Kiedy boss Konsorcjum Skar'kla schował się za biurkiem, nie zrobił tego tylko w nadziei, że drewno greel osłoni od wybuchu. Ukryty przycisk, szybki ruch, i drzwi w podłodze za biurkiem otworzyły się z sykiem. W czasie kiedy ostatni ze strażników dogorywał, Ur'etu pędził przez korytarz o metalowych ścianach, przeklinając w bothańskim między ciężkimi oddechami. Domyślał się, że będzie musiał uciekać, że strażnicy na górze nie wystarczą, ale wydawało mu się też, iż przynajmniej nieco spowolnią przeklętego Jedi! Z każdym krokiem odczuwał potrzebę oglądnięcia się za siebie, przekonany, że coraz bliżej słyszy dudniące kroki i szum miecza świetlnego. Za każdym razem wyczuwał nagły ruch i za każdym razem okazywało się, że to tylko jego odbicie w wypolerowanych ścianach.
W końcu, po biegu, który zdawał się trwać lata świetlne, znalazł się na końcu korytarza i przed ciężkimi drzwiami, nie cieńszymi niż te, które znajdowały się na górze. Niemal panicznie - bo słyszał już kroki Jedi - poruszył dłonią nad czujnikiem wmontowanym w durastal. Portal odsunął się, ujawniając wnętrze centrum ochrony Ur'etu.
Odrywając wzrok od stojących w kole monitorów weequayski szef ochroniarzy spojrzał na Ur'etu.
- Jakieś problemy, szefie?
Trzask zamykanych drzwi zagłuszył kolejny strumień bothańskich przekleństw.
- Co to, na gnój mradhe, za durne pytanie?!
Weequay wzruszył ramionami i jeśli nawet poczuł się urażony, nie odbiło się to na jego pomarszczonej twarzy.
- Myślałem, że powiedział pan, że mnie wezwie, kiedy będę potrzebny.
- Nie było czasu! Jedi rozwalił twoich ludzi!
- Moich... ?
- Może się tu znaleźć w każdej chwili - wyrzęził Ur'etu.
- I dobrze - szef ochrony wyszedł zza swojego biurka, trzymając w lewej dłoni pikę energetyczną. Zaczęła trzeszczeć wyładowaniami, niemal tak samo oczekując nadchodzącego chaosu jak jej właściciel. - Zawsze chciałem spróbować swoich sił z Jedi.
- Nie musisz walczyć z tym synem mynocka! Zajmij go tylko na tyle, żebym... - Bothanin uniósł blaster.
- Tylko niech mnie pan nie trafi, szefie.
- Och, bardzo ci dziękuję za...
Tym razem nie było przecinania drzwi; po prostu znów uniosły się do góry, ujawniając zakutaną w płaszcz i zakapturzoną postać.
Ur'etu natychmiast cofnął się, uniósłszy małą ale śmiercionośną broń w nadziei na czysty strzał. Weequay ruszył naprzód, z piką spoczywającą bezczynnie przy jego boku.
Lewa ręka Jedi uniosła się, palce skierowały się w stronę Bothanina.
Ur'etu sapnął, kiedy blaster gwałtownie wyleciał mu z dłoni, przeleciał przez pokój i znalazł się w ręce w czarnej rękawicy.
Weequay pokonał szybkim krokiem dystans między sobą a przeciwnikiem, kiedy Jedi odwrócił blaster w jego stronę i strzelił mu w twarz.
- Zaraz... chwileczkę... - zaprotestował Bothanin, cofając się z dłońmi w górze. - Słuchaj, nie wiem czego chcesz od mojej organizacji, ale może dojdziemy do jakiegoś porozumienia...
Jedi stanął z boku, znów wyciągnął lewą rękę i Ur'etu począł się dusić.
W końcu, po biegu, który zdawał się trwać lata świetlne, znalazł się na końcu korytarza i przed ciężkimi drzwiami, nie cieńszymi niż te, które znajdowały się na górze. Niemal panicznie - bo słyszał już kroki Jedi - poruszył dłonią nad czujnikiem wmontowanym w durastal. Portal odsunął się, ujawniając wnętrze centrum ochrony Ur'etu.
Odrywając wzrok od stojących w kole monitorów weequayski szef ochroniarzy spojrzał na Ur'etu.
- Jakieś problemy, szefie?
Trzask zamykanych drzwi zagłuszył kolejny strumień bothańskich przekleństw.
- Co to, na gnój mradhe, za durne pytanie?!
Weequay wzruszył ramionami i jeśli nawet poczuł się urażony, nie odbiło się to na jego pomarszczonej twarzy.
- Myślałem, że powiedział pan, że mnie wezwie, kiedy będę potrzebny.
- Nie było czasu! Jedi rozwalił twoich ludzi!
- Moich... ?
- Może się tu znaleźć w każdej chwili - wyrzęził Ur'etu.
- I dobrze - szef ochrony wyszedł zza swojego biurka, trzymając w lewej dłoni pikę energetyczną. Zaczęła trzeszczeć wyładowaniami, niemal tak samo oczekując nadchodzącego chaosu jak jej właściciel. - Zawsze chciałem spróbować swoich sił z Jedi.
- Nie musisz walczyć z tym synem mynocka! Zajmij go tylko na tyle, żebym... - Bothanin uniósł blaster.
- Tylko niech mnie pan nie trafi, szefie.
- Och, bardzo ci dziękuję za...
Tym razem nie było przecinania drzwi; po prostu znów uniosły się do góry, ujawniając zakutaną w płaszcz i zakapturzoną postać.
Ur'etu natychmiast cofnął się, uniósłszy małą ale śmiercionośną broń w nadziei na czysty strzał. Weequay ruszył naprzód, z piką spoczywającą bezczynnie przy jego boku.
Lewa ręka Jedi uniosła się, palce skierowały się w stronę Bothanina.
Ur'etu sapnął, kiedy blaster gwałtownie wyleciał mu z dłoni, przeleciał przez pokój i znalazł się w ręce w czarnej rękawicy.
Weequay pokonał szybkim krokiem dystans między sobą a przeciwnikiem, kiedy Jedi odwrócił blaster w jego stronę i strzelił mu w twarz.
- Zaraz... chwileczkę... - zaprotestował Bothanin, cofając się z dłońmi w górze. - Słuchaj, nie wiem czego chcesz od mojej organizacji, ale może dojdziemy do jakiegoś porozumienia...
Jedi stanął z boku, znów wyciągnął lewą rękę i Ur'etu począł się dusić.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 4,80 Liczba: 5 |
|
Jaro2012-09-05 08:34:21
Słabe. Sceny akcji (czyli jakieś 80% całości) nudne i bez polotu. I w dodatku nie wiadomo, po co tak naprawdę to coś w ogóle napisano. Żeby pokazać w jaki sposób mało interesujący bohater z trzecioligowego serialu zdobywa XYZ?
Bez obrazy, Urthona, ale tekstowi przydałby się jeszcze solidny przegląd, bo wiele kwestii prezentuje się bardzo drętwo i wyraźnie widać cień angielskiego oryginału.
3/10
Qel Asim2012-09-03 21:10:34
Dobra robota Urthona! :)
Co do opowiadania... Przypomina przeciętnego fanfika, a nie oficjalny twór. OK autor debiutuje w SW, więc można mu to wybaczyć, ale prawdę mówiąc to nawet jako fanfik nie byłoby dobre.
SPOJLER!!!!
Pomijając moje uprzedzenie do łowców nagród, nawet do w miarę znośnego Cada Bane'a, to opowiadanie i tak jest kiepskie. Cieszy mnie fakt że nie dotyczy ono Boby Fetta - to jedyne co podwyższa moją ocenę tego opowiadania.
Moja ocena końcowa? 4/10, chociaż odnoszę wrażenie że zawyżam tą ocenę...