedziwna historia nigdy nie została potwierdzona. US Navy utrzymuje, że taki eksperyment nigdy nie istniał, a wiele szczegółów tej historii jest wzajemnie sprzecznych.

Prawdziwa niewykrywalność w latach 40. wymagała głębokiego zanurzenia się pod wodę w celu uniknięcia wykrycia. Zupełnie jak w „Cat and Mouse”, załoga łodzi podwodnej często wyłączała niekrytyczne systemy, by zwiększyć ich szansę ukrycia statków pod powierzchnią. Pozostanie tak cicho jak tylko można zwiększało szansę, że okręt wroga przepłynie bezpiecznie ponad łodzią. I zupełnie jak w „Wojnach klonów”, podczas II wojny światowej załogi łodzi podwodnych zdradziłyby swoje pozycje podejmując działania ofensywne.

Radar



Republikański niewykrywalny okręt zupełnie jak łodzie podwodne z lat 40. był wyposażony w radar w kształcie talerza na szczycie poszycia. Radar to relatywnie nowa technologia w czasach wojny, ale odegrała ważną rolę, gdy łodzie podwodne polowały na otwartych morzach. Nie myślcie sobie, że radar talerzowy przydawał się na zanurzonej łodzi, otóż podczas II wojny światowej łodzie podwodne przez większość czasu poruszały się po powierzchni wody, ze względu na ograniczenie ich akumulatorów. Łodzie podwodne były też szybsze na powierzchni dzięki silnikom diesla, ale też dało się wtedy wykorzystać radar by wykryć cel, a potem zatopić go na samym środku oceanu.

ASDIC i SONAR
W „Cat and Mouse” budowany jest suspens z techniką rodem ze starych filmów o łodziach podwodnych, gdzie używa się dźwięku „ping” dochodzącego z sonaru, by ukazać zbliżające się niebezpieczeństwo. To ikoniczne „ping” pochodzi z aktywnego SONARu (lub w wersji brytyjskiej ASDIC), który wysyła fale dźwiękowe by wykryć obiekty na lub pod powierzchnią wody. Łodzie podwodne rzadko używają tych aktywnych sonarów, raczej polegając na pasywnych sonarach, które nie wysyłają fal dźwiękowych, mogących zdradzić pozycje okrętu. A jednocześnie załoga w słuchawkach może usłyszeć „ping” z powierzchni gdzie okręty próbują ich wykryć.

Polując na łodzie podwodne
Techniki walki z łodziami podwodnymi z II wojny światowej pojawiły się w „Gwiezdnych Wojnach”. Ładunki głębinowe były jednym z największych zagrożeń dla załóg łodzi podwodnych. Te przypominające beczki ładunki wybuchowe zrzucano do wody z okrętów na powierzchni, a następnie z opóźnieniem eksplodowały, gdy znalazły się na ustalonej głębokości. Fala uderzeniowa tych ładunków mogła rozerwać okręt podwodny, jeśli oczywiście zrzucane na ślepo ładunki znalazły się stosunkowo blisko łodzi podwodnej.


Te ładunki głębinowe są bardzo podobne do ładunków sejsmicznych używanych przez Jango Fetta w „Ataku klonów”. Podobnie jak ładunki głębinowe, w tych również opóźniono potężny wybuch, który rozrywał statki i asteroidy.

Komunikacja klonów


Nawet unikalna zbroja noszona przez klony w tym epizodzie łączy się jakoś z II wojną światową. Hełmy noszone przez załogę klonów miały w oryginale być przeznaczone dla innego typu żołnierzy.
– Oryginalnie mieli to być żołnierze komunikacyjni – mówi Dave Filoni. – To byli goście, którzy byli obecni na patrolach, w plutonach i byli odpowiedzialni za wszelką komunikację. Mieli plecaki z mikrofonem, no i skrzynki korbkowe, co sprawiało, że wyglądali jak oficerowie komunikacyjni z czasów II wojny światowej, z tymi swoimi telefonami, którymi próbowali się połączyć z dowództwem.
Ale w odległej galaktyce komunikatory mogą być noszone na dłoni, więc George Lucas uznał, że plecaki są zbędne, hełmy jednak pojawiły się w wielu odcinkach, także w tym.



I tak na koniec jeszcze jedna rzecz, podłużny korytarz republikańskiego okrętu stealth jest bardzo podobny do korytarzy łodzi podwodnych z czasów II wojny światowej.
KOMENTARZE (6)

Od wojny do Wojen klonów

2014-05-16 21:40:18



Cole Horton nie ustaje w śledzeniu historycznych inspiracji w sadze. Tym razem na warsztat poszły „Wojny klonów”.

Tak jak II wojna światowa dotknęła każdego zakątka naszego świata, tak wydarzenia „Wojen klonów” zdają się dotykać każdego zakątka galaktyki „Gwiezdnych Wojen”. Szósty sezon „Wojen klonów” dał nam głębszy wgląd w implikacje galaktycznego konfliktu, który jedynie zarysowano w filmach „Gwiezdne Wojny”. W 2008 George Lucas powiedział, że zapowiadane wówczas „Wojny klonów” będą jak „Kompania braci”, tyle że z Jedi, ale niewiele wiedzieliśmy o tym ile ten niejednokrotnie nagradzany serial będzie czerpał inspiracji z historii. Teraz gdy cały serial „Wojny klonów” jest już dostępny na Netfliksie, nastał doskonały moment, by spojrzeć na to jak II wojna światowa zainspirowała największy konflikt w galaktyce.

Inspiracja zaczyna się z początkiem każdego odcinka „Wojen klonów”. Zamiast zacząć go lecącymi napisami jak w filmach, telewizyjne odcinki rozpoczyna narrator.
- Narrator sprawia wrażenie kroniki – tłumaczy główny reżyser Dave Filoni.
Tom Kane, czyli głos narratora, Yody i jeszcze kilku innych, wspomniał w 2008 o początkach narratora.
- Ten pomysł pochodzi bezpośrednio od George’a. Seriale to geneza „Gwiezdnych Wojen” i „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”, on na nich dorastał. Zachodnie seriale, czy to audycje radiowe czy telewizyjne, wywarły na nim wielkie wrażenie, gdy jeszcze był młodym człowiekiem, więc chciał je zachować w filmach.
Inspiracje dla głosu Kane’a były klasyczne. Powiedział:
- To głos, którego używałem często w reklamach i podobnych rzeczach, nazywaliśmy go głosem z „March of Time”.
„March of Time” to był popularny i przełomowy radiowy program informacyjny z lat 30. i początku 40. XX wieku. Była to jedna z najbardziej popularnych audycji radiowych w Ameryce w czasach wielkiego kryzysu jak i II wojny światowej.

Zapytałem głównego reżysera, Dave’a Filoniego, czy historyczne wydarzenia takie jak II wojna światowa, wpłynęły na samą opowieść, wygląd czy nawet dźwięki serialu, na co on odpowiedział:
- Na każdym poziomie. To zawsze wpływa. Zawsze możesz wziąć to jako punkt wyjścia dla projektu, „bombowiec B-17 to niesamowicie wyglądający samolot, jak możemy go wykorzystać?” Bombowiec Heinkel ma w sobie dużo z esencji kokpitu „Sokoła Millennium”. Myślę, że taki wpływ był tam zawsze, nawet w sposobie w jaki filmowano „Gwiezdne Wojny”. Jak zdjęcia ścigających się samolotów, używaliśmy je przez cały czas, gdy montowaliśmy sekwencje lotnicze, a niedawno rozmawialiśmy by zrobić to jeszcze raz pewnego dnia. To zawsze jest obecne.

Filoni mówił także jak integralnym aspektem tworzenia dźwięku „Wojen klonów” była II wojna światowa, przypominając, że Matthew Wood i David Acord używali tysięcy dźwięków, w tym tych wydawanych przez samoloty, by ożywić świat „Gwiezdnych Wojen”. Reżyser nawet zauważył:
- Mieli nawet P-51 Mustangi, gdy nagrywali dźwięk ich silników do „Red Tails”. Te dźwięki ostatecznie znalazły swoją drogę do „Wojen klonów”, i jest to doświadczenie, część „Gwiezdnych Wojen”, która myślę, że się sprawdza. To odległa galaktyka, ale czuje się, że jest relatywnie bliska i znana. To taka znajomość, którą szybko się odnajduje, ale zrobiona w sposób taki jakiego jeszcze się nie wyobrażało. – Filoni dodaje – to właśnie coś, co myślę, że jest naprawdę wyjątkowe. To co George zrobił było tak wspaniałe, on dodał do tego tylko spektakularność, wyobraźnię i przygodę. Staraliśmy się uchwycić część tego w każdym odcinku „Wojen klonów”.

By uchwycić esencję II wojny światowej zrobili wszystko, od projektów okrętów po scenariusze inspirowane wojną to w jednym miejscu a to w innym. Weźmy na przykład pojazd zwiadowców Naboo z odcinka pierwszego sezonu Blue Shadow Virus. Russel Chong wspomina o inspiracjach tego pojazdu.
- Zaadaptowałem projekt Douga Chianga, który dał nam George Lucas. By dodać mu wyglądu Naboo dodałem mu trochę bardziej opływowych, organicznych kształtów. A ponieważ był to pojazd zwiadowczy, użyłem PB4Y Catalina, samolotu obserwacyjnego z II wojny światowej, jako podstawy do stworzenia okien obserwacyjnych w środku.

Consolidated PBY Catalina, łódź latająca, było to jeden z najczęściej używanych samolotów morskich podczas II wojny światowej. Służyły jako samoloty przeciw łodziom podwodnym, poszukiwawcze, ratunkowe, oraz bombowce patrolowe Stanów Zjednoczonych (i nie tylko). Ich charakterystyczne otwory na karabiny także wykorzystywano jako okna obserwacyjne.



Schemat Cataliny



I schemat pojazdu z Naboo, nawiązania tkwią w szczegółach.

Jedną z moich ulubionych inspirowanych II wojną światową historii jest cykl o Umbarze z sezonu czwartego. Scenarzysta Matt Michnovetz wyjaśnia jak wiele filmów wojennych inspirowało tą historię.

- George przyszedł z historią – tłumaczy Matt – wszedł do nas do pokoju i rzucił ten pomysł. Czerpał wiele inspiracji z klasycznych filmów. Jako scenarzysta serialu mam zadanie domowe, które polega na tym, że szukasz inspiracji na te rzeczy. Chciał zrobić bitwę jak z filmu „Najdłuższy dzień” (The Longest Day). Mieliśmy kilka pomysłów. Chciał opowiedzieć historię trochę bliską do starego filmu Jimmy’ego Cagneya pt. „What Price Glory”, który był dla nas wielkim źródłem inspiracji, podobnie jak „Bunt na okręcie” (The Caine Munity).

Bitwa o Umbarę jest jedną z wielu, które zostały zainspirowane wojną lub filmami wojennymi. Jak będziecie oglądać lub wracać do „Wojen klonów” na Netfliksie, zwróćcie uwagę na tą klasyczną, wojenną stylistykę.


KOMENTARZE (1)

Jak wojna wpłynęła na budowę „Sokoła”

2014-04-25 19:07:24 Oficjalny blog



Cole Horton, zgodnie z zapowiedziami, zajmuje się historycznymi inspiracjami, które trwale zmieniły obraz sagi. Tym razem skoncentrował się na „Sokole Millennium” i pojazdach z czasu wojny, których elementy można w nim odnaleźć.

W poprzednim miesiącu twierdziłem, że II wojna światowa wpłynęła na elementy „Gwiezdnych Wojen” bardziej niż cokolwiek innego. W tym miesiącu zamierzam tego dowieść, dokładnie studiując ulubiony okręt kosmiczny galaktyki – „Sokoła Millennium”. Prawie każdy aspekt tego słynnego pojazdu dzieli jakieś powiązanie z wojną, od kokpitu po silniki. To II wojna światowa pomogła zbudować naszą ulubioną kupę złomu.



Nawiązania zaczynają się w kokpicie „Sokoła” z jego ikonicznym oknem w stylu szklarni. To tu publiczność po raz pierwszy wskoczyła w nadprzestrzeń, to z tego słynnego miejsca Han Solo unikał imperialnych okrętów w polu asteroid nieopodal Hoth. Trzydzieści lat wcześniej kokpit w tym samym stylu latał na pokładzie jednego z najbardziej zaawansowanych bombowców II wojny światowej, amerykańskiego B-29 Superfortess (Superforteca).


B-29 był amerykańskim czterosilnikowym ciężkim bombowcem zaprojektowanym przez Boeinga i używanym dość intensywnie podczas późniejszej fazy kampanii nalotów bombowych na Niemcy i Japonię. Dwie bomby atomowe zrzucone właśnie z B-29 skończyły wojnę i zasygnalizowały początek ery atomowej.

Jak inne bombowce z tamtych czasów, B-29 były najeżone działami maszynowymi przeznaczonymi do obrony załogami wrogich myśliwców. Zdjęcia strzelców i ich dział maszynowych celujących w myśliwce przelatujące na niebie stały się symbolem kroniki lat 40. Ale wraz z rozwojem broni naprowadzanej po II wojnie światowej, obronne działa maszynowe stały się mocno przestarzałe. Ten typ podniebnej broni stał się więc unikalny dla II wojny światowej, ale jednocześnie wywarł swój wpływ na George’a Lucasa i jego ekipę „Gwiezdnych Wojen”.




W celu wyrazistego ukazania ruchu, jaki chciał Lucas osiągnąć w filmie, stworzył swoją własną, wczesną wersję animatyki, używając do tego archiwalnych zdjęć z II wojny światowej oraz klasycznych filmów wojennych. Gdy pisał film, Lucas także oglądał telewizję.
- Za każdym razem, gdy w telewizji był film wojenny taki jak „Mosty Toko-Ri” (The Bridges of Toko-Ri, 1954), oglądałem je, a gdy były tam walki myśliwców, nagrywałem je na wideo. Potem przetransferowałem to na taśmę 16mm i zmontowałem tak by pasowało do mojej wizji „Gwiezdnych Wojen”. To był naprawdę mój sposób by ukazać ruch okrętów kosmicznych.
Lucas twierdzi, że zgromadził jakieś 25 godzin nagrań wideo. To właśnie zdjęcia takie jak te zainspirowały sekwencje z Hanem Solo i Lukem Skywalkerem strzelającymi w wieżyczkach do imperialnych TIE Fighterów podczas ucieczki z Gwiazdy Śmierci.

Przyjrzyjcie się uważnie okrętom, które przelatują i może nawet zobaczycie w nich części pojazdów z czasów wojny. Dzięki metodzie zwanej kitbashingiem, szczegółowe modele zbudowane przez ekipę od efektów z ILM zostały pokryte w sposób dosłowny okrętami, czołgami i artylerią z II wojny światowej. Steve Gawley, modelarz z „Nowej nadziei” wspomina:
- Nie mieliśmy na nic pieniędzy. Nie kupowaliśmy nic nowego, nawet meble w sali kinowej pochodziły ze zwrotów od Goodwill. Mieliśmy dobrą relację z Monogram, firmą produkującą modele z Hawthorne w Kalifornii, mogliśmy zamówić pewne plastykowe drzewa z częściami od ich modeli, oraz odkupić zwroty, którym mogło brakować części, mając nadzieję, że akurat ta część nie będzie nam potrzebna. Mieliśmy olbrzymie zniżki na tego typu rzeczy.
Te modele ze zniżką nadały pojazdom z „Gwiezdnych Wojen” świetny, „używany” wygląd.


Model „Sokoła Millennium” jest pokryty właśnie takimi modelami. Na obrazku widać model „Sokoła” w wielkości 5 stóp, który używano w produkcji Epizodu IV. Cała główna struktura okrętu została stworzona od początku, ale wiele z bogatych szczegółów zostało dodanych z istniejących już fragmentów modeli. Powłoka „Sokoła” składa się z kawałków czołgów typu Panther, Tiger, myśliwców Messerschmitt 109, Kubelwagonów i wielu innych.

Ale „Sokół Millennium” nie zawsze był modelem. Dla Epizodu IV skonstruowano części okrętu na planie, a potem przy „Imperium kontratakuje” nawet „Sokoła” pełnej wielkości z stali i sklejki. „Sokoła Millennium” pełnej wielkości zbudowała grupa inżynierów morskich z doków Pembroke w Walii. Ekipa konstrukcyjna w Pembroke miała już doświadczenie w budowaniu drewnianych pojazdów. Podczas II wojny światowej, Pembroke było największą na świecie bazą łodzi latających, konstruowano tu i startowały stąd długodystansowe wodnosamoloty, które pomagały chronić amerykańskie i brytyjskie konwoje okrętów przemierzające ocean atlantycki. Trzydzieści lat później rzemieślnicy w Pembroke ponownie pracowali w sekrecie, tym razem budując „Sokoła” nim wysłano go w częściach przypominających wycinki koła do studia Elstree.

By dać życie ekranowemu „Sokołowi Millennium”, nawet specjalne efekty dźwiękowe bazowały na wojennych nagraniach. Jak tłumaczy Ben Burtt, „Sokół” jest głównie spowolnioną wersją dźwięków myśliwca P-51 Mustang, nagraną na pokazach lotniczych na pustyni Mojave.
- Podczas pokazu powiedziałem „chcę nagrać jakieś samoloty”, a oni odpowiedzieli „Serio? Więc sobie tam pochodź”. Dziś nie dałoby się tego zrobić, stałem na pylonie a samoloty przelatywały jakieś 15 stóp powyżej mojej głowy. Były tak szybkie, że ledwo mogłem je dostrzec, gdy przelatywały, były tylko rozmyciem, ale mogłem poczuć zapach oleju i wydechów. Leżałem sobie na ziemi z moim mikrofonem i nagrywałem te samoloty, tak przez kilka dni. Miałem mnóstwo wspaniałego materiału. Prawie wszystkie okręty kosmiczne pochodzą z tych nagrań z Mojave, wliczając w to „Sokoła”. Używacie samolotów z napędem tłokowym, jest tym, co odróżnia pojazdy z „Gwiezdnych Wojen” od większości pojazdów filmowych. Montażyści dźwięku zdawali się zawsze koncentrować na hukach i rykach odrzutowców czy rakiet.
Możecie to uznać za dzieło przypadku, ale miłośnicy historii uznają tą okoliczność za ciekawostkę. Podczas gdy z pewnością znacie wielki koreliański okręt pilotowany choćby przez Hana Solo, to czy słyszeliście o Przesmyku Karelskim (ang. Kareliab Isthmus - gra słów), jeziorze w północno-zachodniej Rosji, gdzie Finnowie i Sowieci toczyli Wojnę Zimową, podczas wczesnych dni II wojny światowej? Albo czy wiecie, że podczas wojny, „kessel” run (trasa na Kessel) odnosiło się do niemieckich pilotów starających się zaopatrzyć wojska, otoczone przez Sowietów po bitwie o Stalingrad? Kessel, czy raczej „kocioł” po niemiecku to był termin używany do takiego otoczenia. Czy to miejsce, tak ważne dla II wojny światowej, ma coś wspólnego ze swoimi galaktycznymi odpowiednikami? Zostawię was, byście pomyśleli sobie nad tym, aż do następnego miesiąca, gdy powróci „Od wojny światowej do „Gwiezdnych Wojen””!



Drugie zdjęcie od góry przedstawiające wnętrze kokpitu B-29 wykonał Andrew Kalat.
KOMENTARZE (2)

Weterani wojenni a „Gwiezdne Wojny”

2014-03-18 17:26:30



W pierwszym wpisie o powiązaniach z wojną sagi, Cole Horton zajął się ogólnikami, powoli przechodzimy do szczegółów. Ten tekst będzie poświęcony weteranom prawdziwych wojen, którzy znaleźli swoje miejsce przy produkcji „Gwiezdnych Wojen”.

Znany jako dzień zawieszenia broni, dzień pamięci czy Dzień Weteranów, 11 listopada w wielu krajach świata na całym świecie to czas w którym wspomina się bardzo prawdziwe wojny i ludzi, którzy w nich uczestniczyli. Uniwersum „Gwiezdnych Wojen” zostało powołane do życia przez długą listę weteranów, w tym Ralpha McQuarriego, który uczestniczył w wojnie koreańskiej, nie wspominając o wielu innych członkach ekipy walczących w Wietnamie.

W moim ciągle trwającym poszukiwaniu do serii wykładów na Star Wars Celebration pt. „Od Wojny Światowej do Gwiezdnych Wojen”, przeszedłem przez wciąż rozrastającą się listę aktorów i ekipy „Gwiezdnych Wojen”, którzy byli także weteranami II wojny światowej. W dużej mierze dzięki ich autobiografiom, dostaliśmy informację z pierwszej ręki o ich życiu przed „Gwiezdnymi Wojnami”.

Jednym z takich weteranów jest Sir Christopher Lee, który grał hrabiego Dooku w prequelach. Podobnie jak jego koledzy ze szkoły, Lee znalazł się w małej grupie ochotników, którzy udali się do Finlandii, by pomóc w 1939 w wojnie zimowej przeciw Rosjanom (przyp. tłum. raczej Sowietom, swoją drogą zdjęcie obok przedstawia aktora w Watykanie w 1944).
- Naszym celem było by uratować Finów przed rosyjskim najeźdźcą. Nasi zaskoczeni gospodarze, byli bardzo zadowoleni gdy zobaczyli grupę nieopierzonych ochotników, wzruszyło ich to, że sami opłaciliśmy sobie bilety trzeciej klasy, dali nam białe mundury pełniące rolę kamuflażu w śniegu i zabrali na front, w bardzo bezpieczne miejsce. Nigdy nie widzieliśmy Rosjan, a po dwóch tygodniach odesłano nas do domu. Było jasne, że armia fińska radzi sobie doskonale w walce z rosyjskim kolosem bez naszej pomocy.

Po krótkim pobycie w Home Guard (przyp. tłum. brytyjska organizacja obronna, wspomagającą regularną armię), Lee wstąpił do Królewskich Sił Lotnicznych (Royal Air Force), z zamiarem zostania pilotem. Jednakże jego stan zdrowia uziemił go, ale jednocześnie stworzył możliwość, by stał się oficerem wywiadu do końca wojny.

Lee służył w Północnej Afryce, przejeżdżał nawet przez tunezyjskie miasto Medenine (gdzie pięćdziesiąt lat później kręcono „Mroczne widmo”). Wraz z kolejnymi latami wojny, jego eskadra przemieściła się przez Sycilię na kontynentalne Włochy. Pewnego razu nawet, eskadra ta znalazła się bez poczty, bez piwa w stanie bliskim buntu. Ich głównym żalem było to, że nie wiedzieli, co się dzieje, a to dało doskonałą możliwość Lee, który akurat był na bieżąco z wszystkimi wydarzeniami.
- Przez kilka godzin dałem im wszystko, włącznie ze zdjęciami – pisze. – Przedstawiłem im fakty i postaci. Pod koniec mogli jedynie życzyć sobie, bym nigdy nie zaczynał.

W sumie Lee walczył z siedmioma atakami malarii, został postrzelony przez wrogów, ale i sojuszników (jego lądowanie omyłkowo ostrzelali amerykańscy żołnierze), ale najważniejsze jest to, że zapoznał się z prominentną włoską rodziną, której członek przedstawił go właściwym ludziom w filmie. Bez tego przypadkowego spotkania we Włoszech, Lee mógłby nie zostać aktorem.

Jego długoletni przyjaciel, z którym nie raz grywał, Peter Cushing, próbował zaciągnąć się podczas II wojny światowej ale został odrzucony z powodu kontuzji jaką doznał w dzieciństwie, gdy grał w rugby. Zamiast tego służył krótko w cywilnym okręcie, który podróżował przez Atlantyk w alianckim konwoju . Po powrocie do Anglii, Cushing zaciągnął się do ENSA, angielskiego odpowiednika USO, które zajmują się dostarczaniem rozrywki żołnierzom na całym świecie. Cushing i jego przyszła żona odgrywali sztukę „Private Lives” na prostych improwizowanych scenach w halach, czy hangarach samolotowych, jedno z tych przedstawień miało miejsce podczas ataku Luftwaffe.

Inny weteran, aktor – Alex McCrindle (generał rebeliantów Jan Dodonna), występował we wczesnych programach telewizyjnych, zanim TV nie została wyłączona na czas wojny. Wezwała go Marynarka Królewska, gdzie potem wyprodukował pierwszą sztukę na okręcie Królewskiej Marynarki podczas wojny, którą transmitowano przez głośniki. Zmarł 28 kwietnia 1990.

Reg Bream pracował jako rysownik przy Epizodach IV-VI, tworząc ikoniczne plany okolic kantyny Mos Eisley, komory karobnizacyjnej oraz sali tronowej Imperatora. Trzydzieści lat wcześniej był więźniem wojennym w Japonii. Alan Tomkins wspomina tylko, że on nie chciał na ten temat rozmawiać. Niestety, Bram zmarł podczas produkcji „Powrotu Jedi”.

Po drugiej stronie kamery także znalazło się kilku weteranów. Dwóch operatorów zdjęć oryginalnej trylogii walczyło podczas wojny. Gil Taylor, operator Epizodu IV, służył przez sześć lat II wojny światowej jako oficer w Ochotniczej Rezerwie Królewskich Sił Lotniczych, gdzie pracował jako kamerzysta w bombowcach Lancaster, dokumentując zniszczenia jakich dokonały brytyjskie naloty. Alan Hume, operator „Powortu Jedi” służył w Królewskiej Marynarce podczas II wojny światowej.
- To był oddział fotograficzny – mówi. – Nauczyłem się więcej o zdjęciach w marynarce niż gdziekolwiek indziej.
Zanim zaczął służbę pracował przy wielu filmach okresu wojny, w tym „Nasz okręt” (In which we serve) (1942).

Reżyser Irvin Kershner służył jako mechanik samolotowy i inżynier lotu dla Ósmej Armii Powietrznej w Anglii podczas II wojny światowej. Powiedział nawet Alanowi Arnoldowi podczas kręcenia „Imperium kontratakuje”:
- (wojna) zostawiła nas innymi ludźmi – potem dodał. - ... Wiele młodych osób dziś nie rozumie znaczenia wojny. Tak jakby to równie dobrze nigdy się nie wydarzyło. Nie rozumieją że dostali dziedzictwo okrutności straszliwsze niż cała historia.

Instruktor szermierki i choreograf mieczy świetlnych, Bob Anderson, zaciągnął się do Królewskich Marines jeszcze przed II wojną światową, ucząc szermierki na okrętach wojennych i wygrywając kilka różnych tytułów w zawodach sportowych. Służył na morzu Śródziemnym w czasie wojny i w sierpniu 1942, był jednym z ocalałych z „HMS Coventry”, który został mocno zniszczony podczas niemieckiego bombardowania, gdy przebywał na wschodniej części morza. Po II wojnie światowej, Anderson, który uczył się szermierki od najmłodszych lat, został instruktorem sportowym, zanim wszedł w biznes filmowy.

Nawet w obsadzie „Star Wars Holiday Special” znajdowali się weterani. Harvey Korman, który grał tam trzy role, z których prawdopodobnie najbardziej słynny jest Krelman, humanoid, który pije przez dziurę na czubku głowy. Po skończeniu szkoły średniej, zaciągnął się do marynarki podczas II wojny światowej. Bea Arthur (barmanka Ackmeena), była jedną z pierwszych członkiń Kobiecej Rezerwy US Marines, gdzie pracowała jako maszynistka i kierowca ciężarówki. Art Carney, wieloletni aktor telewizyjny (handlarz San Dann) został wcielony do armii i wysłany do Normandii po inwazji D-Day, w 1944. Art wylądował w Normandii w sierpniu 1944, dwa miesiące po D-Day. Wkrótce potem jego noga została wysadzona przez nazistowki pocisk moździerzowy. Wspomina:
- Coś trzasnęło, leżałem na ziemi a moja prawa noga została wygięta w śmieszny sposób. Arta przetransportowano do szpitala w Anglii w Midlands, gdzie nogi mu nigdy nie doleczono, przez co Carney utykał.

No i w końcu Alec Guinness służył w Ochotniczej Rezerwie Marynarki Królewskiej podczas wojny, służąc głównie jako oficer na lądowniku. Służba zawiozła go od Anglii do USA, od północnej Afryki przez Włochy aż do Jugosławii. (przyp. tłum. Guinness jest na zdjęciu w środkowym rzędzie trzeci od prawej i lewej strony).

Służba Guinnessa to wiele ważnych misji, w tym inwazja Aliantów na Sycylię w 1943. Guinness potem pisał o swojej działalności przed inwazją, wspominając:
- Cała operacja trwała trzy kwadranse dłużej niż planowano. W zamieszaniu nie dostałem sygnału o przełożeniu rozpoczęcia inwazji o godzinę. Kiedy już mieliśmy komplet żołnierzy na pokładzie, wielu z nich było chorych, stąd mieliśmy wolne miejsca, przekazałem moje instrukcję by płynąć prosto na plażę.
Nie wiedząc, że inwazja została przełożona o godzinę, Guinness mógł przypadkowo rozkazać pierwszemu okrętowi rozpocząć inwazję na Sycylię!

W swojej autobiografii Guinness wspomina także:
- Kiedy mnie obecnie pytają, który ze swoich występów uważam za najlepszy, wspominam: „Ten młody, bardzo nieefektywny i nierozróżnialny oficer w Ochotniczej Rezerwie Królewskiej Marynarki. Dodatkowo to był najdłuższy serial, w którym uczestniczyłem”

Z pewnością, są też inni, którzy brali udział w II Wojnie Światowej a potem odegrali istotną rolę w tworzeniu „Gwiezdnych Wojen”. Jeśli macie o tym informacje, zostawcie komentarz poniżej.



Jeśli jesteśmy przy weteranach, to warto wspomnieć jeszcze o dwóch. David Sherman i Dan Cragg, twórcy Próby Jedi to emerytowani amerykańscy żołnierze, weterani wojny w Wietnamie. Swoją drogą, Karen Traviss także swego czasu była korespondentką wojenną.

Z Christopherem Lee i jego wojenną przeszłością wiąże się inna ciekawa anegdotka, otóż wiele lat po wojnie, grając w jednym z filmów, młody reżyser postanowił pouczyć aktora jakie odgłosy wydaje zabijany człowiek. Na co Lee popatrzył na niego z politowaniem i wytłumaczył, że akurat on to doskonale wie.

I na sam koniec jeszcze jedna uwaga, w USA 11 listopada to święto weteranów. My także świętujemy ten dzień, jako Święto Niepodległości.
KOMENTARZE (5)

Od wojny do Gwiezdnych Wojen

2014-03-07 18:46:12



Do ekipy oficjalnego bloga dołączył Cole Horton, który postanowił zająć się historycznymi aspektami „Gwiezdnych Wojen”, przede wszystkim jednak wpływem II wojny światowej na sagę. Pierwszy wpis jest rozpoznawczy, w kolejnych obiecał przejść bardziej do szczegółów.

„Gwiezdne Wojny” to mój ulubiony film o II wojnie światowej. W sadze występują prawdziwi weterani II wojny światowej, opowiada historię dyktatorów, demokracji i imperium. Jest wypełniona efektami dźwiękowymi z II wojny światowej, używa rekwizytów z II wojny światowej, zawiera też spektakularne walki myśliwców (z II wojny światowej), no i ma muzykę wziętą wprost ze złotego wieku Hollywoodu.

„Gwiezdne Wojny” mogą mieć więcej wspólnego z II wojną światową niż z filmami science fiction. Używam tego śmiałego stwierdzenia od lat, odkąd zacząłem dostrzegać odniesienia do tego konfliktu w wielu książkach „Star Wars”, dokumentach czy wywiadach. Pewnego dnia, zacząłem je nawet spisywać, aż do momentu gdy uzbierałem setki pomysłów, opowieści i cytatów. Uzbrojony w te notatki i ekscytację, wyszedłem na scenę na Star Wars Celebration VI, by podzielić się tym jak „dawno temu” wpłynęło na „odległa galaktykę”. Dzięki Star Wars Celebration mogłem się podzielić tymi historiami z widownią w Stanach Zjednoczonych i Niemczech. Teraz zamierzam się nią podzielić z wszystkimi tutaj na blogu.

„Gwiezdne Wojny” zrodziło wiele różnych wpływów, ale jednym z najważniejszych jest z pewnością okres późnych lat 30. i wczesnych lat 40. To z pewnością nie jest żaden przypadek, że właśnie wtedy miały miejsce złote lata filmu, komiksu czy science fiction. Z pewnością to nie jest także przypadek, że George Lucas i jego kreatywna drużyna Star Wars spoglądała na ten okres tworząc uniwersum, które tak kochamy. Wpływ II wojny światowej na „Gwiezdne Wojny” nie jest tylko bierny, to bezpośrednia inspiracja bardzo wielu rzeczy, które widzimy w odległej galaktyce.

Westerny, wojna w Wietnamie, bohaterowie płaszcza i szpady, no i klasyczne mity pomogły ukształtować „Gwiezdne Wojny”. Wiele mówi się o wpływie mitów na stworzenie sagi, w szczególności „Bohater o tysiącu twarzy” Josepha Campbella bardzo mocno wpłynął na samą opowieść. Ale George Lucas przyznał:
- Kocham historię, więc o ile psychologiczne podstawy „Gwiezdnych Wojen” są mitologiczne, o tyle polityczne i socjalne podstawy są historyczne.
Te wpływy docierały do niego różnymi drogami od jego dzieciństwa.

George Walton Lucas Jr. Urodził się 14 maja 1944, tego samego dnia gdy francuskie wojska przedarły się przez potężną linię Gustawa we Włoszech. Jego ojciec próbował się zaciągnąć do wojska, ale odrzucono go, gdyż miał rodzinę. Lucas dorastał w Północnej Kalifornii i wspomina:
- Kochałem wojnę. To było coś wielkiego, gdy dorastałem. Zawsze znajdowała się na stole w formie książek, w telewizji czy w postaci „Victory at Sea”. Byłem zalany przez te wszystkie wojenne rzeczy.
Tę miłość zabrał ze sobą, gdy tworzył „Gwiezdne Wojny”.

II wojna światowa to najbardziej niszczący konflikt wszechczasów. Działa się prawie w każdym miejscu planety. Prawie każdy naród i prawie każdy człowiek na całym świecie miał swą rolę w tej epickiej historii, przy czym na „Gwiezdne Wojny” najbardziej wpłynęła zachodnio-aliancka narracja konfliktu: opowieść o zmaganiach dobra z tyranią. Lucas przyznaje, że „Gwiezdne Wojny”
- ...są bardzo staromodną wersją dobra i zła, wersją na której dorastaliśmy w latach 40. i 50., gdy mieliśmy silne poczucie dobra i zła ze względu na II wojnę światową.

To właśnie opowieść o walce dobra ze złem ukształtowała postaci i ikoniczne obrazy sagi. Ale jednocześnie jak widać w „Zemście Sithów” opowieść (i historia) nigdy nie jest tak czarno-biała.

Przez najbliższe miesiące, będę się dzielił nawiązaniami i podobieństwami między „Gwiezdnymi Wojnami” a II wojną światową na blogu na StarWars.com. Będę zajmował się zarówno bezpośrednimi nawiązaniami między wojną a filmami, takimi jak rekwizyty, dźwięki czy lokacje. Będę też zajmował się podobieństwami, jak kosmiczna opowieść fantasy –„Star Wars” odzwierciedla naszą własną historię.

Wierzę, że II wojna światowa ukształtowała „Gwiezdne Wojny” bardziej niż jakikolwiek inny pojedynczy wpływ. By to udowodnić, w przyszłych wpisach, przyjrzę się sobotnim porannym serialom, temu jak zbudowano „Sokoła Millennium”, krótkiej historii space opery, historii brytyjskich studiów filmowych, tego jak wojna wpłynęła na „Wojny klonów”, powstania Imperium, klasycznej filmowej muzyki i wielu więcej. Więc odkopujcie książki do historii. Spojrzymy na „Gwiezdne Wojny” i II wojnę światową z zupełnie innej strony.


KOMENTARZE (5)
Loading..