- No dobrze. Dość już widziałem.
Dwie twarze, jedna zakapturzona, a druga pokryta futrem, odwróciły się, kiedy łowca nagród wszedł spokojnie do pomieszczenia ochrony. Z gardła Ur'etu wydostało się rzężenie, kiedy gwałtownie pokazywał jedną ręką w stronę Jedi, a drugą szarpał bezsilnie swój kark.
Duros zobaczył jak ramię Jedi porusza się pod szatą, ujrzał niezdecydowanie na twarzy mężczyzny i uśmiechnął się drapieżnie.
- Mną się nie przejmuj. Nie mam zamiaru ci przeszkadzać. Dokończ, proszę, swoją robotę.
Wydawało się, że oczy Bothanina nie mogą już bardziej wyjść z orbit. A jednak. Ur'etu, szef Konsorcjum Skar'kla, umarł patrząc z przerażeniem na błękitnoskórego łowcę nagród.
- A teraz - rzekł Duros, kiedy ciało upadło na podłogę. - Porozmawiamy sobie.
- O czym? - Nawet jeśli słowa Jedi nie zdradzały podejrzenia, ręka spoczywająca na rękojeści miecza świetlnego była wystarczającą wskazówką.
- Przede wszystkim o tym, jak wszystko zaaranżowałeś - błękitne palce nie wskazywały konkretnego miejsca, lecz cały pokój. - To wszystko.
Ręka zacisnęła się mocniej na mieczu świetlnym.
- Nie radzę, synu. Nawet Jedi nie byłby tak szybki - a obaj wiemy, że nim nie jesteś.
Gniewny syk mężczyzny został zagłuszony przez głośniejszy dźwięk miecza świetlnego, spowijającego go w zieloną poświatę.
I natychmiast zgasł, kiedy strzał z blastera przebił się przez rękojeść, rozrzucając metalowe odłamki, spalone druty i kawałki kryształów. Przebiły się one przez ubranie a także skórę mężczyny.
- Skradziony miecz świetlny? - kontynuował łowca spokojnie, jakby mówił o ostatnim meczu procopiłki. - Dodatkowy uchwyt powoduje, że łatwiej go trzymać bez utraty kończyn, to oczywiste. Co tam jeszcze masz?
"Jedi" skoczył przenosząc się przez połowę komnaty w stronę powalonego Weequaya i - przypuszczalnie - jego broni.
- Ach, tak, buty. Pomysłowe. - Kolejny strzał przebił miniaturowy silnik, skórę butów i ciało. Dym tak gęsty, że można go było wziąć za płyn, wydostał się z prawego obcasa człowieka. Napędzany tylko drugim silnikiem stracił równowagę i uderzył w ścianę z miażdżącym kości chrupnięciem. Padł na podłogę, jęcząc.
- Najmniejszy plecak odrzutowy jaki widziałem, ważył 30 kilo - powiedział Duros, poruszając obojętnie pistoletem. - Właściwie to masz szczęście, że strzeliłem w ten sposób. Zwykle nie strzelam, by ranić.
"Jedi" uniósł trzęsącą się rękę. Blaster poruszył się w dłoni łowcy i zaczął się "wyrywać".
- Kabel z monowłókien z magnetycznym chwytakiem? - Duros szarpnął się i ranny mężczyzna poślizgnął się na podłodze, pociągnięty przez własny nadgarstek. - Prawdopodobnie dla tego przerażonego bothańskiego idioty wyglądało to jakbyś używał Mocy. - Człowiek odsunął się przed butem łowcy z bolesnym jękiem.
- A duszenie? Zobaczmy... - łowca pochylił się, sprawdzając rękawice na nadgarstkach tamtego. - Emiter gazu. Nie radzę próbować, kiedy jestem tak blisko. Moglibyśmy obaj się udusić, prawda?
- Przyznam, że to było całkiem sprytne. - Schował broń po czym znowu zaczął stukać się w podbródek. - Zostawienie za sobą kilku ciał zabitych mieczem świetlnym i uduszonych bez żadnych widocznych obrażeń, upewnienie się, że kilku świadków widziało cię jak wykonujesz kilka sztuczek i można dojść do wniosku, że twój cel zirytował czymś Jedi. A więc nikt - ani władze, ani sojusznicy Ur'etu - nie kieruje uwagi na rywali w interesach. Sprytne. A więc dla którego Hutta pracujesz?
- Co? Nigdy nie mówiłem... Jak?
- Nietrudno się domyślić. Nikt oprócz Huttów nie odważyłby się wejść na terytorium Skar'kla.
"Jedi" pokiwał głową, zaciskając zęby.
- No dobrze. A więc sprawa wygląda tak, synu. Wziąłem robotę zleconą mi przez Ur'etu, to znaczy zabicie ciebie, gdybyś jeszcze się nie domyślił, ale zabijając fałszywego Jedi nie zdobyłbym reputacji. Ale wszyscy odkryliby prawdę, gdybym sprowadził cię żywego. Myślę, że nagroda Huttów za Bothanina jest dość duża, w związku z tym zamierzam ją zgarnąć. W zamian za darowanie ci życia nauczysz mnie jak skonstruować te małe cuda.
Łowca już myślał o nieograniczonych możliwościach: pola energetyczne, kontrolki do statków, ukryte bronie, łamacze kodów...
Fałszywy Jedi wiedział, że nie należy pytać, co by się stało, gdyby odmówił. Zamiast tego ponownie skinął głową, jeszcze bardziej sztywno. - Nie dosłyszałem twojego nazwiska, łowco nagród.
- Bane. Nazywam się Cad Bane.
- Nigdy o tobie nie słyszałem.
- Nie - Bane nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy. Nadchodziła wojna, a łowca nagród z takim ekwipunkiem i odpowiednim nastawieniem mógłby mieć wystarczającą reputację aby pławić się w pieniądzach, kiedy przyjdzie odpowiedni czas. - Nie słyszałeś. Jeszcze nie.
Dwie twarze, jedna zakapturzona, a druga pokryta futrem, odwróciły się, kiedy łowca nagród wszedł spokojnie do pomieszczenia ochrony. Z gardła Ur'etu wydostało się rzężenie, kiedy gwałtownie pokazywał jedną ręką w stronę Jedi, a drugą szarpał bezsilnie swój kark.
Duros zobaczył jak ramię Jedi porusza się pod szatą, ujrzał niezdecydowanie na twarzy mężczyzny i uśmiechnął się drapieżnie.
- Mną się nie przejmuj. Nie mam zamiaru ci przeszkadzać. Dokończ, proszę, swoją robotę.
Wydawało się, że oczy Bothanina nie mogą już bardziej wyjść z orbit. A jednak. Ur'etu, szef Konsorcjum Skar'kla, umarł patrząc z przerażeniem na błękitnoskórego łowcę nagród.
- A teraz - rzekł Duros, kiedy ciało upadło na podłogę. - Porozmawiamy sobie.
- O czym? - Nawet jeśli słowa Jedi nie zdradzały podejrzenia, ręka spoczywająca na rękojeści miecza świetlnego była wystarczającą wskazówką.
- Przede wszystkim o tym, jak wszystko zaaranżowałeś - błękitne palce nie wskazywały konkretnego miejsca, lecz cały pokój. - To wszystko.
Ręka zacisnęła się mocniej na mieczu świetlnym.
- Nie radzę, synu. Nawet Jedi nie byłby tak szybki - a obaj wiemy, że nim nie jesteś.
Gniewny syk mężczyzny został zagłuszony przez głośniejszy dźwięk miecza świetlnego, spowijającego go w zieloną poświatę.
I natychmiast zgasł, kiedy strzał z blastera przebił się przez rękojeść, rozrzucając metalowe odłamki, spalone druty i kawałki kryształów. Przebiły się one przez ubranie a także skórę mężczyny.
- Skradziony miecz świetlny? - kontynuował łowca spokojnie, jakby mówił o ostatnim meczu procopiłki. - Dodatkowy uchwyt powoduje, że łatwiej go trzymać bez utraty kończyn, to oczywiste. Co tam jeszcze masz?
"Jedi" skoczył przenosząc się przez połowę komnaty w stronę powalonego Weequaya i - przypuszczalnie - jego broni.
- Ach, tak, buty. Pomysłowe. - Kolejny strzał przebił miniaturowy silnik, skórę butów i ciało. Dym tak gęsty, że można go było wziąć za płyn, wydostał się z prawego obcasa człowieka. Napędzany tylko drugim silnikiem stracił równowagę i uderzył w ścianę z miażdżącym kości chrupnięciem. Padł na podłogę, jęcząc.
- Najmniejszy plecak odrzutowy jaki widziałem, ważył 30 kilo - powiedział Duros, poruszając obojętnie pistoletem. - Właściwie to masz szczęście, że strzeliłem w ten sposób. Zwykle nie strzelam, by ranić.
"Jedi" uniósł trzęsącą się rękę. Blaster poruszył się w dłoni łowcy i zaczął się "wyrywać".
- Kabel z monowłókien z magnetycznym chwytakiem? - Duros szarpnął się i ranny mężczyzna poślizgnął się na podłodze, pociągnięty przez własny nadgarstek. - Prawdopodobnie dla tego przerażonego bothańskiego idioty wyglądało to jakbyś używał Mocy. - Człowiek odsunął się przed butem łowcy z bolesnym jękiem.
- A duszenie? Zobaczmy... - łowca pochylił się, sprawdzając rękawice na nadgarstkach tamtego. - Emiter gazu. Nie radzę próbować, kiedy jestem tak blisko. Moglibyśmy obaj się udusić, prawda?
- Przyznam, że to było całkiem sprytne. - Schował broń po czym znowu zaczął stukać się w podbródek. - Zostawienie za sobą kilku ciał zabitych mieczem świetlnym i uduszonych bez żadnych widocznych obrażeń, upewnienie się, że kilku świadków widziało cię jak wykonujesz kilka sztuczek i można dojść do wniosku, że twój cel zirytował czymś Jedi. A więc nikt - ani władze, ani sojusznicy Ur'etu - nie kieruje uwagi na rywali w interesach. Sprytne. A więc dla którego Hutta pracujesz?
- Co? Nigdy nie mówiłem... Jak?
- Nietrudno się domyślić. Nikt oprócz Huttów nie odważyłby się wejść na terytorium Skar'kla.
"Jedi" pokiwał głową, zaciskając zęby.
- No dobrze. A więc sprawa wygląda tak, synu. Wziąłem robotę zleconą mi przez Ur'etu, to znaczy zabicie ciebie, gdybyś jeszcze się nie domyślił, ale zabijając fałszywego Jedi nie zdobyłbym reputacji. Ale wszyscy odkryliby prawdę, gdybym sprowadził cię żywego. Myślę, że nagroda Huttów za Bothanina jest dość duża, w związku z tym zamierzam ją zgarnąć. W zamian za darowanie ci życia nauczysz mnie jak skonstruować te małe cuda.
Łowca już myślał o nieograniczonych możliwościach: pola energetyczne, kontrolki do statków, ukryte bronie, łamacze kodów...
Fałszywy Jedi wiedział, że nie należy pytać, co by się stało, gdyby odmówił. Zamiast tego ponownie skinął głową, jeszcze bardziej sztywno. - Nie dosłyszałem twojego nazwiska, łowco nagród.
- Bane. Nazywam się Cad Bane.
- Nigdy o tobie nie słyszałem.
- Nie - Bane nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy. Nadchodziła wojna, a łowca nagród z takim ekwipunkiem i odpowiednim nastawieniem mógłby mieć wystarczającą reputację aby pławić się w pieniądzach, kiedy przyjdzie odpowiedni czas. - Nie słyszałeś. Jeszcze nie.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 4,80 Liczba: 5 |
|
Jaro2012-09-05 08:34:21
Słabe. Sceny akcji (czyli jakieś 80% całości) nudne i bez polotu. I w dodatku nie wiadomo, po co tak naprawdę to coś w ogóle napisano. Żeby pokazać w jaki sposób mało interesujący bohater z trzecioligowego serialu zdobywa XYZ?
Bez obrazy, Urthona, ale tekstowi przydałby się jeszcze solidny przegląd, bo wiele kwestii prezentuje się bardzo drętwo i wyraźnie widać cień angielskiego oryginału.
3/10
Qel Asim2012-09-03 21:10:34
Dobra robota Urthona! :)
Co do opowiadania... Przypomina przeciętnego fanfika, a nie oficjalny twór. OK autor debiutuje w SW, więc można mu to wybaczyć, ale prawdę mówiąc to nawet jako fanfik nie byłoby dobre.
SPOJLER!!!!
Pomijając moje uprzedzenie do łowców nagród, nawet do w miarę znośnego Cada Bane'a, to opowiadanie i tak jest kiepskie. Cieszy mnie fakt że nie dotyczy ono Boby Fetta - to jedyne co podwyższa moją ocenę tego opowiadania.
Moja ocena końcowa? 4/10, chociaż odnoszę wrażenie że zawyżam tą ocenę...